Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Aether&Venti, w tle trochę Razor&Sucrose i Kaeya&Albedo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, komedia, hurt/comfort?
Seria: "Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: Okej, więc jestem tym typem człowieka, który uważa obie wersje gry za właściwe i do każdej ma oddzielne shipy. Czyli co się dzieje w Teyvat, kiedy to Lumine jest antagonistką.
Swoją drogą, przepraszam, że ten fik jest krótszy od tego z KaeLumi, ale tak to jest, kiedy Winry stara się napisać coś... Bardziej na wesoło, niż znowu cisnąć w dramę.
Aether właściwie już miał iść spać. Paimon zasnęła jakieś pół godziny temu i chrapała, jakby przynajmniej była wielkim, umięśnionym i jednocześnie grubym chłopem z widłami, a nie małą wróżką.
Ale Aether nie poszedł spać, bo usłyszał kroki. Wychylił się z namiotu i zobaczył Sucrose, która podeszła do niego i przycupnęła na trawie.
- Hej. Kapitan Albedo ma do ciebie sprawę - oznajmiła. - Ogólnie chodzi o Ventiego.
- O Ventiego? - Aetherowi automatycznie odechciało się spać. - Co się stało Ventiemu? Wszystko w porządku? Nic mu nie jest?
- W dużym skrócie... - Sucrose zarumieniła się, jakby wstydziła się mówić o tej sprawie. - Albedo wie, że jesteście blisko i... Chciałby, żebyś, no wiesz... Zabrał Ventiego z tawerny, zanim zrobi z siebie pośmiewisko. Jeszcze większe. I zanim mistrz Diluc go udusi.
Aether westchnął ciężko. Typowe. On się martwi, a tutaj znowu chodzi o alkohol. Mógł się w sumie domyślić, skoro to Albedo kogoś do niego przysłał. Ciekawe, w jakim stanie jest Kaeya?
Tego chyba Aether wolał nie wiedzieć.
- Zaraz się tym zajmę - stwierdził, wychodząc z namiotu. - A, Sucrose? Mogłabyś jakoś zabezpieczyć namiot, żeby nikt nie zjadł Paimon? Nie chcę, żeby moje zapasy na czarną godzinę ktoś sprzątnął mi sprzed nosa.
Sucrose zamrugała i nieco się zmarszczyła, chyba nie do końca rozumiejąc poczucie humoru swojego rozmówcy.
- Będę stać na czatach - stwierdziła, siadając w wejściu do namiotu.
- Jak jesteś głodna, to Razor ostatnio przyniósł mi placki w kształcie łapek i trochę mi ich zostało - oznajmił Aether, a Sucrose zarumieniła się jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Wiem... On... Często... - wydukała, po czym schowała twarz w dłonie.
Aether westchnął. Skrytykowałby ją za to, że nadal nie umiała się przyznać do swoich uczuć, ale czy był od niej w jakikolwiek sposób lepszy?
Chociaż Razor przynajmniej nie jest Archonem...
- Wrócę za jakiś czas - obiecał Aether i ruszył w stronę tawerny.
Po drodze minął Albedo ciągnącego Kaeyę za nogę, który albo spał, albo został przez wyżej wymienionego alchemika znokautowany. Wszystko jest możliwe.
- Futro mu się postrzępi - zauważył Aether, a Albedo obrzucił go takim spojrzeniem, że Podróżnik pomyślał, iż to jego Klee powinna się bać, a nie Jean.
- Ja mu coś innego postrzępię - powiedział Albedo przeraźliwie wręcz spokojnym głosem. - Idź sprowadzić na ziemię tego barda. Dobrej nocy życzę.
I poszedł, nie zmieniając swojej taktyki przenoszenia Kaeyi z tawerny do Głównej Kwatery Rycerzy Favoniusa.
Przez chwilę Aether pomyślał, że on w sumie zrobiłby chyba dokładnie to samo. I Lumine prawdopodobnie też. W sumie Kaeya był idealnie w jej typie. Może w innej linii czasowej, gdzie to jego porwała ta bogini...
- O czym ty znowu myślisz, Aether? - mruknął do siebie i zauważył, że nadal stoi jak słup soli, więc postanowił ruszyć się z miejsca.
I tak jak przypuszczał, Venti stał na stole, a raczej lewitował nad nim i śpiewał, grając na lirze. Aether spojrzał na Diluka i stwierdził, że chyba zacznie dzisiaj notować wszystkie mordercze spojrzenia rzucane w jego stronę, bo to było już trzecie, jeśli liczyć zdegustowaną Sucrose. Albo dziewiąte, bo pokonane po południu Hilichurle chyba też można wpisać na listę.
- Zabierz go stąd - mruknął Diluc.
- Już się robi - Aether podszedł do stołu, złapał Ventiego za nogi i pociągnął. Archon Anemo wylądował kompletnie bez gracji na stole i zaśmiał się.
- Hehe~! Aether~! Mój słodki, kochany przyjaciel~! - Venti odłożył lirę i złapał Aethera za policzki.
Podróżnik spokojnie policzył do trzech.
Potem do pięciu.
Potem usłyszał, że za jego plecami Diluc odchrząknął i przestał próbować się uspokoić, bo nie było na to czasu.
- Venti, mój przyjacielu, wypiłeś dzisiaj zdecydowanie za dużo - stwierdził Aether, łapiąc Ventiego za dłonie. Bóg Wolności zachichotał.
- I?
- I musisz iść spać jak każdy grzeczny chłopiec - Aether przerzucił go sobie przez ramię i zabrał lirę ze stołu.
- Nie jestem ani grzeczny, ani chłopcem - zaprotestował Venti, machając nogami.
Aether spojrzał na Diluka.
- Ile?
- Dwadzieścia dziewięć. To i tak mniej niż ostatnio - odparł Diluc. - Aczkolwiek miło by było, gdyby ktoś za niego zapłacił.
- Zostawiłem morę w namiocie - Aether poczuł się nieco zakłopotany.
- Dasz mi jutro. Tobie ufam, jemu nie - Diluc usiadł na stołku. - A teraz znikajcie mi z oczu, zanim się rozmyślę.
Aether odnotował kolejne mordercze spojrzenie tego dnia i wyszedł z tawerny.