Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 26 grudnia 2020

Breath of the Sun IV

Uniwersum: Genshin Impact

Pairing: Aether&Venti, w tle trochę Razor&Sucrose i Kaeya&Albedo

Dozwolone od: 17+

Gatunek tekstu: fantasy, komedia, hurt/comfort?

Seria: "Sun&Wind"

Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony

Notka autorska: Uwaga, Venti w końcu wytrzeźwiał. XD



Kiedy Aether się obudził, odkrył, że Venti zniknął. Był jednak wciąż okryty jego peleryną, więc cała ta rozmowa nie mogła być tylko miłym snem.

- Tu jesteś! - usłyszał głos Sucrose, która podbiegła do niego oburzona. - Jak mogłeś mnie zostawić na całą noc z tą chrapiącą wróżką?! Mało co nie przerobiłam jej na eliksir!

- Aether~! - Paimon podleciała do niego z drugiej strony. - Paimon martwiła się o ciebie, gdzie byłeś?

- Wykonywałem zadanie narzucone przez kapitana Albedo - odparł Aether, zakładając pelerynę Ventiego, jakby to nie było ani trochę dziwne, że ją ma. - Paimon, pójdziesz pozbierać jabłka na śniadanie?

- Aether! Nie było cię całą noc, a teraz każesz Paimon...

- Proszę - powiedział Aether stanowczo.

Paimon westchnęła ciężko.

- No dobrze, Paimon poleci, skoro Aether tak grzecznie prosi - wróżka posłusznie wykonała polecenie.

- Jesteś mi winien obiad, Honorowy Rycerzu - mruknęła Sucrose.

- Zaprosić Razora? - spytał Aether, na co alchemiczka zakrztusiła się powietrzem.

- Nie! - zawołała i uciekła.

Teraz mógł się z niej naśmiewać. Razor w końcu nie był Archonem Anemo.

- Który to Archon ode mnie uciekł - Aether dokończył swoją myśl na głos. - Muszę go znaleźć. I dobrze wiem, gdzie jest.

Ruszył do Mondstadt. Minął po drodze Kaeyę, który obdarzył go promiennym, czarującym uśmiechem. Czy ten człowiek kiedykolwiek w życiu miał kaca?

- Chłodny od samego poranka, co? - Kaeya oparł się o ścianę. - Czy to prawda, że nasz cudowny Albedo zaciągnął mnie do Głównej Kwatery za nogę, czy moje postrzępione ubrania i kilku mieszkańców miasta postanowiło się ze mnie nieco pośmiać?

- Widziałem to na własne oczy, kapitanie Kaeya - odparł Aether. - Swoją drogą, masz podobno dwadzieścia jeden lat. Zrób coś z tą sytuacją, a nie podrywasz mnie, jak nastolatek, który nie może się zdecydować przez hormony.

- Hm? - Kaeya zmierzył go wzrokiem. - Ach tak... Ale powiedz, on naprawdę zaciągnął mnie tam za nogę?

- Tak - Aether podszedł do Kaeyi i tyknął go w nos. - Jak niesfornego prosiaczka.

Podróżnik uśmiechnął się lekko złośliwie i ruszył w swoją stronę. Tak. Lumine na pewno uległaby czarowi Kaeyi. Zawsze miała słabość do tego typu osób.

Zwłaszcza, jeśli tak jak Aether widziała, że za tym czarującym uśmiechem i beztroską osobowością kryje się ktoś naprawdę bardzo samotny.

* * *

I tak jak Podróżnik podejrzewał, Venti siedział na dłoniach posągu Barbatosa.

- "W sumie to tak, jakby siedział na własnych" - pomyślał Aether i wspiął się na statuę. Podszedł do Ventiego i usiadł obok niego.

- Wiedziałem, że mnie tu znajdziesz - Venti uśmiechnął się lekko, machając nogami. - Przepraszam, że uciekłem. Po prostu... Chciałem to jeszcze dokładnie przemyśleć.

- Pocałowaliśmy się. Wyznaliśmy sobie miłość. Nad czym jeszcze chcesz myśleć, Venti? - spytał Aether, lekko zirytowany.

- Nad tym, że musisz iść szukać siostry - odparł Venti. - Nie możesz tu zostać. Co oznacza, że będę musiał na ciebie czekać. A mam wrażenie, że powietrze ma ostatnio jakiś inny zapach. Jakby zbierało się na burzę.

- Mówisz o wojnie? - spytał Aether.

- Zakon Otchłani rośnie w siłę. Tsaritsa ma jakieś niecne plany, skoro ukradła moje gnosis. Jej Fatui wszędzie węszy jak stado posłusznych psów. Bogini Nieskończoności, w dużym skrócie, zrobiła się nieco drażliwa - wymienił Venti. - Świat się zmienia. Ludzie są coraz bardziej niezależni. Coraz więcej knują. Adepci w Liyue już praktycznie nie są potrzebni. Niedługo zapomni się również o bogach. A w tym wszystkim Khaenri'ah i ich klątwa. I dobrze wiesz, że ktoś przekazał Zakonowi, że Jean była chora. Każdy każdemu zaczyna patrzeć na ręce, które najczęściej wszyscy chowają w rękawiczkach.

Aether schował dłonie za plecami i zagwizdał.

- Poczułem wczoraj najprawdziwsze szczęście - przyznał Venti. - I naprawdę cię kocham. Ale boję się, że jeśli wybuchnie wojna, stracę cię. I nie wiem, czy jestem na to gotowy. Noszę żałobę po moim przyjacielu od ponad dwóch tysięcy lat. Czy potrzebna mi następna?

- Nie zginę - Aether złapał Ventiego za dłonie. - Chodź ze mną. Chcę najeść się z tobą jabłek i spędzić najlepszy dzień w Mondstadt, odkąd tu przybyłem.

- Chcesz polatać? - spytał Venti. Aether uśmiechnął się czule.

- Z tobą mogę lecieć aż do samego słońca - oznajmił, całując go w usta i kompletnie ignorując zduszony okrzyk Grace, która akurat pojawiła się pod statuą.

A niech patrzy. Nikogo nie obchodzi jej zdanie.

A na pewno nie Aethera. Nie w tym momencie.