Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Aether&Venti, w tle trochę Razor&Sucrose i Kaeya&Albedo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, komedia, hurt/comfort?
Seria: "Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: Uwaga, Venti w końcu wytrzeźwiał. XD
Kiedy Aether się obudził, odkrył, że Venti zniknął. Był jednak wciąż okryty jego peleryną, więc cała ta rozmowa nie mogła być tylko miłym snem.
- Tu jesteś! - usłyszał głos Sucrose, która podbiegła do niego oburzona. - Jak mogłeś mnie zostawić na całą noc z tą chrapiącą wróżką?! Mało co nie przerobiłam jej na eliksir!
- Aether~! - Paimon podleciała do niego z drugiej strony. - Paimon martwiła się o ciebie, gdzie byłeś?
- Wykonywałem zadanie narzucone przez kapitana Albedo - odparł Aether, zakładając pelerynę Ventiego, jakby to nie było ani trochę dziwne, że ją ma. - Paimon, pójdziesz pozbierać jabłka na śniadanie?
- Aether! Nie było cię całą noc, a teraz każesz Paimon...
- Proszę - powiedział Aether stanowczo.
Paimon westchnęła ciężko.
- No dobrze, Paimon poleci, skoro Aether tak grzecznie prosi - wróżka posłusznie wykonała polecenie.
- Jesteś mi winien obiad, Honorowy Rycerzu - mruknęła Sucrose.
- Zaprosić Razora? - spytał Aether, na co alchemiczka zakrztusiła się powietrzem.
- Nie! - zawołała i uciekła.
Teraz mógł się z niej naśmiewać. Razor w końcu nie był Archonem Anemo.
- Który to Archon ode mnie uciekł - Aether dokończył swoją myśl na głos. - Muszę go znaleźć. I dobrze wiem, gdzie jest.
Ruszył do Mondstadt. Minął po drodze Kaeyę, który obdarzył go promiennym, czarującym uśmiechem. Czy ten człowiek kiedykolwiek w życiu miał kaca?
- Chłodny od samego poranka, co? - Kaeya oparł się o ścianę. - Czy to prawda, że nasz cudowny Albedo zaciągnął mnie do Głównej Kwatery za nogę, czy moje postrzępione ubrania i kilku mieszkańców miasta postanowiło się ze mnie nieco pośmiać?
- Widziałem to na własne oczy, kapitanie Kaeya - odparł Aether. - Swoją drogą, masz podobno dwadzieścia jeden lat. Zrób coś z tą sytuacją, a nie podrywasz mnie, jak nastolatek, który nie może się zdecydować przez hormony.
- Hm? - Kaeya zmierzył go wzrokiem. - Ach tak... Ale powiedz, on naprawdę zaciągnął mnie tam za nogę?
- Tak - Aether podszedł do Kaeyi i tyknął go w nos. - Jak niesfornego prosiaczka.
Podróżnik uśmiechnął się lekko złośliwie i ruszył w swoją stronę. Tak. Lumine na pewno uległaby czarowi Kaeyi. Zawsze miała słabość do tego typu osób.
Zwłaszcza, jeśli tak jak Aether widziała, że za tym czarującym uśmiechem i beztroską osobowością kryje się ktoś naprawdę bardzo samotny.
* * *
I tak jak Podróżnik podejrzewał, Venti siedział na dłoniach posągu Barbatosa.
- "W sumie to tak, jakby siedział na własnych" - pomyślał Aether i wspiął się na statuę. Podszedł do Ventiego i usiadł obok niego.
- Wiedziałem, że mnie tu znajdziesz - Venti uśmiechnął się lekko, machając nogami. - Przepraszam, że uciekłem. Po prostu... Chciałem to jeszcze dokładnie przemyśleć.
- Pocałowaliśmy się. Wyznaliśmy sobie miłość. Nad czym jeszcze chcesz myśleć, Venti? - spytał Aether, lekko zirytowany.
- Nad tym, że musisz iść szukać siostry - odparł Venti. - Nie możesz tu zostać. Co oznacza, że będę musiał na ciebie czekać. A mam wrażenie, że powietrze ma ostatnio jakiś inny zapach. Jakby zbierało się na burzę.
- Mówisz o wojnie? - spytał Aether.
- Zakon Otchłani rośnie w siłę. Tsaritsa ma jakieś niecne plany, skoro ukradła moje gnosis. Jej Fatui wszędzie węszy jak stado posłusznych psów. Bogini Nieskończoności, w dużym skrócie, zrobiła się nieco drażliwa - wymienił Venti. - Świat się zmienia. Ludzie są coraz bardziej niezależni. Coraz więcej knują. Adepci w Liyue już praktycznie nie są potrzebni. Niedługo zapomni się również o bogach. A w tym wszystkim Khaenri'ah i ich klątwa. I dobrze wiesz, że ktoś przekazał Zakonowi, że Jean była chora. Każdy każdemu zaczyna patrzeć na ręce, które najczęściej wszyscy chowają w rękawiczkach.
Aether schował dłonie za plecami i zagwizdał.
- Poczułem wczoraj najprawdziwsze szczęście - przyznał Venti. - I naprawdę cię kocham. Ale boję się, że jeśli wybuchnie wojna, stracę cię. I nie wiem, czy jestem na to gotowy. Noszę żałobę po moim przyjacielu od ponad dwóch tysięcy lat. Czy potrzebna mi następna?
- Nie zginę - Aether złapał Ventiego za dłonie. - Chodź ze mną. Chcę najeść się z tobą jabłek i spędzić najlepszy dzień w Mondstadt, odkąd tu przybyłem.
- Chcesz polatać? - spytał Venti. Aether uśmiechnął się czule.
- Z tobą mogę lecieć aż do samego słońca - oznajmił, całując go w usta i kompletnie ignorując zduszony okrzyk Grace, która akurat pojawiła się pod statuą.
A niech patrzy. Nikogo nie obchodzi jej zdanie.
A na pewno nie Aethera. Nie w tym momencie.