Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 19 grudnia 2019

The world knew it before us

Zespół: Dadaroma&Xaa-Xaa
Pairing: Yoshiatsu&Kazuki, wspomniane Tomo&Takashi i Reiya&An oraz Yoshiatsu&Yusuke, Roji&Kazuki i Reiya&Haru w przeszłości
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Zainspirowałam się tym, jak Kann mi opowiedziała, że jej przyjaciółka ma teraz chłopaka, który długo był jej kumplem i wszyscy wiedzieli, że kiedyś będą razem.


Kiedy tylko nasze zespoły powstały, wytwórnia od razu postanowiła stworzyć z nich coś na zasadzie pakietu. Nie przeszkadzało nam to, bo szybko załapaliśmy wspólny język i wytworzyła się między nami prawdziwa więź przyjaźni.
Właściwie... To były ciekawe czasy. Tomo i Takashi praktycznie od razu zapałali do siebie miłością, Reiyi i Haru zajęło to trochę dłużej. Pamiętam jednak, jak wszyscy dziwili się, kiedy zszedłem się z Yusuke, bo byli pewni, że jestem z tobą. Nie, że się w tobie zakochałem czy że nas do siebie ciągnie czy coś. Nie. Od razu wszyscy z góry zakładali, że my już jesteśmy razem. Na twój związek z Rojim reagowali podobnie, chociaż większość była już poinformowana o tym, że nie, nie jesteś ze mną. To tylko przyjaźń, nic więcej. Trochę trudno było im w to uwierzyć, kiedy widzieli te wszystkie zdjęcia, gdzie trzymamy się za ręce albo tę sławetną fotografię w deszczu. Lecz taka była prawda. Nie byliśmy razem.
Ale to do mnie przychodziłeś, gdy między tobą i Rojim pojawiły się spięcia. Yusuke, widząc cię w progu, od razu wiedział, że potrzebujesz rozmowy ze mną. Reiya od zawsze powtarzał, że jestem jedyną osobą, która potrafi wyciągnąć cię z dołka i przemówić ci do rozsądku. Ani Roji, ani nawet on sam tego nie umieli. Ani oni, ani Haru, Lime czy ktokolwiek inny z twoich znajomych. Tylko ja.
Związek Reiyi i Haru rozpadł się dosyć szybko i w zgodzie. Nikogo to nie obeszło, nikt nawet nie był zdziwiony, a oni sami pozostają w dobrych stosunkach do dzisiaj. Zupełnie inaczej było w przypadku twojego konfliktu z Rojim. Do tego wszystkiego wmieszał się jeszcze Reiya i przepraszam, ale prawdopodobnie ja też dołożyłem swoją cegiełkę, bo nie mogłem patrzeć na to, jak się męczysz. Na całe szczęście Yusuke mnie naprostował. Reiya zresztą też dał sobie spokój, ale Roji postanowił zniknąć zarówno ze sceny, jak też z naszego życia.
No, może nie do końca. Z Yusuke utrzymywał kontakt, z Reiyą też. Ze mną pozostał na zasadzie składania sobie życzeń urodzinowych i noworocznych. Typowy znajomy z dawnych lat, z którym nie ma się już stałego kontaktu.
To i tak podburzyło nasze ustabilizowane, wydawałoby się, życie. Dwa związki szlag trafił. Co, jak, kiedy to się stało? Na dokładkę w waszym zespole pojawił się An i zakochany Reiya, który pewnego razu, przez zagapienie się na tego uroczego perkusistę, zderzył się w pięknym stylu z drzwiami, wprowadził jeszcze więcej chaosu.
Dobrze, że Haru wziął sprawy w swoje ręce i podpowiedział Anowi, jak poderwać twojego brata, bo przyrzekam, że za cholerę bym tego dłużej nie wytrzymał i w końcu sam kopnąłbym jednego i drugiego w dupę, aby tylko się ogarnęli.
Tymczasem Yusuke zaczął mieć problemy z drżącą ręką, co w przypadku bycia perkusistą było uciążliwe. W końcu wykopałem go do lekarza i dowiedzieliśmy się, że to by było na tyle w temacie posiadania przez nasz zespół perkusisty. Co więcej, trochę mi, szczerze mówiąc, odbiło i Yusuke stwierdził, że jeśli mam być taki nadopiekuńczy i przedkładać jego chorobę nad wszystko inne, łącznie z moimi marzeniami, to lepiej będzie, jak się rozstaniemy.
I nagle znowu byłem singlem. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że w moim łóżku jest pusto. Nagle wszystko wokół znowu stało się wyblakłe i bez sensu. Nawet jeśli czasem poznałem jakąś ładną panią, to był to jedynie seks i nic więcej. A Tomo i Takashi jeszcze bardziej nie rozumieli, co się dzieje wokół nich.
Nie wiem, kiedy się zorientowałem, że jedyną osobą, która zaprząta moje myśli, jesteś ty. Zmęczony, smutny, zamyślony ty, ze stertą niepokojących, depresyjnych tekstów w jednej dłoni i chusteczkami w drugiej. Może wtedy, gdy odwiedzając Yusuke, zobaczyłem w kuchni Rojiego, siedzącego w czarnych, przetartych dresach i jedzącego ryż z warzywami. W moim umyśle pojawiła się wtedy myśl, że śmiesznie by było, gdybyśmy wymienili się na partnerów, po czym doszedłem do wniosku, że nie. To nie byłoby wcale zabawne. To byłoby cudowne, a twój śliczny uśmiech zamigotał mi przed oczami. Więc tak, może właśnie wtedy.
Przytulam cię do siebie, wtulając twarz w twoje włosy. W powietrzu wciąż unoszą się wszystkie emocje, westchnięcia i echo naszych imion. Muszę cię chronić, zwłaszcza przed tobą samym. I wcale mi to właściwie nie przeszkadza, pomijając fakt, że się o ciebie czasem boję. Podoba mi się ta rola. Bo świat wiedział o tym przed nami. I, jak widać, miał całkowitą rację.
The end

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Muddy Puddle II

Zespół: Kizu
Pairing: Yue&Lime, w tle Kyonosuke&Reiki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: Czy liść się liczy jako przemoc?
Notka autorska: Jeśli się liczy, to przepraszam, ale takiej sceny jeszcze nie miałam i chciałam zobaczyć, jak to wyjdzie. XD


Lime wyszedł z łazienki dopiero po godzinie, biorąc jeszcze relaksującą kąpiel. Był zmęczony zarówno czynnikami zewnętrznymi, jak i tymi wewnątrz jego głowy. Miał dość.
I wtedy właśnie zadzwonił telefon. Lime warknął pod nosem i podniósł komórkę. Ręcznik, którym wycierał włosy, wyślizgnął się z jego dłoni.
Yue?
- Halo?
- Hej. Jak się czujesz, nie przemarzłeś? - spytał Yue.
- Wszystko jest w porządku - odparł Lime. - Dziękuję, że pytasz.
- Wolałem się upewnić - wyjaśnił Yue. - Tyle, że słyszę, że nie jest.
Lime miał wrażenie, że Yue nie miał zamiaru tego mówić, ale mu się wyrwało.
- Jestem jedynie zmęczony - odparł Lime. - Nie przejmuj się tak.
Lime nie chciał, żeby Yue się o niego martwił. Po co wywoływać u drugiej osoby stres i nerwy? Po co psuć jej humor?
- Raimu...
- Prześpię się i mi przejdzie.
- Nie - Lime widział oczami wyobraźni, jak Yue kręci głową. - Porozmawiamy jutro na próbie. Dobranoc.
- Miłych snów - odparł Lime.
Wokalista wiedział jedno. Yue ma rację. Nie przejdzie mu.
* * *
Od rana wszyscy mieli dobry humor. Reiki trajkotał jak nakręcony, śmiejąc się z każdego żartu opowiedzianego przez Raimu. Yue z entuzjazmem opowiadał, co zaplanował na następną trasę. Nawet Kyonosuke nie marudził tyle, co zwykle.
Lime spojrzał na Yue. Byli szczęśliwi, prawda? Więc dlaczego jego głupie serce tak bardzo chciało to popsuć?
Po przećwiczeniu nowego materiału, zrobili sobie przerwę. Lime zabrał swojego e-papierosa i wyszedł na zewnątrz budynku.
Oparł się o ścianę i zaciągnął się. Głupie serce, głupi mózg, głupi Yue, głupi on, głupie to wszystko.
- Raimu? - usłyszał nagle głos basisty. - Moglibyśmy porozmawiać?
Chwilę wcześniej się śmiał. Teraz był całkowicie poważny.
- Coś się stało? - spytał Lime, chowając e-papierosa.
- Ty mi powiedz - stwierdził Yue. - Coś cię dręczy. Widzę to.
- Jestem tylko trochę zmęczony, to wszystko - Lime wzruszył ramionami.
- I zmęczenie każe ci tak na mnie reagować? - spytał Yue, opierając się jedną ręką o ścianę.
Lime zamarł. Zauważył?
- Daj spokój - Lime trącił go w ramię, uśmiechając się. - W jaki niby?
- W taki - Yue ujął twarz Raimu w dłonie i pocałował go.
Wokalista zamrugał.
Co?
Nie.
Czemu...
Czemu Yue postanowił wszystko zepsuć?
Nie, nie, nie.
Nie!
PLASK!
Yue nie do końca rozumiał, co się stało. Jego policzek pulsował bólem. Spojrzał na Raimu, który miał dość zmieszaną minę.
- Nie psuj tego - stwierdził Lime, rozmasowując dłoń. - Nie chcę psuć naszej przyjaźni. Nie chcę ryzykować, że nasz zespół szlag trafi, bo się rozstaniemy. Nie.
Yue dotknął swojego policzka. Był spuchnięty. Za to napięcie, które wisiało w powietrzu, wręcz nie do wytrzymania.
- Raimu...
- Nie, Yue - Lime pokręcił głową. - Przepraszam.
Yue westchnął ciężko, po czym przytulił Raimu.
- Kocham cię, wiesz? - powiedział spokojnie. - Nawet jeśli dostałem przed chwilą w twarz, a ty odmówiłeś bycia ze mną, to i tak cię kocham.
- Yue...?
- Mógłbyś mnie nawet zabić, a to by nic nie zmieniło - Yue wplótł palce w jego włosy. - Bo nadal byłbyś tym pociesznym, wrażliwym, niezdarnym, nerwowym, utalentowanym, obdarzonym cudownym głosem i poczuciem humoru Raimu, którego znam. Nawet jeśli stałbyś nade mną z zakrwawionym nożem.
Lime przymknął oczy.
- Nie chcę cierpieć, jeśli coś się popsuje - oznajmił.
- Więc wolisz cierpieć przez świadomość, że nawet nie spróbowałeś?
- Co? Ja... Nie. Chyba...? - Lime odsunął się od Yue i spojrzał na niego zaskoczony.
On...
On miał rację.
...
Ach, do diabła z tym pesymizmem! Ludzie to po prostu masochiści. I on też może być masochistą. Bo tak. Bo kto mu zabroni?
Na pewno nie Reiki, który w momencie, gdy Lime wspiął się na palcach i pocałował Yue, zaczął klaskać.
Jak długo stał w progu...?
Ach, nieważne. Lime postanowił zabić go potem. Na razie usta Yue były zbyt miękkie i słodkie.
Nawet jeśli w przyszłości wszystko mógł trafić szlag, to chrzanić przyszłość. Liczyło się tu i teraz. I nic więcej.
The end

niedziela, 8 grudnia 2019

Muddy Puddle I

Zespół: Kizu
Pairing: Yue&Lime, w tle Kyonosuke&Reiki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Przydomek "Lime" czyta się "Raimu" i postanowiłam to w takiej formie tutaj użyć kilkakrotnie. Szczerze mówiąc, ułatwiło mi to bardzo pisanie.
Swoją drogą, powinnam ostrzec przed tym, że Lime jest tu nieco... Cyniczny? XD


Błoto.
Wszędzie było błoto.
W jego włosach, na jego twarzy, na jego ubraniach, nawet jego bielizna cała była w błocie.
Co za idiota wymyślił taki motyw do teledysku?
A, chwila.
On sam.
Lime westchnął ciężko, padając na ziemię. I tak był brudny. Bardziej się już nie pobrudzi, więc przynajmniej popatrzy sobie na niebo.
- Przeziębisz się - stwierdził Yue, stając nad nim.
W białym garniturze, na tle nieba, z tą zatroskaną miną wyglądał jak anioł stróż, który przyszedł skarcić Raimu, by uchronić go przed chorobą.
- Nie obchodzi mnie to - mruknął wokalista, zasłaniając oczy ręką.
Było mu zimno i chciał do domu. Ale z drugiej strony, jak pomyślał, ile czasu spędzi na szorowaniu się...
- Ale mnie obchodzi twoje zdrowie - stwierdził Yue, kucając przy Raimu. - Jak się rozchorujesz, to jak będziesz śpiewał?
- Jak zawsze, kiedy jestem zachrypnięty przez przeziębienie - odparł Lime, przewracając się na bok. - Nie musisz tak panikować.
Lime zamknął oczy. Lubił, jak Yue się o niego troszczył w taki sposób, ale to ukrywał. Nie chciał, żeby basista zauważył, co Lime do niego czuje, bo to by oznaczało, że by się do niego przywiązał. A wokalista nie znosił, gdy między nim i innym człowiekiem rodziła się więź silniejsza od przyjaźni, bo to oznaczało cierpienie. Nawet do przyjaciół miał dość chłodne podejście. Ludzie odchodzą, umierają, znikają... I ranią. Zwłaszcza ranią.
Lime zamrugał, kiedy poczuł, jak ktoś go czymś okrywa. Usiadł, żeby zorientować się w sytuacji, a wtedy Yue opatulił go szczelniej kremowym, puchatym ręcznikiem, który trzymał w rękach.
- Przynajmniej się przykryj - stwierdził spokojnie, uśmiechając się czule.
Ręcznik naprawdę był milusi w dotyku. Lime przymknął oczy.
- Dziękuję - powiedział, czując, że przegrywa walkę sam ze sobą.
Chyba jednak powinien się przyznać, że się w Yue zakochał. Ale miłość nie jest niczym dobrym. Oznacza częsty ból serca, bo zostaje ono złamane, z nerwów mogą boleć brzuch i głowa... Czasem też kończyny bolą, bo się uderzy pięścią w ścianę, albo coś kopnie, albo upadnie się na kolana... Ogólnie Lime nie miał żadnej ochoty znowu tego przeżywać, ale to ciepło i troska w oczach Yue działały na niego jak ogień na ćmy. Wiedział, że się spali, ale i tak pragnął go dotknąć.
Powinien wrócić do domu i napisać do tej fanki, która zostawiła mu numer przyklejony do paczki cytrynowych cukierków, które od niej dostał po jednym z ostatnich koncertów. Albo poderwać tę nieziemsko piękną sąsiadkę z góry. Piersi miała takie ładne i okrągłe, a i talię wąziutką.
I może nawet to zrobi. Oczywiście najpierw musi się wykąpać i wyszorować, bo jak na razie śmierdzi szlamem.
Ale pierwsze, co musi zrobić, to oderwać wzrok od Yue. A to nigdy nie było, nie jest i nie będzie proste. Bo Lime go kocha. I dokładnie wszyscy wokół to wiedzą. Zwłaszcza Reiki.
O, właśnie. Reiki. Wystarczy spojrzeć na niego, żeby jakichkolwiek głębszych uczuć się człowiekowi od razu odechciewało. Co on przeżywa z tym wiecznie naburmuszonym perkusistą? Ile nerwów go to kosztuje, ile zmartwień przez niego ma? Za dużo! Po co to komu? Po co tak cierpieć?
- Idź się przebrać - Yue wstał i ostrożnie pogłaskał Raimu po głowie. - Zanim nabawisz się zapalenia płuc.
Lime westchnął ciężko i podniósł się z ziemi. Niech będzie tej zespołowej mamusi, że jednak postara się nie rozchorować. Chociaż może wtedy ktoś by się nim zaopiekował? Poza tym, Lime już miał wrażenie, że jest ciężko chory. Bo miłość to choroba. Płuca wypełniają kwiaty, które rozrastają się do potężnych rozmiarów, zatruwając cały organizm i wbijając kolce pod skórę. Pozostaje jedynie zakrztusić się krwią i czekać na śmierć. Albo uwieść tę piękną sąsiadkę, jedno z dwóch.
Lime wrócił do domu, ściągnął brudne ciuchy i wrzucił je do pralki. Czuł wszędzie zaschnięte błoto i to nie było ani trochę przyjemne. Wszedł pod prysznic, nalał płynu na gąbkę i zaczął się szorować, zmywając z siebie cały ten szlam i piach.
Spróbował sobie wyobrazić, że ten brud to jego uczucia i myśli. Wiedział, jak to się skończy, jeśli pozwoli im zostać w swojej głowie i sercu. Tarł myjką skórę tak zawzięcie, że w końcu syknął, czując nieprzyjemne szczypanie.
Lime spojrzał na swoją rękę. Wyglądała, jakby zaatakował go jakiś wściekły kot.
Westchnął ciężko, rzucił gąbką i kopnął szampon. Czy on naprawdę musi być aż tak głupi?
Dlaczego ludzie się zakochują, jeśli wiedzą, że nigdy nie skończy się to dobrze? Każdy związek przecież kończy się rozstaniem. Jeśli obie osoby w pewnym momencie same o tym nie zdecydują, to w końcu jedna z nich umrze. Na co komu takie cierpienie?
Usiadł w brodziku i oparł się plecami o kafelki. Były zimne. Ręka nadal go szczypała. Co za idiotyzm...

poniedziałek, 25 listopada 2019

Past and Present

Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: soft angst
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Jestem zniesmaczona i zdegustowana tym, co się stało z wokalistą, którego kiedyś tak bardzo podziwiałam. Dlatego właśnie powstało to.



Gdzie jesteś?
Siedzę w fotelu, patrząc smętnym wzrokiem na rozpuszczające się w kakao kolorowe pianki.
Jesteśmy razem już długo, prawda?
Przymykam oczy.
Zawsze się mną opiekowałeś. Traktowałeś jak najcenniejszy skarb. Mogłem czuć się przy tobie bezpiecznie. A teraz... Teraz sam nie wiem, jak mam interpretować twoje zachowanie.
Przychodzisz do domu późnym wieczorem, prawie że w nocy. Jesteś pijany. Znowu byłeś na mieście z przyjaciółmi, których nie kojarzę i których nie wiem, czy chcę w ogóle poznać.
Rzucasz niedbale torbę na krzesło, z którego spada. Zwróciłbym ci uwagę, ale twój upojony alkoholem umysł nie zarejestrował, co się stało, więc tylko bym cię zirytował. Nie mam ochoty podnosić tej torby, ale i tak to robię.
Wstawiam wodę na herbatę i wyciągam z szafki dwa kubki w motyle. Kupiliśmy je pewnego deszczowego dnia, gdy ukryliśmy się w sklepie przed ulewą. Biorę do ręki twój i zastanawiam się, czemu nie czuję nawet złości. Powinienem się przecież na ciebie wściec, prawda? Tymczasem ogarnęło mnie coś, co mogę nazwać emocjonalnym odrętwieniem.
Zaparzam dwie herbaty i stawiam je na stole. Dziękujesz mi, wpatrując się w falujący, gorący napój. Podświadomie chcę, byś spróbował się napić i się poparzył. Skąd w ogóle takie myśli pojawiają się w mojej głowie?
Pamiętam, jak pracowaliśmy razem nad dwiema piosenkami, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Ty stwierdziłeś, że pomożesz mi, a ja, że pomogę tobie. Myślę, że dobrze nam wyszła ta współpraca. Wtedy to było proste. Wtedy potrafiłeś się ze mną zgodzić. Teraz musisz postawić na swoim.
Skrawki wspomnień, drobnostki... Jak te kubki albo obserwowanie wspólnie burzy. Relacjonowanie sobie nawzajem akurat oglądanych anime. I to mroźne popołudnie, kiedy jedliśmy Pocky, czekając na resztę przy skrzyżowaniu. Było mi zimno w dłonie, więc dałeś mi swoje rękawiczki. Nadal je noszę, ty uważasz je teraz za zbyt babskie, by chcieć je z powrotem. Co ma, moim skromnym zdaniem, mało wspólnego z prawdą.
Lubię herbaty, dlatego kupowałeś mi ich swego czasu mnóstwo. Ale wszystkie pomału się kończą, a nowych nie ma.
Kiedyś nawet się w sumie nie kłóciliśmy, prawda? Czasem tylko coś się stało, następowała chwila spięcia, a ty stwierdzałeś, że czas dać sobie spokój. Przychodziłem potem do ciebie, siadałem z tobą przed telewizorem i znowu oglądaliśmy któryś z odmóżdżających seriali, gdzie bohaterowie zachowywali się jak wrzeszczące na siebie Vocaloidy. Teraz też się nie kłócimy. Ale rozmawiamy coraz mniej, bo najczęściej to ty mówisz, głównie o sobie. Odsuwasz się ode mnie i wszystkich naszych zwyczajów.
Coś się psuje. Nie wiem, co. Patrzę na twoje idealnie wypieszczone ciało, włosy, skórę, paznokcie i zamglony alkoholem wzrok i nie wiem.
Co się stało z facetem, w którym zakochałem się dekadę temu? Gdzie jest ten troskliwy, zabawny mężczyzna, rozśmieszający mnie i jednocześnie irytujący swoim uwielbieniem do Shou? Dlaczego teraz na krześle obok siedzi pragnący sławy i zapominający o swoim ukochanym egoista, który nawet nie potrafi zrobić zakupów, bo zanim wróci do domu, mijają wieki?
Łapiesz mnie za dłoń, posyłając mi jeden z tych swoich nieziemskich uśmiechów. Jestem w stanie ci to wszystko wybaczyć tu i teraz.
Ale tego, że tęsknię za starym Akihide, nic nie zmieni.
The end

piątek, 22 listopada 2019

Shallow Sleep II

Zespół: Belle, w tle Yusai
Pairing: Masato&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ogólnie w dużym skrócie, shipowałam Masato z Amane, zanim zshipowałam go z Akiyą i tak jakoś dlatego mi to przyszło na myśl.


Lekarz właściwie nie powiedział Akiyi nic, czego by nie wiedział. Że to przez przemęczenie i przez zbyt małą ilość snu, to sam się domyślił. Masato czekał na niego za drzwiami. Siedział na krześle i grał w jakąś gierkę na komórkę.
- Nic mi nie jest - oznajmił Akiya, stając przed nim. Masato drgnął, wyrwany ze skupienia.
- To dobrze - perkusista uśmiechnął się i wstał, chowając telefon do kieszeni. - Myślisz, że ta sąsiadka przypilnowała twojego mieszkania?
- Traktuje mnie jak niesfornego wnuka, więc raczej tak - odparł Akiya i zachwiał się, ale Masato go złapał.
Jego dotyk był delikatny i miły. Ale mimo wszystko parzył. Jakby rozżarzone igły wbijały się w ciało Akiyi, mimo, że były ukryte w poduszce.
Jako, że trzeba było wymienić drzwi, Akiya musiał gdzieś spać. Haro, kiedy tylko się dowiedział, co się stało, od razu zaproponował mu nocleg, ale Masato stwierdził, że to on się zajmie basistą. Nawet, jeśli Akiya protestował. Nawet, jeśli Haro dobrze wiedział, czemu jego przyjaciel protestował i nawet, jeśli Masato wiedział to sam.
Akiya popatrzył na turkusową pigułkę, którą miał zażyć przed snem. Podobno miała działać szybko i długo. Siedział w piżamie, w futonie, w mieszkaniu Masato. Akiya westchnął i popił tabletkę wodą, po czym się wygodnie położył. Zamknął oczy i pozwolił swoim myślom odpłynąć. Zasnął dość szybko, ale...
Obudził się w środku nocy. Coś stuknęło za oknem. Nie wiedział, co. Nawet nie chciał wiedzieć.
Czuł się cholernie bezradny. Usiadł i spojrzał na ścianę.
I co? Znowu nie będzie spał?
Wziął kilka głębokich wdechów. Nie. To się nie dzieje.
Położył się z powrotem i zamknął oczy. Mimo tego, że czuł względny spokój, przez następną godzinę nie mógł zasnąć. Znowu.
Akiya zawył w poduszkę jak zbity pies, wstał i ruszył z salonu, w którym miał rozłożony futon, w kierunku sypialni Masato. Nie wiedział, po co. Ale może to go uspokoi...
Akiya stanął w progu sypialni i spojrzał na śpiącego Masato. Jasnobrązowe włosy perkusisty rozsypały się na poduszce, a ten oddychał miarowo i wyglądał tak spokojnie, że basista poczuł ukłucie w sercu.
Głupi Amane. Jak można zdradzić kogoś takiego? Jak można kłamać mu w żywe oczy przez kilka miesięcy? Jak można zranić kogoś tak bardzo, że odgradza się od wszystkich i wszystkiego? Jak? No jak? Kim trzeba być, żeby po tym wszystkim jeszcze zniknąć bez śladu?
Akiya usiadł przy futonie Masato i zastanawiał się, czy naprawdę chce go budzić. Ale Maminya obudził się sam, nieco zdezorientowany.
- Wakita? - zapytał, po czym przetarł oczy wierzchem dłoni. - Co się stało, czemu nie śpisz?
- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą Akiya i przytulił się do Masato. - Naprawdę nie wiem. Wziąłem leki, a i tak...
Był zmęczony. Był tak bardzo zmęczony. Więc czemu nie mógł spać? Dlaczego jego organizm nie chciał z nim współpracować?
Masato na chwilę zastygł, jakby nie wiedząc, co ma zrobić, po czym delikatnie objął Akiyę i pogłaskał go po głowie.
- Mam... głupi pomysł - powiedział jakby z trudem. - Zawsze... możesz spać... tutaj?
Akiya zmarszczył brwi. Co on gada?
- Tutaj?
- No, tu.
- Z tobą?
- ...tak?
- Żartujesz - Akiya odsunął się od Masato. - W co ty ze mną pogrywasz, co? Nie wystarczy ci, że już raz musiałem się pozbierać po tym, jak dałeś mi kosza? Chcesz mi teraz dać jakąś fałszywą nadzieję, żeby mnie uspokoić, czy co? Bo co? Bo źle się czuję? To teraz nagle...
- Przestań! - Masato złapał go za ramiona. - Przestań. Kocham cię, okej? Boję się głębszych uczuć przez to, co zrobił Rui... Amane... Jakkolwiek byś go nie nazwał... Ale chcę spróbować. Chciałem ci to powiedzieć dziś rano, ale zemdlałeś i... Przełożyłem to na jutro... Ale jak teraz zobaczyłem, w jakim jesteś stanie... Kładź się i nie marudź, czemu ja i mój brat zawsze takie tsundere musimy w sobie rozkochać?
Akiya zamrugał.
- Kochasz mnie?
- Tak. Położysz się, czy nie? - Masato wyglądał, jakby bardziej wolał uciec, niż pozwolić komuś na taką bliskość.
- Najpierw mi to udowodnij - stwierdził Akiya. - Skąd mam wiedzieć, że nie udajesz tylko po to, bym się zrelaksował?
- Och, daj spokój! - Masato położył mu dłonie na policzkach i pocałował go. Nieco ze złością, ale jednak czule.
I jak zwykle miał rację. W jego ramionach sen przyszedł szybko. Jak widać, czasem wystarczy jedynie obecność drugiej osoby, by wszystko było w porządku.
The end

czwartek, 21 listopada 2019

Shallow Sleep I

Zespół: Belle
Pairing: Masato&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Trochę dziwnie było mi pisać o kimś noszącym to imię/przydomek, ponieważ po tylu latach przywykłam do innego Akiyi w moich opowiadaniach, ale jakoś dałam radę. ^^

Od zawsze miał bardzo płytki sen. Potrafiło go obudzić dosłownie wszystko, od legendarnej metalowej kulki turlającej się po panelach sąsiadów o drugiej w nocy, do faceta zbyt głośno zamykającego drzwi od samochodu na parkingu pod blokiem. A jak już się obudził, to bardzo długo nie mógł zasnąć i koniec końców zawsze stwierdzał, że trzeba czymś się zająć, bo przecież nie można cały czas leżeć i patrzeć w sufit z nadzieją, że się zaśnie.
Tak jak teraz.
Akiya przymknął oczy. Naprawdę? Obudziło go gruchanie gołębi za oknem?
Dajcie spokój.
Usiadł, odrzucając kołdrę i spojrzał na swój bas oparty o ścianę, a później przeniósł wzrok na zegarek.
Och, dopiero po trzeciej. Cudownie. Ma dużo czasu na to, żeby skomponować przynajmniej dwie piosenki.
I tak już nie zaśnie. Od pół godziny próbował i był tym już zmęczony. Uporczywe czekanie na to, aż sen w końcu nadejdzie jest uciążliwe i frustrujące. Zwłaszcza, że to nie była pierwsza taka sytuacja w tym tygodniu i jego organizm już nie funkcjonował zbyt dobrze. A i tak nie mógł zasnąć. A im bardziej próbował, tym bardziej irytował się, że nie może, przez co skakało mu ciśnienie i...
W dużym skrócie, błędne koło.
Poszedł do kuchni, zaparzył sobie herbatę i postawił garnek z ryżem na kuchence. Niech się gotuje, będzie na śniadanie. Dziś miał ochotę na onigiri z jakąś rybą.
Wrócił do pokoju i usiał przy biurku. Otworzył zeszyt do nut i zastanawiał się, w jaki sposób przelać całą swoją frustrację na swój głupi organizm.
Zapewne zrobi to za pomocą ballady. Tak, jakby podświadomie chciał sam siebie uśpić kolejną kompozycją.
Jednak tym razem okazało się to nie być takie proste. Ręka mu się nieco trzęsła, obraz mu się co jakiś czas rozmywał i miał wrażenie, że trochę kręci mu się w głowie. Do tego nie do końca mógł się skupić na swoim zadaniu.
Akiya stwierdził, że naprawdę musi być z nim źle, kiedy spalił ryż po raz drugi. Doszedł do wniosku, że samodzielne gotowanie tego dnia to kiepski pomysł i wstawił pokryty sadzą garnek do zmywarki.
O ile nie powinien go w ogóle od razu wyrzucić.
- Głupi organizm - mruknął pod nosem.
Ostatni raz coś takiego zdarzyło mu się jeszcze w Aube. Tyle, że wtedy mieli święty spokój, bo akurat wrócili z trasy i mógł odpocząć. A teraz, w Belle, pracują nad albumem i nie może sobie pozwolić na to, by opuścić jakiś dzień w studio, czy którąś próbę.
Akiya potarł skronie palcami. Jak zwykle za bardzo się wszystkim przejmuje. Powinien zwolnić, bo się jeszcze potknie i przewróci.
W tym momencie dotarło do niego, że dzwoni jego telefon. Poszedł więc do sypialni i podniósł komórkę z szafki nocnej. Wyświetlacz wesoło poinformował go, że dzwoni Masato.
Tak... Masato... Znany też jako perkusista ich zespołu oraz młodszy brat Yoshito i Eny z xTripx, choć ten drugi jest teraz w Dauto i przedstawia się swoim prawdziwym imieniem.
W głowie Akiyi Masato widniał podpisany jako "Człowiek, którego kochasz, ale który cię odrzucił, bo rany po tym, co odwalił jego były, są zbyt świeże".
Akiya westchnął i odebrał połączenie.
- Halo?
- Hej - przywitał się Masato. - Musiałem załatwić parę spraw na mieście przed próbą i będę przejeżdżał obok twojego domu za chwilę. Zgarnąć cię?
- Chętnie się z tobą zabiorę - Akiya uśmiechnął się lekko, czując jednocześnie radość i smutek, bo wiedział, że i tak nic z tego nie będzie. Masato wyjaśnił mu to dość stanowczo.
Aż za.
- W takim razie zaraz będę - oznajmił Masato. - Wakita?
- Tak? - Akiya przyzwyczaił się już, że i Yumehito i Masato go tak nazywają. Haro chyba jako jedyny tego nie używał, a przynajmniej rzadko.
- Masz dziwny głos. Coś się stało? - spytał Masato.
- Nie. A ty chyba nie prowadzisz znowu jedną ręką?
- Wziąłem cię na głośnik, mamo - Masato parsknął śmiechem. - Ale naprawdę mam wrażenie, że coś jest nie tak. Brzmisz, jakbyś był chory.
- Nie, tylko trochę... - zaczął Akiya i...
Właściwie nie wiedział, co chciał powiedzieć. Że trochę mu się kręci w głowie, czy że go trochę mdli?
Wiedział za to, że trochę za szybko znalazł się na podłodze. Ale jako, że przytomności nie da się stracić jedynie "trochę", to stracił ją kompletnie.
Akiya zamrugał. Słyszał jak przez mgłę hałas, ale nie mógł go ani rozpoznać, ani zlokalizować. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś chyba musiał uderzać w drzwi.
Było mu nadal słabo i niedobrze. Głowa go bolała, prawdopodobnie od rąbnięcia w podłogę. A jego była mówiła "Aki, kupmy dywan do kuchni", to nie, nie słuchał jej. A trzeba było słuchać Chou, to by teraz nie czuł się tak okropnie.
Głuche łupnięcie połączone z trzaskiem i brzdękiem. Nie miał siły sprawdzać, co się stało. Nie miał siły nawet otworzyć oczu. Miał za to wrażenie, że jeśli to zrobi, to zwymiotuje.
- Akiya! - usłyszał nagle i poczuł, jakby jego serce zrobiło fikołka.
...Masato?
- Na litość bogów...
Tupot stóp rozległ się w jego mieszkaniu. Poczuł, jak ktoś łapie go za ręce i nogi i je podnosi. Uchylił powieki.
Tak, Masato. Przestraszony na śmierć Masato. Z jednym rękawem od koszuli nieco przetartym i prawie że podartym.
- Żyję... - oznajmił Akiya, ale jego własny głos go przeraził. A raczej to, jaki był słaby.
- To dobrze - stwierdził Masato, puszczając jego ręce. - W przeciwieństwie do twoich drzwi. Zapłacę ci za nie. A teraz pojedziemy do szpitala. I bez dyskusji.
- Niech ci będzie... - mruknął Akiya, czując, jak Masato bierze go na ręce.
Gdyby tylko była jakakolwiek nadzieja... I gdyby nie czuł się tak okropnie... Byłoby to naprawdę bardzo miłe...

piątek, 15 listopada 2019

Music in my mind

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Dawno ich nie było, nie?

Padało. Krople deszczu odbijały się jedna po drugiej od dachu przystanku, na którym siedzieliśmy.
Wypiliśmy niewiele. Ot tak, symbolicznie. Ale przecież żaden z nas nie wsiądzie za kierownicę po alkoholu, nawet w takiej znikomej ilości. W twoim wiecznie spanikowanym umyśle już pojawiła się wizja, jak rozbijamy się o drzewo.
- Marną muzykę tam mieli - odezwałeś się nagle.
- Marną?
- Przy większości piosenek nie dało się tańczyć - wyjaśniłeś, wzruszając ramionami.
Kiwnąłem głową. Właściwie to tylko tam jedliśmy i trochę piliśmy. Niby norma, ale skoro już gdzieś jest parkiet do tańca, to powinno się go wykorzystywać. Tylko jak to zrobić, gdy w głośnikach jedynie rap i dubstep?
- Możemy potańczyć tutaj - zaproponowałem. Spojrzałeś na mnie ze zdziwieniem.
- Tutaj?
- Tutaj.
- Bez muzyki?
- Zagra nam w naszych umysłach - podałem ci rękę. - Zatańczysz, Tomofumi?
- Oczywiście - uśmiechnąłeś się czule i złapałeś mnie za dłoń.
Jakim cudem już zdążyła ci zmarznąć? Ja wiem, że jesteś zmarzlakiem, ale i tak to zawsze dla mnie zagadka...
Ludzie na przeciwległym przystanku patrzyli na nas trochę zaskoczeni. Ale może uznali to za pijackie wybryki.
Tańczyliśmy tak, aż się nie zmęczyliśmy. Co z tego, że nasz autobus dawno odjechał? Przyjedzie następny, a czasem potrzeba w życiu trochę szaleństwa. Nawet jeśli moje jest już dostatecznie zwariowane, odkąd znam ciebie.
The end

sobota, 9 listopada 2019

Mirror II

Zespół: Dadaroma&Xaa-Xaa
Pairing: Yoshiatsu&Kazuki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: *patrzy na listę* Tak, delikatne samookaleczanie się i coś w rodzaju depresji to nadal powód do ostrzeżeń. Przepraszam. *rzuca listę za siebie*
Notka autorska: Druga część~


Yoshiatsu wyjął z trzęsących się dłoni Kazukiego klucze i otworzył drzwi. Nie cierpiał takiej powolności. Chociaż akurat Kazukiemu mógł to wybaczyć.
- Trzeba zrobić ci jakiejś ciepłej herbaty. Albo kawy - stwierdził Yoshiatsu, wchodząc do środka i rozkładając parasol, by wysechł.
- Ale to ty jesteś gościem... - zauważył Kazuki.
- Wprosiłem się - zauważył Yoshiatsu. - Poza tym, tak często u ciebie ostatnio bywam, że prawie, jakbym tu mieszkał. Idź po suche ciuchy, a ja zajmę się herbatą.
W tym momencie w przemoczonej torbie Kazukiego zaczął wibrować telefon.
- Reiyą też się zajmę - Yoshiatsu zabrał przyjacielowi torbę sprzed nosa. - Idź się przebrać, bo sam to zrobię.
- Niech ci będzie - Kazuki ruszył w stronę szafy.
Lustro wisiało naprzeciwko drzwi, więc pierwszym, co Kazuki zobaczył, wchodząc do łazienki, było jego własne odbicie. Krople deszczówki wciąż spływały na jego ramiona.
Zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Słyszał, jak Yoshiatsu rozmawia z Reiyą. Ale zauważył coś dziwnego. Drugi wokalista nigdy nie brzmiał tak poważnie.
- Nie, nie wiem, co mu strzeliło do głowy, żeby położyć się w tej kałuży - stwierdził Yoshiatsu. - Pojęcia nie mam. Nie, nie była aż tak głęboka, płytka może na dwa centymetry.
Kłamał. Pewnie po to, by nie martwić Reiyi. Albo nie chciał sam przed sobą przyznać, że ta kałuża naprawdę była w takim zagłębieniu, że spokojnie można by było się w niej utopić.
- Reiya, uspokój się - tym razem Kazuki ledwie go usłyszał. Yoshiatsu bowiem ściszył głos. - Co? Plaster? Tak, chyba jakiś miał, czemu pytasz?
Na chwilę zapadła cisza.
- Kazuki nie jest aż taki głupi, Reiya - Yoshiatsu był wyraźnie oburzony. - To nie jest jakiś piętnastoletni gówniarz, on ma prawie trzydzieści lat. Histeryzujesz. To jest...
Z każdym słowem mówił ciszej i oddalał się od drzwi łazienki. Co było dalej, Kazuki już nie usłyszał.
Spojrzał w lustro. Srebrna tafla odbijała jego zmęczone i wciąż mokre od deszczu oblicze.
Głupi? Gówniarz?
Ale przecież... On był... Aż tak głupi...
Rana z poranka szczypała.
Lustro było coraz bliżej.
I nagle...
TRZASK!
Pękło.
Nie wytrzymało kolejnego uderzenia. Wszystkie pęknięcia powstałe wcześniej poszerzyły się. Odłamki jeden za drugim spadały na półkę, podłogę i do umywalki.
Brzdęk, brzdęk, brzdęk.
Rama runęła z głuchym łoskotem, spadając z zardzewiałego gwoździa. Łupnęła o umywalkę, uszkadzając kruchą porcelanę i kran. Kilka kafelków również odpadło, rozbijając się o podłogę.
Krwi było tym razem o wiele więcej. Czy to dlatego, że uderzenie było silniejsze?
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Yoshiatsu stanął w progu, omiótł wzrokiem łazienkę, spojrzał prosto w oczy Kazukiego i odłożył telefon na szafkę.
- Postradałeś zmysły? - spytał w końcu, przenosząc wzrok na dłoń przyjaciela. Stał tak przez chwilę, po czym zaklął i uderzył pięścią w ścianę.
Kazuki tylko na niego patrzył. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł wykrztusić słowa. Krew spływała po jego dłoni na podłogę, ale nawet na to nie zwracał uwagi.
- Gdzie masz bandaże? - wycedził Yoshiatsu przez zęby. - No mów!
Kazuki wskazał mu szafkę przy drzwiach. Yoshiatsu, klnąc pod nosem, wyjął apteczkę i złapał przyjaciela za zdrową rękę.
- Co robisz?
- A jak myślisz? - warknął Yoshiatsu, ciągnąc go za sobą. - Jak myślisz, co robię?
Yoshiatsu posadził Kazukiego na łóżku.
- Ręka.
- Yocchi...
- DAJ TĘ ŁAPĘ! - wrzasnął Yoshiatsu, a Kazukiego aż przeszedł dreszcz, ale posłusznie podał przyjacielowi rękę do opatrzenia.
Yoshiatsu przemył ranę wodą utlenioną, położył gazik i obwiązał dłoń bandażem. Kazuki miał wrażenie, że palce nieco mu drżą.
- Już. Powiedz, jak za ciasno - stwierdził Yoshiatsu.
- Jest okej - odparł Kazuki.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał Yoshiatsu. - Co cię podkusiło, żeby walnąć łapskiem w lustro, co? Co ci strzeliło do łba?
- Nie wiem... - Kazuki starał się na niego nie patrzeć. Utkwił wzrok w swoich stopach.
- A ja cię broniłem przed Reiyą. Cholera, nie spodziewałem się, że ten nadopiekuńczy, starszy brat będzie miał rację - Yoshiatsu wyjął z kieszeni papierosy, ale gdy otworzył paczkę, okazało się, że jest pusta. - A, no tak, miałem kupić. Kuźwa mać.
Yoshiatsu rzucił pustym opakowaniem o ścianę.
- Kazuki, do cholery - Yoshiatsu złapał go za ramiona. - Co ci jest? Nie możesz tak robić. Kuźwa no, nie możesz. To lustro było już wcześniej popękane, ale myślałem, że to ze starości. Dlaczego to robisz? Spójrz na mnie i mi odpowiedz.
- Nie wiem... - Kazuki westchnął cicho. - Nie lubię... Nie cierpię siebie. Może to dlatego.
Yoshiatsu zmarszczył się nieco.
- No to w tym temacie kompletnie się różnimy, bo ja ciebie kocham - oznajmił, jak gdyby nigdy nic.
- Co? - Kazuki zamrugał i zastygł w bezruchu, gdy ciepłe usta Yoshiatsu dotknęły jego - nadal zmarzniętych i mokrych od deszczu.
Tak, to definitywnie nie był przypadek. Takie rzeczy nie zdarzają się bez powodu.
Za oknem wiatr rozsunął chmury, zza których wyjrzało słońce. Ciepłe promyki wpadły przez okno, oświetlając leżących nago pod białą pościelą wokalistów.
I pewnie by zostali jeszcze tak długo, gdyby nie oburzona sąsiadka, która przyszła powiadomić Kazukiego, że zalewa jej mieszkanie.
Cóż, są rzeczy, przez które zapomina się o całym świecie. Zwłaszcza o takich błahych sprawach jak to, że spadające lustro uszkodziło kran.
The end

piątek, 8 listopada 2019

Mirror I

Zespół: Dadaroma&Xaa-Xaa
Pairing: Yoshiatsu&Kazuki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: *patrzy na listę* Czy delikatne samookaleczanie się i coś w rodzaju depresji to powód do ostrzeżeń? Chyba tak. Przepraszam. *rzuca listę za siebie*
Notka autorska: Jak wyżej. Ogólnie powiedzmy, że chciałam po prostu napisać coś takiego. Zainspirował mnie mój własny fik. Tyle, że tam Ryohei zrobił to przez przypadek, a tutaj... No właśnie.

Zwyczajne, stare lustro. Jeszcze takie z dodatkiem srebra. Trochę popękane, ale solidne. W obtłuczonej ramce, którą trzeba było sklejać już dziesiątki razy.
Właściwie to powinien dawno temu to lustro wyrzucić. Wcisnąć gdzieś między jakąś starą, zardzewiałą wannę a obsikaną przez psa kanapę. Nawet go nie kupił. Wisiało tu jeszcze od czasów poprzednich właścicieli mieszkania. Tyle, że gdy się tutaj wprowadził, było całe.
Rysy zaczęły pojawiać się później. Jedna po drugiej. I było ich coraz więcej i więcej. Głównie za jego sprawą.
Nawyk. Nawyk uderzania otwartą dłonią w lustro. Może właśnie dlatego ono wciąż tu wisiało? Takie z tworzywa sztucznego, wyprodukowanego w jednej z dzisiejszych fabryk, nie przetrwałoby nawet jednego uderzenia. Od razu spadłoby z gwoździa i rozbiło się na milion kawałków. A to? A to nawet nie drgnie. I tylko czasem trzeba z niego zmyć drobne krople krwi.
Solidne lustro. Dobre lustro. Tylko ta ramka trochę nijaka, chyba dorobiona o wiele później, wymieniona. Z czego była oryginalna? Ze złota, srebra, platyny? To raczej jest tylko pozłacana tombakiem miedź. Nie pasuje do srebrnej tafli, którą otacza.
W sumie sam nie wiedział, czy bardziej przypominał lustro, czy tę ramkę. Wpatrywał się w swoje własne, znienawidzone odbicie i nie wiedział, po co to robi. Jednocześnie uważał siebie za kogoś nic niewartego, a z drugiej wciąż chciał tutaj być. Być potrzebny, kochany, uwielbiany...
Uderzył dłonią w lustro. Słyszał bicie własnego serca, które teraz trzęsło się w jego klatce piersiowej z szybkością, z którą koliber trzepocze skrzydłami. Ten dźwięk zmieszał się z trzeszczącym szkłem pod jego palcami.
Kolejna rysa. Kolejne krople krwi. Norma. Kolegom z zespołu powie to, co zwykle. Że kroił warzywa, że kot sąsiadów, że ostra krawędź poręczy... Pośmieją się z niego, że taki z niego ciapciak. Tylko jego brat zmierzy go wzrokiem. I tyle. I tak wie, że nic więcej nie zdoła zrobić.
To tylko lustro. Zwyczajne, stare lustro. I siatka pęknięć na srebrnej tafli. Prawie taka sama jak na jego dłoni.
Plaster w kolorowe wzory przyklejony na ranę, która trochę szczypie. Nic wielkiego. Nie ma problemu. To tylko mała ranka. Nic wielkiego.
Czasem bywało lepiej. Głównie wtedy, kiedy była obok druga osoba. Kiedy ktoś się do niego uśmiechnął. Kiedy nie wracał do pustego mieszkania. Na trasie praktycznie nie odczuwał, że coś jest nie tak. Bo był potrzebny.
A tutaj? Czy komukolwiek zależy, by tu został? Powinien przestać o tym myśleć. Powinien już iść na próbę.
Ale tam będzie An. Widok tego wiecznie uśmiechniętego perkusisty będzie mu przypominał o tym, że Roji odszedł. Z zespołu, z jego życia... Zniknął. An będzie go drażnił, drażnił jak ostry zapach chemikaliów, kiedy wejdzie się do przemysłowego działu w supermarkecie.
Lubi Ana. An jest w porządku. Ale An zastąpił Rojiego w zespole. A każde zastępstwo Rojiego w jego życiu kończyło się kolejnymi rysami na srebrnej tafli lustra i wnętrzu jego dłoni.
Może gdyby nie żył w swoim świecie, zauważyłby, że od dobrej godziny deszcz wesoło bębni w żelazne parapety. Wziąłby wtedy parasol i nie szedłby teraz kompletnie przemoczony, z rękami w kieszeniach i z wielką chęcią zawrócenia do domu i pozostania tam do końca życia.
Lało jak z cebra. Czy pójście na próbę w takiej sytuacji ma w ogóle jakikolwiek sens? Jeszcze się rozchoruje, a Reiya znowu będzie się o niego martwił. Nie chce martwić Reiyi. Nie chce martwić nikogo. Ani Ana, ani Haru, a już zwłaszcza swojego brata.
Ale w sumie jak już wyszedł, to czy jest sens wracać do domu? To też zmartwi Reiyę, bo nie pojawi się na próbie.
Westchnął ciężko. Same problemy przez tę ulewę. Lubił deszcz. Utożsamiał się z deszczem. Ale w takich sytuacjach nieco go irytował.
O tym, jak bardzo się zamyślił, zorientował się w momencie, gdy wystraszył się zbyt szybko jadącego samochodu. Podskoczył z przestrachu, potknął się i wpadł w kałużę na trawniku. Głęboką kałużę. Właściwie to zastanawiał się, czy to ziemia tak przemokła, czy w tym miejscu było jakieś zapadlisko, bo woda praktycznie go zakryła.
Zamknął oczy. Nic nie słyszał, w trzech czwartych zanurzony w wodzie. Rozłożył ręce i stwierdził, że chyba tyle by było z jego pójścia na próbę.
I w sumie teraz na pewno się przeziębi. No cóż, czasem ciało też musi być chore, jak widać to nie tylko domena duszy.
Ale w tym momencie poczuł, jak czyjeś palce zaciskają się na jego ramieniu i ktoś wyciąga go z wody.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz?
Otworzył oczy. Lśniące od złości i zmartwienia, odbijające czerń parasola oczy Yoshiatsu świdrowały go na wskroś.
- Moknę - odparł Kazuki spokojnie. - Tylko tak... Ekstremalnie.
- A już myślałem, że chcesz się utopić w kałuży - Yoshiatsu wstał i pociągnął Kazukiego za sobą. Drugiemu wokaliście niezbyt chciało się zmuszać swoje nogi do współpracy, ale wiedział, że jakakolwiek dyskusja z jego przyjacielem nie ma sensu.
- Głęboka w sumie - mruknął Kazuki, patrząc na kałużę. - Jak ludzki smutek.
- O matko... - Yoshiatsu popatrzył w górę. - Bogowie, za co?
- Hm?
- Nic, nieważne. Chodź już - Yoshiatsu pociągnął go za rękę. - Musisz się przebrać, bo jak się przeziębisz, Reiya dostanie szału.
- Wolałbym, żeby ktoś inny się o mnie tak martwił - stwierdził Kazuki, drepcząc za Yoshiatsu.
Czarny parasol nad ich głowami odbijał deszcz padający z równie czarnych chmur. Woda chlupotała Kazukiemu w butach, kiedy zastanawiał się, co Yoshiatsu tak właściwie robił w tej okolicy. Ale wolał go nie pytać. Nie chciał znać prawdziwego powodu. Wolał myśleć, że to jakaś siła wyższa kazała mu wyciągnąć go z tej kałuży.

środa, 6 listopada 2019

I can hear

Zespół: DIV, w tle D=OUT
Pairing: Naoto&Shougo, Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: nie wiem, jak to nazwać - zagrożenie życia?
Notka autorska: W jednej części "Listów do nocy i dni" było wspomniane, że Shougo przestraszył się o Chisę i to zainspirowało mnie do napisania tej miniaturki.



Siedzę pod ścianą. Chyba myślisz, że nic nie słyszę, ale ja słyszę doskonale. Ściany są cienkie. Mam dobry słuch.
Słyszę twój urywany oddech. Słyszę, jak przerzucasz przedmioty. Znowu zapomniałeś, gdzie położyłeś inhalator?
Może powinienem opowiedzieć o tym Chobiemu? Może obaj się wtedy ogarniecie. Zanim was zatłukę. Bo jak tak dalej pójdzie, to w końcu skończycie martwi, a ja będę stał nad waszymi ciałami, śmiejąc się jak opętany.
Słyszę łupnięcie i jakiś brzdęk. To już jest niepokojące. Bardzo niepokojące. Piszę tylko krótkiego smsa do Naoto, żeby się nie zdziwił, jeśli znowu będę potrzebował seksu na odprężenie przez ciebie, po czym idę do twojego pokoju.
Właściwie, to miałem zamiar cię zwyzywać. Że znowu się szamoczesz i że tak nie można i...
I nie wiem, co jeszcze chciałem zrobić. Ale nie wpadłem na to, że będę teraz stał w progu twojego pokoju, patrząc, jak praktycznie bez życia i z sinymi ustami leżysz na podłodze.
Cholera. Jasna.
Pewnie znowu będziesz mamrotać, że szpital ci niepotrzebny. Jak dobrze, że te wszystkie schowki na leki od zawsze masz takie same.
TYLKO PRZESTAŃ GUBIĆ TEN INHALATOR, BO NASTĘPNYM RAZEM CIĘ TĄ STRZYKAWKĄ ZADŹGAM.
Pytasz, co się stało. Też pytam, co się stało. Tuląc cię w ramionach, jak młodszego brata, który przed chwilą przyprawił mnie o zawał.
Głupi Chisa. Głupi, głupi, głupi Chisa. Idiota.
Chobi też jest idiotą.
Wszyscy jesteśmy.
Słyszę dźwięk przekręcanego klucza w zamku.
Naoto staje w progu twojego pokoju. Patrzy na zapłakanego mnie i na ciebie, spokojnie już oddychającego. Tylko wzdycha przeciągle i pyta, czy zabrać cię do szpitala.
Oczywiście twierdzisz, że nie.
Że wszystko jest w porządku.
Od kilku miesięcy tak twierdzisz.
A w sumie, to od zawsze.
Jedynie Chobi potrafił wyciągnąć z ciebie, co cię trapi.
...
...przysięgam, że kiedyś was za to wszystko utopię!
The end

sobota, 26 października 2019

Take care of him

Zespół: D=OUT&Acme, w tle Belle i xTripx
Pairing: Naoto&Shougo, w tle Reika&Hikaru, Masato&Akiya i Yoshito&K
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: zrypany humor autorki, trochę rynsztokowy język
Notka autorska: Przepraszam za moje poczucie humoru... XD
A, fragmenty kursywą dzieją się kilka lat wcześniej.


- Nie wierzę, naprawdę tak powiedział? - spytał Reika. Naoto kiwnął głową.
- Ale już sobie wszystko wyjaśniliśmy - stwierdził, usiłując poprawnie ustawić talerz. - Nawet trochę gwałtownie jak na mnie zareagowałem, więc ty już nie musisz się denerwować.
- Ja się nie denerwuję - zaprzeczył Reika.
- Nie, tylko jesteś wściekły - Naoto uśmiechnął się do niego. - Nie, Hikaru?
Hikaru, strojący swoją gitarę, drgnął na dźwięk swojego imienia.
- Na Shougo? - upewnił się.
- Czyli norma - stwierdził Ibuki, poprawiając notatki w zeszycie na temat nowej solówki. - No nie patrz tak, prawdę mówię.
- Jak Shougo z tobą zerwał, to myśleliśmy, że Reika pójdzie go wypatroszyć - dodał Kouki, mnąc w ręce kartkę z kolejnym nieudanym tekstem.
- Raz na serio do niego poszedł - oznajmił Hikaru, a reszta spojrzała na niego zdumiona. - Znaczy, nie wypatroszyć, ale powiedzieć, co o nim myśli. Ale otworzył mu Yoshi i Minoru się rozmyślił.
Naoto zamrugał i przeniósł na Reikę wzrok.
- Mino... Jestem dorosły, umiem sobie radzić z własnym życiem - powiedział spokojnie.
Jak zwykle.
- Dopóki nie chodzi o Shougo, to tak, umiesz - przyznał Reika. - I dziwnym trafem rozstawałeś się ze swoimi dziewczynami kilka dni po tym, jak spotkałeś swojego byłego. Przypadek?
Tym razem reszta Dauto przeniosła wzrok na Naoto, który jedynie westchnął ciężko.
- Niech ci będzie - stwierdził. - Ale weź przy planowaniu zemsty pod uwagę fakt, że Shogo i ja znowu jesteśmy razem, a Yoshito to mój brat, okej?
- Okej - Reika poklepał go po ramieniu i klasnął w dłonie. - Koniec przerwy! Czas przećwiczyć "Ran".
* * *
- Naoto, uspokój się. Oddychaj. Wdech i wydech.
- Reika... Czemu ty zawsze... Czemu imię?
- Bo znam cię na tyle dobrze, że mogę.
* * *
Shougo wrócił do domu i powiesił bluzę na wieszaku. Zdejmując buty, zauważył, że tych należących do Yoshiego nie ma. Za to te stare, klejone kilkadziesiąt razy, śmierdzące adidasy rozpozna wszędzie.
Te ciemnozielone glany też. Ale w przeciwieństwie do adidasów wspomnianych wyżej, były zadbane, wypucowane i równo ustawione obok trampków z szarymi sznurówkami.
Bracia Naoto siedzieli z nim w kuchni, gdy Shougo wszedł do pomieszczenia.
- Hej, Shougo! - zawołał Masato. Yoshito tylko coś mruknął w ramach przywitania. Naoto wstał i cmoknął ukochanego w policzek.
- Cześć - Shougo uśmiechnął się do nich. - Co wy tu knujecie?
- Nic - odparł krótko Yoshito.
- Planowaliśmy... - zaczął Naoto, ale w tym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć.
Shougo spojrzał zdezorientowany na Masato, który wzruszył ramionami.
Po chwili ich oczom ukazał się Reika, niosący jakiś pakunek.
- Powiedziałeś im już? - spytał.
- Jeszcze nie - zaprzeczył Naoto.
Shougo nie do końca rozumiał, co się właściwie dzieje.
* * *
- Już lepiej? Co to w ogóle było?
- Tylko atak paniki. Czasem je mam. Ale coraz rzadziej.
- Jaki znowu atak paniki? Żartujesz, czy co? Przecież nic się nie dzieje. Nie znajdujemy się w jakiejś stresującej sytuacji.
- Ja od pół roku jestem zestresowany...
- Wiesz co? Potrzebna ci kobieta. Chodź.
* * *
- Zwariowaliście? - spytał Shougo, patrząc na sukienkę trzymaną przez niego w dłoniach.
Masato siedział na podłodze i śmiał się od kilku minut. Yoshito patrzył to na Reikę, to na swoich braci. Na Shougo nawet nie spojrzał. Na kieckę, którą Naoto położył mu na głowie, starał się nie zwracać uwagi.
- Załóżcie je. Nawet nie wiecie, jak trudno znaleźć rozmiar na Yoshito - stwierdził Reika, na co ten go kopnął.
Masato skulił się ze śmiechu, usiłując złapać oddech, ale słabo mu to wyszło.
* * *
- Naoto, obudź się. Naoto!
- ...Reika? Co...
- Hikaru mnie obudził. Próbował ciebie, ale mu nie wyszło. Wieki nie miałeś koszmarów, co się stało?
- Kouki... Kouki ci nie opowiadał?
- O czym?
- Spytaj Koukiego, wracam do spania.
- Ale Naoto!
- ...
- ...jaki on ma mocny sen, ja nie mogę.
* * *
Była różowo-czerwona. Z koronkami. Typowo lolicia.
Shougo siedział obok równie obrażonego na cały świat Yoshito. Jego sukienka była żółta. Z dużą ilością tiulu i falbanek.
Zza drzwi do łazienki, o które opierali się pozostali, słyszał tylko zduszony śmiech Masato.
- Mamy rozmawiać - burknął Yoshito. - Jak jakieś baby.
- Czuję się zagubiony - stwierdził Shougo. - Nie wiem, o co im chodzi.
- Ja wiem - odparł Yoshito, wyciągając papierosy. - Chodzi im pewnie o to, że nagadałem ci kilka lat temu głupot.
- Ale czemu Reika bierze w tym udział? - spytał Shougo. - Masato rozumiem, ale...
- Pewnie z tego samego powodu, co mi dzisiaj przyłożył - odparł Yoshito, zapalając papierosa. - Naoto to jego najlepszy kumpel. Uznał, że to będzie zemsta idealna czy coś.
- Mnie też tak kiedyś określałeś.
- Hm?
- Najlepszym kumplem Naoto.
- A. No - Yoshito zaciągnął się dymem. - Sorry.
- Co?
- Namieszałem ci wtedy we łbie - Yoshito naprószył popiołem na kafelki, nie zwracając uwagi na oburzone spojrzenie Shougo. - Tępy byłem.
- Ale czemu? Jaki to miało cel? - zdziwił się Shougo.
- Wkurzaliście mnie tym waszym szczęściem. Zasłodzić się można było - odparł Yoshito. - K długo się na mnie darł, jak się wygadałem, co ci tam pierniczyłem wtedy. Próbowałem jakoś to odkręcić, ale pojawił się ten gnojek Satoshi i tyle było z moich dobrych chęci. A ja już patrzeć nie mogłem, jak mój brachol się męczy...
- ...męczy? - Shougo zamrugał.
Co Yoshito miał na myśli?
- Ty zawsze byłeś taki głupiutki i naiwny jak baba - Yoshito westchnął ciężko. - Te jego laski, nie? To mu się jedynie wydawało, że je kocha wszystkie. A potem spotykał ciebie i bum, znowu ataki paniki, koszmary, koniec kolejnego związku... A ten gnój parszywy jeszcze mu groził! Przylałem mu w ten zniewieściały, jak na taki chodzący trapez, ryj, ale zdania nie zmienił.
Shougo kompletnie zgłupiał. Tak właściwie, to Yoshito w życiu tyle nie mówił.
- Zabronił mu z tobą gadać. A niech by mu coś rozsmarowało gówno na mordzie. Mojemu bratu będzie grozić - Yoshito splunął na podłogę. Tego Shougo już nie zniósł.
- Nie syf mi tu! - zawołał.
- Wytrę to potem tą kiecą, nie trzęś dupką - mruknął Yoshito. - On ma nerwy ze stali. Serio. Lepiej wszystko znosi niż ja, Masato i nasza siostra razem wzięci. A potem chodzi o ciebie. Ja nie wiem, co ty takiego w sobie masz, że swoim gejowskim tyłkiem potrafisz tak zakręcić w głowie.
Yoshito zgasił papierosa na umywalce.
- Nie rań go więcej, Inoue - Yoshito schował peta do kieszeni. - On cię zna całe życie. Możesz się na niego drzeć, możesz rzucić jak szmatę. Ale do niego mów, do cholery. Bo za drugim razem przysięgam, że ci przyleję.
- Tylko spróbuj! - usłyszeli zza drzwi głos Naoto.
- Japa! - Yoshito kopnął w drzwi. - Dajcie mi wyjść, wyczerpałem już mój limit bycia miłym na dziś!
Yoshito kłócił się z nadal roześmianym Masato i poważnym Reiką jeszcze dłuższą chwilę. Shougo jednak ich nie słuchał. Za bardzo próbował pojąć, czego się podczas tej rozmowy dowiedział.
* * *
- Minoru?
- Co się stało, Hikaru?
- Shougo zadzwonił do Naoto wczoraj. Spotkali się.
- Kurczę. A zdążyłem już polubić Chou... Chwila. Zadzwonił do niego?
- Tak. Z własnej inicjatywy.
- Czemu Naoto mi nic nie powiedział?
- Bał się, że zareagujesz zbyt gwałtownie... Minoru, gdzie ty idziesz?!
- Upewnić się, że Shougo go znowu nie zrani!
- Minoru! O tym właśnie mówił Naoto, wracaj tutaj!
* * *
Yoshito wybiegł za Masato, który, promiennie się uśmiechając, uciekł z ubraniami starszego brata.
Czasem Shougo wątpił w to, ile lat ma ten wariat. Jak Wakita z nim wytrzymuje?
- Shougo? - zagadnął go Reika. - Mogę cię prosić na słówko?
- Jasne - Shougo poszedł za Reiką do kuchni.
- Mam prośbę - stwierdził Minoru. - Ja wiem, że to ty jesteś tym bardziej wrażliwym, ale... Opiekuj się Naoto. Zrobisz to dla mnie?
- Ale wy jesteście głupi. I ty i Yoshito - Shougo westchnął przeciągle. - Kocham Naoto, Reika. Drugi raz nie dam się opętać tym głupim myślom. Nie zostawię go. Wolę się ukryć pod czyimś płaszczem, takim solidnym, skórzanym, a nie z sieci na ryby, jak w przypadku niektórych. A nawet jakbyśmy się kiedyś rozstali... Jestem osiem lat starszy niż wtedy. Przekroczyłem trzydziestkę. Zmądrzałem. Jestem bardziej empatyczny niż kiedyś. Nie odetnę się.
Reika uśmiechnął się czule i roztrzepał Shougo włosy, po czym odebrał telefon, który właśnie się rozdzwonił.
- Tak, Hikaru. Tak, już wracam - Reika zaśmiał się krótko. - Spokojnie. Nic nikomu nie jest. Chyba, że Yoshito dopuścił się bratobójstwa na Masato...
* * *
- Naoto?
- Hm?
- Chobi twierdzi, że nigdy nie przestałeś mnie kochać.
- Mogę ci to udowodnić, jeśli chcesz~
* * *
Shougo wyszedł z kuchni. Naoto stał przy ścianie, wpatrując się w swoje kapcie.
- Szczerze mówiąc, nie wpadłbym na to, że mój brat powie ci aż tyle - przyznał. Shougo podszedł do niego i położył mu dłoń na policzku.
- Ja tam twierdzę, że miło jest wiedzieć, iż twój męski, silny mężczyzna ma jakieś uczucia, a nie jest tylko pozbawioną emocji kłodą - stwierdził. - Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też - odpowiedział Naoto i złożył na ustach Shougo delikatny i czuły pocałunek.
- Ale wiesz, czego nienawidzę? - spytał Inoue, kiedy już się od siebie odsunęli. - Tej kiecki. Bardziej dziewczęcej nie było?
- Jeśli tak cię ona wkurza, to trzeba coś na to zaradzić - Naoto uśmiechnął się nieco łobuzersko, rozpinając zamek błyskawiczny znajdujący się z tyłu sukienki.
- Ktoś może mi wyjaśnić, czemu na dole spotkałem Reikę usiłującego ściągnąć z Masato jego starszego, grubego brata, który na domiar złego miał na sobie... - Yoshi przerwał w pół zdania, widząc Shougo oraz Naoto, który zamarł, wciąż trzymając suwak w palcach. - Dobra. Zmieniam zdanie. Nie tłumaczcie.
I poszedł do swojego pokoju.
The end

sobota, 19 października 2019

Calm as a coursing river

Zespół: D=OUT&Acme
Pairing: Naoto&Shougo, wspomniane Rikito&Haru i Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angry komedia, czy co
Ostrzeżenia: delikatne sceny przemocy? XD
Notka autorska: Ja właściwie nie wiem, co się tutaj się stało. Ja przepraszam serdecznie za ich zachowanie.



Przetarł ścierką kubek w psy i postawił go na szafce. Wsypał do niego herbaty i włączył czajnik. Drugi kubek, z wielkim, uśmiechającym się, rudym kotem stał obok jego. Czekała w nim inna herbata. Naoto tej jego nie lubi. A potem i tak, chcąc się z nim podroczyć, wypija mu jej połowę. Taka u nich mała norma.
Naoto wrócił zaraz po tym, jak Shougo zalał obie herbaty. Zrzucił kurtkę z ramion i zawiesił ją na wieszaku. Shougo miał wrażenie, że Naoto coś trapiło, ale nie miał pojęcia, co.
- Hej, Shogo - powiedział Naoto, siadając przy stole i kładąc się na nim. - Wyjaśnij mi, dlaczego przyjaźnię się z takim potwornym liderem jak Reika?
- Pojęcia nie mam - Shougo usiadł obok niego i położył mu dłoń na ramieniu. - Aż tak zmęczony jesteś?
- Bardziej - mruknął Naoto, patrząc na Shougo przez dłuższą chwilę. Przeciągała się ona zdecydowanie za bardzo.
- Naoto? - zmartwił się Shougo, patrząc swojemu ukochanemu prosto w oczy.
- Dlaczego? - spytał Naoto, nagle się prostując. Gitarzysta poczuł się kompletnie zbity z tropu.
- Ale... Ale co? - zupełnie nie rozumiał, o co może chodzić.
- Zastanawiałem się ostatnio... - zaczął Naoto, opierając się plecami o ścianę. - ...dlaczego tak właściwie się rozstaliśmy. Wiesz... Wolałbym drugi raz nie popełnić tego błędu. Wolałbym drugi raz cię nie stracić, więc jeśli cokolwiek...
- Było za dobrze - Shougo wszedł mu w słowo.
Naoto zlustrował go wzrokiem.
- Ty chyba żartujesz...
Shougo stwierdził, że chyba dawno nie widział złości w spojrzeniu perkusisty. Naoto był zawsze taką oazą spokoju, że naprawdę mało rzeczy potrafiło go wyprowadzić z równowagi.
- A potem Yoshito mi powiedział o tej kawalerce... - kontynuował Shougo. - I spytał, czy o niej wiem i zaczął opowiadać o tym, że on ma kochanki, że K ma, że wszyscy mają, że tylko ja jestem takim wiernym pieskiem i...
- Czekaj - przerwał mu Naoto. - Poszedłeś z tą sprawą do mojego tępego brata, zamiast do mnie?
- Próbowałem jakoś cię wtedy wkurzyć, ale ty jesteś taki wyrozumiały zawsze, że to nic nie dało - Shougo westchnął ciężko. - Wiem, że to głupie.
- Bardzo głupie - Naoto wstał powoli i, opierając się dłońmi o stół, spojrzał mu prosto w oczy. - Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że bawisz się ludźmi?
- Bawię się?
- Bawisz się. Chcesz, żeby było po twojemu, ale jednocześnie, żeby coś było nie tak, bo inaczej zaczynasz szukać błędów na siłę - Naoto złapał Shougo za nadgarstki.
Nieco za mocno.
- Naoto...?
- Czego ci brakuje, Shogo? Adrenaliny? - Naoto podniósł go za ręce, unosząc nad podłogą. - Wolałbyś, żebym był bardziej porywczy?
- Naoto, co...
- Więc proszę cię bardzo. Będę.
Shougo nie podobał się uśmiech, który zagościł na twarzy Naoto w tym momencie.
A jeszcze bardziej nie spodobało mu się to, że jego plecy uderzyły z impetem w ścianę, co go dość mocno zabolało.
- Na... - chciał go w jakiś sposób powstrzymać, ale Naoto złapał oba jego nadgarstki jedną dłonią, a drugą położył mu na policzku, całując go tak zachłannie, że ostatni raz...
...właściwie...
...był kiedykolwiek?
- Odbiło ci? - wydyszał Shougo, kiedy Naoto się od niego odsunął. - Zwariowałeś, czy co?
- Wkurzam cię?
- Naoto.
- Czyli udało mi się cię zdenerwować?
- Trochę...
- To dobrze, bo też jestem podirytowany. Trzeba temu zaradzić, co nie?
- Naoto, co ty...
- No co?
- ...przestań...
- Stanowczo to ty tego nie powiedziałeś.
- Zamknij się.
- To już bardziej ci wyszło.
- Oddychać też mógłbyś przestać...
- Słucham? - Naoto parsknął śmiechem.
Shougo irytowała cała ta sytuacja. A zwłaszcza gorący oddech Naoto, który owiewał mu kark.
Bo z jednej strony to było przyjemne, ale z drugiej jego organizm powinien go choć trochę słuchać.
Ale co on mógł na to poradzić?
Nic.
To było takie...
- Na bogów, to jest kuchnia! Ja tu jadam! - usłyszeli nagle i spojrzeli w stronę drzwi.
W progu stał oburzony Yoshi.
W sumie nic dziwnego.
Zobaczenie Shougo zaczerwienionego na twarzy, z wciąż unieruchomionymi rękami, rozpiętą koszulą i dłonią Naoto w spodniach na pewno nie było marzeniem ich biednego współlokatora.
- Wybacz, Yoshi - stwierdził Naoto, wyjmując rękę z dżinsów Inoue, po czym bezceremonialnie przerzucił go sobie przez ramię. - Już go zabieram tam, gdzie nie będziemy cię gorszyć.
- Naoto! Weź mnie postaw! - Shougo uderzył kilka razy pięściami w jego plecy, wyraźnie oburzony zaistniałą sytuacją.
- Za masaż możesz się zabrać później, pieseczku - stwierdził Naoto, wręcz w podskokach idąc do sypialni. - Na razie musimy się ulotnić, bo Yoshi gotów nas zabić.
- A niech sobie ciebie zabija, to mnie zobaczył... - Shougo nie zdążył dokończyć, bo Naoto rzucił go na łóżko i zawisł nad nim jak łowca nad zwierzyną. - Co...
- Nigdy więcej nie słuchaj mojego starszego brata - powiedział Naoto spokojnie, ale nadzwyczaj poważnie.
- Naoto... - zdążył szepnąć Shougo, gdy perkusista znowu go pocałował.
Tym razem delikatnie i czule. Jak zawsze.
- NAUCZCIE SIĘ ZAMYKAĆ TE CHOLERNE DRZWI! - usłyszeli wrzask Yoshiego, który trzasnął drzwiami od ich sypialni i poszedł do swojego pokoju, wściekle tupiąc.
Pewnie nie byłby usatysfakcjonowany faktem, że jedyną reakcją Naoto na tę sytuację był śmiech.
- Głupek - Shougo trzepnął go w głowę.
- Przepraszam, że mam przez ciebie sklerozę - stwierdził Naoto, ściągając mu koszulę i ostentacyjnie rzucając ją na podłogę.
Jak zwykle.
* * *
- Shougo...? Hej, Shougo, obudź się. Shougo, próba. SHOUGO!
Shougo został brutalnie wyrwany ze snu i rozejrzał się nieco zaspany wokół. Zobaczył obok siebie jednocześnie zmartwionego i lekko zezłoszczonego Chisę.
- Przysnąłeś dzisiaj chyba z trzeci raz - zauważył wokalista, zabierając dłoń z jego ramienia, za które prawdopodobnie nim potrząsał. Znowu. - Co ty robiłeś w nocy?
- Na pewno chcesz to wiedzieć? - spytał Haru, leżąc z głową na kolanach Rikito i przeglądając Twittera na telefonie.
- Jak patrzę na te otarcia na jego nadgarstkach, to ja osobiście nie chcę - stwierdził Rikito. - Aczkolwiek podejrzewam.
- Tak? - Haru chyba zaciekawiło, co powie basista, bo schował telefon do kieszeni.
- Demoralizował z Naoto sąsiadów - Rikito wzruszył ramionami.
- Biedny Yoshi - podsumował krótko Chisa.
Shougo miał ochotę przypomnieć wokaliście, ile razy Yoshi skarżył się na niego i Chobiego oraz skrytykować Rikito i Haru za komentowanie jego życia erotycznego, ale był zbyt zrelaksowany, by w ogóle się denerwować. Uśmiechnął się jedynie i stwierdził, że jeśli tak mają wyglądać kary, to on może wkurzać Naoto codziennie.
The End

niedziela, 13 października 2019

Sweet Liqueur

Zespół: D=OUT&xTripx
Pairing: Reika&Naoto, Naoto&Shougo (wspomniane)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, soft angst
Ostrzeżenia: melancholia, alkohol
Notka autorska: Nie wiem, co tu się dzieje. Jak przy każdym fiku dziejącym się "dawno temu w trawie".


Wiedziałem, że go tu znajdę.
Mój przyjaciel miał silną psychikę. Aż za. I gdy stało się coś, co jednak udało się ją nadwyrężyć, pocieszyć potrafiły go tylko trzy rzeczy - słodycze, alkohol i seks. I nic więcej.
Dlatego właśnie, schodząc po schodach i widząc mężczyznę w swetrze siedzącego przy barze, wiedziałem, że to on.
- Hej - usiadłem na stołku obok.
- Cześć - odpowiedział. Nie był pijany. Znałem go na tyle długo, że potrafiłem stwierdzić, iż ten stojący przed nim drink był co najwyżej drugim. Ena nigdy nie lubił alkoholu i pił jedynie do towarzystwa albo właśnie w takich sytuacjach.
Aczkolwiek wolałem go nazywać imieniem.
- Drugi? - spytałem, a on pokręcił głową.
- Pierwszy. Szybko przyszedłeś - stwierdził.
Kłamał. To też potrafiłem rozpoznać.
- Nadal się nie odzywa? - spojrzałem na niego z uwagą.
- Nadal - przyznał.
- A wiesz chociaż, dlaczego z tobą zerwał? - właściwie to nie pytałem o to wcześniej.
- Nawet nie chce mi tego wyjaśnić - odparł Naoto i wypił pół drinka duszkiem.
Było naprawdę źle. Nie wiedziałem, że on umie wlać w siebie tyle alkoholu naraz.
- Czyli jak jeszcze był w xTripx, to mieliście kontakt, a teraz...
- A teraz nie. Możemy o tym nie rozmawiać? - ton głosu Naoto wskazywał na... Właściwie, na co?
- Przepraszam. Po prostu próbuję pomóc ci jakoś rozwiązać tę sytuację - stwierdziłem, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Naoto jednak wstał i strącił ją.
- Tutaj nikt nie pomoże - mruknął i zachwiał się.
Chwyciłem go za ramię, żeby się nie przewrócił. Często z nerwów kręciło mu się w głowie. Zwłaszcza, jak wypił dwa i pół drinka.
- Naoto - nawet nie wiem, kiedy również wstałem. Wiem jedynie, że wciąż trzymałem go za ramię, a on tym razem nie protestował.
- Jesteśmy tu sami - westchnął Naoto. - Nikt nie przyszedł.
- Żadna kobieta - zauważyłem. - Ale jestem ja.
Nie wiem, w którym momencie rozchełstana koszula pod rozpinanym swetrem i usta Naoto stały się na tyle kuszące, że ku oburzeniu obserwującego nas barmana, pocałowałem mojego przyjaciela.
Ale to zrobiłem. A on ten pocałunek oddał.
- Reika?
- Dzisiaj mogę być Minoru.
* * *
Leżąc w łóżku o szóstej rano, zastanawiałem się, jak bardzo jest źle. Jak wykończony psychicznie musiał być Naoto, że po raz pierwszy w życiu zapomniał o swojej męskiej dumie i dał się zrzucić na dół. Co najwyżej jak się z Shougo zamienili, ale tak to nigdy nie był niczyim uke.
Aż do dziś. Moim.
Nie zdziwiło mnie, że mamrotał imię Shougo przez sen. Ale to, że zerwał się gwałtownie do pozycji siedzącej, oddychając płytko i z przerażeniem w oczach, już tak.
W życiu nie widziałem, żeby miał koszmar. Ani nawet mi o żadnym nie opowiadał.
Przy śniadaniu był nieobecny myślami. Kaca nie miał, bo by bluzgał. A on po prostu był cicho.
- Wszystko w porządku?
Kiwnięcie głową.
- Smaczne onigiri?
Kiwnięcie głową.
- Wiedziałeś, że Kouki jest kosmitą?
Kiwnięcie głową.
Wcale mnie nie słuchał.
Stałem oparty o framugę, gdy wiązał buty. Jego wzrok był pusty. Jakby coś zjadło jego duszę.
Mój ty świecie, jaką ja miałem wtedy ochotę przywalić Shougo za to, co zrobił mojemu przyjacielowi.
Za to, że go zniszczył. Nawet jeśli ten przeraźliwie chudy psiarz nie miałby szans na oddanie mi.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej apaszkę.
- Naoto? - zagadnąłem go. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Tak?
- Jesteśmy mężczyznami - powiedziałem, stając przy nim. - I dlatego tłumimy emocje.
Naoto wyprostował się i oparł się o ścianę.
- Społeczeństwo tego od nas wymaga - ciągnąłem dalej. - Od małego. Nikt nie chce oglądać naszych łez. Nawet my sami. Ani słuchać, jak płaczemy.
Wyjąłem z kieszeni telefon oraz słuchawki i założyłem je.
- Zawiąż - podałem mu apaszkę, a on pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jesteś niepoprawny, Minoru - stwierdził, ale wziął apaszkę i zawiązał mi ją na oczach.
Rozłożyłem ramiona, a Naoto przytulił się do mnie.
Nie słyszałem, jak płacze. Nie widziałem. Ale czułem, jak moczy mi ramię i jak się trzęsie.
Czternaście lat znajomości.
Dwanaście przyjaźni.
Pięć związku.
Ponad połowę jego dwudziestopięcioletniego życia Shougo był gdzieś obok. A teraz nagle nie chciał z nim nawet rozmawiać.
To bolało. Domyślałem się, że bolało o wiele bardziej niż wcześniej.
Bo zawsze po zjedzeniu czegoś słodkiego i wypiciu trzech drinków był seks. Ale przez pięć lat z tą samą osobą. I nawet jakbym chciał, to nie miałbym szans zastąpić Shougo. Skoro Naoto nawet nie zależało na honorze i byciu seme, to czy komukolwiek mogło się to udać?
Nie.
Serca rozkruszonego na pięć milionów drobnych kryształków nie da się poskładać w jedną noc.
The end

czwartek, 22 sierpnia 2019

Ice

Zespół: Gotcharocka
Pairing: Jui&Jun
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, hurt/comfort
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: nawiązanie do śmierci
Notka autorska: Ostatnia miniaturka.

Kiedyś, dawno temu, zamroziłem wszelkie swoje uczucia.
Zero absolutne. Nie istnieje niższa temperatura.
Jedynie tego jednego dnia pokrywa lodowa pękała. Emocje odrywały się jedna po drugiej. Kry wpadały do rzeki, która zabierała je do morza. Nawet jeśli było lato.
A potem zamarzałem znowu. Trzask, trzask, trzask. Dopóki nie minął kolejny rok i ponownie nie złapała mnie ta zaduma. Te myśli o tym, co by było, gdyby Yuka żyła.
Nikogo do siebie nie dopuszczałem. Tkwiłem w tej nostalgii. W tym emocjonalnym letargu. Tylko po to, by tego jednego dnia wybuchnąć.
Nigdy nikogo nie miałem na stałe. Nie lubiłem. Nie chciałem. Nie czułem potrzeby.
Więc jak to zrobiłeś, że mnie odmroziłeś?
Co, Jun?
Znając ciebie, w całej swojej niezdarności, rozbiłeś okalający mnie lód przez czysty przypadek.

The End

środa, 21 sierpnia 2019

Metal

Zespół: Ganglion
Pairing: Sagara&Oni
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, soft angst
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: depresja
Notka autorska: Ten fik jest nieco... ponury.


Usłyszałam muzykę. Poszłam za melodią i trafiłam na scenę.
Siedziałaś na krześle i stroiłaś gitarę, przy okazji ćwicząc utwory z naszej dzisiejszej setlisty.
Szarpałaś struny, wprawiając je w drganie. Zwyczajne drżenie metalu, które zachwyca miliony.
W tym mnie.
- Hej, Sagara - powiedziałam, a ty podniosłaś na mnie wzrok. Uśmiechnęłaś się.
Kocham twój uśmiech. Jest taki... Szczery. Jak gdyby nigdy nie istniał prawdziwszy.
- Poćwiczmy razem - zaproponowałam i wzięłam swoją gitarę do rąk. Kiwnęłaś głową.
Zagrałyśmy "Distance". Zgrałyśmy się idealnie.
Zawsze umiałyśmy współgrać. W zespole, na scenie, w życiu, nawet w łóżku.
I zawsze towarzyszył mi twój uśmiech.
A teraz wracam po kolejnej trasie z przypadkowymi osobami do domu. Leżysz na kanapie, przykryta długo niepranym kocem, z przetłuszczonymi włosami. Już się nie uśmiechasz. Jedynie patrzysz w przestrzeń kosmiczną.
Jutro pójdziemy do lekarza. Czas na zmianę leków. Te przestały działać.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się do mnie uśmiechniesz.

The End

wtorek, 20 sierpnia 2019

Wood

Zespół: D=OUT&Acme (ex. xTRiPx)
Pairing: Naoto&Shougo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, fluff
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Dalej jedziemy z miniaturkami. :D

Deski uginały się pod moimi stopami, gdy wyszedłem na taras. Zawsze lubiłem dom twoich rodziców. Było tu cicho i spokojnie. Można było się zrelaksować i odetchnąć świeżym powietrzem. W Tokyo o to coraz trudniej.
Siedziałeś na schodkach i rzucałeś patyk Vainilli. Stary pies, a ganiał za kijkiem jak szczeniak.
- Co tam? - usiadłem obok ciebie, a ty schyliłeś się po patyk i rzuciłeś nim jeszcze raz.
- W porządku - odparłeś. - Moi rodzice cię tak po prostu wpuścili?
- Znamy się od dwudziestu lat - wzruszyłem ramionami. Vainilla tym razem podbiegła do mnie. Podrapałem ją za uchem, a ona położyła się obok mnie. Z głową na moich nogach.
- Nawet twój pies mnie lubi - pogłaskałem ją po łebku.
- Myślisz, że wiedzą? - spytałeś.
- Twój tata? Sądząc po tym, że kilka razy dał mi do zrozumienia, że Satoshi jest tępy i żebym nie odwalał akcji jak on, to tak. On wie - zaśmiałem się.
- Mama to pewnie nie zauważyłaby nawet, gdybyśmy się pocałowali na jej oczach - stwierdziłeś.
- Kiedyś się pocałowaliśmy - przypomniałem mu.
- Byliśmy w liceum i obaj mieliśmy nabrane - zwróciłeś mi uwagę. - Nawet nic do siebie nie czuliśmy.
- No, nie zauważyłem jeszcze, jak ładnie się uśmiechasz - objąłem cię ramieniem i przytuliłem do siebie.
- Weź przestań - mruknąłeś pod nosem.
- Tylko nie uciekaj więcej - poprosiłem, rozdmuchując ci włosy.
- Nie ucieknę - szepnąłeś, zamykając oczy. - Za bardzo mnie tym razem irytujesz.
- He?!
Matko, jakie z ciebie tsundere...

The End

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Darkness

Zespół: CatFist
Pairing: Yoshi&Meiko (CatFist&OC)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj, fluff
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ja po prostu bardzo lubię ten ship, nawet jeśli Meiko to tylko OC. W ogóle ze wszystkich fików z okazji rocznicy ten chyba podoba mi się najbardziej. *skromność*

Pływałam w ciemności od zawsze. Nie wiem, czy lubiłam ten stan czy nie. Nie znałam innego. Nie miałam ani wyboru, ani porównania.
Przyzwyczaiłam się. Lubiłam słuchać. Lubiłam śpiewać. Występować przed publicznością w szkolnym chórze.
Nie widziałam problemu w swojej niepełnosprawności. W końcu jestem ślepa, nie? Hihi.
Lubiłam słuchać mojego brata. Jego opowieści. Jego muzyki. Tego, jak grał. Tylko niech nie śpiewa. Mam zbyt czuły słuch.
Raz zabrał mnie do swoich kolegów z ówczesnego zespołu. Po tym, jak z jednym z nich rozmawiał, wyczułam, że coś między nimi jest. Ale zignorowałam to. Mój brat był hetero.
A przynajmniej tak twierdził.
Tyle, że w tym samym mieszkaniu byłeś ty. Ich współlokator.
I wtedy, po raz pierwszy w życiu, miałam wrażenie, że wynurzyłam się z ciemności i zobaczyłam światło.
Na początku byłeś jedynie uprzejmy. Zabierałeś do parku i restauracji. Nawet kilka razy poszliśmy do kina. Miałeś ubaw z faktu, że co jakiś czas trącałam cię w ramię i pytałam, co się dzieje.
A jak pierwszy raz mnie pocałowałeś, to dostałeś w twarz. Od tamtej pory zawsze mnie ostrzegasz. Chociaż już trochę przywykłam.
W przeciwieństwie do mojego brata, który wciąż ci grozi. A seks jest fajny. Nawet ten jego "kolega" nas kilka razy nakrył.
Nadal nie wiem, czy lubię ciemność. Ale nie potrzebuję wzroku, by cię widzieć. Wystarczą mi palce. Znam każdy milimetr twojego ciała. Każdy kawałek ciebie. Mojego ukochanego mężczyzny.

The End

niedziela, 18 sierpnia 2019

Light

Zespół: Nightmare&Kalafina
Pairing: Ni~ya&Hikaru
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj, fluff
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Kolejna miniaturka. Tym razem heteroza. o:

Zapaliłem światło.
Poruszyłaś się niespokojnie na kanapie, marszcząc brwi.
Od razu ponownie nacisnąłem pstryczek, a ty okryłaś się ciaśniej kocem. Było ci zimno?
Wziąłem cię na ręce i zaniosłem do sypialni. Posprzątałem talerz i kieliszek po winie, po czym poszedłem wziąć prysznic. Gdy wyszedłem z łazienki, stałaś w szlafroku tuż za drzwiami. Mało brakowało, a bym cię uderzył.
- Nie śpisz? - zdziwiłem się.
- Późno wróciłeś - położyłaś mi dłonie na policzkach. - Coś się stało?
- Nie, to tylko korki - wyjaśniłem, całując cię w czoło.
Przytuliłaś się do mnie. Czułem cytrusowy zapach twojego szamponu.
Objąłem cię ramieniem i przymknąłem oczy.
- Idziemy spać, Hikaru?
- Za chwilę - szepnęłaś. - Chcę utrwalić w umyśle tę chwilę.
- Niepoprawna romantyczka z ciebie - stwierdziłem, rozdmuchując ci włosy. - Ale tylko moja.
Zawsze się z tobą zgadzałem. Tak dla świętego spokoju. Nawet jeśli bardzo chciało mi się spać.
Ale to ty jesteś moim snem. I moim światłem. Wcale nie muszę go zapalać.

The end

sobota, 17 sierpnia 2019

Air

Zespół: 168 -one sixty eight-&Migimimi sleep tight
Pairing: Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: soft angst, okruchy życia
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: melancholia, nostalgia, nawiązanie do śmierci
Notka autorska: Miniaturek ciąg dalszy. Trochę się natrudziłam przy tym fiku, tbh.


W tym domu już nikt nie mieszka. Stoi pusty od wielu lat.
Stara, zardzewiała furtka skrzypi, gdy się o nią opierasz. Sama się otworzyła.
Odwracasz się w moją stronę. Uśmiechasz się, zapraszając mnie do środka.
W powietrzu unosi się zapach kwiatów. Słodki, mdły i kojący nerwy. Wiatr rozwiewa nasze włosy. Jest cicho i spokojnie. Nie jak w mieście.
Tyle, że w tym domu jest za cicho. Zbyt pusto. Za dużo kurzu i pajęczyn.
Nikt już nie piecze ciasta o poranku. Małe dzieci nie zbiegają na dół, by zjeść je z mlekiem prosto od krowy. Nie biegną potem na pole, by pleść wianki i przynieść je mamie. Nie bujają się na huśtawce, popychane przez tatę coraz wyżej i wyżej, aż do nieba. Aż do gwiazd.
Biorę głęboki wdech. Wtedy dopiero słyszę, że dom moich rodziców nadal żyje. Tyle, że nie z nimi. Z kimś innym. Z ludźmi, którzy kupili go od mojej siostry.
- Ach tak, siostra pana Satou do mnie dzwoniła - rozmawiasz z mężczyzną stojącym w progu domu. Do jego ramienia tuli się mała dziewczynka. - Niech panowie wejdą. Zobaczy pan, jak ładnie wyremontowaliśmy łazienkę, Satou-san.
Wizyta kontrolna. Siostra chciała sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Wysłała nas.
I jakoś wcale mnie nie dziwi, że kafelki na ścianach są różowe.

The end

piątek, 16 sierpnia 2019

Earth

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst, okruchy życia
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: śmierć
Notka autorska: Miniaturek ciąg dalszy. Tym razem typowy fik na zasadzie "We get it". XD

Przyniosłeś mi kwiaty. Żółte tulipany. Pachniały przeprosinami. Wybaczyłem ci. Pokłóciliśmy się właściwie o głupotę. Nie było sensu tego rozpamiętywać.
Raz próbowałeś hodować irysy w ogródku. Ale ich błękit wytrzymał tylko jeden sezon. Ja nie potrafiłem się nimi zająć.
Nie cierpiałeś kosić trawy. Wolałeś, jak była wysoka. Kładłeś się w niej i pisałeś teksty tak długo, aż nie zapadł zmrok. Wtedy przewracałeś się na plecy, wyciągałeś z kieszeni papierosy i zapalałeś jednego. Tak w ramach nagrody za wykonaną pracę.
Zawsze twierdziłeś, że czerwone róże są przereklamowane. Wolałeś białe. A najbardziej kochałeś fioletowe. Oznaczały tęsknotę, a ty uwielbiałeś motyw melancholii i nostalgii.
I właśnie dlatego ci je kupuję. Kładę bukiet na twoim grobie, wyciągam telefon z kieszeni i robię zdjęcie nieba. I tak dwa razy w roku.
Bo wciąż tęsknię, wiesz?

The End

czwartek, 15 sierpnia 2019

Fire

Zespół: The Guzmania&Acme (ex. DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Kontynuujemy żywiołowe miniaturki. :D

Płomienie wesoło trzaskały w kominku. Przykryty kocem siedziałem na pufie i wpatrywałem się w nie jak zahipnotyzowany. Jakbym próbował się ogrzać nimi również od środka.
- Herbaty? - podniosłem wzrok. Uśmiechałeś się czule, stojąc z dwoma kubkami w dłoniach. - Zaparzyłem jaśminowej. Właściwie innej nie było. Każdy Kurihara pije tylko taką?
- Mama woli czekoladową - odparłem, biorąc do rąk zielony kubek z psem. Westchnąłeś cicho i położyłeś się na fotelu, przerzucając nogi przez podłokietnik.
- Przejdzie mu - stwierdziłeś. - Meiko też musiała to przetrawić.
- Wolałbym nie kłócić się z bratem przez to, że jestem dziwadłem - mruknąłem.
- Sachi! - skarciłeś mnie. - Daj spokój. Masz prawie trzydzieści lat, a akceptację samego siebie na poziomie podłogi. Herbatkę pij lepiej, a nie gadasz głupoty.
- Niech ci będzie - upiłem łyk herbaty. Jej ciepło rozgrzało mnie od środka, ale i tak czułem się tak, jakbym był zamarznięty.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wyszedłeś. Zorientowałem się o tym, gdy wróciłeś.
Z Hotaką.
- Trzymaj - mój brat wcisnął mi do ręki piwo. - Pijemy. Jak mężczyzni. Tak?
Spojrzałem na ciebie ze zdziwieniem. Stałeś oparty o framugę i uśmiechałeś się z zadowoleniem.
- Nie patrz na tego swojego księcia z bajki, tylko na mnie, bo się rozmyślę! - zawołał Hotaka.
- No dobra, dobra - stwierdziłem, uderzając go lekko w ramię.
Zaśmiałeś się. Jak ty to robisz, że potrafisz być cieplejszy od ognia, co, Hiroki?

The End

środa, 14 sierpnia 2019

Water

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj, okruchy życia
Seria: "Nine Elements"
Ostrzeżenia: delikatne nawiązanie do śmierci
Notka autorska: Napisałam serię miniatur nawiązujących do żywiołów. Enjoy! :D

Fale odbijały się o brzeg plaży. Szum morza zagłuszał nieprzyjemne myśli. Wydawało mi się wręcz, że jest bardziej cichy od ciszy.
Z jednej strony lubiłem tu przychodzić. Mogłem odpocząć od zgiełku miasta i szarej rzeczywistości. Z drugiej jednak...
Uznajmy, że właśnie tutaj te złe myśli napływały. Tłumiły dobre i przyjemne uczucia. Zalewały je wspomnieniami, nostalgią i melancholią.
- Nie odpływaj - usłyszałem nagle, czując dłoń na ramieniu.
Hitomi nie pozwolił mi dokończyć myśli. Tak, jakby był moim osobistym morzem zabierającym wszelkie zło z mojego życia i odsyłającym je daleko, daleko za horyzont.
Zapach gorącej czekolady w termosie zmieszał się z morską bryzą. Zamknąłem oczy, chcąc utrwalić tę chwilę na zawsze. Nasze złączone palce utwierdzały mnie w przekonaniu, że jest to możliwe.

The End

piątek, 19 lipca 2019

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream
Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, Vivi&Ebi, Saiki&Akane, Misa&Kanami, Ryohei&Miku, Io&Yae, Kagura&Ayame, Miyavi&Melody
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, parodia
Ostrzeżenia: zrypany humor autorki
Notka autorska: Bo mam też yuri i hetero shipy. Pozwoliłam sobie oznaczyć to kolorami. Tu macie linki do pierwszej i drugiej części, jak chcecie.
Przepraszam, że tym razem jest taki krótki. XD
I tak jak poprzednio, to jest fanfik z podtytułem "Jak Winry widzi każdy pairing? Na przykładzie wyprawy do łazienki".


"Oszczędzaj wodę, kąp się ze swoją dziewczyną!"
* * *
Hikaru: Więc mówisz, że chcesz się ze mną wykąpać, bo ci telewizja każe?
Ni~ya: Tak, dokładnie o to mi chodzi.
Hikaru: Pod warunkiem, że jak będziemy następnym razem jedli kolację, to ze mną porozmawiasz, a nie będziesz miał klapek na oczy, bo jedzonko.
Ni~ya: . . .
* * *
Keiko: *fuka* *prycha* *drapie*
Wakana: Czyli nie.
* * *
Oni: Sagara, bo ty taka przystojna jesteś~
Sagara: A ty pijana. Nie.
* * *
Ebi: *chichocze*
Vivi: *też chichocze*
Ebi i Vivi: *obie chichoczą i zapominają, co właściwie miały zrobić*
* * *
Saiki: Akane?
Akane: *zawstydzona* No okej...
* * *
Kanami: *łapie Misę za rękę i skocznym krokiem idzie do łazienki*
Misa: W sumie ok. *idzie za nią*
* * *
Io: YAE!
Yae: Czemu krzyczysz?
Io: WANNA! TERAZ!
Yae: ...osobiście się trochę boję.
* * *
Kagura: *warczy*
Ayame: Dobra, dobra, nie to nie...
* * *
Ryohei: Miku, dzióbku~
Miku: Idę, cukiereczku~
* * *
Miyavi: Melody, zróbmy sobie trzecie dziecko!
Melody: W wannie?
Miyavi: Tak!
* * *
The end

poniedziałek, 8 lipca 2019

Reklama vol 2

Zespół: W tagach.
Pairing: W tekście.
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, parodia
Ostrzeżenia: zrypany humor autorki
Notka autorska: Pamiętacie jeszcze pierwszą część tego fika? Pewnie nie. Tu macie linka.
I tak jak poprzednio, to jest fanfik z podtytułem "Jak Winry widzi każdy pairing? Na przykładzie wyprawy do łazienki".

"Oszczędzaj wodę, kąp się ze swoją dziewczyną!"
* * *
Jun: Shinobu, Shinobu, Shinobu!
Sorao: No idę, idę. Jaki ty jesteś niecierpliwy...
Jun: Jakbyś się nie guzdrał, to bym nie musiał!
* * *
Yoshihiko: Kiri-chan~
Kiri: *rzuca pałeczką w Yoshihiko*
Yoshihiko: *robi unik* Wystarczyło zwykłe "nie".
Kiri: Jakoś wczoraj i przedwczoraj nie podziałało.
* * *
Kohsuke: Naohisa, mam pytanie.
Nao: Nie.
Kohsuke: *wyciąga z kieszeni żuczka* Bo ci to wrzucę za koszulę.
Nao: ...to ja idę po płyn do kąpieli.
* * *
Lin: Sana, Sana~
Sana: *wybucha histerycznym śmiechem* Nie.
* * *
Haku: *stoi przy półce z płynami do kąpieli* Nalać ten o zapachu kwiatów, morza czy lasu? A może ten pomarańczowy albo truskawkowy? W sumie dawno nie używaliśmy wiśniowego, ale ten lawendowy mnie kusi, bo jeszcze go nie wypróbowywaliśmy. Chociaż Ryosuke ostatnio plecy bolą, to może to aloesowy? A może coś słodszego? Kokos, cola czy guma do żucia? Cynamonowy to się nadaje raczej bardziej na zimę...
Mio: *tak się zamyślił, że i tak nie słyszy, co Haku mruczy do siebie pod nosem*
* * *
Hikaru: Spytałbym cię, czy...
Yui: Nie.
Hikaru: Wiedziałem, że to odpowiesz, więc...
Yui: *trzep w łeb*
Hikaru: Ej, w końcu nie spytałem!
Yui: Ale chciałeś.
Hikaru: . . .
* * *
Daisuke: Wykąpiemy się razem?
Kouichi: Tylko nie rób bąbelków.
Daisuke: . . .
Daisuke: . . .
Daisuke: . . .
Daisuke: A. Ok.
* * *
Takeshi: *siedzi w wannie z pieczonym kurczakiem*
Takashi: *wzrusza ramionami* *też włazi do wanny* *zajada się kurczakiem razem z Takeshim*
* * *
Jui: *ciągnie Juna do łazienki*
Jun: Junichi! Ostatnio ja się wywróciłem, a ty zemdlałeś i to nie było yay. Myślisz, że to dobry pomysł?
Jui: Ugotuję miso z pomidorami, jak się zgodzisz.
Jun: ...wygrałeś.
* * *
Toya: *tuli wannę*
Tero: Załapałem aluzję, ale mogłeś po prostu spytać.
* * *
Soan: *przytula Hitomiego od tyłu* Idziemy się wykąpać, Hito-chan?
Hitomi: Z przyjemnością, ale może zostaw rozbieranie mnie do momentu, jak znajdziemy się w łazience.
Soan: *odpinając ostatni guzik od koszuli Hitomiego* Nie dyskutuj ze mną, Hito-chan.
* * *
Vivi: Toshi, odstaw makaron, idziemy się kąpać.
Ivy: A mogę wziąć moją myjkę w kształcie mopsa?
* * *
Sono: MÓGŁBYŚ ZABRAĆ TEGO WIERCĄCEGO SIĘ KOTA Z TEJ WODY?!
Dura: Miau!
Sizna: Nie?
* * *
Iori: Kou?
Kou: *patrzy na Ioriego*
Iori: *już się rozebrał*
Kou: Kusząca sugestia~
* * *
Tatsuru: *niesie Toumę jak księżniczkę*
Touma: Lol.
* * *
Keiya: Fuma, słuchaj...
Fuma: *robi zdjęcie Dorze* Jak pozwolisz mi być seme.
Keiya: Co. Nie.
* * *
Gaku: ...a potem założymy te puchate szlafroki od Keiyi i Fumy i... Słuchasz mnie?
Orochi: *dawno zasnął*
Gaku: . . .
* * *
Yoshi: *robi przewrót w przód, wchodząc do łazienki*
Saku: Udaję, że rozumiem...
* * *
Mikaru: SYU, ARE YOU FUCKIN' READY?
Syu: I'M READY FOR FUCKIN'~
* * *
Erina: *wiesza się na Keiu* Kei-chan~
Kei: *je żelki* Nie.
Erina: Ale... Ale Kei-chan!
Kei: *wkłada mu do ust jednego żelka* Nie.
Erina: . . .
* * *
Show: Jesteśmy w wannie, lol.
Daiki: Razem, lol.
Show i Daiki: Lol.
* * *
Sai: *udaje księżniczkę*
Dye: To ma mnie zachęcić, czy zniechęcić?
* * *
Kou: I wanna be a flower~
Rei: Jaki to ma związek?
Kou: Lilia?
Rei: Aaa... Może być.
* * *
Eiki: *wywalił się na kafelkach*
Nao: *wzdycha* Norma.
* * *
Tokiya: Czy ty musisz pić kawę nawet w wannie?
Natsuki: *robi kawie zdjęcie*
Tokiya: A do tego to ja w ogóle nie mam pytań...
* * *
Higiri: Czemu ta woda jest biała?
Milk: Dolałem do niej mleka.
Higiri: Co.
* * *
Narumi: Wlałem malinowego płynu do kąpieli, zapaliłem świeczki, włączyłem romantyczną muzykę, a ty i tak...
Juri: *tuli pluszowego Minionka* Na pewno nie mogę go wziąć ze sobą?
Narumi: *wzdycha jak męczennik* I po co się starać?
* * *
Rumina: *prawdopodobnie nawet nie widział tej reklamy, bo...*
Nagi: *...ogląda po raz setny koncert vistlip na DVD*
* * *
The end

piątek, 17 maja 2019

Syn historyka

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, okruchy życia
Ostrzeżenia: choroba, śmierć
Notka autorska: To opowiadanie jest jedynie na podstawie tego, co się ostatnio wydarzyło. Nie mam pojęcia, jak to tak naprawdę wyglądało. Ale potrzebowałam coś takiego napisać.



Był jedynakiem. Jak wszyscy jedynacy, nieco rozpieszczony. Ale mimo to dobrze wychowany. Tak mu się przynajmniej wydawało. W końcu był dobrym uczniem. Miał same piątki i czwórki. Oprócz jednego tylko przedmiotu.
O ironio, historii.
Dlaczego to ironia, zapytacie. Ano dlatego, że był Synem historyka.
- Po co to? - pytał, patrząc na swojego Tatę. Tata wzdychał i próbował mu tłumaczyć, ale do niego to i tak nie docierało.
Nie polubi historii. Nie i koniec.
Nudna, głupia, nieprzydatna.
Już wolał rozwiązywać równania na matematyce, albo przeczytać kolejną lekturę na polski.
Wiedział, że Tata ma mu to za złe. Że jego własny Syn nie podziela jego pasji. Bo jedno musiał Tacie przyznać - historia była życiową pasją jego Taty. Potrafił o niej opowiadać godzinami. Najpierw pracował w szkole, później na uniwersytecie. Jego uczniowie i studenci go uwielbiali za to, że potrafił się postawić w ich sytuacji i zachowywać jak człowiek, a nie jak bóstwo.
Tata dużo podróżował, głównie do Stanów Zjednoczonych. Uwielbiał to państwo, zakochał się w jego kulturze i gospodarce. Miał ogromną wiedzę na każdy temat związany z tym krajem.
Ale Syn nadal nie cierpiał historii. Nie była mu potrzebna do życia. Co najwyżej do gier komputerowych. Ale tak to nie. Jego życie było szczęśliwe i bez niej.
Pewnego dnia jednak ta bańka mydlana pękła. Przyszła od lekarza diagnoza, diagnoza druzgocząca.
Mama płakała. Długo. W poduszkę. Myślała, że nikt nie widzi jej łez, ale jej Syn je zobaczył. Nawet je usłyszał.
Tata nie płakał. Siedział w kuchni, czytał książkę o Stanach i pił herbatę z cytryną. Jakby nic się nie stało.
Syn był zły na swojego Tatę. Usiadł naprzeciwko niego, nieco obrażony.
- Dlaczego jej przynajmniej nie przytulisz? - spytał stanowczo, starając się, by nie drżał mu głos. Próbował być silnym mężczyzną, w końcu miał już jedenaście lat.
- Poprosiła mnie, żebym dał jej chwilę na opadnięcie emocji - odparł Tata, upijając łyk herbaty. Spojrzał na swojego Syna i roztrzepał mu włosy.
Tego było za dużo jak dla jedenastolatka. Chwilę później już miał mokre policzki.
- Nie chcę, żebyś umarł - szepnął, wczepiając palce w koszulę w kratę swojego Taty. - Nie chcę!
Tata nic nie mówił. Głaskał go tylko po głowie.
Milczał.
Właściwie, on kilka lat milczał. Całą swoją chorobę milczał.
Niektórym studentom się przyznał. Innym nie. Jeszcze inni znali tylko ułamek prawdy.
Że jest chorowity, że ma słabą odporność, że miał pięć operacji.
Syn dobrze pamiętał każdą z nich. Zawsze się bał, że jego Tata już nie wróci.
Ale wracał. Zawsze.
W piątek też wrócił. Zjadł obiad, opowiedział o tym, że studenci znowu próbowali wymigać się od zaliczenia. Że i tak da im przecież ściągać, dopóki pierwsza osoba nie odda kartki, więc nie muszą panikować. Że umówił się ze studentką na poniedziałkowy dyżur, bo miała jedną nadprogramową nieobecność. I że jego kolega z pracy przywitał się z nim pięć razy, a koleżanka częstowała wszystkich krówkami. Jego też. Twierdził, że krówka była dobra, chociaż skleiła mu zęby na dobrą minutę.
Potem przyszła sobota. Tata był dziwnie markotny, jakby nieco odrealniony. Ale obejrzeli razem kontrowersyjny film dokumentalny i pograli w grę, która podobno była historyczna. Podobno, bo Tata miał dużo zastrzeżeń co do prawidłowości przedstawionych wydarzeń.
Tym razem to Syn milczał. Nie chciał sprawiać Tacie przykrości, przerywając mu, bo szczerze nie obchodziło go, co tak naprawdę się wydarzyło. Poza tym, tak właściwie, to Tata miał szczególny dar opowiadania. Mogło się go słuchać godzinami. Nawet, jakby analizował książkę telefoniczną albo jakieś zagadnienie z fizyki kwantowej.
W nocy Mama wezwała pogotowie. Tata czuł się źle. Na tyle źle, że się na to poskarżył.
Syn położył się obok niego na łóżku i spojrzał w sufit, szukając odpowiedniej piosenki na playliście.
- Co robisz? - spytał Tata słabym głosem.
- Muzyka podobno łagodzi ból - odparł Syn, wyjmując jedną słuchawkę z ucha i podał Tacie. - Proszę. Może ci to pomoże.
Tata uśmiechnął się czule i roztrzepał mu włosy, jak to miał w zwyczaju, po czym włożył sobie słuchawkę do ucha.
Leżeli tak i czekali na karetkę, słuchając tych samych utworów. Syna zaczęło ogarniać znużenie. Nagle jednak muzyka ucichła, co go na chwilę otrzeźwiło.
- Co się dzieje? - zdziwił się, biorąc do ręki telefon. - Szlag, rozładował się. Zapomniałem go podpiąć do kontaktu.
Syn podniósł wzrok i spojrzał na Tatę. Lekki uśmiech błąkał się na jego twarzy. Oczy wciąż miał zamknięte.
Jednak coś było nie tak. Jakby biło od niego zimno. Ale nie w formie temperatury, tylko atmosfery.
Jak lekarze weszli do sypialni jego rodziców, nie musieli już im dużo mówić. A przynajmniej jemu. On już wiedział, że jego Tata zasnął i to tak na zawsze.
Może nawet w tym samym momencie, co padła bateria w jego komórce.
Mama znów płakała. Tym razem jeszcze dłużej.
Na stole w kuchni została otwarta gazeta, którą Tata dostał od kumpla ze Stanów. W zlewie nadal stał kubek, który dostał od Syna na urodziny. Koszule w kratę i ulubiona czarna marynarka wciąż nosiły jego zapach.
Ale jego już tu nie było. Był gdzieś indziej, gdzieś dalej, niedostępny, nieosiągalny.
Zniknął, jakby rozpływając się w powietrzu.
Tymczasem w umyśle Syna po raz pierwszy pojawiło się pewne pytanie, kiedy usiadł na krześle w kuchni i przesunął palcami po tej amerykańskiej gazecie.
A może jednak... polubić historię?
The end