Pairing: Chobi&Chisa, w tle Satoshi&Shougo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: I ostatnia część. Czasem mam wrażenie, że mam jakiś fetysz koszmarów, czy coś, ale według mnie to po prostu dobry motyw do opowiadań.
Biegł między budynkami. Słyszał, jak go woła. Słyszał swoje imię, ale nie potrafił zlokalizować, skąd. Wszystko stawało się coraz bardziej zamazane, budynki zaczęły się sypać. Tylko to wołanie nie ustawało, będąc jednak coraz cichsze i cichsze, aż w końcu przestał słyszeć jego głos zupełnie.
- Sachi! - zawołał, w końcu odnajdując go przy jednym z zawalonych wieżowców. Podbiegł do niego, nie uzyskawszy odpowiedzi, ale jego palce prześlizgnęły się przez półprzezroczyste ciało Chisy, które chwilę później zniknęło.
Chobi obudził się gwałtownie i usiadł na łóżku. Tak, to był już chyba trzeci koszmar tej nocy, a spał może od dwóch godzin.
Wstał. Poszedł do łazienki, przepłukał usta i obmył twarz, po czym spojrzał w lustro. Nie powinien się tak przejmować. Przecież Chisa nie ma astmy od wczoraj! Byłoby na pewno łatwiej, gdyby Chobi go nie kochał.
- Idiota ze mnie - mruknął basista do siebie, po czym wyszedł z łazienki i, zamiast wrócić do starego pokoju Shougo, w którym spał, skierował swoje kroki do innej części mieszkania.
Chobi stanął w drzwiach i spojrzał na Chisę. Wokalista spał spokojnie i wydawać by się mogło, że ostatnie dni nie były dla niego ciężkie. Wyglądał jak Śpiący Królewicz, przebywający teraz w swoim królestwie snów.
W sumie to Chobi nie wiedział, dlaczego zamiast się odwrócić i iść spać, podszedł do łóżka, usiadł na jego brzegu i pochylił się nad Chisą, po czym pocałował go w usta. Może to był tylko zwykły impuls? A może po prostu w końcu postanowił go dogonić? Nie zmienia to faktu, że chyba nie przewidział, iż wokalistę to obudzi.
- Chobi? - Chisa wyrwał się ze snu i spojrzał na basistę, który odskoczył od niego jak poparzony z takim impetem, że prawie wylądował na ścianie. W sumie tak by się stało, gdyby nie szafa, która go zatrzymała i złowrogo się zachwiała.
Przez krótką chwilę, gdy obaj próbowali zebrać myśli, panowała w pokoju taka cisza, że można było usłyszeć, jak pająk tka pajęczynę.
- Dlaczego? - zapytał w końcu Chisa, obserwując Chobiego, który zastanawiał się, czy lepiej uciec drzwiami, czy oknem.
- Zacznijmy może tak - stwierdził Hiroki, po czym westchnął. - Ogólnie to od jakiegoś czasu bardziej mi na tobie zależy. Długo zastanawiałem się, o co chodzi, aż w końcu doszedłem do wniosku, że po prostu się w tobie zakochałem. Tak szczerze, to przyśniły mi się dziś już trzy koszmary i po prostu musiałem sprawdzić, czy w rzeczywistości nic ci nie jest. Martwię się twoim stanem zdrowia, bo cię kocham, Sachi. No i tak jakoś wyszło...
Chisa zamrugał, po czym jeszcze raz poukładał sobie to wszystko w głowie i zastanawiał się, czy aby na pewno wciąż nie śni.
- Kochasz mnie? - zapytał, wstając z łóżka.
- Tak - przyznał Chobi. - Jak ci mówiłem, że się poddawałem przez brak siły na wyznanie uczuć, to chodziło mi o ciebie. Ale jak ja miałem ci to powiedzieć, jak tobie w głowie tylko cycki?
Chisa zachichotał i podszedł do Chobiego.
- Wiesz, jak będę zdesperowany, to kupię ci stanik i wypcham go skarpetkami. Ale tymczasem wystarczysz mi taki, jaki jesteś - oznajmił Chisa.
- Co, czyli że...
- Tak, ty moja gaduło. Też cię kocham - Sachi położył dłonie na policzkach Hirokiego i pocałował go delikatnie. Chobi oddał pocałunek, czując jednocześnie drobne palce Chisy pod swoją koszulką. Popchnął Sachiego na łóżko i usiadł na nim okrakiem.
- Tylko nie myśl, że będziesz seme.
- Ale Hiroki!
- Nie. Ja tu rządzę - Chobi uśmiechnął się lubieżnie i znów pocałował swoje koi.
* * *
- Hej, Chisa. Hej, Chobi - Shougo wpadł do sali prób cały w skowronkach. - Wspaniały dzień, nieprawdaż? W ogóle Chisa, jak się czujesz?- Absolutnie nic mi nie jest. Chyba nigdy nie byłem aż tak zrelaksowany - stwierdził Chisa, przeciągając się na kanapie.
- Wypiłeś sobie herbatkę uspokajającą i zamówiłeś pizzę jak zwykle, czy tym razem zadziałało coś innego? - zapytał Shougo.
- Powiedzmy, że ja - odparł Chobi, usiłując nastroić najniższą strunę od basu, na co Satoshi zakrztusił się akurat pitą wodą.
- Nareszcie - stwierdził perkusista, ocierając usta rękawem.
- Co, ale, nie rozumiem - Shougo usiadł na krześle. - To wy jesteście razem?
- Nie zauważyłeś, jak do siebie lgną od dawna? - zdziwił się Satoshi.
- Nie?
- Serio?
- A co ja, obserwuję i osądzam skrupulatnie otoczenie jak ty?
- I kolejna kłótnia małżeńska - westchnął Chisa. - Jak ja się cieszę, że nie jestem z żadnym z was.
- Widzisz, uratowałem cię przed tymi dwiema tsundere - Chobi uśmiechnął się promiennie.
- Ja ci dam tsundere, krasnoludku!
- Krasnoludku?! Shougo, bo jak ja cię zaraz walnę z basu, to ci Satoshi nawet nie pomoże!
- Ty nie mieszaj do tego Satoshiego!
- Chisa, takie pytanie - zaczął Satoshi, siadając obok Chisy. - Jeśli ja i Shougo kłócimy się jak stare, dobre małżeństwo, to co to jest?
- Kłótnia rodzeństwa?
- Chyba takiego chodzącego do przedszkola - Satoshi westchnął przeciągle.
Tak, to był kolejny, normalny dzień jak każdy. Jeśli oczywiście w tym towarzystwie cokolwiek mogło być kiedyś normalne.
The end