Uniwersum: Fullmetal Alchemist: Brotherhood
Pairing: Edward Elric&Winry Rockbell, Alphonse Elric&May Chang, Roy Mustang&Riza Hawkeye
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: Military Dog and Stray Cat's Strange Friendship
Ostrzeżenia: headcanony, skutki przemocy
Notka autorska: Spadną, czy nie spadną, oto jest pytanie.
Zobaczył Rizę i Elizabeth, które coś do niego mówiły. Zobaczył też Hughesa, który uśmiechnął się lekko i potrząsnął go za ramię. Na koniec Madame Christmas ochrzaniła go za bycie leniwą bułą, bo nie tak go wychowała.
- Ej, Mustang, budź się! Nie odpływaj mi tutaj!
Roy ocknął się, czując się jeszcze gorzej. Podniósł wzrok i spojrzał na Edwarda, który obserwował go uważnie.
- Co ty sobie wyobrażasz, co? Przecież masz wstrząs mózgu! Jak zaśniesz, to się możesz nie obudzić, a jedną śpiączkę już w swoim życiu zaliczyłeś! I to ja musiałem cię budzić!
- Tak, mówiłeś to już - przypomniał mu Roy i zorientował się, że nie ma pojęcia, ile czasu minęło, ale wiedział jedno.
Nie czuł ręki. Nie miał czucia w palcach, które nadal zaciskał na dłoni Edwarda. Zbyt długo była w górze.
- Jesteś okropny, wiesz? - mruknął Edward. - Ciesz się, że to ja jestem z tobą w tej sytuacji, a nie ktoś inny. Nikt inny by nie wytrzymał.
- Ktoś inny może byłby na tyle silny, że nie musielibyśmy tu wisieć - przypuścił Roy.
- Mam cię puścić, czy co?! - Edward chciał potrzeć skronie, a potem przypomniał sobie, że obie ręce ma zajęte. - Jaki ty czasem jesteś irytujący...
- Właściwie, to powinieneś - stwierdził Roy. - Nie czuję palców, Stalowy. Nie wiem, czy nadal cię trzymam. Nie kontroluję swojej dłoni.
- ...to wyjaśnia, czemu poluźniłeś uścisk - odparł Edward. - Aczkolwiek trochę to dziwne, że tak szybko ci zdrętwiała na tyle, że już nic nie czujesz.
- Odkąd Bradley przebił mi dłonie, nadal mam problem z czuciem w nich.
- To było ponad dziesięć lat temu, Mustang.
- Takie rany nigdy się do końca nie goją, Stalowy.
- No tak, skoro uszkodziło ci nerwy... - Edward zadumał się na chwilę. - Ale ani myśl, że pozwolę ci spaść! Będziemy tu wisieć nawet do końca świata!
- Jesteś pewien?
- Jestem! Ten korzeń może nie jest... - Edward przerwał gwałtownie i znowu jęknął. - Naprawdę mógłbyś być trochę lżejszy.
- Nie utrzymasz nas - powiedział Roy spokojnie.
Za spokojnie.
- Jak się nie zamkniesz, to...
- Czemu jesteś taki uparty? - spytał Roy. - Po prostu mnie puść. Będziesz mógł się wtedy wspiąć na skarpę i znaleźć pomoc. Twoje ręce krwawią, prawdopodobnie masz nadwyrężone stawy w obu ramionach, korzeń pęka, a ty non stop podkreślasz, że jestem za ciężki. Więc mnie puść. To jedyne logiczne rozwiązanie.
- Podkreślam to, bo wiem, że nie miałbym problemu z utrzymaniem kogoś innego! - zawołał Edward. - I, być może, w wielu przypadkach, miałbym mniejszy problem, by kogoś innego po prostu skazać na lot tam na dół. Ale ty tu zostajesz, Mustang, nie masz prawa spadać! Sam mówiłeś, że będzie trudno to wyjaśnić Hawkeye i Lizzie!
- Mówiłem to w sytuacji, w której chciałeś mnie zrzucić tylko dlatego, że wszedłem ci na ego. Teraz chcę, byś ratował swoje życie - oznajmił Roy. - Masz dwoje dzieci, Stalowy. Żonę. Szczęśliwe życie. Puść mnie.
- Nie.
- Puść mnie.
- Nie! - Edward jeszcze mocniej zacisnął palce na jego dłoni. - Od kiedy Edwin i Wendy się liczą, a Lizzie nie?! Bo jest ich dwoje?!
- Bo Lizzie jest pod dobrą opieką - wyjaśnił Roy. - Korzeń pęka. Widzę to. Masz zamiar za każdym razem puszczać go i łapać drugą ręką? Ostatnim razem mało nie spadłem, tylko szczęśliwym trafem zdołałem złapać twoją nogę.
- Przestań.
- Musisz pozwolić mi spaść, Stalowy.
- Przestań!
- Wiem, że nie potrafisz zabijać, ale pomyśl o tym jak o wykorzystaniu źródła energii z kamienia filo...
- PRZESTAŃ!
Roy podniósł wzrok i spojrzał na niego. Edward oddychał płytko, oczy miał zaszklone i wyglądał, jakby chciał go pobić.
- ...Stalowy?
- Al ma starszego brata, nie? - zaczął Edward. - Nie wiedziałem, jak to jest być młodszym rodzeństwem. Przez ponad dekadę tego nie wiedziałem. A potem zjawiłeś się ty!
- Co? - Roy zamrugał.
- Wkurzasz mnie niemiłosiernie i mam ochotę ci urwać głowę, którą i tak non stop trzymasz w dupie, ale jesteś moim starszym bratem, okej? Nie wiem, czy chciałeś mieć takich dwóch irytujących, młodszych braci jak ja i Al, ale ta-dam, jesteśmy. Magia, nie?
- Próbujesz mnie wziąć na litość, Stalowy? - spytał Roy. - Naprawdę nie czuję tej ręki...
Jego bezwładne palce prawie wyślizgnęły się z uścisku Edwarda, który wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, brzmiący jak połączenie jęku i warczenia.
- Kiedy ja serio tak myślę! - Edward ścisnął mocniej jego dłoń. - Choć raz posłuchaj kogokolwiek innego niż rozkazów od przełożonych!
Roy chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie korzeń trzasnął i obaj spojrzeli w górę.
Wisieli dosłownie na nitce.
- Stalowy - powiedział Roy stanowczo. - Ty nas może i utrzymasz, ale sam widzisz, jaka jest sytuacja.
- To nie jest równowarta wymiana! - Edward zacisnął powieki. - Nie podoba mi się to!
- Puść mnie.
- Powiedziałem, nie!
- To jest rozkaz, Stalowy i masz go wykonać!
- Nie jestem już w wojsku, Mustang - wycedził Edward przez zęby.
- To bądź dobrym młodszym bratem i to zrób! - wrzasnął Roy.
- Przestań!
- Proszę cię, Stalowy.
- Przestań!
- Przeproś ode mnie moje dziewczęta, okej?
- PRZESTAŃ!
Roy westchnął i puścił nogę Edwarda.
- CO TY ROBISZ?! NIE MASZ PRAWA TAM SPAŚĆ! ROY, DO CHOLERY, SŁYSZYSZ MNIE?!
Korzeń pękł ponownie. Bezwładne palce Roya wyślizgnęły się z uścisku Edwarda.
- MUSTANG!
Wiatr szumiał mu w uszach, a powierzchnia ziemi była coraz bliżej.
I wtedy usłyszał ten charakterystyczny, alchemiczny trzask.
Coś go zatrzymało, ale i tak spadł z dość wysoka, więc mimo wszystko stracił przytomność.
Znowu.
* * *
...myxfzbv.
...myarvfa.
...mbustag.
...MUSTANG.
- Mustang, budź się, cholero jasna no! Przecież wiem, że mnie słyszysz, ty idioto parszywy, generale zafajdany, kopany w zada!
- Ed, przestań, to go nie wróci do żywych.
- Nie mów o przywracaniu ludzi do żywych!
- ...wybacz, braciszku.
Otworzył oczy. Jedno szkło w jego okularach było pęknięte.
...cudownie. Czyli jednak zniszczył trzecie okulary w tym miesiącu.
Ach, no i teraz to na pewno miał połamane żebra.
- Spadł z pięciu metrów, ale chyba żyje - mruknął Al, pochylając się nad Royem. - Panie Mustang?
- Alphonse...? - Roy zamrugał i usiłował usiąść, ale zdecydowanie jego żebra nie były w dobrym stanie.
- Obudziłeś się, patałachu?! - Edward złapał go za marynarkę od munduru. - I co ty sobie wyobrażasz, co?!
- Ed, uspokój się, on jeszcze nie do końca kontaktuje - Al usiłował poluźnić uścisk. - Poza tym, palce sobie bardziej uszkodzisz.
- Ty się ciesz, że nas znalazłeś i mogłeś go danchemią nieco uleczyć i że się ocknął! - Edward spojrzał w pełne bólu oczy Roya. - Idiota.
Starszy z Elriców puścił go i zamknął oczy. Roy próbował utrzymać równowagę, ale upadł z powrotem na wznak i westchnął ciężko, po czym jęknął.
Oddychanie boli.
- Idiota - powtórzył Edward.
Roy zerknął na niego.
- Czemu jesteś... aż tak wściekły? - spytał słabo.
- Bo zmusiłeś mnie do tego, żebym cię puścił! - wrzasnął Edward, czując się, jakby był znowu bezsilnym nastolatkiem. - I znowu nas straszysz! Nie cierpię cię. Normalnie cię nienawidzę...
Edward rzucił Royowi mordercze spojrzenie i odwrócił wzrok. Drgnął jednak, gdy Roy położył dłoń na jego głowie i roztrzepał mu włosy.
- ...co ty wyprawiasz, do cholery? - spytał.
- Coś mi się zdaje, że tego potrzebowałeś - stwierdził Roy.
Edward jedynie prychnął.
- W sumie dobrze, że się tak darliście, bo bym was nie znalazł - stwierdził Alphonse. - Szkoda tylko, że nie wziąłem ze sobą aparatu, jak mi May radziła. Mógłbym wam teraz zdjęcie zrobić.
- Zamknij się, Al - mruknęli Roy i Ed jednocześnie.
Alphonse jedynie się zaśmiał. Ci dwaj byli do siebie tak podobni, że czasem miał wrażenie, iż to oni są ze sobą spokrewnieni, nie on i Edward.
Ale w sumie dobrze jest mieć dwóch starszych braci, no nie?
The end