Uniwersum: Fullmetal Alchemist: Brotherhood
Pairing: Edward Elric&Winry Rockbell, Alphonse Elric&May Chang, Roy Mustang&Riza Hawkeye
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: Military Dog and Stray Cat's Strange Friendship
Ostrzeżenia: headcanony, dylematy moralne bohaterów
Notka autorska: Znowu zapomniałam dodawać części.
Tygodnie mijały powoli, a misja Rizy stawała się dla Elriców coraz większą zagadką. Al przefarbował jej włosy, Pinako wróciła z uzdrowiska, a Edward miał coraz większe wrażenie, że coś mu umyka, coś przegapia i cały czas nie mógł zrozumieć, co.
Zwłaszcza, że zarówno Winry, Pinako, jak i nawet May obserwowały Rizę z uwagą, jakby podejrzewały coś, czego on, Edward Elric, młody geniusz, nie mógł nawet określić, czym było.
- Alphonse? - Edward usiadł obok Ala, gdy ten czytał książkę na ławce przed domem. - Słuchaj, masz może jakiś pomysł, o co chodzi z tą misją Ha... Elizabeth?
- Pojęcia nie mam - odparł Al. - May twierdzi, że jej "energia" się zmieniła, cokolwiek ma na myśli. Babcia i Winry chyba też coś przeczuwają, bo mam wrażenie, że wręcz nie spuszczają z niej wzroku. Czym ona się w ogóle zajmuje?
- Dużo czyta, chodzi na spacery, przesiaduje z Denem, który ją wręcz uwielbia. Nawet bawi się z Edwinem i Wendy - wyjaśnił Edward. - Wyobraź sobie, że ona często z własnej nieprzymuszonej woli te moje dwa diabełki niańczy. Czyta im bajki, jak ja i Winry jesteśmy zajęci albo zmęczeni, a raz nawet zasnęła z książką dla dzieci w rękach. A dzieciaki? Spały wtulone w nią, a Den jeszcze położył jej głowę na kolanach. Nawet im zdjęcie wtedy zrobiliśmy.
- Ogólnie Den jej na krok nie odstępuje, nie? - spytał Al. - Widzę to za każdym razem, jak tu przyjeżdżam.
- Uhm - Edward zamyślił się na chwilę. - I często śpi z łepkiem na jej kolanach albo brzuchu...
Głupia myśl nagle zamigotała w głowie Edwarda. Bardzo głupia. Wręcz tak durna, że nie mógł uwierzyć w swoją nagłą głupotę.
- Al?
- Co?
- Nieważne - Edward machnął ręką. - To i tak niemożliwe, żeby Elizabeth była... No wiesz.
Alphonse zmarszczył się, po czym zamrugał z niedowierzaniem.
- Ale przecież ona jest nadal panną, no nie? - spytał Al. - W sensie, nie zmieniła nazwiska, ani nic.
- Mama też nie zmieniła - zadumał się Edward. - Ale kto mógłby...
Spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Ta, bo ten wapniak akurat by odwalił coś takiego! - Edward poklepał się po sztucznej nodze. - Przecież oni nawet nie są razem!
- Nadal?
- Nadal - odparł Edward. - Znaczy, widać, że coś do siebie czują i jestem wręcz pewien, że o tym wiedzą. Może nawet wyznali sobie te uczucia, ale wiesz. Kariera ważniejsza. Nie są parą, mieliby wtedy naprawdę poważne kłopoty.
- Kto by znowu miał kłopoty? - Winry weszła na taras, niosąc zakupy. Edwin i Wendy grzecznie podreptali za nią, oboje z główką kapusty w rękach.
- Absolutnie nikt - odpowiedzieli Ed i Al. Winry zmierzyła ich wzrokiem.
- Mówcie, co znowu zmalowaliście - powiedziała stanowczo, grożąc im porem.
- Mama zła! - zawołał Edwin, rzucając kapustę na deski i uciekając do środka.
- Edwin! Nie rzuca się jedzeniem! - skarciła go Winry, nadal machając porem, po czym wskazała warzywem na Edwarda. - To twoja wina, że taki jest. Twoje geny.
- Ej no, bez przesady! - oburzył się Edward. - To ty go wystraszyłaś!
- Chodź lepiej, Wendy, mama i tata muszą pogadać - Al złapał ją za rękę i zaprowadził do drzwi.
- Pobawimy się z ciocią Ellie? - spytała Wendy.
Al zaśmiał się, słysząc, jak dziewczynka nazwała Rizę.
- O ile ma czas - obiecał bratanicy.
- A jak śpi? - spytała cicho Wendy. - Wcolaj spała na podłodze. Edwin nią tsąsł, a ona się obudziła dopielo po chwili.
Al zatrzymał się w otwartych drzwiach i spojrzał na Elriców.
- Wiedzieliście? - spytał Alphonse.
- Nie, nic nam nie powiedziała - zaprzeczyła Winry i westchnęła. - To tylko potwierdza moje przypuszczenia.
- Jakie znowu przypuszczenia? - spytał Edward.
- Mdleje? Okej, zdarza się. Ale to Ri... Elizabeth. A poza tym... - Winry odwróciła wzrok. - Nieważne. Chodźcie do kuchni, pomożecie mi z obiadem.
Kiedy obiad był gotowy, Riza usiadła razem z nimi do posiłku, jak gdyby nigdy nic. Den nie odstępował jej na krok, kładąc głowę na jej stopach.
- Może jeszcze porcyjkę, Elizabeth? - spytała Pinako. - Wyglądasz, jakbyś miała ochotę na dokładkę.
- Nie powinnam aż tyle jeść, ale dziękuję za troskę - odparła Riza.
- A może masz jakiś pomysł na obiad na jutro? - Pinako oparła głowę na ręce. - Nie bardzo wiem, czy to, co gotuje moja wnuczka na pewno ci pasuje.
- Naprawdę, nie trzeba się tak fatygować - stwierdziła Riza.
- Może jednak? - Pinako zdjęła okulary i wyczyściła je chusteczką. - Nie będziesz musiała się wtedy wkradać do spiżarni po nocach, by wyjadać dżemy.
Riza spojrzała na nią lekko zdezorientowana.
- Żartuję, skarbie - stwierdziła Pinako. - Możesz sobie jeść moje dżemy po nocach. Nawet jeśli nie bardzo wiem, dlaczego mieszasz je z piklami i grzybkami w occie.
- Babciu, dajmy spokój Elizabeth - poprosiła Winry. - Bo znowu "zaśnie" na podłodze.
Riza wyglądała na coraz bardziej zmieszaną.
- Mustang urwie wam głowy, jak się obie nie zamkniecie - stwierdził Edward. - Poza tym, co to za insynuacje?
- Droczymy się tylko, karzełku - odparła Pinako.
- Ty skurczona babo, nie jestem już taki niski!
- Jak ty się odzywasz do starszych, mikrusie?!
- Tak jak na to zasługują, stara liliputko!
- I znowu się zaczyna... - westchnął Al.
Riza nic nie powiedziała. Patrzyła jedynie na kompot z jabłek w szklance, jakby to on kazał jej przed laty strzelać do Ishvalczyków, a nie Bradley.
* * *
Przez następne kilka tygodni nie wydarzyło się nic, prócz faktu, że Roy Mustang zaszczycił ich swoją wizytą. Ale jedynie spytał, jak idzie misja, wypił kawę i bardzo szybko zniknął, zanim ktokolwiek zdążył zadać mu jakiekolwiek pytanie. Zwłaszcza, że przyjechał, gdy jedynie Riza była w domu i wydawał się być niezadowolony, widząc, że jego przyjaciele już wrócili z wycieczki na targ. Ale przywiózł ze sobą Black Hayate, którego im zostawił, w ogóle nie pytając, czy Den jest przyjaźnie nastawiony do innych psów.
Inni ludzie Mustanga również kilka razy się pojawili, ale oni nie zachowywali się w żaden sposób podejrzanie. Jedynie wypytywali Rizę, na czym dokładnie polega jej misja, przywozili jej różne rzeczy i życzyli powodzenia, nawet jeśli nikomu nie udzieliła odpowiedzi.
Do momentu, kiedy Edwin pewnego dnia stanął przed Winry, kiedy ta akurat naprawiała swojemu mężowi nogę.
- Jak byłem mały, to Wendy była w brzuchu, nie? - spytał syn Elriców.
- Tak - Edward kiwnął głową. - A co?
- Ten brzuch się ruszał, nie?
- Pamiętasz to? Jestem pod wrażeniem - stwierdziła Winry. - Czemu w ogóle pytasz?
- Jak to się nazywało?
- W sensie, że dziecko kopie? - spytał Edward.
- Tak - Edwin kiwnął głową. - Dziecko cioci Ellie kopie.
Winry upuściła śrubokręt na podłogę. Edward spojrzał na nią z uwagą.
- Wiedziałaś?
- May domyśliła się dawno temu.
- A ty?
- Ona ma zachcianki gorsze niż ja, a byłam w ciąży dwa razy i wiem, jak to jest!
- Też coś podejrzewaliśmy z Alem. Poza tym, zauważyłaś, że ostatnio...
- Przytyła. Wiem. Ale nie chciałam być niemiła.
- Czemu jej nic nie powiedziałaś? W sensie, że wiesz.
- Wolałam poczekać, aż sama nam to powie - przyznała Winry. - I uważam, że nadal powinniśmy poczekać. Tylko skąd Edwin to wie?
- Den spał na brzuchu cioci Ellie i nagle się wzdrygnął, a wtedy ciocia przez sen mruknęła "Nie kop Dena" - wyjaśnił chłopiec.
Edward i Winry wymienili spojrzenia.
- Ten stary kundel wiedział od początku - Winry westchnęła ciężko.
- Zwierzęta są zdecydowanie zbyt mądre - stwierdził Edward.
- Tylko Ed, kto w takim razie jest ojcem dziecka? - spytała Winry.
- Naprawdę się nie domyślasz? - Edward westchnął ciężko i potarł skronie.
Chciałby się czasem mylić.