Uniwersum: Fullmetal Alchemist: Brotherhood
Pairing: Edward Elric&Winry Rockbell, Alphonse Elric&May Chang, Roy Mustang&Riza Hawkeye
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: Military Dog and Stray Cat's Strange Friendship
Ostrzeżenia: headcanony, skutki przemocy
Notka autorska: Shipy w zasadzie są tylko wspomniane, ale wklepuję je dla formalności. I przepraszam za ostatnią monotematyczność w moich fikach. XD
Ach, i tak, te dzieciaki z "Secret Mission" będą stałym elementem tej serii. Tutaj jest tylko Lizzie, bo rzecz dzieje się jeszcze przed narodzinami jej brata.
- Czy ty byś mógł się w końcu obudzić, czy masz zamiar być bezużytecznym balastem jak zwykle?!
Roy zamrugał. Zmarszczył się. Zamrugał ponownie. Potarł palcami skronie. I znów zamrugał.
- O, wow, ocknąłeś się! Cieszy mnie to, bo nieprzytomni ludzie są cholernie ciężcy, wiesz?!
Dobra, teraz miał pewność, że to głos nikogo innego jak Edwarda Elrica.
Podniósł wzrok. Jego czarne jak najciemniejsza noc oczy napotkały te złote jak słońce, należące do byłego Stalowego Alchemika. Ale jednej rzeczy nie rozumiał.
Czemu zobaczył w nich... Strach?
- Stalowy...? - zapytał powoli.
Edward prychnął.
- Nie, Yoki. Oczywiście, że to ja! A ty jesteś głupi i znowu muszę ratować ci dupę! Rozumiesz?! Muszę ci ratować dupę drugi raz, odkąd odszedłem z wojska! Trzeci, jeśli liczyć ratowanie ci dupy w kwestii łamania przepisów! I znowu cię budzić! Czy ja ci wyglądam na budzik, Mustang?! Weź sobie załatw taką funkcję w tym głupim, srebrnym zegarku, bo przysięgam, że sam poproszę o to Winry!
- Czemu krzyczysz? - mruknął Roy, próbując uwolnić prawą rękę z potrzasku, w którym aktualnie się znajdowała.
- Hola, hola, generale idioto! Ziemia do Płomiennego Alchemika, proszę o odbiór rzeczywistości! Ty w ogóle wiesz, w jakiej pozycji się znajdujemy?!
Roy rozejrzał się i zanotował trzy rzeczy.
Po pierwsze, Stalowy trzymał go za rękę.
Po drugie, nie miał pod nogami gruntu.
Po trzecie, Stalowy też nie miał, bo trzymał się korzenia wystającego ze skały.
Tak... Dyndali z jakieś 10-15 metrów nad ziemią. A jedynym jego zabezpieczeniem przed upadkiem były palce Stalowego wbijające się boleśnie w jego skórę.
- No złap się lepiej, nie mam już metalowej ręki, wiesz?! A to oznacza, że moje ręce są o wiele mniej wytrzymałe!
- Przestań wrzeszczeć - mruknął Roy, chwytając drugą ręką nogę Edwarda i zaciskając palce na jego dłoni. - Lepiej?
Edward westchnął z ulgą.
- Oczywiście, że lepiej - przyznał. - Pamiętasz, co się stało, czy za bardzo walnąłeś się w łeb?
- Pamiętam, że przyjechałeś do East City - mruknął Roy. - A potem chyba... Poszliśmy na spacer?
- Tak, bo chciałeś pogadać. I czym to się skończyło? - Edward zmierzył go wzrokiem.
- Nie mam bladego pojęcia - odparł Roy. - Pamiętam jedynie, że szliśmy przez park i tu mi się film urywa. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że mam wstrząs mózgu.
- Nie można mieć wstrząsu czegoś, czego się nie ma.
- Stalowy!
- Ale no. Uparłeś się, że pójdziemy na ten spacer, bo chciałeś podziękować za opiekę nad Hawkeye podczas jej... tajnej misji - kontynuował Edward. - I stwierdziłeś, że w sumie oboje macie u mnie dług, bo tobie uratowałem kiedyś życie, jak cię ten wodny idiota napadł. I nie wiem, wywołałeś prawdopodobnie wilka z lasu, bo znowu musiałem ci je ratować!
- To co dokładnie się stało? - spytał Roy, poprawiając okulary.
Wolał ich nie stracić. To by były już trzecie w tym miesiącu.
- Jakiś nawiedzony typ chciał cię skosić. Jak dla mnie, powinieneś chodzić z Hawkeye nawet do toalety - odparł Edward. - Na samym początku nie wiedziałem, co się dzieje, jak się nagle złapałeś za ramię, ale jak się zorientowałem, to cię odepchnąłem i sturlaliśmy się ze skarpy. No i teraz podziwiamy piękne widoki, co nie?
- Czekaj, Stalowy. Czemu w takim razie byłem nieprzytomny? - spytał Roy.
- Bo walnąłeś się w łeb, jak na ciebie skoczyłem! Ugh, chyba serio mocno przygrzmociłeś, skoro masz takie problemy z kojarzeniem faktów - Edward westchnął ponownie.
I wtedy do Roya dotarło, co młody Elric powiedział.
- Chwila. Ktoś do mnie strzelił? - spytał Mustang.
- Tak. Trafił cię w ramię i strzelił drugi raz, zanim zdążyłeś się odwrócić, ale cię osłoniłem.
- Osłoniłeś mnie?
- No ba! Oczywiście, że tak! - Edward spojrzał na niego z oburzeniem. - Co masz taką głupią minę? To nie pierwszy raz, kiedy ratuję twoje bezużyteczne jestestwo.
- Bardziej mnie zastanawia, co się stało z pociskiem - wyjaśnił Roy.
Jeśli Stalowy został postrzelony przez niego...
Swoją drogą, to tłumaczyło, czemu go prawe ramię tak bolało. Nie dość, że został postrzelony, to teraz jeszcze musi je trzymać w górze, bo spadł ze skarpy jak ostatni idiota.
Albo w sumie przedostatni, bo to Stalowy spadł z nim.
- Prawdopodobnie trafił w drzewo - odparł Edward. - Potem strzelił jeszcze raz, jak już spadaliśmy, ale kula tylko zniszczyła mi nowe spodnie i utknęła w metalowej nodze.
- Ach tak... - Roy westchnął ciężko. - Jesteś pewien, że nie strzelił czwarty raz?
- Jestem pewien. A co?
- Żebra mnie bolą. Upewniam się tylko, czy to złamanie, tudzież stłuczenie, czy może większy problem w postaci kuli tkwiącej między nimi - wyjaśnił Roy.
- Osłoniłem cię. Mam większe szanse na to, że mam kulę między żebrami - stwierdził Edward i zaklął. - Cholera, serio jesteś cięższy niż Winry w ciąży.
- Czy ty możesz się przestać czepiać mojej wagi? To, że ważę więcej od ciebie, czy Winry, jest po części spowodowane tym, że piłem mleko, jak byłem mały - Roy uśmiechnął się lekko złośliwie. - A ty nie piłeś i dalej jesteś.
- JESZCZE SŁOWO, A POZWOLĘ CI SPAŚĆ, MUSTANG!
- A jak wyjaśnisz to Rizie?
- Jak jej powiem, czemu spadłeś, to zrozumie, że jej chłopak to idiota!
- A Elizabeth?
Edward zamilkł. Ta dziewczynka była dla niego zbyt ważna. Nie potrafiłby spojrzeć w jej oczy w kolorze ciemnego bursztynu i powiedzieć jej, że ją zawiódł i nie dał rady uratować jej ojca.
Zwłaszcza, że była teraz w dokładnie tym samym wieku, co Elicia, kiedy Hughes...
- No dobra, nie puszczę cię - stwierdził Edward. - Ale robię to tylko po to, by twoja córka nie musiała pytać, czemu cię zakopują, skoro masz tyle pracy.
- ...Edward - warknął Roy.
Oho, chyba nastąpił na minę. Normalnie Mustang nie używa jego imienia.
- ...sorry - mruknął Edward i westchnął. - Dalej cię to boli, nie?
- Nie jesteśmy na sesji terapeutycznej, Stalowy - odparł Roy, ale i tak bezwolnie mocniej przytulił jego nogę.
- W sumie nie musisz odpowiadać. Oprawki okularów masz wręcz identyczne.
- ...Stalowy, bo ci przerobię nogę na patelnię i usmażę na niej jajko!
- Tylko spróbuj, to Winry... - Edward przerwał nagle i jęknął. - Czemu jesteś taki ciężki?
- Stalowy... - Roy spojrzał z niepokojem na korzeń, który ich trzymał przy życiu, a potem na dłoń swojego byłego podwładnego. - Ty nie wytrzymasz, trzymając nas w taki sposób.
- Zamknij się.
- Ewentualnie te korzenie pękną. To tylko kawałek drzewa, nawet nie otrzymują już pewnie dostatecznie dużo minerałów i zaczynają próchnieć.
- Powiedziałem, zamknij się!
Roy westchnął, odwracając wzrok od zakrwawionej dłoni Edwarda.
- Mogę spróbować się po tobie wspiąć, ale nie wiem, czy to wyjdzie - oznajmił.
- Zaryzykuj - Edward uśmiechnął się zawadiacko. - No dalej, panie generale. Hop siup na szczyt, jak w wojsku.
- Teraz ty mógłbyś się zamknąć - stwierdził Roy i usiłował się podciągnąć, łapiąc Edwarda w okolicy łokcia.
Czy mu się udało?
Tak.
Czy skutek tego gwałtownego ruchu był pozytywny?
Oj nie.
Korzeń zaskrzypiał złowrogo i pękł, zmuszając Edwarda do panicznego złapania się innej jego części. Całe szczęście młody Elric miał dobry refleks, bo inaczej już dawno by lecieli w dół.
I spadliby prawdopodobnie już za pierwszym razem...
Roy przez to zamieszanie zsunął się z powrotem po ciele Edwarda i cudem tylko złapał się jego stopy.
Ich ręce były teraz zbyt daleko od siebie, by mogli się złapać.
- Cholera jasna no - Edward próbował go dosięgnąć swoją poranioną ręką. - Podciągnij się trochę, Mustang.
- Lepiej się nie ruszajmy, bo ten korzeń znowu pęknie - stwierdził Roy.
- Nie dasz rady się utrzymać w taki sposób!
- Nie dam rady się również wspiąć.
- Ale... - Edward zacisnął zęby i jeszcze raz spróbował go dosięgnąć. - Nie pajacuj, łap się!
- Stalowy... - Roy zmarszczył brwi.
- No łap się!
- Twoja ręka krwawi. I tak się wyślizgnę.
- Powiedziałem coś!
- Jak zwykle jesteś uparty jak osioł - Roy zaśmiał się słabo. - Dobra, ale jak ten korzeń znowu pęknie, to tylko twoja wina.
Chwycił rękę Edwarda, czując wilgotną i ciepłą krew na swoich palcach. Nie wytrzymają tak długo. Wiedział, że nie.
Ale Edward Elric zawsze był i będzie zawzięty jak dzieciak kopiący dziurę na plaży tak długo, aż nie dokopie się do wody.
- No, teraz lepiej. Odzwyczaiłeś się od słuchania innych, co, generale? - spytał Edward, patrząc mu prosto w oczy.
- Być może - Roy zaśmiał się słabo.
Głowa go bolała. I żebra. Raczej nie były złamane, ale na bank obite. I trochę go mdliło od tego walnięcia się w łeb.
Poza tym, rana od kuli może nie była głęboka, ale nadal krwawiła i czuł, że całe ramię ma mokre.
Chciał spać...
- Mustang?
Spać...
- Mustang!
Zamknął oczy dosłownie na chwilę. A przynajmniej tak mu się wydawało.