Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Okej, druga wersja. Jak jeszcze tamta różniła się tylko tym, kto obrywał, ta tutaj chyba zlasuje wam mózg dosyć mocno. Chociaż nie tak, jak ta trzecia. Enjoy~!
W roli Pięknej i Bestii w tej wersji występują:
Kirei (Bella) - Chobi
Yajuu (Bestia) - Chisa
Pojawił się nagle, w środku nocy. Był dziadkiem proszącym o schronienie. A my, naiwni, daliśmy się namówić.
Przesiedział u nas tydzień. W tym czasie dawał się nam we znaki, ale to przecież tylko biedny, schorowany dziadek. Ma już swoje lata i odbija mu na starość. A najbardziej upatrzył sobie mnie.
- Choć na chwilę - powiedział, ciągnąc mnie za rękę w stronę sali balowej. - Jesteś dobrym dzieciakiem. Chcesz różyczkę?
Popatrzyłem na różę. Była tak ciemnoczerwona, że aż prawie czarna. Podniosłem wzrok na dziadka. Na jego twarzy widniał grymas, który udawał uśmiech. Myśleliśmy, że on po prostu tak ma. W końcu to tylko schorowany dziadziuś.
- Nie jestem dziewczynką, więc odmówię - powiedziałem.
- Oj, no nie bądź taki - dziadek pomachał mi przed oczami różą. - Weź różyczkę. Specjalnie dla ciebie ją zerwałem.
Oczywiście byłem na tyle głupi, by ją jednak wziąć. Kolec dźgnął mnie w palec, przez co syknąłem z bólu i chciałem różę puścić.
Ale ona nie chciała odczepić się od mojej ręki.
- Wspaniale - powiedział dziadek, a jego zmarszczki powoli znikały. Pamiętam, że rodzice, mój brat, lokaj i pokojowy przybiegli sprawdzić, co się dzieje, sprowadzeni na salę balową moim wrzaskiem.
Róża wpełzła pod moją skórę. Czułem jej kolce, które uaktywniały klątwę tego, jak się okazało, czarnoksiężnika.
Kiedy mój ojciec rzucił się na niego, by go powstrzymać, czarnoksiężnik przywołał kostur i uderzył nim w posadzkę. W taki sposób moja rodzina i dwaj słudzy-przyjaciele zamienili się w świecznik, zmiotkę, zegar, imbryk i filiżankę.
A czarnoksiężnik stał i śmiał się szyderczo, kiedy leżałem na kafelkach pokryty futrem, ze zmutowanym ciałem, którego nie miałem nawet siły wtedy oglądać.
- Jak ktoś cię w tym ciele pokocha, to pozwolę ci odzyskać stare - mruknął czarnoksiężnik. - Na razie bądź mą bateryjką do wiecznej młodości.
I poszedł, a ja spojrzałem na swoje ręce. Były pokryte żółtym futrem, pod którym, gdy przedzieliłem je palcami, zobaczyłem różę. Tak, jej łodygi były pod skórą. Sam kwiat znalazł się w mojej klatce piersiowej. Czarnoksiężnik wybrał mnie nie bez powodu. Mógł przecież rzucić klątwę na mojego brata. Ale w taki sposób miał ubaw życia z faktu, że róża podrażniała moje i tak nadwrażliwe oskrzela, przez co ataki astmy pojawiały się dwa razy częściej.
W lustro spojrzałem raz. Zobaczyłem pazury, ogon, kły, rogi i wszechobecne żółte futro. Tyle mi wystarczyło, by wszystkie w zamku rozbić.
A potem schować się w swoim pokoju i wychodzić raz na ruski rok...
* * *
Był zimowy wieczór. Nie wychodziłem za dnia, bo bałem się tego, że ktoś może mnie wtedy zobaczyć.Poszedłem do lasu. Gałązki łamały się pod moim ciężarem, ogon zamiatał leniwie śnieg. I wtedy to usłyszałem.
Głos.
- Przepraszam, jest tu ktoś? - głos dziewczynki. Pewnie zgubiła się w lesie.
Ale ja jestem potworem! Jak mnie zobaczy, to ucieknie...
Trzeba zaryzykować, w tej okolicy często pojawiają się wilki.
- Gdzie jesteś, dziecko? - spytałem, na co usłyszałem okrzyk radości.
- Tutaj! - zobaczyłem dziewczynkę machającą ręką. - Zgubiłam się, jak poszłam do lasu nazbierać kwiatków*, bo zaczął mnie gonić taki jeden chłopak. Nie lubię go, jest strasznie niemiły.
Spojrzałem na nią. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ona normalnie ze mną rozmawia.
- Nie boisz się mnie? - zdziwiłem się.
- A dlaczego miałabym się bać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jestem potworem. Powinnaś - wyjaśniłem.
- Potworem? - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. Podeszła do mnie i położyła swoje małe dłonie na mojej klatce piersiowej. - Czuję, że bije panu serce. Nie może pan być potworem. W przeciwnym razie by pan nie chciał mi pomóc.
Wtedy zrozumiałem.
- Jesteś niewidoma, prawda? - upewniłem się.
Kiwnęła głową.
- Jak masz na imię?
- Meiko - odpowiedziała.
- Chodź, zaprowadzę cię do mojego domu. Rano poszukamy twojego - odparłem, biorąc ją za rękę.
- Rano? Jest noc? - zdumiała się. - Mój starszy brat pewnie odchodzi od zmysłów!
- Rano do niego wrócisz - obiecałem jej.
- Proszę pana...
- Tak?
- Ma pan pazurki i futro.
- Wiem.
- Czyli jednak jest pan potworem - stwierdziła, kiedy byliśmy tuż przed bramą. - Ale miłym.
- Dziękuję - otworzyłem bramę i weszliśmy do środka.
* * *
- Może to ona ściągnie klątwę? - zastanowiła się mama, wlewając do wanny gorącą wodę.- To jeszcze dziecko, Tsukiko - stwierdził tata. - Mamy ją tu trzymać do dwudziestki według ciebie?
- A co, chcesz być zegarem do usranej śmierci, Jirou? - spytała mama, tym razem nalewając zimnej, żeby Meiko się nie poparzyła.
- Nie, ale zmuszanie dziecka do miłości jest trochę niestosowne - tata westchnął przeciągle.
- Yajuu jest piękny, żadna mu się nie oprze! - stwierdził Tsukasa, nasz lokaj. Był na moim punkcie trochę świrnięty, szczerze mówiąc.
- Dziecka w nim nie rozkochasz - mruknął Hayato, mój przyjaciel z dzieciństwa. Pełnił funkcję pokojowego w naszym zamku, odkąd jego rodzice zmarli.
- Przyprowadziłem ją - Hotaka, mój młodszy brat, wskoczył do łazienki, a zaraz za nim weszła Meiko owinięta samym ręcznikiem.
- Ile masz w zasadzie lat? - spytałem, pomagając jej wejść do wanny.
- Dziesięć - odparła, mierzwiąc w palcach ręcznik. - Ciepła ta woda, taka w sam raz.
- Jakbyś chciała zostać sama, to mów - zaproponowałem. Pokręciła głową.
- Nie. Mój brat zawsze pomaga mi się kąpać - odparła.
- Miły ten twój brat - stwierdziłem.
- Bardzo miły. Czasem aż za - mruknęła.
Pomogłem jej się przebrać, choć musiałem przy tym zamknąć oczy, po czym położyliśmy ją do łóżka w jednej z komnat.
Rano mieliśmy w końcu odprowadzić ją do domu. Musiała się wyspać.
*Przebiśniegi i inne tego typu kwiatki.