Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi, Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ostatnia część tej wersji~~
Ubrany w biały strój ze złotymi zdobieniami wszedłem do sali balowej, do której wpuścił mnie Ivy. Była cudowna, choć trochę zniszczona i zakurzona.
- Wiesz, Kirei - usłyszałem za sobą głos Yajuu. - Chyba rozumiem, czemu masz tak na imię.
Odwróciłem się. Był ubrany w błękitny strój z białymi dodatkami. Czarne włosy spływały mu na ramiona. Uśmiechnąłem się, a on podał mi dłonie.
- Umiesz tańczyć?
- Umiem. Chodziłem do szkoły tańca w naszej wiosce - przyznałem.
- To wspaniale - odparł Yajuu, łapiąc mnie. - Nie muszę się martwić, że się podepczemy.
Zrozumiałem, że on chce ze mną zatańczyć. A ja niewerbalnie się zgodziłem.
Czułem jego bliskość i ciepło. Jego czuły wzrok na sobie. Widziałem swoje odbicie w jego oczach. Głębokich, czarnych oczach, które napawały mnie spokojem. Do czasu.
Yajuu zatrzymał się gwałtownie, słysząc hałas. Zawtórowałem mu.
- Co to było? - spytał.
- Nie mam pojęcia. Może twoja służba?
- Wątpię - odparł, a wtedy drzwi balkonowe otworzyły się gwałtownie.
Stanął w nich Kamijo.
- Kirei! Przybyłem ci na ratunek! - oznajmił, dzierżąc w dłoni kuszę. - Na wszystkie róże na świecie, co to za potwór?!
- Nie nazywaj mnie potworem! - wrzasnął Yajuu, idąc w jego stronę. - I wynocha z mojego zamku!
- Nie ruszę się stąd bez Kireiego! - Kamijo wymierzył broń w stronę Yajuu.
- Kirei, chcesz z nim wracać? - spytał Yajuu. Pokręciłem głową. - No widzisz? On chce tu zostać.
- Wyprałeś mu mózg, bestio! - zawołał Kamijo.
- Nikomu mózgu nie prałem. A już na pewno nikomu nie włamałem się do domu. Wynoś się, dopóki jestem w miarę miły - oznajmił Yajuu.
- Kirei jest mój! Nie oddam go w ręce takiej bestii - warknął Kamijo i wypuścił strzałę.
Yajuu odskoczył, dzięki czemu strzała tylko go drasnęła, i rzucił się na Kamijo, powalając go prawym sierpowym prosto w twarz. Później podniósł go i rzucił nim w stronę balkonu, który zamknął.
- Znasz go? - spytał.
- Znam. To mój irytujący adorator - odparłem. W tym momencie obaj usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła.
Zanim Yajuu zdążył się odwrócić, Kamijo strzelił z kuszy przez rozbitą szybę. Zadział impuls. Skoczyłem i osłoniłem Yajuu własnym ciałem.
Strzała wbiła się w moją klatkę piersiową. Poczułem ogromny ból i osunąłem się na podłogę, choć Yajuu próbował mnie łapać.
- Kirei! - zawołał, a ja klęczałem na zimnych płytkach, czując metaliczny smak w ustach.
- Bestio! - usłyszałem głos Kamijo. - To ty go zabiłeś! Omamiłeś go!
- Ja nie strzelałem do niewinnych!
- Nie jesteś niewinny!
- Ale on tak!
Obraz mi się rozmywał. Zobaczyłem, jak Yajuu powala Kamijo na podłogę po raz kolejny i jak go związuje sznurem od zasłon. Potem podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce.
- Nic ci nie będzie, Kirei. Obiecuję - szepnął, ale jego oczy były zaszklone. Moje za to zachodziły mgłą.
- Yajuu... - uśmiechnąłem się słabo. - Yajuu... Ja... Zakochałem się w tobie, wiesz?
- Słucham? - Yajuu spojrzał na mnie zdezorientowany.
- To dziwne, ale... Ja cię kocham - powiedziałem cicho, a zaraz potem zamknąłem oczy. Nie mogłem już ich dłużej utrzymać otwartych.
Przez chwilę czułem jeszcze ciepło ciała Yajuu i słyszałem jego głos.
- Kirei. Przecież ja cię pokochałem. Jak nikogo innego. Jak siebie. Nie umieraj, błagam cię!
I nastała pustka.
* * *
Ocknąłem się na podłodze w sali balowej, słysząc różne głosy. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem małą dziewczynkę, której czarne włosy były związane białymi wstążkami. W tych właśnie kolorach miała sukienkę i buty, ale jej oczy były jasnozielone.- O, obudziłeś się~! - zawołała. Znałem jej głos, ale...
- Durcia, nie strasz go. Dopiero co go ożywili - podniosłem wzrok. Zobaczyłem Siznę, ale nie był imbrykiem. Był wysokim, bardzo szczupłym mężczyzną. Miał brązowe włosy za ucho i bardzo wąskie oczy.
- Sizna? - zdziwiłem się, po czym zostałem przytulony.
- Ki-san, mogę jeść makaron! - zawołał Ivy, którego ciemnobrązowe włosy spływały po ramionach. Był pyzaty i miał wesołe oczy. Aż takim chudzielcem jak Sizna nie był, ale miałem ochotę dać mu kilka onigiri.
- Udusisz go, Ivy - mruknął czarnowłosy, niższy od Sizny i Ivy'ego mężczyzna z nosem jak dziób orła.
- Nie czepiaj się Ivy'ego, Sono - powiedział cicho blondwłosy chłopak o dużych oczach i bardzo drobnej budowie ciała. Był niski. Niższy nawet od Sono.
- Kirei? - usłyszałem głos z prawej strony i podniosłem wzrok. I szczerze mówiąc, zamarłem.
Poznałem go po głębokich, czarnych oczach. Może i był wzrostu, jak się domyśliłem po głosie, Viviego, ale... Yajuu aż emanował pięknem. Jego włosy sięgały kilka centymetrów za ramiona, sylwetkę miał dosyć szczupłą i umięśnioną i był tak przystojny, że zapomniałem na chwilę oddychać. Jego głos brzmiał trochę inaczej niż wtedy, gdy był bestią. Był głęboki jak studnia w mojej wiosce.
- Myliłem się. Jednak to ty byłeś tym, kto zdjął klątwę - Yajuu podał mi rękę i podniósł mnie.
- Ale umarłem - zauważyłem.
- Czarodziejka ożywiła cię tuż po tym, jak zdjęła z nas zaklęcie - odparł Yajuu i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
Usłyszałem okrzyk radości Ivy'ego i Dury oraz marudzenie Sono. Ale nie zwracałem na to uwagi.
Odsunęliśmy się od siebie. Yajuu uśmiechał się czule. Ivy porwał w ramiona Viviego i cmoknął go, na co ten się speszył.
- No co, dawno tego nie robiłem - stwierdził Ivy, zmierzony wzrokiem przez Sono. - Ty też powinieneś pocałować Siznę.
- Nie będę okazywał uczuć przy ludziach - oburzył się Sono, a Sizna parsknął śmiechem.
- Matko, moja głowa - usłyszałem głos spod ściany.
Odwróciliśmy się. Biedny Kamijo nadal był związany.
- Gdzie ten potwór? - spytał, kiedy Yajuu podszedł go rozwiązać.
- Zabiłem go - odparł, rozplątując więzy. - A co?
- To mogę zabrać Kireiego? - zapytał, patrząc na mnie. - W zasadzie... Czy ty nie umarłeś?
- Umarłem - odparłem.
- Więc jesteś duchem? - zapytał, a ja zamyśliłem się przez chwilę.
- Owszem - przyznałem, stwierdzając, że tak będzie najlepiej. - Idź do wioski i powiedz wszystkim, że nie żyję. I poproś moją mamę, by tu przyszła. Chcę się z nią pożegnać, zanim przejdę na drugą stronę.
- Oczywiście - Kamijo pozbierał się z podłogi. - To do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedzieliśmy chórem.
- Odprowadzę pana - stwierdził Sono, wyprowadzając go z sali balowej.
- Naprawdę w to uwierzył? - zdziwił się Yajuu.
- Nigdy nie był zbyt bystry - wzruszyłem ramionami, na co Yajuu parsknął śmiechem.
* * *
Kamijo dotrzymał obietnicy. Mama zjawiła się w zamku kilka dni później. Wpadliśmy sobie w ramiona. Zrozumiała mnie i zaakceptowała Yajuu. Ważne dla niej było to, bym był szczęśliwy.A Yajuu już nigdy więcej nie został nazwany potworem. Co najwyżej demonem. W łóżku.
The end