Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Beauty and the Beast: The Rose of Darkness II

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle NEXX (Hayato i Tsukasa)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Wejście małego smoka. XD


Obudziłem się gwałtownie, słysząc hałas.
- Włamanie! Włamanie! - wołał Tsukasa, biegając wokół mojego łóżka. - Paniczu, wstawaj, włamanie!
Naciągnąłem tylko na siebie spodnie i pobiegłem sprawdzić, co się dzieje. Kto był na tyle głupi, by się włamywać do zamku potwora? Przecież dzięki czarnoksiężnikowi wszyscy w wiosce, z której pochodziła Meiko, wiedzieli, że w zamku obok mieszka taka kreatura jak ja!
Wbiegłem do kuchni. Okno było otwarte, a nasz włamywacz siedział na posadzce z garnkiem na głowie, cały utytłany mąką.
- To ty! - zawołał, usiłując się podnieść, ale przewrócił się i udało mu się to dopiero za drugim razem. Odrzucił garnek i rzucił się na mnie z nożem. - Gadaj, gdzie moja siostra, bestio!
W sumie powiedziałbym mu to, ale jako, że na mnie usiadł, zabrał mi na chwilę możliwość oddychania, co skończyło się tak, że moje ciało samo postanowiło utrzymać ten stan.
- Te, potworku? Żyjesz? - no żeby włamywacz, który przed chwilą chciał mnie zadźgać, zlitował się nade mną, bo dostałem ataku astmy... Serio?!
Kuchnia była daleko od mojej komnaty. A ja nie wziąłem inhalatora ze sobą. Świetnie...
Odpłynąłem po krótkiej chwili, choć ten chłopak próbował mnie jednak utrzymać przytomnego.
* * *
- Em, bestyjko? Ziemia do bestyjki, odbiór - usłyszałem, budząc się. Zobaczyłem włamywacza, który siedział przy moim łóżku. We włosach nadal miał trochę mąki. - E, wybacz za całe zamieszanie. Meiko już mi wyjaśniła, że jestem idiotą. W ogóle jak coś, to ten twój in-coś-tam stoi na szafce. Imbryk kazał mi ci to podać, to podałem i wow, odzyskałeś oddech. Futrzaki tak mają?
Matko, ile on gada...
- To tylko astma - odparłem. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- To choroba?
- Tak.
- Odbiera ci oddech?
- Tak.
- Niedobrze - mruknął włamywacz. - A, właśnie. Kirei, brat Meiko, miło mi. Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Na imię mi Yajuu - odparłem.
- Fajnie. Słuchaj, bo... - zaczął powoli. - Dzięki za uratowanie Meiko. A w ogóle to wysoki jesteś, zarąbista sprawa, no nie? Ile masz, dwa metry? Ja też bym tyle chciał mieć, ale matka natura mnie nienawidzi.
- Chyba nawet nie dobiłeś do metra sześćdziesiąt, co nie? - spytałem, na co Kirei prychnął.
- Dobiłem! Znaczy, dwóch centymetrów mi brakuje... - podrapał się po głowie i odwrócił wzrok.
Zaśmiałem się.
- Nie śmiej się, jesteś wysoki jak brzoza - mruknął.
- To tylko przez klątwę - odparłem.
- Klątwę? - zdziwił się Kirei.
Chciałem mu wyjaśnić, o co chodzi z klątwą, ale poczułem wtedy tak okropny ból, że zgiąłem się w pół. Kolce róży powbijały się głębiej w moje ciało.
Niech tego czarnoksiężnika coś zje, błagam...
- Ej, Yajuu? W porządku? - Kirei położył dłoń na moim policzku. - Żyjesz, stary?
- Ledwo - mruknąłem. - Chyba nie możemy rozmawiać o tej klątwie.
- To nie rozmawiajmy - stwierdził Kirei. - Jeśli ma się dziać coś takiego, to nie ma sensu.
Westchnąłem ciężko.
- Chodź. Znajdę ci komnatę do spania - stwierdziłem, ciągnąc go za rękę.
Kiedy już się pożegnaliśmy, zdałem sobie sprawę, że on mnie widzi. A potrafił mnie dotknąć, zmartwić się i prawdopodobnie przytachać z kuchni do komnaty.
Dlaczego on jest taki miły dla takiego potwora jak ja...?

sobota, 27 stycznia 2018

Beauty and the Beast: The Rose of Darkness I

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle NEXX (Hayato i Tsukasa)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Okej, druga wersja. Jak jeszcze tamta różniła się tylko tym, kto obrywał, ta tutaj chyba zlasuje wam mózg dosyć mocno. Chociaż nie tak, jak ta trzecia. Enjoy~!
W roli Pięknej i Bestii w tej wersji występują:
Kirei (Bella) - Chobi
Yajuu (Bestia) - Chisa


Pojawił się nagle, w środku nocy. Był dziadkiem proszącym o schronienie. A my, naiwni, daliśmy się namówić.
Przesiedział u nas tydzień. W tym czasie dawał się nam we znaki, ale to przecież tylko biedny, schorowany dziadek. Ma już swoje lata i odbija mu na starość. A najbardziej upatrzył sobie mnie.
- Choć na chwilę - powiedział, ciągnąc mnie za rękę w stronę sali balowej. - Jesteś dobrym dzieciakiem. Chcesz różyczkę?
Popatrzyłem na różę. Była tak ciemnoczerwona, że aż prawie czarna. Podniosłem wzrok na dziadka. Na jego twarzy widniał grymas, który udawał uśmiech. Myśleliśmy, że on po prostu tak ma. W końcu to tylko schorowany dziadziuś.
- Nie jestem dziewczynką, więc odmówię - powiedziałem.
- Oj, no nie bądź taki - dziadek pomachał mi przed oczami różą. - Weź różyczkę. Specjalnie dla ciebie ją zerwałem.
Oczywiście byłem na tyle głupi, by ją jednak wziąć. Kolec dźgnął mnie w palec, przez co syknąłem z bólu i chciałem różę puścić.
Ale ona nie chciała odczepić się od mojej ręki.
- Wspaniale - powiedział dziadek, a jego zmarszczki powoli znikały. Pamiętam, że rodzice, mój brat, lokaj i pokojowy przybiegli sprawdzić, co się dzieje, sprowadzeni na salę balową moim wrzaskiem.
Róża wpełzła pod moją skórę. Czułem jej kolce, które uaktywniały klątwę tego, jak się okazało, czarnoksiężnika.
Kiedy mój ojciec rzucił się na niego, by go powstrzymać, czarnoksiężnik przywołał kostur i uderzył nim w posadzkę. W taki sposób moja rodzina i dwaj słudzy-przyjaciele zamienili się w świecznik, zmiotkę, zegar, imbryk i filiżankę.
A czarnoksiężnik stał i śmiał się szyderczo, kiedy leżałem na kafelkach pokryty futrem, ze zmutowanym ciałem, którego nie miałem nawet siły wtedy oglądać.
- Jak ktoś cię w tym ciele pokocha, to pozwolę ci odzyskać stare - mruknął czarnoksiężnik. - Na razie bądź mą bateryjką do wiecznej młodości.
I poszedł, a ja spojrzałem na swoje ręce. Były pokryte żółtym futrem, pod którym, gdy przedzieliłem je palcami, zobaczyłem różę. Tak, jej łodygi były pod skórą. Sam kwiat znalazł się w mojej klatce piersiowej. Czarnoksiężnik wybrał mnie nie bez powodu. Mógł przecież rzucić klątwę na mojego brata. Ale w taki sposób miał ubaw życia z faktu, że róża podrażniała moje i tak nadwrażliwe oskrzela, przez co ataki astmy pojawiały się dwa razy częściej.
W lustro spojrzałem raz. Zobaczyłem pazury, ogon, kły, rogi i wszechobecne żółte futro. Tyle mi wystarczyło, by wszystkie w zamku rozbić.
A potem schować się w swoim pokoju i wychodzić raz na ruski rok...
* * *
Był zimowy wieczór. Nie wychodziłem za dnia, bo bałem się tego, że ktoś może mnie wtedy zobaczyć.
Poszedłem do lasu. Gałązki łamały się pod moim ciężarem, ogon zamiatał leniwie śnieg. I wtedy to usłyszałem.
Głos.
- Przepraszam, jest tu ktoś? - głos dziewczynki. Pewnie zgubiła się w lesie.
Ale ja jestem potworem! Jak mnie zobaczy, to ucieknie...
Trzeba zaryzykować, w tej okolicy często pojawiają się wilki.
- Gdzie jesteś, dziecko? - spytałem, na co usłyszałem okrzyk radości.
- Tutaj! - zobaczyłem dziewczynkę machającą ręką. - Zgubiłam się, jak poszłam do lasu nazbierać kwiatków*, bo zaczął mnie gonić taki jeden chłopak. Nie lubię go, jest strasznie niemiły.
Spojrzałem na nią. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ona normalnie ze mną rozmawia.
- Nie boisz się mnie? - zdziwiłem się.
- A dlaczego miałabym się bać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jestem potworem. Powinnaś - wyjaśniłem.
- Potworem? - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. Podeszła do mnie i położyła swoje małe dłonie na mojej klatce piersiowej. - Czuję, że bije panu serce. Nie może pan być potworem. W przeciwnym razie by pan nie chciał mi pomóc.
Wtedy zrozumiałem.
- Jesteś niewidoma, prawda? - upewniłem się.
Kiwnęła głową.
- Jak masz na imię?
- Meiko - odpowiedziała.
- Chodź, zaprowadzę cię do mojego domu. Rano poszukamy twojego - odparłem, biorąc ją za rękę.
- Rano? Jest noc? - zdumiała się. - Mój starszy brat pewnie odchodzi od zmysłów!
- Rano do niego wrócisz - obiecałem jej.
- Proszę pana...
- Tak?
- Ma pan pazurki i futro.
- Wiem.
- Czyli jednak jest pan potworem - stwierdziła, kiedy byliśmy tuż przed bramą. - Ale miłym.
- Dziękuję - otworzyłem bramę i weszliśmy do środka.
* * *
- Może to ona ściągnie klątwę? - zastanowiła się mama, wlewając do wanny gorącą wodę.
- To jeszcze dziecko, Tsukiko - stwierdził tata. - Mamy ją tu trzymać do dwudziestki według ciebie?
- A co, chcesz być zegarem do usranej śmierci, Jirou? - spytała mama, tym razem nalewając zimnej, żeby Meiko się nie poparzyła.
- Nie, ale zmuszanie dziecka do miłości jest trochę niestosowne - tata westchnął przeciągle.
- Yajuu jest piękny, żadna mu się nie oprze! - stwierdził Tsukasa, nasz lokaj. Był na moim punkcie trochę świrnięty, szczerze mówiąc.
- Dziecka w nim nie rozkochasz - mruknął Hayato, mój przyjaciel z dzieciństwa. Pełnił funkcję pokojowego w naszym zamku, odkąd jego rodzice zmarli.
- Przyprowadziłem ją - Hotaka, mój młodszy brat, wskoczył do łazienki, a zaraz za nim weszła Meiko owinięta samym ręcznikiem.
- Ile masz w zasadzie lat? - spytałem, pomagając jej wejść do wanny.
- Dziesięć - odparła, mierzwiąc w palcach ręcznik. - Ciepła ta woda, taka w sam raz.
- Jakbyś chciała zostać sama, to mów - zaproponowałem. Pokręciła głową.
- Nie. Mój brat zawsze pomaga mi się kąpać - odparła.
- Miły ten twój brat - stwierdziłem.
- Bardzo miły. Czasem aż za - mruknęła.
Pomogłem jej się przebrać, choć musiałem przy tym zamknąć oczy, po czym położyliśmy ją do łóżka w jednej z komnat.
Rano mieliśmy w końcu odprowadzić ją do domu. Musiała się wyspać.


*Przebiśniegi i inne tego typu kwiatki.

wtorek, 23 stycznia 2018

Beauty and the Beast: Black-white Melody V

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi, Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ostatnia część tej wersji~~


Ubrany w biały strój ze złotymi zdobieniami wszedłem do sali balowej, do której wpuścił mnie Ivy. Była cudowna, choć trochę zniszczona i zakurzona.
- Wiesz, Kirei - usłyszałem za sobą głos Yajuu. - Chyba rozumiem, czemu masz tak na imię.
Odwróciłem się. Był ubrany w błękitny strój z białymi dodatkami. Czarne włosy spływały mu na ramiona. Uśmiechnąłem się, a on podał mi dłonie.
- Umiesz tańczyć?
- Umiem. Chodziłem do szkoły tańca w naszej wiosce - przyznałem.
- To wspaniale - odparł Yajuu, łapiąc mnie. - Nie muszę się martwić, że się podepczemy.
Zrozumiałem, że on chce ze mną zatańczyć. A ja niewerbalnie się zgodziłem.
Czułem jego bliskość i ciepło. Jego czuły wzrok na sobie. Widziałem swoje odbicie w jego oczach. Głębokich, czarnych oczach, które napawały mnie spokojem. Do czasu.
Yajuu zatrzymał się gwałtownie, słysząc hałas. Zawtórowałem mu.
- Co to było? - spytał.
- Nie mam pojęcia. Może twoja służba?
- Wątpię - odparł, a wtedy drzwi balkonowe otworzyły się gwałtownie.
Stanął w nich Kamijo.
- Kirei! Przybyłem ci na ratunek! - oznajmił, dzierżąc w dłoni kuszę. - Na wszystkie róże na świecie, co to za potwór?!
- Nie nazywaj mnie potworem! - wrzasnął Yajuu, idąc w jego stronę. - I wynocha z mojego zamku!
- Nie ruszę się stąd bez Kireiego! - Kamijo wymierzył broń w stronę Yajuu.
- Kirei, chcesz z nim wracać? - spytał Yajuu. Pokręciłem głową. - No widzisz? On chce tu zostać.
- Wyprałeś mu mózg, bestio! - zawołał Kamijo.
- Nikomu mózgu nie prałem. A już na pewno nikomu nie włamałem się do domu. Wynoś się, dopóki jestem w miarę miły - oznajmił Yajuu.
- Kirei jest mój! Nie oddam go w ręce takiej bestii - warknął Kamijo i wypuścił strzałę.
Yajuu odskoczył, dzięki czemu strzała tylko go drasnęła, i rzucił się na Kamijo, powalając go prawym sierpowym prosto w twarz. Później podniósł go i rzucił nim w stronę balkonu, który zamknął.
- Znasz go? - spytał.
- Znam. To mój irytujący adorator - odparłem. W tym momencie obaj usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła.
Zanim Yajuu zdążył się odwrócić, Kamijo strzelił z kuszy przez rozbitą szybę. Zadział impuls. Skoczyłem i osłoniłem Yajuu własnym ciałem.
Strzała wbiła się w moją klatkę piersiową. Poczułem ogromny ból i osunąłem się na podłogę, choć Yajuu próbował mnie łapać.
- Kirei! - zawołał, a ja klęczałem na zimnych płytkach, czując metaliczny smak w ustach.
- Bestio! - usłyszałem głos Kamijo. - To ty go zabiłeś! Omamiłeś go!
- Ja nie strzelałem do niewinnych!
- Nie jesteś niewinny!
- Ale on tak!
Obraz mi się rozmywał. Zobaczyłem, jak Yajuu powala Kamijo na podłogę po raz kolejny i jak go związuje sznurem od zasłon. Potem podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce.
- Nic ci nie będzie, Kirei. Obiecuję - szepnął, ale jego oczy były zaszklone. Moje za to zachodziły mgłą.
- Yajuu... - uśmiechnąłem się słabo. - Yajuu... Ja... Zakochałem się w tobie, wiesz?
- Słucham? - Yajuu spojrzał na mnie zdezorientowany.
- To dziwne, ale... Ja cię kocham - powiedziałem cicho, a zaraz potem zamknąłem oczy. Nie mogłem już ich dłużej utrzymać otwartych.
Przez chwilę czułem jeszcze ciepło ciała Yajuu i słyszałem jego głos.
- Kirei. Przecież ja cię pokochałem. Jak nikogo innego. Jak siebie. Nie umieraj, błagam cię!
I nastała pustka.
* * *
Ocknąłem się na podłodze w sali balowej, słysząc różne głosy. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem małą dziewczynkę, której czarne włosy były związane białymi wstążkami. W tych właśnie kolorach miała sukienkę i buty, ale jej oczy były jasnozielone.
- O, obudziłeś się~! - zawołała. Znałem jej głos, ale...
- Durcia, nie strasz go. Dopiero co go ożywili - podniosłem wzrok. Zobaczyłem Siznę, ale nie był imbrykiem. Był wysokim, bardzo szczupłym mężczyzną. Miał brązowe włosy za ucho i bardzo wąskie oczy.
- Sizna? - zdziwiłem się, po czym zostałem przytulony.
- Ki-san, mogę jeść makaron! - zawołał Ivy, którego ciemnobrązowe włosy spływały po ramionach. Był pyzaty i miał wesołe oczy. Aż takim chudzielcem jak Sizna nie był, ale miałem ochotę dać mu kilka onigiri.
- Udusisz go, Ivy - mruknął czarnowłosy, niższy od Sizny i Ivy'ego mężczyzna z nosem jak dziób orła.
- Nie czepiaj się Ivy'ego, Sono - powiedział cicho blondwłosy chłopak o dużych oczach i bardzo drobnej budowie ciała. Był niski. Niższy nawet od Sono.
- Kirei? - usłyszałem głos z prawej strony i podniosłem wzrok. I szczerze mówiąc, zamarłem.
Poznałem go po głębokich, czarnych oczach. Może i był wzrostu, jak się domyśliłem po głosie, Viviego, ale... Yajuu aż emanował pięknem. Jego włosy sięgały kilka centymetrów za ramiona, sylwetkę miał dosyć szczupłą i umięśnioną i był tak przystojny, że zapomniałem na chwilę oddychać. Jego głos brzmiał trochę inaczej niż wtedy, gdy był bestią. Był głęboki jak studnia w mojej wiosce.
- Myliłem się. Jednak to ty byłeś tym, kto zdjął klątwę - Yajuu podał mi rękę i podniósł mnie.
- Ale umarłem - zauważyłem.
- Czarodziejka ożywiła cię tuż po tym, jak zdjęła z nas zaklęcie - odparł Yajuu i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
Usłyszałem okrzyk radości Ivy'ego i Dury oraz marudzenie Sono. Ale nie zwracałem na to uwagi.
Odsunęliśmy się od siebie. Yajuu uśmiechał się czule. Ivy porwał w ramiona Viviego i cmoknął go, na co ten się speszył.
- No co, dawno tego nie robiłem - stwierdził Ivy, zmierzony wzrokiem przez Sono. - Ty też powinieneś pocałować Siznę.
- Nie będę okazywał uczuć przy ludziach - oburzył się Sono, a Sizna parsknął śmiechem.
- Matko, moja głowa - usłyszałem głos spod ściany.
Odwróciliśmy się. Biedny Kamijo nadal był związany.
- Gdzie ten potwór? - spytał, kiedy Yajuu podszedł go rozwiązać.
- Zabiłem go - odparł, rozplątując więzy. - A co?
- To mogę zabrać Kireiego? - zapytał, patrząc na mnie. - W zasadzie... Czy ty nie umarłeś?
- Umarłem - odparłem.
- Więc jesteś duchem? - zapytał, a ja zamyśliłem się przez chwilę.
- Owszem - przyznałem, stwierdzając, że tak będzie najlepiej. - Idź do wioski i powiedz wszystkim, że nie żyję. I poproś moją mamę, by tu przyszła. Chcę się z nią pożegnać, zanim przejdę na drugą stronę.
- Oczywiście - Kamijo pozbierał się z podłogi. - To do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedzieliśmy chórem.
- Odprowadzę pana - stwierdził Sono, wyprowadzając go z sali balowej.
- Naprawdę w to uwierzył? - zdziwił się Yajuu.
- Nigdy nie był zbyt bystry - wzruszyłem ramionami, na co Yajuu parsknął śmiechem.
* * *
Kamijo dotrzymał obietnicy. Mama zjawiła się w zamku kilka dni później. Wpadliśmy sobie w ramiona. Zrozumiała mnie i zaakceptowała Yajuu. Ważne dla niej było to, bym był szczęśliwy.
A Yajuu już nigdy więcej nie został nazwany potworem. Co najwyżej demonem. W łóżku.
The end

piątek, 19 stycznia 2018

Beauty and the Beast: Black-white Melody IV

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi, Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: W zasadzie wymyśliłam te lekcje na yolo, ale według niektórych mi wyszły. Co sądzicie? =^o^=


Następnego dnia Yajuu zabrał mnie na pierwszą lekcję gry na fortepianie.
- Na początek, musisz wiedzieć, że bez spójności z instrumentem, nie zrobisz nic - powiedział, sadzając mnie na krześle. - Musisz poczuć, że ty i fortepian to jedno. Wlać w niego duszę. Nadać melodii imię.
- Jak mam to zrobić, nie znając nut?
- Naprawdę uważasz, że to, co słyszałeś w nocy, było grane z nut? - Yajuu zaśmiał się krótko, łapiąc mnie za dłonie. - Na początek musisz zaprzyjaźnić się z samym instrumentem. Dopiero potem będziesz mógł czytać nuty.
Yajuu przycisnął pazurami moje palce, które nacisnęły klawisze. Usłyszałem brzdęk.
- Co czujesz?
- W sensie?
- Co sądzisz o klawiszach?
- Są zimne. W przeciwieństwie do twoich ciepłych dłoni - odparłem.
- Dłoni... - Yajuu zaśmiał się jakoś pusto. - To są łapy, chłopcze. Dobrze, lećmy dalej. Spróbuj nacisnąć każdy klawisz po kolei. Najpierw białe, a wróć po czarnych.
Zrobiłem tak. To było niesamowite.
- Poczułeś?
- Muzykę?
- Muzykę.
- Poczułem.
- To wspaniale - Yajuu wyciągnął plik kart z nutami. - Na początek coś prostego.
Dla niego może to i było proste. Ja myliłem się jak koledzy z mojej klasy w czasie lekcji kaligrafii.
- Nie martw się. To dopiero początek - Yajuu pogłaskał mnie po głowie.
Westchnąłem. Jakoś nie wierzyłem w to, że kiedykolwiek uda mi się to zagrać.
Ale szło mi coraz lepiej i lepiej. Ćwiczyłem ten utwór dzień, dwa, trzy, pięć, aż w końcu po dwóch tygodniach zagrałem go prawie bezbłędnie.
- Widzisz, Kirei? Wystarczy uwierzyć w siebie - stwierdził Yajuu.
Spojrzałem na niego. Wyglądał tak sympatycznie podczas tych lekcji. Jak gdyby fakt, że jest bestią, był zupełnie niedostrzegalny.
- Ki-san, jak twoje lekcje gry? - spytał Ivy, idąc obok mnie, kiedy wracałem do komnaty.
- Nawet nieźle. A czemu pytasz? - spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
- Ya-san już dawno nie był tak pogodny - odparł Ivy.
- Serio?
- Tak, Ivy ma rację - Vivi podleciał na skrzydłach i usiadł na moim ramieniu. - Yajuu cię lubi.
- Lubi?
- No, to dziwne. On zazwyczaj nikogo nie lubi - stwierdził Sono, który dopiero teraz nas dogonił. - I nikt nie lubi jego.
- Więc nie zdziwimy się, jeśli powiesz, że ty też nie czujesz do niego sympatii - dodał Sizna stojący z Durą na szafce.
Musiałem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czy ja lubię Yajuu?
- Czuję do niego swego rodzaju sympatię - stwierdziłem.
- Wow, sympatia - Dura podskoczyła. - Tato, słyszysz? Sympatię czuje!
- Durcia, nie płosz go - zganił ją Sizna.
- Dobrze, dobrze - Dura westchnęła.
Poszedłem do komnaty i położyłem się na łóżku. Zamknąłem oczy.
Czy sympatia to dobre określenie?
Czy może jednak to nie tylko sympatia?
* * *
- Prawie - Yajuu usiadł obok mnie i złapał mnie za dłonie. Tak, jak podczas pierwszej lekcji. - Daj, pokażę ci, jak dokładnie powinieneś to zrobić.
Brzdęk, brzdęk. Melodia powoli wypływała spod naszych palców. Była taka piękna. Taka żywa. A dłonie Yajuu ciepłe niczym letnie słońce w ten zimowy dzień.
- Widzisz? Idealnie - Yajuu uśmiechnął się czule. - Spróbuj sam.
Spróbowałem. I tym razem wyszło. Nie popełniłem ani jednego błędu.
- Brawo! - zawołał Yajuu i zaklaskał. - Pytanie. Umiesz śpiewać?
- Trochę... - przyznałem. Nigdy nie lubiłem się chwalić.
- Tu masz tekst - Yajuu wskazał szponem na tekst. - Jak chcesz sobie pośpiewać, to możesz.
- Nie wiem, czy dam radę jednocześnie grać i śpiewać - zauważyłem.
- Ja zagram. Ty śpiewaj - stwierdził i zaczął grać.
Najpierw tylko cicho nuciłem, ale potem wbiłem się w rytm i jakoś udało mi się śpiewać trochę głośniej. I współgrać z melodią.
Spojrzałem na Yajuu. Miał minę, jakby coś dogłębnie analizował.
- Chcesz zobaczyć salę balową?
- Salę balową?
- Tak.
- Ale w sali balowej chyba potrzebne będą jakieś bardziej eleganckie ubrania, niż mamy na sobie teraz - zauważyłem, wskazując na łachmany Yajuu i swój wiejski strój.
- Racja - przyznał Yajuu. - Vivi nam coś znajdzie. Chodź - stwierdził i pociągnął mnie za rękę.
I to był moment, kiedy zrozumiałem, że poszedłbym za nim na koniec świata.

czwartek, 18 stycznia 2018

Beauty and the Beast: Black-white Melody III

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi, Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Kiedy przez przypadek budzisz w bestii uśpione człowieczeństwo... ^^"


Ocknąłem się w łóżku, czując na czole zimny okład.
- O, Si-san, Ki-san się chyba ocknął - usłyszałem głos Ivy'ego.
- Kirei jednak żyje! - zawołała Dura.
- Cicho, nie musi od razu boleć go głowa od samego powrotu do żywych - warknął Sono.
- Mówicie tak, jakby umarł - stwierdził Sizna. - A żyje. Oddychał cały ten czas, kiedy był nieprzytomny.
- No właśnie - przytaknął Vivi.
Otworzyłem oczy. Zobaczyłem nad sobą jedyną osobę, która się nie odzywała. A był nią Yajuu.
- Przepraszam - powiedział cicho, zdejmując szmatkę z mojego czoła i mocząc ją w misce stojącej na szafce. - To moja wina, że jesteś ranny. Jedyne, co robię, to zrażam do siebie ludzi...
- Nie jestem do końca człowiekiem - odparłem. Yajuu spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Mój ojciec był syrenem.
- Ach, więc jesteś kundlem - Yajuu uśmiechnął się lekko, przykładając łapę do mojego czoła. - W końcu spadła ci gorączka. Myślałem już, że bodaj jej nie zbiję.
- Dziękuję, że przepędziłeś te wilki - uśmiechnąłem się do niego.
- Nie lubię, kiedy się tu zapuszczają - odparł Yajuu. - Kirei, tak?
- Ale co?
- Masz tak na imię?
- Tak, Kirei.
- Wybacz mi, Kirei. Zapomniałem już, jak to jest być człowiekiem - uśmiechnął się przepraszająco.
- Byłeś człowiekiem? - zdziwiłem się.
- Byłem złym człowiekiem - odparł Yajuu. - Na tyle złym, że na podstawie mojego zachowania dano mi ten wygląd.
- Podejrzewam, że twoja służba też nie zawsze była gadającymi bibelotami.
- Kiedyś jadłem makaron! - zawołał Ivy. - Ale już go nigdy nie zjem - załkał.
- Jeszcze kiedyś zjesz makaron, mopsiku - Vivi poklepał go po ramieniu.
Westchnąłem.
- Yajuu?
- Tak?
- To klątwa, tak?
- Owszem.
- Jest sposób, by ją zdjąć?
- Jest - przyznał Yajuu. - Ale niestety ty nie możesz tego zrobić.
- Dlaczego?
- Jesteś mężczyzną. To może zrobić tylko kobieta - stwierdził Yajuu, wstając. - Chyba, że o czymś nie wiem.
- Jeśli chodzi ci o moją płeć, to niestety masz rację - przyznałem.
- Także nie pozostaje mi nic innego, jak na nią zaczekać - odparł Yajuu, kierując się do wyjścia. - Prześpij się, Kirei. Sen dobrze ci zrobi.
- Racja - ziewnąłem, przecierając oczy i okryłem się szczelniej kołdrą. - Dobranoc, Yajuu.
Zamarł w półkroku i westchnął.
- Dobranoc, Kirei - odpowiedział mi i wyszedł.
* * *
Kilka dni później, podczas których Yajuu był nawet miły, obudziłem się w środku nocy. Po chwili dotarło do mnie, że słyszę melodię. Ktoś grał na fortepianie.
Wstałem, przeciągnąłem się i założyłem szlafrok. Wyszedłem na korytarz i kierowałem się dźwiękami muzyki. Było cicho. Bardzo cicho.
Melodia skierowała mnie do zachodniego skrzydła zamku. Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi do jednej z komnat.
Yajuu siedział przy fortepianie i grał. Wyglądał tak spokojnie, że wydawało mi się, iż na chwilę znów wróciło jego człowieczeństwo. Jego palce delikatnie dotykały klawiszy, jego oczy śledziły ich każdy ruch. W sumie... Piękne miał te oczy. Mimo bycia potworem, ten jeden szczegół jego wyglądu nie miał w sobie nic z bestii.
Melodia była melancholijna i smutna, przepełniona jakby tęsknotą. Zapewne do dawnych czasów, kiedy Yajuu nie wyglądał jak kreatura.
Yajuu zagrał do końca i westchnął, po czym zatrzasnął klapę i podniósł się sprzed fortepianu. Spojrzał na mnie i... speszył się, jakbym go na czymś nakrył.
- Ach, to ty - mruknął spłoszony. - Czasem gram... Wiesz, z nudów.
- To było piękne - odparłem, podchodząc do niego. - Naprawdę.
- Tak myślisz? - spytał. Kiwnąłem głową. - Dziękuję.
- Nauczyłbyś mnie? - zapytałem, na co Yajuu zamarł w bezruchu.
- Słucham?
- Grać na fortepianie. Zawsze chciałem się nauczyć, ale nie mieliśmy z mamą do tego warunków.
Yajuu zmierzył mnie wzrokiem, jakby chcąc się upewnić, że na pewno nie żartuję.
- Jutro możemy zacząć - Yajuu uśmiechnął się czule. - A teraz trzeba iść spać. Jak twoje rany?
- W porządku. Prawie się zagoiły - odparłem. Yajuu odwrócił się i machnął łapą.
- To dobrze. Dobranoc, Kirei - powiedział i skierował się w stronę łóżka.
- Dobranoc, Yajuu - odpowiedziałem, wychodząc z jego komnaty.
...którędy ja w sumie przyszedłem?
- Problem, Ki-san? - spytał Ivy, zjawiając się obok mnie.
- Nie pamiętam, jak tu się znalazłem.
- To bardzo źle - stwierdził Ivy. - Chodź, zaprowadzę cię.
Ivy odprowadził mnie do komnaty. Wskoczyłem do łóżka i zasnąłem dosyć szybko.

wtorek, 16 stycznia 2018

Beauty and the Beast: Black-white Melody II

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi, Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: ...zupełnie zapomniałam o wstawianiu tego fanfika. Przepraszam. XD"


Obudziłem się, słysząc tupot stóp. Zdążyłem tylko zauważyć, że ktoś przykrył mnie kocem, kiedy usnąłem, zanim czyjaś dłoń nie zacisnęła się na mojej koszuli i nie uderzyłem o ścianę obok kominka.
- Kim jesteś i co ty tu robisz?! - wrzasnął... potwór, który mnie trzymał.
Przepraszam za używanie tak dobitnych słów, ale jak widzi się tuż po przebudzeniu dwumetrowe, pokryte czarnym futrem monstrum z rogami, ogonem i szponami jak u dzikiego kota, to jak je inaczej nazwać?
- Ukryłem się tutaj przed ludźmi, którzy chcieli mnie zamordować - oznajmiłem, usiłując zachować spokój.
- Zamorduję to cię ja - warknęła bestia, mierząc mnie wzrokiem. - Gadaj, po co tu przyszedłeś.
- Mówiłem już, że tylko się schroniłem.
- Nie wierzę ci.
- A po co miałbym przychodzić do zamku jakiegoś potwora? - spytałem, a ten momentalnie mnie puścił, po czym złapał za nogę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku. - Co ty wyprawiasz?!
- Nie pozwolę na to, by ktokolwiek nazywał mnie potworem - odparła bestia.
- Więc powiedz mi, jak masz na imię - stwierdziłem. - Ja jestem Kirei.
- Skromne imię, nie zaprzeczę - prychnęła bestia. - Na imię mam Yajuu. A ty posiedzisz sobie w celi - oznajmił, wrzucając mnie do jakiejś klitki i zamykając kratę. - Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziałem, gdy ten odwrócił się na pięcie i poszedł.
Osunąłem się po ścianie. Z deszczu pod rynnę, jak to mówią. Nic dziwnego, że Sono tak dramatyzował.
Westchnąłem ciężko. Ciekawe, czy kiedyś mnie wypuści?
Położyłem się na podłodze w pozycji embrionalnej. Gdy tylko pomyślałem, że mi zimno, dostałem w głowę kocem.
Podniosłem wzrok. Yajuu obrzucił mnie złowrogim spojrzeniem i znowu poszedł.
Owinąłem się kocykiem i usiłowałem zasnąć. Udało mi się to dopiero po jakimś czasie, bo było mi zbyt niewygodnie.
- Stuk puk - usłyszałem nagle, budząc się momentalnie. Za kratami stał Ivy, uśmiechając się przyjaźnie. - Widzę, że Ya-san nie był za bardzo zadowolony z twojej wizyty, Ki-san.
- Oj nie - usiadłem. - Można nawet powiedzieć, że był bardzo niezadowolony.
- Cóż, taki jego urok - Ivy wspiął się po szczebelkach kraty i wskoczył na dźwignię, ciągnąc ją. Krata otworzyła się momentalnie. - Idziemy?
- I przyjdzie Yajuu i znowu mnie tu wrzuci?
- Nie no, bez przesady - Ivy zaśmiał się, zeskakując na podłogę. - Tylko odradzam powtarzania twojego wyczynu.
- Wyczynu?
- Nie nazywaj go "potworem" - wyjaśnił Ivy. - Nie lubi tego.
- Zauważyłem... - mruknąłem, idąc za nim.
Ivy zaprowadził mnie do komnaty. Miałem rację z tym, że zamek wyglądał jak opuszczony. Bo był. Oprócz Yajuu i tych żywych bibelotów nie widziałem tutaj żadnego człowieka.
Położyłem się na łóżku i spojrzałem w sufit. Powinienem zwiać. Tylko gdzie ucieknę? Z powrotem do wioski? Nie ma takiej opcji.
Zamknąłem oczy. To łóżko było takie wygodne...
- Herbatki? - usłyszałem nagle i podniosłem się. Zobaczyłem Siznę i Durę.
- Tato, on chyba chciał iść spać - zauważyła Dura.
- W ubraniu? - zdziwił się Sizna. - Kirei, może jednak się przebierzesz? Vivi, znajdź mu no jakąś ładną piżamę.
- Oczywiście - Vivi otworzył szafę i wyciągnął z niej arystokratyczną koszulę nocną. Podniosłem ją i kiedy wszyscy wyszli, założyłem ją na siebie.
Położyłem się z powrotem. W końcu mogłem iść spać.
* * *
Obudziłem się rano. Podszedłem do okna i zobaczyłem, że pada śnieg.
- Ładna pogoda, prawda? - spytał Sono, podchodząc do mnie. - Chociaż Yajuu jej nienawidzi.
- Nie lubi zimy?
- Nienawidzi - powtórzył Sono. - Ivy mówił, że chce cię oprowadzić po zamku. Ale najpierw chodź na śniadanie.
Przebrałem się i poszedłem posłusznie za Sono na dół do jadalni. W sumie byłem głodny. Nie jadłem nic, odkąd skończył mi się prowiant przygotowany przez mamę.
Usiadłem przy stole i zabrałem się za pałaszowanie śniadania, kiedy poczułem na sobie czyjś wzrok. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Yajuu.
- Co ty u licha tutaj robisz? - spytał, chyba usilnie próbując mnie nie zabić.
- Sono mnie tu przyprowadził - odparłem.
- Kto cię wypuścił?
- Ivy.
- Zamorduję go - Yajuu pomachał z rozgoryczeniem głową i pociągnął mnie za rękę. - Idziemy.
- Ale zaczekaj! - zawołałem. - Ja... Chciałem cię przeprosić.
- Że nazwałeś mnie potworem, czy że włamałeś mi się do zamku? A może za to, że jadłeś śniadanie zrobione przez mojego kucharza przy moim stole? Czy też za to, że spałeś w mojej komnacie na jednym z łóżek, które należy do mnie?
- Za dużo zaimka dzierżawczego "moje" w twojej wypowiedzi - stwierdziłem.
- Za dużo to ty tutaj spędziłeś czasu - warknął Yajuu. - Albo stąd natychmiast się wyniesiesz, albo wracasz do celi.
- W takim razie wolę odjechać w siną dal w nieznanym kierunku - oznajmiłem, wyrywając się Yajuu i biegnąc w kierunku wyjścia.
- Ki-san, czekaj! - Ivy próbował mnie dogonić na tych swoich krótkich, świecznikowych nóżkach. - Ki-san, stój!
Ale ja go już nie słyszałem. Wsiadłem na swojego konia i pojechałem w tym kierunku, w którym podążałem, zanim zatrzymałem się w zamku.
Zaczął padać śnieg.
I wtedy zrozumiałem, czemu Ivy próbował mnie zatrzymać.
Wilki.
Za zamkiem musiały mieć swoje terytorium. A było ich z dziesięć.
- Horase, zawracamy - powiedziałem do konia. - No już!
Pognałem przed siebie. Śnieg sypał coraz mocniej.
Słyszałem szczekanie.
Podjechałem do bramy zamku Yajuu i potrząsnąłem nią.
Za nic nie chciała się otworzyć.
- Ivy! - zawołałem, a w tym momencie jeden z wilków złapał mnie za ramię i ściągnął z konia. - Niech ktoś otworzy tę bramę!
Kopnąłem tego wilka, a potem kolejnego. Było ich za dużo.
- Won! - usłyszałem razem z otwierającą się bramą. Wilki zamarły. - No już, won!
Wilki popatrzyły na mnie i zwiały. Spojrzałem na Yajuu stojącego w bramie i straciłem przytomność.

wtorek, 9 stycznia 2018

Beauty and the Beast: Black-white Melody I

Zespół: Moran, w tle Matenrou Opera i Versailles
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi, Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Okej, więc tak. Przedstawiam wam efekt obejrzenia "Pięknej i Bestii" zbyt wiele razy. Ogólnie fanfików w tej serii będą trzy. Ta sama historia opowiedziana na trzy różne sposoby. Mam nadzieję, że się spodoba.
W roli Pięknej i Bestii w tej wersji występują:
Kirei (Bella) - Hitomi
Yajuu (Bestia) - Soan


Zacznijmy od tego, że wszystko działo się w zwyczajnej wiosce ze zwyczajnymi mieszkańcami... No, może nie do końca. Wioska była bowiem położona nad jeziorem, a w tym jeziorze mieszkały syreny, które wręcz uwielbiały uwodzić swoich sąsiadów i sąsiadki z lądowego świata. W tym moją mamę.
Takich jak ja nazywa się kundlami. I, szczerze mówiąc, niezbyt się nas lubi. Głównie dlatego, że często ludzie dostają na naszym punkcie potężnej wręcz obsesji.
- Kirei! - usłyszałem i zobaczyłem wręcz idealny przykład tego, o czym przed chwilą mówiłem. Kamijo, mój odwieczny adorator. Nie obchodziło go, że jestem mężczyzną - dla niego liczyły się tylko i wyłącznie moje syrenie geny. Chciał mnie przelecieć i zniewolić, w dowolnej kolejności.
- Tak, Kamijo? - westchnąłem ciężko, gdy ten objął mnie ramieniem. Cóż, czytanie książki będę musiał w takim razie zostawić na później. Zamknąłem ją i spojrzałem na swojego adoratora. Ciekawe, kiedy nauczy się słowa "nie".
- Kirei, Kirei, mój drogi. Umówisz się ze mną, prawda? - Kamijo pokazał swoje białe zęby światu, a ja spojrzałem w niebo i zastanawiałem się, czy jak dostatecznie długo będę na nie patrzył, to w końcu strzeli we mnie piorun. - Kirei, słuchasz mnie?
- Niezbyt - odparłem szczerze do bólu. - Mógłbyś mnie puścić? Chciałbym poczytać.
- Znów jakieś brednie? - spytał Kamijo, patrząc na mnie z politowaniem. - Dałbyś sobie spokój.
- Spokój to mógłbyś dać mi ty - wstałem i trzepnąłem Kamijo książką w głowę. - "Nie" znaczy "nie". Znajdź sobie kobietę.
- Nie chcę kobiety, chcę ciebie - Kamijo objął ramionami moje nogi. - Jesteś taki... Idealny~!
Wyrwałem mu się i poszedłem do swojego domu. Dlaczego on musi mieć aż taki tupet? Chyba nawet mnie gonił, ale nie zwracałem na to uwagi.
* * *
Obudziłem się w środku nocy, słysząc jakiś hałas. Do mojego pokoju wpadła moja przerażona mama.
- Kirei, zbieraj się - powiedziała, okrywając mnie kocem i dając mi koszyk. - Musisz uciekać.
- Uciekać? - spytałem, gdy ta wyprowadziła mnie tylnym wyjściem. - Ale czemu? Co się stało?
- Chcą wszystkie kundle spalić na stosie - oznajmiła, pomagając mi wejść na mojego konia, Horase. - Wiej.
- A ty?
- Ja sobie poradzę. Uciekaj! - zawołała, klepnęła konia w zad i wróciła biegiem do domu.
Ach, więc to dlatego Kamijo tak bardzo ostatnio zatruwał mi życie. Chciał mnie uratować, bo podejrzewam, że jakbym był jego wybrankiem, on by już wszystkich przekupił, żeby jednak tego polowania nie urządzali. Cóż, mam na tyle honoru, by z większą chęcią umrzeć, niż zostawać osobistą męską prostytutką naiwnego arystokraty.
Jechałem przez las i wtem dotarłem do... zamku. Zamrugałem. Zamek. W środku lasu? Tuż przy naszej wiosce? Jak?
Rozejrzałem się. Może gdzieś schował się czarodziej, który tylko mnie nabiera? Albo wróżka? Ktokolwiek?
Zeskoczyłem z Horase i otworzyłem bramę, po czym wprowadziłem konia na teren pałacu. Im bliżej byłem, tym bardziej mi się wydawało, że był on zniszczony i opuszczony.
Zostawiłem Horase na zewnątrz i wszedłem do środka. O dziwo w kominku palił się ogień. Czyli jednak zamek nie był opuszczony?
- Dobry wieczór. Jest tu kto? - spytałem, ale nikt mi nie odpowiedział. Podszedłem do kominka i usiadłem w fotelu, by się ogrzać. Coś mnie tknęło i spojrzałem na stolik obok. Stała tam filiżanka i obserwowała mnie z uwagą.
Chwila.
Filiżanka...
Spojrzałem jeszcze raz. Tak, ona naprawdę na mnie patrzyła. Ona mrugała. I uśmiechała się.
Pomyślałem, że mam zwidy. Kirei, to z przemęczenia. Filiżanki nie mrugają i nie patrzą.
- Dzień dobry? - powiedziałem, spoglądając na filiżankę, a ona... zachichotała.
- Zabawną ma pan minę - stwierdziła głosem małej dziewczynki. - Raczej dobry wieczór. Ciemno już.
Zamarłem w bezruchu, a na mojej twarzy zagościł histeryczny uśmiech.
FILIŻANKA DO MNIE MÓWI.
- Dura! Nie strasz pana - zganił ją stojący obok imbryk.
Imbryk.
IMBRYK.
- Przepraszam, tato - mruknęła Dura.
- Mam nadzieję, że pana nie przestraszyliśmy? - spytał imbryk.
Nie, wcale.
TYLKO ROZMAWIAM Z PORCELANĄ.
- Ta cisza raczej oznacza, że przestraszyliście - stwierdził świecznik, wdrapując się na stolik. - Mam na imię Ivy i jestem lokajem. I zaświadczam, że nie musi się pan martwić! Są niegroźni. To tylko kucharz i jego przybrana córka. Swoją drogą, ma na jej punkcie hopla.
- Ivy!
- Spokojnie, Sizna - Ivy uśmiechnął się promiennie. - Bo nasz majordomus zaraz przyjdzie i będzie się burzył, że jesteśmy za głośno.
- Oczywiście, że jesteście za głośno - na stolik wdrapał się nakręcany zegar.
- To jest Sono, nasz majordomus - oznajmił Ivy, po czym trącił zmiotkę w kształcie jakiegoś bliżej nieokreślonego ptaszka leżącą na stoliku. - Vivi, ocknij się. Nie musisz już udawać.
Zmiotka usiadła i przetarła oczy.
- Chyba przysnąłem - powiedziała chłopięcym głosem. - Dzień dobry, proszę pana.
- Dobry wieczór, ciemno jest - poprawiła go Dura.
- Przestańcie rozmawiać - Sono zamachał "rękami". - Jak obudzicie naszego pana, będziemy mieli problem, a ten chłopak zostanie rozerwany na strzępy!
- Teraz sam krzyczysz - zauważył Sizna.
- Właśnie. Jak się nazywasz? - spytał Ivy, uśmiechając się przyjaźnie.
Bibeloty. Rozmawiam z bibelotami i porcelaną.
Tak.
To ma sens.
- Kirei - odparłem.
- Och, jak ładnie - Ivy podskoczył. - Zbłądziłeś?
- Uciekłem przed polowaniem na takich jak ja - odparłem. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. W sumie powinienem przestać się dziwić. W końcu... - ...jestem pół-syreną. Kundlem.
- To dużo tłumaczy - Ivy pokiwał głową.
- Co takiego? - spytał Vivi.
- Dlaczego jesteś taki piękny - odparł Ivy.
- Ivy!
Speszyłem się i wsiąkłem w fotel. Świecznik mnie komplementuje...
W tym momencie ciepło bijące od kominka i zmęczenie zrobiło w końcu swoje i zasnąłem.