Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

wtorek, 25 października 2016

Companion

Zespół: Kagrra,
Pairing: Akiya&Shin
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Doszłam do wniosku, że ja chyba nie umiem pisać wesołych fanfików z Kagrrą,. Większość jest taka melancholijna i smutna... O.o


Zawsze to ty się mną opiekowałeś. Chroniłeś przed Izumim, gdy się na mnie złościł, przed Nao i jego żartami, przed Isshim, gdy się z nim kłóciłem.
Okrywałeś mnie płaszczem, gdy padało, a nie mieliśmy parasolki. Zakładałeś swoje rękawiczki, gdy temperatura spadała poniżej zera, a ja zostawiłem swoje w domu. Przykrywałeś mnie kocem, gdy zasypiałem na kanapie w sali prób. Dzieliłeś się ciasteczkami, nawet mnie nie pytając, czy chcę jedno. Robiłeś wszystko, by zobaczyć mój uśmiech.
Byłeś moim opiekunem, ochroniarzem, czasem nawet trochę przeginałeś. Ale nie przeszkadzało mi to. Zwłaszcza, kiedy wracaliśmy do domu za rękę, razem przeskakując nad kałużami, wbiegaliśmy po schodach na górę, ty szedłeś coś przygotować w kuchni na kolację, a ja w tym czasie wybierałem film na wieczór.
Nasze spokojne, poukładane, trochę aż za piękne życie przewróciła do góry nogami choroba Isshiego, która zaprowadziła nasz zespół do końca istnienia, a jego na granicę życia i śmierci, którą przekroczył.
Załamałeś się. Tym razem to ja musiałem być twoim opiekunem. Ocierałem ci łzy z policzków, przytulałem, gdy tego potrzebowałeś, kupowałem ulubione słodycze, by poprawić ci humor.
Pewnego dnia wróciłem ze sklepu. Siedziałeś na kanapie i wpatrywałeś się w nasze wspólne, zespołowe zdjęcie. Od zawsze trzymałeś je na półce.
- Dziękuję, Hashi - powiedziałeś nagle, gdy wkładałem wafelki do koszyka na słodycze.
- Słucham?
- Dziękuję za to, że się mną zaopiekowałeś - wstałeś, podszedłeś do mnie i przytuliłeś mnie.
- Nie ma za co, przecież tak robią ukochane osoby, prawda? - uśmiechnąłem się lekko.
- Racja - pocałowałeś mnie w czubek głowy. - I za to cię kocham, Hashi.
- Za co?
- Za to, że jesteś - odparłeś, przytulając mnie jeszcze mocniej.
The end

poniedziałek, 24 października 2016

Formal

Zespół: ViViD&Alice Nine
Pairing: Shin&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Pamiętam, że kiedyś miałam nawet odchył na ten ship i nazywałam go "pobocznym OTP". XD


Formalnie nazywasz mnie "Shou-san", a ja mówię do ciebie "Shin-kun". Uśmiechamy się do siebie na wspólnych wywiadach. Fani myślą, że po prostu się lubimy. Ty mnie podziwiasz, ja ci na to pozwalam. Ludziom dużo się wydaje. Najczęściej, że wiedzą o nas wszystko. Ha! Guzik prawda.
Otwierasz drzwi od klatki schodowej. Mija nas ta podróba wokalisty z Gazette. Rzucamy sobie mordercze spojrzenia, uśmiechamy się sztucznie, a ty śmiejesz się nawet, kiedy Ruki znika już za drzwiami. Od zawsze masz ubaw z naszej zimnej wojny.
Wchodzimy po schodach i zatrzymujemy się przy moim mieszkaniu.
 - Zostajemy tu, czy wchodzimy piętro wyżej do ciebie? - pytam, a ty ciągniesz mnie za rękę. Puszczam cię jednak.
 - Co? - patrzysz na mnie ze zdziwieniem.
 - Koty nakarmię - odpowiadam, otwieram drzwi, idę do kuchni i wsypuję karmę do misek. Po chwili wracam do ciebie. Zamykam mieszkanie na klucz i wchodzę za tobą na górę.
Kiedy zatrzaskują się za nami drzwi, znikają Shou-san i Shin-kun, pojawiają się Kazumasa i Akihide. Cała formalność ginie śmiercią tragiczną między jednym a drugim pocałunkiem.
I nawet nasze zespoły nie wiedzą wszystkiego. Nie wiedzą, że to ja jestem uke. Nie wiedzą, że nosisz mnie na rękach...
Formalnie nazywasz mnie "Shou-san", a ja mówię na ciebie "Shin-kun". Ale po pracy w zaciszu mieszkania któregoś z nas jesteśmy sobą i zamiast mówić "Podziwiam cię, Shou-san", szepczesz mi na ucho "Kocham cię, Kazuma".
The end

piątek, 21 października 2016

Flame

Zespół: Moran
Pairing: Sizna&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: To chyba nie Soan&Hitomi. To chyba sam Hitomi sprawia, że moja wyobraźnia działa trochę... Dziwnie. XD


Przyszedł do mnie jak zawsze. Stanął w drzwiach, uśmiechnął się i wszedł do pokoju mimo, że go nie zaprosiłem. Nie musiałem. Wiedział, że i tak mu na to pozwalam.
Złapałem go za ramiona i pocałowałem. Chwilę później leżeliśmy już na łóżku. Patrzyłem mu w oczy, te głębokie, smutne oczy, w których krył się zawsze ten sam diabeł.
Pochyliłem się nad nim. Znów się uśmiechnął i zaczął rozpinać guziki od mojej koszuli.
Płomień. Czy wiecie, co to oznacza, gdy płonie się żywym ogniem? Ja miałem takie wrażenie. Zawsze je mam. Zawsze, gdy jego palce przesuwają się po moim ciele, badając je, poznając każdy jego fragment, każdy skrawek skóry. Skóry, która jest rozpalona żywym ogniem.
Przyciągnąłem go do siebie i otuliłem nas kołdrą. Wiedziałem, że i tak ucieknie, gdy tylko zasnę. Zawsze tak było. Zawsze przychodził tylko po seks. Oddawał mi się i odchodził. A ja coraz bardziej się od niego uzależniałem. Coraz bardziej go kochałem...
- Sizna? - usłyszałem nagle jego głos.
Odezwał się. Nie było to proszenie o więcej, nie było krzykiem z rozkoszy. To był zwyczajny ton głosu, taki, którego używa, rozmawiając z każdym z nas na próbie.
- Tak? Coś się stało? - spytałem i poczułem, jak zadrżał.
- Mogę dzisiaj zostać? - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
Zostać? On naprawdę chciał zostać? Próbowałem zrozumieć cokolwiek z tego pytania. Nie mogło do mnie dotrzeć, że on nie chciał uciec jak zawsze.
- Hitomi - nachyliłem się nad nim i czule cmoknąłem go w policzek. - Zawsze mogłeś zostać. Nawet wtedy, gdy przyszedłeś tutaj po raz pierwszy.
- Czyli ty...
- Kocham cię, tak - odgarnąłem mu włosy z twarzy. - Inaczej bym ci na tyle nie pozwolił.
The end

środa, 19 października 2016

Haze

Zespół: Kagrra,&Alice Nine
Pairing: Isshi&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst, okruchy życia
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Czy ja mogę pamiętać o tym meme...? Bo mam wrażenie, że jak do grudnia to dodam, to będzie okej. XD

Las jest mglisty, ciemny i tajemniczy. Nie zmienia to jednak faktu, że do niego wchodzę.
Konary drzew wyginają się przedziwnie w różne strony. Chodzę we mgle i w zasadzie nie wiem, gdzie idę. Po prostu cię szukam. Muszę cię znaleźć. Muszę cię odszukać.
Zamykam oczy, delikatnie dotykając opuszkami palców pni. Czuję twój zapach, jesteś tutaj.
Lawiruję między drzewami. Krążę w kółko. Zgubiłem się, prawda?
Robi się coraz zimniej. W powietrzu wciąż unosi się zapach czekoladowych batoników i nikotyny, przytłumiony lekko twoją wodą kolońską.
Czemu nie mogę cię znaleźć? Dlaczego? Przecież jesteś tutaj, prawda? Prawda?!
Zaczynają boleć mnie nogi. Nie wiem, ile już tak chodzę. Godzinę, dwie, może więcej, może nawet dziewięć.
Upadam na kolana. Poddaję się. Nie ma cię tutaj. Łzy spływają po moich policzkach.
Nagle ktoś okrywa moje ramiona płaszczem. Podnoszę wzrok. Patrzysz na mnie, uśmiechając się lekko.
- Shino - szepczę, a ty odwracasz się i wchodzisz między drzewa. - Shino, zaczekaj!
Podbiegam do ciebie i chcę cię złapać, ale moje palce przenikają przez twoje ciało. Znikasz, a ja się budzę.
Tak, to był tylko sen. Tak naprawdę umarłeś i już nigdy cię nie zobaczę.
Tylko jedno we śnie było prawdziwe. Łzy. Moje oczy i policzki są bowiem mokre.
The end

czwartek, 13 października 2016

Snowflake

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Ivy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, obyczaj
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Na dworze zimno, w fanfiku zimno, wszędzie zimno. Jak ten challenge skończę wrzucać do grudnia, to będzie dobrze. XD


Soan stał przy samochodzie i czekał, aż Ivy łaskawie zejdzie w końcu na dół. Pewnie znowu zagadał się z kimś na korytarzu i zanim jego roześmiana buzia pojawi się w drzwiach budynku wytwórni, to perkusistę czeka przemiana w bałwanka. Tak, tego dnia pogoda stwierdziła, że czas rozpocząć zimę i zaczął padać śnieg. Do Soana dopiero po chwili dotarło, że to, co spadło na jego dłoń, to śnieżynka. Perkusista westchnął ciężko i wszedł do samochodu. Śnieg sypał coraz intensywniej. Jak on nienawidził tej pory roku. Jak on nienawidził zimna. Pochodził z Okinawy, tam wiśnie kwitły już w styczniu i było zawsze ciepło.
W końcu, po paru minutach, zasypany białym puchem, rozpromieniony basista wtarabanił się do auta i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pada śnieg. Zarąbiście, no nie? - uradował się Ivy.
Soan spojrzał na niego jak na kogoś, komu brakuje piątej klepki, a może i nawet wszystkich.
- Śnieg jest zimny. Nienawidzę zimna - oznajmił Soan, odpalając silnik i ruszając z parkingu.
- A w PV do "Snowing" jakoś potrafiłeś się turlać po śniegu.
- Założyłem się z Sizną. Do dzisiaj tego żałuję. Byłem chory chyba przez dwa tygodnie, ale przynajmniej dostałem dwie stówy i piwo - Soan uśmiechnął się lekko. - Co nie zmienia faktu, że jakbym ja miał tyle płatków śniegu we włosach, to chyba bym zwariował.
- Rozpuszczą się - Ivy machnął ręką.
- Z kim się znowu zagadałeś na korytarzu? - zapytał Soan, skręcając w prawo.
- Hi-san mnie zatrzymał - wyjaśnił Ivy. - Przekazał mi parę ciekawych informacji.
- Jakich? - zdziwił się Soan, zatrzymując samochód na parkingu.
- No wiesz, on cię zna od dwunastu lat. Trochę o tobie wie - Ivy otworzył drzwi od samochodu. Soan zrobił to samo. Śnieg sypał coraz mocniej. W ogóle mu się to nie podobało.
- Jeśli Hitomi powiedział cokolwiek o mnie, czego nie powinien, to osobiście go zabiję - stwierdził, docierając w końcu do upragnionego celu, czyli drzwi prowadzących na klatkę schodową. Ciepłą klatkę schodową.
- Zabiłbyś najlepszego przyjaciela? - zapytał Ivy, wchodząc za Soanem po schodach.
- Zależy, co takiego ci powiedział - odparł Tomofumi, wyciągając klucze z kieszeni. - Jako że zna mnie tak długo, wie o mnie praktycznie wszystko. Podejrzewam, że nawet moje byłe tyle nie wiedzą.
- Dokładnie - rozpromienił się Ivy, ściągając buty. - Podsunął mi też pewien pomysł.
- Jaki znowu pomysł? - westchnął Soan. Pomysły Hitomiego zazwyczaj zaczynały się od psów, a kończyły na pieczeniu ciastek, więc dobrych przeczuć nie miał.
- Żeby cię rozgrzać - odparł Ivy, przyciągając Soana do pocałunku.
Tomofumi przymknął oczy. W zasadzie sam miał ochotę to zaproponować. Popchnął delikatnie basistę na kanapę, usiadł na nim okrakiem i uśmiechnął się lubieżnie.
Tak, tym razem pomysłowość Hitomiego, zima i szalejąca na dworze śnieżyca na coś się przydały.
The end

wtorek, 11 października 2016

Restless

Zespół: THE KIDDIE
Pairing: Sorao&Jun
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, obyczaj
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czasem mam ochotę zacząć to shipować, bo mnie Yuudai irytuje.

Jun od zawsze lubił rozmawiać przez telefon. Kiedy do kogoś dzwonił, potrafił z nim przegadać kilka godzin. I dlatego irytowało go to, gdy ktoś nie odbierał. Zwłaszcza, że on ostatni raz nie odebrał telefonu kilka miesięcy temu, a jak już, to od razu oddzwaniał.
Leżał na łóżku. Złapał za komórkę i, wpatrując się w sufit, wybrał numer Sorao.
Nie odebrał.
Jun zmarszczył brwi. Sorao zawsze od niego odbierał. Wiedział, jak na to reaguje.
- Może jest zajęty? - mruknął Jun, naciskając zieloną słuchawkę raz jeszcze.
Znowu nie odebrał.
Jun przestał się uśmiechać. Dwa razy? Nie odebrał od niego dwa razy?
- Odbierz - Jun nacisnął zieloną słuchawkę po raz trzeci.
I znów spotkał go zawód.
Jun zaczął się coraz bardziej niecierpliwić. Gdy Sorao nie odebrał po raz kolejny, miał ochotę rzucić telefonem.
Jednak po ponownym usłyszeniu sekretarki nie był już zły. Coś mu podpowiadało, iż coś jest nie tak.
Jun wstał, założył buty i kurtkę, po czym pojechał do Sorao.
Zapukał. Sorao otworzył mu w ręczniku na głowie, piżamie i szlafroku.
- Hej, coś się stało? - zdziwił się, widząc gitarzystę w progu.
- Wszystko w porządku? Nie odbierałeś telefonu, zacząłem się martwić - wyjaśnił Jun. Sorao wybuchnął śmiechem.
- Jun, kochanie, kąpałem się. Jaki ty jesteś niecierpliwy - roztrzepał mu włosy. - Chodź, zaparzę herbaty. Melisy najlepiej na te twoje nerwy.
Jun stał jeszcze przez chwilę zdezorientowany, po czym westchnął i ruszył za nim do kuchni. Następnym razem będzie wiedział, że musi poczekać, zanim ponownie spróbuje się do Sorao dodzwonić.
The end

piątek, 7 października 2016

Accusation

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: kryminał
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: szaleństwo, przemoc fizyczna
Notka autorska: Mi się nie daje takich zagadnień do fanfików... XD


Porwał mnie. Nazywałem go Lalkarzem, bo robił ze mnie właśnie taką swoją Lalkę. Na początku zakładał mi perukę, dopóki włosy mi nie urosły. Miałem być najpiękniejszy. Miałem mieć bladą skórę i czarne, długie włosy. Miałem mieć zadbane, pomalowane paznokcie. Miałem biegać w sukienkach i lakierkach. Miałem być Lalką.
W zasadzie, dni były nawet przyjemne, pomijając ciągłe zamknięcie w domu i nakaz chodzenia w tych koronkowych ubraniach. Później przychodziła noc i nagle Lalkarz przypominał sobie, że jestem żywym człowiekiem. A żywi ludzie odczuwają ból. Lubił ból. I swój i mój.
Potem zawsze mnie mył. Miarowymi, delikatnymi ruchami, odmywał moją bladą skórę wodą. Lubiłem w zasadzie te kąpiele. Oznaczały bowiem początek dnia i zmazywały ten ból nocy. Pokazywały, że w jakimś stopniu Lalkarz był jednak opiekuńczy, mimo tego, że przed godziną robił ze mną w łóżku, co chciał.
Nie zmienia to faktu, że pragnąłem wolności. Chciałem wyjść z tego domu, ale wszystkie drzwi i okna były zabezpieczone kodem, który Lalkarz zmieniał codziennie. Nigdy nie udało mi się wpisać prawidłowego.
...zostaje oskarżony o uprowadzenie i maltretowanie fizyczne oraz psychiczne...
Tak, w końcu któryś z sąsiadów się zorientował, że istnieję i nie przebywam u Lalkarza z własnej woli. Trafiłem do szpitala na dosyć długi czas i wypuszczono mnie do domu. I wtedy zaopiekował się mną ktoś, kto mnie niby zawsze podziwiał. Dla kogo byłem kimś najważniejszym na świecie.
Patrzyłem, jak krew spływa po moim nadal bladym nadgarstku. Wtedy on podbiegł do mnie i złapał mnie za przegub dłoni.
- Co ty robisz? - warknął, patrząc jednak z fascynacją na krew barwiącą moją skórę. Coś się wtedy w nim przebudziło. Coś złego. Coś, co kazało mu mnie przykuć za nogę do łóżka w piwnicy i doprowadzić do tego, że on się stał Katem, a ja jego Ofiarą.
Uwielbiał widok mojej krwi. Uwielbiał widok moich łez. Uwielbiał moje błagania o śmierć. Wprost to kochał, ubóstwiał i nie mógł się bez tego obejść.
...zostaje oskarżony o maltretowanie fizyczne oraz psychiczne...
I znowu uratowany. Tym razem zorientował się o tym, że dzieje się źle, mój Przyjaciel. Wpadł do tej piwnicy, wyważając drzwi, przeciął łańcuch i wyniósł mnie w ramionach, co nie było proste, bo byłem ledwo żywy i prześlizgiwałem się mu przez ręce.
Teraz jestem spokojny. Lalkarz i Kat siedzą w więzieniu, a mój Przyjaciel właśnie zaparzył mi kawę i kupił czekoladowe ciastka. Od trzech lat na moim ciele nie pojawiła się żadna nowa blizna, a te stare się zagoiły. Jedynie przez te na psychice czasem płaczę po nocach. Ale tylko czasem.
- Ty nie będziesz jadł ciasteczek? - pytam, na co mój Przyjaciel lekko się dziwi.
- Wypowiedziałeś całe zdanie - mówi z przejęciem, po czym tuli mnie do siebie. - Udało ci się powiedzieć całe zdanie.
Uznaję to za pochwałę. Lubię, jak mnie chwali. Wiem wtedy, że jest ze mnie dumny. Wiem, że dzięki temu jest szczęśliwy. A kiedy on jest szczęśliwy, to ja też jestem. W końcu jest moim Przyjacielem, którego dotyk mnie nie boli.
The end

niedziela, 2 października 2016

Beginning

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Akiya, w tle Izumi&Shin
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst
Seria: Oneshot Challenge
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Miało być wczoraj, prawda? Miało. Ale mam sklerozę, no bywa.
Oneshot challenge - czyli inaczej mówiąc, dostałam zagadnienia i na ich podstawie musiałam napisać 30 fanfików. Ale żeby nie było tak łatwo, trochę sobie to utrudniłam, stwierdzając, że będą to opowiadania z pairingami, o których zazwyczaj nie piszę. Zajęło mi to... Dużo czasu, nieważne, ile, ale no. Mam nadzieję, że będzie się podobało. ^^

Początki zawsze są trudne, prawda, Isshi? Nasz też nie należał do najłatwiejszych. Musieliśmy się przyzwyczaić do tego, że ten drugi również chodzi po domu, zajmuje łazienkę, wyjmuje jedzenie z lodówki i śpi obok w łóżku.
Zawsze wkurzało mnie, że tyle palisz. Wiele razy wyjmowałem ci papierosa z ust, rzucałem na podłogę i przydeptywałem, mówiąc przy tym, że masz tego nie robić. Śmiałeś się wtedy, jakby to było coś, co można bagatelizować. Ale z dnia na dzień paliłeś coraz mniej, aż w końcu wypalałeś chyba tylko trzy papierosy dziennie. Udało mi się chociaż po części osiągnąć mój cel.
Lubiłem bawić się twoimi włosami, gdy rozsypywały się na poduszce. Patrzyłeś wtedy na mnie wzrokiem mówiącym, że jesteś zdegustowany moją infantylnością. Później jednak całowałeś mnie namiętnie i sprawiałeś, że zapominałem o całym świecie.
Za każdym razem, jak siedzę na parapecie i wpatruję się w świat za oknem, przypominam sobie, że ty często tu przesiadywałeś. W jakiś sposób czuję twoją obecność, kiedy dotykam zimnej szyby. Zamykam oczy i przypominam sobie tamten lipcowy dzień. Deszcz uderza rytmicznie w parapet, a ja zastanawiam się, co by było, gdybyś nadal żył. Gdyby śmierć mi cię nie zabrała.
Dzwoni telefon. No tak, Shin. Odbieram, choć nie mam na to ochoty.
- Tak, słucham?
- Cześć, Akiya. Tak pomyślałem, że może chciałbyś się przejść na miasto. Za długo siedzisz w domu, zaczynamy się z Izumidą i Nao trochę martwić - mówi Shin zatroskanym głosem.
- Przecież pada - odpieram, patrząc na krople spływające po szybie. W słuchawce przez chwilę jest cisza.
- Nie pada, Aki - głos Shina jest dziwnie pusty. - Świeci słońce i jest dwadzieścia stopni w cieniu.
Mrugam. Patrzę przez okno i staram się skupić na tym, co powiedział mój przyjaciel. Deszcz jeszcze się wzmógł, czarne chmury wiszą nad miastem. Pewnie zaraz rozpęta się burza.
- Pada - mówię stanowczo.
- Weź z nim porozmawiaj, Izumida, ja już nie mam siły - słyszę oddalający się głos Shina i dzwonienie jego zawieszek do telefonu.
- Hej, Akiya - Izumi przejmuje pałeczkę. - Chodź na miasto. Nao mówił, że znalazł taką fajną knajpkę. Co prawda Hashidani twierdzi, że jest tam za dużo ludzi...
- Bo jest - Shin odzywa się w tle.
- ...ale myślę, że może być fajnie.
- Pada. Wyjdziemy, jak się rozpogodzi - uśmiecham się nieznacznie, w zasadzie nie wiem, po co.
Rozłączam się. Deszcz nadal bębni w parapet, miałem rację, rozszalała się burza i trzaskają pioruny. Ocieram wierzchem dłoni niepotrzebne łzy z policzka. Może gdybyś tutaj był, zauważyłbym, że naprawdę jest piękna, słoneczna pogoda, idealna do spacerowania i wychodzenia na miasto z przyjaciółmi...
The end