Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Uwaga, w tej części schiza leje się litrami. Albo i hektolitrami.
Tak, to uniwersum o wróżkach. XD
Wracaliśmy z Hirokim z grzybobrania. Hiroki turlał dumnie wielkiego prawdziwka, ja zadowoliłem się małą kurką. I wtedy na naszej drodze stanął nie kto inny, jak Ryu.
- Słyszałem o twojej bohaterskiej postawie z wczoraj, Sachi - powiedział spokojnie, podchodząc powoli do nas. - Cała wioska o tym huczy.
- Nawet do niego nie podchodź - Hiroki stanął między mną a nim. - Won stąd. Nie wolno ci go ciągle stresować przez własne widzimisię!
- Dyrdymały - Ryu złapał go za koszulę i rzucił za siebie jak ochłap. Zdezorientowany Hiroki klapnął na tyłek i spojrzał na Ryu z wściekłością.
- Nie rzucaj mną, ty ciemny patałachu! - zawołał, podpalając trawę wokół niego.
- Nuda - stwierdził Ryu i w tym momencie zrobiło się przeraźliwie ciemno.
- Hiroki, wiej stąd! - zawołałem, obrywając w brzuch. Zgiąłem się w pół i padłem na ziemię, po czym złapałem Ryu za kostkę.
- Co ty wyprawiasz, lodowa pokrako?! - usłyszałem jego krzyk.
Co zrobiłem? Nie wiem, co zrobiłem. Nic nie widziałem.
...dopóki znowu nie zrobiło się jasno.
Ryu był prawie zamrożony. Cofnął się, a jego zamarznięte ubrania trzeszczały, łamiąc się jak gałązki. Lewą nogą, za którą go złapałem, w ogóle nie mógł ruszać.
- Z pewnych względów stwierdzam, że lepiej być nie mogło - Ryu uśmiechnął się i przeczesał dłonią oszronione kosmyki włosów.
- Jak teraz pójdziesz zawiadomić ośrodek... - Hiroki chciał się na niego rzucić, ale oberwał w twarz z pięści.
- To co? I tak zrzucę wszystko na sopelka. Mogę zrobić ci wszystko - Ryu zaśmiał się krótko i odleciał. Skrzydeł moja moc nie sięgnęła.
- Sachi... - szepnął Hiroki, po czym podszedł do mnie i mnie przytulił. - On...
- Odsuń się! - zawołałem, ale Hiroki mnie nie słuchał. - Przebywanie w moim towarzystwie jest niebezpieczne! Ryu cię zabije i jeszcze zrzuci to na mnie!
- Nie obchodzi mnie to - stwierdził Hiroki. Odepchnąłem go od siebie.
- Widziałeś, co zrobiłem. Zresztą, ciągle widzisz. Tracę kontrolę przy byle okazji. Zamrażam meble, sztućce i rośliny, bo przestraszę się głupiego brzdęku!
- To wszystko jest spowodowane przez niego - zauważył Hiroki. - To tylko jego wina, nie twoja.
- Wczoraj zamroziłem wam fotel, bo stresowałem się sytuacją z jeziorem. Nie zauważyłem, żebyście ty albo Vivi robili przez to dziury w podłodze, a przecież to wy prawie zginęliście!
- Po prostu masz słabszą psychikę i to wszystko.
- Jestem mieszańcem. Ty jesteś czystej krwi.
- Vivi też jest mieszańcem.
- Ale nad sobą panuje! Myślisz, że zabiłem wtedy tę rybę celowo?!
Hiroki zmierzył mnie wzrokiem.
- A nie?
- Nie. To był odruch. I równie dobrze sople mogły trafić ciebie albo Toshiego. Nie panowałem nad tym.
Hiroki zacisnął dłonie w pięści.
- Nie mogę pozwolić na to, żeby coś ci się stało - stwierdziłem. - Nie mogę cię stracić.
- Ale jak dasz zamknąć się znowu do ośrodka, to ja stracę ciebie - Hiroki tupnął nogą jak wkurzona dziewczynka. - A tego nie chcę!
- Dlaczego?
- Lubię cię. Bardzo. Tak bardzo bardzo bardzo - wyjaśnił Hiroki. - I dlatego nie chcę, żebyś tam wracał. Pragnę dla ciebie normalnego życia, a nie siedzenia wiecznie za kratami.
- Ale ja jestem niebezpieczny, zrozum to w końcu!
- To Ryu jest niebezpieczny!
- Tak? Spójrz na teren wokół nas i powiedz, że czujesz się bezpiecznie.
Hiroki rozejrzał się. Przez chwilę obserwował zamarznięte rośliny i oszronione drzewa. Jego prawdziwek był całkowicie zamrożony. Moja kurka też.
- Zdenerwowałeś się. To dlatego.
- A ty się nie zdenerwowałeś?
- Zdenerwowałem...
- Właśnie. A nie robisz takich szkód - westchnąłem ciężko i odsunąłem się od Hirokiego, ale on złapał mnie za rękę.
- Sachi, musi być jakiś sposób...
- Nie dotykaj mnie!
Krew trysnęła na moją twarz, na moje ręce, na nogi, na ubranie... Patrzyłem na szeroko otwarte ze zdumienia oczy Hirokiego, patrzyłem, jak kaszląc krwią osuwa się na zamarzniętą ziemię, jak chyba próbuje zrozumieć, dlaczego kilka sopli przed chwilą przebiło go na wylot i wbiło się w drzewo za nim i jak usiłując powiedzieć moje imię, zastyga w bezruchu.
A ja stałem tam, nie mogąc nic zrobić. Mogłem tylko patrzeć.
Do momentu, jak przerażeni ochroniarze z ośrodka nie wstrzyknęli mi podwójnej dawki środka usypiającego.
Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.
Polecany post
Reklama vol 3
Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...
środa, 27 czerwca 2018
wtorek, 26 czerwca 2018
Fires at Icy Midnight V
Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle Moran
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ostatnia część przed kipiszem, tak tylko ostrzegam. XD
Hiroki i Toshi przychodzili codziennie. Dawali mi i Viviemu cukierki, rozmawiali, śmiali się i grali w gry. Dzieliła nas tylko ta głupia siatka. A ja miałem coraz większą ochotę przełożyć przez nią ręce i przynajmniej Hirokiego dotknąć. Ale wiedziałem, że jak ktoś to zauważy, to zamkną mnie w pokoju na klucz.
Tak nam minął rok. Wypuścili nas z Vivim tego samego dnia. Toshi i Hiroki na nas czekali.
- Idziemy nad rzekę? - spytał Toshi.
- Jutro. Dzisiaj chcę pobyć z rodzinką - stwierdził Vivi.
- Oczywiście - Toshi objął Viviego ramieniem. - Odprowadzę ci, magmowa dziewczynko.
- Nie jestem dziewczynką, Toshi.
- Ale jesteś słodki.
- Toshi!
Zaśmiałem się krótko i spojrzałem na Hirokiego. Uśmiechał się jak zawsze.
- Odprowadzić cię też? - zapytał.
- Jak ci się chce... - odpowiedziałem, nieco się pesząc.
Hiroki zaprowadził mnie pod same drzwi. Podziękowałem mu, pożegnaliśmy się i wszedłem do środka. Przywitałem się z rodziną, zjedliśmy obiad, po czym usiedliśmy przed kominkiem i jedliśmy ciasto, które mama specjalnie upiekła na mój powrót.
Poszedłem do mojego pokoju. Bywałem w nim tak rzadko, że praktycznie nic się nie zmieniło w nim od czasów, gdy byłem dzieckiem. Oprócz łóżka.
Przeczytałem do końca książkę, którą zacząłem czytać jeszcze w ośrodku, zjadłem z rodziną kolację, powygłupiałem się z Hotaką i poszedłem spać.
Miło się spało we własnym łóżku i własnym domu. Wiedziałem jednak, że to tylko kwestia czasu, aż Ryu ponownie mi to odbierze...
Następnego dnia poszliśmy nad rzekę. Toshi wyciągnął wędkę i usiadł z Vivim bliżej brzegu. Ja wolałem nie podchodzić do wody.
- Coś się stało, Sachi? - spytał Hiroki, siadając obok mnie. - Nie chcesz iść do nich?
- Nie chcę ryzykować, że zamrożę wodę - wyjaśniłem.
- Bez przesady - Hiroki westchnął ciężko. - Kiedy ostatni raz straciłeś kontrolę?
- Wczoraj, jak myłem zęby - odparłem, na co Hiroki zamrugał. - Jestem przypadkiem beznadziejnym. Stresuje mnie własne odbicie w lustrze.
- Nawet nie wiem, co na to odpowiedzieć - stwierdził Hiroki.
Siedzieliśmy więc i patrzyliśmy na spokojnie przepływającą wodę. Nagle usłyszeliśmy okrzyk radości Toshiego.
- Ha, nabrałaś się, rybko! - zawołał, ciągnąc wędkę do siebie. - Vivi, pomóż, to jakaś uparta sztuka.
Vivi złapał wędkę razem z Toshim, ale ryba była za silna. Hiroki pobiegł im pomóc i nagle...
SZUST.
Ryba wciągnęła całą trójkę pod wodę. A jedyną odmianą wróżek, która umie pływać, są chochliki...
- Nie! - zawołałem, zrywając się na równe nogi. Trawa wokół mnie zamarzła w promieniu około pół metra. Pobiegłem w stronę rzeki, zamrażając wszystko po drodze i wbiegłem do rzeki, ale nawet się nie zmoczyłem.
Automatycznie powierzchnia pokryła się lodem.
- Hiroki! Vivi! Toshi! - szukałem ich, ale nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili zobaczyłem przez lód czerwony strój Hirokiego. Padłem na kolana i rozmroziłem lód w tym miejscu, po czym wyciągnąłem wszystkich po kolei.
Rzeka po tej czynności zamarzła do końca, dzięki czemu lód się pod nami nie załamał.
Mimo, że nadal poddenerwowany oszroniłem fotel...
- Uratowałeś naszym synom życie - mama Hirokiego spojrzała na mnie z wdzięcznością. - Nie wiem, jak ci dziękować.
- Można powiedzieć, że zachował przy tym zimną krew - stwierdził tata Toshiego.
- Nie zaczynaj znowu z tymi swoimi kiepskimi żartami - mama Viviego pogroziła mu palcem.
- Mnie tam śmieszą - tata Viviego wzruszył ramionami.
- Was, facetów, wszystko śmieszy - mruknęła mama Toshiego.
- Kto chce ciasto? - tata Hirokiego wparował w środek kłótni z biszkoptem, który właśnie upiekł.
- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz miał przez to kłopotów - stwierdził Hiroki, wpatrując się w swój kubek.
- Dlaczego miałby? - zdziwiła się jego mama.
- Nie do końca panował nad tym, co robił - wyjaśnił Vivi. - W zasadzie, nadal nie panuje...
Wszyscy spojrzeli na fotel, na którym siedziałem.
- My nic nie powiemy - oznajmił tata Hirokiego. - Nic się nie dzieje, to tylko szron. Roztopi się.
- Gorzej, jakby to Vivi stracił kontrolę - zauważył Hotaka. - Wtedy tapicerka do wymiany.
- I podłoga - dodał tata Viviego, przez co dostał od jego mamy kuksańca w bok.
- Naprawdę nic państwo nie powiecie? - upewnił się mój tata. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Tylko by spróbowali! - zawołała mama. - Zrobiłabym im tu taką powódź, że wszystko by pływało!
- Tsukiko - tata rzucił jej karcące spojrzenie.
Po podwieczorku wróciliśmy do domu. Poszedłem spać z nadzieją na lepszą przyszłość.
Ale, jak to mówią, nadzieja matką głupich...
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ostatnia część przed kipiszem, tak tylko ostrzegam. XD
Hiroki i Toshi przychodzili codziennie. Dawali mi i Viviemu cukierki, rozmawiali, śmiali się i grali w gry. Dzieliła nas tylko ta głupia siatka. A ja miałem coraz większą ochotę przełożyć przez nią ręce i przynajmniej Hirokiego dotknąć. Ale wiedziałem, że jak ktoś to zauważy, to zamkną mnie w pokoju na klucz.
Tak nam minął rok. Wypuścili nas z Vivim tego samego dnia. Toshi i Hiroki na nas czekali.
- Idziemy nad rzekę? - spytał Toshi.
- Jutro. Dzisiaj chcę pobyć z rodzinką - stwierdził Vivi.
- Oczywiście - Toshi objął Viviego ramieniem. - Odprowadzę ci, magmowa dziewczynko.
- Nie jestem dziewczynką, Toshi.
- Ale jesteś słodki.
- Toshi!
Zaśmiałem się krótko i spojrzałem na Hirokiego. Uśmiechał się jak zawsze.
- Odprowadzić cię też? - zapytał.
- Jak ci się chce... - odpowiedziałem, nieco się pesząc.
Hiroki zaprowadził mnie pod same drzwi. Podziękowałem mu, pożegnaliśmy się i wszedłem do środka. Przywitałem się z rodziną, zjedliśmy obiad, po czym usiedliśmy przed kominkiem i jedliśmy ciasto, które mama specjalnie upiekła na mój powrót.
Poszedłem do mojego pokoju. Bywałem w nim tak rzadko, że praktycznie nic się nie zmieniło w nim od czasów, gdy byłem dzieckiem. Oprócz łóżka.
Przeczytałem do końca książkę, którą zacząłem czytać jeszcze w ośrodku, zjadłem z rodziną kolację, powygłupiałem się z Hotaką i poszedłem spać.
Miło się spało we własnym łóżku i własnym domu. Wiedziałem jednak, że to tylko kwestia czasu, aż Ryu ponownie mi to odbierze...
Następnego dnia poszliśmy nad rzekę. Toshi wyciągnął wędkę i usiadł z Vivim bliżej brzegu. Ja wolałem nie podchodzić do wody.
- Coś się stało, Sachi? - spytał Hiroki, siadając obok mnie. - Nie chcesz iść do nich?
- Nie chcę ryzykować, że zamrożę wodę - wyjaśniłem.
- Bez przesady - Hiroki westchnął ciężko. - Kiedy ostatni raz straciłeś kontrolę?
- Wczoraj, jak myłem zęby - odparłem, na co Hiroki zamrugał. - Jestem przypadkiem beznadziejnym. Stresuje mnie własne odbicie w lustrze.
- Nawet nie wiem, co na to odpowiedzieć - stwierdził Hiroki.
Siedzieliśmy więc i patrzyliśmy na spokojnie przepływającą wodę. Nagle usłyszeliśmy okrzyk radości Toshiego.
- Ha, nabrałaś się, rybko! - zawołał, ciągnąc wędkę do siebie. - Vivi, pomóż, to jakaś uparta sztuka.
Vivi złapał wędkę razem z Toshim, ale ryba była za silna. Hiroki pobiegł im pomóc i nagle...
SZUST.
Ryba wciągnęła całą trójkę pod wodę. A jedyną odmianą wróżek, która umie pływać, są chochliki...
- Nie! - zawołałem, zrywając się na równe nogi. Trawa wokół mnie zamarzła w promieniu około pół metra. Pobiegłem w stronę rzeki, zamrażając wszystko po drodze i wbiegłem do rzeki, ale nawet się nie zmoczyłem.
Automatycznie powierzchnia pokryła się lodem.
- Hiroki! Vivi! Toshi! - szukałem ich, ale nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili zobaczyłem przez lód czerwony strój Hirokiego. Padłem na kolana i rozmroziłem lód w tym miejscu, po czym wyciągnąłem wszystkich po kolei.
Rzeka po tej czynności zamarzła do końca, dzięki czemu lód się pod nami nie załamał.
* * *
- To było straszne - stwierdził Toshi, trzymając w dłoniach kubek z gorącą herbatą. Siedzieliśmy z Vivim i Hirokim u tego drugiego w domu, a rodzice wszystkich trzech praktycznie kłaniali mi się w pół.Mimo, że nadal poddenerwowany oszroniłem fotel...
- Uratowałeś naszym synom życie - mama Hirokiego spojrzała na mnie z wdzięcznością. - Nie wiem, jak ci dziękować.
- Można powiedzieć, że zachował przy tym zimną krew - stwierdził tata Toshiego.
- Nie zaczynaj znowu z tymi swoimi kiepskimi żartami - mama Viviego pogroziła mu palcem.
- Mnie tam śmieszą - tata Viviego wzruszył ramionami.
- Was, facetów, wszystko śmieszy - mruknęła mama Toshiego.
- Kto chce ciasto? - tata Hirokiego wparował w środek kłótni z biszkoptem, który właśnie upiekł.
- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz miał przez to kłopotów - stwierdził Hiroki, wpatrując się w swój kubek.
- Dlaczego miałby? - zdziwiła się jego mama.
- Nie do końca panował nad tym, co robił - wyjaśnił Vivi. - W zasadzie, nadal nie panuje...
Wszyscy spojrzeli na fotel, na którym siedziałem.
- My nic nie powiemy - oznajmił tata Hirokiego. - Nic się nie dzieje, to tylko szron. Roztopi się.
- Gorzej, jakby to Vivi stracił kontrolę - zauważył Hotaka. - Wtedy tapicerka do wymiany.
- I podłoga - dodał tata Viviego, przez co dostał od jego mamy kuksańca w bok.
- Naprawdę nic państwo nie powiecie? - upewnił się mój tata. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Tylko by spróbowali! - zawołała mama. - Zrobiłabym im tu taką powódź, że wszystko by pływało!
- Tsukiko - tata rzucił jej karcące spojrzenie.
Po podwieczorku wróciliśmy do domu. Poszedłem spać z nadzieją na lepszą przyszłość.
Ale, jak to mówią, nadzieja matką głupich...
wtorek, 19 czerwca 2018
Fires at Icy Midnight IV
Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle Moran, Kalafina
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Chobi jest uparty w każdym uniwersum.
Leżałem na łóżku, rysując w skoroszycie. Wytrzymałem poza ośrodkiem niecały dzień. Wiedziałem, że tak to się skończy.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałem.
W progu stanął Vivi, chyba niezbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Cześć - przywitał się, zamykając drzwi.
- Hej. Straciłeś panowanie? - zdziwiłem się. Viviemu zdarzyło się to raz. Dawno, dawno temu, jak jeszcze byliśmy dziećmi.
- Toshi się wkurzył - zaczął Vivi, siadając na krześle. - W sensie, jak cię zabrali. Hiroki mu opowiedział, co zrobił Ryu. Sam się zirytowałem, a potem próbowałem powstrzymać Toshiego przed rzuceniem się na ochroniarzy z ośrodka, ale mi się nie udało. Toshi od nich oberwał, a ja... W skrócie, nerwy mi puściły.
- Rozumiem - kiwnąłem głową, nie odrywając się od rysunku. - Ale raz na kilkanaście lat masz prawo się zdenerwować.
- Tak, wiem - Vivi uśmiechnął się lekko. - Ale w sumie dobrze, że tak wyszło. Mogę teraz zadać ci kilka pytań.
- Jakich pytań? - nie rozumiałem, o czym on mówi.
- Zawsze tu trafiasz przez Ryu? - spytał, a ja przytaknąłem. - Od kiedy?
- Od czwartego roku życia - odparłem. - Sypnął mi piaskiem w twarz, jak siedzieliśmy w piaskownicy. Chyba mu się spodobał widok ochroniarzy zabierających mnie do ośrodka, bo od tamtego czasu byłem na zewnątrz...
Zamyśliłem się.
- Nie mów mi, że w ogóle stąd nie wychodzisz... - Vivi otworzył oczy ze zdumienia.
- Jak wszystko zsumować... - wziąłem kartkę i długopis, po czym podliczyłem ilość dni wolności. - Będzie dwadzieścia dziewięć dni.
- W roku?
- W życiu - uśmiechnąłem się ironicznie i odłożyłem notatkę. Viviemu opadły ręce.
- Chyba żartujesz...
- Nie - pokręciłem głową. - Od trzynastu lat trafiam tu rok w rok i szczerze mówiąc, panuję nad mocą coraz gorzej, zamiast lepiej, bo...
- Tak się boisz, że zaraz tam znowu trafisz, że tracisz nad sobą kontrolę - zrozumiał Vivi. - To dlatego Hotaka trafił tutaj tylko raz. To nie geny. To wina psychopaty.
Kiwnąłem głową i w tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Kolacja - oznajmiła Hikaru, która tu pracowała. - O, Vivi. Nie muszę iść do twojego pokoju.
- Za chwilę przyjdziemy - stwierdził Vivi. Podszedłem do niego i położyłem mu dłoń na ramieniu.
- To, co ci powiedziałem, to tajemnica, okej? - spojrzałem na niego z uwagą.
- Ale...
- Nie chcę, żeby ktokolwiek się nade mną użalał - stwierdziłem. - Nie mów nikomu. Proszę.
Vivi milczał. Nie wiedziałem, jak to interpretować...
Swoją drogą, siatka się oszroniła...
- Oj, przepraszam - Hiroki odsunął się od płotu. - Chyba nie będziesz miał przez to problemów?
- Tutaj nie - odparłem. - Po co przyszedłeś?
- Bądź milszy, specjalnie się pofatygowałem - Hiroki lekko się naburmuszył. - Vivi opowiedział nam o tym, co mu wyjawiłeś.
- Miał tego nie robić!
- Ale zrobił. I bardzo dobrze - Hiroki uklęknął przy płocie i usiadł na piętach. - Sachi, spędziłeś po drugiej stronie płotu dwadzieścia dziewięć dni, odkąd ten psychol zaczął cię nękać!
- I co z tym faktem zrobisz? Nikt mi nie wierzy, on ma za duże poparcie - westchnąłem ciężko.
- Pomyślałem, że mogę ci dać chociaż namiastkę tego, jak to jest - stwierdził.
- W sensie?
- Przychodzić tutaj i z tobą rozmawiać - wytłumaczył. - Chyba nam nie zabronią?
- Dopóki nie stracę kontroli, to nie - odparłem.
Hiroki uśmiechnął się promiennie.
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Chobi jest uparty w każdym uniwersum.
Leżałem na łóżku, rysując w skoroszycie. Wytrzymałem poza ośrodkiem niecały dzień. Wiedziałem, że tak to się skończy.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałem.
W progu stanął Vivi, chyba niezbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Cześć - przywitał się, zamykając drzwi.
- Hej. Straciłeś panowanie? - zdziwiłem się. Viviemu zdarzyło się to raz. Dawno, dawno temu, jak jeszcze byliśmy dziećmi.
- Toshi się wkurzył - zaczął Vivi, siadając na krześle. - W sensie, jak cię zabrali. Hiroki mu opowiedział, co zrobił Ryu. Sam się zirytowałem, a potem próbowałem powstrzymać Toshiego przed rzuceniem się na ochroniarzy z ośrodka, ale mi się nie udało. Toshi od nich oberwał, a ja... W skrócie, nerwy mi puściły.
- Rozumiem - kiwnąłem głową, nie odrywając się od rysunku. - Ale raz na kilkanaście lat masz prawo się zdenerwować.
- Tak, wiem - Vivi uśmiechnął się lekko. - Ale w sumie dobrze, że tak wyszło. Mogę teraz zadać ci kilka pytań.
- Jakich pytań? - nie rozumiałem, o czym on mówi.
- Zawsze tu trafiasz przez Ryu? - spytał, a ja przytaknąłem. - Od kiedy?
- Od czwartego roku życia - odparłem. - Sypnął mi piaskiem w twarz, jak siedzieliśmy w piaskownicy. Chyba mu się spodobał widok ochroniarzy zabierających mnie do ośrodka, bo od tamtego czasu byłem na zewnątrz...
Zamyśliłem się.
- Nie mów mi, że w ogóle stąd nie wychodzisz... - Vivi otworzył oczy ze zdumienia.
- Jak wszystko zsumować... - wziąłem kartkę i długopis, po czym podliczyłem ilość dni wolności. - Będzie dwadzieścia dziewięć dni.
- W roku?
- W życiu - uśmiechnąłem się ironicznie i odłożyłem notatkę. Viviemu opadły ręce.
- Chyba żartujesz...
- Nie - pokręciłem głową. - Od trzynastu lat trafiam tu rok w rok i szczerze mówiąc, panuję nad mocą coraz gorzej, zamiast lepiej, bo...
- Tak się boisz, że zaraz tam znowu trafisz, że tracisz nad sobą kontrolę - zrozumiał Vivi. - To dlatego Hotaka trafił tutaj tylko raz. To nie geny. To wina psychopaty.
Kiwnąłem głową i w tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Kolacja - oznajmiła Hikaru, która tu pracowała. - O, Vivi. Nie muszę iść do twojego pokoju.
- Za chwilę przyjdziemy - stwierdził Vivi. Podszedłem do niego i położyłem mu dłoń na ramieniu.
- To, co ci powiedziałem, to tajemnica, okej? - spojrzałem na niego z uwagą.
- Ale...
- Nie chcę, żeby ktokolwiek się nade mną użalał - stwierdziłem. - Nie mów nikomu. Proszę.
Vivi milczał. Nie wiedziałem, jak to interpretować...
* * *
Kilka dni później usiadłem pod płotem i kontynuowałem szkicowanie rysunku. Nagle poczułem, jak coś dźgnęło mnie w ramię przez siatkę. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem Hirokiego.Swoją drogą, siatka się oszroniła...
- Oj, przepraszam - Hiroki odsunął się od płotu. - Chyba nie będziesz miał przez to problemów?
- Tutaj nie - odparłem. - Po co przyszedłeś?
- Bądź milszy, specjalnie się pofatygowałem - Hiroki lekko się naburmuszył. - Vivi opowiedział nam o tym, co mu wyjawiłeś.
- Miał tego nie robić!
- Ale zrobił. I bardzo dobrze - Hiroki uklęknął przy płocie i usiadł na piętach. - Sachi, spędziłeś po drugiej stronie płotu dwadzieścia dziewięć dni, odkąd ten psychol zaczął cię nękać!
- I co z tym faktem zrobisz? Nikt mi nie wierzy, on ma za duże poparcie - westchnąłem ciężko.
- Pomyślałem, że mogę ci dać chociaż namiastkę tego, jak to jest - stwierdził.
- W sensie?
- Przychodzić tutaj i z tobą rozmawiać - wytłumaczył. - Chyba nam nie zabronią?
- Dopóki nie stracę kontroli, to nie - odparłem.
Hiroki uśmiechnął się promiennie.
poniedziałek, 18 czerwca 2018
Fires at Icy Midnight III
Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: To uniwersum jest jednocześnie lekkie i mroczne. Co siedzi w mojej głowie?
Siedziałem na końcu stołu zastawionego potrawami ze złowionych przez nas ryb i przysłuchiwałem się wesołym rozmowom oraz przyglądałem rodzącym się uczuciom.
Spojrzałem na Ryu, który przez cały czas mnie obserwował.
On nigdy, mimo swojego pochodzenia, nie trafił do ośrodka kontroli.
Nigdy.
Poczułem, jak sztućce zamarzają. Zreflektowałem się od razu.
Nie mogę sobie na to pozwolić. Uspokój się, Sachi.
- Wszystko w porządku? - mama spojrzała na mnie ze zmartwieniem.
Kiwnąłem głową. Miała takie piękne, granatowe skrzydła. Tata miał fioletowe.
Westchnąłem ciężko.
- Muszę po prostu ochłonąć, nic mi nie będzie - odparłem, wstając od stołu. Hotaka najpierw spojrzał na mnie zmartwiony, ale potem już kątem oka zauważyłem, jak pałaszuje moją porcję, którą ledwo tknąłem.
Oparłem się o drzewo, a kora zamarzła natychmiast. Sachi, do cholery! Opanuj się! Ten psychopata tylko na ciebie spojrzał!
- Co jest, Sachi? - usłyszałem tuż przy uchu, przez co z przestrachu zamroziłem trawę wokół siebie. - Oj. Nieładnie.
Spojrzałem na Ryu. Wodził dłonią po zamarzniętych źdźbłach trawy, łamiąc je.
- Czego chcesz? - spytałem.
- Pozbyć się ciebie po raz kolejny - wyjaśnił spokojnie Ryu. - Co tak patrzysz, Sachi? Boisz się mnie?
- Nie boję się ciebie - odparłem, chociaż trzask zamarzającego powoli lasu temu przeczył. - Po prostu nie lubię twojego towarzystwa.
- To niemiłe, co mówisz - stwierdził Ryu. - Bardzo niemiłe.
Złapał mnie za ramię i przygwoździł do drzewa. Jego dłoń się oszroniła.
- Brzydko, Sachi, brzydko - Ryu zacmokał. - Chyba będę musiał powiedzieć, komu trzeba, co wyprawiasz.
- Ej, zostaw go! - usłyszałem głos Hirokiego, który przybiegł, łamiąc zamarzniętą trawę po drodze. - Puść go.
- Oczywiście - Ryu zabrał dłoń z mojego ramienia. - I tak zamierzałem iść.
I odfrunął, zostawiając nas samych.
- Nic ci nie jest? - spytał Hiroki, podchodząc do mnie. - Sachi? - złapał mnie za nadgarstek.
- Nie dotykaj mnie! - odskoczyłem od niego jak poparzony i tak jednak zostawiając jego rękę lekko oszronioną. - Nie panuję nad mocą, nie potrafię tego.
- To logiczne, jesteś jeszcze młodziutki, dzieci...
- Mam 17 lat, Hiroki.
Zapadła cisza.
- Siedemnaście? - powtórzył Hiroki po chwili. - Mówiłeś, że Hotaka...
- Że jest między nami różnica trzech lat. Ale to ja jestem starszy - sprostowałem.
Hiroki patrzył na mnie, jakby mu powiedział, że na jaskółkach nie da się latać.
- No ładnie - Hiroki zaśmiał się krótko. - Czyli od 17 lat się mijaliśmy?
- Tak.
- Jak? - spytał Hiroki. - Jakim cudem?
- Widzicie? Mówiłem, wszystko zamrożone - Ryu powrócił z dwoma pracownikami ośrodka kontroli.
- To ty do tego doprowadziłeś, sam widziałem! - zawołał Hiroki.
- Dzieci mają bujną wyobraźnię - Ryu uśmiechnął się szyderczo, a pracownicy ośrodka złapali mnie za ramiona.
- Nie chcę tam wracać - załkałem.
- To naucz się panować nad mocą. Nie będziesz musiał - odparł jeden z pracowników.
- Hej, zostawcie go! To nie jego wina! - wołał Hiroki, ale nikt go nie słuchał.
A ja poczułem ukłucie w ramię i odpłynąłem...
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: To uniwersum jest jednocześnie lekkie i mroczne. Co siedzi w mojej głowie?
Siedziałem na końcu stołu zastawionego potrawami ze złowionych przez nas ryb i przysłuchiwałem się wesołym rozmowom oraz przyglądałem rodzącym się uczuciom.
Spojrzałem na Ryu, który przez cały czas mnie obserwował.
On nigdy, mimo swojego pochodzenia, nie trafił do ośrodka kontroli.
Nigdy.
Poczułem, jak sztućce zamarzają. Zreflektowałem się od razu.
Nie mogę sobie na to pozwolić. Uspokój się, Sachi.
- Wszystko w porządku? - mama spojrzała na mnie ze zmartwieniem.
Kiwnąłem głową. Miała takie piękne, granatowe skrzydła. Tata miał fioletowe.
Westchnąłem ciężko.
- Muszę po prostu ochłonąć, nic mi nie będzie - odparłem, wstając od stołu. Hotaka najpierw spojrzał na mnie zmartwiony, ale potem już kątem oka zauważyłem, jak pałaszuje moją porcję, którą ledwo tknąłem.
Oparłem się o drzewo, a kora zamarzła natychmiast. Sachi, do cholery! Opanuj się! Ten psychopata tylko na ciebie spojrzał!
- Co jest, Sachi? - usłyszałem tuż przy uchu, przez co z przestrachu zamroziłem trawę wokół siebie. - Oj. Nieładnie.
Spojrzałem na Ryu. Wodził dłonią po zamarzniętych źdźbłach trawy, łamiąc je.
- Czego chcesz? - spytałem.
- Pozbyć się ciebie po raz kolejny - wyjaśnił spokojnie Ryu. - Co tak patrzysz, Sachi? Boisz się mnie?
- Nie boję się ciebie - odparłem, chociaż trzask zamarzającego powoli lasu temu przeczył. - Po prostu nie lubię twojego towarzystwa.
- To niemiłe, co mówisz - stwierdził Ryu. - Bardzo niemiłe.
Złapał mnie za ramię i przygwoździł do drzewa. Jego dłoń się oszroniła.
- Brzydko, Sachi, brzydko - Ryu zacmokał. - Chyba będę musiał powiedzieć, komu trzeba, co wyprawiasz.
- Ej, zostaw go! - usłyszałem głos Hirokiego, który przybiegł, łamiąc zamarzniętą trawę po drodze. - Puść go.
- Oczywiście - Ryu zabrał dłoń z mojego ramienia. - I tak zamierzałem iść.
I odfrunął, zostawiając nas samych.
- Nic ci nie jest? - spytał Hiroki, podchodząc do mnie. - Sachi? - złapał mnie za nadgarstek.
- Nie dotykaj mnie! - odskoczyłem od niego jak poparzony i tak jednak zostawiając jego rękę lekko oszronioną. - Nie panuję nad mocą, nie potrafię tego.
- To logiczne, jesteś jeszcze młodziutki, dzieci...
- Mam 17 lat, Hiroki.
Zapadła cisza.
- Siedemnaście? - powtórzył Hiroki po chwili. - Mówiłeś, że Hotaka...
- Że jest między nami różnica trzech lat. Ale to ja jestem starszy - sprostowałem.
Hiroki patrzył na mnie, jakby mu powiedział, że na jaskółkach nie da się latać.
- No ładnie - Hiroki zaśmiał się krótko. - Czyli od 17 lat się mijaliśmy?
- Tak.
- Jak? - spytał Hiroki. - Jakim cudem?
- Widzicie? Mówiłem, wszystko zamrożone - Ryu powrócił z dwoma pracownikami ośrodka kontroli.
- To ty do tego doprowadziłeś, sam widziałem! - zawołał Hiroki.
- Dzieci mają bujną wyobraźnię - Ryu uśmiechnął się szyderczo, a pracownicy ośrodka złapali mnie za ramiona.
- Nie chcę tam wracać - załkałem.
- To naucz się panować nad mocą. Nie będziesz musiał - odparł jeden z pracowników.
- Hej, zostawcie go! To nie jego wina! - wołał Hiroki, ale nikt go nie słuchał.
A ja poczułem ukłucie w ramię i odpłynąłem...
niedziela, 17 czerwca 2018
Fires at Icy Midnight II
Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle Moran
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Krótka informacja na temat prawdziwych imion.
Chisa - Sachi
Chobi - Hiroki
Ivy - Satoshi (tutaj zdrobniale nazywany Toshim)
Wyszedłem z ośrodka kontroli, mnąc w palcach pasek od torby. Mogłem wyjść, ale na jak długo? Trzy dni? Trzy godziny? Zaraz i tak tam wrócę i znowu będę obserwował świat przez siatkę.
Nie znam życia poza ośrodkiem. Nie znam życia w spokoju. Nie znam wolnego życia.
Nagle coś spadło mi pod nogi. Przyjrzałem się temu.
- Kasztan? - zdziwiłem się, podnosząc kasztan. Od razu pokrył się szronem.
Puściłem go. Muszę się uspokoić. Nie mogę przestać panować nad mocą. Nie minęły nawet trzy minuty!
- Hej~! - usłyszałem nagle i podniosłem wzrok.
Ach, no tak. Hiroki z rodu ognia. Wita się ze wszystkimi i chyba dokładnie wszystkich lubi. Nawet, jeśli go nie zna.
Jak mnie.
- Cześć - odpowiedziałem i poczułem, jak pasek od mojej torby zamarza.
- O, mój kasztan - Hiroki podniósł go, ale ten wyślizgnął mu się z rąk i spadł mu na stopę. - Auć...
- Przepraszam - powiedziałem. - Chyba zamroziłem ci kasztan...
- Nie, tylko trochę oszroniłeś - Hiroki uśmiechnął się promiennie i przypalił kasztan, przez co ten odmarzł. - Jak masz na imię? Ja jestem Hiroki.
- Sachi - odparłem.
- Wracasz z ośrodka kontroli? - spytał Hiroki, idąc za mną.
Zostaw mnie. Przebywanie w moim otoczeniu nie skończy się dla ciebie dobrze.
- Wracam - przyznałem, a on dreptał obok mnie ze swoim kasztanem.
- Rzadko cię widuję - ciągnął rozmowę Hiroki. - Wiesz, znam tutaj każdego. Masz brata Hotakę, prawda? Często się mijamy, jak idę na grzybobranie. On chyba chodzi wcześniej. Jest w porządku, to dobry chłopak. Duża jest między wami różnica wieku?
- Trzy lata - odparłem.
- Ja mam siostrę, Meiko. Ale młodszą, choć różnica taka sama - Hiroki uśmiechnął się lekko.
A, czyli myślisz, że to Hotaka jest starszy? Norma.
- Idziemy z Toshim na ryby. Idziesz z nami? - zapytał Hiroki, na co ja jedynie westchnąłem.
- Mogę iść - powiedziałem cicho i poszedłem z Hirokim nad rzekę.
- A nie byłoby ci łatwiej pnączami? - spytał Hiroki, tworząc z płomieni łuk i strzałę, która przebiła płotkę na wylot. Ryba z głośnym pluskiem wpadła z powrotem do wody.
- Założyłem się z Vivim, że uda mi się bez - odparł Toshi, łapiąc okonia za ogon i pozwalając się ciągnąć przez dłuższy czas.
Siedziałem na brzegu i przyglądałem się ich zmaganiom. Sam wolałem nie używać ani siły, ani mocy, ani tym bardziej nie angażować się emocjonalnie w rozgrywkę.
- Sachi, uważaj! - zawołał nagle Hiroki, a ja podniosłem wzrok.
Wielka ryba, chyba szczupak, wyskoczyła z wody i leciała prosto w moją stronę.
Świst. Powietrze przecięły sople, które wbiły się w rybę i pobliskie drzewa, ścinając kwiaty i strzygąc trawę w promieniu kilku metrów.
Ryba spadła z głuchym łupnięciem tuż przed moimi stopami, a jej krew zabarwiła nasze ubrania i wodę w rzece.
- Zarąbiste - wyszeptał Toshi, trzymając telepiącego się okonia na smyczy z pnączy. - Ale będzie dziś wyżera!
- Ten szczupak to starczy na dobry tydzień - stwierdził Hiroki, podchodząc do truchła. - Trzeba zawołać jeszcze parę osób, bo przecież sami sobie nie poradzimy z tym wielkim cielskiem.
- Przepraszam, przestraszyłem się... - powiedziałem pod nosem.
- Co? Nie, to jest super sprawa! - zawołał Hiroki, klepiąc mnie po ramieniu. - Dobra robota, Sachi. Chodź po pomoc. Toshi, załatw w końcu tę rybę, niech się nie męczy.
- A nie mogę jej przygarnąć? Będę ją karmić dżdżownicami - stwierdził Toshi, na co Hiroki zaśmiał się głośno.
- Jak chcesz, to mi to lotto, ale nie wiem, jak twoi rodzice.
- Mama mnie wyśmieje, bo za dużo śluzu...
- Sam sobie odpowiedziałeś na pytanie - Hiroki pociągnął mnie za rękę w stronę wioski. - A teraz pilnuj tych ryb, co by żaden niedźwiedź nam ich nie zwinął!
Toshi kiwnął głową.
A ja pomyślałem, że w sumie gdyby nie Hiroki, ryba zrobiłaby ze mnie naleśnika...
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Krótka informacja na temat prawdziwych imion.
Chisa - Sachi
Chobi - Hiroki
Ivy - Satoshi (tutaj zdrobniale nazywany Toshim)
Wyszedłem z ośrodka kontroli, mnąc w palcach pasek od torby. Mogłem wyjść, ale na jak długo? Trzy dni? Trzy godziny? Zaraz i tak tam wrócę i znowu będę obserwował świat przez siatkę.
Nie znam życia poza ośrodkiem. Nie znam życia w spokoju. Nie znam wolnego życia.
Nagle coś spadło mi pod nogi. Przyjrzałem się temu.
- Kasztan? - zdziwiłem się, podnosząc kasztan. Od razu pokrył się szronem.
Puściłem go. Muszę się uspokoić. Nie mogę przestać panować nad mocą. Nie minęły nawet trzy minuty!
- Hej~! - usłyszałem nagle i podniosłem wzrok.
Ach, no tak. Hiroki z rodu ognia. Wita się ze wszystkimi i chyba dokładnie wszystkich lubi. Nawet, jeśli go nie zna.
Jak mnie.
- Cześć - odpowiedziałem i poczułem, jak pasek od mojej torby zamarza.
- O, mój kasztan - Hiroki podniósł go, ale ten wyślizgnął mu się z rąk i spadł mu na stopę. - Auć...
- Przepraszam - powiedziałem. - Chyba zamroziłem ci kasztan...
- Nie, tylko trochę oszroniłeś - Hiroki uśmiechnął się promiennie i przypalił kasztan, przez co ten odmarzł. - Jak masz na imię? Ja jestem Hiroki.
- Sachi - odparłem.
- Wracasz z ośrodka kontroli? - spytał Hiroki, idąc za mną.
Zostaw mnie. Przebywanie w moim otoczeniu nie skończy się dla ciebie dobrze.
- Wracam - przyznałem, a on dreptał obok mnie ze swoim kasztanem.
- Rzadko cię widuję - ciągnął rozmowę Hiroki. - Wiesz, znam tutaj każdego. Masz brata Hotakę, prawda? Często się mijamy, jak idę na grzybobranie. On chyba chodzi wcześniej. Jest w porządku, to dobry chłopak. Duża jest między wami różnica wieku?
- Trzy lata - odparłem.
- Ja mam siostrę, Meiko. Ale młodszą, choć różnica taka sama - Hiroki uśmiechnął się lekko.
A, czyli myślisz, że to Hotaka jest starszy? Norma.
- Idziemy z Toshim na ryby. Idziesz z nami? - zapytał Hiroki, na co ja jedynie westchnąłem.
- Mogę iść - powiedziałem cicho i poszedłem z Hirokim nad rzekę.
* * *
- Mam ją! - Toshi rzucił się na sandacza, który momentalnie zrzucił go ze swojego grzbietu. - Albo nie. Jeszcze którąś złapię!- A nie byłoby ci łatwiej pnączami? - spytał Hiroki, tworząc z płomieni łuk i strzałę, która przebiła płotkę na wylot. Ryba z głośnym pluskiem wpadła z powrotem do wody.
- Założyłem się z Vivim, że uda mi się bez - odparł Toshi, łapiąc okonia za ogon i pozwalając się ciągnąć przez dłuższy czas.
Siedziałem na brzegu i przyglądałem się ich zmaganiom. Sam wolałem nie używać ani siły, ani mocy, ani tym bardziej nie angażować się emocjonalnie w rozgrywkę.
- Sachi, uważaj! - zawołał nagle Hiroki, a ja podniosłem wzrok.
Wielka ryba, chyba szczupak, wyskoczyła z wody i leciała prosto w moją stronę.
Świst. Powietrze przecięły sople, które wbiły się w rybę i pobliskie drzewa, ścinając kwiaty i strzygąc trawę w promieniu kilku metrów.
Ryba spadła z głuchym łupnięciem tuż przed moimi stopami, a jej krew zabarwiła nasze ubrania i wodę w rzece.
- Zarąbiste - wyszeptał Toshi, trzymając telepiącego się okonia na smyczy z pnączy. - Ale będzie dziś wyżera!
- Ten szczupak to starczy na dobry tydzień - stwierdził Hiroki, podchodząc do truchła. - Trzeba zawołać jeszcze parę osób, bo przecież sami sobie nie poradzimy z tym wielkim cielskiem.
- Przepraszam, przestraszyłem się... - powiedziałem pod nosem.
- Co? Nie, to jest super sprawa! - zawołał Hiroki, klepiąc mnie po ramieniu. - Dobra robota, Sachi. Chodź po pomoc. Toshi, załatw w końcu tę rybę, niech się nie męczy.
- A nie mogę jej przygarnąć? Będę ją karmić dżdżownicami - stwierdził Toshi, na co Hiroki zaśmiał się głośno.
- Jak chcesz, to mi to lotto, ale nie wiem, jak twoi rodzice.
- Mama mnie wyśmieje, bo za dużo śluzu...
- Sam sobie odpowiedziałeś na pytanie - Hiroki pociągnął mnie za rękę w stronę wioski. - A teraz pilnuj tych ryb, co by żaden niedźwiedź nam ich nie zwinął!
Toshi kiwnął głową.
A ja pomyślałem, że w sumie gdyby nie Hiroki, ryba zrobiłaby ze mnie naleśnika...
sobota, 16 czerwca 2018
Fires at Icy Midnight I
Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle Moran, heidi., Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ja nie wiem, co ja robię z tymi biednymi muzykami. Tym razem wrzuciłam ich do wróżkowego uniwersum, gdzie mogą usiąść na kasztanie. Wiem, jestem rąbnięta. XD
Jeśli chodzi o postacie, które odezwą się aż raz - to uniwersum jest tak pomyślane, że gdybym chciała sobie kiedyś coś opisać z jakimś innym shipem, to będę mogła.
Wróżki kojarzą się z małymi, pociesznymi stworkami, które żyją na drzewach, spijają nektar z kwiatów i latają na puchatych trzmielach. Gdy myśli się o wróżkach, ostatnie, co przychodzi komukolwiek do głowy, to twarde zasady kierujące rozmnażaniem i magią, którą te istotki kontrolują.
Istnieją cztery podstawowe żywioły magii - woda, ogień, ziemia i powietrze, które posiadają motyle skrzydła i różdżki z różą i diamentem. Wodne wróżki mają granatowe stroje, ogniste czerwone, ziemne zielone, a powietrzne - fioletowe. A później zaczynają się krzyżówki.
Każda z ras mieszanych ma skrzydła ćmy i różdżkę z ich szklaną podobizną. Woda tworzy z ogniem mgłę, z ziemią błoto, a z powietrzem lód. Ogień i ziemia to lawa, z powietrzem daje światło, a ziemia i powietrze jego przeciwieństwo, czyli ciemność. Gdy wszystkie żywioły się połączą, powstaje chochlik, czyli nielot wśród wróżek, ale posiadający różdżkę mieszańców.
Mieszańcy są niemile widziani, jak zwykle. Lecz wróżki światła są wręcz gloryfikowane. Moc tę uważa się za świętą i właśnie dlatego wróżki te mają jako jedyne z mieszańców skrzydła motyli i różdżki z różami.
Z krzyżówkami jest tylko jeden problem. Wróżki lodu, lawy i ciemności bardzo rzadko panują nad mocą, więc za każdym razem, gdy coś się stanie, trafiają na rok do ośrodka kontroli. Najczęściej wystarczy pojedynczy taki pobyt i wróżka wraca na dobrą drogę rozsypywania świecącego pyłku.
Chyba, że ktoś w kółko i w kółko jest prowokowany do niewłaściwego zachowania...
Jestem wróżką lodu. Prawie całe życie spędziłem w ośrodku kontroli. Nie potrafię zapanować nad mocą na dłużej niż tydzień. I najczęściej jest to spowodowane przez Ryu, wróżkę ciemności, która upatrzyła sobie akurat mnie.
Zeskoczyłem z gałęzi na drugą i usiadłem na liściu. Widziałem za siatką mieszkańców naszej wioski, spędzających wesoło czas w parku. Ku mojemu zaskoczeniu, dopatrzyłem się przedstawiciela chyba dokładnie każdego rodu z naszej małej społeczności.
Rodzeństwo - Hiroki i Meiko oraz ich kuzynki - Mayu i Keiko. Meiko, Keiko... Jak bliźniaczki. Swoją drogą, ród ognia zazwyczaj w panowaniu wymieniał się z rodem powietrza.
Kiri i Sagara, kuzynostwo z rodu powietrza, który, jak wspominałem wcześniej, wymieniał się z ogniem w panowaniu.
Kolejne rodzeństwo - Haruto i Wakana oraz ich kuzyni - Jin i Toshi, z rodu ziemi.
I w końcu Oni i Saiki, kuzynki z rodu wody.
Mieszańców też paru było na placu. Świetlista Hikaru, mglista Akane, błotny Yoshihiko... O, nawet Vivi od lawy i chochlik Yuji.
I ja, lodowy Sachi, siedzący za siatką i patrzący tęsknym wzrokiem na tych, którzy są wolni. Jak motyl tęskniący za lataniem.
Pairing: Chobi&Chisa, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Fires at Icy Midnight"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Ja nie wiem, co ja robię z tymi biednymi muzykami. Tym razem wrzuciłam ich do wróżkowego uniwersum, gdzie mogą usiąść na kasztanie. Wiem, jestem rąbnięta. XD
Jeśli chodzi o postacie, które odezwą się aż raz - to uniwersum jest tak pomyślane, że gdybym chciała sobie kiedyś coś opisać z jakimś innym shipem, to będę mogła.
Wróżki kojarzą się z małymi, pociesznymi stworkami, które żyją na drzewach, spijają nektar z kwiatów i latają na puchatych trzmielach. Gdy myśli się o wróżkach, ostatnie, co przychodzi komukolwiek do głowy, to twarde zasady kierujące rozmnażaniem i magią, którą te istotki kontrolują.
Istnieją cztery podstawowe żywioły magii - woda, ogień, ziemia i powietrze, które posiadają motyle skrzydła i różdżki z różą i diamentem. Wodne wróżki mają granatowe stroje, ogniste czerwone, ziemne zielone, a powietrzne - fioletowe. A później zaczynają się krzyżówki.
Każda z ras mieszanych ma skrzydła ćmy i różdżkę z ich szklaną podobizną. Woda tworzy z ogniem mgłę, z ziemią błoto, a z powietrzem lód. Ogień i ziemia to lawa, z powietrzem daje światło, a ziemia i powietrze jego przeciwieństwo, czyli ciemność. Gdy wszystkie żywioły się połączą, powstaje chochlik, czyli nielot wśród wróżek, ale posiadający różdżkę mieszańców.
Mieszańcy są niemile widziani, jak zwykle. Lecz wróżki światła są wręcz gloryfikowane. Moc tę uważa się za świętą i właśnie dlatego wróżki te mają jako jedyne z mieszańców skrzydła motyli i różdżki z różami.
Z krzyżówkami jest tylko jeden problem. Wróżki lodu, lawy i ciemności bardzo rzadko panują nad mocą, więc za każdym razem, gdy coś się stanie, trafiają na rok do ośrodka kontroli. Najczęściej wystarczy pojedynczy taki pobyt i wróżka wraca na dobrą drogę rozsypywania świecącego pyłku.
Chyba, że ktoś w kółko i w kółko jest prowokowany do niewłaściwego zachowania...
Jestem wróżką lodu. Prawie całe życie spędziłem w ośrodku kontroli. Nie potrafię zapanować nad mocą na dłużej niż tydzień. I najczęściej jest to spowodowane przez Ryu, wróżkę ciemności, która upatrzyła sobie akurat mnie.
Zeskoczyłem z gałęzi na drugą i usiadłem na liściu. Widziałem za siatką mieszkańców naszej wioski, spędzających wesoło czas w parku. Ku mojemu zaskoczeniu, dopatrzyłem się przedstawiciela chyba dokładnie każdego rodu z naszej małej społeczności.
Rodzeństwo - Hiroki i Meiko oraz ich kuzynki - Mayu i Keiko. Meiko, Keiko... Jak bliźniaczki. Swoją drogą, ród ognia zazwyczaj w panowaniu wymieniał się z rodem powietrza.
Kiri i Sagara, kuzynostwo z rodu powietrza, który, jak wspominałem wcześniej, wymieniał się z ogniem w panowaniu.
Kolejne rodzeństwo - Haruto i Wakana oraz ich kuzyni - Jin i Toshi, z rodu ziemi.
I w końcu Oni i Saiki, kuzynki z rodu wody.
Mieszańców też paru było na placu. Świetlista Hikaru, mglista Akane, błotny Yoshihiko... O, nawet Vivi od lawy i chochlik Yuji.
I ja, lodowy Sachi, siedzący za siatką i patrzący tęsknym wzrokiem na tych, którzy są wolni. Jak motyl tęskniący za lataniem.
czwartek, 7 czerwca 2018
In the silence
Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Uznajmy, że zirytowałam się na jedną autorkę i stwierdziłam, że ha! Pokażę jej, jak napisać fanfika o tym wydarzeniu, żeby nie miał on złego wydźwięku. Fanfik jest bardziej melancholijny niż smutny w sumie. Idk. Sami oceńcie.
Nie cierpię ciszy. Zawsze, gdy siedzę w kompletnej ciszy, w głowie odzywają się moje demony. Odżywają złe wspomnienia, odnawiają się niepotrzebne dawno uczucia. Rodzi się strach przed utratą tej rzeczywistości, w której żyję.
Wzdycham ciężko, mnąc w dłoni kolejną kartkę z tekstem, który nie wyszedł. Jak mam się w ogóle skupić w tej krępującej, zżerającej mnie od środka ciszy? W tej wiecznej samotności, która trwa już zbyt długo?
No dobrze, może wyjechałeś tylko na tydzień, ale w sytuacji, kiedy nie mam ani weny, ani mi nic nie wychodzi, mam pewne skłonności do dramatyzowania.
I znowu próbuję pisać i nic z tego nie wychodzi. Podchodzę do okna, otwieram je na oścież i opieram się dłońmi o parapet.
Samochody szumią, słyszę głosy ludzi z dołu, ktoś zatrzasnął drzwi od balkonu, ktoś na cały regulator słucha piosenek z "Fullmetal Alchemist". To pewnie ta niedosłysząca nastolatka z czwartego piętra.
Stoję tak, patrząc na otaczający mnie mały, betonowy świat zwany osiedlem. Ktoś w bloku naprzeciwko ogląda z dziećmi bajkę, jakaś pani przygotowuje sobie obiad, oblizując przy tym palce. Śmieję się pod nosem, widząc parę z trzeciego piętra, która tak się zapomniała, że zapomniała zasunąć zasłon przed pójściem do łóżka.
Ciekawe, ile razy nas ktoś tak obserwował?
Po ścianie idzie robaczek. Nie wiem, co to za żyjątko, ale pełznie po ścianie, jakby od tego zależało jego życie.
A może zależy? Kto go tam wie.
I czy my też nie jesteśmy często jak takie robaczki? Idziemy, nawet nie wiedząc, po co. I dlaczego tak szybko? I dlaczego zawsze się śpieszymy, dlaczego tak rzadko spacerujemy, przyglądając się innym i całemu otoczeniu?
Mamy dzisiaj takie piękne, bezchmurne niebo. No, może czasem jakaś chmura się zdarzy, ale taka niepozorna, bialutka jak śnieg.
Zawarczał silnik Mazdy, którą ktoś ruszył z parkingu. Słyszę niewyraźnie szum wiatraka, który ktoś musi mieć postawiony blisko okna. Chyba piętro niżej. Przez ścianę przebija się dźwięk telewizora. Sądząc po imionach, sąsiedzi oglądają jakiś turecki serial.
Chwileczkę. Czy to oznacza, że prąd wrócił?
Włączam radio i okazuje się, że tak. Działa. I wtedy zdaję sobie sprawę, kiedy ostatnio była taka sytuacja.
Nie wiem, dlaczego, ale wtedy też niebo było bezchmurne, a prąd siadł na kilka godzin.
Było już grubo po północy, a ja czekałem na jakiekolwiek wieści od ciebie. Na to, żebyś przynajmniej zadzwonił i powiedział mi, czego się dowiedziałeś. I czy wszystko na pewno jest w porządku.
Stałem w oknie, nie wiedząc, co mam robić. Nie dość, że nie mogłem sobie znaleźć miejsca, to prądu też nie było, więc siedziałem w ciszy i ciemności.
Ktoś zapukał do drzwi. To był elektryk, który oznajmił, że prąd powinien wrócić za chwilę. Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem, a on poszedł pukać do kolejnych mieszkań. Nie wiem, po co to robił, skoro ludzie i tak już pewnie spali, więc nawet by nie zauważyli powrotu energii elektrycznej.
I rzeczywiście, światło zamigotało w momencie, gdy usłyszałem brzdęk kluczy. Nie, nie dźwięk otwieranego zamka, tylko chaotyczne uderzanie o siebie kluczy i zawieszek. Brzdęk, brzdęk. Jakby... Jakby trzęsły ci się ręce.
Otworzyłem drzwi. Stałeś tam, próbując złapać drżącymi palcami pasujący klucz i nawet nie zauważyłeś, że mieszkanie już jest otwarte.
- Co się stało? - spytałem, a ty podskoczyłeś z przestrachu. Patrzyłeś na mnie zatopionymi w przerażeniu, zaszklonymi oczami, które wyglądały przez to jeszcze bardziej jak dwie głębokie studnie, niż zazwyczaj. Stałeś i patrzyłeś, próbując cokolwiek powiedzieć, ale jedynie uchyliłeś usta i tak zostałeś.
Nigdy cię takiego nie widziałem. Nawet, jak panikowałeś, do czego miałeś duże skłonności. Nawet, jak się denerwowałeś. To ty zawsze byłeś tym opiekuńczym, tym poważnym, tym zaradnym, tym stąpającym twardo po ziemi.
Nie wiedziałem, jak zareagować. Nie wiedziałem, co robić.
- Co się dzieje, Tomofumi? - spytałem po raz kolejny. - Tomofumi!
Klucze wypadły ci z ręki. Upadłeś na kolana i przytuliłeś się do moich nóg.
Cóż, przynajmniej uzyskałem jakąś reakcję.
- Zill... Saburou... - szepnąłeś, zaciskając kurczowo palce na moich nogawkach. - Nie zdążyłem... Kilka minut za późno... Przyjechałem kilka minut za późno...
Zamrugałem. Stałem tak dobrą chwilę, po czym westchnąłem ciężko i przymknąłem oczy.
- Weź klucze - powiedziałem chłodno. Kiwnąłeś głową i złapałeś jedną z zawieszek, a ja chwyciłem cię za ramiona i podniosłem. - Chodź.
Weszliśmy do mieszkania. Zamknąłem drzwi na zamek, oparłem się o nie i zsunąłem na podłogę. Tutaj, w zaciszu naszego wspólnego mieszkania, mogliśmy obaj bez żadnych przeszkód się rozpłakać.
Może właśnie dlatego tak nienawidzę ciszy? Może właśnie dlatego, że kojarzy mi się ona z tamtym dniem, kiedy straciliśmy naszego przyjaciela?
Słyszę dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wchodzisz do domu i witasz się z Maa-kunem, głaszcząc go po głowie.
- Hitomi? - patrzysz na mnie ze zmartwieniem. - Coś się stało? Masz jakąś niewyraźną minę.
- Nie było prądu - wyjaśniam. Kiwasz głową ze zrozumieniem.
- Zaparzę herbaty - uśmiechasz się, muskając delikatnie moje ramię palcami, gdy przechodzisz obok, idąc w stronę kuchni.
Po tylu latach razem, nie musimy wiele mówić. Rozumiemy się praktycznie bez słów.
Radio milknie. Chyba mają poważniejsze problemy, niż myślałem.
- I tyle z gotowania wody! - wołasz rozbawiony z kuchni.
A ja stwierdzam, że z tobą nawet cisza nie jest taka straszna. Zwłaszcza, kiedy co chwilę ją przerywasz swoim pełnym nadziei na jutro śmiechem.
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Uznajmy, że zirytowałam się na jedną autorkę i stwierdziłam, że ha! Pokażę jej, jak napisać fanfika o tym wydarzeniu, żeby nie miał on złego wydźwięku. Fanfik jest bardziej melancholijny niż smutny w sumie. Idk. Sami oceńcie.
Nie cierpię ciszy. Zawsze, gdy siedzę w kompletnej ciszy, w głowie odzywają się moje demony. Odżywają złe wspomnienia, odnawiają się niepotrzebne dawno uczucia. Rodzi się strach przed utratą tej rzeczywistości, w której żyję.
Wzdycham ciężko, mnąc w dłoni kolejną kartkę z tekstem, który nie wyszedł. Jak mam się w ogóle skupić w tej krępującej, zżerającej mnie od środka ciszy? W tej wiecznej samotności, która trwa już zbyt długo?
No dobrze, może wyjechałeś tylko na tydzień, ale w sytuacji, kiedy nie mam ani weny, ani mi nic nie wychodzi, mam pewne skłonności do dramatyzowania.
I znowu próbuję pisać i nic z tego nie wychodzi. Podchodzę do okna, otwieram je na oścież i opieram się dłońmi o parapet.
Samochody szumią, słyszę głosy ludzi z dołu, ktoś zatrzasnął drzwi od balkonu, ktoś na cały regulator słucha piosenek z "Fullmetal Alchemist". To pewnie ta niedosłysząca nastolatka z czwartego piętra.
Stoję tak, patrząc na otaczający mnie mały, betonowy świat zwany osiedlem. Ktoś w bloku naprzeciwko ogląda z dziećmi bajkę, jakaś pani przygotowuje sobie obiad, oblizując przy tym palce. Śmieję się pod nosem, widząc parę z trzeciego piętra, która tak się zapomniała, że zapomniała zasunąć zasłon przed pójściem do łóżka.
Ciekawe, ile razy nas ktoś tak obserwował?
Po ścianie idzie robaczek. Nie wiem, co to za żyjątko, ale pełznie po ścianie, jakby od tego zależało jego życie.
A może zależy? Kto go tam wie.
I czy my też nie jesteśmy często jak takie robaczki? Idziemy, nawet nie wiedząc, po co. I dlaczego tak szybko? I dlaczego zawsze się śpieszymy, dlaczego tak rzadko spacerujemy, przyglądając się innym i całemu otoczeniu?
Mamy dzisiaj takie piękne, bezchmurne niebo. No, może czasem jakaś chmura się zdarzy, ale taka niepozorna, bialutka jak śnieg.
Zawarczał silnik Mazdy, którą ktoś ruszył z parkingu. Słyszę niewyraźnie szum wiatraka, który ktoś musi mieć postawiony blisko okna. Chyba piętro niżej. Przez ścianę przebija się dźwięk telewizora. Sądząc po imionach, sąsiedzi oglądają jakiś turecki serial.
Chwileczkę. Czy to oznacza, że prąd wrócił?
Włączam radio i okazuje się, że tak. Działa. I wtedy zdaję sobie sprawę, kiedy ostatnio była taka sytuacja.
Nie wiem, dlaczego, ale wtedy też niebo było bezchmurne, a prąd siadł na kilka godzin.
Było już grubo po północy, a ja czekałem na jakiekolwiek wieści od ciebie. Na to, żebyś przynajmniej zadzwonił i powiedział mi, czego się dowiedziałeś. I czy wszystko na pewno jest w porządku.
Stałem w oknie, nie wiedząc, co mam robić. Nie dość, że nie mogłem sobie znaleźć miejsca, to prądu też nie było, więc siedziałem w ciszy i ciemności.
Ktoś zapukał do drzwi. To był elektryk, który oznajmił, że prąd powinien wrócić za chwilę. Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem, a on poszedł pukać do kolejnych mieszkań. Nie wiem, po co to robił, skoro ludzie i tak już pewnie spali, więc nawet by nie zauważyli powrotu energii elektrycznej.
I rzeczywiście, światło zamigotało w momencie, gdy usłyszałem brzdęk kluczy. Nie, nie dźwięk otwieranego zamka, tylko chaotyczne uderzanie o siebie kluczy i zawieszek. Brzdęk, brzdęk. Jakby... Jakby trzęsły ci się ręce.
Otworzyłem drzwi. Stałeś tam, próbując złapać drżącymi palcami pasujący klucz i nawet nie zauważyłeś, że mieszkanie już jest otwarte.
- Co się stało? - spytałem, a ty podskoczyłeś z przestrachu. Patrzyłeś na mnie zatopionymi w przerażeniu, zaszklonymi oczami, które wyglądały przez to jeszcze bardziej jak dwie głębokie studnie, niż zazwyczaj. Stałeś i patrzyłeś, próbując cokolwiek powiedzieć, ale jedynie uchyliłeś usta i tak zostałeś.
Nigdy cię takiego nie widziałem. Nawet, jak panikowałeś, do czego miałeś duże skłonności. Nawet, jak się denerwowałeś. To ty zawsze byłeś tym opiekuńczym, tym poważnym, tym zaradnym, tym stąpającym twardo po ziemi.
Nie wiedziałem, jak zareagować. Nie wiedziałem, co robić.
- Co się dzieje, Tomofumi? - spytałem po raz kolejny. - Tomofumi!
Klucze wypadły ci z ręki. Upadłeś na kolana i przytuliłeś się do moich nóg.
Cóż, przynajmniej uzyskałem jakąś reakcję.
- Zill... Saburou... - szepnąłeś, zaciskając kurczowo palce na moich nogawkach. - Nie zdążyłem... Kilka minut za późno... Przyjechałem kilka minut za późno...
Zamrugałem. Stałem tak dobrą chwilę, po czym westchnąłem ciężko i przymknąłem oczy.
- Weź klucze - powiedziałem chłodno. Kiwnąłeś głową i złapałeś jedną z zawieszek, a ja chwyciłem cię za ramiona i podniosłem. - Chodź.
Weszliśmy do mieszkania. Zamknąłem drzwi na zamek, oparłem się o nie i zsunąłem na podłogę. Tutaj, w zaciszu naszego wspólnego mieszkania, mogliśmy obaj bez żadnych przeszkód się rozpłakać.
Może właśnie dlatego tak nienawidzę ciszy? Może właśnie dlatego, że kojarzy mi się ona z tamtym dniem, kiedy straciliśmy naszego przyjaciela?
Słyszę dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wchodzisz do domu i witasz się z Maa-kunem, głaszcząc go po głowie.
- Hitomi? - patrzysz na mnie ze zmartwieniem. - Coś się stało? Masz jakąś niewyraźną minę.
- Nie było prądu - wyjaśniam. Kiwasz głową ze zrozumieniem.
- Zaparzę herbaty - uśmiechasz się, muskając delikatnie moje ramię palcami, gdy przechodzisz obok, idąc w stronę kuchni.
Po tylu latach razem, nie musimy wiele mówić. Rozumiemy się praktycznie bez słów.
Radio milknie. Chyba mają poważniejsze problemy, niż myślałem.
- I tyle z gotowania wody! - wołasz rozbawiony z kuchni.
A ja stwierdzam, że z tobą nawet cisza nie jest taka straszna. Zwłaszcza, kiedy co chwilę ją przerywasz swoim pełnym nadziei na jutro śmiechem.
The end
Subskrybuj:
Posty (Atom)