Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 30 maja 2015

Let me be your wings V

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.

 - Mów o czymkolwiek.
 - "Czymkolwiek" to bardzo szerokie pojęcie. Mam ci opowiedzieć bajkę? - uśmiechnąłem się, choć nadal trochę się bałem.
 - ...opowiedz mi o innych wymiarach - poprosiła Hitoko. Jej głos wrócił do normy. Usiadłem obok niej.
 - Chcesz tego słuchać? - zdziwiłem się.
 - Chcę - Hitoko kiwnęła głową. Miałem wrażenie, że w ciemnościach nie jest taka spięta.
 - No dobra... - westchnąłem. - W sumie śmieszna sprawa. W niemal każdym wymiarze, w który zaglądałem, jesteśmy razem. Jest na przykład wymiar, w którym mamy piątkę dzieci. Najstarszy syn trochę zamula i wysysa energię magiczną, ale to w sumie dobry chłopak... Jest kolejny syn. Tylko tego adoptowaliśmy. Zszedł się z blondwłosą istotką z oczami szczeniaczka i razem generują dramę jak pomyleni. Dalej jest córka. Lekko zboczona, moim skromnym zdaniem, ale to już pretensje do tych nas z tamtego wymiaru, że ją tak wychowaliśmy. Jest kolejna córka, która charakterem w sumie przypomina tę pierwszą, ale bardziej panikuje i mniej się rozbiera. I jest najmłodsza córka, która swego czasu umawiała się z duchem.
 - Duchem?
 - Tak, duchem przyjaciela mojego odpowiednika - wyjaśniłem. - Ale potem go ożywiliśmy.
 - Dobra, opowiadaj dalej - westchnęła Hitoko.
 - W innym wymiarze jest śmiesznie, bo dosłownie wszystko jest na odwrót. Na przykład mężczyźni są kobietami, a kobiety mężczyznami. Jest też inny wymiar na odwrót, ale o nim nie będę ci opowiadał, bo tam raczej nie jest wesoło. W niektórych wymiarach jesteśmy wampirami, w innych demonami i aniołami... Jeszcze jest wymiar, gdzie kompletnie nie ma magii, a ludzie się starzeją - tak, mówiłem o waszym wymiarze. - Dalej opowiadać ci o innych wymiarach, Hitoko? ...Hitoko?
Spojrzałem na nią. Zasnęła. Uroczo. W sumie to opowiedziałem jej bajkę na dobranoc. Tylko... Jeśli wstanę, to się obudzi i znowu może się zdenerwować, ale nie zostanę w psychiatryku na noc. Byłem w kropce. A Hitoko jest dość... nieprzewidywalna.
Hitoko przytuliła kołdrę przez sen. To było urocze.
 - Zostaw... - szepnęła. W tym momencie żyrandol zaczął się niebezpiecznie kołysać, a szyby zatelepały się w oknach.
 - Hitoko, obudź się! - zawołałem, ale ona tylko zacisnęła palce na kołdrze.
 - Puść mnie... - powiedziała płaczliwym głosem. Żyrandol roztrzaskał się na kawałki, a szyby się stłukły.
 - Hitoko! - złapałem ją za ramię. - Zbudź się, zanim odwalisz apokalipsę.
Hitoko obudziła się gwałtownie, rzuciła się na mnie i unieruchomiła mi ręce.
 - Co? - byłem lekko zdezorientowany. Po chwili do mnie dotarło - dotknąłem jej.
 - Nie dotykaj mnie - pochyliła się nade mną. - Nienawidzę, gdy ktoś mnie dotyka, rozumiesz?
 - Śnił ci się koszmar, chciałem tylko, byś się obudziła - wyjaśniłem.
 - Dotknąłeś mnie.
 - Dla twojego dobra! - broniłem się.
 - Nie ma czegoś takiego, jak moje dobro! - krzyknęła mi w twarz. - Nikogo nigdy nie obchodziło! Gdyby tak było, szybciej by się zorientowali, co on mi robi, rozumiesz?! Na świecie nie ma dobra, są tylko własne zachcianki i bezsensowne zasady arystokratycznych rodów!
 - Przychodzę tu z własnej woli, bo widzę, jak na ciebie działam - zauważyłem. - Przychodzę tu dla ciebie!
 - Przychodzisz tu dla siebie, bo na ciebie też działa to głupie syrenie zaklęcie! - Hitoko pochylała się nade mną tak nisko, że gdybym podniósł się choć o milimetr, mógłbym ją pocałować, za co pewnie bym oberwał.
 - Wcale nie! - oburzyłem się.
 - Właśnie, że tak!
 - Nie dyskutuj ze mną! - krzyknąłem, a Hitoko... puściła mnie. Wstała, usiadła na łóżku i westchnęła ciężko.
 - Masz rację, przepraszam - powiedziała, spuszczając głowę.
Spojrzałem na drzwi. Stały w nich dwie pielęgniarki. Wyglądały, jakby widziały przynajmniej połowę tej sceny.
 - Ja proponuję powiadomić o tym resztę osób, które Aotori-san wpuszcza do sali - stwierdziła Fumiko.
 - Tak - przyznała jej rację koleżanka. - Mam wrażenie, że Tsubasa-san ma w sobie coś, dzięki czemu potrafi ujarzmić jej szał.
Podniosłem się. Hitoko wyglądała na zmęczoną.
 - Hitoko? - nie otrzymałem odpowiedzi.
 - Tymczasem myślę, że powinieneś już iść, Tsubasa-san - stwierdziła Fumiko.
 - Mogę? - spytałem Hitoko.
 - Idź. Dobranoc - machnęła ręką, a żyrandol i szyby złożyły się w całość.
 - Dobranoc - wyszedłem z sali, zamykając za sobą drzwi. - Mam pytanie - zwróciłem się do pielęgniarek. - Jakim cudem ona to robi samą energią magiczną?
 - Kiichigo-san mówił, że Aotori-san ma najwyższy potencjał magiczny na świecie - wyjaśniła pielęgniarka. - Dlatego szpital jest chroniony przed zawaleniem magią.
 - Czyli inaczej mówiąc, ona może zrobić dużo tą energią - zamyśliłem się na chwilę. - To tak, jakby miała aktywną moc?
 - Coś w tym stylu - przyznała Fumiko.
 - Dobrze, to ja się będę zbierać - odwróciłem się do wyjścia, ale jeszcze na chwilę zawróciłem. - Mam przyjść jutro?
 - Tak. Poznasz resztę wybrańców mogących przekroczyć magiczną granicę progu - pielęgniarka uśmiechnęła się promiennie.
 - To świetnie? - nie wiedziałem, co o tym myśleć. Musiałem stworzyć dobrą bajeczkę o tym, dlaczego właściwie przychodzę do Hitoko. Albo po prostu powiem prawdę. To chyba najlepsze wyjście.

niedziela, 17 maja 2015

Let me be your wings IV

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.


Następnego dnia udałem się do szpitala zaraz po obiedzie. Pielęgniarka spojrzała na mnie tak, jakby już chciała mnie zamknąć w którejś z sal, po czym zaprowadziła mnie do pokoju z białymi drzwiami. Podkreślam tak, że były białe, bo inne miały zazwyczaj kolor kremowy albo szary.
 - Od wczoraj nie wpuściła nawet pielęgniarek z jedzeniem. Nie wiem, co się działo w tym pokoju, ale szczerze mówiąc, niepokoi mnie to, proszę pana - oznajmiła Fumiko, przekręcając klucz w zamku.
 - Może to tylko chwilowe? - przypuściłem, choć sam zaczynałem się martwić.
 - Miejmy taką nadzieję - pielęgniarka westchnęła i otworzyła drzwi. - Aotori-san, przyszedł Tsubasa-san.
 - Niech stąd idzie - powiedziała cicho Hitoko.
 - Nie chcę stąd iść - oznajmiłem, przytrzymując drzwi, zanim energia magiczna zatrzasnęła mi je przed nosem. - Au? Chyba będę miał siniaka.
 - Co pan wyprawia? - zdumiała się Fumiko.
 - Robię cokolwiek, żeby jej pomóc? - zacząłem wątpić w jej inteligencję, chociaż po chwili stwierdziłem, że to nie brak inteligencji, tylko odwagi. Wszedłem do pokoju, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem. - Jednak mnie wpuściłaś.
Brak reakcji.
 - Chyba dzisiaj nie jesteś zbyt rozmowna.
Brak reakcji.
 - W takim razie ja mogę mówić. Podobno nie chcesz jeść.
Brak reakcji.
 - Trzeba jeść, Hitoko.
Brak reakcji.
 - Wiem, że pewnie tu was karmią jakąś papką, ale na powietrzu długo nie pociągniesz.
Brak reakcji.
 - Na pewno nie powiesz ani słowa?
Brak reakcji.
 - Już zaczynam myśleć, że mnie wpuściłaś, bo lubisz słuchać mojego głosu.
 - Tak - odezwała się w końcu Hitoko.
 - Co? - poczułem się lekko zdezorientowany.
 - On też miał niski głos. Ale to był inny głos. Brzmiał jak noże przecinające skórę, kojarzył się z cierpieniem albo więzieniem - oznajmiła, po czym zmieniła ton. - Nie wolno ci wychodzić z domu, Hicchan. Uparta głuptasko, nie rób tak więcej, bo popamiętasz. Ale ja nie jestem kanarkiem, żeby trzymać mnie w klatce. Nie, Hicchan, ty jesteś złotą rybką. Złote rybki trzyma się w akwariach, głuptasko. Nie jestem złotą rybką. Jesteś pół-syrenką, Hicchan. To prawie to samo.
 - Hitoko... - zatkało mnie. Jak można tak traktować człowieka? I to taką osobę, jak Hitoko. Ona powinna być traktowana jak najdroższy skarb, a nie gorzej od wirtualnego zwierzaka w komórce!
Hitoko wstała z łóżka i podeszła do mnie.
 - Mów - powiedziała.
 - Co?
 - Cokolwiek - wzruszyła ramionami.
 - Na zawołanie jeszcze nikt się nie rozgadał - zauważyłem.
 - Mów - zmarszczyła brwi. Jej oczy były dziwnie puste...
 - No dobra, dobra... Ale rozmawianie z tobą jest trochę skomplikowane, wiesz?
 - Po prostu do mnie mów - powiedziała, łapiąc mnie za nadgarstki. Miała długie palce, więc nawet fakt, że była kobietą, nie przeszkodził w tym, by je dokładnie nimi opleść.
 - Tak mi trochę niewygodnie - zwróciłem jej uwagę. Czułem się niezręcznie, stojąc przy niej tak blisko. Bałem się, że jeśli jej dotknę, to znowu ją zdenerwuję.
 - Opowiedz mi o czymś - stwierdziła, ciągnąc mnie za sobą i sadzając na łóżku. - Jakąkolwiek historię.
 - A obiecujesz, że coś zjesz?
 - Obiecuję - powiedziała po chwili wahania.
 - To może pójdę do pielęgniarki? Ty będziesz jadła, a ja będę mówił? - zaproponowałem.
 - Chcesz mnie zostawić? - spytała cicho.
 - Tylko na chwilkę - zapewniłem, ale i tak żyrandol zaczął się niebezpiecznie kołysać. - Hitoko, spokojnie, pójdę tylko po coś, co będziesz mogła zjeść. Hitoko?
 - Nie zostawiaj mnie tutaj! - krzyknęła, przewracając mnie na łóżko. Tymczasem żyrandol się roztrzaskał na drobne kawałki.
 - Hitoko, uspokój się! - zawołałem, a do sali wpadły pielęgniarki.
 - Co tu się dzieje? - zapytały przerażone.
 - Hitoko - spróbowałem jeszcze raz. Puściła mnie i usiadła na łóżku.
 - Głodna jestem - oznajmiła.
 - Co? - zdziwiły się pielęgniarki. W zasadzie, zareagowałbym tak samo.
 - Zaraz pani coś przyniosę - oznajmiła jedna z pielęgniarek i wyszła.
 - Ja posprzątam ten żyrandol... - dodała Fumiko, ale Hitoko jej przerwała.
 - Nie trzeba - machnęła ręką w kierunku żyrandola, który z powrotem złożył się w całość.
 - Przyniosłam pani zupę, Aotori-san - pielęgniarka postawiła miskę na stoliku. - Fumiko, chodź już.
 - Powodzenia, Tsubasa-san - Fumiko uśmiechnęła się lekko i obie wyszły z sali.
 - Podasz mi miskę? - zapytała Hitoko.
 - Oczywiście - podałem jej miskę. Wzięła ją dosyć niepewnie.
 - Dziękuję - powiedziała i zaczęła siorbać zupę. - Jak zwykle bez smaku.
Uśmiechnęła się. To była nowość.
 - Hitoko?
 - Co?
 - Uśmiechnęłaś się - wyjaśniłem. - Tak normalnie.
 - Może ty tak na mnie działasz? - przypuściła. - Jest w tobie taki spokój.
 - Spokój? Mylisz się, Hitoko. Jestem panikarzem, jakich mało - przyznałem się.
 - Panikarz, czy nie, nie rozwalasz chyba żyrandoli, jak tracisz nad sobą kontrolę - siorbała dalej zupę.
 - Nie - uśmiechnąłem się lekko. - Ale w innym wymiarze często asymiluję kogoś ze ścianą.
 - Ze ścianą? Inne wymiary? - zaciekawiła się Hitoko.
 - Tak, bo widzisz, jestem strażnikiem - wyjaśniłem. - Strażnicy mają wgląd do myśli swoich odpowiedników w innych wymiarach. A jeśli w tych wymiarach nie istnieją, to obserwują te światy z punktu widzenia jakiegoś zwierzęcia.
 - Czyli też nie jesteś człowiekiem - zaczęła dziabać w zupie coś, co powinno być chyba mięsem.
 - Ty nie jesteś? - spytałem, choć dobrze wiedziałem, że jest pół-syreną. Ale lepiej wszystkiego nie mówić.
 - Jestem w połowie syreną - odparła, odstawiając pustą miskę na szafkę. - Gdyby nie to, może Kuro by mnie... Codziennie... Nie gwałcił.
No tak. Syrenie geny działały jak narkotyk na osoby, które tych syren, bądź też w jakiejś części syren nie kochały. Jak się człowiek uzależnił, to potem nad sobą nie panował... Zaraz, chwila, co ona powiedziała?
 - Hitoko, jak chcesz czymś rzucić, to teraz jest dobra na to chwila - stwierdziłem.
 - Serio?
 - Tak - kiwnąłem głową. W tym momencie szafka nocna przeleciała przez cały pokój i roztrzaskała się o ścianę. - Lepiej?
 - Lepiej - przyznała. Chciałem jej położyć rękę na ramieniu, ale zamarłem w ostatniej chwili.
 - Mogę cię dotknąć? - zapytałem. - Ty mnie dotykasz.
Popatrzyła na moją dłoń, złapała ją i położyła na kołdrze.
 - Nie. Nie dotykaj. Dotyk boli - powiedziała stanowczo.
 - Rozumiem. To ja już pójdę - wstałem i chciałem wyjść, ale...
 - Nie - odwróciłem się. Hitoko miała minę na zasadzie "Wyjdziesz, rozerwę cię na strzępy.". - Nie pozwalam ci. Miałeś mówić.
 - Hitoko, ja...
W tym momencie zasuwka w drzwiach się zasunęła, okiennice się zatrzasnęły, a światło zgasło. Pośród ciemności usłyszałem jej głos.
 - Mów - lekko obłąkany głos. Oficjalnie dostałem gęsiej skórki.

sobota, 16 maja 2015

Let me be your wings III

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.



 - ...więc jesteś skłonna cokolwiek mi powiedzieć? - zapytałem.
Hitoko wzięła filiżankę z herbatą i niby wpatrywała się w nią dłuższą chwilę, ale miałem wrażenie, że w ogóle na nią nie patrzy.
 - ...nie wiem - odpowiedziała w końcu.
 - Ale przynajmniej nie chcesz mnie zasymilować ze ścianą - zauważyłem.
 - Nie - przyznała, upijając łyk herbaty.
 - Zawsze coś... - mruknąłem.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu Hitoko znów się odezwała.
 - Czemu tu przyszedłeś? - zapytała.
Musiałem się zastanowić. Musiałem wymyślić coś mądrego, bo jakbym powiedział, że w innym wymiarze jesteśmy uwielbianym przez wszystkich małżeństwem, mamy piątkę dzieci i zakochałem się w niej przez jej odpowiedniczkę, to pewnie gotowi byliby mnie zamknąć w sali obok.
 - Dowiedziałem się o tej całej historii i... - zacząłem, ale Hitoko mi przerwała.
 - ...zrobiło ci się mnie szkoda?
 - ...no tak - przyznałem.
Znowu nastała chwila ciszy.
 - Wszyscy tak mówią - powiedziała cicho. W sumie nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. - Wszyscy mi tylko współczują.
 - W zasadzie to próbują ci pomóc, ale... - przerwałem, bo Hitoko zaczęła się psychodelicznie śmiać.
 - ...pomóc - powtórzyła i ucichła na chwilę. - Wcześniej nikt mi nie chciał pomóc. "To dla dobra rodu", powtarzali.
Zatkało mnie. Patrzyłem na jej obłąkańczy wzrok, na psychodeliczny uśmiech, na trzęsące się w amoku dłonie. Co Kuro jej zrobił?!
 - ...ale już jest dobrze. Jego tu nie ma - zaśmiała się głośniej.
 - ...Hitoko? - zacząłem się poważnie bać.
Podniosła filiżankę. Znów miałem wrażenie, że niby na nią patrzy, ale jednak nie.
 - Gdybyś była Kuro. Gdybyś była nim - powiedziała cicho, a filiżanka zaczęła pękać. Hitoko uśmiechnęła się obłąkańczo. - Gdyby tylko on mógł w taki sposób pękać. W taki sposób ginąć - na filiżance pojawiało się coraz więcej pęknięć. - Ale nie jesteś nim!
Filiżanka stłukła się, a jej odłamki spadły na kołdrę.
 - Jesteś moją duszą... - szepnęła Hitoko
 - Hitoko... - chciałem położyć jej dłoń na ramieniu i uspokoić ją choć trochę, ale ona odskoczyła i spadła z łóżka.
 - Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła, a wszystkie przedmioty, które znajdowały się między nami, zaczęły się unosić.
 - Wybacz, nie chciałem - powiedziałem przestraszony. Matko, z tą kobietą nic nigdy nie wiadomo.
Hitoko zawahała się chwilę, po czym uśmiechnęła się półgębkiem.
 - Nie chciałeś? - zapytała, a przedmioty upadły. Wstała i poprawiła koszulę. I wtedy to zauważyłem.
 - Blizny... - powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, by to usłyszała. Jej ręce, całe ręce pokrywały liczne blizny. Łącznie z fragmentem prawej dłoni.
 - Co? - Hitoko obciągnęła rękawy, które jej się podwinęły i zaczęła mówić jakimś dziwnym głosem. - Nikt nie może zobaczyć twoich blizn, Hicchan. To nasza słodka tajemnica. Tylko my o tym wiemy. Nikt nie może zobaczyć twojego ciała. Tych wszystkich blizn po naszych zabawach. Zawsze oszczędzasz nogi, Kuro. Dlaczego nogi? Co ci po moich nogach? Są piękne, Hicchan. Piękne. A kostki? I tak zawiązujesz na nich więzy. One nie są piękne? Założysz zakolanówki i nic nie będzie widać. Puść mnie! - krzyknęła, osuwając się po ścianie. - Puść mnie...
 - Boże... - szepnąłem. - Chociaż nie. To nie jest sprawka Boga, raczej szatana.
Podszedłem powoli do Hitoko.
 - Hitoko? - nie uzyskałem odpowiedzi. Patrzyła w przestrzeń pustym wzrokiem. - Hitoko, jesteś tam?
 - Aranżacja małżeństwa to norma, wnusiu, jeśli nie potrafisz znaleźć sobie kogoś z naszego stanu. Ale babciu, ja nie chcę. Nie chcę z nim. Może ktoś tam mnie pokocha nie dlatego, że jestem bogatą pół-syrenką? Nie przejmuj się, przygotuj się do jutrzejszego dnia - Hitoko schowała twarz w dłoniach. - Ale on nigdy mnie nie kochał, mamo. Wiem, Hitoko. On kochał moje ciało, kochał swoją przyjemność i mój ból, ale nie mnie. A ja go szczerze nienawidziłam. I nienawidzę nadal. Wiem, kochanie. Ale Noburu go zabił, już wszystko w porządku. Nic nie jest w porządku!
Jej energia magiczna odepchnęła mnie tak nagle, że krzyknąłem z przestrachu, zanim wylądowałem na łóżku. Miałem ochotę zamordować Kuro. Kij z tym, że już nie żył.
 - Nic o mnie nie wiesz - Hitoko pochyliła się nade mną. - Absolutnie nic! - opętańczo się zaśmiała i upadła na mnie, po czym zaczęła się bawić guzikiem od mankietu mojej koszuli. - Tak naprawdę to nawet policja nic nie wie. Oni znają tylko suche fakty. Wy nic nie wiecie. Jesteście tylko ślepymi obserwatorami, głuchymi słuchaczami, niemymi mówcami, którzy nie posiadając nozdrzy, poszukują zapachów i nie czując smaku, odróżniają smak trucizny od miodu - to mówiąc, wyrwała guzik, którym się bawiła. - Mogę go sobie zostawić? Chcę mieć dowód, że naprawdę tu byłeś. Że naprawdę pozwoliłam komuś wejść.
 - Nie ma sprawy... - odparłem.
 - A teraz idź sobie - oznajmiła Hitoko, siadając.
 - Dlaczego? Nawet nie porozmawialiśmy spokojnie - zauważyłem.
 - Idź stąd! - krzyknęła, a energia magiczna wyrzuciła mnie za drzwi, które zamknęły się z hukiem.
 - To będzie trudne zadanie - mruknąłem, wstając.
 - Czyli to by było na tyle z wizyty? - zapytała pielęgniarka, podchodząc do mnie.
 - ...tak. Na to wygląda - przyznałem.
 - Lepiej do niej zajrzę - stwierdziła pielęgniarka, podchodząc do drzwi.
 - ...czy jutro mógłbym tu przyjść? - spytałem.
 - Co? - pielęgniarka zamarła z ręką nad klamką. - Zostaje pan wypchnięty przez Aotori-san, a jeszcze chce pan ją odwiedzać? Pan jest odważny, głupi albo szalony.
 - ...niezbyt odpowiednie miejsce na takie spostrzeżenia - zwróciłem jej uwagę, a ona trochę się zmieszała. - Jeśli jutro mnie wyrzuci od razu, więcej nie przyjdę.
 - Chyba życie panu niemiłe, ale niech panu będzie - westchnęła pielęgniarka.
Wynająłem pokój w hotelu, poszedłem do niego i od razu rzuciłem się na łóżko. Zastanawiałem się, co się tak dokładnie działo w tamtej rezydencji. Co Kuro robił Hitoko, że jej ciało tak wygląda? Co Hitoko musiała przetrwać? Ile lat musiała to przeżywać? To było straszne. Spojrzałem na swój okaleczony mankiet. Miałem nadzieję, że ten guzik doda trochę barwy do jej białego pokoju. Był w końcu niebieski.

czwartek, 14 maja 2015

Let me be your wings II

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.



Z sercem na ramieniu przekroczyłem próg szpitala. Podszedłem do recepcjonistki, która akurat rozmawiała przez telefon.
 - Chwileczkę - powiedziała. - Ktoś przyszedł, muszę kończyć - odłożyła słuchawkę. - W czym mogę pomóc?
 - Przyszedłem odwiedzić pacjentkę - wyjaśniłem. - Aotori Hitoko.
 - Kolejny przyjaciel, kuzyn, wujek i tak dalej Aotori Hitoko? - westchnęła pielęgniarka. - No nic i tak pewnie pana nie wpuści. A jak już, to radzę uważać na ściany.
Recepcjonistka wzięła z wieszaka kluczyk i poprowadziła mnie korytarzem aż do białych drzwi na końcu. Przekręciła klucz w zamku i otworzyła je.
Biel uderzyła mnie po oczach. Gdy już się przyzwyczaiłem do tej wszechogarniającej bieli, spojrzałem na Hitoko. Miała długie, brązowe włosy do połowy pleców i niebieskie końcówki. Z tamtego wymiaru wiedziałem, że te końcówki są uwarunkowane genetycznie - była bowiem pół-syreną. Była chuda, ubrana jedynie w białą, koronkową koszulę nocną z długimi rękawami. Wyglądała niby normalnie, ale miała jakiś obłęd w oczach.
A, no tak. Wy nie wiecie, jak wyglądała Hitoko, którą spotkałem w tamtym wymiarze. Tak więc, tamta Hitoko miała włosy do ramion, piękne, smutne, czarne oczy, szczupłą figurę, ładne dłonie i smukłe, długie nogi. Rozmiar piersi odziedziczyła po matce, taka ciekawostka dla czytelników płci męskiej.
Także ta Hitoko, którą zobaczyłem tutaj, trochę mnie... Przestraszyła. Nie uśmiechała się tak, jak robiła to jej odpowiedniczka - patrzyła tylko nieobecnym wzrokiem w przestrzeń. A muszę przyznać, tamta Hitoko miała piękny uśmiech.
 - Kto to? - spytała Hitoko cichym, jakby oddalonym głosem.
 - Fumiko - odpowiedziała pielęgniarka. - Przyszedł pani przyjaciel, Tsubasa Shiro.
 - Nie znam go - odparła Hitoko nadal tym samym tonem.
 - Proszę się nie przejmować, ona tak na każdego reaguje - zwróciła się do mnie, po czym znowu odezwała się do Hitoko. - Może jednak pani go wpuści, Aotori-san?
 - Nie! - zawołała Hitoko, a drzwi zatrzasnęły się nam przed nosem.
Fumiko jednak nie dała za wygraną. Otworzyła drzwi i jeszcze raz spytała:
 - Ale może jednak? Rozmowa dobrze pani zrobi.
 - Nie mam ochoty z nikim rozmawiać - Hitoko zaczęła przebierać nerwowo palcami.
 - Ale ja chciałem tylko zamienić parę słów... - zacząłem, przechodząc przez próg.
 - Nie wpuściłam cię! - wrzasnęła Hitoko i uderzyła mnie energią magiczną. Osłoniłem się rękoma, ale i tak mnie trochę odepchnęło.
 - Daj mi z sobą porozmawiać! - zawołałem. Ta szalejąca wokół energia magiczna trochę mnie niepokoiła.
 - Nie będę nikogo słuchała! Nie muszę już słuchać nikogo, rozumiesz?!
 - Nie dyskutuj ze mną! - zawołałem i tupnąłem nogą, jak jakaś rozkapryszona księżniczka.
I wtedy stało się coś dziwnego. Energia Hitoko się... uspokoiła.
 - Dobrze, nie będę... - Hitoko spuściła głowę.
 - Wow, udało się panu ją opanować - pielęgniarka była w szoku.
 - Fumiko? - odezwała się Hitoko.
 - Tak?
 - Zaparz mu herbaty i wyjaśnij, czemu tu jestem - poleciła Hitoko.
 - No tak, pani tego nie zrobi...
 - Raz już to zrobiłam na policji - przypomniała jej Hitoko. - Drugi raz nie muszę.
Fumiko zamknęła za nami drzwi i westchnęła ciężko.
 - Wie pan, wierzymy, że jeśli kiedyś o tym opowie, to będzie pierwszy krok do wyleczenia.
 - To co się dokładnie stało? - zapytałem już trochę zniecierpliwiony.
 - Ten cały Kuro traktował ją jak popychadło. Dosłownie i w przenośni - wyjaśniła pielęgniarka, prowadząc mnie do gabinetu. Nalała wody do czajnika i wstawiła wodę na herbatę. - W końcu przegiął i Hitoko się zbuntowała. Bunt kosztował rozwalenie połowy szpitala, do którego trafiła właśnie przez Kuro. Potem wyjaśniła policji, co było tego buntu powodem. Kuro mieli zamknąć, ale mag ognia, w sensie Kiichigo Noburu, go spopielił, kiedy Kuro na rozprawie powiedział "Takie sieroty życiowe nadają się tylko do tego, by tymi sierotami życiowymi były przez całe życie.".
 - Wie pani, co się tam dokładnie działo? - spytałem. Coraz bardziej mi się to nie podobało.
 - Wiem od jej rodziców, a oni od policji. Sama nikomu więcej tego nie powiedziała - odparła Fumiko, zalewając herbatę. - Ale może panu uda się ją otworzyć, jeśli udało się ją panu uspokoić. Normalnie to zaczęłaby rozwalać wszystko energią, nawet się nie ruszając z tego łóżka.
 - Rozumiem - kiwnąłem głową. - Czyli co, jestem jej jedyną nadzieją?
 - Na to wygląda - przyznała Fumiko, biorąc filiżanki na tackę. - Proszę, wracajmy do Aotori-san. Przyda jej się ciepły napój.
Po kilku minutach siedziałem przy łóżku Hitoko i popijałem herbatę. Hitoko trzymała filiżankę jak prawdziwa dama. Westchnąłem.
 - ...czyli powinienem tu zostać? - spytałem z powątpiewaniem.
 - Tak myślę. Ale to, jak długo może pan tu zostać, zależy tylko od Aotori-san. Nie spotkaliśmy się jeszcze z przypadkiem, żeby wpuściła kogoś spoza grona ludzi, na których nie reaguje agresją, więc w każdym momencie może zmienić zdanie - ostrzegła mnie pielęgniarka.
 - Fumiko? - odezwała się cicho Hitoko.
 - Tak?
 - Możesz nas zostawić? - spytała.
 - Ale nie mogę zostawić pacjentki samej z jej gościem - zaperzyła się Fumiko. - Procedury bezpieczeństwa mi zabrani...
Pielęgniarka nie dokończyła, bo filiżanki z herbatą zaczęły się trząść od energii magicznej.
 - ...już wychodzę - oznajmiła Fumiko, wstała i naprawdę wyszła, oglądając się jednak jeszcze za sobą.

środa, 6 maja 2015

Let me be your wings I

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.

Obudziłem się. Wymiar, który właśnie odwiedziłem, niczym nie różnił się od mojego. Prócz kilku szczegółów.
Po pierwsze, tam strażnicy wyginęli. Jakiś matoł w roli czarodzieja rozpowiedział wszystkim, że niby za bramą, której pilnują strażnicy, znajdują się bogactwa. Dzięki pomocy mojego odpowiednika dowiedziałem się, że do tego momentu wymiar niczym się nie różnił. Później rodziły się w zasadzie te same osoby, czasem nawet więcej. I tu przechodzimy do drugiej różnicy.
W tamtym wymiarze mam żonę. Tak dokładniej żonę i piątkę dzieci. Nasz pierworodny i trzy córki są nasze, drugi z kolei syn jest adoptowany. I gdy przebywałem w tamtym wymiarze, zakochałem się w żonie mojego odpowiednika.
Gdybym znalazł moją Hitoko... Może miałbym szansę na taką samą, ckliwą historię? Ich miłość jest taka silna, są uwielbianym przez cały wymiar małżeństwem. Czemu cały wymiar? Mają bowiem zespół. Tamten Shiro gra na perkusji, Hitoko jest wokalistką. W swoim zespole mają też Tomoę - basistę i jego żonę Miyako - gitarzystkę oraz Shizunę, który jest gitarzystą.
Czy ja potrafię grać na perkusji? Nie wiem, nigdy nie próbowałem. Może jeśli bym zechciał, nauczyłbym się grać? W końcu tamten ja nie różni się ode mnie niczym, jeśli chodzi o umiejętności i charakter.
Więc gdybym znalazł swoją Hitoko... Jak ona się nazywała? Aotori Hitoko, tak?
Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Moja mama stała przy kuchence i smażyła omlety na obiad.
 - Mamo? - zagaiłem, ale chyba mnie nie usłyszała. - Hej, mamo? Mam pytanie.
 - Tak, Shiro? - odezwała się w końcu, przewracając omleta.
 - Czy znasz kogoś, kto się nazywa Aotori Hitoko? - spytałem. Wiedziałem, że to pytanie jest głupie. Ale podejrzewam, że moja mama wiedziała, dlaczego pytam. Wiedziała, że zaglądałem akurat do innego wymiaru.
 - Aotori Hitoko? Aotori... Hm... - mama zgasiła ogień i zamyśliła się na moment. - Sora! Chodź tu na chwilę!
Zza drzwi wyłonił się mój tata ubrudzony smarem samochodowym i spojrzał na mamę z lekkim zaskoczeniem.
 - Co się stało?
 - Mówi ci coś nazwisko Aotori? - spytała mama.
 - A to nie jest nazwisko tej panienki, co o niej w gazetach pisali? - upewnił się tata, biorąc ścierkę.
 - Kiedy pisali? - zdziwiła się mama.
 - Afera w 1995 roku na całą Japonię, a wy nic nie pamiętacie? - zdumiał się tata, wycierając ręce.
Pokręciliśmy z mamą głowami. Naprawdę nic nam nawet nie świtało.
 - Zaaranżowali jej małżeństwo z jakimś bucem, który niezbyt dobrze ją traktował i w końcu panienka dostała fisia, co spowodowało rozwalenie połowy szpitala jej energią magiczną. Tyle pamiętam - wyjaśnił tata.
 - Pamiętasz, gdzie to było tato? - zapytałem. Tata kiwnął głową.
 - Gdzieś na granicy prefektur Ibaraki i Fukushima - odpowiedział.
 - Dzięki. Jadę tam - oznajmiłem.
 - Ale Shiro! Po co chcesz tam jechać? - spytała mama.
 - Nie wiem, Saori, ale Shiro musi mieć chyba bardzo ważny powód, że tak nagle podjął decyzję - stwierdził tata.
 - Zajrzałem do innego wymiaru. Cały wymiar działał na takich samych zasadach, co nasz. Hitoko była moją żoną i...
 - Zakochałeś się? - zrozumiała mama.
 - Tak. Podejrzewam, że nasza Hitoko ma taki sam charakter, jeśli tam wszyscy mieliśmy - przypuściłem.
 - Chodzi o ten wymiar, gdzie zrównano strażników z powierzchnią ziemi? - upewnił się tata, na co kiwnąłem głową. - Zgadza się. To dokładnie nasz wymiar, tylko nie ma tam strażników, prócz ciebie.
 - Dziękuję za informację - uśmiechnąłem się lekko i poszedłem się spakować. Nie zatrzymywali mnie. Miałem kilkaset lat. Dlaczego by mieli?
Dzień później mój pociąg zatrzymał się na dworcu głównym w mieście Utsunomiya. Wyszedłem na peron, okrywając się płaszczem. Lało jak z cebra i było strasznie zimno. Czytałem, że niby w tych rejonach jest zimniej niż na Okinawie, ale nie myślałem, że aż tak.
Spojrzałem na notatkę w telefonie. Musiałem dostać się do rezydencji Aotori. Spisałem sobie dlatego adres. Po jakimś czasie trafiłem pod drzwi tego wielkiego domostwa. Zapukałem i cierpliwie czekałem, aż ktoś przyjdzie.
Po chwili drzwi otworzyła wysoka, smukła kobieta. Miała głębokie, czarne oczy, pełne, różowe usta i, co nie umknęło mojej męskiej uwadze, dosyć duże piersi. Ubrana była w fioletową sukienkę w stylu wiktoriańskim i białe rękawiczki. Jasnobrązowe loki związała białymi wstążkami w dwie kitki.
 - Dzień dobry - odezwała się. - Chociaż w zasadzie niezbyt dobry. Ta pogoda jest okropna, prawda?
 - Tak - przyznałem. - W ogóle to dzień dobry.
 - Kim pan tak właściwie jest? - kobieta uśmiechnęła się nieznacznie.
 - Tsubasa Shiro - przedstawiłem się, kłaniając się lekko. Odwzajemniła ukłon. - Ja... Chciałem zapytać, czy zastałem pani córkę.
W tym momencie kobiecie mina zupełnie zrzedła. Przez chwilę wyglądała, jakby nie wiedziała, co odpowiedzieć.
 - Mojej córki... Mojej córki tu nie ma - odpowiedziała w końcu.
 - Nadal jest z tym bucem? - zapytałem bez namysłu. Szlag, nie powinienem być taki bezpośredni, bo weźmie mnie za stalkera.
 - Kuro? Nie, Kuro... Kuro nie żyje. Noburu go zabił. Noburu, czarodziej, mój przyjaciel... - kobieta jąkała się i widziałem, że mówienie o Kuro i Hitoko sprawia jej ogromną trudność. - Ech... Niech pan już idzie. Zadaje pan za dużo pytań.
I tak jak się spodziewałem, zbyła mnie właśnie tymi słowami i chciała zamknąć drzwi. Ale nie dałem za wygraną.
 - Gdzie jest pani córka, Aotori-san? - zapytałem raz jeszcze.
Kobieta zawahała się na chwilę, po czym wyjęła kartkę i długopis.
 - Proszę. To adres, pod który powinien się pan udać - podała mi karteczkę. - Ale niech pan się nie spodziewa, że pana wpuści. Nie wpuszcza nikogo, prócz mnie, moich rodziców, mojego męża i Noburu. I niektórych pielęgniarek.
 - Pielęgniarek? - zdziwiłem się. Kuro, coś ty zrobił Hitoko? Co zrobiłeś, że Noburu cię zabił?
 - Niech pan już idzie. Do widzenia - z tymi słowami zamknęła mi drzwi przed nosem.
Oparłem się o nie. Nigdy nie byłem święty, więc podsłuchiwanie nie było dla mnie czymś nowym. Usłyszałem dwa głosy. Kobiety, z którą rozmawiałem i jakiegoś mężczyzny.
 - I po co dałaś mu tę kartkę? - mężczyzna był zły.
 - Da nam spokój, a i tak nic nie zdziała - wyjaśniła kobieta. - Hitoko nie da mu wejść.
 - W sumie racja - przyznał mężczyzna. - A nawet jeśli, to swoją energią magiczną prędzej czy później miotnie nim o ścianę.
Odsunąłem się od drzwi. Co tu się stało w tym naszym wymiarze? Spojrzałem na kartkę. Deszcz przestał na szczęście padać. No nic, trzeba iść pod wskazany adres.
Jednak kiedy stanąłem przez budynkiem, do którego doprowadziła mnie kartka od matki Hitoko, krew zamarzła mi w żyłach.
 - Czy to jest... - zamrugałem. - Psychiatryk?!
Teraz już wiedziałem. W tym wymiarze na pewno stało się coś bardzo złego, że Hitoko tu wylądowała. W tamtym wymiarze była jedną z silniejszych psychicznie osób. Więc jak? Co musiało się stać, że tu trafiła?

wtorek, 5 maja 2015

Let me be your wings - prolog

Opowiadanie
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat, fantasy, romans
Ostrzeżenia: szaleństwo, wspomniana przemoc fizyczna
Notka autorska: Opowiadanie napisane wspólnie z Kann.

Witajcie. Nazywam się Tsubasa Shiro i jestem strażnikiem. Kim są strażnicy, zapytacie. Otóż jesteśmy świetlistymi istotami z ogromnymi, anielskimi skrzydłami i końskim ogonem, ale posiadamy umiejętność przyjmowania ludzkiej postaci. Potrafimy przemieszczać się między wymiarami, używając swoich umysłów. Mamy wgląd w myśli swoich odpowiedników w innych wymiarach, a jeśli w tych wymiarach nie istniejemy, to obserwujemy te światy z punktu widzenia jakiegoś zwierzęcia.
Po co jednak jesteśmy? Chronimy naszego wymiaru przed potworami z innej rzeczywistości. Bo, zdaję sobie z tego sprawę, wy pewnie nie żyjecie w moim wymiarze. Który jest u was rok? 2015? Chyba tak. Widzicie, u mnie jest o wiele później. Tak dokładniej niedawno przywitaliśmy 2058 rok. Czas trochę inaczej tutaj biegnie. Jeśli chodzi o technologię, już dawno zatrzymała się na etapie tej, którą macie wy. Więc nie, nie mamy latających samochodów, ani deskolotek.
Ogólnie nasz świat wygląda jak wasz, prócz kilku różnic. Najbardziej znaczącą jest istnienie magii. Dzięki niej 12 lipca 1576 roku pewien czarodziej, Kiichigo Noburu, stworzył zaklęcie wiecznej młodości. Od tego czasu ludzie, jak i inne istoty, przestali się starzeć. Jednak nie mamy kłopotu z przeludnieniem. Wojny magiczne dobrze sobie radzą z tym problemem.
Magia dzieli się na kilka typów - istnieje magia żywiołów, magia animagów i tak zwana inna magia, pod którą podlegają wszystkie moce, których nie można przypisać do pozostałych grup. Poza tym, są też rasy magiczne jak właśnie strażnicy, ale też demony, smoki i syreny.
Do magii żywiołów zalicza się magów (wody, ognia, ziemi, powietrza, ale także światła i ciemności), techników (lodu, płomieni, cierni, niewidzialności,) i wróżki (te same typy co przy magach, ale bez światła i ciemności). Magów jest tylko dwóch na żywioł (mężczyzna i kobieta na każdy), techników jedynie dziewięciu, a wróżek może być nieskończenie wiele. Wróżki różnią się od magów tym, że ich moc jest słabsza, polega na rozsypywaniu pyłku, mogą wyhodować sobie skrzydła i zmniejszyć się do rozmiaru dłoni. Do magii żywiołów dopisują się również uzdrowiciele, ponieważ podlegają oni magii światła.
Animagowie to ludzie zmieniający się w zwierzęta. Nazwę wymyśliła J. K. Rowling, pisząc książki o Harrym Potterze. Tak, w naszym uniwersum mamy Harry'ego, jak i "Władcę Pierścieni" i inne dzieła, które również wymyśliła wasza rzeczywistość. Bo, jak już mówiłem, są one bardzo podobne.
Inna magia to na przykład telekinetycy, telepaci, teleporterzy, jasnowidze, medium i wielu, wielu innych.
Ale dość już o magii. Czas zacząć opowieść o tym, jak dzięki mocom strażnika znalazłem miłość swojego życia... Nie, źle to ująłem. Za bardzo ckliwie i mdło to zabrzmiało. Jeszcze raz.
Czas zacząć opowieść o tym, jak otworzyłem srebrzystobiałą klatkę błękitnego ptaka i wypuściłem go na wolność, stając się jego skrzydłami.