Pairing: Shou i Isshi jako przyjaciele, Saga&Shou, w tle Tora&Akiya, Nao(z Alisu)&Hiroto, Isshi&Nao(z Kagrry,), Izumi&Shin
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, angst
Ostrzeżenia: oparte na faktach, śmierć
Notka autorska: Tekst nawiązuje do mojego innego fanfika, dlatego ma taki tytuł, a nie inny.
Shou siedział w garderobie. Był zmęczony po koncercie. Zamknął oczy i położył się na kanapie. W pewnym momencie usłyszał głos Akiyi, który, z dźwięku, który nastąpił później, jak nic wskoczył Torze na ręce, czego raczej Amano się nie spodziewał i klapnął razem ze swoim kochaniem na podłogę.
- Świetny koncert, Ashi! - zawołał Akiya. No tak, podekscytowany Akiya zachowywał się zawsze trochę... Bardziej jak uke niż zwykle. I nazywał Torę tym zabawnym zdrobnieniem.
Shou pewnie by przysnął, gdyby nie poczuł czyjejś dłoni na ramieniu. Otworzył oczy. Zobaczył lekko uśmiechającego się Isshiego, który ukucnął przy kanapie.
- Hej, Kazuma - Isshi zaśmiał się krótko. - Jak to jest dać samodzielny koncert w Budokanie?
- Shinohara - Shou usiadł i otrzepał się z niewidzialnych okruszków, po czym pomógł wstać Isshiemu, który stracił w końcu równowagę i przewrócił się na podłogę.
Przy drzwiach stali obaj Nao i rozmawiali z Izumim i Sagą. Gdzieś tam dało się słyszeć entuzjastycznie opowiadającego co się działo Hiroto, a jego słuchaczem jak nic był Shin. Isshi usiadł obok Shou i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Tak w sumie, Kazuma - zaczął Isshi. - To muszę przyznać, że jestem z ciebie dumny. Wydoroślałeś i to bardzo przez te siedem lat.
Shou drgnął, gdy Isshi tyknął go w nos.
- Obok mnie nie siedzi już ten Króliczek bez żadnej pewności siebie, którego musiałem leczyć z kompleksów - stwierdził Isshi, po czym przytulił Shou do siebie. - My naprawdę jesteśmy z was szalenie dumni. Jesteście naszymi godnymi następcami.
- Dziękuję - powiedział dopuszczony w końcu do głosu Shou, zaciskając palce na lewym ramieniu Isshiego. - Ale bez was nic byśmy nie zdziałali.
- Bzdury pleciesz - Isshi uśmiechnął się lekko, przymykając oczy. - Dalibyście sobie radę, jestem tego pewien.
- Tyle że to dzięki tobie tak naprawdę tu jestem - Shou poczuł, jak łzy spływają mu po policzku, czego nie chciał, ale nie potrafił zapanować nad uczuciami.
- Nie płacz mi tutaj - Isshi zaśmiał się krótko. - Wystarczy, że ja mam zaszklone oczy.
Isshi odsunął Shou od siebie. Poprawił włosy i starł wierzchem dłoni łzy z policzka młodszego wokalisty.
- Shinohara?
- Tak?
- Obiecujesz, że zawsze będziesz mnie wspierał? - Shou ujął dłonie Isshiego w swoje. - Obiecujesz, że zawsze będziesz moim mentorem?
W oczach Isshiego zalśniły prawie niewidoczne iskierki strachu.
- Kazuma - Isshi westchnął krótko. - Obiecuję, że nawet jeśli nie będzie mnie przy tobie ciałem, to będę duchem. Wystarczy taka odpowiedź?
Shou pokiwał głową. Odwrócił się, czując na sobie spojrzenia Nao i Sagi.
- Shou, czy mógłbyś lojalnie puścić dłonie Shino? - zapytał basista Kagrry,. - Zagraliście świetny koncert, poniosły cię emocje, ale tak dla własnego dobra pilnuj lepiej własnego seme - stwierdził, klepiąc Sagę po ramieniu.
- Ale popatrz, mówiłem ci, że wokaliści zawsze muszą się rozkleić, tego nie unikniesz - zaśmiał się Saga.
- Saga, ja ci mogę jeszcze ten nos zoperować, tyle siły nadal mam - stwierdził Isshi, wstając.
- Za aż tak starego to cię nie uważam - Saga uśmiechnął się lekko. - To co, idziemy się napić?
- Tylko nie pij za dużo, bo cię nieść nie będę - Shou szturchnął go w ramię.
- Ciebie też to się tyczy - upomniał Isshiego Nao. - Chociaż mnie też będzie trzeba pewnie nieść.
- Padniesz szybciej ode mnie, masz słabszą głowę, Yamiyo - stwierdził Isshi, na co Nao tylko prychnął.
- Shinohara "Isshi" Hitoshi jest ze mnie dumny. Trafiłem do nieba? - pomyślał Shou, mijając leżącego na podłodze Hiroto i zatroskanego Shina, który stał obok niego.
Spojrzał na Isshiego. Miał od jakiegoś czasu wrażenie, że coś jest nie tak. Isshiego coś gryzło, tego był pewien. I to nie był nadchodzący rozpad Kagrry,. Jego przyjaciel na pewno miał poważniejszy problem. Tylko Shou nie mógł dociec, co to mogłoby być. Ale stwierdził, że jeśli Isshi milczy, to nie powinien się wtrącać.
Minęło kilka miesięcy. Shou siedział w kuchni i akurat zalewał kawę, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Saga wyszedł gdzieś zaraz po daniu mu prezentu urodzinowego i złożeniu życzeń, więc wokalista musiał sam iść otworzyć. W drzwiach stał Isshi z pudełkiem.
- Wszystkiego najlepszego, Kazuma! - Isshi uśmiechnął się promiennie. - Mogę wejść?
- Jasne, wchodź - Shou wpuścił Isshiego do środka. - Nie musiałeś tak osobiście przychodzić...
- Mówisz to co roku, dzieciaku - Isshi zaśmiał się krótko. - Akiya i Tora dali ci już prezent?
- Tak, wczoraj na próbie dostałem.
- Tak więc, tu masz ciasto i laurkę od Izumiego i Shina - Isshi położył na stole pudełko i kopertę, po czym wyciągnął mniejszą paczuszkę z torby. - A to jest ode mnie i Yamiyo. Uważaliśmy, by się nie połamała.
Shou spojrzał na Isshiego. Ostatnio dostał od niego ich wspólne zdjęcie w ramce, które powiesił w kuchni. Co wymyślił tym razem?
Delikatnie odpakował płytę. Ku swojemu zdumieniu zobaczył limitowaną edycję płyty L'arc-en-ciel, której na półce jeszcze nie miał.
- Shino... - Shou przytkało. - Dziękuję!
Isshi zachwiał się, gdy Shou prawie go przewrócił, skacząc mu w ramiona.
- Czy ja ci kiedyś nie mówiłem, że masz tak nie hopsać, Króliczku? - zapytał Isshi. - Saga pewnie mnie zabije, jak po raz dwudziesty usłyszy te same piosenki, co?
- Postaram się go powstrzymać - Shou uśmiechnął się promiennie.
- To ja już będę leciał do studia, czas na pracę! - Isshi odwrócił się i nagle zachwiał się tak gwałtownie, że gdyby Shou go nie złapał, pewnie by się przewrócił.
- Shino? - Shou patrzył na lekko zakłopotanego Isshiego. - Co się stało?
- Zakręciło mi się w głowie, to wszystko - Isshi uśmiechnął się delikatnie. - Czasem tak mam. Już jest dobrze.
- Na pewno? - Shou spojrzał na niego ze zmartwieniem.
- Nie przejmuj się tak - Isshi pogłaskał go po głowie. - Masz czas spotkać się w przyszłym tygodniu?
- Jasne - Shou kiwnął głową. - Ale na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, głuptasie - Isshi podszedł do drzwi. - Fakt, że ktoś stracił równowagę, nie oznacza od razu, że świat się kończy. Do zobaczenia za tydzień, Kazuma.
- Do zobaczenia - mruknął Shou, zamykając za Isshim drzwi. Jego przeczucia były coraz silniejsze.
Spotkali się szesnastego lipca w kawiarni, do której od zawsze chodzili. Znowu wzięli tę samą kawę z czekoladą i te same cynamonowe ciasteczka. Rozmawiali dość długo. O pracy, o życiu codziennym, o muzyce, o pogodzie, o zwierzakach. Po prostu o wszystkim, o czym tylko się dało.
- Kazuma? - nagle odezwał się Isshi, gdy wychodzili z kawiarni. - Wiesz, że jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół?
Shou drgnął. Z jednej strony czuł się zaszczycony tym wyznaniem, z drugiej jednak jego przeczucia osiągnęły apogeum. Coś stanowczo było nie tak.
- Ty moim też - Shou uśmiechnął się lekko. Znów zaczęli rozmawiać. Coś dziwnego wisiało w powietrzu.
Stanęli przed domem Isshiego. W drzwiach już czekał Nao, głaszcząc Otakiego po głowie.
- Dbaj o siebie, Kazuma - Isshi przytulił nagle Shou do siebie.
- Ty o siebie też, Shinohara - wypowiadając te słowa, Shou nie miał pojęcia, że za trochę ponad tydzień...
...obudzi się na kanapie w studio i będzie patrzył pustym wzrokiem na Torę siedzącego obok ze szklanką wody.
- Lepiej ci? - zapytał Tora, podając mu napój. - Nie miałem pojęcia, że zemdlejesz. Hiroto się rozpłakał, Nao zabrał go do domu, bo zaczął histeryzować.
- A Sakamoto?
- Wyszedł zapalić. Wybacz, Shou, powinienem ci to przekazać w delikatniejszy sposób.
Drzwi uchyliły się lekko i pojawił się w nich Saga.
- Em, Kazuma - Saga podszedł do nich i przygryzł dolną wargę. - Trochę śmierdzę dymem, ale jak chcesz się przytulić, to...
Saga zastygł, gdy Shou przewrócił go na podłogę i po prostu wybuchnął przeraźliwym szlochem. Saga westchnął, usiłując uspokoić własne łzy cisnące mu się do oczu, po czym delikatnie wplótł palce we włosy Shou.
- Nie płacz - szepnął tylko, zdając sobie sprawę, że te dwa słowa nie skleją serca jego ukochanego, które tego dnia rozpadło się na kawałki.
The end