Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: wydarzenia na granicy?
Notka autorska: Czyli panika Soana w formie fanfika. Chciałam, by Ivy jakoś go ogarnął.
Soan chodził w kółko po korytarzu. Ivy grał w jakąś gierkę na telefonie, Vivi bawił się plastikowym kubeczkiem, a Sizna przysypiał.
- Soan, nie martw się, będzie dobrze - stwierdził Vivi, patrząc na kolegę. Soan pokręcił głową i ponownie zmienił kierunek chodu.
- Vivi ma rację, nie możesz się tak przejmować - Sizna oparł głowę na dłoni. Soan zmierzył go wzrokiem.
- Ty kochasz tylko drzwi, jak przedawkujesz cukier - mruknął, wyciągając z kieszeni papierosy i zapalniczkę. - Idę na dwór, zawołajcie mnie, jak coś.
Soan zniknął za drzwiami, które trzasnęły głucho.
- Pójdę z nim pogadać - stwierdził Ivy, chowając telefon do kieszeni. - Sizna, nie przejmuj się, wiesz, że on tak w nerwach.
- Wiem, wiem - westchnął Sizna. - Jak sobie kogoś znajdę, to może się odczepi.
- Najpierw musisz się zakochać - zauważył Vivi. - Co w sumie nie jest trudne, tylko trzeba zacząć szukać.
Ivy wyszedł na dwór. Było zimno. Soan stał przy barierce, bawiąc się papierosem.
- Miałeś zapalić - zauważył Ivy, opierając się o barierkę. - Zrezygnowałeś?
- Chciałem wyjść - odparł Soan drżącym głosem. Dopiero wtedy Ivy na niego spojrzał.
- So-san, ty chyba nie płaczesz, co? - Ivy otarł mu łzy z policzków. - No dobrze, jednak płaczesz. Ale So-san, toć Hi-san nie umiera, nie panikuj tak.
- A jeśli nie wybudzi się z narkozy? A jeśli coś pójdzie nie tak? A jeśli nie będzie mógł śpiewać? A jak lekarze popełnią błąd? Przecież to możliwe, wszystko jest możliwe, a jeśli już nigdy go nie zobaczę, nie przytulę, nie pocałuję, to co? Ja już zapomniałem, jak to jest żyć bez niego...
Soan zastygł w bezruchu, gdy Ivy go nagle do siebie przytulił.
- Uspokój się, Tomofumi - szepnął spokojnie. - Nie masz podstaw do tego, by aż tak się zamartwiać. Ogarnij się, bo zachowujesz się jak jakieś rozhisteryzowane uke, gdy mu postać w serialu umrze.
Soan zaśmiał się krótko.
- Chyba rozumiem, co Vivi w tobie widzi - Soan uśmiechnął się lekko. - Potrafisz wprawić człowieka w lepszy nastrój jednym, głupim zdaniem.
- Nie będziesz już się tak zamartwiał? - zapytał Ivy, zdejmując kurtkę i okrywając nią Soana. - Chodź lepiej, bo przemarzniesz i nie będzie miał się kto Hi-sanem zajmować, jak wróci do domu.
Soan kiwnął głową i poszedł ufnie za Ivym. Czasem go ten wciąż wygłupiający się basista prawie wyprowadzał z równowagi, ale perkusista pomyślał, że tacy przyjaciele właśnie są potrzebni - gdy przyjdą trudne chwile, potrafią zachować pogodę ducha i poprawić innym humor.
* * *
Hitomi rozejrzał się. Nie wiedział, gdzie jest. Otaczała go biel.
- Hitomi, zamknij oczy - usłyszał głos. Zobaczył Zilla w białej szacie.
- Saburou? - Hitomi próbował wstać, ale nie mógł. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
- Nie wstawaj! - zawołał Zill. - Zamknij oczy! Jeśli tego nie zrobisz, to umrzesz!
- Co, o czym ty do mnie mówisz, Saburou? - zdziwił się Hitomi, wstając. W końcu mu się to udało, choć ciężko było mu się poruszać. Podszedł do Zilla. - To sen, prawda?
- Nie, Hitomi, to nie sen, to jest... Dość trudne do wyjaśnienia - Zill westchnął. - Hitomi, proszę, nie możesz zawiązać kontaktu z tym światem, musisz się obudzić!
- To jest niebo? - zapytał Hitomi.
- Raczej przedsionek - stwierdził Zill, a w tym momencie Hitomi go przytulił. - Nie, Hitomi, puść mnie!
Hitomi poczuł, że nagle opuścił go cały trud, który musiał przed chwilą wkładać w każdy ruch.
- Hitomi - szepnął Zill. - Musisz się obudzić. Soan czeka.
- Wiem - Hitomi puścił Zilla i znowu poczuł, że jego ciało jest ciężkie. - Saburou... Spotkamy się jeszcze?
- Spotkamy - Zill kiwnął głową. - A teraz zamknij oczy.
Hitomi posłuchał go i zacisnął mocno powieki.
* * *
- Ty nawet nie wiesz, jak on panikował - stwierdził Ivy, siedząc naprzeciwko Soana przy łóżku Hitomiego. - Normalnie zachowywał się jak jakieś rozdygotane uke.- Masz coś konkretnego na myśli? - zapytał Vivi, odpakowując z pudełeczka truskawkową galaretkę i wbijając w nią łyżeczkę. - Proszę, Hitomi.
Hitomi kiwnął głową i spojrzał z zaciekawieniem na Ivy'ego.
- Zawsze, jak ci umierają postacie w serialach, to to przeżywasz, jakby nie wiadomo, co się stało - wyjaśnił Ivy.
- Marie była za młoda, żeby umrzeć, miała dziecko w drodze i kochającego męża, a Franco ją zastrzelił, to było podłe! - obruszył się Vivi, na co reszta wybuchnęła śmiechem.
- Ale Miyako, toć to dziecko przeżyło, odratowali je, tym powinieneś zająć umysł - stwierdził Ivy, odpakowując drugą galaretkę. Nadział ją sobie na łyżkę, wyjął całą z pudełka z włożył do buzi. - A pacz na mne, jesztem chomykem, omnomnom.
Vivi zaśmiał się głośno, prawie spadając z krzesła. Hitomi tylko się uśmiechnął. Spojrzał na Tomofumiego, który poprawił mu poduszkę. Może i czasem wkurzał go swoją nadopiekuńczością i panikowaniem w każdej sytuacji, ale i tak go kochał. Od praktycznie pierwszego spotkania.
The end