Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

niedziela, 29 czerwca 2014

Panika

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: wydarzenia na granicy?
Notka autorska: Czyli panika Soana w formie fanfika. Chciałam, by Ivy jakoś go ogarnął.

Soan chodził w kółko po korytarzu. Ivy grał w jakąś gierkę na telefonie, Vivi bawił się plastikowym kubeczkiem, a Sizna przysypiał.
 - Soan, nie martw się, będzie dobrze - stwierdził Vivi, patrząc na kolegę. Soan pokręcił głową i ponownie zmienił kierunek chodu.
 - Vivi ma rację, nie możesz się tak przejmować - Sizna oparł głowę na dłoni. Soan zmierzył go wzrokiem.
 - Ty kochasz tylko drzwi, jak przedawkujesz cukier - mruknął, wyciągając z kieszeni papierosy i zapalniczkę. - Idę na dwór, zawołajcie mnie, jak coś.
Soan zniknął za drzwiami, które trzasnęły głucho.
 - Pójdę z nim pogadać - stwierdził Ivy, chowając telefon do kieszeni. - Sizna, nie przejmuj się, wiesz, że on tak w nerwach.
 - Wiem, wiem - westchnął Sizna. - Jak sobie kogoś znajdę, to może się odczepi.
 - Najpierw musisz się zakochać - zauważył Vivi. - Co w sumie nie jest trudne, tylko trzeba zacząć szukać.
Ivy wyszedł na dwór. Było zimno. Soan stał przy barierce, bawiąc się papierosem.
 - Miałeś zapalić - zauważył Ivy, opierając się o barierkę. - Zrezygnowałeś?
 - Chciałem wyjść - odparł Soan drżącym głosem. Dopiero wtedy Ivy na niego spojrzał.
 - So-san, ty chyba nie płaczesz, co? - Ivy otarł mu łzy z policzków. - No dobrze, jednak płaczesz. Ale So-san, toć Hi-san nie umiera, nie panikuj tak.
 - A jeśli nie wybudzi się z narkozy? A jeśli coś pójdzie nie tak? A jeśli nie będzie mógł śpiewać? A jak lekarze popełnią błąd? Przecież to możliwe, wszystko jest możliwe, a jeśli już nigdy go nie zobaczę, nie przytulę, nie pocałuję, to co? Ja już zapomniałem, jak to jest żyć bez niego...
Soan zastygł w bezruchu, gdy Ivy go nagle do siebie przytulił.
 - Uspokój się, Tomofumi - szepnął spokojnie. - Nie masz podstaw do tego, by aż tak się zamartwiać. Ogarnij się, bo zachowujesz się jak jakieś rozhisteryzowane uke, gdy mu postać w serialu umrze.
Soan zaśmiał się krótko.
 - Chyba rozumiem, co Vivi w tobie widzi - Soan uśmiechnął się lekko. - Potrafisz wprawić człowieka w lepszy nastrój jednym, głupim zdaniem.
 - Nie będziesz już się tak zamartwiał? - zapytał Ivy, zdejmując kurtkę i okrywając nią Soana. - Chodź lepiej, bo przemarzniesz i nie będzie miał się kto Hi-sanem zajmować, jak wróci do domu.
Soan kiwnął głową i poszedł ufnie za Ivym. Czasem go ten wciąż wygłupiający się basista prawie wyprowadzał z równowagi, ale perkusista pomyślał, że tacy przyjaciele właśnie są potrzebni - gdy przyjdą trudne chwile, potrafią zachować pogodę ducha i poprawić innym humor.
* * *
Hitomi rozejrzał się. Nie wiedział, gdzie jest. Otaczała go biel.
 - Hitomi, zamknij oczy - usłyszał głos. Zobaczył Zilla w białej szacie.
 - Saburou? - Hitomi próbował wstać, ale nie mógł. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
 - Nie wstawaj! - zawołał Zill. - Zamknij oczy! Jeśli tego nie zrobisz, to umrzesz!
 - Co, o czym ty do mnie mówisz, Saburou? - zdziwił się Hitomi, wstając. W końcu mu się to udało, choć ciężko było mu się poruszać. Podszedł do Zilla. - To sen, prawda?
 - Nie, Hitomi, to nie sen, to jest... Dość trudne do wyjaśnienia - Zill westchnął. - Hitomi, proszę, nie możesz zawiązać kontaktu z tym światem, musisz się obudzić!
 - To jest niebo? - zapytał Hitomi.
 - Raczej przedsionek - stwierdził Zill, a w tym momencie Hitomi go przytulił. - Nie, Hitomi, puść mnie!
Hitomi poczuł, że nagle opuścił go cały trud, który musiał przed chwilą wkładać w każdy ruch.
 - Hitomi - szepnął Zill. - Musisz się obudzić. Soan czeka.
 - Wiem - Hitomi puścił Zilla i znowu poczuł, że jego ciało jest ciężkie. - Saburou... Spotkamy się jeszcze?
 - Spotkamy - Zill kiwnął głową. - A teraz zamknij oczy.
Hitomi posłuchał go i zacisnął mocno powieki.
* * *
 - Ty nawet nie wiesz, jak on panikował - stwierdził Ivy, siedząc naprzeciwko Soana przy łóżku Hitomiego. - Normalnie zachowywał się jak jakieś rozdygotane uke.
 - Masz coś konkretnego na myśli? - zapytał Vivi, odpakowując z pudełeczka truskawkową galaretkę i wbijając w nią łyżeczkę. - Proszę, Hitomi.
Hitomi kiwnął głową i spojrzał z zaciekawieniem na Ivy'ego.
 - Zawsze, jak ci umierają postacie w serialach, to to przeżywasz, jakby nie wiadomo, co się stało - wyjaśnił Ivy.
 - Marie była za młoda, żeby umrzeć, miała dziecko w drodze i kochającego męża, a Franco ją zastrzelił, to było podłe! - obruszył się Vivi, na co reszta wybuchnęła śmiechem.
 - Ale Miyako, toć to dziecko przeżyło, odratowali je, tym powinieneś zająć umysł - stwierdził Ivy, odpakowując drugą galaretkę. Nadział ją sobie na łyżkę, wyjął całą z pudełka z włożył do buzi. - A pacz na mne, jesztem chomykem, omnomnom.
Vivi zaśmiał się głośno, prawie spadając z krzesła. Hitomi tylko się uśmiechnął. Spojrzał na Tomofumiego, który poprawił mu poduszkę. Może i czasem wkurzał go swoją nadopiekuńczością i panikowaniem w każdej sytuacji, ale i tak go kochał. Od praktycznie pierwszego spotkania.

The end

środa, 25 czerwca 2014

Zwyczajny dzień

Zespół: Moran
Pairing: Ivy&Vivi, w tle Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: zrypany humor autorki
Notka autorska: Z góry przepraszam fanki Sizny, ale jakoś tak wyszło. XD Ogólnie to tego fika napisałam dawno temu w zamian za rysunek, który narysowała mi Kann. Także jej dedykuję tego fika, idk.
W ogóle dobrze mi się pisze fiki z Moranem, zauważyłam. O.o


Zwyczajny dzień pracy. Ivy przeciągnął się leniwie i wszedł do sali, w której kręcili teledysk do nowego singla. Tak już z jakieś trzy razy z niej wychodził i do niej wchodził, bo nie mógł sobie znaleźć miejsca. Na razie jeszcze nie dotarli do scen z jego udziałem, pomijając te z całym zespołem, które nagrali na początku. Teraz była chyba kolej Viviego.
Ivy zatrzymał się na chwilę. Tak w sumie, co on czuł do tego blondwłosego gitarzysty? Zastanawiał się nad tym od dłuższego czasu. Vivi był lekko nadpobudliwy i trochę dziecinny, ale no cóż, miał dopiero dwadzieścia parę lat. Jednakże...
Coś było w tym jego słodkim uśmiechu, że Ivy miał ochotę zatrzymać czas i przez trochę dłuższą chwilę przyjrzeć się twarzy gitarzysty.
Z zamyślenia wyrwał go czyjś głos. Odwrócił się i zobaczył Siznę przytulonego do drzwi.
 - Ludzie nas nie rozumieją, ludzie są dziwni - stwierdził Sizna, głaszcząc drzwi.
 - Si-san, czy ty znowu przedawkowałeś cukier? - zapytał Ivy, patrząc na kolegę ze zdezorientowaniem.
 - Nie przedawkowałem cukru, Ivy. Monko-chan i ja się pobieramy - oznajmił Sizna.
 - Miałem rację - westchnął Ivy. - So-san, Si-san chyba znalazł czekoladki Hi-sana i teraz bredzi!
 - Znowu? - Soan podniósł wzrok znad gazety. Hitomi wziął głowę z jego ramienia i spojrzał zaspanym wzrokiem na Ivy'ego.
 - Chcesz powiedzieć, że Sizna zjadł mi moje pralinki? - zapytał, chyba jeszcze nie do końca kontaktując ze światem.
 - Tak i znowu wyznaje miłość drzwiom - odparł Ivy. Lubił Siznę. Sizny nie dało się nie lubić. Do czasu, aż nie przedawkował cukru. Wtedy Sizna zakochiwał się bez pamięci w drzwiach. Jakichkolwiek.
 - Zaraz, chwila - Hitomi wstał. - On zjadł moje pralinki?
 - E, no tak - Ivy zamrugał. Czyżby Hitomi się zdenerwował? No cóż, Hitomi denerwował się tylko w kilku przypadkach - kiedy ktoś zjadł mu jego słodycze, kiedy ktoś spóźniał się na próbę, a najbardziej, gdy ktoś przystawiał się do Soana. W pierwszym przypadku była jeszcze jakaś szansa przeżycia, w drugim żyło się tylko dzięki temu, że wokaliście nie chciało się szukać kolejnego muzyka do zespołu, a w trzecim... Nie, w trzecim przypadku kończyło się jakieś dwa metry pod ziemią, bo z tego nieśmiałego, peszącego się wokalisty wychodziło nagle jakieś zło wcielone i gryzło swojego rywala.
Fakt faktem, Sizna i jego drzwi zostały brutalnie rozdzielone, gdy Hitomi złapał gitarzystę za rękę i pociągnął go za sobą.
 - Praca, Sizna, praca czeka. I nie obchodzi mnie, że kochasz drzwi, drzwi nie odwzajemnią twojego uczucia, bo są martwym przedmiotem służącym do zamykania pomieszczeń.
 - Ale Monko-chan...
 - Możesz je nawet nazywać "itoshi", ale teraz czas na sceny z twoim udziałem, więc pozbieraj się po tym zerwaniu. I pamiętaj - Hitomi nachylił się nad Sizną i spojrzał mu prosto w oczy. - Moje czekoladki są moje. I Tomofumi też jest mój.
 - Ale ja nie podrywałem...
 - Ale i tak dobrze by było dla ciebie, gdybyś to zapamiętał - stwierdził Hitomi. - A teraz weź gitarę i idź poudawaj, że na niej grasz. Tylko ładnie masz udawać!
Sizna wstał i, rzucając mordercze spojrzenie Hitomiemu, poszedł wykonać polecenia wokalisty.
Ivy westchnął tylko. Spojrzał na Viviego, który stanął przy ścianie i wpatrywał się w sufit.
 - Piękne rysy, co? - zagadał do gitarzysty, na co ten lekko się zdziwił.
 - Słucham?
 - Rysy. Na suficie. Taka mozaika się tworzy. O, patrz, a tam są jakieś zacieki - Ivy wskazał na kąt sali. - O, a tam ściana pęka. Widzisz? O, a te deski, patrz, jakie spróchniałe. Jednej brakuje. Gdzie my przyleźliśmy? Do rudery pana Mamoru, co nie ma jednego zęba, czy jak?
Tymczasem Vivi prawie leżał ze śmiechu na podłodze. Basista spojrzał na niego z uśmiechem.
 - Widzę, że w jakiś sposób poprawiłem ci humor. Szkoda tylko, że, jak zwykle, musiałem zrobić z siebie idiotę.
 - Idiotę? - Vivi momentalnie przestał się śmiać. - Dla mnie nie jesteś idiotą, jesteś raczej, no nie wiem, uroczy.
Hitomi zakasłał, na co Soan pociągnął go delikatnie za rękę, mrucząc coś o poszukiwaniu automatu z kawą.
 - Uroczy? - Ivy spojrzał na Viviego, który w tym momencie wyglądał jak dojrzała truskawka albo inny czerwony owoc lub warzywo.
 - Etto...
 - Ty też jesteś w sumie uroczy - stwierdził Ivy, pochylając się lekko do gitarzysty. - I nie lubię, jak się smucisz, czy zamyślasz z takim bezemocjonalnym wyrazem twarzy, bo wtedy się martwię.
 - Etto...
 - Tak, też cię kocham - powiedział, po czym pocałował delikatnie Viviego, obejmując go w pasie.
 - Ja z Monko nie mogę, ale oni tak?! - usłyszeli po chwili oburzony głos Sizny, czemu zawtórował śmiech Soana i cichy chichot Hitomiego.
Tak, to był zwyczajny dzień.
The end

sobota, 21 czerwca 2014

Alkohol szkodzi trzeźwym

Zespół: Całe nowe PSC (Alice Nine, Kra, Gazette, Screw, ViViD, Dauto, Rave) + Akiya (bo Tora) i wspomniany Shindy (bo Shin)
Pairing: Nie każcie mi ich wszystkich wypisywać.
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: w sumie nie wiem O.o
Ostrzeżenia: Ruki jest idiotą?
Notka autorska: Stwierdziłam, że muszę jakoś shejcić Rukiego w inny sposób, niż tylko o tym mówiąc, idk.

Nigdy nie lubił takich imprez. Z całym PSC, gdzie wszyscy po kolei się upijali, a on siedział w kącie ze szklanką wody i tylko wpatrywał się w to całe tałatajstwo, zastanawiając się, czy może tego dnia nie wypić jednak choć piwa, bo na trzeźwo niektórych się znieść nie dało. Czasem właśnie nie wytrzymywał tego wszystkiego, a potem budził się z kacem i brakiem jakichkolwiek wspomnień z poprzedniego wieczoru, ale przynajmniej nie musiał zmuszać się do uśmiechu, gdy ledwo kontaktujący Tora opowiadał mu kawał o tęczowym jednorożcu. W sumie ten żart to był znak, że trzeba zacząć szukać turlającego się gdzieś pod stołem Akiyi, bo jeśli Amano wypije jeszcze jedno piwo, to sami do domu czy hotelu raczej nie wrócą.
Shou westchnął i wstał od stołu, przechodząc nad leżącym na podłodze Ivu, którego próbował kilka minut temu podnieść, ale po tym, jak pozbawiony logicznego myślenia przez alkohol basista połamał mu prawie palce, dał sobie spokój.
Podszedł do uchylonej lekko szafy i zajrzał do środka. Hikaru spał wtulony w Reikę, mamrocząc coś cicho. Shou zastanawiał się, czy powinien ich obudzić, ale stwierdził, że i tak pewnie by nie kontaktowali, więc wolał ich tak zostawić.
 - Shou-kun, witsiałeś mosze Jina? - przy Shou zmaterializował się ledwo stojący na nogach Byou. - Bo niue moge gom znaleść.
 - Chyba pod stołem - Shou wskazał na zwiniętą w kłębek blondwłosą kulkę, która jak nic była na co dzień perkusistą Screw.
 - Tsiemkujem - Byou ruszył slalomem we wskazanym przez Shou kierunku.
Ohara westchnął po raz drugi w ciągu kilku minut i przeszedł do drugiego pokoju. Tutaj Ren jak zwykle przykleił się do nogi Koukiego, na co ten już zupełnie nie reagował, bo spał w najlepsze wtulony w Ibukiego. Mikuru siedział obok Rena i śpiewał pod nosem jakąś piosenkę Megamasso. Yuhra usiłował wyjaśnić Yasuno, że wychodzenie przez okno nie jest dobrym pomysłem, a muzycy z Borna kłócili się o to, komu leżący na podłodze Taizo będzie służył za poduszkę. Poza tym, Nao i Hiroto spali razem z Torą i Akiyą na materacu, który nie wiadomo, skąd wytrzasnęli. Shou ucieszył się, że przynajmniej mają wygodnie.
W kolejnym pomieszczeniu Kazuki opowiadał Ruiemu jakieś niezbyt zrozumiałe dla trzeźwego Shou kawały, ale na całe szczęście basista Screw był na tyle pijany, by mógł się z nich na spokojnie śmiać. Ko-ki i Minase założyli się właśnie, czy Reno zsunie się z Ryogi, który robił za jego materac, czy nie, a Manabu miał dopilnować, by żaden z nich nie sfałszował wyniku. Shou pokręcił z niedowierzaniem głową. Czasem czuł się najstarszy z tego całego towarzystwa.
 - Shou-san, widziałeś resztę moich kolegów? - zapytał tylko trochę pijany Nisa, usiłując nie puścić kompletnie ululanego You.
 - Ren i Mikuru są w sąsiednim pokoju, a...
 - Nasz perkusista zamknął się w łazience kwadrans temu, pewnie śpi na kibelku. Dziękujemy, Shou-san - Nisa pociągnął You w stronę zielonych drzwi.
Ohara wszedł do ostatniego pokoju. Perkusista Rave, który w końcu już wyszedł z łazienki, spał na kocyku obok kanapy, nie zwracając uwagi na Keiyu, który dźgał go ołówkiem w ramię, z czego Reita miał nieziemski ubaw. Kai drzemał na kanapie z głową na nogach Aoiego, który w tym momencie przeniósł wzrok na Shou.
 - Jeśli chcesz wiedzieć, Shou-kun, Saga-kun jest w łazience - oznajmił Aoi, strzepując popiół z papierosa do popielniczki. - Kilka minut temu był tu Shin-kun i pytał o ciebie i o swój zespół, a później ktoś do niego zadzwonił, pewnie Shindy-kun. Okej, to ja idę spać.
Aoi podniósł na chwilę Kaiego i położył się obok niego. Shou westchnął ciężko i już miał wychodzić, gdy ktoś złapał go za rękę.
 - I co, Kicajcu, idziesz już? - zapytał Ruki, na co Uruha zaśmiał się i zsunął się z krzesła pod stół.
 - Puść mnie, Ruki, bo nie ręczę za siebie - warknął Shou, usiłując wyrwać się Rukiemu, ale zaowocowało to tylko tym, że wokalista Gazette umocnił uścisk.
 - Aleś ty zabawny! - Ruki wybuchnął śmiechem tak głośnym, że powinien obudzić każdego w promieniu kilometra, a zamiast tego Aoi zaczął chrapać. Ruki zaciągnął Shou do brązowych drzwi i otworzył je kluczem, który nie wiadomo, skąd miał.
 - Odsuń się ode mnie, powiedziałem - warknął Shou, odpychając Rukiego od siebie, na co ten znów się zaśmiał i w następnej chwili Ohara leżał na podłodze, a zadowolony z siebie wokalista Gazette siedział na nim okrakiem. - Zejdź ze mnie, Ruki.
 - Tak, tak, już - Ruki, wciąż siedząc na Shou, zamknął drzwi z powrotem na klucz. - Taizo wszystko można ukraść, jak śpi. Powinien bardziej pilnować swoich gości.
 - Jesteś pijany.
 - Wszyscy są - Ruki pochylił się nad Shou. - W sumie to od lat tylko czekałem na taką okazję. By sprawić ci jak największą traumę, Kicajcu. Ale zawsze obok był Isshi albo Saga, który teraz śpi w łazience odurzony środkami nasennymi, które wsypałem mu do drinka. Zło wcielone ze mnie, co nie, Kicajcu?
 - Ruki, co ty... - Shou zamarł na chwilę, gdy ten pocałował go łapczywie, ale zaraz później go odepchnął i wstał gwałtownie, zrzucając Rukiego z siebie. - Przestań!
 - Zabawne, jak się tak bronisz - Ruki złapał krzesło, którym Shou próbował go znokautować. - To nic nie da, Kicajcu, dzisiaj jesteś mój.
Ruki odrzucił krzesło, po czym dostał z pięści od Shou. Otarł zranioną wargę i spojrzał na swoje palce.
 - Urocze - stwierdził Ruki, gdy Shou próbował otworzyć drzwi.
Shou podbiegł do okna. Spojrzał w dół. W sumie nie wiedział, które to piętro, ale od ogromnej wysokości, która dzieliła go od widzianego gdzieś tam na dole trawnika, zakręciło mu się w głowie. Co oczywiście wykorzystał Ruki, powalając go na podłogę. Znowu.
 - Chcesz się zabić, Kicajcu? Mowy nie ma, najpierw się pobaw...
Trzask! Drzwi od pokoju wyleciały z zawiasów, a do pokoju dosłownie wpadł Shin, po czym podniósł się z podłogi. Spojrzał na zdezorientowanego Rukiego siedzącego na przerażonym Shou i zacisnął dłonie w pięści.
 - Wiedziałem - wycedził i, nim którykolwiek z muzyków znajdujących się przy oknie zdążył cokolwiek powiedzieć, Ruki już walnął z impetem o ścianę. Po chwili otrząsnął się z pierwszego szoku i wstał, usiłując otworzyć lewe oko, ale mu to nie do końca wyszło, bo już zaczynało mu puchnąć.
 - Ale głupi dzieciak. Jak zwykle musisz mieć obrońcę, co, życiowy nieudaczniku? - zapytał Ruki, uśmiechając się wrednie, przez co znowu odbił się od ściany, a z kącika ust spłynęła mu krew.
 - Nigdy nie obrażaj Ohary Kazumasy w mojej obecności - warknął Shin, trzymając Rukiego za koszulę. - A spróbuj go tknąć raz jeszcze, to sprawię, że cię nawet Uruha nie pozna. A jeśli Saga-san będzie trzeźwy i przytomny, to już w ogóle po tobie. Zrozumiano?
Ruki zadrżał z przestrachu. Dopiero teraz zrozumiał, że z Shinem chyba jednak lepiej nie zadzierać.
 - To ja fójdę foszuhać lofu - stwierdził Ruki, odsuwając delikatnie od siebie Shina i slalomem kierując się do drzwi.
Shin odetchnął głęboko i odwrócił się w stronę zdumionego Shou.
 - On chyba nigdy siłowni nie widział na oczy - Shin uśmiechnął się lekko i podał Shou rękę, po czym pomógł mu wstać. - Znalazłem ululanego Sagę-sana w łazience i coś mi podpadło, bo nie mogłem go obudzić. Będę musiał zapłacić Taizo-sanowi za te drzwi...
Shin drgnął, gdy Shou przytulił go do siebie tak mocno, że Akihide na chwilę zabrakło tchu.
 - Dziękuję - szepnął Kazuma, na co Shin zaśmiał się krótko.
 - Nie ma za co, Shou-san - powiedział, gdy Shou się od niego odsunął. - A teraz chodźmy po Sagę-sana i idźmy do domu. Shinya dzwonił, że mam przyjechać, bo zatrzasnął się w łazience, a padł prąd i trochę się boi. Za dużo horrorów tak sądzę - stwierdził Shin, przechodząc po leżących drzwiach.
 - W sumie jak nas znalazłeś? - zapytał Shou.
 - Wrzasnąłeś na Rukiego. Twój głos poznam wszędzie, Shou-sama - odparł Shin, uśmiechając się promiennie.
Tak, wszystko wróciło do normy.

The end

środa, 11 czerwca 2014

Nieaktualny numer telefonu

Zespół: Alice Nine, Kagrra,
Pairing: Saga&Shou, Shou i Isshi jako przyjaciele
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: oparte na faktach, śmierć
Notka autorska: Przyszło mi to do głowy, gdy usłyszałam podobną historię w radio.

Saga wszedł do pokoju i spojrzał na Shou. Ten był tak zapatrzony w mangę, że basista pomyślał, iż Ivu mógłby go wynieść razem z kanapą, a Ohara nic by nie zauważył.
 - Ej, Kazuma? - zagadał do niego Saga, na co Shou drgnął i spojrzał na basistę z lekką dezorientacją.
 - Tak?
 - Mogę zadzwonić z twojego telefonu do Nao? Mój się ostatnio coś psuje. Chyba muszę iść do komisu, by mi to naprawili - westchnął Saga.
 - Jasne, leży na półce - odparł Shou i wrócił do czytania mangi.
Saga wziął komórkę wokalisty do ręki i zaczął przeglądać kontakty.
 - Nao, Nao, gdzie jesteś? - zapytał Saga, przeklinając w duchu producenta telefonu Shou, który wymyślił sobie, że kontakty będą układały się według dodawania ich do zbioru, a nie według nazwy. W pewnym momencie zamarł na chwilę, widząc dwa znaki.
シノ
Saga jeszcze raz popatrzył na te znaki. Tak, teraz był pewien, że wie, co one oznaczają. Zadzwonił do Nao, którego numer w końcu znalazł i poszedł do pokoju. Shou nadal czytał mangę.
 - Dziękuję - Saga podał mu telefon. - Kazuma?
 - Tak? - Shou spojrzał na niego zniecierpliwiony. Nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadzał.
 - Czemu nie usunąłeś numeru Isshiego?
Manga z głuchym stukiem spadła na podłogę. Shou westchnął przeciągle i nic nie odpowiedział.
 - Przecież Nao pewnie już dawno zlikwidował jego numer...
 - Nie zrobił tego - Shou pokręcił energicznie głową.
 - Dlaczego?
 - Shino miał w telefonie aplikację pozwalającą nagrywać oryginalną wiadomość na sekretarkę dla wybranych dziesięciu numerów. Czasem... Lubię do niego zadzwonić, kiedy mi smutno - odparł Shou.
Saga spojrzał na telefon leżący na kanapie. Podniósł go i po dłuższej chwili znalazł numer Isshiego. Nacisnął zieloną słuchawkę i czekał.
Cześć, Kazuma. Nie mogę teraz rozmawiać, ale jeśli dzwonisz już po raz trzeci lub któryś z kolei, to wiedz, że możesz czuć się zaproszony do kawiarni na ciasto. Może być nawet marchewkowe. Zostaw wiadomość po sygnale, jeśli chcesz. Do usłyszenia.
Saga powoli opuścił rękę z telefonem. Mimo tego, że był często zimnym draniem, to jednak... Zachciało mu się płakać.
Saga usiadł obok Shou, schylił się, podniósł mangę i położył na stole.
 - Nie mogę uwierzyć w to, że w tym roku miną trzy lata - szepnął Shou. - Mam wrażenie, że jeszcze wczoraj z nim rozmawiałem.
Saga uśmiechnął się delikatnie i objął Shou ramieniem.
 - Mogę cię zabrać do tej kawiarni...
 - Jak ostatnio próbowałem przekroczyć jej próg, to prawie się rozpłakałem, więc wybacz, ale chyba muszę odmówić - powiedział cicho Shou.
 - To pójdziemy gdzieś indziej. I jeśli nie chcesz, to nie usuwaj tego numeru. Ja usunąłem, słyszałem tylko standardową formułkę, a nie coś takiego - stwierdził Saga. - Chodź, muszę wyciągnąć cię na miasto, zanim znowu pomoczysz mi łzami sweter.
Shou uśmiechnął się lekko i posłusznie wstał, gdy Saga pociągnął go za rękę.
 - Chodźmy nad jezioro.
 - Popatrzymy na chmury?
 - Ciebie zawsze interesuje tylko niebo. I gwiazdy. I księżyc. Ewentualnie sufit zaczyna falować.
 - Sakamoto!
Śmiech Sagi rozniósł się po osiedlu, gdy Shou trzepnął go w ramię. Tak, kochał się z nim droczyć. I nie tylko to.

The end

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Silver Moon, Black Star

Zespół: Alice Nine, Kagrra,
Pairing: Shou i Isshi jako przyjaciele, Saga&Shou, w tle Tora&Akiya, Nao(z Alisu)&Hiroto, Isshi&Nao(z Kagrry,), Izumi&Shin
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, angst
Ostrzeżenia: oparte na faktach, śmierć
Notka autorska: Tekst nawiązuje do mojego innego fanfika, dlatego ma taki tytuł, a nie inny.

Shou siedział w garderobie. Był zmęczony po koncercie. Zamknął oczy i położył się na kanapie. W pewnym momencie usłyszał głos Akiyi, który, z dźwięku, który nastąpił później, jak nic wskoczył Torze na ręce, czego raczej Amano się nie spodziewał i klapnął razem ze swoim kochaniem na podłogę.
 - Świetny koncert, Ashi! - zawołał Akiya. No tak, podekscytowany Akiya zachowywał się zawsze trochę... Bardziej jak uke niż zwykle. I nazywał Torę tym zabawnym zdrobnieniem.
Shou pewnie by przysnął, gdyby nie poczuł czyjejś dłoni na ramieniu. Otworzył oczy. Zobaczył lekko uśmiechającego się Isshiego, który ukucnął przy kanapie.
 - Hej, Kazuma - Isshi zaśmiał się krótko. - Jak to jest dać samodzielny koncert w Budokanie?
 - Shinohara - Shou usiadł i otrzepał się z niewidzialnych okruszków, po czym pomógł wstać Isshiemu, który stracił w końcu równowagę i przewrócił się na podłogę.
Przy drzwiach stali obaj Nao i rozmawiali z Izumim i Sagą. Gdzieś tam dało się słyszeć entuzjastycznie opowiadającego co się działo Hiroto, a jego słuchaczem jak nic był Shin. Isshi usiadł obok Shou i spojrzał na niego z uśmiechem.
 - Tak w sumie, Kazuma - zaczął Isshi. - To muszę przyznać, że jestem z ciebie dumny. Wydoroślałeś i to bardzo przez te siedem lat.
Shou drgnął, gdy Isshi tyknął go w nos.
 - Obok mnie nie siedzi już ten Króliczek bez żadnej pewności siebie, którego musiałem leczyć z kompleksów - stwierdził Isshi, po czym przytulił Shou do siebie. - My naprawdę jesteśmy z was szalenie dumni. Jesteście naszymi godnymi następcami.
 - Dziękuję - powiedział dopuszczony w końcu do głosu Shou, zaciskając palce na lewym ramieniu Isshiego. - Ale bez was nic byśmy nie zdziałali.
 - Bzdury pleciesz - Isshi uśmiechnął się lekko, przymykając oczy. - Dalibyście sobie radę, jestem tego pewien.
 - Tyle że to dzięki tobie tak naprawdę tu jestem - Shou poczuł, jak łzy spływają mu po policzku, czego nie chciał, ale nie potrafił zapanować nad uczuciami.
 - Nie płacz mi tutaj - Isshi zaśmiał się krótko. - Wystarczy, że ja mam zaszklone oczy.
Isshi odsunął Shou od siebie. Poprawił włosy i starł wierzchem dłoni łzy z policzka młodszego wokalisty.
 - Shinohara?
 - Tak?
 - Obiecujesz, że zawsze będziesz mnie wspierał? - Shou ujął dłonie Isshiego w swoje. - Obiecujesz, że zawsze będziesz moim mentorem?
W oczach Isshiego zalśniły prawie niewidoczne iskierki strachu.
 - Kazuma - Isshi westchnął krótko. - Obiecuję, że nawet jeśli nie będzie mnie przy tobie ciałem, to będę duchem. Wystarczy taka odpowiedź?
Shou pokiwał głową. Odwrócił się, czując na sobie spojrzenia Nao i Sagi.
 - Shou, czy mógłbyś lojalnie puścić dłonie Shino? - zapytał basista Kagrry,. - Zagraliście świetny koncert, poniosły cię emocje, ale tak dla własnego dobra pilnuj lepiej własnego seme - stwierdził, klepiąc Sagę po ramieniu.
 - Ale popatrz, mówiłem ci, że wokaliści zawsze muszą się rozkleić, tego nie unikniesz - zaśmiał się Saga.
 - Saga, ja ci mogę jeszcze ten nos zoperować, tyle siły nadal mam - stwierdził Isshi, wstając.
 - Za aż tak starego to cię nie uważam - Saga uśmiechnął się lekko. - To co, idziemy się napić?
 - Tylko nie pij za dużo, bo cię nieść nie będę - Shou szturchnął go w ramię.
 - Ciebie też to się tyczy - upomniał Isshiego Nao. - Chociaż mnie też będzie trzeba pewnie nieść.
 - Padniesz szybciej ode mnie, masz słabszą głowę, Yamiyo - stwierdził Isshi, na co Nao tylko prychnął.
 - Shinohara "Isshi" Hitoshi jest ze mnie dumny. Trafiłem do nieba? - pomyślał Shou, mijając leżącego na podłodze Hiroto i zatroskanego Shina, który stał obok niego.
Spojrzał na Isshiego. Miał od jakiegoś czasu wrażenie, że coś jest nie tak. Isshiego coś gryzło, tego był pewien. I to nie był nadchodzący rozpad Kagrry,. Jego przyjaciel na pewno miał poważniejszy problem. Tylko Shou nie mógł dociec, co to mogłoby być. Ale stwierdził, że jeśli Isshi milczy, to nie powinien się wtrącać.
Minęło kilka miesięcy. Shou siedział w kuchni i akurat zalewał kawę, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Saga wyszedł gdzieś zaraz po daniu mu prezentu urodzinowego i złożeniu życzeń, więc wokalista musiał sam iść otworzyć. W drzwiach stał Isshi z pudełkiem.
 - Wszystkiego najlepszego, Kazuma! - Isshi uśmiechnął się promiennie. - Mogę wejść?
 - Jasne, wchodź - Shou wpuścił Isshiego do środka. - Nie musiałeś tak osobiście przychodzić...
 - Mówisz to co roku, dzieciaku - Isshi zaśmiał się krótko. - Akiya i Tora dali ci już prezent?
 - Tak, wczoraj na próbie dostałem.
 - Tak więc, tu masz ciasto i laurkę od Izumiego i Shina - Isshi położył na stole pudełko i kopertę, po czym wyciągnął mniejszą paczuszkę z torby. - A to jest ode mnie i Yamiyo. Uważaliśmy, by się nie połamała.
Shou spojrzał na Isshiego. Ostatnio dostał od niego ich wspólne zdjęcie w ramce, które powiesił w kuchni. Co wymyślił tym razem?
Delikatnie odpakował płytę. Ku swojemu zdumieniu zobaczył limitowaną edycję płyty L'arc-en-ciel, której na półce jeszcze nie miał.
 - Shino... - Shou przytkało. - Dziękuję!
Isshi zachwiał się, gdy Shou prawie go przewrócił, skacząc mu w ramiona.
 - Czy ja ci kiedyś nie mówiłem, że masz tak nie hopsać, Króliczku? - zapytał Isshi. - Saga pewnie mnie zabije, jak po raz dwudziesty usłyszy te same piosenki, co?
 - Postaram się go powstrzymać - Shou uśmiechnął się promiennie.
 - To ja już będę leciał do studia, czas na pracę! - Isshi odwrócił się i nagle zachwiał się tak gwałtownie, że gdyby Shou go nie złapał, pewnie by się przewrócił.
 - Shino? - Shou patrzył na lekko zakłopotanego Isshiego. - Co się stało?
 - Zakręciło mi się w głowie, to wszystko - Isshi uśmiechnął się delikatnie. - Czasem tak mam. Już jest dobrze.
 - Na pewno? - Shou spojrzał na niego ze zmartwieniem.
 - Nie przejmuj się tak - Isshi pogłaskał go po głowie. - Masz czas spotkać się w przyszłym tygodniu?
 - Jasne - Shou kiwnął głową. - Ale na pewno dobrze się czujesz?
 - Tak, głuptasie - Isshi podszedł do drzwi. - Fakt, że ktoś stracił równowagę, nie oznacza od razu, że świat się kończy. Do zobaczenia za tydzień, Kazuma.
 - Do zobaczenia - mruknął Shou, zamykając za Isshim drzwi. Jego przeczucia były coraz silniejsze.
Spotkali się szesnastego lipca w kawiarni, do której od zawsze chodzili. Znowu wzięli tę samą kawę z czekoladą i te same cynamonowe ciasteczka. Rozmawiali dość długo. O pracy, o życiu codziennym, o muzyce, o pogodzie, o zwierzakach. Po prostu o wszystkim, o czym tylko się dało.
 - Kazuma? - nagle odezwał się Isshi, gdy wychodzili z kawiarni. - Wiesz, że jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół?
Shou drgnął. Z jednej strony czuł się zaszczycony tym wyznaniem, z drugiej jednak jego przeczucia osiągnęły apogeum. Coś stanowczo było nie tak.
 - Ty moim też - Shou uśmiechnął się lekko. Znów zaczęli rozmawiać. Coś dziwnego wisiało w powietrzu.
Stanęli przed domem Isshiego. W drzwiach już czekał Nao, głaszcząc Otakiego po głowie.
 - Dbaj o siebie, Kazuma - Isshi przytulił nagle Shou do siebie.
 - Ty o siebie też, Shinohara - wypowiadając te słowa, Shou nie miał pojęcia, że za trochę ponad tydzień...
...obudzi się na kanapie w studio i będzie patrzył pustym wzrokiem na Torę siedzącego obok ze szklanką wody.
 - Lepiej ci? - zapytał Tora, podając mu napój. - Nie miałem pojęcia, że zemdlejesz. Hiroto się rozpłakał, Nao zabrał go do domu, bo zaczął histeryzować.
 - A Sakamoto?
 - Wyszedł zapalić. Wybacz, Shou, powinienem ci to przekazać w delikatniejszy sposób.
Drzwi uchyliły się lekko i pojawił się w nich Saga.
 - Em, Kazuma - Saga podszedł do nich i przygryzł dolną wargę. - Trochę śmierdzę dymem, ale jak chcesz się przytulić, to...
Saga zastygł, gdy Shou przewrócił go na podłogę i po prostu wybuchnął przeraźliwym szlochem. Saga westchnął, usiłując uspokoić własne łzy cisnące mu się do oczu, po czym delikatnie wplótł palce we włosy Shou.
 - Nie płacz - szepnął tylko, zdając sobie sprawę, że te dwa słowa nie skleją serca jego ukochanego, które tego dnia rozpadło się na kawałki.
The end

niedziela, 8 czerwca 2014

In his eyes

Zespół: Alice Nine, Kagrra,
Pairing: Shou i Isshi jako przyjaciele, Saga&Shou, Tora&Akiya, Nao&Hiroto
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: oparte na faktach
Notka autorska: To było tak, że Shou na jednym koncercie ubzdurał sobie, by Hiroto wturlał go na wózku inwalidzkim na scenę. Jak się o tym dowiedziałam, to tak mną hejt miotnął, że musiałam to opisać.

Tora zaśmiał się krótko, gdy Hiroto potknął się o próg. Pomógł koledze utrzymać równowagę i wszedł do garderoby.
 - A mówiłem, żebyś uważał - stwierdził Nao, obejmując Hiroto w pasie. - Ale ty nigdy nie słuchasz.
 - Słucham, ale mi nie wychodzi - sprostował Hiroto, na co pozostali się roześmiali.
 - Biedna, mała wiewiórka - mruknął Saga, nadal się uśmiechając. - Ej, Tora, twoja komórka chyba dzwoni.
 - Serio? - Tora podniósł z szafki wyciszony telefon. - O, Akiya. No cześć, kochanie, coś się stało? Zazwyczaj dzwonisz wie...
 - Daj mnie na głośnik.
 - Co? Czemu?
 - Po prostu to zrób - głos Akiyi był przepełniony złością.
 - Już dobrze, dobrze - Tora włączył opcję, o którą prosił Akiya. - Chłopaki, Aki chciałby porozmawiać z nami wszystkimi, tak coś mi się wydaje.
 - Dobrze wam się wydaje - jad w głosie Akiyi osiągnął poziom maksymalny. - Od czego by tu zacząć... Czy wy wszyscy powariowaliście?!
 - Ale o co chodzi? - zdziwił się Hiroto.
 - O co chodzi? Nie wiem, może o to, że dzisiaj pchałeś wózek inwalidzki, na którym siedział wasz szanowny wokalista? Może właśnie o to mi chodzi?!
 - Ale Akiya, to był tylko żart - wyjaśnił Shou.
 - Żart?! Żart jest wtedy, gdy śmieszy to wszystkich wokół, a nie tylko tego, kto to wymyślił! Przyznaj się, Kazumasa, to był twój pomysł.
 - Tak jakby...
 - Ach, więc jednak miałem rację! - Akiya zaśmiał się sucho. - Mi osobiście zrobiło się słabo. Dwa razy. Jak o tym usłyszałem i jak dowiedziałem się, że to był żart. Taki sobie kawał! Czy możecie mi wyjaśnić, dlaczego uznaliście, że pomysł tego dzieciaka jest taki genialny? Masashi? Nao? Hiroto? Saga? Ktokolwiek może mi to wyjaśnić? Może zacznijmy od mojego ukochanego. Jakiekolwiek propozycje?
 - Nie wiem, po prostu jakoś tak... Nie potrafiłem się sprzeciwić - odparł Tora.
 - Bo co? Bo to twój lider? Czy myślisz, że jeśli Izumi wpadał na durne pomysły, to wszyscy czterej siedzieliśmy cicho? Pomińmy fakt, że Izumi nie zniżał się do takiego poziomu żenady.
 - Jakiego poziomu żenady, Akiya, to był... - Shou wstał gwałtownie, każde słowo wypowiadając coraz głośniej. Były gitarzysta Kagrry, jednak mu przerwał.
 - Ty siedź cicho, panie wspaniałomyślny. Nao, wypowiedz się na ten temat.
 - Ja przestałem być liderem w zeszłym roku...
 - I co z tego?! Nieważne, czy jesteś liderem czy nie, musisz, powtarzam, musisz zauważać, że ktoś robi coś nie tak! Co ma jedno z drugim wspólnego? Kami-sama... Hiroto, wyjaśnij mi, dlaczego zgodziłeś się pchać ten cholerny wózek?
 - Em, no nie wiem, takie życie ciapy chyba - Hiroto wzruszył ramionami, patrząc z przestrachem na Nao.
 - A jakby ci kazali skoczyć z okna, to też byś rozłożył rączki i poleciał? - Akiya westchnął ciężko. - Myśl czasem za siebie, dzieciaku. Saga, masz coś do dodania?
 - Jeśli chcesz przekonać do czegokolwiek Kazumę, to musisz mieć jakąś super moc, inaczej się nie da. A już do zmiany zdania na pewno - odparł Saga. - Także nie wrzeszcz na mnie.
 - Nawet tego nie skomentuję - stwierdził Akiya. - Gratuluję, Shou, podporządkowania sobie zespołu tak, by każdy ślepo cię słuchał. Nawet mojego Masashiego przerobiłeś na mokrą skarpetę. Brawo! Szkoda tylko, że nikt nie potrafi postawić cię do pionu.
 - To był tylko żart! - Shou wyrwał Torze komórkę. - Żart, nic innego! Nie masz prawa nas i mnie oceniać w taki sposób!
Nastała chwila ciszy. Słychać było tylko urywany oddech wściekłego Shou.
 - Wiesz, Kazumasa... - Akiya zamyślił się na moment. - Gdzie się podział ten uśmiechnięty od ucha do ucha Shou, który biegał za Isshim i wołał za nim "Isshi-sama!"? Tamtemu wystarczyłoby powiedzieć, że zrobił źle, a od razu by przeprosił. Dziwnie mi tak teraz rozmawiać z tobą, gdy się zachowujesz w taki sposób. Isshi nie byłby z ciebie dumny, Kazumasa.
Tora w ostatniej chwili złapał swój telefon, zanim ten upadł na podłogę upuszczony przez Shou.
 - Kazuma, hej, co się stało? - Saga podniósł się z kanapy i podszedł do Shou, który stał z lekko rozchylonymi ustami i powoli szklącymi się oczami.
 - Zrozumieliście w końcu? - zapytał Akiya.
 - Tak - Nao kiwnął głową. - W imieniu wszystkich przepraszam. Powinniśmy zachować się bardziej dojrzale.
 - Murai ma rację, wybacz - Hiroto uśmiechnął się kącikiem ust.
 - Masashi?
 - Tak, przepraszam - Tora westchnął. - Reszta też na pewno by cię przeprosiła, gdyby nie składała się z Sagi i zapłakanego w tym momencie Shou.
Saga rzucił mu mordercze spojrzenie. Chwilę wcześniej bowiem Shou się przewrócił, a jedyne, co Sakamoto mógł zrobić, to zamortyzować trochę upadek, by Kazuma nie potłukł sobie kolan. Wyżej wymieniony wokalista wtulał się teraz w niego, szlochając mu w koszulę.
 - ...zapłakanego? - zapytał Akiya po chwili.
 - Chyba do niego dotarło. I jest mu teraz bardzo przykro - odparł Tora. - Zadzwonisz wieczorem?
 - Tak. Wybaczcie, że na was nakrzyczałem.
 - Nie masz za co przepraszać, należało się nam - stwierdził Nao.
 - To do usłyszenia. Cześć - Akiya rozłączył się.
W jego oczach zawsze chciałem być najlepszy. By był dumny z tego, że ma takiego podopiecznego, przyjaciela. Nigdy nie wpadłbym, że mogę zrobić coś, co uzna za żałosne. A chyba właśnie tak zrobiłem. Zniżyłem się do poziomu, do którego nawet Rukiemu daleko.
Shou zacisnął palce na łodyżkach kwiatów i pchnął drugą ręką ciężką bramę. Idąc pomiędzy grobami, czuł, jak kolana mu miękną i miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Bał się. Jak gdyby naprawdę miał go teraz zobaczyć.
 - Hej, Shinohara - powiedział spokojnie, podchodząc do nagrobka. - Co u ciebie? Patrz, przyniosłem tulipany. Żółte.
Shou ukucnął i położył kwiaty na grobie.
 - Wiesz, zrobiłem chyba coś głupiego - oznajmił, wpatrując się w imię i nazwisko Isshiego wyryte w marmurze. - Przepraszam. Zawsze chciałem, byś był ze mnie dumny. Pewnie ci smutno teraz, prawda?
Ohara przesunął palcami po znakach, które układały się w daty narodzin i śmierci Isshiego.
 - Za mało lat je dzieli - stwierdził Shou, siadając na ziemi. - To jak podobają ci się kwiaty? Ładne, prawda? Ekspedientka myślała, że to dla dziewczyny. Zmarkotniała, gdy powiedziałem, komu je niosę.
Popołudniowy wiatr rozwiał włosy Shou, na co ten się wzdrygnął.
 - Zimno się robi - wokalista uśmiechnął się, otulając się szczelniej szarym sweterkiem. - Pamiętasz, to ty dałeś mi ten sweter. To było tak dawno temu...
Shou zaśmiał się, wstając.
 - Może jutro też przyjdę. Nie wiem. Jeszcze zobaczę - Kazuma odwrócił się na chwilę. - Już więcej czegoś takiego nie zrobię. Obiecuję. Do zobaczenia, Shino.
Brama cmentarza zaskrzypiała cicho, gdy Shou ją zamknął. Uśmiechnął się lekko i zniknął w tłumie przechodniów.
Wiatr otworzył karteczkę przyczepioną do bukietu...
Gomenasai, Isshi~sama.
The end