Zespół: Kra, Kagrra,, Alice Nine
Pairing: Keiyu&Mai, w tle Isshi&Nao i Tora&Akiya*
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: Mam doła. Więc wam też go zaserwuję. Tak, jestem okrutna. A moje oczy nadal mokre od łez.
Ludzie ranią. Dotkliwie. Często nawet nas nie dotykając.
Wyobraź sobie taką sytuację. Twój ukochany jest chory, ciąża Twojej bratowej jest zagrożona, Twój brat złamał nogę, Twoja matka ma depresję, Twojemu ojcu grozi zawał, a Twoja jaszczurka ma jakąś dziwną chorobę skóry. Czy może być gorzej?
Tak, owszem. Twój najlepszy przyjaciel umiera.
I wyobraź sobie, że minęło kilka miesięcy. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że noga Twojego brata nie jest już w kawałkach, a Twoja bratowa jest w zaawansowanej ciąży, ale nie wiadomo, czy dziecko przeżyje.
I tak, zgadłeś. Twój przyjaciel nadal umiera. A Śmierć biegnie w jego stronę coraz szybciej.
- Nie powiem mu - zaparł się Isshi, nalewając wody do kubka. Nao wyjechał, a on został sam i jak zwykle do mnie zadzwonił. Nieważne, że mam liche zdrowie Maiccho na głowie. Przecież według niego zawsze mogę wpaść do mojego przyjaciela.
- Musisz mu powiedzieć - odparłem, zakładając nogę na nogę. - Rozumiesz to, Shino?
- Zacznie panikować - oznajmił Isshi. - A jak wpadnie w panikę, to go nie uspokoimy.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Taki już jest - odparł Isshi i oparł się o szafkę. - Kou... Złap mnie.
Dziękuję bogom, że Nao wyjechał. Naprawdę.
- A co zrobi Nao, jak umrzesz? - zapytałem, kładąc mokrą ścierkę na czole Isshiego. Jego oddech zaczął się uspokajać. Nareszcie.
- Pojęcia nie mam - odparł Isshi słabym głosem. - I wolę o tym nie myśleć.
Zadzwonił telefon. Odebrałem.
- Tak, Maiccho? - spytałem.
- Kupisz mi chusteczki? - zapytał Maiccho tym swoim słodkim głosem, choć w tym momencie zachrypniętym niemiłosiernie.
- Tak, oczywiście - przytaknąłem.
Shino odprowadził mnie do drzwi. Widziałem, jak gaśnie. Niczym świeca, której knot już prawie się wypalił.
- Boję się - powiedział cicho Isshi. - Nie chcę, by ona nas rozdzieliła.
- Kto?
- Królowa tamtego świata, Kou - Isshi uśmiechnął się słabo. - Jak po mnie przyjdzie, to długo przyjdzie mi czekać na Yamiyo.
- I na mnie - zauważyłem.
- I na ciebie - Isshi zaśmiał się cicho. - Idź już. Mai cię potrzebuje, Kousuke.
- Do zobaczenia, Shino - powiedziałem i pobiegłem do samochodu.
Minął miesiąc. Shino znów chciał, bym przyszedł. Ale nie mogłem. Yasuno stwierdził tego dnia, że nie da się zawlec na próbę, Yuhra się przeziębił, a Taizo gdzieś się zgubił. Maiccho za to dostał wysokiej gorączki i musiałem z nim do szpitala jechać. Dajcie spokój.
Tydzień później odebrałem telefon od Tory, z którym ostatnio miałem jakiś słaby kontakt. W ogóle to wszystko było jakieś dziwne. Isshi ani nie dzwonił ani nie odbierał. Akiya odebrał raz i przez chwilę rozmawiał ze mną dziwnym głosem, jakby miał się rozpłakać, a potem nagle się rozłączył. Shin powiedział, że nie ma ochoty na rozmowę i musi iść do sklepu kupić sto pudełek chusteczek, bo mu się kończą. Izumi wymigiwał się chodzeniem na ryby i brakiem zasięgu, a jego głos był dziwnie pozbawiony tego roześmianego wydźwięku, który zawsze posiadał. A Nao miał wyłączony telefon. Coś było nie tak.
- Mój ukochany nadal jest chory, moja bratowa urodziła zdrowe dziecko, ale więcej potomstwa mieć nie może, brat złamał rękę, matka usiłowała popełnić samobójstwo, ojciec przeszedł zawał, a jaszczurka odgryza sobie ogon z byle powodu. Na dokładkę wy ostatnio zachowujecie się dziwnie, więc podaj mi poważny powód, dlaczego dzwonisz o tak wczesnej porze - oznajmiłem, nalewając sobie wody do szklanki.
- Nie chciałem, byś dowiedział się o tym z mediów - oznajmił Tora.
- O czym?
- Ja i Akiya znaleźliśmy tydzień temu Isshiego. Jego rodzina prosiła, byśmy nikomu nic nie mówili, ponieważ... - Torze zamarł na chwilę głos. - Chcieli go w spokoju pochować. Isshi nie żyje, Kousuke.
Trzask! Szklanka wypadła mi z dłoni, a woda rozlała się na podłogę. Bezwładnie osunąłem się po ścianie. Shino...
- Kousuke, co się stało? - Maiccho podbiegł do mnie i potrząsnął mną za ramiona. - Kousuke!
- Shino... Nie odbierał... Bo nie mógł...
- Dlaczego? - w głosie Maiccho pojawił się niepokój.
- Pozbawieni życia nie potrafią - wyjaśniłem łamiącym się głosem. - Nao. On został sam. Ja muszę iść. Zaraz, ja nie wiem, gdzie...
- Isshi nie żyje? - zapytał z przerażeniem Maiccho.
- Tora? Jesteś tam jeszcze? Gdzie jest Nao? U Shina i Izumiego? Dobra, idę tam. Maiccho, zostań tu.
Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca. Jakby coś we mnie umarło. Przecież to Shino zawsze przy mnie był nawet wtedy, gdy Maiccho mnie nie rozumiał. Był zawsze. Był nieodłącznym elementem mojej egzystencji na tym marnym świecie.
A teraz Shino stoi przede mną, trzymając dłonie na moich ramionach. Jego tu nie ma, a przyszedł już chyba trzeci raz.
- Nie ma cię tutaj - mówię spokojnie. - Nie ma cię. Jesteś kimś, kogo nie ma.
- Dlaczego jako jedyny nie wierzysz? - pyta. Wybucham histerycznym śmiechem.
- Ponieważ jestem realistą - odpieram. - Puść mnie.
- Kou, proszę cię, uwierz mi. Uwierz we mnie. Uwierz, błagam - mam wrażenie, że Isshi zaraz się rozpłacze. Na dokładkę jego palce jakoś boleśnie wbijają mi się w ramiona. Ale przecież jego tu nie ma.
- Odejdź - mówię sucho i odpycham go.
Zamykam za sobą drzwi i osuwam się na podłogę.
- Duchy nie istnieją - powtarzam ciągle, usiłując dosięgnąć leżące na szafce tabletki, które zapisał mi mój psychiatra. - Nie istnieją.
Shino nie ma. Shino umarł. Shino nie wrócił. I nie wróci. Nigdy.
"Zamykam za sobą głośno drzwi
Stoję po drugiej stronie.
Pamiętam, Ty pokazałeś mi
Jak mam składać dłonie."
~~ Carrion - "Sztandary Eloi"
Pairing: Keiyu&Mai, w tle Isshi&Nao i Tora&Akiya*
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: Mam doła. Więc wam też go zaserwuję. Tak, jestem okrutna. A moje oczy nadal mokre od łez.
Ludzie ranią. Dotkliwie. Często nawet nas nie dotykając.
Wyobraź sobie taką sytuację. Twój ukochany jest chory, ciąża Twojej bratowej jest zagrożona, Twój brat złamał nogę, Twoja matka ma depresję, Twojemu ojcu grozi zawał, a Twoja jaszczurka ma jakąś dziwną chorobę skóry. Czy może być gorzej?
Tak, owszem. Twój najlepszy przyjaciel umiera.
I wyobraź sobie, że minęło kilka miesięcy. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że noga Twojego brata nie jest już w kawałkach, a Twoja bratowa jest w zaawansowanej ciąży, ale nie wiadomo, czy dziecko przeżyje.
I tak, zgadłeś. Twój przyjaciel nadal umiera. A Śmierć biegnie w jego stronę coraz szybciej.
- Nie powiem mu - zaparł się Isshi, nalewając wody do kubka. Nao wyjechał, a on został sam i jak zwykle do mnie zadzwonił. Nieważne, że mam liche zdrowie Maiccho na głowie. Przecież według niego zawsze mogę wpaść do mojego przyjaciela.
- Musisz mu powiedzieć - odparłem, zakładając nogę na nogę. - Rozumiesz to, Shino?
- Zacznie panikować - oznajmił Isshi. - A jak wpadnie w panikę, to go nie uspokoimy.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Taki już jest - odparł Isshi i oparł się o szafkę. - Kou... Złap mnie.
Dziękuję bogom, że Nao wyjechał. Naprawdę.
- A co zrobi Nao, jak umrzesz? - zapytałem, kładąc mokrą ścierkę na czole Isshiego. Jego oddech zaczął się uspokajać. Nareszcie.
- Pojęcia nie mam - odparł Isshi słabym głosem. - I wolę o tym nie myśleć.
Zadzwonił telefon. Odebrałem.
- Tak, Maiccho? - spytałem.
- Kupisz mi chusteczki? - zapytał Maiccho tym swoim słodkim głosem, choć w tym momencie zachrypniętym niemiłosiernie.
- Tak, oczywiście - przytaknąłem.
Shino odprowadził mnie do drzwi. Widziałem, jak gaśnie. Niczym świeca, której knot już prawie się wypalił.
- Boję się - powiedział cicho Isshi. - Nie chcę, by ona nas rozdzieliła.
- Kto?
- Królowa tamtego świata, Kou - Isshi uśmiechnął się słabo. - Jak po mnie przyjdzie, to długo przyjdzie mi czekać na Yamiyo.
- I na mnie - zauważyłem.
- I na ciebie - Isshi zaśmiał się cicho. - Idź już. Mai cię potrzebuje, Kousuke.
- Do zobaczenia, Shino - powiedziałem i pobiegłem do samochodu.
Minął miesiąc. Shino znów chciał, bym przyszedł. Ale nie mogłem. Yasuno stwierdził tego dnia, że nie da się zawlec na próbę, Yuhra się przeziębił, a Taizo gdzieś się zgubił. Maiccho za to dostał wysokiej gorączki i musiałem z nim do szpitala jechać. Dajcie spokój.
Tydzień później odebrałem telefon od Tory, z którym ostatnio miałem jakiś słaby kontakt. W ogóle to wszystko było jakieś dziwne. Isshi ani nie dzwonił ani nie odbierał. Akiya odebrał raz i przez chwilę rozmawiał ze mną dziwnym głosem, jakby miał się rozpłakać, a potem nagle się rozłączył. Shin powiedział, że nie ma ochoty na rozmowę i musi iść do sklepu kupić sto pudełek chusteczek, bo mu się kończą. Izumi wymigiwał się chodzeniem na ryby i brakiem zasięgu, a jego głos był dziwnie pozbawiony tego roześmianego wydźwięku, który zawsze posiadał. A Nao miał wyłączony telefon. Coś było nie tak.
- Mój ukochany nadal jest chory, moja bratowa urodziła zdrowe dziecko, ale więcej potomstwa mieć nie może, brat złamał rękę, matka usiłowała popełnić samobójstwo, ojciec przeszedł zawał, a jaszczurka odgryza sobie ogon z byle powodu. Na dokładkę wy ostatnio zachowujecie się dziwnie, więc podaj mi poważny powód, dlaczego dzwonisz o tak wczesnej porze - oznajmiłem, nalewając sobie wody do szklanki.
- Nie chciałem, byś dowiedział się o tym z mediów - oznajmił Tora.
- O czym?
- Ja i Akiya znaleźliśmy tydzień temu Isshiego. Jego rodzina prosiła, byśmy nikomu nic nie mówili, ponieważ... - Torze zamarł na chwilę głos. - Chcieli go w spokoju pochować. Isshi nie żyje, Kousuke.
Trzask! Szklanka wypadła mi z dłoni, a woda rozlała się na podłogę. Bezwładnie osunąłem się po ścianie. Shino...
- Kousuke, co się stało? - Maiccho podbiegł do mnie i potrząsnął mną za ramiona. - Kousuke!
- Shino... Nie odbierał... Bo nie mógł...
- Dlaczego? - w głosie Maiccho pojawił się niepokój.
- Pozbawieni życia nie potrafią - wyjaśniłem łamiącym się głosem. - Nao. On został sam. Ja muszę iść. Zaraz, ja nie wiem, gdzie...
- Isshi nie żyje? - zapytał z przerażeniem Maiccho.
- Tora? Jesteś tam jeszcze? Gdzie jest Nao? U Shina i Izumiego? Dobra, idę tam. Maiccho, zostań tu.
Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca. Jakby coś we mnie umarło. Przecież to Shino zawsze przy mnie był nawet wtedy, gdy Maiccho mnie nie rozumiał. Był zawsze. Był nieodłącznym elementem mojej egzystencji na tym marnym świecie.
A teraz Shino stoi przede mną, trzymając dłonie na moich ramionach. Jego tu nie ma, a przyszedł już chyba trzeci raz.
- Nie ma cię tutaj - mówię spokojnie. - Nie ma cię. Jesteś kimś, kogo nie ma.
- Dlaczego jako jedyny nie wierzysz? - pyta. Wybucham histerycznym śmiechem.
- Ponieważ jestem realistą - odpieram. - Puść mnie.
- Kou, proszę cię, uwierz mi. Uwierz we mnie. Uwierz, błagam - mam wrażenie, że Isshi zaraz się rozpłacze. Na dokładkę jego palce jakoś boleśnie wbijają mi się w ramiona. Ale przecież jego tu nie ma.
- Odejdź - mówię sucho i odpycham go.
Zamykam za sobą drzwi i osuwam się na podłogę.
- Duchy nie istnieją - powtarzam ciągle, usiłując dosięgnąć leżące na szafce tabletki, które zapisał mi mój psychiatra. - Nie istnieją.
Shino nie ma. Shino umarł. Shino nie wrócił. I nie wróci. Nigdy.
"Zamykam za sobą głośno drzwi
Stoję po drugiej stronie.
Pamiętam, Ty pokazałeś mi
Jak mam składać dłonie."
~~ Carrion - "Sztandary Eloi"
The end