Pairing: Haku&Mio, w tle Naoto&Shougo i Icchi&Ruli, wspomniane Naoto&Mio, Haku&Yukimi i Satoshi&Shougo + parę innych
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia głównego bohatera
Notka autorska: To jeden z fanfików o imprezie, czyli mózg wybucha przy tagach. Jakbym miała wypisać wszystkie shipy, mój mózg by stwierdził, że wysiada z tego pociągu. XD
Haku siedział na podłodze, usiłując nastroić swój bas. Icchi kucnął obok niego, obserwując go z uwagą.
- Pójdziesz do niego, czy nie? - spytał po chwili, na co basista aż się wzdrygnął.
- Do kogo? - zapytał powoli, niezbyt rozumiejąc, o co chodzi wokaliście.
- No jak to, do kogo? - Icchi zaśmiał się, uśmiechając się ni to przyjaźnie, ni to złośliwie. - Do Yukimiego, rzecz jasna. Ile czasu już do siebie skrycie wzdychacie?
- Za długo - mruknął Ruli, miętosząc w ustach niezapalonego papierosa. Pewnie nie mógł się zdecydować, czy zapalić już, czy za chwilę.
- Niech wam będzie - stwierdził Haku, wzdychając ciężko. - Pójdę do niego po koncercie, zgoda?
- Oczywiście! - Icchi podskoczył i zaklaskał jak małe dziecko. - Bierz życie w swoje ręce, nie jesteś już nastolatkiem~!
- No nie jest - Ruli wyjął papierosa z ust i wyszedł, jednak decydując się zapalić.
Po koncercie Haku podszedł do Yukimiego i złapał go za ramię, zatrzymując na chwilę. Chyba chciał coś powiedzieć, wyjaśnić, co w zasadzie czuje, ale zaniechał tych wszystkich formalności i bez zapowiedzi pocałował Yukimiego.
Obsługa tylko pokręciła z zażenowaniem głowami i wróciła do kontynuowania swojej pracy, Icchi uśmiechnął się promiennie, lecz lekko złośliwie, a Ruli...
...a Ruli posłał mi pełne współczucia spojrzenie.
Stałem tam, wpatrując się w Haku i Yukimiego, jakby byli całym moim światem. A w zasadzie światem i kimś, kto go zniszczył. Sprawił, że pokrył się krystalicznie białym śniegiem i zapadł na długi, zimowy sen.
Nie wiem, od kiedy kochałem Haku. Może od pierwszego spotkania? Wiem, że kilka miesięcy temu powiedziałem mu o tym. I dostałem kosza, bo serce Hiroshiego było już zajęte. Nie przeze mnie...
A teraz stałem tam i patrzyłem, jak Yukimi odsuwa się od Haku i mówi, że czekał na to od dawna. Jak Hiroshi obejmuje go ramieniem i jak idą wielce zadowoleni z życia do garderoby. A ja nie mogłem się poruszyć, każda komórka mojego ciała krzyczała z emocjonalnego bólu.
- Smutno, nie? - Icchi uśmiechnął się złośliwie, stając obok mnie. - Ale nie mogłem patrzeć, jak robisz sobie nadzieję. Czas było to zakończyć, liderze.
- I tak masz z tego dziką satysfakcję - powiedziałem cicho. Przez ściśnięte gardło nie mogłem wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku.
- Może po prostu jestem wredny? - Icchi wzruszył ramionami, kierując swoje kroki w stronę garderoby. - Rusz się, bo ludzie zaczną się martwić, że masz jakiś atak.
- Icchi - warknął Ruli i rzucił mu spojrzenie, które jasno mówiło, że jeśli wokalista się zaraz nie zamknie, to wyląduje na dole.
- Dobra, dobra. Już znikam. Pospieszcie się, zimne piwko czeka - Icchi przeciągnął się jeszcze i poszedł.
Ruli podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, ale ją strąciłem.
- Nic mi nie jest, nie musisz... - przerwałem, bo drugi gitarzysta mnie przytulił. - Co ty wyprawiasz?
- Przepraszam za niego. I za Yukimiego. I za Haku - powiedział spokojnym głosem, usiłując pogłaskać moje nastroszone włosy. - Mogę poważnie porozmawiać z Icchim na temat jego problemów z empatią, jeśli chcesz.
- Nie musisz. A teraz mnie puść - uśmiechnąłem się nieco sztucznie i odsunąłem od Ruliego. - Idziemy do reszty?
- Idziemy - Ruli odwzajemnił uśmiech, jednak on zrobił to zupełnie szczerze.
I tak zaczęło się kilkuletnie udawanie, że wszystko jest w porządku. Że wcale, a wcale nie rozsypuję się powoli na kawałki, a ten uśmiech to tylko maska.
Ten stan trwał i trwał, a ja miałem wrażenie, że nigdy się już nie pozbędę ciebie z mojej głowy.
Przysypiałem właśnie na jakiejś nudnej imprezie z drinkiem w ręce, choć za alkoholem nie przepadam. Lin zagadał się z Chobim, Yui grał na PSP, ze śpiącym Hikaru na kolanach. Znów gdzieś zaszyłeś się z Yukimim i zapewne właśnie w najmniej dozwolonym do tego miejscu uprawialiście seks. Jak zwykle.
- W tym momencie już się robi nudnawo, prawda? - usłyszałem głos obok mnie. - Wszyscy są pijani i niezbyt kontaktują.
- Skąd wiesz, że nie jestem pijany? - spytałem, a Ena, perkusista xTRiPx, tylko się zaśmiał.
- Siedzisz tutaj od kilku godzin i sączysz jednego drinka, Mio.
- Niezły z ciebie obserwator - stwierdziłem, mieszając słomką w szklance.
- Dlaczego ci smutno? - spytał Ena, a ja zmarszczyłem się lekko.
- Nie jestem smutny - zaprzeczyłem.
- Jesteś - powiedział stanowczo Ena i rzucił tęskne spojrzenie w stronę Shougo, który siedział z Satoshim przy stoliku i chichotał jak nastolatka, uważając zapewne za zabawne to, co w tym momencie mówił perkusista. - I bardzo dobrze wiem, dlaczego.
- Nadal go kochasz? - spytałem szeptem. Wiedziałem, że ci dwaj byli kiedyś razem, ale rozstali się w niezbyt jasnych okolicznościach.
Ena jedynie kiwnął głową, a ja trąciłem go w ramię.
- Tylko tego nie okazuj.
- Staram się.
- Ja też się staram.
- Ale to trudne.
- A próbowałeś...
- Próbowałem.
- I udało się?
- Nie.
- Mi też nie.
- Przerażające, co nie? - Ena westchnął, wpatrując się w swój kubek, prawie pusty. - Nawet nie lubię alkoholu, ale jak na nich patrzę, to...
- ...musisz to zapić? - dokończyłem jego myśli. Znów kiwnął głową.
- Ty przynajmniej jesteś słodki. Masz prawo - Ena zaśmiał się krótko.
- Nie jestem słodki! - oburzyłem się, ale on położył mi palec na ustach.
- Udowodnić? - spytał, uśmiechając się nieco zalotnie.
Alkohol, udawane związki i przelotny seks. Jedyny sposób, by zapomnieć.
I, w jakiś absurdalny sposób, rozbudzić nadzieję, że jednak kiedyś będzie dobrze...
* * *
Poczułem, jak obejmują mnie twoje ramiona, gdy stroiłem gitarę przed występem.- Nee, Ryosuke? - pociągnąłeś jedną ze strun. - Uśmiechnij się.
- Co? - spojrzałem na ciebie ze zdziwieniem.
- Uśmiechnij się. Nie lubię, jak się smucisz - stwierdziłeś.
- Nie smucę się. To koncentracja, nie smutek - odparłem, odkładając gitarę. - Mam dobry humor.
- Nie okłamujesz mnie, żeby mnie nie martwić?
- Nie śmiałbym.
Uśmiechnąłeś się promiennie, pomagając mi wstać. Mimo, że minęły już prawie trzy lata, wciąż nie mogłem uwierzyć, że ty naprawdę jesteś na wyciągnięcie ręki. Co więcej - mogę cię dotknąć i przytulić. I nie tylko.
Po występie znów siedziałem lekko znudzony, kiedy ty, reszta naszego zespołu i większość muzyków z innych piła, jakby świat się miał zaraz skończyć. Albo jakby to były jakieś zawody.
No, może oprócz Sany.
- Hej, Mio - nieco już podpity Shougo, a może nawet i bardzo, klapnął obok mnie na kanapie. - Co tam słychać?
- W porządku - odparłem, opierając się o twoje ramię, kiedy wesoło dyskutowałeś z Reiką na typowe tematy basistów, z których niewiele rozumiałem.
- Na pewno? - spytał Ena, przedstawiający się teraz jako Naoto, kładąc dłoń na ramieniu Shougo.
Uśmiechnąłem się promiennie, kiwając głową.
- Na pewno.
A Naoto, śmiejąc się do swoich wspomnień, wziął Shougo na ręce i ruszył w kierunku drzwi.
- Co ty robisz, na wszystkie pieski świata?!
- Idziemy do domu, księżniczko. Za dużo alkoholu na dziś.
- Trzeba zabrać Chisę!
- Zabiorę, zabiorę. Nie chcę mieć urwanej głowy przez kluseczkę o wyglądzie małolata, niższą ode mnie o prawie dwadzieścia centymetrów, bez obaw.
A my, z bliżej nieokreślonego powodu, nie mogliśmy się przez ten dialog przestać śmiać.
Nie zmienia to jednak faktu, że naprawdę wszystko było dobrze, a mój śmiech w końcu stał się prawdziwy.
The end