Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Bo Kirei nie może nazywać go normalnie. On musi się do niego zwracać per "bestyjko"... I w kółko ratować mu tyłek. XD
Następnego dnia znalazłem Kireiemu i Meiko płaszcze zimowe, bo te ich cienkie kurtki sprawiały, że nawet mi w futrze było zimno, po czym wyruszyliśmy w drogę do wioski.
- Nie lubię zimy - stwierdził Kirei, brodząc po pas w śniegu. - Nie można nosić letnich ciuchów i trzeba ciepło się ubierać. I co chwilę jest się chorym. Bez sensu, prawda?
- Prawda - odpowiedziałem.
- Jakbyś chciał wiedzieć, on tak zawsze marudzi na zimno - oznajmiła Meiko. - Yajuu?
- Tak?
- Słyszysz?
Zamarłem w pół kroku.
- Słyszę.
- Co wy, niewidoma dziewczynka i bestyjka, słyszycie? - spytał Kirei i zatrzymał się obok mnie, kiedy to zobaczył.
Wilki. Było ich siedem albo więcej.
Cała wataha!
- Chodu! - zawołałem, biorąc Kireiego i Meiko za ręce i biegnąc z powrotem w stronę zamku.
Jeden z wilków wskoczył mi na plecy, przewracając mnie na śnieg. Kopnąłem go, ale zebrały się inne.
- Uciekajcie! No już! - ponagliłem rodzeństwo, podniosłem z ziemi kij i próbowałem odgonić te wilki.
Dwa z nich rzuciły się na mnie, powalając mnie na ziemię z powrotem. W sumie to będzie szybkie. Rozszarpią mnie na strzępy i nareszcie zakończy się moja udręka z tą przeklętą klątwą.
- URYA! - usłyszałem nagle i oba zostały zepchnięte ze mnie za pomocą zimowego, ciężkiego buta oraz jakiegoś grubego konara. - On mi życie siostry uratował, wynocha!
Wilki spojrzały na Kireiego jak na wariata, a ten zaczął ujadać jak zmutowany pies i obrzucił je kamieniami, co chyba ostatecznie utwierdziło je w przekonaniu, że czas wiać.
- Głupie pchlarze - mruknął, patrząc na mnie. - Ej, bestyjko, nie masz chyba zamiaru się tu wykrwawiać, co?
Spojrzałem na swoje ręce. Futro nie było żółte, lecz wręcz szkarłatne.
- Ale nie mówiłem, że masz mdleć! - zawołał, kiedy osunąłem się na śnieg, wpadając w ciemność.
* * *
- No co za mendy, tak poharatać biednego księcia - usłyszałem głos Tsukasy.- Księcia? - zdziwił się Kirei.
- Yajuu jest królewiczem. A ci tutaj to król, królowa i młodszy królewicz - wyjaśnił Hayato.
- Hayato, nie wiem, czy powinieneś to mówić - stwierdziła mama.
- Oj tam, Tsuki. I tak by się wydało - odparł tata.
- Chyba się budzi - poczułem, jak Meiko dźga mnie w policzek.
Otworzyłem oczy. Kirei pochylał się nade mną.
- Żyjesz, bestyjko?
- Chyba tak... - odparłem, siadając, ale zaraz z powrotem opadłem na poduszki.
- Niedobrze - stwierdził Kirei. - Wiesz co? Chyba zostaniemy tu z Meiko trochę dłużej.
- Po co? - zdziwiłem się.
- W takim stanie sam się sobą nie zajmiesz. A chodzące przedmioty nie dadzą rady ci pomóc - wyjaśnił Kirei.
- Nie musisz się nade mną użalać... - stwierdziłem zrezygnowany.
- Muszę. Uratowałeś życie Meiko dwa razy i raz moje, zostając na pastwę tych wyjących do księżyca pchlarzy - odparł Kirei. - Muszę ci się odwdzięczyć.
- Odwdzięczyłeś. Uratowałeś życie mi, kiedy po mnie wróciłeś - zauważyłem.
- Tylko za mnie. A Meiko? - zwrócił mi uwagę Kirei. - Nie protestuj. To nie ma sensu.
Westchnąłem ciężko. Strasznie uparty ten chłopak...
* * *
Kirei pomagał mi dojść do siebie przez dwa tygodnie, albo może i dłużej. Nie rozumiałem, czemu to robi. Przecież wyglądałem jak potwór. I jeszcze co chwilę sprawiałem problemy moją astmą.Kiedy już czułem się lepiej, postanowiłem coś namalować. Lubiłem rysować od dziecka i zdobyłem stosowne wykształcenie w tej dziedzinie.
Zamyśliłem się. Co tak naprawdę chciałem umieścić na płótnie? Krajobraz, czy może coś innego?
- Hej, Yajuu. Co robisz? - spytał Kirei, zjawiając się nagle za moimi plecami, co spowodowało, że podskoczyłem i upuściłem pędzel. - Chcesz malować?
- Zabierałem się do tego - stwierdziłem, schylając się po pędzel i złapałem go, a w tym samym momencie Kirei zrobił to samo.
Spojrzeliśmy na siebie jak w jednym z romansideł, które czytała mama, gdy jeszcze była człowiekiem i zamarliśmy.
Uratował mi życie. W zasadzie tak naprawdę dwa razy, bo wtedy, gdy się włamał, mogłem się udusić, gdyby nie przyniósł mnie do komnaty i nie podał leków.
I wtedy, przed wilkami też mnie uratował. Więc odwdzięczył się już dwa razy. Został mu jeden.
- Mogę cię namalować? - spytałem, kiedy dotarło do mnie, że chciałbym, by ten ostatni raz był wtedy, kiedy zdejmie ze mnie klątwę.
Ale kto mógłby pokochać kogoś takiego jak ja?
- Chętnie się zgodzę - odparł Kirei, wstając. - Tylko czy to ma związek z nieruszaniem się?
- Tak, a co?
- Wierci się, jakby miał robaki w gaciach - wyjaśniła Meiko, wchodząc do komnaty. - Później dokończycie zabawę, w jadalni czeka na nas obiad - stwierdziła i wyszła.
- Ona na pewno ma dziesięć lat? - spytałem.
- Tak, a co?
- Zachowuje się bardzo dojrzale - wyjaśniłem.
- Zawsze taka była - Kirei wzruszył ramionami. - Idziemy? Mam nadzieję, że tym razem będzie dużo mięska, bo ostatnio z tym trochę krucho było.
Po czym skocznym krokiem poszedł w stronę jadalni. Ja, nadal nie czując się na siłach, poszedłem powoli za nim.
Wariat. Ale kochany wariat...