Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Przez sesję zupełnie zapomniałam o dodawaniu tego... ^^""" Tymczasem ostatnia część~
Następnego dnia pokazałem Kireiemu i Meiko portret tej drugiej. Oboje byli wprost zachwyceni.
- Jest piękny - stwierdziła Meiko. - Jak ty.
- Jak ja? - zdziwiłem się.
- Zaopiekowałeś się nami - zaśmiała się. - Nikt wcześniej nie chciał tego zrobić.
- Nikt wcześniej?
- Jesteśmy sierotami - odparła Meiko. - Kirei jest moją jedyną rodziną. Nikt nie chciał się nami zająć, bo... No wiesz. Jestem ślepa. I musiał to zrobić dziewięć lat starszy braciszek.
- Czyli ma dziewiętnaście?
- Tak. A co?
- W takim razie jestem rok młodszy - odparłem, na co Meiko zdziwiła się lekko.
- Dziwne, myślałam, że jesteś starszy - stwierdziła. - Ale i tak jestem ci wdzięczna.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po głowie. - Chcesz się przejść do sali balowej?
- Sama nie wiem... I tak jej nie zobaczę - zauważyła.
- Ale usłyszysz muzykę - złapałem ją za jej małą dłoń.
- Kirei! - zawołała Meiko, kiedy przechodziliśmy obok kuchni. Wyłonił się z niej z ciastkiem w jednej dłoni i onigiri z szynką w drugiej.
- Tak, siostrzyczko?
- Idziemy do sali balowej. Chodź - ponagliła go, a on grzecznie podreptał za nami.
Weszliśmy do sali. Pstryknąłem palcami, włączając tym samym muzykę. Po tym, jak czarnoksiężnik rzucił na nas klątwę, zamek żył.
- Wow, ale ładna - stwierdziła zachwycona Meiko, tańcząc jak rusałka na polanie.
- Kirei? - spojrzałem na niego. Zastanawiał się nad czymś, wnikliwie coś chyba analizując.
- Ktoś rzucił na ciebie klątwę - oznajmił. - Na ciebie, twoją rodzinę i służbę. Dlatego jesteś potworem, zamek żyje, a ci, którzy są ci najbliżsi, mają postać chodzących bibelotów. Istnieje jakiś sposób, by to ściągnąć?
- Istnieje, ale... - znów poczułem ten ból. Upadłem na kolana. Kirei podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Mów! I tak cię nie zabije. Ma w tym jakiś cel, żeby cię trzymać w tej postaci, prawda?
- Ta róża to źródło energii do jego wiecznej młodości - wyjaśniłem, czując, jak kolce wbijają się coraz głębiej. - Ktoś musi mnie pokochać, bym znów stał się człowiekiem - Kirei złapał mnie, gdy prawie osunąłem się na podłogę. - Ale kto mógłby to zrobić, jeśli wyglądam jak bestia?!
- Ja - odparł Kirei. - Ja cię kocham. Powiedziałem ci, że piękno jest w środku, prawda?
- Kirei... - szepnąłem, a wtedy usłyszeliśmy krzyk.
Podnieśliśmy wzrok. Zobaczyłem czarnoksiężnika trzymającego Meiko i patrzącego na nas z uwagą.
- Ale to ckliwe - stwierdził, zaciskając palce na jej ramieniu. - Ty naprawdę w to uwierzyłeś? W to, że cię wypuszczę, jak ktoś cię pokocha? Bzdura!
- Złożyłeś mu obietnicę, to teraz jej dotrzymaj! - zawołał Kirei, wstając i przy okazji mnie podnosząc.
- Obiecanki-cacanki! Smarkaczu, jestem czarnoksiężnikiem. Nie bawię się w spełnianie obietnic - czarnoksiężnik zaśmiał się i przywołał kostur. - Ale mogę pobawić się bardziej.
Zanim się zorientowaliśmy, co on chce w zasadzie zrobić, stuknął kosturem w głowę Meiko, zamieniając ją w stokrotkę.
- Meiko! - zawołał Kirei i podbiegł do czarnoksiężnika, który rzucił mu kwiat jak ochłap psu.
- Odmienię ją, jak się stąd wyniesiesz i nigdy więcej się do tej bestii nie odezwiesz - stwierdził czarnoksiężnik.
- Mówiłeś, że nie spełniasz obietnic - zauważył Kirei.
- Oczywiście, że nie! Chyba, że są mi na rękę - czarnoksiężnik zaśmiał się krótko. - To jak?
- Kirei, idź - powiedziałem. - Idź, ratuj siostrę.
- Zapomnij - stwierdził Kirei. - Nie zostawię ani ciebie, ani Meiko!
- A więc nie mam wyboru - czarnoksiężnik włożył rękę do kieszeni. - Nie chce mi się nawet tracić na ciebie energii.
Nóż, który rzucił w stronę Kireiego, był ostry. Rękojeść była piękna, z pozłacanymi wzorami. Mogłem się jej uważnie przyjrzeć, bo tkwiła teraz w mojej klatce piersiowej.
- Yajuu! - Kirei podbiegł do mnie i złapał mnie, a czarnoksiężnik próbował zrobić to samo. - Ty mendo!
Kirei położył Meiko na mnie i pobiegł w stronę czarnoksiężnika, po czym przywalił mu w twarz i wyrwał z dłoni kostur.
- Muszę go uleczyć, idioto! Oddaj mi to! - zawołał, a na jego twarzy pojawiały się pierwsze zmarszczki. - Oddawaj!
- Nigdy - Kirei rzucił kosturem o ścianę. - Nie pozwolę ci tknąć nikogo, kogo kocham!
- Naprawdę zakochałeś się w tej parszywej kreaturze? - zdziwił się czarnoksiężnik, który wyglądał już tak, jak wtedy, gdy dał mi różę. Próbował wstać, ale nie dał rady. Miał za stare ciało.
- Yajuu - powiedział tylko Kirei i podbiegł do mnie. - Yajuu! - potrząsnął mną za ramiona. - Yajuu, nie umieraj! Ja naprawdę cię kocham! Nie kłamałem tylko po to, by zdjąć klątwę! Naprawdę!
- Wierzę ci - szepnąłem. - Też się w tobie zakochałem, Kirei. Ale dopóki nie umrę, on nie straci swojej mocy i przeżyje...
Widziałem, jak czarnoksiężnik jeszcze próbuje dostać się do kostura, czołgając się, zanim zamknąłem oczy. Jeszcze przez chwilę słyszałem Kireiego, jego szept i szloch, a potem wszystko zniknęło.
* * *
- Yajuu, synku! Jesteś tam? Słyszysz mamusię? - usłyszałem głos mamy i otworzyłem oczy. Zobaczyłem, jak się nade mną pochylała.
Chwila.
Usiadłem i rozejrzałem się.
Moi rodzice, brat, Hayato i Tsukasa byli ludźmi.
Meiko też.
Obok mnie leżała uschnięta róża, a niedaleko ściany zobaczyłem wielką plamę z popiołu.
- Kirei przełamał kostur - wyjaśnił Hotaka. - Znaczy, jak umarłeś, to ten pajac też i wszyscy wróciliśmy do swoich postaci.
- Przybiegliśmy tutaj, Kirei wyjaśnił, co się stało i strasznie się o ciebie martwiliśmy, bo niby ta róża skapitulowała i wylazła z ciebie, ale leżałeś jak długi na tej posadzce - dodał Tsukasa. - Kirei stał nad tobą, bo wiesz, zmieniłeś się z powrotem w człowieka i chyba nie ogarnął twojego piękna rozumem.
- Po czym wziął ten kostur i tak, jak mówił Hotaka, przełamał go na pół - dopowiedział Hayato. - Wtedy jakiś pył się z niego wysypał i Kirei stwierdził, że raz kozie śmierć i cię nim posypał.
- Nie pomogło, więc Tsukiko stwierdziła, że może trzeba go aktywować, więc ten wariat cię pocałował - tu tata uciął, wyraźnie będąc zdezorientowany faktem, że jego syna pocałował mężczyzna.
- I żyjesz, prawda? - upewniła się Meiko.
- Tak, żyję - przyznałem, po czym podniosłem wzrok. Kirei stał z przełamanym kosturem w ręce i uśmiechał się. - Coś się stało?
- Nie - puścił kostur, złapał mnie za dłonie i podniósł. - Po prostu mam ubaw z faktu, że jednak nie masz dwóch metrów i nie muszę kupować szczudeł, by to zrobić. I uważam, że moje imię bardziej pasuje do ciebie.
- Co? Ale co zrobić? - zamrugałem, po czym zostałem pocałowany tym razem w czasie, gdy byłem przytomny.
- Jirou, no! Daj spokój, szczęśliwy jest - usłyszałem głos mamy, która jak nic dała kuksańca między żebra tacie. Zawsze tak robiła.
Panie i panowie, wasza wysokość Tsukiko, szanowana królowa i matka dwójki dzieci...
Ale miała rację. W końcu byłem szczęśliwy.
The end