Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

piątek, 21 lipca 2017

Wing to Heaven

Zespół: nieokreślony
Pairing: nieokreślony
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Napisałam to z myślą o konkretnym jrockowcu, ale po wręcz fali pytań bez odpowiedzi o to, co się wczoraj stało z wokalistą Linkin Park, doszłam do wniosku, że dam wam wybór. Ogólnie zespołu nigdy nie słuchałam i szczerze mówiąc, nawet nie lubiłam, ale pana Chestera kojarzyłam jako tego śmieszkującego wokalistę robiącego spam zwierzątkami na Twitterze. I znam naprawdę wielu ludzi, którzy go kochali i podziwiali, dla których Linkin Park to jeden z ważniejszych zespołów w ich życiu, więc... Proszę. To dla was. Dla tych, którzy wczoraj uronili chociaż jedną łzę albo po prostu zrobiło im się ciężko na sercu. I dla pana, panie Chesterze. Może tam, gdzie pan teraz jest, jest panu lepiej.


Cisza. Taka zupełna cisza była w mojej głowie, gdy tylko przeczytałem tę informację.
Wpatrywałem się w litery jak dziecko, które dopiero uczy się czytać po angielsku. Jedna po drugiej ustawiały się w słowo "died", jedna po drugiej układały wyraz "suicide".
Kubek wyślizgnął mi się z dłoni i rozbił o podłogę, zalewając moje stopy i dywan herbatą.
- Nie żyje? - powtórzyłem tak cicho, że prawie bezgłośnie. Już wyraźniej słyszałem swój oddech i bicie serca, które tak przyspieszyło, jakby chciało się wyrwać.
Samobójstwo? Samobójstwo?! I to jeszcze takie niehonorowe, na miłość bogów!
- Nie żyje - powiedziałem już trochę głośniej, jakby samemu sobie uświadamiając, co czytam. - On nie żyje.
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i kroki. Nadal tępo wpatrywałem się w ekran laptopa, gdy objąłeś mnie ramionami i przytuliłeś do siebie.
- Widziałem tę informację - oznajmiłeś, zanim zdążyłem spytać, czy już wiesz. - Idź umyć stopy i przebrać skarpetki, ja zmyję podłogę i pozbieram resztki kubka.
- Przepraszam za rozbicie go - szepnąłem, a ty pogłaskałeś mnie po głowie.
- Dostałem go od mojej byłej, nic nie szkodzi - powiedziałeś spokojnie.
Westchnąłem ciężko i zamknąłem laptopa. Wstałem, wziąłem czyste skarpetki i poszedłem do łazienki, uważając na rozbitą porcelanę.
Ten dzień był taki wesoły. Ten dzień był taki lekki. Miałem wrażenie, że mogę latać. Ale to on pofrunął, unosząc się spod sufitu aż do nieba.
The end

niedziela, 9 lipca 2017

The power of smile

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Bo Chobi też zasługuje na pochwałę. ^^


Łatwo mi się skoncentrować na tym, co do ciebie czuję. Mogę opowiadać o tym w myślach samemu sobie godzinami. Ale czy potrafię na ciebie patrzeć?
Może to dziwnie zabrzmi, ale pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy się ciebie spotyka, to siła. Potężna wola życia, emanująca niczym jasne światło, przelewająca się na osoby w twoim otoczeniu. Można się nią aż zachłysnąć, zatopić się jak w wodzie.
Potem człowiek powoli cię poznaje i zauważa kolejne akcepty twojego charakteru, ale także wyglądu. Włosy zazwyczaj masz nastroszone, nawet jak usiłujesz je ulizać, to przynajmniej kilka kosmyków i tak będzie żyło własnym życiem. Nie masz głębokich oczu, ale jest w nich jakiś taki promyk nadziei, jakby płonęły rozpalone pragnieniem przygód. A najbardziej z tego wszystkiego lubię twój uśmiech. Taki typowo anielski, nie zdradzający tego, co się kryje tak naprawdę w twoim małym ciele.
Jesteś niski, to fakt. Ale kto w dzisiejszych czasach zwraca na to uwagę? Jeśli tacy ludzie istnieją, powinni poważnie przemyśleć swoje zachowanie. Poza tym, dużo wyższy nie jestem.
Masz pełne usta i piękne dłonie mimo, iż twoim palcom daleko jest do smukłości. Ale jest w nich coś takiego, że nie można oderwać od nich oczu.
Często żartujesz, że dobraliśmy się według tego, jak ładne mamy dłonie. I nie rozumiesz, dlaczego uważam, że moje wcale takie nie są. Ale ty wielu moich opinii o moim własnym wyglądzie nie rozumiesz.
Mógłbym mieć dziewczynę z dużym biustem, smukłymi nogami i burzą włosów. Mógłbym mieć męskiego, wysportowanego partnera. Ale po co? Nikt nie rozumie, dlaczego akurat ciebie wybrałem. Czasem sam siebie nie rozumiem.
A później bierzesz mnie na ręce i niesiesz. Tak po prostu. Bo mimo wszystko jesteś silny i dałbyś radę przywalić komuś mocniej, niż niejeden umięśniony perkusista. Satoshi może potwierdzić. To limo, co mu nabiłeś za Shougo, jest idealnym na to dowodem. Nawet Naoto cię wtedy pochwalił.
Ale ja nie widzę różnicy między tym, jak mocno uderzyłeś Satoshiego od tego, jak jednym ruchem podnosisz mnie z podłogi, gdy zrobi mi się słabo. Albo gdy mam tak silny atak astmy, że nie zdążę znaleźć inhalatora.
I wiesz co? Jak ci mówię, że jesteś przystojny, to nie odpowiadaj, że to ja jestem aspektem wizualnym w naszym związku. To obraża mój gust, Hiroki. Okej?
I nie ma nic bardziej podniecającego od twoich szorstkich, ciepłych dłoni, przesuwających się po moim chłodnym ciele. Czasem warto mieć delikatną skórę.
The end

piątek, 7 lipca 2017

Spokój

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Drugi fanfik z serii o uczuciach~


Fanki myślą, że nasze życie jest beztroskie. W końcu robimy to, co kochamy, zawsze tego pragnęliśmy, nie siedzimy za biurkiem, a szef nie stoi nam nad głową, prawda?
Niestety, nie do końca tak jest. Owszem, kochamy muzykę, uwielbiamy ją tworzyć i dzielić się nią z fanami, ale... Często siedzimy przy biurku, na łóżku, leżymy na podłodze, a nawet wisimy głową w dół z nogami przerzuconymi przez oparcie fotela, bo nie możemy znaleźć weny, a wytwórnia chce, byśmy nagrali ten album na wczoraj. Do tego wyżej wymienione fanki oczekują od nas przy okazji trzech sesji zdjęciowych i najlepiej jeszcze dwóch tuzinów fotografii zrobionych aparatem w telefonie i wrzuconych na Twittera.
Gdzie w tym rozgardiaszu można złapać oddech? Gdzie mieć czas na to, co się kocha, prócz muzyki? Czasem zagłębiam się w odmęty internetu, trafiając na opowiadania, w których my nic innego nie robimy, tylko śpiewamy, gramy, chodzimy na próby i najlepiej jeszcze mieszkamy w jednym domu z całym zespołem i wszystkimi zwierzakami, jakie posiadamy. A filmy, seriale, książki, anime, mangi, gry komputerowe? To tak, jakby informatyk mógł się interesować tylko komputerami i wszystkim, co z nimi związane, ale już zwierzęta były dla niego tematem zakazanym. Bo jak to tak? Oglądać programy przyrodnicze w telewizji? Informatyk? Toć to skandal!
Dlatego najbardziej lubię dni, kiedy po kilku miesiącach trasy wracamy do domu i możemy wziąć relaksującą kąpiel w samotności. Tak, w samotności. Głosów kolegów, a nawet i ukochanego, mamy już serdecznie dosyć i potrzebujemy czasu tylko dla siebie. Swoich myśli, swojej duszy i swojego ciała.
Mam prawie czterdzieści lat, więc nie jest dla mnie czymś wstydliwym przyznać się, że lubię seks. Lubię przeżywać orgazmy i lubię twoje piekielnie szorstkie dłonie na moim ciele. Ale wiesz co? Mimo tej zbliżającej się czterdziestki, nadal nie potrafię często przyznać się, że to nie to jest najważniejsze.
Tu chodzi o spokój. Spokój w sercu, który czuję, gdy jesteś obok. Albo nawet wtedy, gdy siedzisz w drugim pokoju, albo w kuchni, parząc herbatę. Twoja obecność mnie wycisza, czuję się tak, jakbym miał własnego ochroniarza, który obroni mnie przed złem. I tym zewnętrznym, i tym wewnętrznym. Mam bowiem często wrażenie, że największym zagrożeniem dla człowieka jest on sam. I nie chodzi mi o wojny, tylko o nasze umysły. To nasz mózg wysyła nam sprzeczne sygnały i czujemy się zestresowani mimo, iż nic takiego się nie dzieje. To tak, jakbyśmy bali się przyszłości, zatracając się w przeszłości i marnując teraźniejszość.
Ale w twoich ramionach jest inaczej. Są kojące. Po ciężkim dniu, po kilkugodzinnej podróży, po męczącej trasie. Uwielbiam tak zasypiać. Z Maa-kunem w nogach, przytulony do twojej klatki piersiowej, słuchając bicia twojego serca. Myśląc o tym, jak dobrze jest mieć kogoś, kto się tobą zaopiekuje, kto się troszczy, kto cię pocieszy, gdy będziesz mieć zły dzień i kto wybiegnie za tobą w samych klapkach, bo zapomniałeś rękawiczek, wychodząc do studia. I może ten ktoś często panikuje, może złości się o byle drobnostkę i może przejawia symptomy bycia kompletnym egoistą, ale Tomofumi... Nie zamieniłbym cię na nikogo innego. Nikt inny nie opatuliłby mnie takimi silnymi skrzydłami, jakie ty masz.
Czuję spokój. Jeszcze coś do mnie szepczesz, jeszcze głaszczesz po głowie, ale ja już zasypiam. Do krainy snów, po odmętach rzeki marzeń.
Do zobaczenia rano, Tomofumi.
The end

środa, 5 lipca 2017

Maska

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Stwierdziłam, że mało opisuję emocji w opowiadaniach, więc napisałam dwa fanfiki, by to zmienić. Oto pierwszy z nich, indżoj~!


Każdy z nas zakłada maskę. Czasem ma ich nawet kilka, zależnie od tego, z kim akurat przebywa.
Jedna dla rodziny. Uśmiecham się do ojca, choć wiem, że zaraz się pokłócimy o byle pierdołę. Dziękuję mamie za obiad, chociaż go przesoliła, ale zrzucam to na roztargnienie spowodowane zbyt burzliwymi wydarzeniami w jej ulubionym serialu. Śmieję się z bratem z tego, że jestem wiecznym singlem mimo, iż on chyba domyśla się, że jest inaczej.
Druga jest dla fanów. Poważny perkusista, kochający każdego mimo wszystko, nie żywiący do nikogo urazy, znający połowę rockowego świata w Japonii. Ale fani często mnie wkurzają, nie jestem wcale aż tak poważny, do perfekcji w grze na perkusji dużo mi brakuje, a niektórych osób, z którymi robię sobie zdjęcia, po prostu nie lubię. Wyznaję jednak zasadę, że pewnych wrogów trzeba trzymać bliżej niż przyjaciół, bo mogą się do czegoś przydać. Jestem tylko człowiekiem, a ludzie to manipulatorzy.
Trzecia to maska dla znajomych. Zawsze każdemu pomogę, posłużę radą, zabiorę z imprezy, gdy jest marna albo on już turla się pod stołem i nie ma siły iść nawet na autobus. Zrobię zakupy, gdy jest chory, wyprowadzę psy i nakarmię koty. Ciągle uśmiechnięty, wciąż powtarzający, że to nie jest dla mnie żaden kłopot. Sęk w tym, że często mam tych znajomych dosyć, nawet jeśli to jedni z moich bliższych przyjaciół. Każdy człowiek chce czasem pobyć sam ze sobą i przemyśleć parę spraw.
Dla ciebie nie muszę zakładać maski. Kochasz mnie takim, jakim jesteś. Lgniesz do mnie jak motyl do pajęczyny. Nie zwracasz uwagi na to, że możesz się zaplątać i nigdy już cię ten pająk nie wypuści z ramion. Ufasz mi. I mówisz, że czujesz się przy mnie bezpiecznie.
Wiesz co, Hitomi? Szczerze mówiąc, irytuje mnie trochę to podejście, które każe dzielić nas na seme i uke. Na tego, kto jest bardziej męski i poważny oraz tego, kto jest infantylny i kobiecy. U nas to się miesza. Owszem, jestem bardziej męski od ciebie, ale na pewno nie poważniejszy. To ty jesteś w naszym związku od logicznego myślenia, to ty zwracasz mi uwagę, gdy się pomylę, i to ja przy tobie częściej czuję się bezpiecznie, ale w trochę innym znaczeniu. Tobie chodzi bardziej o to, że możesz usnąć w moich ramionach, a ja... Widzę przyszłość, Hitomi. I nie ma tam ani bólu samotności, ani łez wylanych przez niezgodę. To mam na myśli, mówiąc, że czuję się przy tobie bezpiecznie. Że mogę z uśmiechem patrzeć w przyszłość, nie przejmować się przeszłością i cieszyć się teraźniejszością.
I to wszystko dzięki tobie. Dlatego nie potrzebuję dla ciebie maski. Nie muszę udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak nie jest. Mogę przy tobie się rozpłakać, mogę przy tobie się śmiać i mogę przy tobie się złościć, a nawet na ciebie! Ponieważ wiem, że jedynie uśmiechniesz się i pogłaszczesz mnie po głowie, mówiąc, że czasem dociera jednak do ciebie, że to ja jestem młodszy. Wtedy zapewne obrażę się na chwilę, albo udam, że się obraziłem, byśmy jak jakieś niezbyt poważne nastolatki zaczęli tarzać się po podłodze, kiedy wskoczysz mi na plecy, a ja specjalnie się przewrócę. Zawisnę nad tobą, opierając się na rękach i spytam, czy naprawdę masz te prawie czterdzieści lat, a ty wybuchniesz śmiechem. I właśnie tyle będzie z naszej powagi i wszystkich masek, które zakładamy.
I właśnie taką rzeczywistość kocham, Hitomi. Rzeczywistość, w której jesteś ty.
Dziękuję.
The end

niedziela, 2 lipca 2017

Velvet

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Taka tam zmysłowa miniaturka.


Zawsze mi się wydawało, że kobiety są piękne. Że mają ciała idealne, a skórę delikatną jak jedwab. I w sumie tak było. Tyle, że potem poznałem ciebie i nagle żeńska część populacji przestała mnie interesować. Mimo, iż zawsze uważałem, że jestem w stu procentach hetero.
Moje palce przesuwają się po twojej aksamitnej wręcz skórze, wywołując u ciebie dreszcze. Pochylam się nad tobą, czarnymi kosmykami lekko muskając twoją twarz. Twoje jasne włosy rozsypały się na poduszce. Patrzysz na mnie swoimi dużymi, czarnymi oczami, po chwili kładąc na moim rozgrzanym policzku zimną dłoń i składając na moich ustach namiętny pocałunek.
Masz nawyk łapania mnie za nadgarstki, co często kończy się tym, że ręce mam podrapane, jakby próbował wykąpać kota. I najczęściej tak to tłumaczę. Bo w momencie, gdy nasi znajomi jedynie pośmieją się pod nosem, fanki już by nie zrozumiały.
I wiesz co? W chwili, kiedy zasypiam obok ciebie, a twój ciepły oddech owiewa mi szyję, stwierdzam, że mam gdzieś te wszystkie idealne ciała kobiet z jedwabistą skórą. Wolę aksamit. Zdecydowanie.
The end