Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 20 lutego 2016

In the middle of night I

Zespół: UNiTE.
Pairing: Lin&Sana
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Lin i Sana shipują się sami. Historia z dzwonieniem po nocach jest prawdziwa. Oczywiście za wyjątkiem powodu. Poza tym, od razu widać, jak bardzo są ze sobą zżyci, gdy tylko się wejdzie na ich konta na jakimkolwiek serwerze, albo obejrzy kilka komentarzy czy przeczyta jakiś wywiad. Chyba właśnie dlatego tak bardzo polubiłam ten pairing. To tyle na temat ode mnie, życzę miłego czytania.

Lin miał dużo znajomych. W zasadzie można powiedzieć, że przyjaźnił się z każdym ze świata japońskiej muzyki.
Miał też dużo fanek. Z każdą mógł się umówić, spotykać, sypiać, co tylko mu się żywnie podobało.
I miał również zespół, który ostatnio był w rozsypce. Dosłownie. Yukimi odszedł, Haku miał depresję, Mio nie uśmiechał się chyba od pięciu lat albo dłużej. Tylko Yui jakoś się trzymał. Ale Lin kochał swój zespół i nie zamieniłby go na nic w świecie.
Także wychodzi na to, że Tomoaki Imai miał wszystko, czego tylko było mu potrzeba. Przyjaciół, sławę i pracę, którą kochał. Czego chcieć więcej?
I tu sprawa się komplikuje, bo Lin właśnie chciał więcej.
A tak dokładniej kogoś.
Yoshida Sana, znany jako Yoshi z Eve, był jego przyjacielem od wielu, wielu lat. W zasadzie Lin już nie pamiętał, kiedy Yoshiego poznał, a ich znajomość weszła na etap nazywania siebie zdrobnieniami, co, jak wiadomo, u Japończyków oznacza już naprawdę silną więź. A Lin jeszcze bardziej chciał ją pogłębić.
I właśnie nadarzyła się okazja do wyjaśnienia Sanie, że Linowi zależy na nim bardziej, niż myśli. Yoshi był perkusistą! A UNiTE. przecież tego perkusisty brakowało! Plan idealny, który zrodził się w głowie Lina, polegał na tym, że gitarzysta ściągnie swojego ukochanego do zespołu. A wtedy będzie mu łatwiej się wokół niego zakręcić i... Trafiony, zatopiony, mamy zwycięzcę w konkursie na związek roku.
Aczkolwiek geniusz Lina nie przewidział tylko jednego...
 - Nie - usłyszał po drugiej stronie słuchawki. - To byłoby dziwne, Lin. Ja was słucham.
 - Ale Sana... - jęknął Lin. Cały jego plan właśnie rozbił się na kawałki jak samochód, który wypadł z drogi i uderzył w drzewo.
 - Musiałbyś chyba dzwonić do mnie co noc i budzić mnie ze snu, żebym się zgodził - zaśmiał się Sana. - Wiesz, to podobno działa. A tak to wybacz, ale naprawdę czułbym się trochę niekomfortowo, grając utwory, które zapętlam na MP3 codziennie.
 - Niech ci będzie - westchnął Lin. - Masz czas się spotkać?
 - Na razie nie. Ale dam ci znać, jak znajdę chwilę wolnego - odparł Sana. - Do usłyszenia.
I rozłączył się.
Właśnie dlatego Lin chciał namówić Sanę do dołączenia do UNiTE.. Przynajmniej mieliby okazję porozmawiać. Sana wziął sobie chyba za bardzo do serca bycie fanem Soana i postanowił być równie ciężkim przypadkiem pracoholika jak on. Nigdy nie miał czasu dla siebie, a co dopiero dla przyjaciół.
Ale Lin go kochał i postanowił walczyć. Tylko musiał znaleźć broń.
Spojrzał na telefon. I nagle coś mu przyszło do głowy. A może tak wypróbować pomysł, który Sana sam mu podsunął i wydzwaniać do perkusisty tak długo, aż w końcu się zgodzi? Podobno ten sposób zadziałał w przypadku wokalisty jednego z legendarnych zespołów sceny Visual Kei. Może tym razem Linowi również się uda.
Tomoaki uśmiechnął się promiennie i poszedł do łazienki. Jeśli ma zadzwonić do Sany w nocy, musi trochę pospać. Lubił spać i po nieprzespanych dwunastu godzinach mógł uchodzić za zombie bez charakteryzacji, ale dla miłości postanowił poświęcić wszystko. Nawet ukochany sen.
Zegarek wskazywał kilka minut po trzeciej. Sana spał przykryty kołdrą po sam czubek nosa. Nic nie było w stanie wyrwać go ze snu.
A przynajmniej do momentu, gdy w pokoju rozbrzmiał dzwonek telefonu.
Yoshi otworzył oczy i spojrzał ze złością na komórkę. Spokojna melodia, którą słyszał, w ogóle nie działała na niego kojąco.
Złapał za telefon i spojrzał na wyświetlacz.
 - Lin? - Sana odebrał połączenie. - Halo?
 - Dołącz do nas - usłyszał krótkie polecenie.
 - Co? - perkusista przetarł oczy ręką. - Lin, mówiłem przecież, że...
 - Dołącz do nas. Lubisz naszą muzykę, więc raczej nie sprawi ci problemu nauczenie się naszych utworów. Powiem więcej, będziesz wniebowzięty! - Lin trajkotał jak nakręcony. - Więc jak?
 - Lin... - Yoshi ziewnął. - Po pierwsze, jest środek nocy. Po drugie, czy ty naprawdę wdrażasz w życie głupi tekst, który palnąłem, byś dał mi spokój?
 - Wiesz, pomyślałem, że jeśli to ty do nas dołączysz, Haku nie będzie mógł mieć pretensji. A nawet jeśli będzie miał, to przerobię mu twarz na naleśnik - stwierdził Lin. - Dołącz do nas, Sana.
 - Muszę to jeszcze przemyśleć - Sana przewrócił się na plecy i spojrzał w sufit.
 - Nie myśl, tylko dołączaj! - zaśmiał się Lin. - Sana, Sana~!
 - Nie śpiewaj, bo na pewno się nie zgodzę - Yoshi westchnął przeciągle. - Możemy porozmawiać później?
 - Okej, nie ma sprawy. Dobranoc - powiedział Lin i rozłączył się.
Gitarzysta spojrzał na komórkę. Nadzieja na to, że jego plan się powiedzie, znowu odżyła.