Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

wtorek, 31 stycznia 2012

Oni to Vampaya no Rekishi

Zespół: Kagrra,&D
Pairing: Isshi&Asagi
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: alkohol, łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Żeby zrozumieć ten tekst, trzeba znać kilka słów:
- Vampaya - Wampir
- Oni - Demon
- Ouji - Książę
- Bara - Róża
- Hime - Księżniczka
I nie, nie wiem, skąd mi się wziął pomysł na ten pairing. Miłego czytania.



Potrzebowałem inspiracji. Czegoś, kogoś, co lub kto pomoże mi odkryć, kim jestem naprawdę. Moje prawdziwe ja, które siedzi gdzieś w środku. Pisanie tekstów o wampirach jest dobre, do czasu, jak przeglądając swoje notatki, nie stwierdzasz, że wszystkie są o tym samym. Naprawdę potrzebowałem czegoś nowego, jakiegoś świeżego powiewu wiatru. Kogoś, kto wskazałby mi właściwą drogę.
Porównania z wiatrem użyłem kiedyś na próbie. To nie był dobry pomysł.
 - Okno sobie otwórz - stwierdził Hide-zou, który przysypiał na kanapie. - A potem wyskocz. Wtedy poczujesz taki fajny powiew wiatru, że jak będziesz leżał pod kroplówką w szpitalu, a Ruiza i Tsune będą spisywać twoje brednie wywołane uszkodzeniem mózgu, ja będę mógł cieszyć się wolnością i iść z Hirokim na piwo.
 - Hide-zou! - warknęliśmy we czterech. Wyszło nam to tak równo, że miałem wrażenie, iż ktoś zza kulis zawołał "Seino!".
 - A idźcie sobie na piwo, ja i tak się do niczego nie nadaję - stwierdziłem i wyszedłem z sali.
Ja, Asagi, wielki wokalista i lider D, Książę Wampirów, właśnie przerwałem próbę. Po raz drugi od powstania zespołu. Pierwszy raz był wtedy, jak Ruiza doszedł do wniosku, że tracenie przytomności na próbie jest bardzo fajnym pomysłem i musieliśmy na jakiś czas zawiesić działalność.
Dlaczego te cztery przylepy poszły za mną, tego nie wiem. Ruiza nawciskał im kitu, że tak to niepoetycko określę, iż mam depresję i trzeba mnie podtrzymać na duchu?
 - "Haha, rzeczywiście, ja mam depresję? Nie, ja mam tylko wrażenie, że pomysł Hide-zou z tym skakaniem z okna to dobry pomysł, a w domu mam żyletki... Szlag, ja mam depresję."
Zgubiłem ich. Ruiza będzie się teraz martwił, Tsune zadzwoni na policję, Hiroki zacznie mnie szukać po całym mieście, a Hide-zou pójdzie na piwo i jutro ze zdziwieniem odkryje, że jest próba, a on, kurde, ma taaakiego kaca.
Stanąłem pod ścianą jakiegoś budynku. Usłyszałem melodię. Spokojną, aczkolwiek bardzo klimatyczną i posiadającą w sobie "to coś" melodię. I głos. Na wszystkie moje teksty o wampirach, ja w życiu nie słyszałem piękniejszego głosu! Kto, gdzie, jak, po co? A, koncert. No tak. Opierałem się o ścianę jakiegoś klubu. Postanowiłem, że jutro skoczę z okna. Dzisiaj muszę się tam jakoś dostać.
Mój talent aktorski jednak się przydał. Ochroniarz uwierzył mi, że szukam mojej młodszej siostry, która bez pozwolenia rodziców udała się na koncert. Kocham naiwność ludzi. Czasem mam wrażenie, że naprawdę jestem wampirem.
Udając, że szukam tej mojej zagubionej siostrzyczki, usiłowałem nie spuszczać wzroku z wokalisty zespołu. Nie obchodził mnie w tej chwili ani ten śliczny perkusista, ani basista z uśmiechem na pół twarzy, ani gitarzyści stanowiący swoje zupełne przeciwieństwo. Wokalista. Jego sposób poruszania się na scenie, jego ruchy dłońmi, jego spojrzenia, jego uśmiechy, każdy inny, wyrażający zupełnie inne uczucie. W pewnym momencie zapomniałem, że mam szukać mojej wyimaginowanej siostry i stałem jak wryty, wpatrując się w tego Księcia Demonów.
Wyszedłem oszołomiony z klubu, uprzednio informując ochroniarza, że siostry nie znalazłem, ale jeśli zobaczy wychodzącą dziewczynę, która wygląda jak Sadako z "The Ring", ma mnie poinformować. Zostawiłem mu fałszywy numer telefonu i poszedłem do domu.
Następnego dnia powiedzmy, że odbyła się próba. Siedziałem jak zahipnotyzowany, skupiony na wczorajszym dniu. Nie zaskoczył mnie fakt, że umierający na kanapie Hide-zou wyszedł po pół godzinie, a Hiroki, Tsune i Ruiza wpatrywali się na mnie ze zmartwieniem.
 - Jemu potrzebna jest chwila relaksu - stwierdził Hiroki.
 - Albo psychiatra. Znam dobrego psychiatrę - odezwał się Ruiza.
 - Tego, co z totalnego emo zrobił wiewiórkę z ADHD? - zapytał Hiroki, na co Ruiza prychnął z oburzeniem.
 - A może jest mu potrzebny ktoś, kto wskoczy mu do łóżka? - przypuścił Hide-zou, który, jak widać, wrócił.
 - Hide-zou! - tym razem ja siedziałem cicho. Moje myśli były zbyt pochłonięte wczoraj widzianym wokalistą. A gdy Hide-zou rzucił swoją niezbyt etyczną uwagę, moja wyobraźnia wkroczyła na nowe tory. I to nie był dobry objaw. Dlaczego nie mogę być hetero? Dlaczego akurat ja muszę być biseksualny?
 - Mogę was zaprowadzić do fajnego klubu - oznajmił Tsune. - Jeśli Asagi potrzebuje relaksu, jak to określiliście, to ja wiem, gdzie można iść.
 - Asagi, spójrz na mnie - powiedział Ruiza takim tonem, jakbym był niesprawny umysłowo. - Pójdziemy dzisiaj do klubu, Tsune nas zaprowadzi. Może to ci pomoże odzyskać zdolność myślenia.
Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem naszego blondwłosego gitarzystę po głowie. Może rzeczywiście potrzebny mi spokój?
Haha, spokój! Haha! Ale zabawne! Jak tylko tydzień później przekroczyłem próg klubu i zobaczyłem takich pięciu, to mi ten spokój odebrali natychmiast. Haha! Naprawdę, zabawne! Kocham życie! Gdzie jest okno?
 - Hiroki-san! - małe, śliczne, totorowate coś właśnie machało do Hirokiego. Szlag, dajcie mi coś ciężkiego, bym mógł je zabić.
Stanąłem pod ścianą i patrzyłem, jak Hiroki i, jak dobre pamiętam, Izumi śmieją się jeden przez drugiego, Hide-zou prowadzi zażartą dyskusję z basistą Kagrry,, a Tsune i ten pyzaty gitarzysta rozmawiają o czymś, co chwilę słodko się uśmiechając. Który ładniej się uśmiechał? Tego nie wiem.
Drugi gitarzysta Kagrry, był małą, peszącą się pensjonarką i właśnie przykleił się do mojego ramienia.
 - Asagi-sama, powiedz coś swojemu gitarzyście, bo mi spokoju nie daje - wymruczał mi w rękaw. "Asagi - sama". Od razu może "Vampaya Ouji"?
 - Shin-chan! - Ruiza podbiegł do pensjonarki i odciągnął ją ode mnie. Ciekawe, ile zdążył już wypić? Jakoś straciłem rachubę czasu.
 - To długo nie potrwa - usłyszałem głos tuż obok mnie. O, no proszę. Sam Książę Demonów się do mnie odezwał. Czy zatem Książę Wampirów mógłby uspokoić swoje dziwnie walące serce? Nie, ja się nie zakochałem. Ja po prostu mam tylko kilka słów do powiedzenia panu obok. "Me, you, bed, now". Chociaż po angielsku mógłby nie zrozumieć...
 - Dlaczego? - zapytałem w końcu.
 - Patrz - Isshi uśmiechnął się i wskazał na Shina, który wyglądał, jakby miał zaraz się rozpłakać.
 - Akiya! - zawołał, a Ruiza natychmiast został oderwany od niego przez tego pyzatego gitarzystę.
 - Ruiza, blondasku, mojego przyjaciela się nie dotyka, kiedy tego nie chce - powiedział spokojnie Akiya, prowadząc Ruizę w stronę drzwi.
 - Gdzie oni idą? - zapytałem niezbyt rozgarnięty w sytuacji.
 - Znając Akiyę, do hotelu - mruknął Isshi. - No nie patrz tak, żartuję tylko. Chociaż z naszą Pyzą to nigdy nic nie wiadomo.
 - Ach tak - zrozumiałem i zająłem się kontemplowaniem swoich butów.
 - Widziałem cię, Asagi - odezwał się Isshi. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
 - Co?
 - Widziałem cię tydzień temu w klubie - uściślił Isshi. - Widziałem, jak na mnie patrzysz. Jak stoisz wryty, zamiast szukać swojej wymyślonej siostry. Skąd wiem? Ochroniarz skarżył się koledze, że jakiś nastolatek wmówił mu, iż jego siostrzyczka się zapuściła na nasz koncert. Nastolatkiem to ty raczej, Asagi, nie jesteś, ale jakbym cię nie znał, to dałbym ci jakieś 22 lata, Vampaya Ouji.
O, ciekawe. A myślałem, że to ta pensjonarka mnie tak nazwie.
 - Oni Ouji, co ty na to, żeby iść tam, gdzie wasza Pyza podążała w twoim żarcie? - zapytałem spokojnie. Isshi tylko się roześmiał, po czym uśmiechnął się w sposób, którego jeszcze nie widziałem. Lubieżnie uśmiechający się Książę Demonów. Jakby spełnienie mrocznych fantazji.
Byłem, jestem i będę wampirem. Ciekawe, jak on wytłumaczył swoim kolegom ten ślad na szyi?
 - Słodki jesteś - mruknął, wsuwając swoje smukłe dłonie pod moją koszulę i przesuwając je coraz niżej i niżej...
Obudziły mnie promyki słońca, prześwitującego przez zasłonki w oknie.
 - Gdzie ja jestem? - spytałem, mrużąc oczy.
 - Krzywisz się, jakbyś naprawdę był wampirem - stwierdził Isshi, który leżał obok mnie, jednak już całkowicie ubrany. - Dzień dobry, Bara Hime.
 - Hime?
 - Po dzisiejszej nocy to księciem cię nazywać nie będę - szepnął Isshi prosto do mojego ucha. - Niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą, co, Różyczko?
 - Dobrze - zgodziłem się. Isshi musnął palcem moje usta, po czym wstał z łóżka. Zarzucił na siebie kurtkę, uśmiechnął się do mnie lekko i wyszedł z pokoju hotelowego.
Następnego dnia wpadłem rozradowany do sali prób, otwierając z uśmiechem teczkę i rozdając nowy tekst reszcie zespołu.
 - Wena wróciła? - zapytał zdziwiony Hiroki.
 - Tak, wróciła - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Ruiza, coś się stało?
 - Nie - mruknął Ruiza, kreśląc na stole linie, które układały się w jakieś porąbane znaki. - Tylko mam jakieś takie uśmiechające się myśli.
Reszta spojrzała na niego ze zdziwieniem. Ja i Ruiza wymieniliśmy ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym roześmialiśmy się jednocześnie. Hiroki, Hide-zou i Tsune do dzisiaj nie wiedzą, o co nam chodziło. I nikt nigdy nie dowiedział się o tym, jak Książę Wampirów spotkał Księcia Demonów.
~~The end~~

niedziela, 29 stycznia 2012

Hydrofobia III

Zespół: THE KIDDIE
Pairing: Yusa&Yuusei
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: halucynacje
Notka autorska: No bo wiecie, że Yuuseiowi nic nie będzie, prawda? Jak myślicie, że coś będzie, to się mylicie. Jest oki. W końcu kogoś zobaczył, prawda?


 - Yuyu, obudź się - powiedziała Airi, stając nad Yuuseiem.
 - Nie potrafię - zaprzeczył zachrypniętym głosem Yuki.
 - Potrafisz, tylko o tym nie wiesz - odparła Airi. - Obudź się. On cię woła.
 - Kto? - zapytał ze zdziwieniem Yuusei.
 - Idź do niego, Yuyu - Airi uśmiechnęła się lekko i rozpłynęła się w powietrzu.
 - Yuusei, słyszysz mnie?! Yuusei, spójrz na mnie, błagam cię! Yuusei!
Yuki zakrztusił się wodą, która doszła do wniosku, że chciałaby jednak opuścić jego płuca. Całe jego ciało drżało, a on nie mógł tego opanować.
 - Jun, przynieś koc! No nie patrz na mnie takim wzrokiem, tylko biegnij! Yuusei, spójrz na mnie. Spójrz, błagam cię.
Yuusei otworzył oczy. Zobaczył mokrego Yusę, który półleżał obok niego, opierając się na rękach, i patrzył na niego z przerażeniem.
 - Już dobrze, wszystko będzie dobrze - szepnął Yusa, okrywając Yuuseia kocem przyniesionym przez Juna. - Jun, zostań tu z Sorao i Yuudaiem, a ja go stąd zabiorę. Oni i tak nie kontaktują.
 - Czekaj, masz tu kluczyki - Jun wyjął klucze z kieszeni śpiącego Sorao, ignorując radosne rechotanie pijanego Yuudaia.
 - Och, ucisz się w końcu - warknął Yusa, biorąc Yuuseia na ręce. - I tak nic pewnie nie będziesz pamiętał, ale wiedz, że następnym razem jedziemy w góry i nie bierzemy tabletek przeciwbólowych.
Yuudai zmierzył go wzrokiem, wybuchnął niepohamowanym śmiechem, przytulił się do śpiącego Sorao i sam odpłynął do krainy snów.
Yuusei wciąż drżał, kiedy Yusa kładł go na tylnych siedzeniach, a sam usiadł za kierownicą. Powieki gitarzysty zamknęły się powoli i zmorzył go błogi, aczkolwiek niespokojny sen.
 - Mówiłam, że cię woła - zaśmiała się Airi, kładąc rękę na ramieniu Yuuseia. - On cię kocha, Yuyu. Nie wypuściłby cię z objęć.
Yuusei zamrugał. Znajdował się w swoim domu, na swojej kanapie i we wciąż mokrych ubraniach na sobie. Z sypialni wyłonił się Yusa, z którego włosów kapała woda. Podszedł do gitarzysty, uprzednio położywszy suche ubrania na stoliku obok kanapy.
 - Dobrze, że się obudziłeś, bo jakoś nie miałbym siły sam tego zrobić - stwierdził Yusa, gładząc Yuuseia po włosach. - A musiałbym, bo wątpię, byś z własnej woli pozwolił mi ciebie przebrać.
 - Mogłoby to mieć niespodziewane skutki - odparł Yuusei, zabierając rzeczy przygotowane przez Yusę ze sobą. - Idę do łazienki. Możesz założyć jakieś moje ubrania, bo jeszcze się przeziębisz.
 - Martwisz się o mnie? - zdziwił się Yusa. Yuusei zatrzymał się w drzwiach sypialni, ale nie odpowiedział na pytanie wokalisty. Po chwili otrząsnął się i zniknął w łazience.
 - Yuusei, dlaczego się o mnie martwisz? - zapytał Yusa, siedząc na łóżku Yuuseia, gdy ten wszedł do sypialni. - A poza tym, twoje ubrania są trochę za małe. Spodnie to mi do połowy łydek sięgają.
 - Dlaczego się martwię, tak? - powtórzył Yuusei, przymykając oczy, kiedy usiadł obok Yusy na łóżku. - Może z tego samego powodu, dlaczego to akurat ty rzuciłeś mi się na ratunek. Przecież Jun też wypił niewiele.
 - Po prostu się przestraszyłem, jak przez kilkanaście sekund Yuudai wciąż miał całą szczękę - odparł Yusa. - Byłem pewien, że zaraz wyskoczysz i mu przyłożysz. Nic takiego się jednak nie stało. Yuusei, dlaczego nam nie powiedziałeś, że nie potrafisz pływać? Przecież byśmy zrozumieli.
 - Niektórzy boją się wody, bo nie potrafią pływać - odparł Yuusei. - Ja nie potrafię pływać, bo boję się wody.
 - Ale mogło ci się coś stać, rozumiesz?! Yuudai do końca życia miałby cię na sumieniu, Sorao obwiniałby się, że nie powinien wpadać na pomysł z tym jeziorem, a Jun stałby się jeszcze bardziej zamkniętym w sobie człowiekiem na świecie. Yuusei, do jasnej, takie rzeczy się mówi! My nie chcemy cię stracić.
 - Czekaj, czekaj - powiedział Yuusei. - A ty co byś zrobił?
 - Ja? Ja nie wiem, co bym zrobił - Yusa pokręcił przecząco głową. - Nie znam siebie na tyle, by określić, jakbym się zachował.
 - Tak naprawdę nie odpowiedziałeś mi na pytanie - zauważył Yuusei. - Dlaczego to Jun po mnie nie skoczył?
 - Bo on cię nie kocha! - Yusa wzniósł ręce ku niebu, po czym położył dłonie na ramionach gitarzysty. - Ja cię kocham, Yuki. Ale ty tego nie widzisz.
 - W takim razie obaj jesteśmy ślepi - stwierdził Yuusei.
Yusa zamrugał. Zapadła cisza, przerywana tylko miarowym tykaniem zegara. Tik, tak, tik, tak.
 - Więc ty mnie kochasz, maleństwo? - zapytał Yusa.
 - Nie, wcale, tak sobie żartuję - westchnął Yuusei. - Kocham cię, Ryohei. Ale jak jeszcze raz nazwiesz mnie maleństwem, to porozmawiamy inaczej.
 - Drażliwy jesteś - stwierdził Yusa, składając na jego ustach delikatny pocałunek. - Mam wrażenie, że o czymś zapomniałem.
 - Nieważne - stwierdził Yuusei. - Zostań tutaj. Ze mną.
 - Masz rację, to pewnie nic takiego - Yusa uśmiechnął się lekko i przyciągnął Yuuseia do o wiele mniej delikatnego pocałunku.
Gdy już nic innego nie pomagało, Minase kopnął bezwładne ciało śpiącego Sorao, ale basista tylko przekręcił się na drugi bok. Perkusista D=OUT spojrzał na swoje koi, które usiłowało wepchnąć nogę Yuudaia do jego samochodu.
 - Więc mówisz, że Yusa zostawił cię tutaj z tymi zewłokami? - dopytał Minase, ciągnąc Sorao za włosy w kierunku swojego samochodu. - Chyba będę musiał się w końcu ujawnić i poważnie z nim porozmawiać. Tylko gdzie ja schowałem te pałeczki z kolcami, które kiedyś dla żartu kupił mi Reika?
Jun zachichotał pod nosem i pomógł ułożyć śpiącego Sorao obok Yuudaia, który przez sen mamrotał coś o Małej Syrence rozmawiającej z duchami.

The end

sobota, 28 stycznia 2012

Hydrofobia II

Zespół: THE KIDDIE
Pairing: Yusa&Yuusei
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czasem powinniśmy mówić o tym, czego się boimy.

Wizje małej dziewczynki nie opuściły Yuuseia. Ledwo zasnął, a Airi znów powróciła do jego umysłu.
Kiedy gitarzysta był mały, miał przyjaciółkę o wcześniej wspomnianym imieniu. Airi była córką sąsiadów Yuuseia, rezolutną i pozytywnie nastawioną do świata dziewczynką. Znali się praktycznie od pieluszek, mieli nawet zdjęcie, gdzie siedzą razem w małej wanience.
Pewnego letniego dnia Airi, która była o rok starsza od Yuuseia i skończyła niedawno siedem lat, zaciągnęła go nad jakieś małe jeziorko.
 - Patrz, Yuyu, co ja potrafię! - zawołała Airi, wskakując do wody. Zawsze tak go nazywała, praktycznie nigdy nie mówiła do niego po imieniu.
 - Airi, wracaj tutaj - powiedział cicho Yuki, siadając na mostku. - Ja i tak nie potrafię pływać.
 - Potrafisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz - zaśmiała się Airi. - Patrz, a ja nurkować umiem! Patrz na mnie, Yuyu!
Pech chciał, że strój dziewczynki zaczepił się o gałąź leżącą na dnie. Yuki pobiegł po rodziców, ale było już za późno.
Yuusei obudził się zlany zimnym potem. Odkąd zobaczył, jak Airi znika w toni jeziora, panicznie bał się wody. Jeżeli ktoś z jego zespołu wpadnie na jakiś głupi pomysł, a wpadnie na pewno, to mogą stracić gitarzystę. A Yuusei uniósł się dumą i nikomu nie mówił o swojej przypadłości.
Yuki, kiedy się obudził, nie mógł już zasnąć. Dlatego właśnie usnął w samochodzie i obudził go dopiero delikatny dotyk na ramieniu. Pierwszym, co oczekiwał zobaczyć, była twarz lekko uśmiechniętego Juna, obok którego siedział, ale jego oczy spotkały się z czarnymi oczami Yusy.
 - Budź się, maleństwo - Yusa uśmiechnął się promiennie, opierając się o drzwi od samochodu. - Bierz któryś z koszyków i chodź.
Rozpakowanie zajęło im jakieś pół godziny, bo Sorao i Yuudai nie mogli się zdecydować, czy wolą siedzieć w cieniu czy na słońcu.
 - Nie wiem, jak wy, ale ja to bym się wykąpał - stwierdził Sorao.
 - Sam? - zapytał Yuudai.
 - Kiedyś trzeba spróbować - Sorao zrozumiał, o co chodziło Yuudaiowi. - Jun, co ty robisz?
 - Zdjęcia - odparł Jun. - Tu jest tak fajnie, że moje Słonko musi to zobaczyć. Kiedyś go tu zabiorę.
 - I wykąpiecie się razem? - zapytał Yuusei, na co wszyscy, oprócz Juna, wybuchnęli śmiechem.
Zaczęło się ściemniać. Yuusei doszedł do wniosku, że zabieranie piwa nie jest najlepszym pomysłem, gdy ma się w zespole takiego kogoś jak Yuudai. Teraz wyżej wymieniony perkusista próbował właśnie wdrapać się na drzewo, co za każdym razem kończyło się głuchym dźwiękiem upadającego na ziemię ciała, cichym jękiem i śmiechem pijanego Sorao. Aż dziw, że nic mu się nie stało. Basista w ogóle już nie kontaktował i kiedy Yusa zakrył mu oczy, mruknął tylko, że księżyc zgasł i trzeba wymienić oliwę w żarówce. Cokolwiek to miało znaczyć. Jun rozmawiał chyba od godziny ze swoim Słonkiem, kimkolwiek ono było. Jedynie Yusa i Yuusei nie mieli jakoś ochoty pić do upadłego. Ryohei dlatego, że wolał pamiętać ten jeden z niewielu wolnych dni, a Yuki chciał być przytomny w momencie, gdy ktoś zaproponuje mu nieoczekiwaną kąpiel. A wtedy gitarzysta na niego nawrzeszczy i uderzy w głowę, bo to jest nierozsądne kąpać się o tak późnej porze. Zwłaszcza, jak nie umie się pływać.
Kiedy ululany Sorao zasnął z głową na bluzie Juna, który próbował mu ją odebrać, wołając, że zrobiło się chłodno, a Yuudai zaczął dobierać się do wszystkich obecnych, Yuusei wstał i poszedł w stronę mostu. Usiadł na nim i patrzył na księżyc znikający za chmurami. Nie bał się być w pobliżu wody, bał się być w wodzie. I gdy poczuł na plecach parę rąk, które silnym ruchem wrzuciły go w ciemną toń jeziora, jego panika osiągnęła szczyt.
Choć Yuusei się szamotał i próbował uwolnić z rąk ciemnej pani jeziora, nie udało mu się to. Że też musiał usiąść akurat na samym końcu mostu, gdzie jest najgłębiej. Mógł teraz jedynie się wiercić i próbować wydostać, ale to nic nie dało. W końcu się poddał.
Yuusei powoli zamknął oczy, a na granicy świadomości zobaczył tylko burzę blond włosów i poczuł, jak ktoś obejmuje go ręką w pasie. Potem wszystko zniknęło.

środa, 25 stycznia 2012

Hydrofobia I

Zespół: THE KIDDIE
Pairing: Yusa&Yuusei
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czasem powinniśmy mówić o tym, czego się boimy.


 - Niby słuchasz go, a i tak uporczywie obserwujesz jego usta. Niby próbujesz skupić się na tym, co mówi lider, a i tak patrzysz na dłonie swojego wokalisty. Niby grasz, a i tak starasz się łapać jego spojrzenia i zatrzymywać je jak najdłużej, by nie uciekły. Oj, Yuki, jaki ty jesteś głupi - mamrotał Yuusei pod nosem, próbując wydobyć drobne na kawę z portfela.
 - Nie jesteś głupi. Po prostu się zakochałeś - sprostował go Jun, wręczając mu garść drobniaków. - Chociaż zbyt często mówisz do siebie.
 - Niedługo wszyscy będą wiedzieć, tylko nie on - westchnął Yuusei, biorąc kawę do rąk.
 - Kto? - zaciekawił się Yusa, podchodząc do nich. Yuusei skupił się na tym, by nie wylać gorącego napoju na siebie, za to Jun jedynie uśmiechnął się lekko.
 - Dowiesz się później - odpowiedział za Yuuseia, po czym odebrał dzwoniącą komórkę. - Tak? No hej, słonko ty moje. Co? O, no to fajnie. Nie, nie mamy nic w planach.
Reszta słów została wyciszona przez zamykające się drzwi wyjściowe. Yuusei i Yusa zostali sami.
 - Co tam u ciebie, maleństwo? - zapytał Ryohei, mierzwiąc włosy gitarzysty. Ten cały czas stał bez ruchu, błagając bogów, żeby wokalista w końcu przestał się uśmiechać. Choć na chwilę, by mógł zebrać myśli.
 - Dobrze - odpowiedział w końcu. Yusa wrzucił drobne do automatu i po chwili stał pod ścianą, sącząc tę swoją kawę z mlekiem i z super extra cukrem. Jak nie pił kawy z automatu, tylko zwykłą, to słodził chyba z pięć łyżeczek. Jak można słodzić kawę?
 - Jesteś ostatnio coraz bardziej nieobecny, Yuusei - zauważył Yusa, po czym skierował się w jego stronę. - Co się dzieje? Martwię się o ciebie.
 - Nie musisz się martwić - odparł Yuusei i uśmiechnął się niemrawo. - Jestem po prostu zmęczony.
 - Co wy na to, żeby jechać nad jezioro? - z sali wychylił się Sorao. - A w ogóle, Yuudai każe wam wracać.
 - Kolejna godzina męki - westchnął Yusa. - Yuudai, puść nas do domu.
 - Chcę tylko obgadać z wami ten wyjazd - odparł Yuudai. - Potem zagramy jeszcze "Black Side", bo niektórzy mają problem z wejściem w odpowiednim momencie. A później możecie iść tam, gdzie chcecie.
 - Coś przegapiłem? - zapytał Jun, wchodząc do sali.
 - Wymyśliliśmy z Yuudaiem, że potrzebny nam jakiś wyjazd na łono natury - oznajmił Sorao. - Pobliskie jezioro wydaje się być dobrym pomysłem.
 - A może lepiej góry? - zaproponował Yuusei. - Albo łąka? Ewentualnie możemy iść do lasu.
 - O, albo morze - rzucił Yuudai. - Co ty na to, Shinobu?
 - Nie, jezioro jest takie bardziej malownicze - odparł Sorao. - I tam jest i las i łąka i góry widać z daleka.
 - Ale ja nie chcę nad jezioro - mruknął pod nosem Yuusei. Ryohei spojrzał na niego pytająco, bo jako jedyny go usłyszał. Czy mu się zdawało, czy zobaczył w oczach gitarzysty błysk... strachu?
 - Myślę, że to dobry pomysł - Jun pokiwał głową. - Trochę świeżego powietrza nam się przyda.
 - W górach jest więcej świeżego powietrza - zauważył Yusa.
 - W górach to mnie głowa boli - odparł Yuudai, zaplatając ręce na klatce piersiowej. - A Shinobu ma lęk wysokości.
 - Nie mam lęku wysokości, po prostu boję się spaść - sprostował Sorao.
 - Też mi różnica - Jun wzruszył ramionami.
 - Jun, a ty zabierzesz może to swoje kochanie, co? Fajnie by było kiedyś zobaczyć je na oczy - Yusa uśmiechnął się lekko. Jun spojrzał na niego z przerażeniem i odwrócił szybko wzrok.
 - Nie, to zły pomysł - odparł Jun.
 - Dobra, ćwiczymy ten utwór, a jutro jedziemy nad jezioro. Mam tylko nadzieję, że mi się nie potopicie, bo na pierwszej pomocy się nie znam - oznajmił Yuudai.
 - Ja ci mogę zrobić usta usta - zgłosił się Sorao.
 - W domu, Shinobu, teraz gramy - Yuudai uśmiechnął się lekko, po czym wziął do rąk pałeczki. - Yuusei, obudź się. Jak wrócisz do domu, to będziesz mógł sobie pospać. Teraz gramy.
Yuusei przeciągnął się leniwie i wstał z kanapy. Przed oczyma mignęła mu postać małej dziewczynki, która go wołała. Musi odegnać te wizje.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Metoda jazdy na łyżwach

Zespół: Kagrra,, Alice Nine
Pairing: Isshi&Nao, w tle Tora&Akiya i Izumi&Shin
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Chyba nie powinnam chodzić na lodowisko.


Rok 2010. Nao siedział na ławce i usiłował dopiąć swoje łyżwy. Nie było to wcale takie proste. A fakt, że nigdy nie miał ich na nogach, potęgował tylko strach, który go paraliżował.
Prawa, lewa, bum. Lewa, prawa, łup. Nie, chodzenie w łyżwach nie jest łatwe. A co dopiero będzie na lodzie?
Nao spojrzał z przerażeniem na lodowisko. Nie pojedzie, nie potrafi.
 - Nao, wszystko w porządku? Jakiś taki zielony jesteś - zmartwił się Izumi, podjeżdżając do niego. Jak on to robi?
 - Aham - mruknął Nao, mrużąc oczy. Kilka metrów dalej zobaczył Shina, który kurczowo trzymał się balustrady, ale jakoś próbował jeździć. Izumi pokręcił z dezaprobatą głową, podjechał do Shina i pociągnął go na sam środek lodowiska. Ale chociaż nie zostawił go samego jak Tora, którego Akiya, jako tako potrafiący jeździć, usiłował dogonić. A to, przy o wiele lepszych umiejętnościach gitarzysty Alice Nine, nie było wcale takie łatwe.
Nao postawił jedną nogę na lodowisku. Potem drugą. Następnie się przewrócił.
Podniósł się po kilku próbach i przytrzymał balustrady. Już był cały w śniegu. A co dalej? Wróci do domu jako bałwanek?
Nagle coś śmignęło obok Nao, złapało go za ręce i pociągnęło za sobą. Coś jechało tyłem i wpatrywało się w basistę z rozbawieniem. Coś okręciło się wraz z Nao wokół własnej osi i przyciągnęło go do siebie.
 - Dlaczego się boisz, Yamiyo? - zapytał Isshi, łapiąc Nao za rękę i jadąc na drugą stronę lodowiska.
 - Bo nie umiem jeździć - odparł Nao, próbując utrzymać równowagę i w tym celu ścisnął mocniej dłoń Isshiego.
 - Shin też nie potrafi - odparł Isshi, zatrzymując się przy balustradzie i łapiąc Nao, gdy ten stracił równowagę. - Ale nie miażdży z tego powodu Izumiemu palców.
 - Izumiemu palce są potrzebne - odparł Nao, ignorując histeryczny śmiech Akiyi, który przewrócił się na plecy i leżał tak od kilkunastu sekund, odmawiając wstania.
Tora, jak można się domyślić, spanikował i zaczął zadawać mu tysiąc pytań na temat jego samopoczucia, potrzeby wzywania lekarza i ewentualnie uszkodzonych części ciała.
 - Uszkodziłeś to ty sobie głowę, Masashi - zaśmiał się Akiya. - Nic mi nie jest. A teraz pomóż mi wstać.
Tora westchnął i podniósł Akiyę, przyciągając go do pocałunku.
 - Słodcy są - stwierdził Nao, czując, że lód pod jego nogami znów się przesuwa. - Shino?
Isshi milczał. Wiedział, że Tora i Akiya mają dla siebie bardzo dużo czasu. Izumi i Shin za dziesięć lat będą dalej razem, no chyba, że w 2012 nastąpi koniec świata. Lecz o wiele wcześniej ktoś przyjdzie i Nao już nie pójdzie na lodowisko.
 - Spróbuj sam pojechać - stwierdził Isshi, uśmiechając się lekko. - I pamiętaj, że metoda "Prawa, lewa, łup" nie jest tą właściwą.
 - Shino! - zawołał Nao, kiedy Isshi puścił go i odjechał trochę dalej. - Wracaj tu!
 - Podjedź do mnie - Isshi uśmiechnął się promiennie. - Poradzisz sobie.
 - Nie wierzę ci - odparł Nao.
 - Ale ja wierzę w ciebie - oznajmił Isshi.
I takim sposobem Nao odkrył dobrą i skuteczną metodę jazdy na łyżwach - "Prawa, lewa i prosto w ramiona Shino".

The end

czwartek, 12 stycznia 2012

Ktoś, kogo nie ma

Zespół: Kra, Kagrra,, Alice Nine
Pairing: Keiyu&Mai, w tle Isshi&Nao i Tora&Akiya*
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: Mam doła. Więc wam też go zaserwuję. Tak, jestem okrutna. A moje oczy nadal mokre od łez.
Ludzie ranią. Dotkliwie. Często nawet nas nie dotykając.


Wyobraź sobie taką sytuację. Twój ukochany jest chory, ciąża Twojej bratowej jest zagrożona, Twój brat złamał nogę, Twoja matka ma depresję, Twojemu ojcu grozi zawał, a Twoja jaszczurka ma jakąś dziwną chorobę skóry. Czy może być gorzej?
Tak, owszem. Twój najlepszy przyjaciel umiera.
I wyobraź sobie, że minęło kilka miesięcy. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że noga Twojego brata nie jest już w kawałkach, a Twoja bratowa jest w zaawansowanej ciąży, ale nie wiadomo, czy dziecko przeżyje.
I tak, zgadłeś. Twój przyjaciel nadal umiera. A Śmierć biegnie w jego stronę coraz szybciej.
 - Nie powiem mu - zaparł się Isshi, nalewając wody do kubka. Nao wyjechał, a on został sam i jak zwykle do mnie zadzwonił. Nieważne, że mam liche zdrowie Maiccho na głowie. Przecież według niego zawsze mogę wpaść do mojego przyjaciela.
 - Musisz mu powiedzieć - odparłem, zakładając nogę na nogę. - Rozumiesz to, Shino?
 - Zacznie panikować - oznajmił Isshi. - A jak wpadnie w panikę, to go nie uspokoimy.
 - Dlaczego? - zapytałem.
 - Taki już jest - odparł Isshi i oparł się o szafkę. - Kou... Złap mnie.
Dziękuję bogom, że Nao wyjechał. Naprawdę.
 - A co zrobi Nao, jak umrzesz? - zapytałem, kładąc mokrą ścierkę na czole Isshiego. Jego oddech zaczął się uspokajać. Nareszcie.
 - Pojęcia nie mam - odparł Isshi słabym głosem. - I wolę o tym nie myśleć.
Zadzwonił telefon. Odebrałem.
 - Tak, Maiccho? - spytałem.
 - Kupisz mi chusteczki? - zapytał Maiccho tym swoim słodkim głosem, choć w tym momencie zachrypniętym niemiłosiernie.
 - Tak, oczywiście - przytaknąłem.
Shino odprowadził mnie do drzwi. Widziałem, jak gaśnie. Niczym świeca, której knot już prawie się wypalił.
 - Boję się - powiedział cicho Isshi. - Nie chcę, by ona nas rozdzieliła.
 - Kto?
 - Królowa tamtego świata, Kou - Isshi uśmiechnął się słabo. - Jak po mnie przyjdzie, to długo przyjdzie mi czekać na Yamiyo.
 - I na mnie - zauważyłem.
 - I na ciebie - Isshi zaśmiał się cicho. - Idź już. Mai cię potrzebuje, Kousuke.
 - Do zobaczenia, Shino - powiedziałem i pobiegłem do samochodu.
Minął miesiąc. Shino znów chciał, bym przyszedł. Ale nie mogłem. Yasuno stwierdził tego dnia, że nie da się zawlec na próbę, Yuhra się przeziębił, a Taizo gdzieś się zgubił. Maiccho za to dostał wysokiej gorączki i musiałem z nim do szpitala jechać. Dajcie spokój.
Tydzień później odebrałem telefon od Tory, z którym ostatnio miałem jakiś słaby kontakt. W ogóle to wszystko było jakieś dziwne. Isshi ani nie dzwonił ani nie odbierał. Akiya odebrał raz i przez chwilę rozmawiał ze mną dziwnym głosem, jakby miał się rozpłakać, a potem nagle się rozłączył. Shin powiedział, że nie ma ochoty na rozmowę i musi iść do sklepu kupić sto pudełek chusteczek, bo mu się kończą. Izumi wymigiwał się chodzeniem na ryby i brakiem zasięgu, a jego głos był dziwnie pozbawiony tego roześmianego wydźwięku, który zawsze posiadał. A Nao miał wyłączony telefon. Coś było nie tak.
 - Mój ukochany nadal jest chory, moja bratowa urodziła zdrowe dziecko, ale więcej potomstwa mieć nie może, brat złamał rękę, matka usiłowała popełnić samobójstwo, ojciec przeszedł zawał, a jaszczurka odgryza sobie ogon z byle powodu. Na dokładkę wy ostatnio zachowujecie się dziwnie, więc podaj mi poważny powód, dlaczego dzwonisz o tak wczesnej porze - oznajmiłem, nalewając sobie wody do szklanki.
 - Nie chciałem, byś dowiedział się o tym z mediów - oznajmił Tora.
 - O czym?
 - Ja i Akiya znaleźliśmy tydzień temu Isshiego. Jego rodzina prosiła, byśmy nikomu nic nie mówili, ponieważ... - Torze zamarł na chwilę głos. - Chcieli go w spokoju pochować. Isshi nie żyje, Kousuke.
Trzask! Szklanka wypadła mi z dłoni, a woda rozlała się na podłogę. Bezwładnie osunąłem się po ścianie. Shino...
 - Kousuke, co się stało? - Maiccho podbiegł do mnie i potrząsnął mną za ramiona. - Kousuke!
 - Shino... Nie odbierał... Bo nie mógł...
 - Dlaczego? - w głosie Maiccho pojawił się niepokój.
 - Pozbawieni życia nie potrafią - wyjaśniłem łamiącym się głosem. - Nao. On został sam. Ja muszę iść. Zaraz, ja nie wiem, gdzie...
 - Isshi nie żyje? - zapytał z przerażeniem Maiccho.
 - Tora? Jesteś tam jeszcze? Gdzie jest Nao? U Shina i Izumiego? Dobra, idę tam. Maiccho, zostań tu.
Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca. Jakby coś we mnie umarło. Przecież to Shino zawsze przy mnie był nawet wtedy, gdy Maiccho mnie nie rozumiał. Był zawsze. Był nieodłącznym elementem mojej egzystencji na tym marnym świecie.
A teraz Shino stoi przede mną, trzymając dłonie na moich ramionach. Jego tu nie ma, a przyszedł już chyba trzeci raz.
 - Nie ma cię tutaj - mówię spokojnie. - Nie ma cię. Jesteś kimś, kogo nie ma.
 - Dlaczego jako jedyny nie wierzysz? - pyta. Wybucham histerycznym śmiechem.
 - Ponieważ jestem realistą - odpieram. - Puść mnie.
 - Kou, proszę cię, uwierz mi. Uwierz we mnie. Uwierz, błagam - mam wrażenie, że Isshi zaraz się rozpłacze. Na dokładkę jego palce jakoś boleśnie wbijają mi się w ramiona. Ale przecież jego tu nie ma.
 - Odejdź - mówię sucho i odpycham go.
Zamykam za sobą drzwi i osuwam się na podłogę.
 - Duchy nie istnieją - powtarzam ciągle, usiłując dosięgnąć leżące na szafce tabletki, które zapisał mi mój psychiatra. - Nie istnieją.
Shino nie ma. Shino umarł. Shino nie wrócił. I nie wróci. Nigdy.

"Zamykam za sobą głośno drzwi
Stoję po drugiej stronie.
Pamiętam, Ty pokazałeś mi
Jak mam składać dłonie."

~~ Carrion - "Sztandary Eloi"

The end