Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

poniedziałek, 26 lutego 2018

Beauty and the Beast: Stone Heart I

Zespół: D=OUT&Acme (ex. xTRiPx), w tle LapLus
Pairing: Naoto&Shougo, w tle Reika&Hikaru i Satoshi&Shougo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: AU, fantasy, romans
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: psychopatia
Notka autorska: Jeśli myślicie, że tamte wersje to była radosna wariacja na temat, to zapraszam do czytania. ^^
W roli Pięknej i Bestii w tej wersji występują:
Kirei (Bella) - Shougo
Yajuu (Bestia) - Satoshi


W naszym małym miasteczku mieszkał młodzieniec o wdzięcznym imieniu Kirei, które wręcz idealnie pasowało do tej osoby. Ale nie będę roztkliwiał się nad jego urodą, bo moja opowieść straciłaby wtedy sens.
Ważniejsze jest to, że Kirei pewnego dnia zniknął. Zmartwiłem się tym niezmiernie i postanowiłem go odszukać.
- To nie jest dobry pomysł, Naoto - stwierdził Reika, mój przyjaciel, żując beznamiętnie suszoną wołowinę. - Pomyśl. Kirei jest oczytany i piękny. Pewnie go ktoś po prostu uwiódł. Poza tym, to mężczyzna. Chcesz się związać z mężczyzną?
- Bo Hikaru to przecież kobieta jest - spojrzałem na niego z wyrzutem. Reika prychnął.
- I właśnie o tym mówię! - zawołał. - Naoto, ja zdaję sobie sprawę, jakie z takiej relacji są konsekwencje i uważam, że...
- Wsiadasz na tego konia, czy mam cię podsadzić? - spytałem zniecierpliwiony, na co Reika westchnął jak męczennik, rzucił resztę wołowiny psu i wskoczył na swojego wierzchowca.
* * *
Jechaliśmy już dobre kilka godzin, przemierzając las w poszukiwaniu Kireiego, gdy drogę zastąpiły nam wilki.
- Chyba wkurzyliśmy watahę, Naoto - mruknął Reika, celując z pistoletu w pchlarze. - Naoto, gdzie ty jedziesz? Naoto!
Ale ja nie zwracałem na niego uwagi. Po kopytami mojego konia chrzęścił śnieg.
W czerwcu.
- Naoto! - Reika dogonił mnie i spojrzał na mnie z uwagą. - Goni nas stado wilków, zawracajmy!
- Reika, tu jest zima. Rozejrzyj się - odparłem, na co mój przyjaciel spojrzał najpierw w prawo, potem w lewo i w końcu na mnie.
- Jak? - spytał zdumiony.
- Nie wiem, ale na odległość śmierdzi to czarną magią - stwierdziłem. - Jeśli Kirei zapuścił się w te okolice, mógł paść ofiarą jakiegoś czarnoksiężnika.
- Albo wilków - Reika zastrzelił kolejną, włochatą pokrakę. - Mi się zdaje, czy te wilki są nieśmiertelne?
- Może i są. Szukajmy Kireiego - rozkazałem i nagle musiałem ostro wyhamować.
Zamek. Przed nami wyrósł jak spod ziemi zamek!
- Tego tu nie było - stwierdził odkrywczo Reika, który ze swoim koniem również prawie wpadł na bramę. - Ej, Naoto?
- Hm?
- Wilki uciekają - Reika wskazał na te przebrzydłe pchlarze, które piszcząc i kuląc ogony, w pośpiechu oddaliły się od zamku.
Spojrzałem na ogromny pałac. Kto, lub co, w nim mieszkał, że te zwierzęta tak zareagowały?
- Pomóż mi otworzyć tę bramę - stwierdziłem, odkrywając, że nie była ona wcale zamknięta, jedynie bardzo ciężka.
Popchnęliśmy skrzydło bramy i weszliśmy do środka, wprowadzając nasze konie. Zaczepiliśmy lejce o płot i poszliśmy w stronę zamku.
- Naoto - Reika trącił mnie w ramię. - Naoto, widzisz te posągi?
- Widzę. I co z tego? - spytałem, patrząc na rzeźby, które stały po obu stronach drogi do zamku. Wyglądały niesamowicie, jak gdyby to byli ludzie zaklęci w kamień.
- Naoto - Reika tym razem aż mną potrząsnął. - Naoto, te rzeźby nas obserwują. One żyją. One żyją, Naoto. Chodźmy stąd.
- Nie ma mowy - warknąłem. - Jeśli to coś zrobi cokolwiek Kireiemu, to ja sobie tego nie wybaczę.
- A jak zrobi nam, to co? Jako duch go będziesz straszył? - Reika z niepokojem przyjrzał się posągowi młodej dziewczyny. - One serio żyją. To jest przerażające.
- Nie wiedziałem, że z ciebie takie strachajło - zaśmiałem się i wszedłem do zamku, po czym zamarłem w bezruchu.
Tych rzeźb było o wiele więcej! Przy schodach, w holu, wszędzie!
- Naoto... - Reika uczepił się mojego ramienia. - Naoto, uciekajmy stąd.
- Najpierw musimy znaleźć Kireiego - stwierdziłem, otrząsając się z szoku.
Wszedłem po schodach, czując na sobie wzrok posągów. Reika lojalnie podreptał za mną.
Zajrzeliśmy do pierwszej komnaty, ale zobaczyliśmy tylko kilka kolejnych rzeźb i wprost idealny porządek. Jak gdyby to nie był zamek, tylko jakaś wystawa w muzeum.
- Kim jesteście? - usłyszeliśmy nagle głos. Reika podskoczył i wpadł na ścianę, ciężko dysząc, a ja odwróciłem się powoli.
Zobaczyłem mężczyznę mniej więcej mojego wzrostu. Miał taką budowę ciała, że zastanawiałem się, czy płaszcze są dla niego robione na miarę, i bezemocjonalny wyraz twarzy. Jak gdyby nigdy nie używał jej mięśni.
- Ja jestem Naoto, to jest Reika - podniosłem swojego przerażonego przyjaciela z podłogi. - Zgubiliśmy się w lesie, szukając pewnego zaginionego chłopaka.
- Chłopaka? - powtórzył mężczyzna. - Nikogo tutaj nie ma. Radzę wam wyjść.
- Czyli jest tu tylko pan? - upewniłem się. Mężczyzna kiwnął głową.
- Tak, tylko ja. Na imię mi Yajuu - oznajmił mężczyzna. - Moglibyście już stąd wyjść? Chciałbym pobyć sam.
- Pan ciągle jest tutaj sam - zauważył Reika.
- Nie łap mnie za słówka, głupcze - Yajuu zbliżył się do nas i spojrzał na nas z góry. - Wynocha, albo skończycie jak inni zagubieni chłopcy.
- Jako rzeźby? - domyśliłem się. Yajuu zmierzył mnie wzrokiem i zmarszczył brwi.
- Bystry jesteś. Aż za - stwierdził. - Wynoście się.
- Zadam tylko jedno pytanie. Mogę? - spytałem.
- Naoto, chodź stąd, nie chcę być posągiem - Reika szarpnął mnie za ramię.
- Ucisz się - Yajuu rzucił mu mordercze spojrzenie. - Pytaj, głupcze.
- Kireiego też zamieniłeś w posąg? - zapytałem, a Yajuu westchnął.
- Jak mógłbym ukarać tak kogoś, kogo kocham? - Yajuu złapał mnie za koszulę. - Kirei ma się dobrze. W przeciwieństwie do was.
Usłyszałem pstryknięcie palcami i straciłem czucie w całym ciele. Mogłem jedynie obserwować, jak Yajuu stawia mnie i Reikę pod ścianą i odchodzi.
Prawie słyszałem w myślach, jak mój towarzysz krzyczy "Naoto, ty debilu!". Jednym słowem - masakra.

sobota, 10 lutego 2018

Beauty and the Beast: The Rose of Darkness V

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle NEXX (Hayato i Tsukasa)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Przez sesję zupełnie zapomniałam o dodawaniu tego... ^^""" Tymczasem ostatnia część~


Następnego dnia pokazałem Kireiemu i Meiko portret tej drugiej. Oboje byli wprost zachwyceni.
- Jest piękny - stwierdziła Meiko. - Jak ty.
- Jak ja? - zdziwiłem się.
- Zaopiekowałeś się nami - zaśmiała się. - Nikt wcześniej nie chciał tego zrobić.
- Nikt wcześniej?
- Jesteśmy sierotami - odparła Meiko. - Kirei jest moją jedyną rodziną. Nikt nie chciał się nami zająć, bo... No wiesz. Jestem ślepa. I musiał to zrobić dziewięć lat starszy braciszek.
- Czyli ma dziewiętnaście?
- Tak. A co?
- W takim razie jestem rok młodszy - odparłem, na co Meiko zdziwiła się lekko.
- Dziwne, myślałam, że jesteś starszy - stwierdziła. - Ale i tak jestem ci wdzięczna.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po głowie. - Chcesz się przejść do sali balowej?
- Sama nie wiem... I tak jej nie zobaczę - zauważyła.
- Ale usłyszysz muzykę - złapałem ją za jej małą dłoń.
- Kirei! - zawołała Meiko, kiedy przechodziliśmy obok kuchni. Wyłonił się z niej z ciastkiem w jednej dłoni i onigiri z szynką w drugiej.
- Tak, siostrzyczko?
- Idziemy do sali balowej. Chodź - ponagliła go, a on grzecznie podreptał za nami.
Weszliśmy do sali. Pstryknąłem palcami, włączając tym samym muzykę. Po tym, jak czarnoksiężnik rzucił na nas klątwę, zamek żył.
- Wow, ale ładna - stwierdziła zachwycona Meiko, tańcząc jak rusałka na polanie.
- Kirei? - spojrzałem na niego. Zastanawiał się nad czymś, wnikliwie coś chyba analizując.
- Ktoś rzucił na ciebie klątwę - oznajmił. - Na ciebie, twoją rodzinę i służbę. Dlatego jesteś potworem, zamek żyje, a ci, którzy są ci najbliżsi, mają postać chodzących bibelotów. Istnieje jakiś sposób, by to ściągnąć?
- Istnieje, ale... - znów poczułem ten ból. Upadłem na kolana. Kirei podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Mów! I tak cię nie zabije. Ma w tym jakiś cel, żeby cię trzymać w tej postaci, prawda?
- Ta róża to źródło energii do jego wiecznej młodości - wyjaśniłem, czując, jak kolce wbijają się coraz głębiej. - Ktoś musi mnie pokochać, bym znów stał się człowiekiem - Kirei złapał mnie, gdy prawie osunąłem się na podłogę. - Ale kto mógłby to zrobić, jeśli wyglądam jak bestia?!
- Ja - odparł Kirei. - Ja cię kocham. Powiedziałem ci, że piękno jest w środku, prawda?
- Kirei... - szepnąłem, a wtedy usłyszeliśmy krzyk.
Podnieśliśmy wzrok. Zobaczyłem czarnoksiężnika trzymającego Meiko i patrzącego na nas z uwagą.
- Ale to ckliwe - stwierdził, zaciskając palce na jej ramieniu. - Ty naprawdę w to uwierzyłeś? W to, że cię wypuszczę, jak ktoś cię pokocha? Bzdura!
- Złożyłeś mu obietnicę, to teraz jej dotrzymaj! - zawołał Kirei, wstając i przy okazji mnie podnosząc.
- Obiecanki-cacanki! Smarkaczu, jestem czarnoksiężnikiem. Nie bawię się w spełnianie obietnic - czarnoksiężnik zaśmiał się i przywołał kostur. - Ale mogę pobawić się bardziej.
Zanim się zorientowaliśmy, co on chce w zasadzie zrobić, stuknął kosturem w głowę Meiko, zamieniając ją w stokrotkę.
- Meiko! - zawołał Kirei i podbiegł do czarnoksiężnika, który rzucił mu kwiat jak ochłap psu.
- Odmienię ją, jak się stąd wyniesiesz i nigdy więcej się do tej bestii nie odezwiesz - stwierdził czarnoksiężnik.
- Mówiłeś, że nie spełniasz obietnic - zauważył Kirei.
- Oczywiście, że nie! Chyba, że są mi na rękę - czarnoksiężnik zaśmiał się krótko. - To jak?
- Kirei, idź - powiedziałem. - Idź, ratuj siostrę.
- Zapomnij - stwierdził Kirei. - Nie zostawię ani ciebie, ani Meiko!
- A więc nie mam wyboru - czarnoksiężnik włożył rękę do kieszeni. - Nie chce mi się nawet tracić na ciebie energii.
Nóż, który rzucił w stronę Kireiego, był ostry. Rękojeść była piękna, z pozłacanymi wzorami. Mogłem się jej uważnie przyjrzeć, bo tkwiła teraz w mojej klatce piersiowej.
- Yajuu! - Kirei podbiegł do mnie i złapał mnie, a czarnoksiężnik próbował zrobić to samo. - Ty mendo!
Kirei położył Meiko na mnie i pobiegł w stronę czarnoksiężnika, po czym przywalił mu w twarz i wyrwał z dłoni kostur.
- Muszę go uleczyć, idioto! Oddaj mi to! - zawołał, a na jego twarzy pojawiały się pierwsze zmarszczki. - Oddawaj!
- Nigdy - Kirei rzucił kosturem o ścianę. - Nie pozwolę ci tknąć nikogo, kogo kocham!
- Naprawdę zakochałeś się w tej parszywej kreaturze? - zdziwił się czarnoksiężnik, który wyglądał już tak, jak wtedy, gdy dał mi różę. Próbował wstać, ale nie dał rady. Miał za stare ciało.
- Yajuu - powiedział tylko Kirei i podbiegł do mnie. - Yajuu! - potrząsnął mną za ramiona. - Yajuu, nie umieraj! Ja naprawdę cię kocham! Nie kłamałem tylko po to, by zdjąć klątwę! Naprawdę!
- Wierzę ci - szepnąłem. - Też się w tobie zakochałem, Kirei. Ale dopóki nie umrę, on nie straci swojej mocy i przeżyje...
Widziałem, jak czarnoksiężnik jeszcze próbuje dostać się do kostura, czołgając się, zanim zamknąłem oczy. Jeszcze przez chwilę słyszałem Kireiego, jego szept i szloch, a potem wszystko zniknęło.
* * *
- Yajuu, synku! Jesteś tam? Słyszysz mamusię? - usłyszałem głos mamy i otworzyłem oczy. Zobaczyłem, jak się nade mną pochylała.
Chwila.
Usiadłem i rozejrzałem się.
Moi rodzice, brat, Hayato i Tsukasa byli ludźmi.
Meiko też.
Obok mnie leżała uschnięta róża, a niedaleko ściany zobaczyłem wielką plamę z popiołu.
- Kirei przełamał kostur - wyjaśnił Hotaka. - Znaczy, jak umarłeś, to ten pajac też i wszyscy wróciliśmy do swoich postaci.
- Przybiegliśmy tutaj, Kirei wyjaśnił, co się stało i strasznie się o ciebie martwiliśmy, bo niby ta róża skapitulowała i wylazła z ciebie, ale leżałeś jak długi na tej posadzce - dodał Tsukasa. - Kirei stał nad tobą, bo wiesz, zmieniłeś się z powrotem w człowieka i chyba nie ogarnął twojego piękna rozumem.
- Po czym wziął ten kostur i tak, jak mówił Hotaka, przełamał go na pół - dopowiedział Hayato. - Wtedy jakiś pył się z niego wysypał i Kirei stwierdził, że raz kozie śmierć i cię nim posypał.
- Nie pomogło, więc Tsukiko stwierdziła, że może trzeba go aktywować, więc ten wariat cię pocałował - tu tata uciął, wyraźnie będąc zdezorientowany faktem, że jego syna pocałował mężczyzna.
- I żyjesz, prawda? - upewniła się Meiko.
- Tak, żyję - przyznałem, po czym podniosłem wzrok. Kirei stał z przełamanym kosturem w ręce i uśmiechał się. - Coś się stało?
- Nie - puścił kostur, złapał mnie za dłonie i podniósł. - Po prostu mam ubaw z faktu, że jednak nie masz dwóch metrów i nie muszę kupować szczudeł, by to zrobić. I uważam, że moje imię bardziej pasuje do ciebie.
- Co? Ale co zrobić? - zamrugałem, po czym zostałem pocałowany tym razem w czasie, gdy byłem przytomny.
- Jirou, no! Daj spokój, szczęśliwy jest - usłyszałem głos mamy, która jak nic dała kuksańca między żebra tacie. Zawsze tak robiła.
Panie i panowie, wasza wysokość Tsukiko, szanowana królowa i matka dwójki dzieci...
Ale miała rację. W końcu byłem szczęśliwy.
The end

sobota, 3 lutego 2018

Beauty and the Beast: The Rose of Darkness IV

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle NEXX (Hayato i Tsukasa)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Nie wiem, jakim sposobem od myślenia o tym, co jeszcze muszę przeczytać na uczelnię, przypomniałam sobie o tym, że miałam dodawać tego fika, ale to chyba dobrze. XD


Prace nad obrazem zajęły mi tydzień. Meiko miała rację. Kirei wiercił się, jakby usiadł w mrowisku.
Ale w końcu jego portret był gotowy.
- Już - oznajmiłem, schodząc ze stołka i podchodząc do Kireiego. - Chodź, pokażę ci. Tylko zamknij oczy.
Podałem mu rękę i zaprowadziłem do obrazu.
- Już mogę otworzyć?
- Możesz.
Kirei uchylił powieki, po czym gwałtownie otworzył je do końca. Patrzył to na mnie, to na obraz i tak kilka razy z rzędu.
- To jest cudowne! - zawołał. - Jak? Jejku, ale z ciebie zdolna bestyjka!
Miałem ochotę schować się pod biurko.
- Naprawdę tak uważasz? - spytałem speszony.
- Naprawdę! Nie chciałbyś zostać jakimś malarzem, czy coś? Czy księciu to nie przystoi? - zapytał Kirei.
- Mógłbym zostać, ale... - westchnąłem. - Z takim wyglądem nie dam rady.
- Oj tam, założysz płaszcz, naciągniesz kaptur na głowę i jakoś to będzie - stwierdził Kirei. - Nie wolno się poddawać w dążeniu do marzeń, wiesz? Musisz w siebie uwierzyć. To, co stworzyłeś, jest piękne. Szkoda, że Meiko nie możesz namalować... Znaczy, możesz, ale ona tego nie zobaczy.
- Gdybym poprzyklejał do płótna różnej wielkości białe kamyczki, to mogłaby to zobaczyć palcami - zaproponowałem.
- Serio mógłbyś? - spytał zaskoczony Kirei.
- Oczywiście - przyznałem. - W ogrodzie jest pełno takich. Pomożesz mi je zbierać?
- No pewnie! - zawołał, łapiąc mnie za rękę. - Chodź, bestyjko. Zrobimy przyjemność mojej siostrze. Niech ma od życia coś miłego.
Poszedłem za nim. Biła od niego taka pozytywna energia, że aż chciało mi się uśmiechać, co robiłem rzadko, odkąd byłem bestią.
* * *
Posadziliśmy Meiko pod ścianą. Najpierw narysowałem szkic ołówkiem, później poprzyczepiałem do niego kamyki. Pomalowałem je farbami. Zajęło mi to jednak tyle samo, co stworzenie portretu Kireiego, bo Meiko, w przeciwieństwie do swojego brata, nie wierciła się wcale.
- Musisz poczekać, aż farba wyschnie - powiedziałem jej, gdy obraz był gotowy.
- Na razie pokaż go mojemu bratu. Nie może się doczekać chyba bardziej ode mnie - stwierdziła Meiko.
- Pokażę go wam obojgu jutro. Teraz czas spać - pogłaskałem ją po głowie, a ona zachichotała.
Dlaczego to rodzeństwo mnie tak traktuje? Przecież jestem okropnym i strasznym potworem...
Wróciłem do komnaty. Otworzyłem drzwi, ale w tym momencie zobaczyłem Kireiego.
- Yajuu, mam problem - podrapał się zdezorientowany po głowie. - Wiesz... Nie mam pojęcia, gdzie jest moja komnata.
- Mieszkasz tu jakiś miesiąc - zauważyłem.
- Mam talent? - zaśmiał się lekko histerycznie. - Zaprowadzisz mnie?
- Jasne - odparłem, a on złapał mnie za rękę i, ku mojemu zdziwieniu, to on mnie gdzieś prowadził.
Stanęliśmy na balkonie. Księżyc oświetlał odbitym od słońca blaskiem całą okolicę.
- Pięknie, nie? - spytał Kirei.
- Tak - przyznałem. - Chyba trochę psuję jakość, co?
- Ty? - zdziwił się Kirei. - Weź przestań. Piękno wcale nie musi być na zewnątrz. A czasem nawet jest tak, że na zewnątrz ktoś jest po prostu chodzącym ideałem, a w środku to taka gnojówka, że cała wieś czuje. Chodzi o to, co jest w środku.
- W środku? - niezbyt rozumiałem, do czego on dąży.
- W sercu. O tu - położył dłoń na mojej klatce piersiowej tak, jak jego siostra przy pierwszym naszym spotkaniu. - Nie przejmuj się tym, jak wyglądasz. Dopóki twoje dobre serce ma siłę bić, to wszystko jest w porządku.
Zamarłem. Patrzyłem na niego z mętlikiem w głowie. O czym on mówi? Czy on uważa, że jestem piękny przez to, jak się zachowuję? Ale przecież ja...
- I nie płacz, na litość bogów!
...jestem tylko rozchwianym emocjonalnie potworem...
- Kirei... - szepnąłem, a on uśmiechnął się czule.
- Idę spać - oznajmił, przeciągając się. - Znam drogę. Chciałem ci tylko uświadomić, jak bardzo się mylisz, oceniając siebie po wyglądzie.
Po czym poszedł, zostawiając mnie z moimi własnymi myślami.

czwartek, 1 lutego 2018

Beauty and the Beast: The Rose of Darkness III

Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV), w tle NEXX (Hayato i Tsukasa)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: "Beauty and the Beast"
Ostrzeżenia: magia, sceny przemocy
Notka autorska: Bo Kirei nie może nazywać go normalnie. On musi się do niego zwracać per "bestyjko"... I w kółko ratować mu tyłek. XD


Następnego dnia znalazłem Kireiemu i Meiko płaszcze zimowe, bo te ich cienkie kurtki sprawiały, że nawet mi w futrze było zimno, po czym wyruszyliśmy w drogę do wioski.
- Nie lubię zimy - stwierdził Kirei, brodząc po pas w śniegu. - Nie można nosić letnich ciuchów i trzeba ciepło się ubierać. I co chwilę jest się chorym. Bez sensu, prawda?
- Prawda - odpowiedziałem.
- Jakbyś chciał wiedzieć, on tak zawsze marudzi na zimno - oznajmiła Meiko. - Yajuu?
- Tak?
- Słyszysz?
Zamarłem w pół kroku.
- Słyszę.
- Co wy, niewidoma dziewczynka i bestyjka, słyszycie? - spytał Kirei i zatrzymał się obok mnie, kiedy to zobaczył.
Wilki. Było ich siedem albo więcej.
Cała wataha!
- Chodu! - zawołałem, biorąc Kireiego i Meiko za ręce i biegnąc z powrotem w stronę zamku.
Jeden z wilków wskoczył mi na plecy, przewracając mnie na śnieg. Kopnąłem go, ale zebrały się inne.
- Uciekajcie! No już! - ponagliłem rodzeństwo, podniosłem z ziemi kij i próbowałem odgonić te wilki.
Dwa z nich rzuciły się na mnie, powalając mnie na ziemię z powrotem. W sumie to będzie szybkie. Rozszarpią mnie na strzępy i nareszcie zakończy się moja udręka z tą przeklętą klątwą.
- URYA! - usłyszałem nagle i oba zostały zepchnięte ze mnie za pomocą zimowego, ciężkiego buta oraz jakiegoś grubego konara. - On mi życie siostry uratował, wynocha!
Wilki spojrzały na Kireiego jak na wariata, a ten zaczął ujadać jak zmutowany pies i obrzucił je kamieniami, co chyba ostatecznie utwierdziło je w przekonaniu, że czas wiać.
- Głupie pchlarze - mruknął, patrząc na mnie. - Ej, bestyjko, nie masz chyba zamiaru się tu wykrwawiać, co?
Spojrzałem na swoje ręce. Futro nie było żółte, lecz wręcz szkarłatne.
- Ale nie mówiłem, że masz mdleć! - zawołał, kiedy osunąłem się na śnieg, wpadając w ciemność.
* * *
- No co za mendy, tak poharatać biednego księcia - usłyszałem głos Tsukasy.
- Księcia? - zdziwił się Kirei.
- Yajuu jest królewiczem. A ci tutaj to król, królowa i młodszy królewicz - wyjaśnił Hayato.
- Hayato, nie wiem, czy powinieneś to mówić - stwierdziła mama.
- Oj tam, Tsuki. I tak by się wydało - odparł tata.
- Chyba się budzi - poczułem, jak Meiko dźga mnie w policzek.
Otworzyłem oczy. Kirei pochylał się nade mną.
- Żyjesz, bestyjko?
- Chyba tak... - odparłem, siadając, ale zaraz z powrotem opadłem na poduszki.
- Niedobrze - stwierdził Kirei. - Wiesz co? Chyba zostaniemy tu z Meiko trochę dłużej.
- Po co? - zdziwiłem się.
- W takim stanie sam się sobą nie zajmiesz. A chodzące przedmioty nie dadzą rady ci pomóc - wyjaśnił Kirei.
- Nie musisz się nade mną użalać... - stwierdziłem zrezygnowany.
- Muszę. Uratowałeś życie Meiko dwa razy i raz moje, zostając na pastwę tych wyjących do księżyca pchlarzy - odparł Kirei. - Muszę ci się odwdzięczyć.
- Odwdzięczyłeś. Uratowałeś życie mi, kiedy po mnie wróciłeś - zauważyłem.
- Tylko za mnie. A Meiko? - zwrócił mi uwagę Kirei. - Nie protestuj. To nie ma sensu.
Westchnąłem ciężko. Strasznie uparty ten chłopak...
* * *
Kirei pomagał mi dojść do siebie przez dwa tygodnie, albo może i dłużej. Nie rozumiałem, czemu to robi. Przecież wyglądałem jak potwór. I jeszcze co chwilę sprawiałem problemy moją astmą.
Kiedy już czułem się lepiej, postanowiłem coś namalować. Lubiłem rysować od dziecka i zdobyłem stosowne wykształcenie w tej dziedzinie.
Zamyśliłem się. Co tak naprawdę chciałem umieścić na płótnie? Krajobraz, czy może coś innego?
- Hej, Yajuu. Co robisz? - spytał Kirei, zjawiając się nagle za moimi plecami, co spowodowało, że podskoczyłem i upuściłem pędzel. - Chcesz malować?
- Zabierałem się do tego - stwierdziłem, schylając się po pędzel i złapałem go, a w tym samym momencie Kirei zrobił to samo.
Spojrzeliśmy na siebie jak w jednym z romansideł, które czytała mama, gdy jeszcze była człowiekiem i zamarliśmy.
Uratował mi życie. W zasadzie tak naprawdę dwa razy, bo wtedy, gdy się włamał, mogłem się udusić, gdyby nie przyniósł mnie do komnaty i nie podał leków.
I wtedy, przed wilkami też mnie uratował. Więc odwdzięczył się już dwa razy. Został mu jeden.
- Mogę cię namalować? - spytałem, kiedy dotarło do mnie, że chciałbym, by ten ostatni raz był wtedy, kiedy zdejmie ze mnie klątwę.
Ale kto mógłby pokochać kogoś takiego jak ja?
- Chętnie się zgodzę - odparł Kirei, wstając. - Tylko czy to ma związek z nieruszaniem się?
- Tak, a co?
- Wierci się, jakby miał robaki w gaciach - wyjaśniła Meiko, wchodząc do komnaty. - Później dokończycie zabawę, w jadalni czeka na nas obiad - stwierdziła i wyszła.
- Ona na pewno ma dziesięć lat? - spytałem.
- Tak, a co?
- Zachowuje się bardzo dojrzale - wyjaśniłem.
- Zawsze taka była - Kirei wzruszył ramionami. - Idziemy? Mam nadzieję, że tym razem będzie dużo mięska, bo ostatnio z tym trochę krucho było.
Po czym skocznym krokiem poszedł w stronę jadalni. Ja, nadal nie czując się na siłach, poszedłem powoli za nim.
Wariat. Ale kochany wariat...