Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czy to był sen, czy nie, pozostawiam do waszej własnej interpretacji. XD
Każdemu zdarzają się problemy ze snem. Jedni idą się napić wody, inni myślą o czymś przyjemnym, jeszcze inni zajmują się czymś błahym, żeby uspokoić umysł...
On też miał swój sposób na bezsenność. Dziwny, ale działał. I to było najważniejsze.
Wstawał, podchodził do okna, uważając, by nie podeptać psa, i rozsuwał żaluzje, pozwalając światłu księżyca wpadać do sypialni.
Srebrzyste promyki powoli sunęły po podłodze, by leniwie wspiąć się na łóżko po kołdrze i oświetlić spokojnie śpiącego Hitomiego, który nic sobie z tego faktu nie robił. Tak, jakby dawał nieme przyzwolenie na symbiozę z księżycem.
Soan uśmiechał się pod nosem i siadał na parapecie, obserwując wokalistę. A Hitomi spał, tuląc kołdrę i nie zdając sobie sprawy z faktu, że jego oblicze odbija się w tym momencie w głębokich oczach Tomofumiego jak w baśniowym zwierciadle.
Tak było i tym razem. Soan oparł się plecami o zimną szybę i westchnął. Nie wiedział, dlaczego ten widok go aż tak uspokajał. I dlaczego czuł się aż tak bezpiecznie. Ale wiedział, że oddałby wszystko, by móc patrzeć na Hitomiego do końca życia. Jakkolwiek banalnie i mdło by to nie brzmiało.
Tylko co zrobi, jeśli kiedykolwiek się rozstaną? Czy będzie mógł zasnąć bez świadomości, że Hitomi śpi i śni za nich obu? Albo bez możliwości zadzwonienia do niego nawet w środku nocy, by swoim głosem ukołysał go do snu?
- Zachowujesz się jak uke, Tomofumi - skarcił sam siebie. - A to ty tu jesteś seme. Nie panikuj.
- Panikowanie to twoja specjalność - usłyszał nagle, czując czyjąś dłoń na ramieniu.
Spojrzał w prawo i zobaczył Zilla. Ale przecież on... Co?!
- Saburou - szepnął Soan. - Co ty tu...
- Nie odejdzie. Uwierz mi - Zill uśmiechnął się przyjaźnie. - On cię kocha. Mnie nikt tak nigdy nie pokochał...
- Masz kogoś konkretnego na myśli? - spytał Soan, ale Zill pokręcił głową.
- Nawet jeśli, to nie jest to ważne - stwierdził. - Śpij spokojnie, Tomofumi.
Soan chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Zill zniknął. Tak samo jak przed siedmiu laty, gdy zabrała go śmierć.
* * *
- Tomofumi? - usłyszał perkusista, czując, jak ktoś głaszcze go po głowie. - Zasnąłeś na parapecie? Znowu będą cię plecy bolały.Soan otworzył oczy i zobaczył zatroskanego Hitomiego.
- Hito-chan? - Tomofumi rozejrzał się po sypialni. - Miałem dziwny sen...
- Dziwny czy straszny? - spytał Hitomi, otwierając szeroko okno. - Bo w tych warunkach jakiś koszmar wcale by mnie nie zdziwił.
- Zill mi się śnił - odparł Soan, zrzucając nogi na podłogę i opierając się łokciami o parapet. - Twierdził, że nigdy ode mnie nie odejdziesz.
- I miał rację, ty moje przewrażliwione koi - Hitomi zaśmiał się, kładąc głowę na dłoniach. - Aczkolwiek strasznie to mdłe. Jak w jakimś marnym opowiadaniu albo tekście piosenki.
- Być może tak - przyznał Soan. - Aczkolwiek czasem...
- Tak, wiem - Hitomi westchnął, mierzwiąc sobie włosy. - Nie zniknę w taki sposób jak Saburou. No, może po osiemdziesiątce.
Soan zaśmiał się krótko i spojrzał w niebo, pozwalając, by złote promienie słońca padły na jego twarz.
Nawet jeśli to był sen, to Zill miał rację. Nie powinien aż tak panikować. Tylko...
...czemu, gdy się obudził, był przykryty kocem, jeśli go ze sobą nie brał?
The End