Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 23 listopada 2017

I Won't Say

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Nie pytajcie, czemu tak. Po prostu. A wspomniany pan na Y jest tępy. Może kiedyś wymyślę, co odwalił. XD


Pamiętam ten pierwszy impuls, który podpowiedział mi, że powinienem spytać, czy wszystko w porządku. Pamiętam twój markotny uśmiech, który mi posłałeś i przytaknąłeś, że owszem, a ja stwierdziłem, że ci nie wierzę. Później przyznałeś, że coś cię trapi, ale cała ta sprawa była błaha i szybko dało się ją rozwiązać.
Ale impuls pojawiał się częściej i częściej, a ja nie rozumiałem, co się dzieje. Przez prawie trzydzieści lat żyłem w przekonaniu, że jestem hetero i nie dopuszczałem do siebie myśli, że to może być coś silniejszego od przyjaźni.
- Chobi, błagam cię - Shougo westchnął przeciągle, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Dzieliliśmy tego dnia pokój, ty byłeś tuż za ścianą, razem z tym... Ekhem, z Satoshim.
- O co? O czwartego psa? - spytałem zdezorientowany. Shougo jęknął żałośnie i przykrył twarz poduszką. - No co?
- O Chisę mi chodzi - powiedział dosadnie, rzucając we mnie wyżej wymienionym elementem pościeli. - O Chisę, głąbie. Wodzisz za nim wzrokiem jak kot za rybką na wędce, ale nic z tym nie robisz!
- Za nikim nie wodzę wzrokiem - stwierdziłem, odrzucając poduszkę. - To tylko przyjaźń.
- Przyjaźń... - Shougo prychnął i położył się z powrotem na łóżku. - Przyjaźń może przeobrazić się w miłość, wiesz? I to silniejszą od takiej, która powstała ze zwykłej znajomości.
- Tak, zwłaszcza po tobie i Naoto to widać - mruknąłem. - I po waszym wielkim rozstaniu.
- Chobi, zainteresuj się może własnym życiem miłosnym, co? - Shougo zmierzył mnie wzrokiem. - To, co było między mną i Naoto, dobiegło końca. Teraz jestem z Satoshim.
- Ty się interesujesz moim życiem miłosnym, to ja twoim - wzruszyłem ramionami. - W zasadzie, czemu zerwaliście?
- Nie twój interes - stwierdził Shougo.
- Mój interes ma się dobrze, o wasz związek z Naoto pytam - odparłem, przez co znowu dostałem poduszką.
- Znasz to uczucie, kiedy masz wrażenie, że jest za dobrze? - spytał Shougo.
- Znam - przyznałem. - I co z tego?
- Yoshito mi powiedział... Ech, to i tak nieważne. Było minęło - stwierdził Shougo. - Zarwij do Chisy, bo zderzę was głowami i wylądujecie obaj na oiomie.
- Ale ja go nie kocham.
- Ale ci się podoba.
- Jestem hetero!
- A ja jestem woźną w balerinach.
- Co?
- Jajeczko. Idź spać, jeśli i tak nic do ciebie nie dociera - Shougo zakrył głowę kołdrą i odwrócił się do mnie plecami.
Nie rozumiałem go wtedy. I przez jeszcze długi czas nie rozumiałem nadal.
Siebie też nie rozumiałem. Moich reakcji na twój piękny uśmiech, na smukłe dłonie, na duże, kocie oczy o szczenięcym wyrazie, sprawiające wrażenie wiecznie smutnych. Na włosy opadające na twoje drobne ramiona, na niski głos i...
Tak. Największy problem rozpoczął się w momencie, gdy zacząłem zauważać też twoje cechy charakteru, które mnie w jakiś dziwny sposób zauroczyły. To, że byłeś dla wszystkich taki miły i uprzejmy, to, że byłeś piekielnie inteligentny, choć nie chciałeś tego po sobie dać poznać i to, że tak łatwo można było doprowadzić cię do zakłopotania. Ta ostatnia cecha sprawiała, że chciałem cię chronić, chciałem sprawić, by osoby, które wywołują popłoch w twoich pięknych oczach, spłonęły żywcem. A przynajmniej przeprosiły.
I w zasadzie, nie tylko Shougo zwracał mi uwagę. Hikaru, Lin i Ivy też dobrze sobie radzili w dzwonieniu, pisaniu i mówieniu mi prosto w twarz "Ogarnij się, Ishizuka Hiroki, bo tak nie można.".
A ja, jak jakiś smarkacz żyjący w zaprzeczeniu, biegałem pod zimny prysznic i tylko patrzyłem tępym wzrokiem w kafelki, usiłując sobie nie wyobrażać, że krople wody to twoje wiecznie zimne dłonie.
Nigdy nie działało.
- Kurihara Sachi, co ty ze mną robisz? - szepnąłem za którymś razem, uderzając trochę za mocno czołem w kafelki, bo aż mi się zakręciło w głowie.
Chciałem tylko się oprzeć, a nie wywoływać u samego siebie wstrząs mózgu, na bogów!
A Meiko tylko się zaśmiała, naklejając mi plaster w kotki na czoło, że takie życie ciapy.
I żyłem tak, usiłując zbliżyć się do ciebie jak najbardziej, choć miałem ochotę właśnie zupełnie się oddalić, by w końcu przez zbieg wielu okoliczności pocałować cię, gdy spałeś i nie byłeś zupełnie świadomy tego, co chcę zrobić.
Ale wiesz co? Twoje prawdziwe dłonie to nic w porównaniu z tą zimną wodą. Zwłaszcza, że jesteś po studiach artystycznych i potrafisz grać na wielu instrumentach.
A słodycz, której skonsumowanie się odwleka, smakuje o wiele lepiej niż taka, którą bierze się bez wahania.
The end

sobota, 11 listopada 2017

Silver moonlight, golden sunlight

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czy to był sen, czy nie, pozostawiam do waszej własnej interpretacji. XD


Każdemu zdarzają się problemy ze snem. Jedni idą się napić wody, inni myślą o czymś przyjemnym, jeszcze inni zajmują się czymś błahym, żeby uspokoić umysł...
On też miał swój sposób na bezsenność. Dziwny, ale działał. I to było najważniejsze.
Wstawał, podchodził do okna, uważając, by nie podeptać psa, i rozsuwał żaluzje, pozwalając światłu księżyca wpadać do sypialni.
Srebrzyste promyki powoli sunęły po podłodze, by leniwie wspiąć się na łóżko po kołdrze i oświetlić spokojnie śpiącego Hitomiego, który nic sobie z tego faktu nie robił. Tak, jakby dawał nieme przyzwolenie na symbiozę z księżycem.
Soan uśmiechał się pod nosem i siadał na parapecie, obserwując wokalistę. A Hitomi spał, tuląc kołdrę i nie zdając sobie sprawy z faktu, że jego oblicze odbija się w tym momencie w głębokich oczach Tomofumiego jak w baśniowym zwierciadle.
Tak było i tym razem. Soan oparł się plecami o zimną szybę i westchnął. Nie wiedział, dlaczego ten widok go aż tak uspokajał. I dlaczego czuł się aż tak bezpiecznie. Ale wiedział, że oddałby wszystko, by móc patrzeć na Hitomiego do końca życia. Jakkolwiek banalnie i mdło by to nie brzmiało.
Tylko co zrobi, jeśli kiedykolwiek się rozstaną? Czy będzie mógł zasnąć bez świadomości, że Hitomi śpi i śni za nich obu? Albo bez możliwości zadzwonienia do niego nawet w środku nocy, by swoim głosem ukołysał go do snu?
- Zachowujesz się jak uke, Tomofumi - skarcił sam siebie. - A to ty tu jesteś seme. Nie panikuj.
- Panikowanie to twoja specjalność - usłyszał nagle, czując czyjąś dłoń na ramieniu.
Spojrzał w prawo i zobaczył Zilla. Ale przecież on... Co?!
- Saburou - szepnął Soan. - Co ty tu...
- Nie odejdzie. Uwierz mi - Zill uśmiechnął się przyjaźnie. - On cię kocha. Mnie nikt tak nigdy nie pokochał...
- Masz kogoś konkretnego na myśli? - spytał Soan, ale Zill pokręcił głową.
- Nawet jeśli, to nie jest to ważne - stwierdził. - Śpij spokojnie, Tomofumi.
Soan chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Zill zniknął. Tak samo jak przed siedmiu laty, gdy zabrała go śmierć.
* * *
- Tomofumi? - usłyszał perkusista, czując, jak ktoś głaszcze go po głowie. - Zasnąłeś na parapecie? Znowu będą cię plecy bolały.
Soan otworzył oczy i zobaczył zatroskanego Hitomiego.
- Hito-chan? - Tomofumi rozejrzał się po sypialni. - Miałem dziwny sen...
- Dziwny czy straszny? - spytał Hitomi, otwierając szeroko okno. - Bo w tych warunkach jakiś koszmar wcale by mnie nie zdziwił.
- Zill mi się śnił - odparł Soan, zrzucając nogi na podłogę i opierając się łokciami o parapet. - Twierdził, że nigdy ode mnie nie odejdziesz.
- I miał rację, ty moje przewrażliwione koi - Hitomi zaśmiał się, kładąc głowę na dłoniach. - Aczkolwiek strasznie to mdłe. Jak w jakimś marnym opowiadaniu albo tekście piosenki.
- Być może tak - przyznał Soan. - Aczkolwiek czasem...
- Tak, wiem - Hitomi westchnął, mierzwiąc sobie włosy. - Nie zniknę w taki sposób jak Saburou. No, może po osiemdziesiątce.
Soan zaśmiał się krótko i spojrzał w niebo, pozwalając, by złote promienie słońca padły na jego twarz.
Nawet jeśli to był sen, to Zill miał rację. Nie powinien aż tak panikować. Tylko...
...czemu, gdy się obudził, był przykryty kocem, jeśli go ze sobą nie brał?
The End

poniedziałek, 6 listopada 2017

Być może III

Zespół: CLØWD
Pairing: Iori&Kou, wspomniane Iori&Ryohei i Ryohei&Kou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, h/c
Ostrzeżenia: rozterki emocjonalne bohaterów
Notka autorska: Przysięgam, że kiedyś napiszę miniaturkę, gdzie będzie sielanka. XD


Iori siedział z piwem w ręce i oglądał serial w telewizji. Jeden bohater właśnie stwierdził, że utopi się w jeziorze, bo dużo spraw poszło nie po jego myśli.
- Ale niemota emocjonalna - stwierdził, upijając łyk złocistego napoju i właśnie wtedy usłyszał pukanie do drzwi. - Jak to Ryohei, to przysięgam, że go walnę.
Nadal był wściekły na basistę, ale co mógł zrobić? W zasadzie bardziej był zły nie za siebie, ale przez Kou. Jak można kogoś tak potraktować?!
Gitarzysta odstawił piwo na szafkę i podszedł do drzwi. Spojrzał przez wizjer i zobaczył nikogo innego, jak Kou właśnie.
- Kou? - zdziwił się, otwierając drzwi i w tym momencie został pocałowany.
Tak, pocałowany. W usta. Przez pijanego jak pan Tanaka spod sklepu wokalistę, który uwiesił się na nim jak mokry ręcznik na suszarce.
Iori zastygł w bezruchu i bezwiednie zamknął z powrotem drzwi. Przekręcił zamek, oddając Kou pocałunek. Wiedział, że wokalista tego potrzebuje. I wiedział też, że będą później tego żałować. Ale w zasadzie dlaczego nie? Dlaczego miałby nie dać mu pocieszenia po tym, jak beznadziejnie potraktował go Ryohei?
Chociaż wolałby może, żeby Kou jednak był trochę bardziej trzeźwy...
- Kou - Iori złapał go za nadgarstki i przyparł do ściany. - Jesteś pijany.
- Jestem. I co z tego? - wokalista zaśmiał się histerycznie. - Kiedy całowałem Ryoheia, byłem trzeźwy. I co mi z tego wyszło?
- Nie możesz wskoczyć pierwszej lepszej osobie do łóżka - stwierdził Iori. - Na początku chciałem ci na to pozwolić, ale teraz stwierdzam, że zwyczajnie nie powinieneś. Nie zniżaj się do jego poziomu.
- Ty nic nie rozumiesz. Ty go nie kochasz - Kou wyślizgnął się Ioriemu i osunął na podłogę. - Po tobie to spłynęło. A ja się zastanawiam, dlaczego? Dlaczego, Iori? Dlaczego, do cholery jasnej?!
Iori stał jak oniemiały, kiedy Kou kompletnie się rozkleił. Gitarzysta westchnął ciężko, usiadł obok przyjaciela i przytulił go do siebie.
- Przestań ryczeć. Nie warto - stwierdził. - Naprawdę nie warto. Chyba, że po prostu udamy, iż to przez alkohol, co?
Iori usłyszał jedynie pomruk oznaczający przytaknięcie. Kou oparł głowę o jego ramię i... zasnął. Iori wziął go na ręce i zaniósł do łóżka, po czym zdjął mu buty, przykrył kołdrą, wziął koc i sam poszedł na kanapę, uprzednio przebierając się w piżamę i myjąc zęby.
Minęło kilka miesięcy, podczas których okazało się, że ukrywanie swojej orientacji przed zespołem było ze strony Kou zupełnie niepotrzebne, kiedy to Tatsuru i Touma ogłosili, że są razem. Ryohei zaś miał którąś już z kolei dziewczynę, przeturlawszy się wcześniej przez kilku facetów. Ciekawe, czy znowu miał kilku naraz?
Tymczasem Ioriemu coraz bardziej zależało na Kou. I coraz częściej łapał się na tym, że przypominał sobie ich pocałunek. Ale Kou bał się do kogokolwiek zbliżyć, odkąd tamtego pamiętnego dnia Ryohei złamał mu serce, a on basiście ząb.
Iori znów siedział zamyślony w fotelu, oglądając ten sam serial, co wtedy. Tym razem jednak zrobił sobie herbatę, a bohater w serialu został porwany. Cóż, łatwego życia to on nie ma.
Gitarzysta drgnął, słysząc pukanie do drzwi. Odstawił kubek na stół i poszedł otworzyć tajemniczemu gościowi.
- Kou? - zdziwił się.
Tym razem wokalista był trzeźwy. Iori nie czuł od niego żadnego alkoholu, kiedy ten wpił się w jego usta i objął go ramionami.
Był trzeźwy. I nadal nieszczęśliwy. Szukał pocieszenia, szukał seksu, szukał bliskości drugiego człowieka i pragnął, by Iori mu to dał. By skleił jego złamane serce.
A Iori tym razem nie mógł się oprzeć, by jednak zawisnąć nad nagim Kou w łóżku, by jednak go pocałować po raz kolejny i jednak dać mu to, czego wokalista potrzebował.
- Lepiej? - spytał Iori, obejmując Kou ramieniem. Wokalista oddychał lekko nierówno. - Kou?
- Idealnie - odparł w końcu Kou. - Powtórzmy to kiedyś.
- Możemy codziennie - stwierdził Iori.
- Więc powtarzajmy codziennie - Kou uśmiechnął się niemrawo. - Zakochałeś się we mnie, co?
Iori zadrżał lekko.
- Raczej na razie zauroczyłem - wyjaśnił po krótkiej chwili. Kou zaśmiał się.
- "Na razie". Ach, jak to ładnie brzmi - uśmiechnął się lekko. - Daje nadzieję. Daje namiastkę pewności. I co z tego mamy?
- W tym momencie? Siebie - stwierdził Iori.
- W tym momencie tak. Ale czy jutro też będziemy mieli siebie? - spytał Kou. - Nigdy nie jesteś pewien jutra. Ani nawet wieczoru. Bo choć zaplanowałeś wszystko ze swoim ukochanym, spędzasz wieczór w barze przy kolejnych kolejkach sake i w domu przyjaciela, a następnego dnia nic nie pamiętasz.
- Kou...
- Taka prawda - wokalista przytulił mocno Ioriego. - Dam ci szansę, Iori. Tylko posklejaj moje serce. Nie musisz od razu używać super kleju. Wystarczy taśma, albo przynajmniej plastelina. Cokolwiek, bym zapomniał, że można potraktować mnie jak szmatę do podłogi.
- Miłość może być? - spytał Iori.
- Sam powiedziałeś, że to na razie zauroczenie - zauważył Kou.
- Ale może zmienić się w miłość i wtedy rach ciach posklejam ci serduszko - Iori cmoknął go w czubek głowy. - Okej?
- Okej - Kou uśmiechnął się czule.
Być może kiedyś zapomni. Być może kiedyś się w sobie zakochają. Być może to wszystko, co między nimi i Ryoheiem zaszło, przestanie być ważne. I być może zaczną nowy etap w swoim życiu. Razem.
The end

niedziela, 5 listopada 2017

Być może II

Zespół: CLØWD
Pairing: Iori&Kou, wspomniane Iori&Ryohei i Ryohei&Kou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, h/c
Ostrzeżenia: rozterki emocjonalne bohaterów
Notka autorska: Sąsiedzi chyba chcą się do mnie przebić przez podłogę. Czy są tak źli o tego fanfika? XD


Iori stał w progu mieszkania Kou, który mierzwił w palcach koszulę. Gitarzysta nigdy nie widział go w takim stanie. Wyglądał jak wrak człowieka.
- Kou, co się stało? - spytał Iori, na co wokalista tylko zamknął drzwi. - Kou, słuchaj, chciałem być na ciebie zły, wróć, chciałem cię zamordować za to, że Ryohei zdradza mnie z tobą...
- Iori...
- Dobrze, przepraszam, nie będzie żadnego mordu - Iori zadrżał na dźwięk zbolałego głosu Kou. Na Izanami, on nic nie rozumie!
- Iori, od kiedy byłeś z Ryoheiem? - spytał Kou, siadając na krześle obok stolika, na którym leżały jakieś papiery.
- Od trzech miesięcy - odparł Iori, na co wokalista jęknął żałośnie i schował twarz w dłoniach. - Kou?
- Iori, to nie ciebie Ryohei zdradzał ze mną - szepnął Kou. Tak cicho, że gitarzysta ledwie go usłyszał. - To mnie zdradzał z tobą.
Iori zaśmiał się histerycznie, na co Kou westchnął przeciągle. Gitarzysta oparł się o ścianę i spojrzał w sufit.
- To dlatego nie chciał, żebyście wiedzieli... - mruknął Iori.
- W przypadku nas to ja nie chciałem - odparł Kou. - Bałem się, że nas znienawidzicie. Że nie zrozumiecie. Nie znam was na tyle dobrze, by prosto z mostu przyznać się, że zszedłem się z naszym kolegą...
- Rozumiem cię - Iori kiwnął głową. - W sumie i tak chciałem z nim zerwać. Miałem dosyć tego, że nie traktuje naszego związku poważnie.
- On jak widać żadnego z nas nie traktował poważnie - Kou oparł głowę o rękę. - Pół roku związku, Iori. Pół roku kłamstwa i iluzji. Co jest ze mną nie tak, że tego nie zauważyłem? Co jest ze mną nie tak, że on się tylko ze mną zabawił? Jestem aż tak brzydki, aż tak nieznośny, aż tak głupi, czy co?
Iori zamrugał. Co ten Kou wygaduje?
- Kou, nie kpij sobie ze mnie - gitarzysta podszedł do niego i oparł się dłońmi o stolik. - Jesteś przystojny, kochany i mądry. Nie gadaj głupot przez jakiegoś...
Drzwi otworzyły się nagle i stanął w nich Ryohei.
- O, hej, Iori - powiedział. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Ja się nie spodziewałem, że jestem tym drugim - warknął Iori, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Ryohei pobladł i uśmiechnął się nerwowo.
- Wiecie?
- Wiemy - odpowiedział Iori. Kou był cicho.
- Wybaczcie - mruknął Ryohei i podrapał się po głowie. - Nie mogłem się zdecydować. Ale wobec żadnego z was nie byłem w żaden sposób zobowiązany do czegokolwiek. Żadnemu z was nie powiedziałem, że go kocham. Dla mnie to były otwarte układy. Aczkolwiek podejrzewałem, że będziecie mieli pretensje.
- Mi jest wszystko jedno, Ryohei - stwierdził Iori. - Mam to gdzieś. I tak chciałem cię rzucić.
- Więc możemy się rozstać za obopólną zgodą - Ryohei skłonił się głęboko. - I przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte - Iori kiwnął głową. - Wyjaśnijcie teraz sobie wszystko z Kou. Do zobaczenia jutro na próbie.
Gitarzysta wyszedł z mieszkania wokalisty. Owszem, był wściekły na Ryoheia. Ale nigdy nie lubił konfliktów. I postanowił machnąć na to ręką. Jedyne, o co miał do siebie pretensje, to że nie zerwał z nim wcześniej. Wtedy cała ta sytuacja w ogóle by nie zaistniała.
I nie zobaczyłby załamanego Kou, który wyglądał, jakby jego serce rozpadło się na tysiąc małych kawałeczków...

piątek, 3 listopada 2017

Być może I

Zespół: CLØWD
Pairing: Iori&Kou, wspomniane Iori&Ryohei i Ryohei&Kou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, h/c
Ostrzeżenia: rozterki emocjonalne bohaterów
Notka autorska: Ten fanfik jest, krótko mówiąc, dziwny. Napisałam go już jakiś czas temu, ale nie mogłam się zdecydować, czy go wstawić, czy nie. Ale doszłam do wniosku, że wstawię i nie będę marudzić.


- Ryohei, widziałeś moją marynarkę? - spytał Iori, wchodząc do pokoju. Był przekonany, że basista jeszcze jest w jego mieszkaniu, ale się pomylił. Iori westchnął ciężko i usiadł w fotelu.
Ryohei nigdy nie mówił, że wychodzi. Nigdy też nie powiedział mu, że go kocha. Po prostu tak jakoś zaczęli się spotykać i Ioriemu ta sytuacja odpowiadała, przynajmniej do pewnego momentu. Ostatnio zaczął się jednak zastanawiać, czy Ryohei w jakikolwiek sposób traktuje ich związek choć trochę poważnie. Nawet, gdy Iori pytał, kiedy uświadomią resztę zespołu, otrzymywał od lidera krótką odpowiedź brzmiącą "Kiedyś.".
Ale Iori był już zmęczony ukrywaniem się z chęcią pocałowania Ryoheia przy kolegach i za każdym razem, gdy słyszał to "Kiedyś.", ewentualnie "Nie teraz." lub "Jeszcze nie.", to miał ochotę zamiast złożyć na ustach swojego uke pocałunku, to dać mu w twarz i patrzeć, czy równo puchnie. Może powinni się rozstać? W sumie od jakiegoś czasu gitarzysta sam nie wiedział, czy w ogóle coś do swojego uke czuje, więc...
Iori spojrzał w sufit i wtedy z tego zamyślenia o dziwnym zachowaniu basisty wyrwała go polifoniczna melodyjka wskazująca na to, że Ryohei zostawił u niego telefon. Gitarzysta odnalazł źródło uporczywego dźwięku i spojrzał na wyświetlacz. Na ekranie widniał napis "Ciocia Momo".
O nie, to ta ciotka, co ciągle zawraca Ryoheiowi głowę. Zwłaszcza lubi dzwonić w momencie, kiedy siedzą z Iorim na kanapie i szykują się do pójścia do łóżka, nie w celach snu.
Iori wiedział, że musi odebrać, bo przecież ta ciotka nie da mu spokoju przez następny rok, jeśli nie będzie wiedzieć, gdzie jest jej ukochany siostrzeniec!
Iori nacisnął zieloną słuchawkę, ale zanim zdążył się odezwać, osoba po drugiej stronie zrobiła to pierwsza...
- Ryohei, gdzie jesteś? Czekam na ciebie od godziny, obiad stygnie, z szampana uciekają bąbelki, a ciasto na pizzę, którą mieliśmy piec wieczorem, już dawno zdążyło urosnąć. Martwię się, nic ci się nie stało? W ogóle może dzisiaj założę to czerwone...
Iori w tym momencie stwierdził, że ma dość.
- Kou, zamknij się, z tej strony Iori. I nie chcę wiedzieć, co takiego czerwonego chcesz założyć.
Cisza, która zapadła po drugiej stronie słuchawki, była tak ciężka, że gdyby upuścić ją komuś na nogę, chyba by zgniotło mu stopę.
- Iori? Czemu odebrałeś telefon Ryoheia? - Kou brzmiał na zaskoczonego.
- Ty mi najpierw wyjaśnij, o czym do cholery mówiłeś - warknął Iori.
No dobrze, może już od jakiegoś czasu chciał Ryoheia rzucić, ale... Ale... Zdrada?! Ile on ma lat?! Bo na pewno nie prawie trzydzieści, jak twierdzi jego dowód!
- Niezbyt wiem, o co ci chodzi, Iori... - stwierdził Kou, wyraźnie zdezorientowany.
- Mówisz o obiedzie, szampanie, pizzy i czerwonym czymś, co chciałeś założyć, jakbyś to ty był partnerem Ryoheia, a nie ja - wyjaśnił spokojnie Iori, choć miał ochotę i Kou i Ryoheia pozbawić jelit i zrobić sobie z nich girlandę. Pasowałaby do ich głów nad kominkiem. Nie ma kominka, ale po tym podwójnym morderstwie kupi sobie domek w Alpach, zmieni dane personalne na Antonio Spaghetti i będzie hodował kozy.
Znowu nastała cisza. Tym razem Iori słyszał tylko urywany oddech Kou.
- Iori...
- Słucham cię?
- Iori, on... On powiedział...
- Co powiedział? - Iori zamrugał. Kou drżał głos. Kou rzadko drży głos. Poprawka, Kou nigdy nie drży głos! Chyba, że na scenie. - Kou?
- Przyjedź do mnie, musimy poważnie porozmawiać - stwierdził Kou i rozłączył się, zostawiając zdezorientowanego Ioriego z własnymi myślami.
Czy to możliwe, by Kou... Nie wiedział?