Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Listy do nocy i dni III

Zespół: DIV, w tle D=OUT
Pairing: Chobi&Chisa, Naoto&Shougo, Yoshi (ex. CatFist)&Meiko (OC)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia głównego bohatera
Notka autorska: Ostatnia część. Shougo jest z nim biedny... XD



"Czwartek, 2 lutego"

Nie wiem, od czego zacząć. Od początku czy końca? Jeśli zacznę od końca, to zacznę od faktu, że nasz kochany Naoto strzelił mnie w twarz. Bolało. Czułem, jak rozżarzone igły przebijają mój policzek, jak cały płonie i jak ogień układa się w ślad po jego dłoni. Dłoni, nie pięści, Naoto chciał mnie tylko doprowadzić do względnego porządku, nie chciał wysłać mnie do szpitala.
Bałagan w mojej głowie sprawił dużo złych rzeczy. Sprawił, że Shougo był wściekły. Był tak wściekły, że łzy pociekły mu z oczu i Naoto nie wytrzymał. Po prostu przyłożył mi z otwartej dłoni i kazał się opamiętać. Ujął to oczywiście w bardziej dosadne, brutalne i nieistniejące w naszym języku słowa, bo przecież to dyshonor przyznać się nam, Japończykom, że klniemy. Głupota. Fakt faktem, stałem w przedpokoju z odciskiem dłoni Naoto na twarzy, obok oniemiałego Shougo i Yoshiego półgębkiem mówiącego do Meiko, co się właściwie stało. I dlaczego Naoto krzyczy.
Zacząłem od końca, więc może wrócę do początku. Wyżyłem się na Izanami ducha winnemu Shougo, wyrzuciłem z siebie to, co mnie trapiło i stwierdziłem, że nigdy nie powinienem Was poznać. Że nigdy nie powinno być żadnego DIV, że ten zespół to najgorsze, co mnie w życiu spotkało i mam dosyć śpiewania piosenek, które już nic dla mnie nie znaczą. Shougo się wściekł, ale jeszcze nie aż tak, apogeum jego złości nastąpiło, kiedy zwyzywałem Meiko za sam fakt, że jest Twoją siostrą. A przecież tydzień temu jadłem z nią ciasto, a ona, słodka dziewczyna w błękitnej sukience, nic mi nigdy nie zrobiła. Nigdy.
I szczerze mówiąc, zasłużyłem na tego potwornego kaca. Tego moralnego też. Gdzie moje tabletki? I chyba zaraz zwymiotuję. Znowu.

"Piątek, 24 lutego"

Poszedłem z Meiko do kawiarni. Sam. Usiłowałem się z nią umówić już kilka razy, ale za każdym razem mnie zbywała. Nic dziwnego. Zachowałem się jak kretyn, przemawiał przeze mnie alkohol, a Takeshi nie powinien był mi pozwolić tyle pić.
Dobrze, nie zwalajmy winy na Takeshiego, chciał dobrze. Chciał mnie pocieszyć, podnieść na duchu, złapać za rękę i wyciągnąć z tej otchłani - studni bez dna, do której wpadłem i nie mogę przestać lecieć. Jestem tylko coraz głębiej, dociera do mnie coraz mniej światła, ale zapominam, staram się zapominać, zapominać o pocałunkach, o obietnicach, o szorstkich dłoniach na moim ciele, o tych wszystkich przeżytych orgazmach i rytmie, w którym biło Twoje serce, które słyszałem, kładąc głowę na Twojej klatce piersiowej...
Miałem pisać o Meiko. A więc widziałem w jej czarnych oczach smutek, widziałem, jak je ciasto ze zwątpieniem wypisanym na twarzy. Ona mnie nie widziała, dla niej świat jest czarny, to jedyny kolor, jaki zna. Unosi się w czarnej wodzie, w płynnej ciemności, która ją okala i zabiera dostęp do światła.
W końcu się odezwała. Powiedziała, że nadal mnie kochasz i że powinniśmy do siebie wrócić, bo tak nie można. Że męczymy się jak alergik na zbyt słabych lekach i tracimy na to nasze rozstanie mniej więcej tyle samo chusteczek. Że to wszystko to jeden wielki, nieśmieszny dla niej żart i ona chce, żeby było jak dawniej. Od zawsze traktowała mnie jak zwykłego Tanakę, byłem dla niej Sachim, nie Chisą. Nigdy mnie tak nie nazwała.
Ale nie będzie jak dawniej, Meiko. Nie będzie, dopóki twój szanowny braciszek się czegoś nie nauczy.
I dopóki moje kruche, słabe i głupie serce nie stwierdzi, że masz rację...

"Środa, 15 marca"

Wczoraj po raz pierwszy od wielu lat grałem na basie. Reika twierdzi, że sobie poradziłem. Rui i Haku też. Ale ja twierdzę, że się mylą. Bo kiedy grałem, widziałem Twoją twarz.
Nie radzę sobie. I nie poradzę.

"Sobota, 18 marca"

Nie mogę znaleźć inhalatora. Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem piszę wyraźnie.

"Niedziela, 19 marca"

Nigdy więcej nie chcę widzieć Shougo tak przerażonego, jak wczoraj. Nigdy więcej nie chcę słyszeć, jak mój oddech tak brzmi.
Jestem zmęczony. Jestem tak bardzo zmęczony, że mam ochotę robić głupie rzeczy. Albo przespać cały dzień. Ewentualnie wieczność.

"Wtorek, 21 marca"

Leżałem przez ostatnie dwie godziny na trawniku i patrzyłem w niebo. Ludzie spoglądali na mnie jak na wariata, niektórzy podchodzili i dopiero po rozmowie ze mną odchodzili z widoczną konsternacją. Jak na złość było pogodnie i nie mogłem się wyciszyć poprzez deszcz.
Dlaczego niebo nie chce płakać? Potrzebuję tego. Potrzebuję łez, ale moje już wyschły. Znowu.
Wziąłem ze sobą telefon tylko po to, by odrzucać połączenia. Jedynie tego od Mamy nie odrzuciłem. Przyjemnie mi się z nią rozmawiało. Opowiadała o tym, że kotka sąsiadów się okociła i ma czwórkę małych kitusiów. Jeden jest strasznie sztywny i chodzi własnymi drogami, trzy pozostałe trzymają się razem. Jedno z tych trzech biega jak pomylone po podwórku i przynosi sąsiadom myszy, drugie jest płochliwe, a trzecie żyje jakby we własnym świecie i najłatwiej je złapać, do tego jest przylepą i mama zastanawia się, czy go nie wziąć.
W czasie, jak rozmawiałem z mamą, ten sztywny i ten szalony zaczęli walczyć, co skończyło się tak, że przylepa chciała pomóc i sama została podrapana. Jedynie temu płochliwemu nic się nie stało.

"Czwartek, 30 marca"

Od rana pada. A ja już tak nie mogę. Mam ochotę wyjść z domu i iść do Ciebie choćby pieszo. Chcę się z Tobą śmiać, rozmawiać i wygłupiać, wtulić w Ciebie i myśleć, myśleć o wszystkim i niczym i czuć Twoją dłoń na włosach.
Hiroki, Twoja siostra ma rację. To nieśmieszny żart. Przywróćmy światu przeszłość.

"Piątek, 31 marca"

Pada. Znowu. Od dwóch dni leje z małymi przerwami. Jestem lekko przeziębiony i miałem wczoraj atak, ale jest w porządku. Naprawdę jest w porządku.
Jest w porządku, bo siedzisz obok i patrzysz mi przez ramię, jak piszę. Jest w porządku, bo Twoja szorstka dłoń głaszcze mnie po głowie. Jest w porządku, bo Nameko wskoczyła na łóżko i próbuje powstrzymać mnie od pisania, ciągle trącając moją rękę.
Chyba obaj się czegoś nauczyliśmy. Ty tego, że nie jestem jajkiem, a ja, że czasem trzeba poprosić o pomoc, bo to nie jest żadna hańba. A powtarzanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku to kłamstwo, jakich mało, kiedy tego porządku nie ma. Kiedy w naszych sercach, głowach i życiu panuje bałagan. Kiedy wszystko jest nie takie, jak być powinno.
Ale teraz jest. Z czystym sumieniem mogą to potwierdzić nasi sąsiedzi, którzy słyszeli, jak się wczoraj godziliśmy. Dobrze by było im zanieść jutro jakieś ciasteczka w ramach przeprosin, nie sądzisz?

The end

niedziela, 25 czerwca 2017

Listy do nocy i dni II

Zespół: DIV, w tle D=OUT
Pairing: Chobi&Chisa, Naoto&Shougo, Yoshi (ex. CatFist)&Meiko (OC)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia głównego bohatera
Notka autorska: Błędy w słowach to zamysł artystyczny polegający na próbie stworzenia efektu trzęsącej się ręki. To tyle z wyjaśnień. XD

"Poniedziałek, 28 listopada"

Leżę na sofie. Znowu jestem w mieszkaniu Shougo, znowu miałem chyba trzy ataki, znowu trzęsą mi się ręce. Udaję, że jest w porządku, że jestem męskim facetem i mnie to nie rusza. Fani nic nie wiedzą, na Twitterze nie daję po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Wszystko jest w porządku, Sachi. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest w porządku. Wszystkwo jest w pworządku. Wszystkwo jest w porzadkeu. Wszustlpo iest w przladi. Wwydhi ihrd w eoirsdfku...

"Wtorek, 29 listopada"

Obudziłem się w nocy cztery razy. Liczyłem. Za każdym razem z tego samego powodu.
Nie mogę oddychać.
To wygląda tak, jakbyś był moim oddechem. Moim osobistym inhalatorem, który sprawia, że moje oskrzela w końcu działają tak, jak powinny.
Przepisywałem ten wpis. Ledwo rozczytałem się z oryginału. Tak to jest, jak zamiast łapać za inhalator, bierzesz do ręki długopis.
Idiota.

"Niedziela, 4 grudnia"

Dziś są Twoje urodziny. Nie napisałem Ci nawet zwykłej wiadomości. Głupiego "Najlepszego!" na Twitterze. Nic.
Nie jesteśmy razem w zespole. Nie musimy się znać. Nie musimy się starać. Nie musimy rozmawiać.
Shougo na mnie krzyczy. Mówi, że tak nie można. Że się męczę.
Yoshi tylko patrzy. Patrzy, dzwoni do Meiko i rozmawia za ścianą, wiedząc, że wszystko słyszę. Wiedząc, że ona nic Ci nie powie, bo to tylko pogorszyłoby sytuację.
Jeśli w ogóle może być gorzej.
...
Może. Znowu nie mogę oddychać.
Astmo, błagam. Nie teraz.

"Poniedziałek, 5 grudnia"

Te wszystkie rzeczy, które sobie wczoraj kupiłem, są puste. Leżą na biurku, udokumentowane w moim telefonie, na Twitterze i pewnie na laptopach kilku fanek, które ściągają wszystkie zdjęcia, jakie zrobimy.
Puste jak ja. Jak moja dusza i moje serce. To była moja decyzja, ale czy słuszna? Czy powinienem trzasnąć tymi drzwiami i wyjść?
A może po tym, jak mnie pocałowałeś, wtedy, tamtej rozgwieżdżonej nocy, powinienem po prostu Cię odepchnąć?
Albo w ogóle nigdy... Tak. Nie powinienem się do Ciebie nigdy zbliżyć. Ani do Ciebie, ani do Shougo, który nie wie, że jestem w domu. Jestem cicho, cichuteńko jak szara myszka. Leżę w futonie, słucham muzyki przez słuchawki, a światło mam zgaszone. Nawet zamknąłem drzwi do pokoju na klucz. Nikt nie wie, że tu jestem. Panuje półmrok, ledwo widzę litery, ale piszę.
Poza tym, gdyby Shougo wiedział, że jestem w domu, teraz by tak głośno nie krzyczał...
Naoto musi być piekielnie dobry w łóżku.

"Wtorek, 13 grudnia"

Byłem z Yoshim i Meiko w kawiarni. Jadłem waniliowe ciasto z owocami i kakao. W końcu jest zima.
Ale ono smakowało jak papier. Zwykły, szary papier. Suchy, suchy jak moja dusza i skóra, która wyschła przez pogodę. Dusza jest sucha przez coś innego, dusza jest sucha, bo łzy już się skończyły. Ale jestem facetem, nie mogę płakać, nam nie wolno płakać, nie możemy mieć emocji. Nie możemy mieć traum z dzieciństwa, przecież mężczyźni nigdy nie są poniżani, molestowani, gwałceni, my jesteśmy twardzi, a co nas nie zabije, to nas wzmocni. W żyłach płynie nam sperma, nie krew. Prawda?
Nie możemy tęsknić za młodszą siostrą, nawet taką rodzoną, a nie cioteczną, która zmarła kilkanaście lat temu. Nie możemy pamiętać głosu ukochanej babci, która odeszła. Musimy być twardzi, męscy i jeść mięso, najlepiej surowe. Włosy muszą być krótkie, ubiór stosowny dla faceta, najlepiej żadnych kolorów, bo mężczyźni mają prawo lubić tylko czarny, biały i wszystkie odcienie szarości. I tylko męskie zawody, tylko męskie zachowania, z mężczyznami się nie spotykać, bo to kobiece. O emocjach nie mówić, bo cię wyzwą. Ogólnie lepiej nie mówić, bo to kobiety są gadatliwe, nie zamykają im się jadaczki, a ty siedź cicho, bądź cicho. Jesteś mężczyzną, nie masz prawa rozmawiać, masz tylko potakiwać i dyskutować o wyniku ostatniego meczu. Albo seksie.
A kakao smakowało solą. Solą życia, psia krew.

"Czwartek, 22 grudnia"

Drapie mnie w gardle, chyba się przeziębiłem. Nic dziwnego, chodziłem dzisiaj po mieście bez celu przez trzy godziny. Spotkałem wielu ludzi, mijałem ich, a oni mnie i każdy szedł w swoją stronę. Wracał do swojego życia, bardziej lub mniej udanego. Moje życie jest chyba udane, tak myślę.
W końcu wszystko jest w porządku, Sachi. To tylko rozstanie, rozstawałeś już się z wieloma kobietami i jednym mężczyzną, ten drugi nie powinien być dla ciebie aż takim wyzwaniem! Zapomnisz o nim, zapomnisz o tym, że go kochałeś, zapomnisz, jak szeptał ci do ucha, uspokajając cię, kiedy miałeś koszmary, jak w czystej przenośni wyrwał ci nóż z ręki, nóż, którego nie trzymałeś, ale chciałeś, bo cofnąłeś się na tę jedną chwilę, ten jeden moment do czasów, kiedy miałeś szesnaście lat i byłeś idiotą. Jak się tobą opiekował, gdy byłeś chory, jak całował twoje spierzchnięte usta i jak sprawiał, że odpływałeś do krainy rozkoszy, gdy kochaliście się w takie grudniowe wieczory jak ten przy akompaniamencie gradu uderzającego w parapet.
Zapomnisz. O tamtych kobietach zapomniałeś, o Tsukasie nie zapomniałeś, bo on ci nie pozwolił. Nadal się przyjaźnicie, choć on chyba wciąż cię kocha. Ale nie jesteś pewien, bo właśnie dlatego z nim zerwałeś. Zerwałeś, bo nie wiedziałeś, w którym momencie kończą się żarty, a zaczyna poważna rozmowa.
A o Ishizuce Hirokim zapomnisz, zapomnisz, bo odrzucasz wszystkie połączenia, których jest coraz mniej, a smsów nie czytasz. Zapomnisz, bo musisz go wyrzucić ze swojego serca. Zapomnisz. Kiedyś. W końcu. Pewnego dnia. Do cholery...

"Sobota, 31 grudnia"

Sylwester. Za kilka dni mamy koncert. Trzęsą mi się ręce, bo to znowu nie będziesz Ty. To znowu nie Ciebie zobaczę, odwracając się do basisty.
Nie powinno mnie to obchodzić.
Słyszę, jak Mama krząta się w kuchni. Czuję zapach pierników, które zawsze piecze na Nowy Rok. Tata ogląda swój ulubiony program motoryzacyjny. Hotaka z Bunko nie przyjechali, bo Bunko źle się czuje. Pewnie będzie niedługo rodzić. A ja siedzę w swoim starym pokoju, patrzę na mojego żółwia i zastanawiam się, co by było, gdyby potrafił mówić. Pewnie opowiedziałby moim rodzicom o jakże zacnym pożyciu seksualnym ich syna, o jego myślach samobójczych sprzed dziesięciu lat i o tym, że ryczał dziś w poduszkę, bo rozstał się miesiąc wcześniej z facetem. A sam jest facetem. Chyba bym spał na dworcu, bo przecież pociągu żadnego raczej nie złapię w święta noworoczne.
Idę pomóc Mamie z drugą porcją pierników. A potem je udekoruję. Wyżyję się artystycznie i zapomnę, że plamię honor rodu Kurihara, chlipiąc po kątach jak jakaś baba.

"Niedziela, 1 stycznia"

Wszystkiego najlepszego w nowym roku, Sachi. Może kupisz tę nową figurkę, którą wypatrzyłeś na Ebayu? Kup, kup. Postawisz w swojej gablotce i będziesz patrzył na nią dniami i nocami.
Mama spytała, czemu jestem smutny. To aż tak widać? Nie chcę jej ranić. Pewnie teraz wraca wspomnieniami do tego dnia, kiedy znalazła mnie zapłakanego w kuchni, kiedy łzy spływały ciurkiem po moich policzkach, kiedy nie mogłem się uspokoić nawet, jak mnie przytuliła. Usiłowała, jestem tego pewien, naprawdę próbowała nie patrzeć na nóż, który leżał pod ścianą, usiłowała nie myśleć, że jej syn wyjął go z szuflady i stchórzył w ostatnim momencie, wolała nie myśleć, co by było, gdyby jednak to zrobił. Nie siedziałaby na zimnych kafelkach, pozwalając prawie dorosłemu synowi płakać jak małe dziecko, nie tuliłaby go, nie szeptała, że mu pomoże, że wszystko będzie dobrze, cokolwiek się stało.
I nawet jeśli Mama nie wróciła do tamtego dnia, to ja wróciłem. Przytuliłem ją i powiedziałem, że wszystko w porządku. Że to tylko zmęczenie, że mam dużo pracy. Pogłaskała mnie po głowie i stwierdziła, że ta dziewczyna nie jest tego warta.
Owszem, Mamo. Nie jest. Dziewczyną.

"Niedziela, 23 stycznia"

Wróciliśmy z trasy. Jestem padnięty, zmęczony i mam dosyć Naoto. Znaczy, lubię go i to bardzo, Shougo też, ale na Izanami... Reika mało co nie zszedł ze śmiechu, kiedy musieliśmy ich uwalniać z potrzasku. Dwóch dorosłych facetów po trzydziestce zatrzasnęło się w schowku, bo zachciało im się gzić. Aż mi się przypomniało, jak Tsukasa próbował mnie do tego namówić, ale skutecznie mu to wyperswadowałem. Swoją drogą, zastanawiam się, dlaczego wizja bycia ze mną uke jest taka przerażająca...
Kobiety jakoś nie marudzą. Ty też nie...

"Środa, 26 stycznia"

Spałem przez trzy dni z niewielkimi przerwami. Stwierdzam, że Meiko słodko piszczy, a Yoshi jest mało spostrzegawczy. Mam zapalone światło, ale chyba nie zauważył, że jestem tutaj, za ścianą. Dobrze, że mam muzykę i słuchawki.
Może jutro też pójdę z nimi na ciasto? Mam ochotę na kakao.
Tylko muszę kupić rękawiczki, bo wszystkim coś się stało. Albo pogubiłem, albo porobiły się dziury. A jedne oddałem Meiko, bo strasznie podobał jej się materiał, z którego były zrobione. Dziwne, że pasowały na jej dłonie. Może rzeczywiście moje są aż tak drobniutkie?

czwartek, 22 czerwca 2017

Listy do nocy i dni I

Zespół: DIV, w tle D=OUT
Pairing: Chobi&Chisa, Naoto&Shougo, Yoshi (ex. CatFist)&Meiko (OC)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia głównego bohatera
Notka autorska: Meiko jest wzorowana na siostrze Chobiego. Fanfik pt. "Fire and Ice" jest midquelem tego. Zostałam zainspirowana pewnym Tumblrem, którego jednak nie podam, bo nie wiem, czy właściciel by sobie tego życzył.


"Piątek, 11 listopada"

Pada. Stwierdzam, że to dobry dzień, by zacząć pisać. Może to infantylne. Ale to chyba nie jest zły pomysł... Prawda?
Lubię deszcz. Lubię, jak uderza w żelazne parapety, rozbryzgując krople na wszystkie strony świata. Lubię szarość za oknem i to wrażenie, że niebo płacze za przemijającym czasem.
Lubię deszcz. Lubię moknąć. To mnie oczyszcza. Deszcz jest chłodny, spływa po moich włosach, moczy rozpalone policzki, ostudza rozgrzaną duszę. Lubię deszcz.
Ale czasem jest za chłodny. Wtedy robi się zimny, moje oskrzela nie lubią zimna, nie lubią deszczu, nienawidzą być wystawiane na jego działanie. Wracam do domu, drobnymi palcami wyciągam z kieszeni inhalator i uspokajam moją drogą przyjaciółkę Astmę, która stwierdziła, że moja miłość do deszczu jest zła. Zakazana.
Ty też tak twierdzisz, susząc mi włosy ręcznikiem, choć sam mógłbym to zrobić. Kocham Cię, ale Twoja nadopiekuńczość doprowadza mnie do furii. Przestaliśmy nawet chodzić do kawiarni, naszej ulubionej. Chcę jeszcze raz w mroźny, zimowy dzień wypić w niej kakao i zjeść waniliowe ciasto z owocami. Ale nie mogę, bo uważasz, że na pewno dostanę ataku. Dlatego chodzimy tam w ciepłe dni, pijemy herbatę i jemy czekoladowe ciasto z orzechami, bo tamtego nie podają w inne pory roku niż jesień i zima. To ciasto sezonowe. A kakao w lato nie robią, bo taki zwyczaj.
Czasem mam wrażenie, że jesteś jak deszcz. Że jednocześnie Cię kocham i nienawidzę.

"Niedziela, 27 listopada"

Wczoraj był rocznicowy koncert UNiTE.. Dziwnie tak tylko z Shougo. Chcieliśmy, żebyś przyszedł, ale Meiko trafiła do szpitala. Jak zwykle spanikowałeś, choć to tylko wyrostek robaczkowy. Martwisz się o nią tak samo, jak o mnie. Kiedyś mi powiedziała, że ma dosyć traktowania jak dziecka. Jak lalki, która się pobije, gdy ją upuścisz.
Też mam tego dosyć. Coraz bardziej. Znam jej ból.
Ale Cię kocham i nie potrafię Ci tego powiedzieć w twarz. Nigdy nie potrafiłem nikomu mówić o tym, co mnie trapi. Zawsze tłumiłem to w sobie. A później sięgnąłem po nóż.
Głupi byłem. Nastolatek, któremu się wydaje, że jak odejdzie, to będzie lepiej. Nie będzie. Będzie gorzej. Zwłaszcza tym, którzy go kochają.
Przeraża mnie fakt, że nie tylko nastolatkom w tych czasach tak się wydaje. Ale nic na to nie poradzę. Mogłem jedynie przelać swoje uczucia w tekst do "Answer".
Fani się zastanawiają, czemu płaczę. Zrzucają tę reakcję na to, że to było nasze pierwsze wydawnictwo. Pierwszy teledysk. Pierwszy look.
To nie to. Oni nic nie wiedzą. Oni tylko myślą, że wiedzą. Że posiedli całą wiedzę o nas, czytając wpisy na Twitterze i oglądając komentarze na YouTube.
Mylą się. Nawet nie wiedzą, jak bardzo. I jak wiele bólu i niezrozumienia kryje się często za czarnymi znakami na śnieżnobiałym papierze...
Poza tym, nie ma już nas - naszego zespołu. Jest tylko projekt z Shougo i Ty z kawą w błękitnym kubku, siedzący z kotem na kolanach w fotelu, czytający mangę.

* * *

- Mam ponad dwadzieścia lat! Nie musisz mnie trzymać pod kloszem. Wystarczy, że rodzice tak robili i robią tak do teraz. "Tego nie możesz, tam nie idź, to sobie odpuść." Poradzę sobie, serio. Nie jestem dzieckiem! - wrzasnął Chisa, uderzając dłońmi w stół. Aczkolwiek według Chobiego nie musiał i nie powinien aż tak się drzeć.
- Nie traktuję cię jak dziecka. To by chyba była pedofilia.
- Ale ty na każdym kroku udowadniasz, że jesteś starszy! Obaj jesteśmy dorośli i fakt, że jak ty biegałeś po scenie, będąc w pierwszym zespole, to ja w tym czasie malowałem motylki w szkicowniku, nie oznacza, że masz mnie niańczyć!
- Nie denerwuj się tak, bo…
- Bo co? Bo dostanę ataku? No to dostanę! Wielkie mi halo! Mam astmę od urodzenia, spędziłem wiele czasu w szpitalu, wiem, co robić. Rozumiesz? Wiem! Nie umrę od głupiego wyjścia do sklepu, albo zbiegnięcia po schodach! Ganiałem w szkole za piłką po boisku, zanim Hayato pokazał mi swoją gitarę. Dopóki mam przy sobie inhalator, to nic mi się nie stanie!
- Ale to nie jest przyjemne ani dla ciebie, ani dla mnie!
- No, zwłaszcza dla ciebie, co nie? Bardziej się przejmujesz moją astmą niż ja. Jesteś przewrażliwiony. I nie zaprzeczaj!
- Ja się tylko martwię!
- Nerwicy dostaniesz, jak się będziesz tak zamartwiał. I problemów z sercem. W połączeniu z kawą i papierosami, masz to jak w banku.
- Teraz to ja nie wiem, o co ci chodzi…
- Ja rzuciłem, to ty też możesz.
- Wychodzi na to, że ty też jesteś przewrażliwiony.
- Ja ci tylko pokazuję, jak to jest.
- Ale ja mam poważny powód, a nie takie dyrdymały!
- Dyrdymały to ty masz w głowie. Jakbyś nie darł z Satoshim kotów o wszystko, to nasz zespół nadal by istniał.
- Satoshi jest nienormalny. On podał Shougo jakieś otumaniające leki!
- Popadasz w paranoję. Niedługo oskarżysz Satoshiego o otwarcie Puszki Pandory...
- Oskarżyć Satoshiego o istnienie astmy? Dobry plan.
- Hiroki!
- No bo nie rozumiem. Krzyczysz na mnie, bo się o ciebie martwię. Mam być emocjonalną kłodą, jak pan wspomniany wcześniej?
- Masz nie traktować mnie jak jajka.
- Nie traktuję cię jak jajka.
- Traktujesz! Do kawiarni nie pójdziemy, bo zima i mogę dostać ataku. Z zespołu odszedłeś, bo stresowały mnie te twoje kłótnie z Satoshim i dostawałem częściej ataków. Kłócić też się ze mną nie chcesz i praktycznie zawsze przyznajesz mi rację, bo jak to tak? Spowodować, że Sachi się zdenerwuje i dostanie ataku? No toć ty takie idealne seme, Sacchan powie, Sacchan dostanie! Jak powiem, że masz mi przynieść głowę Satoshiego na tacy, to pójdziesz mu ją urwać?
- Z nim raczej nie dałbym sobie rady... Chociaż jakby go najpierw dźgnąć... Albo może strzałka usypiająca? Jak te, co mają weterynarze na dzikie zwierzęta.
- Hiroki, błagam. Bądź poważny.
- Mogę ci przynieść głowę Yoshito. Tego klopsa pokonam z łatwością.
- Hiroki.
- No co?
- Próbujesz zmienić temat.
- Próbuję.
- To przestań. Nie rozmawiamy na poważne tematy i potem dzieje się to, co się dzieje.
- Ale nic się nie dzieje. Wydaje ci się. Uspokój się, usiądź sobie, zrobię ci jaśminowej herbatki, włączymy anime, będzie dobrze - Chobi uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
- Ty nadal nie rozumiesz, o co mi chodzi... - westchnął Chisa, idąc za nim.
- No nie rozumiem. I pewnie nie zrozumiem. Ale postaram się zaakceptować.
- Ale ty nie masz tego akceptować! No wydrzyj się na mnie, nakrzycz, zrób cokolwiek! Bo jedyne, za co zawsze dostaję ochrzan, to zbytnie nadwyrężanie się!
- Ale ja nie chcę na ciebie krzyczeć.
- Bo się zdenerwuję i dostanę ataku?
- To też, ale...
- Skończ.
- Co?
- Bądź cicho. Po prostu bądź cicho. A nie, ty nie umiesz być cicho.
- Sachi.
- O, zirytowałeś się. No dalej, nakrzycz na mnie - Chisa potrząsnął nim za ramię.
- Sachi, przestań. Ta dyskusja do niczego nie prowadzi - stwierdził Chobi, otwierając szafkę. - W jakim kubku chcesz herbatę?
- I serio nic do ciebie nie dotarło?
- Może być zielony?
- Ignorujesz mnie?
- Ten z pieskiem będzie chyba w porządku.
- Hiroki!
- Mówiłem, akceptuję twoje zdanie. A teraz się uspokój, zanim serio dostaniesz ataku. Albo przynajmniej się popłaczesz.
- Nie rób ze mnie takiej rozbitej emocjonalnie niemoty!
- Nie robię z ciebie niemoty.
- Robisz. Traktujesz jak jajko. Jak dziecko. Próbujesz zignorować to, że mi się to nie podoba. Czy ty mnie widzisz jako małego chłopca?
- Mówiłem wcześniej, że to by była pedofilia.
- Przestań sobie żartować!
- A ty przestań się zachowywać, jakbyś rzeczywiście był tym dzieciakiem! - Chobi odwrócił się gwałtownie do Chisy. - Od pół godziny chrzanisz głupoty, które ja mówiłem rodzicom w liceum! Siadaj na krześle, zanim...
- Jak powiesz, że dostanę ataku, to przyrzekam, że cię walnę.
- Nie byłbyś w stanie mnie uderzyć.
Chisa zamrugał. Spojrzał na Chobiego, po czym wciągnął powietrze przez zęby, odwrócił się na pięcie i pobiegł do sypialni.
- Gdzie ty idziesz? Sachi, wracaj tutaj! Sachi! Kurihara, do cholery! - Chobi pognał za nim.
- Zamknij się - warknął Chisa, zbierając swoje rzeczy z półek.
- Co?
- Po prostu się zamknij.
- Co ty robisz?
- Jutro przyjdę po resztę. Albo za tydzień. Jak ochłonę.
- Dnia beze mnie nie wytrzymasz.
- Wytrzymuję, jak mamy z Shougo koncerty. Nie potrzebuję twojej opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę - Chisa zepchnął Chobiego z drogi, wyszedł z mieszkania i zamknął drzwi z taką siłą, że wiszący obok nich kalendarz spadł ze ściany.
- Nameko... - zaczął Chobi, patrząc na swoją kotkę, która, obudzona hałasem, postanowiła jednak wstać z posłania. - Czy on trzasnął drzwiami? Powiedz, że on... - usiadł na podłodze. - ...ze mną serio właśnie nie zerwał...

* * *

Shougo wyplątał się z objęć Naoto, słysząc dzwonek do drzwi. Podszedł do nich i spojrzał przez wizjer. Otworzył je i zdezorientowany wpuścił Chisę do środka.
- Co się stało? - zdziwił się Shougo. - I czemu dzwonisz, przecież nadal masz klucze.
- Ręce mi się za bardzo trzęsą - odparł Chisa, po czym zakasłał. - A ten przewrażliwiony idiota w tym jednym aspekcie miał rację - stwierdził, po czym poszedł do swojego pokoju opanować atak astmy, którego jednak dostał.
- On ma walizkę - zauważył odkrywczo Naoto. - Shogo, oni chyba nie...
- Wydaje mi się, że tak - Shougo wyglądał, jakby przynajmniej zdechł mu jeden z jego psów.
- Matko, jak nie jedni, to drudzy - Yoshi walnął się ręką w twarz i poszedł do kuchni po piwo. Dlaczego jego współlokatorzy muszą mieć wieczne problemy miłosne...?

piątek, 16 czerwca 2017

Nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy, tylko cztery III

Zespół: Dio -distraught overlord-/Black Line/G.L.A.M.S
Pairing: Mikaru&Syu
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Ostatnia część. Nie wiem, co napisać, więc po prostu życzę miłego dnia. XD


Teraz Syu znowu dał się namówić na granie w G.L.A.M.S. A mógł sobie odpuścić. Ale nie! Jego serce było równie głupie, co obiekt westchnień.
Po powrocie do hotelu, Syu położył się na łóżku i spojrzał w sufit. Z miesiąc byli z dala od siebie? Chyba tak. A teraz znowu widzi go codziennie. Dlaczego jest tak mało asertywny?!
Usłyszał pukanie do drzwi. Ostatnimi czasy Tetsuto do niego wpadał wieczorami, by ponarzekać na Erinę, ale tym razem przecież sprawa się zakończyła. Więc dlaczego...?
- Syu, otwórz. Proszę - usłyszał głos Mikaru. - Chcę tylko porozmawiać.
Perkusista zastanowił się przez chwilę, ale w końcu wstał i otworzył mu drzwi.
- Coś się stało? - spytał Syu.
- Mogę wejść?
- Ale stało się coś?
- Mogę wejść? Chcę porozmawiać w środku, nie na korytarzu.
- To hotel, te ściany mają uszy.
- Syu! - Mikaru zmierzył go wzrokiem. - Proszę.
- Dobrze, wchodź - Syu wciągnął do po pokoju i zamknął drzwi. - To co się stało?
Mikaru usiadł. Wbił wzrok w podłogę. Jakby nad czymś się poważnie zastanawiał.
- Masaya?
- Jestem idiotą - powiedział dosadnie. - Jestem idiotą. Co chwilę pozwalam sobie na to, by wypuścić cię z ramion. Nie powinienem tego robić. Jesteś dla mnie ważny, Syu. Naprawdę.
- W łóżku?
- W sercu - Mikaru wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło. - Syu... Posłuchaj...
- Słucham.
- Ty mnie kochasz, prawda?
- Zorientowałeś się po sześciu latach? Brawo - Syu zaklaskał. - Nad życie cię kocham, ale ty wolisz fanki.
- Nie wolę fanek - zaprzeczył Mikaru. - Wolę ciebie.
- W łóżku?
- Przestań z tym łóżkiem! - warknął Mikaru, łapiąc go za ramiona. - Ja cię kocham, Syu. Tylko zrozumiałem to trochę za późno.
- Trochę? Zaraz, co? - Syu zamrugał.
Mikaru mówił poważnie. Oczy mu się świeciły, oddychał płytko, a dłonie miał spocone. On naprawdę mówił poważnie!
- Kochasz mnie?
- Bardziej niż fanki. I niż króliczki.
- Nawet Lily?
- Nawet Lily - Mikaru uśmiechnął się czule i pocałował go. Delikatnie. Bez prośby o to, by Syu za moment rozłożył przed nim nogi i oddał mu się bez protestu.
Ale Syu sam tego chciał. I mógł szczerze przyznać, że nigdy nie było im tak dobrze.
* * *
- Czyli wasza relacja jest w końcu normalna? - spytał Tetsuto.
Od momentu, kiedy Mikaru i Syu w końcu wyznali sobie uczucia i zeszli po raz czwarty, minął niecały rok. Wokalista omijał fanki szerokim łukiem. Jedyne, co zrobił, to tej nocy założył jednej z nich but na nogę, kiedy ta ogłosiła, że jest jego Kopciuszkiem.
- Tak - odparł Syu, patrząc przez otwarte okno, co przypomniało mu, że koncert też tak grali. Przy otwartym! A głos niósł się na cały poznański rynek!
- To dobrze - przyznał Tetsuto. - Idę po piwo. Chcesz?
- Może później - odparł Syu.
- To ja jeszcze zadzwonię przy okazji do Hanami - stwierdził Tetsuto i wyszedł.
Syu oparł się o parapet. Noc była ciepła. Czuł spokój. Jak gdyby nic nigdy nie miało go już zasmucić.
Po chwili poczuł, jak ktoś go obejmuje od tyłu. Uśmiechnął się, czując zapach znajomych perfum i nikotyny. Uczucie spokoju stało się jeszcze intensywniejsze i rozlało się po jego sercu.
Tak. Wszystko było nareszcie w porządku.
The end

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy, tylko cztery II

Zespół: Dio -distraught overlord-/Black Line/G.L.A.M.S
Pairing: Mikaru&Syu
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Tak, wiem, Mikaru irytuje. *kiwa głową*


Po założeniu Digras Denka miał dosyć. Dosyć wszystkich fanek w otoczeniu Mikaru i dosyć tego, że w zasadzie sam nie był pewien statusu ich związku. Czy to w ogóle był związek, czy może jednak tylko seks?
- Przesadzasz, Denka - stwierdził wokalista, kiedy ten mu wszystko wygarnął. - Jesteśmy dorośli. Nie bądź zazdrosny o takie głupoty.
- Ta dziewczyna wsadziła ci ręce do majtek - Syu zmierzył go wzrokiem. - Mówisz, że jesteśmy dorośli. Ale sam zachowujesz się jak dzieciak, który chce wszystko dla siebie. I nie zwracasz uwagi na tych, na których podobno ci zależy.
- Marudzisz - Mikaru przeciągnął się leniwie. - Idę zapalić. Jak tak ci się nie podoba, to możesz się zebrać i iść do domu - i pewien, że jego uke tego nie zrobi, wyszedł.
Ale kiedy wrócił, okazało się, że nawet szczoteczka do zębów Syu zniknęła z jego łazienki...
Jednak Syu był słaby. Kiedy tylko Mikaru postanowił założyć Black Line, perkusista od razu się zgodził. W międzyczasie miał jakieś przelotne romanse, ale nic z tego nie wyszło. Zbyt intensywnie pamiętał zachrypnięty głos wokalisty szepczący mu do ucha, by zapamiętać przynajmniej imię swojej partnerki.
I znów były dwuznaczne gesty i znów Syu czuł, jak oblewa go fala gorąca za każdym razem, kiedy Mikaru się do niego uśmiechał. Jest facetem, a przy tym wariacie jego ciało (i umysł) zupełnie ignorowało ten fakt i peszył się jak trzynastolatka!
- Masaya... - zaczął po jednym z koncertów. Wokalista podniósł na niego wzrok.
- Słucham cię jak radia, Syu - stwierdził, odkładając poradnik dla hodowców królików, który akurat czytał.
Perkusista odetchnął głęboko, podszedł do wokalisty, podniósł go i przyparł do ściany.
- Wow, jak męsko - Mikaru zaśmiał się, na co Syu pocałował go łapczywie. Wokalista złapał go za ramiona i oddał pocałunek, przewracając siebie i Futabę na fotel.
- Wisisz mi dychę - usłyszeli po chwili głos Yudaia.
No tak, tym razem nie zamknęli drzwi. Dobrze, że Mikaru zdążył tylko zdjąć koszulę i rozpiąć Syu pasek od spodni.
Z czystej ciekawości spytali, o co Jun i Yudai dokładnie się założyli. Okazało się, że zastanawiali się, czy najpierw ich koledzy się zejdą, a potem ich nakryją, czy najpierw ich nakryją, a po fakcie im powiedzą, że właśnie się zeszli. Dostali od nich za to po głowie, ale się nie obrazili. Mikaru i Syu też nie - to pacnięcie w łepetynę było tylko dla żartu.
Tym razem wokalista był grzeczniejszy. Tym razem aż tak często nie flirtował z fankami, tym razem tak często nie lądował za to na dole i tym razem cierpliwość Syu skończyła się dopiero po trzech latach. Lecz i tak bolało. Oko Mikaru, kiedy dostał w nie z pięści. Ale serce Syu trochę też.
Ograniczał z nim kontakty do minimum przez rok. Dopóki B7Klan nie wpadło na pomysł zorganizowania trasy z Dio i Dirtrucks.
- No nie wiem... - mruknął Denka, leżąc na łóżku i słuchając Ivy'ego trajkoczącego mu przez telefon, jaka to świetna okazja do ponownego spotkania na scenie.
- Ale Denka no! Odpuść tego focha na Mikaru. Będzie super! - zawołał basista.
- Stary, nawet Erina nie ma nic przeciwko - zapewnił go Kei kilka minut później. - Ivy namawiał cię trzy godziny, a ty nic?
- Skąd wiesz, że trzy godziny?
- Bo właśnie tyle nie mogłem się do ciebie dodzwonić - wyjaśnił Kei, na co Denka parsknął śmiechem.
Zgodził się. Dla świętego spokoju i w sumie z ciekawości, jak to będzie po tylu latach znowu grać razem.
Dowiedział się przy okazji, że Kei i Erina, którzy niedługo po rozpadzie Dio rozstali się, wrócili do siebie.
- Syu? - usłyszał za plecami. Odwrócił się. Mikaru stał za nim i uśmiechał się jakoś smutno.
- Co się stało? Królik ci zdechł? - spytał Denka.
- Co? Nie! Po prostu... Myślałem - odparł wokalista.
- O, to jakaś nowość - Denka uśmiechnął się złośliwie.
- Próbuję być miły.
- A ja nie.
- Syu! - Mikaru złapał go za ramiona. - Ja się stęskniłem. Czy tego chcesz, czy nie, nie mogę przestać o tobie myśleć.
- A potem zatęsknisz, ale za fankami - mruknął Denka.
- Nie zatęsknię.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - Mikaru kiwnął głową i pocałował go.
- Mówiłem, że oni też do siebie wrócą! - zawołał Ivy, stojąc w drzwiach i wyciągnął telefon. - Vivi, wrócili! Pocałowali się normalnie! Ej, nie nazywaj mnie dzieciakiem, jestem starszy!
I poszedł dyskutować do innego pokoju.
- Następnym razem zamknijmy drzwi.
- Dobry plan. Ale nie będzie następnego razu.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
I obietnicę złamał. Ledwo trasa Dio dobiegła końca, a Dence już skończyła się cierpliwość. Głównie dlatego, że teraz dostał obietnicę, która została złamana. Jak ząb Mikaru, kiedy dostał w twarz. Na całe szczęście dentysta dał radę mu to wyleczyć.

sobota, 10 czerwca 2017

Nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy, tylko cztery I

Zespół: Dio -distraught overlord-/Black Line/G.L.A.M.S
Pairing: Mikaru&Syu
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Napisane pod wpływem dwóch koncertów. Czwartkowego i tego w zeszłym roku, który wciąż zajmuje pierwsze miejsce w moim koncertowym rankingu.
A, Riina to po prostu OC. Nikt znany. Zwykła dziewczyna, która była mi potrzebna do opowiadania.
I przepraszam za długi tytuł. XD


Syu półleżał w fotelu, oparty o jeden podłokietnik, z nogami przerzuconymi przez drugi i przeglądał Twittera, kiedy do garderoby wszedł Tetsuto. Usiadł na kanapie i westchnął ciężko, wciskając się w materiał sofy.
- Coś się stało? - spytał Syu, podnosząc wzrok.
- Erina - rzucił krótko Tetsuto. - Może ja powinienem powiedzieć Keiowi, że się do mnie przystawia?
- Nasz drogi gitarzysta po prostu taki jest. Nie martw się, nie wskoczy ci do łóżka - Syu uśmiechnął się lekko. - Lubi udawać, że kogoś podrywa, a potem wybuchać śmiechem i stwierdzać, że fajnie się go wodziło za nos. Zanim Kei się zorientował, że w jego przypadku to nie były żarty, trochę minęło. Erina sam sobie winien.
- Keia to nie wkurza?
- Ależ oczywiście, że jest potem wściekły - Syu zaśmiał się perliście. - Ale najczęściej kończy to się tak, że Erina bankrutuje przez żelki, a jego tyłek cierpi.
- I to naprawdę norma? - upewnił się jeszcze raz basista, na co Syu kiwnął głową. - Ciekawe, co na te jego śmieszki fanki...
- Fanek nie podrywa - sprostował Syu. - A fanów nie chce mu się wyłuszczać z tego tłumu dziewczyn.
- W sensie?
- Lubi chłopców. Tylko - wyjaśnił perkusista. - Ogólnie ma jakąś awersję do kobiet. To chyba przez te wszystkie fanki, które chcą go adoptować i nie traktują jak dorosłego faceta, tylko dziecko.
- Rozumiem - Tetsuto kiwnął głową. - Ale za to Mikaru chyba bardzo lubi fanki.
- Lubi... - Syu zesztywniał na samo wspomnienie, jak bardzo wokalista jest łasy na dotyk jego wielbicielek. - Bardzo lubi...
- W zasadzie, Syu... Wy jesteście w końcu razem, czy nie? - spytał Tetsuto. - Wiesz, szczere mówiąc, pogubiłem się w waszych relacjach.
- Raz jesteśmy, raz nie - odparł Futaba. - To zależy, ile wytrzymam.
- Ile wytrzymasz?
- Uznajmy, że Mikaru jest... specyficzny. A ja nie do końca mam takie pokłady cierpliwości, by wszystkie jego pomysły popierać.
- To ile razy się rozstaliście?
Syu zamyślił się na chwilę. Ile razy się rozstali i do siebie wrócili?
- Trzy - odparł, a wtedy do garderoby wpadł Erina.
- Hej, Tetsu~! - zawołał, siadając mu na kolanach. - Co u ciebie?
- Wspaniale. Pójdziemy na randkę? - spytał Tetsuto, na co gitarzysta zachichotał.
- To tylko żarcik, Tetsuto. Jestem z Keiem, no nie? - Erina poklepał go po głowie. - Taki chrzest z mojej strony. Chyba się nie zakochałeś?
- Mam dziewczynę. O niebo ładniejszą od ciebie - odparł basista, na co Erina obraził się jak pięciolatka, a Syu parsknął śmiechem.
* * *
To było w dniu, kiedy ogłosili, że Dio kończy działalność. Denka siedział w sali prób, smętnie trącając pałeczką talerz od perkusji. Ivy i Kei krzątali się po pomieszczeniu, zbierając swój sprzęt.
- Może jednak namówisz Erinę do powrotu? - spytał basista gitarzystę. Ten spojrzał na niego pustym wzrokiem.
- Uznajmy, że jest uparty jak osioł - odparł Kei, zarzucając torbę na ramię i podniósł futerał z gitarą. - Ja już pójdę. Muszę jeszcze kupić żelki, bo mi się skończyły. Do jutra.
I wyszedł, zostawiając dwóch najmłodszych muzyków samych.
- Słyszałeś, że Soan i Hitomi się w końcu zeszli? - spytał Ivy, na co Denka zastygł z pałeczką nad talerzem.
- Kto?
- Soan i Hitomi. Z Morana. Zeszli się - powtórzył Ivy.
- A, oni. Czaili się chyba na siebie z pół roku - Denka uśmiechnął się niemrawo i wrócił do maltretowania talerza.
- To może weźmiecie z nich przykład? - zaproponował Ivy, a Dence wypadła pałeczka z ręki.
- Słucham?!
- Ty i Mikaru. Wiecie, cmok cmok, kocham cię, wielka miłość i wszyscy szczęśliwi - Ivy uśmiechnął się promiennie.
- Nie musisz przypadkiem wracać do domu jak Kei? Hanami pewnie się niecierpliwi.
- Wytrzyma beze mnie jeden dzień - Ivy wzruszył ramionami.
- Ale może ugotowała makaron? - przypuścił Denka, na co Ivy zastanowił się przez chwilę.
- To jest dobry argument - stwierdził, wyciągając telefon. - Hej, Hanami~! Co na obiad? O, to świetnie! Wiesz, że nasz perkusista jest jasnowidzem? To papa, Denka!
I wybiegł, ledwo unikając zderzenia basu z framugą drzwi.
- Wariat - mruknął Denka, wróciwszy do znęcania się nad talerzem.
W zasadzie nie wiedział, dlaczego aż tak się przejmuje tym rozpadem. Ale podejrzewał, że to może mieć coś wspólnego z tym, o czym mówił Ivy.
Od kiedy w zasadzie kochał jeszcze większego wariata od basisty? Tego księcia ciemności ze skrzydłami na plecach?
W tym momencie drzwi od sali prób otworzyły się cicho. Denka westchnął.
- Zapomniałeś czegoś, Ivy? - spytał, nie patrząc w ogóle w jego stronę.
- Ivy niczego nie zapomniał, ale ja tak - perkusista usłyszał głos Mikaru. Podniósł wzrok. Wokalista stał przez nim i patrzył na niego wyczekująco.
- No co? - spytał w końcu Denka, odkładając pałeczkę. - Ogłosiliśmy rozpad. Spodziewasz się, że będę rozsypywał iskierki radości?
- Nie - Mikaru oparł się o jeden z bębnów. - Ale mogę ci dać do tego powód.
I zanim Denka zdążył zareagować, pocałował go. W pierwszym momencie Futaba miał taki mętlik w głowie, że nie wiedział, czy ma go odepchnąć, czy ochrzanić, że całuje go tuż po zapaleniu papierosa, ale w końcu po prostu oddał pocałunek. A potem siebie. Na kanapie. Dobrze, że po drodze zamknęli drzwi na klucz.