Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

niedziela, 29 lipca 2012

Czasem jednak warto czekać III

Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: To dlatego, że obaj popylali w bezrękawnikach, mają dobrą dykcję angielską i tyle samo wzrostu. I nie palą.



Yo-ichi przeciągnął się leniwie i rozejrzał się po sali prób. Shindy nie zjawiał się na próbach od tygodnia, bo jak zwykle się rozchorował. Takuma nie był z tego powodu zadowolony, ale Kiyozumi zawsze potrafił go uspokoić, kiedy gitarzysta się zdenerwował. Chociaż czy sposób uspokajania Takumy można nazwać "uspokajaniem"? Z tym to by się Yo-ichi trochę kłócił. Fakt faktem, Takuma odmówił odwoływania prób, więc chcąc, nie chcąc, musieli tutaj przychodzić.
Yo-ichiego zastanawiał tylko jeden szczegół związany z chorobą Shindy'ego – dlaczego tym razem nie prosił o pomoc? Chory wokalista Anli Pollicino miał to do siebie, że nie był w stanie nic samodzielnie zrobić i kategorycznie odmawiał pójścia do szpitala, choć bardzo często balansował na granicy życia i śmierci.
 - Cześć - w drzwiach pojawił się Shindy, omiatając wzrokiem całą salę. - A Takuma i Kiyozumi gdzie?
 - Spóźniają się - odparł Masatoshi, przewracając stronę w gazecie. - Znaczy, przyszli tu dawno temu, ale wyszli do sklepu po wodę i zapomnieli wrócić.
 - A co u ciebie? - zapytał Yo-ichi, uśmiechając się lekko. - Jak tam zdrowie?
 - O wiele lepiej - odparł Shindy, kładąc się na kanapie. - Byłem pod dobrą opieką.
 - Przecież nikt z nas do ciebie nie zaglądał, bo stwierdziłeś, że poradzisz sobie sam... - Yo-ichi zmarszczył się nieco.
 - Jak ostatnio byłem na próbie, to jak wyglądałem? - zapytał Shindy.
 - Jak śmierć na wakacjach - odparł Masatoshi, zamykając gazetę. - Takuma i Kiyozumi chyba już nie przyjdą.
 - Jak wracałem z próby, zrobiło mi się słabo, więc usiadłem na trawniku i czekałem, aż mi przejdzie. I nie zgadniecie, kto mnie wtedy znalazł - oznajmił Shindy.
 - Nie - Yo-ichi pokręcił głową. - Nie gadaj, że spotkałeś...
 - Tak, znalazł mnie Shin - zaśmiał się Shindy.
 - Ale serio? TEN SHIN?! - Yo-ichi oparł się o kolana Shindy'ego i spojrzał mu prosto w oczy. - Ten Shin, dla którego napisałeś "Taste me" i "Game of love"? Ten Shin, w którym podkochiwałeś się, jak jeszcze ViViD nie istniało? Ten Shin, który śni ci się po nocach? Ten Shin, przez którego znienawidziłeś Mitsuru? Naprawdę to był ten Shin?!
 - Tak - potwierdził Shindy.
 - No nie gadaj - Masatoshi wstał z krzesła. - I co?
 - I okazał się być troskliwy i opiekuńczy - odparł Shindy. W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Takuma.
 - Shindy! - Takuma rzucił mu się w ramiona. - Jak ja się cieszę, że cię widzę.
 - Ludzie, wiecie, o co mu chodzi? - zdziwił się Shindy.
 - Hormony mu wariują - wyjaśnił Kiyozumi. - Jak kobiecie w ciąży normalnie.
 - On spotkał Shina - Yo-ichi wskazał na Shindy'ego. - Tego Shina.
 - CO?! - Takuma odskoczył od Shindy'ego jak oparzony, a Kiyozumi zamrugał tak szybko, że prawie odleciał.
 - Serio? - zdziwił się Kiyozumi. - Powiedz, że się dogadaliście, bo chyba własnoręcznie go zabiję.
 - Powiedzmy, że oficjalnie jeszcze nie - odparł Shindy.
 - A nieoficjalnie? - Yo-ichi spojrzał na niego wzrokiem ciekawskiego szczeniaczka.
 - Teoretycznie tak, ale sam już nie wiem - odparł Shindy.
Shin wrócił do domu i zrzucił kurtkę z ramion. Po chwili wyczuł czyjąś obecność.
 - Dzięki za klucze, Akihide - powiedział Shindy, opierając się o ścianę. - Ima please, please taste me.
Shin zaśmiał się krótko, przyciągając go do pocałunku.
 - Jeśli chcesz wiedzieć, to jesteś słodki jak czekolada z nadzieniem truskawkowym, Shinya - oznajmił Shin, odgarniając kosmyk włosów z twarzy Shindy'ego, po czym wziął go na ręce. - A teraz idziemy sprawdzić, jak ta moja mdła teoria sprawdzi się w praktyce.
Shindy zaśmiał się cicho, zamykając za nimi drzwi do sypialni. Czasem jednak warto czekać.
The End

sobota, 28 lipca 2012

Czasem jednak warto czekać II

Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Do tych, co stwierdzą, że wydarzenia opisane tutaj są trochę niejapońskie :
a) on mu ufa
b) jest chory
c) ten podpunkt odgadnijcie sami.




 - Co robisz w moim śnie, Shin?
 - To, co zawsze. Śnię ci się po prostu.
 - Bardzo mądra odpowiedź.
 - Sam ją wymyśliłeś. W końcu jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.
 - Akihide? Czy jeśli to tylko sen, to mógłbyś mnie pocałować?
 - Niby jesteś starszy, a takie słodkie z ciebie uke.
Następnego dnia Shin wracał akurat z próby, gdy po raz kolejny spotkał się z czymś, co można śmiało nazwać znieczulicą ludzką.
Jeśli ktoś siedzi na brzegu trawnika, z twarzą schowaną w dłoniach i wygląda, jakby mu się najzwyczajniej w świecie zrobiło słabo, to się do niego podchodzi i pomaga, a nie omija szerokim łukiem. Zwłaszcza, że Shinowi sylwetka tej osoby wydała się bardzo, bardzo znajoma.
 - Wszystko w porządku? - zapytał Shin, kucając przed obiektem zerowego zainteresowania przechodniów.
 - Chyba mam omamy - powiedział zdumiony adresat jego pytania, zabierając dłonie z twarzy i spoglądając zaszklonymi oczami na zdziwionego Shina.
 - Cześć, Shindy - powiedział spokojnie Shin, uśmiechając się lekko. - Ponawiając pytanie, wszystko w porządku?
 - Istniejesz tylko w mojej wyobraźni, czy jesteś tutaj naprawdę? - zapytał Shindy, mrugając z dezorientacją.
 - Siedzisz na trawniku, bo coś ci się stało, czy masz takie hobby?
 - Kręci mi się w głowie - odparł Shindy po chwili, zamykając oczy.
 - To może zadzwonię po pogotowie? - zaproponował Shin, kładąc dłoń na czole Shindy'ego. - Nic dziwnego, że ci słabo. Masz gorączkę i to wysoką.
 - Nie dzwoń do żadnego szpitala, bo mnie Takuma zabije - stwierdził Shindy. - On nienawidzi odwoływać prób.
 - Prawie jak Reno - Shin uśmiechnął się lekko, obejmując Shindy'ego ramieniem i pomagając mu wstać. - Tak czy inaczej, nie pozwolę, byś siedział na tym trawniku do wieczora, bo rozchorujesz się jeszcze bardziej.
 - Wiesz, gdzie mieszkam? - zapytał Shindy.
 - Coś mi świta - odparł Shin. - Ale jeśli byś mógł mi przypomnieć, to by było łatwiej.
Kwadrans później znaleźli się przed klatką schodową. Shindy po omacku wyjął klucze z kieszeni kurtki i podał je Shinowi.
 - Ja już nic prawie nie widzę - oznajmił, a po chwili usłyszał szczęk klucza w zamku, po czym poczuł, jak stopy odrywają się mu od podłoża.
 - Nie obraź się, ale nie sądzę, byś sam był w stanie wejść po schodach - stwierdził Shin, tuląc prawie bezwładnego Shindy'ego do siebie.
 - Dlaczego to robisz, Shin? - zapytał słabo Shindy, gdy ten otworzył drzwi od jego mieszkania i zrzucił trampki ze stóp.
 - Ponieważ chcę się tobą zaopiekować - wyjaśnił Shin.
 - Ale dlaczego? - zdziwił się Shindy, gdy młodszy wokalista położył go na kanapie.
 - Gdzie trzymasz termometr? - zapytał Shin, unikając odpowiedzi na pytanie.
 - W szafce nad zlewem w takim czerwonym koszyczku - wyjaśnił Shindy, kładąc dłoń na oczach.
 - Proszę - Shin podał mu termometr, stawiając na stoliku szklankę wody i jakieś tabletki.
Termometr zapikał po jakiejś minucie. Shin wyjął go z ust Shindy'ego i spojrzał na wyświetlacz.
 - Kami-sama - szepnął, czując, jak oblewa go zimny pot. - Jakim sposobem ty jeszcze żyjesz? Shindy?
 - Ja chyba zaraz zemdleję - szepnął Shindy, nieobecnym wzrokiem patrząc w sufit. - Shin, patrz, śnieg.
 - Teraz masz omamy - stwierdził Shin, podając Shindy'emu tabletkę. - Weź to, to śnieg zniknie. Słyszysz mnie?
 - Śnieg - Shindy uśmiechnął się opętańczo, zamykając oczy.
 - Nie mdlej mi tutaj - Shin wziął go na ręce, po czym pobiegł do łazienki, otwierając łokciem drzwi. Wszedł do wanny z Shindym na rękach, położył go sobie na kolanach i odkręcił zimną wodę.
 - Czemu jestem mokry? - zapytał Shindy po kilku minutach. - Dlaczego ty tu siedzisz?
 - Usiłuję zbić ci gorączkę - odparł Shin. - Samemu zrobiło mi się słabo, jak zobaczyłem to 41,9 stopni na wyświetlaczu.
 - Ale dlaczego nie dałeś mi po prostu jakiejś tabletki? - zdziwił się Shindy.
 - Bo przestałeś kontaktować - wyjaśnił krótko Shin. - Shindy, myślę, że ty musisz iść do szpitala. Miej gdzieś, co myśli Takuma na ten temat.  Ja ci nie pozwolę wykończyć się przez widzimisię Takumy.
 - Ale dlaczego? - zapytał Shindy.
 - Może gdybyś nie był taki rozpalony, to byś się sam domyślił - odparł Shin, wstając, po czym wyszedł z wanny. Pomógł wyjść Shindy'emu i zaprowadził go do pokoju.
Kiedy Shindy leżał już w łóżku, w suchej i ciepłej piżamie, nafaszerowany lekami i okryty kołdrą po sam nos, Shin stwierdził, że powinien już iść. Pożyczywszy od Shindy'ego suche ubrania, poszedł jeszcze tylko do kuchni i przyniósł drugiemu wokaliście wodę.
 - Ja już będę się zbierał - oznajmił Shin. Shindy tylko na niego spojrzał. Shin westchnął i odwrócił się. I wtedy stało się coś, czego nie przewidział.
Palce Shindy'ego zacisnęły się na jego dłoni. Wokalista ViViD zachwiał się, kiedy Shindy pociągnął go za rękę i posadził na łóżku.
 - Zostań - szepnął Shindy, patrząc Shinowi prosto w oczy.
Shin zamrugał. Czy to możliwe, że to wszystko dzieje się naprawdę?

piątek, 27 lipca 2012

Czasem jednak warto czekać I

Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Głupio mi, że rozwaliłam pairing Shin&Mitsuru, ale cel uświęca środki.




 - Rozstańmy się w zgodzie, dobrze? - Mitsuru spojrzał na Shina proszącym wzrokiem. Wokalista kiwnął głową. To wszystko było tylko zauroczeniem, mgłą złudzenia.
 - Pomogę ci się spakować - powiedział cicho, zdejmując z półki torbę.
 - Jesteś zły? - zapytał Mitsuru, usiłując złapać wzrok Shina.
 - Nie - Shin pokręcił przecząco głową. - Fakt, że się już nie kochamy, nie znaczy przecież, iż mamy wszczynać między sobą bezsensowną wojnę.
 - Więc mogę wpadać na kawę? - Mitsuru zaśmiał się krótko, a Shin jedynie się uśmiechnął.
 - Na zawsze zostaniesz moim przyjacielem, Mitsu - oznajmił Shin, roztrzepując włosy swojego byłego aniołka.
Shin obudził się wczesnym rankiem. Było mu zimno. Mitsuru wrócił do swojego rodzinnego miasta i szukał jakiejś zwyczajnej pracy, niezwiązanej z graniem w zespole. Tym razem naprawdę wyjechał i Takeru już nigdy go raczej nie odnajdzie.
Dziwnie tak rozstać się z kimś po pół roku związku. Człowiek przyzwyczaja się do obecności drugiej osoby w domu, na dworze, w samochodzie, w życiu. A potem wszystko znika, płomień miłości gaśnie i jedyne, co można zaofiarować temu drugiemu, to przyjaźń.
Shin zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z domu. Bez niego próba raczej się nie odbędzie, a Reno go zabije.
 - Shin-chan, znajdź sobie kogoś - stwierdził Ko-ki, dźgając kolegę palcem. - Chodzisz taki zamyślony, że mam wrażenie, iż znowu masz kogoś na oku.
 - A co tam u Mitsuru? - zapytał Ivu, grzebiąc w swojej torbie.
 - Wyjechał - odparł krótko Shin. - Zresztą, mam dość tego, że rozstaliśmy się jakiś rok temu, a wy cały czas pytacie, jak się trzymam. Nie jestem jakimś rozdygotanym nastolatkiem.
 - To już rok minął? - zdziwił się Reno, strojąc gitarę. - Rok bez nikogo, Shin, jak ty to zrobiłeś? Nawet żadnej dziewczyny nie poderwałeś?
 - Poderwałem. Wytrzymała ze mną tydzień - odparł Shin.
 - Ja wam mówię, on się zakochał i dlatego jest taki zamyślony. Kto myśli tak jak ja? - zapytał Ko-ki, podnosząc rękę.
 - Daj mu spokój, Ko-ki - stwierdził Ryoga. - Jakby się zakochał, to by nam powiedział.
Ale Shin, choć perkusista miał rację, nie powiedział im nic. Tym razem jednak znał osobę, w której się zakochał, choć nie była z jego zespołu ani nawet wytwórni.

środa, 18 lipca 2012

Zutto

Zespół: Kagrra,
Pairing: Isshi&Nao
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: zjawiska paranormalne, śmierć (choć w tym przypadku to chyba dobra rzecz...)
Notka autorska: Jak już pisałam, dodaję dwa fiki. Tak, tak, wiem, że macie ich dość.



Prawdziwa miłość zaczyna się od kwiatka w wazonie, a kończy na świeczce w oknie. I po niej nie ma już kolejnych kwiatów, prócz tych, które spoczną na grobie ukochanej osoby.
Nao położył kwiaty na grobie Isshiego i spojrzał na sąsiedni nagrobek, na którym były wyryte znane mu imię i nazwisko.
 - Yamiyo, po co my to robimy tak właściwie? - zapytał Isshi, kładąc drugi bukiet na grób, który tak Nao zainteresował.
 - Nie wiem - Nao wzruszył ramionami. - Ale ja chociaż nie popełniłem samobójstwa, jak niektórzy.
Yamada spojrzał na postać w czerni, stojącą nieopodal.
 - Shino, widzę światło - Nao wskazał na bliżej nieokreślony punkt.
 - To nasze światło - Isshi uśmiechnął się lekko. - Podaj mi dłoń, Yamiyo.
 - Razem?
 - Zawsze.
Isshi i Nao złapali się za ręce i pobiegli w stronę światła, które tylko oni widzieli, po czym rozpłynęli się w powietrzu.
The end

W mgnieniu oka

Zespół: Kagrra,, Alice Nine, Kra
Pairing: Isshi&Nao, wspomniane Tora&Akiya, Izumi&Shin
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, angst
Seria: "Life with a Ghost"
Ostrzeżenia: alkohol, śmierć, oparte na faktach, zjawiska paranormalne
Notka autorska: Doszłam do wniosku, że chyba jednak dodam dwa fiki, bo nie mogłam się zdecydować.



Kiedy Isshi poznał Nao, doszedł do wniosku, że Yamada Naoki jest najdziwniejszym, najbardziej zwariowanym i ciapowatym człowiekiem, jakiego spotkał w swoim życiu. I miał wrażenie, że raczej nigdy nikogo z podobnym, optymistycznym nastawieniem do świata nie znajdzie.
Poznał zaś Keiyu. Jak to się mówi "cicha woda, brzegi rwie". Keiyu był idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy. Choć był dziwniejszy od Nao i jeszcze bardziej zwariowany, to jednak był strasznym realistą. Jeśli jedna osoba mówiła, że wygra na loterii, a druga, że nie wygra, on stwierdzał, że obie tylko tracą czas na tworzenie hipotez, bo żadna z nich nie zarobi ani grosza.
Nao nie dorównywał Keiyu w jednej rzeczy. Keiyu był takim zboczeńcem, że ze świecą takich szukać. Przebił swoim zachowaniem nawet Akiyę, którego Isshi swego czasu znalazł w schowku w towarzystwie Shina, gdzie zasnęli przykryci jedynie koszulą w kratę wyższego gitarzysty.
Pewnego pięknego poranka, gdy ptaszki ćwierkały, słoneczko świeciło jasnym blaskiem, a motylki zataczały koła na niebie, Isshi obudził się z nogami Keiyu wokół swoich bioder. Stwierdził wtedy, że więcej młodszego wokalisty nie przenocuje pod żadnym pozorem. Zwłaszcza, że tak jak on nic nie pamiętał i miał kaca wielkości Azji i Europy razem wziętych, tak Keiyu pamiętał każdy szczegół i zupełnie nic mu nie było.
W pewnym momencie Isshi zauważył, że Nao zachowuje się jeszcze dziwniej niż zwykle. Zamyślał się, zapatrywał, odbiegał myślami gdzieś daleko. Jedynym sposobem na obudzenie go z tego stanu odrętwienia umysłowego było pstryknięcie palcami przed jego oczami, na co basista reagował z większym lub mniejszym entuzjazmem.
Isshi zaczął się zastanawiać, dlaczego taki stan rzeczy ma miejsce. Zwłaszcza, że zachowanie Nao ulegało pogorszeniu. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, z dnia na dzień był coraz bardziej zamyślony. I Isshi miał wrażenie, że w tym całym dziwnym zachowaniu właśnie z nim basista usiłuje spędzać jak najwięcej czasu.
Była piękna, kolorowa wiosna, a dziwne myśli postanowiły nawiedzić Isshiego. Przestało go irytować, że Nao chodzi za nim jak cień, zaczęło sprawiać mu przyjemność codzienne robienie mu kawy przez basistę, ogólnie zwracał na niego o wiele więcej uwagi, niż przedtem. Było to dla niego dziwne, zaskakujące. Miał wrażenie, że odkrył coś, co istniało już dawno temu, ale nie mógł tego znaleźć.
Przełomem w tej zagadkowej sytuacji był pocałunek. Zupełnie niespodziewany, bo w sumie Isshi nigdy się nie spodziewał, że Akiya kiedyś go pocałuje. Przez pierwsze kilka minut pozostawał w niemym szoku z dwóch powodów. Pierwszym było samo to, co miało miejsce, drugim zaś jego natychmiastowa myśl po incydencie.
"Dlaczego pocałował mnie Akiya, a nie Nao?"
Isshi musiał postawić sobie bardzo ważne pytanie. Czy kocha Nao? Czy przypadkiem Keiyu nie zwracał mu już wcześniej uwagi na to, że dziwnie na Nao patrzy? Keiyu nie wierzył w miłość, ale jednak zauważył, że coś jest na rzeczy. Shou na, chyba według niego, oczywiste spostrzeżenie Isshiego, tylko cicho się zaśmiał i kazał mu coś z tym zrobić. I stwierdził, że ma dobre przeczucia, co do rozwiązania całej tej sytuacji.
Tak dokładnie cztery miesiące zajęło Isshiemu wyznaczenie każdego "za" i "przeciw" i stwierdził, że jednak "za" jest więcej. Dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, choć Isshi wyobrażał sobie to trochę inaczej, zdobył się na odwagę, wyznał swoje uczucie Nao i pocałował dość zaskoczonego basistę.
Nikt tak naprawdę nie był zdziwiony, że Isshi i Nao się zeszli. Jedynie Tora, który dotąd twierdził, że jest w 100% hetero, zareagował dość gwałtownie na tę informację. Tak gwałtownie, że doszedł do wniosku, iż w tym akurat momencie wcale nie kocha kobiety...
Przez rok związek Isshiego i Nao opierał się na czułych słówkach, łóżku i kłótniach. Bardzo burzliwych kłótniach, których i reszta Kagrry, i zwierzaki Isshiego, które musiały uciekać przed latającymi wokół przedmiotami, i cała reszta PSC, a zwłaszcza Shou i Keiyu, mieli najzwyczajniej w świecie dość.
Jednak wystarczył jeden wieczór, by wszystko się zmieniło. Iluzja, w której zatonął Isshi, sprawiła, że zrozumiał, iż Nao jest ważniejszy dla niego od całego świata.
Na początku wszyscy odetchnęli z ulgą. Później zaczęło ich trochę mdlić. Isshi nadal był złośliwy, ale Nao był jego oczkiem w głowie. Nao powiedział, Isshi wykonał. Jakby Nao zażyczył sobie gwiazdki z nieba, to pewnie Isshi by mu ją ściągnął. A Nao był przywiązany do Isshiego niewidzialną nicią, której nikt nie miał prawa zerwać.
25 marca 2010 roku był dla Isshiego najgorszym dniem w życiu.
 - Pan umiera, panie Hitoshi.
Isshi nie bał się śmierci. Bał się rozłąki z Nao. To go przerażało bardziej niż fakt, że umrze.
Isshi próbował powiedzieć Nao. Ale w końcu dał sobie spokój. A powód był prosty. Nao reagował na śmierć kogoś bliskiego bardzo gwałtownie. Jego zachowanie po dostaniu takiej wiadomości dzieliło się na kilka etapów:
1) Faza płaczu - trwała jakieś dwa dni, czasem trochę się przeciągała, w zależności od siły uczucia, którą Nao darzył zmarłą osobę.
2) Faza paniki - Nao płakał na każdą wzmiankę o zmarłej osobie i na widok każdego przedmiotu, który mu ją przypominał. Trwała jakiś tydzień.
3) Faza zwątpienia - przez kilka dni Nao chodził po domu, sali prób, studiu, garderobie, hotelu, itd., powtarzając pytanie "Dlaczego zawsze ja?".
4) Faza obietnicy - dla Isshiego była to najgorsza faza po tym, jak dowiedział się, że umiera. Nao podchodził bowiem do niego i zadawał jedno pytanie:
 - Ty nie umrzesz, prawda?
Zanim Isshi się dowiedział o swojej chorobie, przytakiwał, uśmiechał się i obiecał, że będzie żył jeszcze pięćdziesiąt lat. Po zapoznaniu się ze strasznymi wynikami, kiwał tylko głową, przytulał Nao i usiłował się nie rozpłakać. Potem napisał "Shiroi Uso", a nikt nie wiedział, skąd wziął mu się pomysł na ten tekst.
Życie Isshiego minęło w mgnieniu oka, choć Nao wydawało się, że będzie żył wiecznie.
 - Shino? Shino, odezwij się do mnie, proszę cię. Shino...
 - Nao, przestań, chodź już.
Zrozpaczonym Nao zaopiekowali się najpierw Shin i Izumi, którym i tak było ciężko. Nawet Shin sam nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
 - Shino wróci, prawda, Hashidani?
 - Nao, zmarli nie wracają.
 - Więc ja do niego pójdę. Ucieszy się.
 - Wątpię.
 - Dlaczego?
 - A przypadkiem nie powiedział, że masz "nie robić niczego głupiego"?
 - No tak, rzeczywiście. Nie zmienia to jednak faktu, że chcę umrzeć...
Po Shinie i Izumim, Nao zajęli się Tora i Akiya, co nie było raczej dobrym pomysłem. Stan psychiczny Nao wpłynął na samopoczucie Akiyi, który wciąż pamiętał zimną skórę pod palcami.
 - Zabij mnie, Akiya.
 - Że co?
 - Zabij mnie. Ja chcę do Shino. Chcę go zobaczyć. Teraz!
 - Nao, czekaj, nie!
Na całe szczęście Tora zdążył złapać Nao w pół, zanim ten dobiegł do balkonowych drzwi. Nao napisał wtedy tekst do "wanna see u", do którego to utworu Tora stworzył muzykę.
Ku zaskoczeniu wszystkich, którzy zobaczyli ducha Isshiego, jego słowa stały się prawdą. Śmierć naprawdę była początkiem wieczności. A przynajmniej jej kontynuacją. Wieczność rozpoczęła się bowiem w momencie, kiedy Izumi przedstawił Nao Isshiemu.

The end