Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: seria na podstawie "Night's Children"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: Jeśli ktoś czegoś nie rozumie, odsyłam go do fika "Forbidden light, forbidden love". Tam jest wszystko ładnie wyjaśnione.
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 15+
Gatunek tekstu: romans, fantasy, AU
Seria: seria na podstawie "Night's Children"
Ostrzeżenia: zjawiska nadprzyrodzone
Notka autorska: Jeśli ktoś czegoś nie rozumie, odsyłam go do fika "Forbidden light, forbidden love". Tam jest wszystko ładnie wyjaśnione.
Krople deszczu spadają jedna po drugiej na dach Yoru, odbijając się od jego powierzchni. Stoję i patrzę na ciebie siedzącego z parasolem w dłoni i spoglądającego w przestrzeń. Rozmyślasz. Zastanawiam się, o czym myślisz. Blask Księżyca sprawia, że kropelki stają się przejrzyste, srebrne, lśniące. Opuszczam wzrok, zamykam oczy. Po co tu siedzę? Dlaczego nie wejdę do środka? Bo kocham na ciebie patrzeć? Bo kocham twoje zwyczaje, gesty i charakter? Bo kocham, jak się uśmiechasz, jak patrzysz na mnie swoimi czarnymi oczami, jak mówisz do mnie do imieniu? Bo kocham, jak się troszczysz o wszystkich, twoją wrażliwość na ból? Bo po prostu kocham ciebie? Nie, co ja gadam. To jakieś niestosowne, głupie myśli. To przez tę pogodę, na pewno.
Nagle czuję, że krople deszczu przestały na mnie spadać. Dźwięk kropel odbijających się od parasola stał się wyraźniejszy, bliższy, głośniejszy. Otwieram oczy. Wzdrygam się, gdy widzę twoją twarz, tak blisko mnie.
- I czego się boisz, Amano? - pytasz, patrząc na mnie tym swoim troskliwym wzrokiem. - Przecież chyba nie mnie?
- Ciebie raczej nie można się bać - odpieram. Mierzysz mnie wzrokiem.
- Sugerujesz coś, Księżycku? - pytasz. Wiem już, że jesteś zły. Inaczej byś mnie tak nie nazwał. Nie lubisz być sam tak nazywany, a w twoich ustach to słowo było najgorszą obelgą. Przynajmniej według ciebie.
- Nie, nic, przepraszam - szepczę speszony. Jak jakieś małe dziecko, które coś zbroiło.
- Dlaczego tu siedzisz? Zmarzniesz - stwierdzasz takim tonem, jakby naprawdę mi coś groziło.
- Ale ja jestem wampirem, jak mogę... - urywam, widząc twój wzrok. Ten smutny wzrok, gdy uświadamia ci się, że tak naprawdę nie żyjemy.
- Pozwól mi czasem zapomnieć - mówisz cicho, bardziej do siebie niż do mnie.
- Ale przecież my...
- Zamilcz - twój ton jest tak stanowczy, że aż przeszywa mnie dreszcz. - I jednak się boisz. Dlaczego?
- Ja się ciebie nie boję - zaprzeczam.
- No tak, nie boisz się mnie - uśmiechasz się lekko, kładąc dłoń na moim policzku. - Boisz się mojej bliskości.
Rozszyfrowałeś mnie. Siedzę tak, wpatrzony w twoje oczy, nie mogąc kompletnie nic powiedzieć. Wykazuję się w tym momencie tą całą swoją męskością, charyzmą i odwagą byłej Czarnej Chmury, prawda?
- Amano, odezwij się - mówisz, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Ale ręki to już nie łaska zabrać.
- Akiya, posłuchaj... - nie dajesz mi dokończyć. Twoje usta stykają się z moimi w niespodziewanym i namiętnym pocałunku. Wypuszczasz parasol z dłoni, obejmujesz mnie, przylegasz do mnie całym ciałem. Zastanawiam się, czy przeżyłbym, gdybym był człowiekiem. Brak potrzeby oddychania jest przydatną rzeczą. Sam wiesz, dlaczego.
Deszcz przestał padać. Księżyc białym blaskiem oświetla nasze zapatrzone w niebo sylwetki. Jego światło odbija się w naszych oczach.
- Pozwolę sobie zapytać - zaczynam. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Po pierwsze, pozwoliło mi to na chwilę zapomnieć, kim jestem ja, kim ty jesteś, kim my jesteśmy - wyjaśniasz po chwili. - Po drugie, ty też tego chciałeś, więc nie zadawaj głupich pytań.
- Jak zwykle masz rację - stwierdzam, przyciągając cię do siebie. Wtulasz się we mnie i przymykasz oczy.
- Lubię mieć rację - uśmiechasz się czule. - Myślę, że gdyby nasze serca były żywe, biłyby teraz z radością.
Znów się zasmucasz, jak gdyby uświadamiając sobie, co właśnie powiedziałeś. Tym razem to ja cię całuję. Lekko i czule, byś znowu się uśmiechnął. Co też robisz i spoglądasz w gwiazdy.
Siedzimy tak przez całą noc, słysząc z dołu głosy naszych przyjaciół, kłócących się o to, gdzie tak naprawdę jesteśmy i co robimy. Nie obchodzi nas to. Jesteśmy my i jest Księżyc, który oświetla nasze połączone w uścisku sylwetki. Zdaję się, że miałeś rację. I choć nasze serca są martwe, biją w tej chwili z radości.
Nagle czuję, że krople deszczu przestały na mnie spadać. Dźwięk kropel odbijających się od parasola stał się wyraźniejszy, bliższy, głośniejszy. Otwieram oczy. Wzdrygam się, gdy widzę twoją twarz, tak blisko mnie.
- I czego się boisz, Amano? - pytasz, patrząc na mnie tym swoim troskliwym wzrokiem. - Przecież chyba nie mnie?
- Ciebie raczej nie można się bać - odpieram. Mierzysz mnie wzrokiem.
- Sugerujesz coś, Księżycku? - pytasz. Wiem już, że jesteś zły. Inaczej byś mnie tak nie nazwał. Nie lubisz być sam tak nazywany, a w twoich ustach to słowo było najgorszą obelgą. Przynajmniej według ciebie.
- Nie, nic, przepraszam - szepczę speszony. Jak jakieś małe dziecko, które coś zbroiło.
- Dlaczego tu siedzisz? Zmarzniesz - stwierdzasz takim tonem, jakby naprawdę mi coś groziło.
- Ale ja jestem wampirem, jak mogę... - urywam, widząc twój wzrok. Ten smutny wzrok, gdy uświadamia ci się, że tak naprawdę nie żyjemy.
- Pozwól mi czasem zapomnieć - mówisz cicho, bardziej do siebie niż do mnie.
- Ale przecież my...
- Zamilcz - twój ton jest tak stanowczy, że aż przeszywa mnie dreszcz. - I jednak się boisz. Dlaczego?
- Ja się ciebie nie boję - zaprzeczam.
- No tak, nie boisz się mnie - uśmiechasz się lekko, kładąc dłoń na moim policzku. - Boisz się mojej bliskości.
Rozszyfrowałeś mnie. Siedzę tak, wpatrzony w twoje oczy, nie mogąc kompletnie nic powiedzieć. Wykazuję się w tym momencie tą całą swoją męskością, charyzmą i odwagą byłej Czarnej Chmury, prawda?
- Amano, odezwij się - mówisz, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Ale ręki to już nie łaska zabrać.
- Akiya, posłuchaj... - nie dajesz mi dokończyć. Twoje usta stykają się z moimi w niespodziewanym i namiętnym pocałunku. Wypuszczasz parasol z dłoni, obejmujesz mnie, przylegasz do mnie całym ciałem. Zastanawiam się, czy przeżyłbym, gdybym był człowiekiem. Brak potrzeby oddychania jest przydatną rzeczą. Sam wiesz, dlaczego.
Deszcz przestał padać. Księżyc białym blaskiem oświetla nasze zapatrzone w niebo sylwetki. Jego światło odbija się w naszych oczach.
- Pozwolę sobie zapytać - zaczynam. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Po pierwsze, pozwoliło mi to na chwilę zapomnieć, kim jestem ja, kim ty jesteś, kim my jesteśmy - wyjaśniasz po chwili. - Po drugie, ty też tego chciałeś, więc nie zadawaj głupich pytań.
- Jak zwykle masz rację - stwierdzam, przyciągając cię do siebie. Wtulasz się we mnie i przymykasz oczy.
- Lubię mieć rację - uśmiechasz się czule. - Myślę, że gdyby nasze serca były żywe, biłyby teraz z radością.
Znów się zasmucasz, jak gdyby uświadamiając sobie, co właśnie powiedziałeś. Tym razem to ja cię całuję. Lekko i czule, byś znowu się uśmiechnął. Co też robisz i spoglądasz w gwiazdy.
Siedzimy tak przez całą noc, słysząc z dołu głosy naszych przyjaciół, kłócących się o to, gdzie tak naprawdę jesteśmy i co robimy. Nie obchodzi nas to. Jesteśmy my i jest Księżyc, który oświetla nasze połączone w uścisku sylwetki. Zdaję się, że miałeś rację. I choć nasze serca są martwe, biją w tej chwili z radości.
~~The end~~