Uniwersum: Genshin Impact
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, drama
Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony
Notka autorska: Odkopuję mojego ficzka nawiązującego do Windblume Festival. I prawdopodobnie napiszę jeszcze parę ficzków dziejących się w czasie Lantern Rite i właśnie Windblume Festival, bo mam kilka pomysłów.
Ach, i nie ma tutaj shipu. Relacje są typowo platoniczne.
Pomijając fakt, że Kaeya jest w związku, ale imię i płeć tej postaci nie zostały podane, więc możecie sobie wyobrazić każdego, kto pasuje do opisu.
(Może ja powinnam stworzyć kolejną serię do tego typu fików?)
Miłego czytania.
Kaeya nie wiedział, co kombinował Venti. Trzy butelki wina, naprawdę? Nie to, że nie miał mory, ale rozmawianie z Dilukiem od kilku lat było trudne. I wolał tego unikać. Dlatego właśnie postanowił iść do tawerny. Charles wydał mu się raczej lepszym wyborem.
Westchnął cicho, mijając stoisko Flory. Poczuł na sobie czyjś wzrok i spojrzał w stronę Donny. Patrzyła na niego wyczekująco.
- Nie mam dla ciebie żadnego zadania, jeśli o to chcesz spytać - stwierdził Kaeya, dotykając delikatnych płatków wietrznego astra.
- To dobrze, ale niech pan zostawi te kwiaty, kapitanie Kaeya - mruknęła Donna. - Swoją drogą, gdzie pan idzie?
- Muszę załatwić jedną sprawę w Dawn Winery - odpowiedział i uśmiechnął się lekko. - Więc chciałem pomówić z Charlesem...
- Charles... - Donna zamilkła nagle. - Uważam, że powinieneś porozmawiać z Mistrzem Dilukiem osobiście, kapitanie.
- Nie ma takiej opcji, to zawsze kończy się źle - Kaeya wyciągnął sakiewkę z morą i zapłacił Florze za lampkę, po czym wręczył ją Donnie. - Do zobaczenia, Donno.
I ruszył w stronę tawerny.
Flora wrzuciła monety do sakiewki i odwróciła się do Donny.
- Czemu mu nie powiedziałaś, że Charlesa dzisiaj nie ma w tawernie?
- Właśnie dlatego - odparła Donna, wdychając kojący, lekko mdły zapach lampki.
* * *
Kaeya dotarł do Angel's Share, ale gdy tylko przekroczył próg, miał ochotę zawrócić.
Diluc stał za barem i wycierał kieliszki. Rosaria siedziała przy pierwszym stoliku i rzuciła mu naglące spojrzenie.
Usiadł obok niej.
- Co się stało? - spytała, ze znudzeniem bujając swoim kieliszkiem. - To jego tawerna, czemu jesteś taki zaskoczony?
- Chciałem porozmawiać z Charlesem...
- Nie wiedziałam, że Charles jest w twoim typie, Kaeya.
- Przestań - Kaeya zmierzył ją wzrokiem. - Wiesz, że jestem zajęty.
- Nadal? - Rosaria upiła łyk wina i zachichotała. - Byłam pewna, że ci się w końcu to twoje jasnowłose kochanie znudzi. Jestem zaskoczona.
- Cieszę się, że po tylu latach nadal umiem cię zaskoczyć, przyjaciółko - Kaeya uśmiechnął się do niej i westchnął. - Venti...
- Tylko nie on.
- Nie przerywaj mi - Kaeya zabrał jej kieliszek. Rosaria prychnęła zirytowana. - Venti poprosił mnie o załatwienie mu trzech butelek festiwalowego wina w zamian za lekcje poezji.
- Lekcje poezji? - Rosaria parsknęła śmiechem. - Chcesz pisać wiersze? Dla kogo? Dla...
- Tak. To takie dziwne? - Kaeya odstawił kieliszek na stolik.
- Nie spodziewałam się, że kiedyś w końcu spoważniejesz - wyjaśniła Rosaria, upijając łyk wina.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo poważny potrafię być - mruknął Kaeya, odwracając od niej wzrok.
Rosaria zerknęła przez ramię na bar. Diluc wciąż czyścił kieliszki, z tą samą niezmienną miną.
- Kiedyś się pogodzicie - powiedziała dziwnie cichym i melancholijnym głosem. - Nawet jeśli chwilę później umrzecie, to mogę ci obiecać, że przed śmiercią na pewno wszystko się ułoży.
- Na Barbatosa, Rosa, jaką śmiercią? - Kaeya zmarszczył brwi.
- Tak tylko powiedziałam - Rosaria dopiła wino i wstała. - Muszę już iść. Powodzenia.
Poklepała go po ramieniu i wyszła z tawerny. Kaeya policzył do dziesięciu, po czym wstał i podszedł do baru.
- Dzień dobry, Mistrzu Diluc.
- Był dobry, ale przyszedłeś, kapitanie Kaeya - Diluc odstawił kieliszek na półkę. - Czego chcesz?
- Dlaczego od razu reagujesz taką agresją, hm? - Kaeya oparł głowę na ręce. - Moglibyśmy choć raz normalnie porozmawiać?
- Rozmawialiśmy normalnie, ale ktoś mi uświadomił, że to była tylko iluzja - odparł Diluc, biorąc do rąk kolejny kieliszek. - Idź się zajmij tą biedną, nieświadomą niczego osobą, która postanowiła z tobą być.
Kaeya przerwał rysowanie kółek palcem po blacie.
- Wie.
- Co?
- Nie jesteś jedyną osobą, której powiedziałem prawdę - wyjaśnił Kaeya. - W związku powinno się mówić o takich rzeczach.
- I nadal z tobą jest? - Diluc prychnął. - To już jest desperacja.
- Potrzebuję trzech butelek festiwalowego wina - oznajmił Kaeya, ignorując uwagę Diluka.
- I czego oczekujesz, zniżki? - spytał Diluc.
- Nie, po prostu trzech butelek, a wiem, że schodzi jak ciepłe bułki - wyjaśnił Kaeya.
- Zobaczę, co da się zrobić - stwierdził Diluc.
- Dzięki, braciszku - Kaeya uśmiechnął się do niego.
- Nie jesteś moim bratem - odparł Diluc, nawet na niego nie patrząc.
- Ale ty jesteś moim - powiedział Kaeya, wciąż opierając się o blat.
Diluc zamarł i odstawił wciąż mokry kieliszek na bok. Patrzył przez chwilę na swoje ręce, jakby słowa Kaeyi wprowadziły go w poważną konsternację.
- Śniło mi się ostatnio, że umarłeś - powiedział cicho.
Kaeya zamrugał.
- I co, obudziłeś się w niezwykle dobrym humorze? - spytał.
- Nie - odparł Diluc, biorąc kieliszek z powrotem do rąk. - Byłem przerażony. Bo to nie ja cię zabiłem. Tylko po prostu zginąłeś.
- Czemu mi to mówisz? - Kaeya nie bardzo rozumiał cały kontekst.
- Po prostu nie umieraj, dopóki sam nie urwę ci głowy, dobrze? - poprosił Diluc, nadal na niego nie patrząc. - Mimo wszystko... Ugh, nieważne. Przyjdź jutro, dam ci to wino, kapitanie Kaeya.
- Oczywiście - Kaeya uśmiechnął się czule i odwrócił się. - Ach, Mistrzu Diluc?
- Czego? - Diluc podniósł na niego wzrok. Kaeya zerknął przez ramię.
- Właśnie dlatego się upiłeś, jak prawie umarłem - powiedział. - Bo nadal podświadomie dobrze wiesz, że jestem twoim bratem, nawet jeśli przy każdej okazji temu zaprzeczasz.
- Wynocha - Diluc rzucił w niego kieliszkiem. - Do jutra nie chcę cię tu widzieć.
- Dobrze, dobrze - Kaeya machnął ręką, przechodząc nad potłuczonym szkłem. - Do zobaczenia jutro, Mistrzu Diluc~
Diluc westchnął ciężko i opadł na stołek za nim. Co za kretyn...
* * *
Kaeya zamknął za sobą drzwi do tawerny i uśmiechnął się pod nosem, kątem oka zauważając jasne włosy w zasięgu swojego wzroku.
Być może Rosaria miała rację w obu sprawach.
Być może w końcu dojrzał do poważnego związku. I być może kiedyś pogodzi się z bratem.
Teraz najważniejsze było dla niego zatopić się w tych pełnych ustach, które tak czule się do niego uśmiechały.
The end