Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

środa, 12 listopada 2014

Nando mo furete

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 18+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: sceny erotyczne
Notka autorska: Miało być w czwartek, ale jest dzisiaj. Nie wiem, czy to jeszcze jest łagodne, czy już może jednak nie. Ogółem po raz pierwszy zapędziłam się aż tak daleko i w zasadzie nie wiem, jakim cudem. Na wszelki wypadek nawet podpięłam to pod +18, żeby nikt nie miał pretensji. Niby mam te 19 lat, a sram się jak jakaś trzynastka. XD Dobra, przeczytajcie i oceńcie sami.
Tytuł to fragment tekstu do wykonywanego tylko na żywo utworu Morana pt. "rub" i znaczy dokładnie tyle co "Dotykaj mnie wielokrotnie". Pasowało mi to tutaj.


Soan wszedł do łazienki i od progu uderzył go zapach płynu do kąpieli. Spojrzał na Hitomiego, który zanurzony w swoim świecie niczym w wodzie, która go okalała, nawet nie zwrócił na niego uwagi. Perkusista uśmiechnął się pod nosem. Zrzucił z siebie ubrania i wszedł pod prysznic. Chłodna woda spłynęła po jego ciele. Sądząc po tym, że nawet odkręcenie kranu i dźwięk płynącej wody nie obudziły Hitomiego z zamyślenia, wokalista wyłączył się zupełnie.
Bose, mokre stopy zostawiły ślady na posadzce, gdy Tomofumi pokonał odległość dzielącą prysznic i wannę.
Hitomi drgnął, gdy poczuł zimne ciało Soana, które nagle przylgnęło do jego - rozgrzanego od gorącej wody.
 - Tomofumi? Co ty tu robisz? - zdziwił się Hitomi.
 - Wykorzystuję twoje zamyślenie, Hito-chan - Soan uśmiechnął się lubieżnie, wciąż siedząc Hitomiemu na biodrach.
Dłonie Soana zsunęły się po ciepłym ciele Hitomiego. Przymknął oczy. Nie musiał go widzieć. Znał jego ciało tak doskonale, że dobrze wiedział, kiedy jego palce natrafią na bliznę po lekkomyślnych zabawach z fajerwerkami, a kiedy na tę, która mu została po niefortunnym upadku ze sceny na początku kariery.
Nagle poczuł dłonie Hitomiego na policzkach, a po chwili jego słodkie usta na swoich. Oddał pocałunek, przyciągając Hitomiego do siebie. Lubił, jak go całował. W pocałunkach wokalisty zawsze było więcej pasji i namiętności niż w jego.
Dłonie Soana błądziły chwilę po ramionach i plecach Hitomiego, a potem zsunęły się na jego uda. Właściwie to Tomofumi nie znał drugiej osoby, która miałaby tak wrażliwe na dotyk nogi. Perkusista tylko delikatnie musnął opuszkami palców wewnętrzną stronę ud Hitomiego, a jęk, który usłyszał tuż przy uchu, wskazywał na to, że osiągnął zamierzony efekt.
 - Podoba ci się, nie? - spytał Soan, nie przerywając pieszczot.
 - Przecież wiesz - szepnął Hitomi, po czym pocałował perkusistę w szyję.
Soan westchnął, a po chwili był zmuszony do wstrzymania oddechu, gdy Hitomi przygryzł jego skórę.
 - Już słyszę ten złośliwy chichot Ivy'ego - stwierdził, gdy Hitomi się od niego odsunął.
 - Aj tam, przejmujesz się - Hitomi oparł się o brzeg wanny, rozkładając nogi na tyle, na ile pozwalała mu jej szerokość. - Tylko mnie nie utop.
 - Postaram się nie - mruknął Soan, namiętnie całując Hitomiego w usta.
* * *
W sali prób Morana panowała typowa, poranna cisza. Sizna przysypiał z kubkiem kawy przy oknie, Hitomi poprawiał tekst, popijając wodę, a Soan ustawiał talerze do perkusji. Ivy spojrzał na Viviego, który zasnął z głową na jego kolanach i przeniósł wzrok na Tomofumiego. Apaszka w błękitno-złote wzory zasłaniała szyję perkusisty. Ivy zamyślił się na chwilę. Po co chronić gardło w lipcu?
Ivy cmoknął Viviego w policzek, po czym wstał i podszedł do Soana.
 - Ty to jednak jesteś zmarzlakiem, So-san - stwierdził, bawiąc się jego apaszką. - Ja rozumiem, że na Okinawie rosną palmy, ale mamy lipiec.
 - Nastroiłeś już bas, Ivy? - spytał Soan, łapiąc Ivy'ego za dłoń i rozluźniając jego uścisk na materiale. Jego skóra nadal była zbyt podrażniona, by mógł pozwolić basiście na takie zabawy.
 - Nie - odparł Ivy, zabierając rękę. - Ale sądząc po twoich lekko zaróżowionych policzkach, Hi-san znowu bawił się w wampira, prawda?
Nawet mordercze spojrzenie Soana i krztuszący się wodą Hitomi nie powstrzymały basisty od złośliwego chichotu. Ivy poklepał Tomofumiego po ramieniu i poszedł stroić bas.
Soan westchnął. Może i Ivy był wariatem, ale też bardzo dobrym obserwatorem. No chyba, że chodziło o Siznę. Tego, co się działo w życiu gitarzysty, to nawet chyba on sam nie ogarniał.
The end

wtorek, 11 listopada 2014

Sweet strawberry

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Takie tam zainspirowane informacją, że Hitomi lubi czekoladę, a Soan truskawki.
Ps. Mam coś z tym pairingiem, co rozwala system, ale to może w czwartek.


 - Hitomi? - Soan stanął w drzwiach kuchni i spojrzał na wokalistę, który w fartuszku krzątał się po pomieszczeniu. - Co ty robisz?
 - Znalazłem w książce kucharskiej przepis na czekoladki z nadzieniem truskawkowym - oznajmił uradowany Hitomi. - Aczkolwiek niezbyt wiem, jak się zabrać do nadzienia, więc na razie roztapiam czekoladę.
 - Udaję, że rozumiem - stwierdził Soan, usiadł na stole i wziął sobie jedną truskawkę. Lubił te owoce. Były słodkie i kojarzyły mu się jednoznacznie z ich teledyskiem. - Hito-chan, właściwie, to czemu nie możemy po prostu zjeść tych truskawek w normalny sposób?
 - Bo to nudne. Potrzeba mi innowacji - stwierdził Hitomi, mieszając w garnuszku z czekoladą.
 - Nudne? - Soan zeskoczył ze stołu, wziął kolejny owoc z miski i podszedł do Hitomiego. - Zawsze można zrobić tak.
Perkusista umoczył truskawkę w rozpuszczonej czekoladzie i włożył ją lekko zdezorientowanemu Hitomiemu do ust.
 - Czy to było nudne, Hitomi? - zapytał z tajemniczym błyskiem w oczach.
 - Smaczne - odpowiedział krótko Hitomi. W sumie miał ochotę powiedzieć coś więcej, ale Soan zamknął mu usta pocałunkiem.
 - Masz rację - stwierdził Soan, gdy po chwili się od niego odsunął. - Smaczne. A teraz chodź.
Soan złapał jedną ręką Hitomiego za dłoń, drugą garnuszek i posadził wokalistę na stole.
 - Co ty zamierzasz zrobić, Tomofumi? - zapytał Hitomi, gdy ten umoczył truskawkę w czekoladzie.
 - Czy czekolada nie jest afrodyzjakiem, Hitomi? - Soan nadgryzł owoc, po czym resztę włożył do lekko rozchylonych ust wokalisty. - Tak jak truskawki?
 - Jest - przyznał Hitomi, zakładając nogę na nogę i opierając się o blat stołu. - Zamierzasz mnie karmić?
 - Może? - Soan usiadł na stole i podkulił nogi pod siebie. - Jak na razie dobrze mi idzie.
 - Jeśli tak uważasz - Hitomi ujął delikatnie czerwony owoc i umoczył go w wciąż płynnej czekoladzie, po czym umieścił go w uchylonych ustach Soana. - To ja nakarmię ciebie.
 - Jak dla mnie zabawa idealna - stwierdził Tomofumi, ścierając opuszkiem palca czekoladę z kącika ust Hitomiego. Pochylił się nad nim i go pocałował.
W sumie można było to przewidzieć, ale oni tak jakby o tym nie pomyśleli. W następnej chwili stół nie wytrzymał ciężaru dwóch dorosłych facetów i obaj z wdzięcznym łupnięciem znaleźli się na podłodze wśród części połamanego stołu.
 - Rozwaliliśmy stół, Tomofumi - zauważył niezbyt odkrywczo Hitomi, chichocząc.
 - Nic ci nie jest?
 - Nie - Hitomi pokręcił głową.
 - Na pewno?
 - Na pewno.
 - To chodź. Stołem zajmiemy się później - Soan pomógł mu wstać i wziął na ręce. - Idziemy do sypialni.
 - Właściwie to ty idziesz. Ja jestem niesiony.
 - Nie dyskutuj ze mną, Hito-chan - stwierdził Soan, wychodząc z kuchni.
* * *
 - Wiesz co, Miyako?
 - Tak?
 - Z dwojga złego dobrze, że nie próbowali tego zrobić na umywalce.
 - Co, umywalce?
 - Mikaru i Syu kiedyś próbowali. Potem mieszkali tydzień u mnie, bo zalało im łazienkę, pół mieszkania i jeszcze do sąsiadów przeciekło.
 - Czy my znamy kogoś, kto nie jest aż tak napalony?
 - W zasadzie to Si-san ma tylko kota.
 - I Sono.
 - Co?
 - No Sono. Wokalistę Matenrou Opery. Nie zauważyłeś?
 - Nie?
 - Z kim ja żyję...
 - Ze mną?
 - No w sumie... Toshi, co ty robisz? Toshi!

The end

sobota, 1 listopada 2014

Broken wings

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Można się przyzwyczaić do tego, że naszego przyjaciela już nie ma. Można nauczyć się żyć bez niego. Ale nie można zrobić jednego - zapomnieć.


Marszczę brwi, powoli wybudzając się ze snu. Zastanawiam się, co mnie właściwie obudziło. Po chwili, dosyć długiej chwili, dochodzę do wniosku, że to był twój krzyk.
Otwieram oczy. Siedzisz na łóżku, kurczowo zaciskając palce na kołdrze. Drżysz od płaczu, cały się trzęsiesz jak młode drzewo na wietrze.
Wiem, dlaczego tak jest. To dzisiaj. Rocznica śmierci Zilla. Zawsze wtedy śni ci się koszmar. Zawsze ten sam. Pamiętasz? Rok temu mi go opowiedziałeś.
Biegniesz, widząc Zilla na skraju przepaści. On cię woła. Mówi, że chce z tobą porozmawiać, przytulić, uśmiechnąć się do ciebie po raz ostatni. Więc biegniesz. Brakuje ci tchu, ale nie zwalniasz. Kiedy wyciągasz rękę, Zill cofa się o krok i spada. Patrzysz w dół, ale jego już nie ma, zabrała go ciemność. Wtedy czujesz, jak grunt osuwa się spod twoich nóg. Ale twoja otchłań nie jest mroczna i zimna. Jak to określiłeś, to jest po prostu bezkresne niebo. Wokół fruwają białe płatki wiśni. Ten krajobraz jest piękny, ale zdajesz sobie sprawę, że Zill zniknął w ciemności, że ty nie zdążyłeś się z nim pożegnać, choć miałbyś taką możliwość, gdybyś złapał go za dłoń chwilę wcześniej. Dlatego właśnie mimo wszystko czujesz ogromną pustkę i nie potrafisz zachwycić się tym, co widzisz. To sprawia, że w końcu spadasz. I wtedy budzisz się z krzykiem. Zawsze tego samego dnia od czterech lat.
Wiem, że przez pierwszy moment nie powinienem cię przytulać. Nie chcesz tego. Kiedy pierwszy raz to ci się przyśniło, odepchnąłeś mnie i syknąłeś, bym cię zostawił. Że nie chcesz, by ktokolwiek cię dotykał. Potem siedziałeś skulony na łóżku i płakałeś, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Twój przesycony nienawiścią do świata głos dzwonił mi w uszach. Chyba nigdy wcześniej się do mnie nie odezwałeś takim tonem, choć znałem cię przecież od wielu lat. To zabolało. A bolało jeszcze bardziej, bo chciałem jakoś uspokoić łzy płynące po twoich policzkach, a okazało się, że mi nie wolno...
Nie wiem, ile minut wtedy minęło. Po prostu siedziałem i patrzyłem, jak płaczesz, a w sercu coś mnie kłuło i to bardzo mocno. Nienawidzę bezsilności.
W końcu trochę się uspokoiłeś. Nadal drżałeś, ale łzy nie leciały ci już tak gęsto po policzkach i miałeś bardziej wyrównany oddech. Spojrzałeś na mnie. Chyba zobaczyłeś lekki strach w moich oczach, bo mnie przeprosiłeś. Wyjaśniłeś, że kiedy przyśni ci się tak silny koszmar, każdy dotyk sprawia, że czujesz jakiś wewnętrzny ból. Nie potrafiłeś tego wytłumaczyć. Ale mnie przytuliłeś. Objąłem cię ramionami i przyciągnąłem do siebie. Nawet tylko cię tuląc, czułem, jak mocno bije ci serce. Byłeś taki przerażony. Nie chciałem nigdy więcej tego oglądać. Nigdy więcej słyszeć twojego szlochu, ale...
...rok później było to samo. A za trzecim razem w końcu zdobyłeś się na odwagę, by mi opowiedzieć ten traumatyczny sen. Wtedy zrozumiałem, jak silnym przeżyciem była dla ciebie śmierć Zilla. Że uderzyło to w ciebie silniej ode mnie. Że do dzisiaj obwiniasz się za to, iż przyjechałeś wtedy do szpitala te kilka minut za późno.
- Soan? - patrzę na ciebie ze zmartwieniem. Zastanawiam się, czy to już czas, by cię przytulić, czy może zrobić to za chwilę. - Soan, słyszysz mnie?
Kiwasz głową. Obaj wiemy, że to nie tylko odpowiedź na pytanie, ale także przyzwolenie na to, bym mógł cię dotknąć. Łapiąc cię za dłoń, rozluźniam uścisk twoich palców na kołdrze. Są zimne. Zawsze, jak się czymś stresujesz, marzną ci ręce.
- Już dobrze, Soan. Jestem przy tobie - mówię spokojnie, wiedząc, że mógłbym ci przeczytać jakąś instrukcję obsługi, a i tak byś się uśmiechnął delikatnie przez łzy. Po prostu chcesz słyszeć mój głos. Wiedzieć, że nie zniknąłem jak Zill.
- Hitomi - mówisz cicho. Dziwi mnie to. W poprzednich latach nie odzywałeś się tak szybko. Zazwyczaj robiłeś to dopiero, gdy już się do końca uspokoiłeś. - Przeżyj mnie.
- Co?
- Masz umrzeć po mnie - patrzysz na mnie stanowczym wzrokiem. - Nie przeżyłbym twojej śmierci. Nie wolno ci umrzeć przede mną. Zrozumiałeś?
- Soan - uśmiecham się czule, przytulając cię do siebie. - Za pięćdziesiąt lat, kiedy przyjdzie na nas czas, umrzemy razem. Żaden z nas tego drugiego nie zostawi.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Wtulasz się we mnie. Ten dzień, dwudziesty trzeci lipca, jest jedynym w roku, kiedy to ja muszę opiekować się tobą. Twoje skrzydła, pod którymi się zazwyczaj chowam, tego dnia łamią się i tylko ja jestem w stanie je wyleczyć. Nikt inny nie potrafi tego zrobić, ponieważ to mi dałeś moc ich regeneracji. I nikomu innemu jej nie oddam.
The end