Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

niedziela, 15 grudnia 2013

Dzień przed wyjazdem

Zespół: Alice Nine&Kagrra,
Pairing: Tora&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Kann dowiedziała się, co było powodem złamania sobie kostki przez Torę w zeszłym roku, więc ja, jako zapalona fanka Tora&Akiya, usiałam to opisać. Logiczne, tyle, że nie...

Akiya siedział w fotelu i rozwiązywał krzyżówkę. Od wczoraj znowu miał wrażenie, że jego dom zostanie przewrócony do góry nogami, bo Tora pakował się przed wyjazdem w trasę. I tak było zawsze. Tora robił się strasznie roztargniony i zapominał, jak się nazywa, gdy tylko słyszał słowo "walizka". Akiya akurat miał wolne i dzięki temu mógł odpowiadać co chwilę na pytanie "Aki, gdzie jest [wstaw nazwę przedmiotu, którego akurat szuka Tora]?". Miał również nadzieję, że nikt z Gazette nie zadzwoni nagle i nie da mu arcytrudnego zadania, bo potrzebuje czegoś tam na ostatnią chwilę. Jakby nie mogli go informować wcześniej.
 - Aki, widziałeś mój zegarek? - zapytał Tora, patrząc na Akiyę z wyczekiwaniem.
 - Ten na rękę?
 - Tak...?
 - Na górze chyba zostawiłeś - odparł Akiya, przewracając stronę i biorąc się za następną krzyżówkę.
 - Dziękuję - Tora uśmiechnął się promiennie i pobiegł na górę.
Akiya zastanawiał się właśnie, jak nazywa się nieduża kaczka łowna, gdy nagle usłyszał przekleństwo, przeraźliwe fuknięcie i przez uchylone drzwi zobaczył Torę spadającego ze schodów. Zamarł na chwilę, po czym rzucił krzyżówki i długopis na podłogę.
 - MASASHI! - Akiya podbiegł do niego tak szybko, że sam nie był świadomy, iż potrafi się tak błyskawicznie przemieszczać. - Kami-sama, nic ci nie jest?!
Tora otworzył najpierw jedno oko, a potem drugie i uśmiechnął się niemrawo.
 - Wszystko mnie boli, ale chyba nic poważnego sobie nie... Nie, w sumie kostka boli mnie bardziej, niż reszta ciała. Weź może wezwij karetkę.
 - Zawału kiedyś przez ciebie dostanę - stwierdził Akiya, wybierając numer na pogotowie. - Coś ty zrobił w ogóle?
 - Potknąłem się o Chikin - odparł Tora, na co Akiya uderzył się ręką w twarz.
 - Od takich wypadków to są Naoki Yamada i Ogata Hiroto, a nie ty - były gitarzysta Kagrry, pokręcił z dezaprobatą głową.
Tora usiadł pod ścianą i obserwował, jak jego ukochany rozmawia z dyspozytorką. Widać było, że przestraszył się nie na żarty. Torze zrobiło się głupio, bo dobrze wiedział, jak gwałtownie Akiya reaguje na złe rzeczy przytrafiające się jego bliskim. I jak jest przewrażliwiony na temat śmierci od ponad roku.
 - Przyjadą za dziesięć minut - oznajmił Akiya. - Co tak na mnie patrzysz?
 - Jesteś blady jak ściana - wyjaśnił Tora. - Chodź tu.
Akiya westchnął przeciągle i usiadł obok niego.
 - Przestraszyłeś się, prawda?
 - Rzuciłem aż krzyżówki i długopis na podłogę. I nie wiedziałem, że potrafię się teleportować.
 - Aki, uspokój się, bo ci serce zaraz wyskoczy z piersi - stwierdził Tora, przyłożywszy dłoń do klatki piersiowej Akiyi. - Rzuciłeś długopisem?
 - To tylko długopis.
 - Tym czerwonym?
 - To tylko... - do Akiyi dotarło, o co chodzi Torze. - Mam nadzieję, że się nie połamał, tak jak ty. On nie byłby zadowolony, gdybym zepsuł prezent od niego.
 - Na pewno by zrozumiał sytuację - stwierdził Tora. - Zobaczyłeś mnie obok niego, dlatego tak się przestraszyłeś, prawda?
 - Tak - odparł cicho Akiya, przymykając oczy. - Nie chciałbym was obu odwiedzać na cmentarzu, Masashi.
Zapadła chwilowa cisza.
 - Mogę nie karmić Chikin przez tydzień?
 - Akiya! - oburzył się Tora, na co Akiya zaśmiał się krótko.
 - Znalazłeś przynajmniej ten zegarek?
 - Tak, na szafce obok tego kolażu, co go ostatnio zrobiłeś, jak ci się nudziło - odparł Tora. - Ej, Aki?
 - Tak?
 - Wrócisz kiedyś do bycia gitarzystą?
 - Może kiedyś - Akiya wzruszył ramionami. - Jak przyjdzie na to czas.
Tora skinął głową ze zrozumieniem. Nie próbował go nawet przekonywać, że powinien wrócić tu, teraz i w tym momencie, bo to i tak by nic nie dało. Stęsknione fanki muszą po prostu poczekać.

The end

sobota, 7 grudnia 2013

Przebłyski z przeszłości III

Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Jak już wspominałam, Rui jest perfidny, amen. XD

Obudziłem się. Ostatni sen był dziwny. Chodziłem po domu, wszędzie wisiały zdjęcia, twoje zdjęcia, a ja zastanawiałem się, co by było, gdybyś zginął.
Poszedłem do kuchni, by zaparzyć sobie herbaty i wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Lekko zdziwiony, otworzyłem je i zamarłem.
W drzwiach stała Asako.
 - Cześć, Tohya, dziękuję, że pozwoliłeś mi przyjechać - oznajmiła. - Mogę wejść? Tohya?
 - Dlaczego tu jesteś? - zapytałem, patrząc na nią ze zdumieniem. - Jak? Znowu śnię?
 - Dobrze się czujesz, Tohya? - zmartwiła się Asako, kładąc dłoń na moim czole. - Przecież dzwoniłam do ciebie i się umówili...
 - Śnię, tak, muszę się obudzić - stwierdziłem, odwracając się. - Wejdź, jeśli chcesz, ale... I tak wiem, że nie ma cię tu naprawdę.
 - O czym ty mówisz? - Asako odwróciła mnie w swoją stronę.
 - Przecież zginęłaś w tamtym wypadku - szepnąłem, a ona tylko uśmiechnęła się smutno.
 - Ach, no tak, zbliża się rocznica i znowu uaktywnił ci się ten system obronny, co? - kiwnęła głową. - Dwa lata temu sądziłeś, że to był Yuh, rok temu, że Umi, teraz, że ja. Za rok pewnie mi powiesz, że Rui wtedy zginął, prawda? No i jeszcze zostali ci techniczni...
 - A Tomo? - zamrugałem, patrząc na nią z coraz większym przerażeniem.
 - Tomo? - Asako westchnęła ciężko, a oczy jej się zaszkliły. - Matsushita, Satoshi był właśnie tym, który wtedy zginął.
 - Tohya, nie zakluczyłeś drzwi! - zawołał Tomo, wchodząc do mieszkania perkusisty. - Tohya?
Wokalista przystanął. Tohya znów spał, tym razem na kanapie. Chyba ściągnął tylko buty i się położył. Tomo podszedł do niego i uklęknął przed nim. Dopiero wtedy zauważył, że policzki Tohyi są mokre od łez.
 - Płaczesz przez sen? - zdziwił się Tomo, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzka perkusisty, który się przez to obudził. - Dlaczego?
 - Co dlaczego? - mruknął zaspanym głosem Tohya, siadając. - I co ty tu robisz w ogóle?
 - Czemu płaczesz?
 - Czasem mi się zdarza - odparł Tohya. - Zwłaszcza, jak śni mi się coś złego.
 - Co takiego?
 - Że Asako przeżyła, a ty nie - odpowiedział Tohya, zamykając oczy.
Tomo spojrzał na perkusistę ze zdziwieniem i usiadł obok niego.
 - Często śnią ci się takie rzeczy?
 - W sensie Asako występująca jako bohaterka koszmaru? Tak, często. Zwłaszcza przed rocznicą - odpowiedział Tohya.
 - Tohya, to nie była twoja wina - powiedział Tomo stanowczym głosem.
 - A jeśli była? - zapytał Tohya, zaciskając dłonie w pięści. - Jeśli mogłem zrobić coś, by ten wypadek nigdy nie miał miejsca? A tak czuję się jak morderca. Jakbym własnoręcznie ją zabił...
Tohya zamarł, gdy Tomo objął go i przytulił do siebie.
 - Nie mów tak - szepnął Satoshi, przymykając oczy. - Nikt cię o to nie oskarża. Jesteś niewinny.
 - Naprawdę mnie o to nie oskarżasz? - spytał Tohya. Tomo zaśmiał się krótko.
 - Naprawdę.
 - Ale przecież... Obudziłeś się dopiero w szpitalu! Myślałem, że zginąłeś tak jak ona - Tohya wczepił palce w ramiona Tomo. - Rui też długo się nie budził, ale...
 - Długo? - zdziwił się Satoshi. - Mówił mi, że widział, jak...
 - Jak co?
 - Jak mnie wyciągnąłeś - wyjaśnił Tomo. Tohya westchnął ciężko.
 - Nie widział tego. Opowiedziałem mu to - wyjaśnił. - Nie mogłem pozwolić, byś tam został. Nie mogłem pozwolić, byś umarł.
 - Dlaczego? - spytał Tomo, patrząc w oczy Tohyi.
 - Ponieważ cię kocham, Satoshi. I tamto wydarzenie mi to uświadomiło - Tohya spuścił wzrok. - I właśnie dlatego czuję się tak bardzo winny.
 - Rozumiem cię doskonale - oznajmił Tomo, przybliżając się do Tohyi. - Co nie zmienia faktu, iż nawet jakbyś był winny, to i tak bym cię kochał.
Tohya zastygł, gdy Tomo go pocałował, ale po chwili oddał pocałunek. Nareszcie poczuł się w pełni szczęśliwy. Być może Satoshi znajdzie jakiś sposób na to, by w końcu zapomniał?
* * *
 - I co z Pandą i Koalą?
 - Sądząc po tym, że Tohya nie odbiera, są teraz trochę zajęci. Jak znam Tomo, to pewnie gdy tylko usłyszał dzwoniący telefon, to znalazł go i rzucił nim o ścianę.
 - A Umi i Yuh?
 - Wyjście na tak długi czas z sali było dobrym pomysłem. Pogodzili się i jutro pewnie nie będą rzucać butami.
 - Powinieneś otworzyć poradnię sercową.
 - Fakt, że jestem ciapą zespołową, nie oznacza, iż nie mogę być dobrym obserwatorem. Ale wolałbym jednak się nie wychylać. Tak będzie lepiej.

The end

czwartek, 5 grudnia 2013

Przebłyski z przeszłości II

Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Druga część. Rui to jest taki trochę... Perfidny? XD



Wiadomość, że Asako nie żyje, była chyba najbardziej przerażającą, jaką kiedykolwiek usłyszałem. Do dziś zastanawiam się, czy mogłem temu zapobiec. Czy gdybym wtedy bardziej uważał, ona by żyła?
Jedynie fakt, że tobie nic poważniejszego się nie stało, był dla mnie wybawieniem. Załamałbym się pewnie po śmierci któregoś z naszych przyjaciół, ale... Satoshi, co by się stało, gdybyś wtedy zginął? Co by było z vistlip, ze mną, z naszymi przyjaciółmi? Czy pozbieralibyśmy się po tym wszystkim? Przecież nawet teraz nie możemy zapomnieć o Asako, a co dopiero, gdybyś na jej miejscu był ty?
 - Tohya, hej, czemu znowu śpisz? - Tomo spojrzał na perkusistę ze zdziwieniem. - Nie wysypiasz się?
 - No tak jakby - odparł Tohya.
 - Jesteśmy pod twoim blokiem. Odprowadzić cię? - zapytał Tomo. - Jeszcze zaśniesz na stojąco albo zasłabniesz...
 - Aż tak źle ze mną nie jest - odparł Tohya. - Ale dziękuję za troskę. Dzięki za podwiezienie, Rui.
 - Nie ma za co - odparł basista. Tohya wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwi.
 - Nie masz wrażenia, że... - zaczął Tomo, ale Rui mu przerwał.
 - On zawsze taki jest przed rocznicą - oznajmił. - Nie zauważyłeś? Ach, no tak. Przecież ty niczego nie zauważasz. Idź za nim, to może chociaż jedna sprawa przestanie go męczyć.
 - Jaka sprawa? - zdziwił się Tomo.
 - Ty - odparł Rui. - A teraz biegnij. Być może masz jedyną okazję.
 - Nie wiem, o co ci chodzi, Rui...
 - Nie wiesz? - Rui przesiadł się na tylne siedzenie i usiadł obok Satoshiego. - Tomo, słuchaj, pamiętasz jeszcze, kiedy się ocknąłeś po wypadku?
 - W szpitalu.
 - A wiesz, kto cię z tego nieszczęsnego wraku wyciągnął?
 - Ratownicy?
 - Pudło - Rui pacnął Tomo w czoło. - Umi wyciągnął najpierw Yuh, a potem mnie, a Tohya ciebie. Techniczni wydostali się sami i zadzwonili po pogotowie. A nasz Matsushita siedział z tobą na kolanach na jezdni, czekając na karetkę. Długo się nie budziłeś, wiesz? Ja ocknąłem się tuż przed tym, jak Tohya cię wyciągnął. Myślałem nawet w pewnym momencie, że zginąłeś, jak Asako.
 - Chyba po raz pierwszy o tym rozmawiamy - zauważył Tomo. - Nie znam tej wersji wydarzeń.
 - Oczywiście, że pierwszy raz o tym rozmawiamy! Wcześniej te wspomnienia były zbyt świeże, bym ci o nich opowiadał.
 - Umi i Yuh mówili co innego...
 - Co? Podawali raczej suche fakty, prawda? Widzisz, oni byli zajęci sobą, ja nie musiałem się martwić o życie mojej drugiej połówki, bo wtedy nawet Mysi nie znałem, więc zająłem się obserwacją, by na choć trochę oderwać się od tego, co się stało - wyjaśnił Rui. - Tomo, powiedz ty mi... Kochasz Tohyę?
 - Nie zadaje się takich pytań! - oburzył się Satoshi.
 - Czyli tak. To dobrze - Rui uśmiechnął się lekko. - Wiesz, zastanawiałem się ostatnio, czy on nadal żywi do ciebie to samo uczucie, co wtedy. I dzisiaj się przekonałem, że tak. Jak szliśmy do sali, odwróciłem się w jego kierunku. Był smutny i lekko zmarszczony. Jakby miał ochotę odrąbać mi głowę. Więc myślę, że śmiało możesz iść do góry i powiedzieć naszej koali, że będziesz jej pandą.
 - Pandą? Chwila, Rui, czy ty mi właśnie wypomniałeś...
 - Tak, wypomniałem ci - Rui uśmiechnął się promiennie i wyciągnął telefon z kieszeni. - O, Mysia pisze, że mam się pospieszyć, bo obiad na stole. No cóż, muszę skoczyć do apteki po węgiel i jakieś ziółka na ból brzucha. To idź, bo jeszcze dostanę ochrzan, że się spóźniłem.
 - W takim razie... - Tomo westchnął ciężko. - Życz mi powodzenia.
Wokalista wysiadł z samochodu i pobiegł w stronę klatki schodowej. Rui tylko się uśmiechnął.
 - Obserwacją się zająłem, tya - basista usiadł za kierownicą i odpalił silnik. - Żebym to ja jeszcze potrafił patrzeć z zamkniętymi oczami...

wtorek, 3 grudnia 2013

Przebłyski z przeszłości I

Zespół: vistlip, w tle MoNoLith
Pairing: Tomo&Tohya, w tle Umi&Yuh, Rui&Shuhei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczajowy, okruchy życia
Ostrzeżenia: nawiązanie do wypadku z 2010 roku
Notka autorska: Mam wrażenie, że jeśli coś się komuś stanie, to muszę o tym wspomnieć w fiku. Jakby zależała od tego cała fabuła. Trochę to dziwne. A tutaj poszłam o krok dalej. Oparłam fabułę właśnie na tym.


Zamrugałem. Otworzyłem oczy. Było ciemno. Jedynym źródłem światła była lampa samochodu. Zamrugałem raz jeszcze. Widziałem wszystko do góry nogami. Po chwili dotarło do mnie, że wiszę głową w dół. Moment później, że z palców cieknie mi krew. Potworny ból dotarł do mnie właśnie wtedy. I jeszcze coś - świadomość tego, co tak właściwie się stało.
 - Tohya, nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym - stwierdził Tomo, trącając perkusistę w ramię. - No co tak patrzysz, jakbym cię obudził?
 - Bo mnie obudziłeś - odparł Tohya, trąc oczy.
 - Tak? - zapytał wokalista, siadając obok niego. - A myślałem, że tylko Rui potrafi tak szybko zasypiać.
 - Jak widać nie - odparł Tohya, uśmiechając się promiennie.
Sztuczny uśmiech. Tylko tyle mógł dać Tomo w tym momencie. Zbliżała się kolejna rocznica ich wypadku i znowu miał koszmary. Jak zawsze.
 - Chłopaki, koniec przerwy, wracamy do pracy - oznajmił Umi, patrząc na resztę. Yuh przeciągnął się leniwie i spojrzał na niego.
 - Daj nam jeszcze pięć minut - powiedział powoli, po czym ziewnął. - Albo w ogóle najlepiej chodźmy już do domu.
 - Nie, jeszcze parę szczegółów musicie dopracować - stwierdził Umi, stając przed Yuh. - Ty też masz problem z jedną solówką, kochanie.
 - Tobie się tylko tak wydaje - prychnął Yuh, odwracając się.
 - Raz, dwa, trzy, foch? - Tomo zaśmiał się głośno. - Patrz, Tohya, chyba Umi dzisiaj będzie na kanapie spa... - wokalista uchylił się przed klapkiem Umiego. - Dobrze, już nic nie mówię. Jacy wy obaj jesteście drażliwi.
 - Pewnie się kłócą, co chcą na prezent od nas, w końcu odkąd są razem, to im jeden dajemy - dodał Tohya, przez co też musiał się uchylić, ale przed sandałem Yuh. - A może przestaniecie rzucać w nas butami i zauważycie, że nasza ciapa się zapodziała?
Umi rozejrzał się. Rzeczywiście, Ruiego nigdzie nie było.
 - Jak taki mądry jesteś, to idź go poszukać - stwierdził Umi, ciągnąc Tohyę za rękę i wyrzucając go za drzwi.
Tohya westchnął ciężko i zrobił kilka kroków, gdy nagle dołączył do niego Tomo.
 - Stwierdziłem, że pójdę z tobą - oznajmił wokalista. - Może oni po prostu muszą pogadać? Jak dojdą do porozumienia, to się uspokoją.
 - Myślisz, że mają ciche dni? - Tohya zachichotał pod nosem.
 - Raczej dni rzucania we wszystko butami, przecież Rui też dzisiaj dostał - zauważył Tomo. - Dwa razy zresztą.
 - Racja. Ciekawe, gdzie poszedł, jak Umi ogłosił przerwę, no nie?
 - Pewnie wyszedł przed budynek i gada z Shuheiem o tym, jak bardzo się nad nim znęcamy - przypuścił Tomo.
 - Tak i dostałem dwa razy butami. Któryś był brudny od piasku i teraz mi się sypie z włosów - usłyszeli głos Ruiego, który stał przy drzwiach wejściowych. - To ja kończę, bo jak zaraz nie wrócę do sali, to pewnie walną mnie gitarą. Nie, Mysiu, nie wiem, czyją. No, to pa. O, a wy tu co?
 - Umińscy wysłali nas na przeszpiegi - oznajmił Tomo, biorąc Ruiego pod ramię.
 - I kazali cię przyprowadzić, bo będzie źle - dopowiedział Tohya. - To chodźcie, bo wszyscy skończymy w roli krwawego dżemu na ścianie.
Tohya szedł za Tomo i Ruim i przypatrywał im się uważnie. Ci dwaj zawsze się dogadywali i nie zmienili swoich nawyków nawet po tym, jak Rui związał się z Shuheiem. Nie wiedział co prawda, co by zrobił Shuhei, gdyby zobaczył Ruiego idącego pod ramię z Tomo, ale on był zazdrosny. Najzwyczajniej w świecie chciał być na miejscu basisty w tej chwili. Poczuć bliskość Tomo w trochę inny sposób, niż zazwyczaj. Chciał zobaczyć, jak smakują prawdziwe pocałunki, a nie tylko te, które wokalista składa na jego ustach w ramach fanserwisu.
W sumie od kiedy on go kochał? Od dwóch, trzech lat? Może dłużej? Na pewno zorientował się wtedy, gdy mieli ten koszmarny wypadek, ale kiedy to się zaczęło?
 - Sprawdzę, czy teren czysty - oznajmił Tomo, wyrywając Tohyę z zamyślenia. Już dotarli do swojej sali? Kiedy? Perkusista nawet tego nie zauważył.
Tomo zajrzał do środka i odskoczył od drzwi, jakby klamka była pod prądem.
 - Em... Kto z was ma przy sobie klucze do samochodu? Bo ja tam nie wejdę po swoje, wolę nie ryzykować utratą zmysłów - Tomo wzdrygnął się lekko.
 - Ja mam - oznajmił Rui, wyciągając kluczyki z kieszeni.
 - To znakomicie! - zawołał Satoshi. - No cóż, jestem do jutra bez telefonu i bez samochodu, chyba, że Umi i Yuh będą tak wspaniałomyślni, że mi dostarczą torbę, gdy skończą... się... godzić.
Wokalista pociągnął obu kumpli za ręce i poszedł w kierunku wyjścia.
 - Lider, też coś! - prychnął Tomo, przyspieszając kroku. - Jakbym ja się tak zapomniał, to pewnie bym wyleciał przez okno, ale on to może. Przez tydzień na tej kanapie nie usiądę.
 - Masz traumę, Tomo? - zapytał Rui, który ledwo nadążał za prawie biegnącym wokalistą. - Ej, zwolnij, bo zaraz będziesz mnie ciągnął po podłodze!
 - Nie pal tyle, to będziesz potrafił biec za wkurzonym i przerażonym Tomo - Tohya uśmiechnął się do basisty lekko złośliwie. Rui tylko mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.