Zespół: Kagrra,, Alice Nine
Pairing: Akiya&Shin, Tora&Akiya, wspomniane Isshi&Nao, Izumi&Shin
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: fantasy, AU, horror
Seria: "Hakkou Tsuki"
Ostrzeżenia: sceny przemocy, łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Fik z grozą na wyzwanie Kanako.
Zapamiętaj to, mały. Księżyc i ciemność to nie twoi przyjaciele, lecz moi. Wiesz, dlaczego? Dlatego, że ja jestem blaskiem Księżyca, który oświetla ciemność. Lecz dla ciebie nie jestem tym pięknym światłem. Ja jestem twoją śmiercią.
Hashidani Shin nie był nikim niezwykłym. Był zwyczajnym nauczycielem muzyki w najzwyklejszym liceum w Tokyo. Niczym się nie wyróżniał. Może jedynie tym, że uczennice robiły do niego maślane oczy, kiedy grał na koto. Tak, to było jedyne, czym potrafił zwrócić na siebie uwagę.
Kiedy pewnego wieczora mijał młodego chłopaka w długim, czarnym płaszczu z czerwonym podszyciem, nie spodziewał się, że ta noc będzie najgorszą w jego życiu.
- Pomóc w czymś? - zapytała sklepowa, kiedy Shin już kilka minut zastanawiał się, który jogurt kupić.
- Słucham? Nie, sam sobie poradzę - Shin uśmiechnął się lekko, wyciągając rękę po jogurt i chowając go do koszyka.
Doszedł do wniosku, że kupi jeszcze ciastka. Jutro miała przyjść do niego jego starsza siostra z córką, a potem pewnie wpadnie jeszcze młodsza z narzeczonym, więc tak z pustymi rękami ich nie przywita.
Wrodzona niezdarność sprawiła, że ciastka wypadły mu z dłoni. Chciał się po nie schylić, jednak ktoś go ubiegł.
Shin wpatrywał się przez chwilę we wściekle czerwone oczy chłopaka, który w tym momencie podawał mu jego ciasteczka.
- Proszę - powiedział chłopak spokojnym głosem i uśmiechnął się. Dlaczego pod wpływem tego uśmiechu Shinowi zakręciło się w głowie, tego nie wiedział.
- Dziękuję - szepnął spłoszony Shin i odwrócił się szybko, pakując ciastka do koszyka.
- Ładny - chłopak uśmiechnął się szerzej i oblizał usta. - Ciekawe, jaką ma grupę krwi.
Shin stanął przed drzwiami swojego domu. Usłyszał szmer za plecami. Odwrócił się, lecz nic nie zobaczył. Otworzył szybko drzwi i wszedł do środka. Poczuł lekki powiew wiatru.
- Przeciąg - mruknął pod nosem, zamykając drzwi na górny zamek.
Shin postawił zakupy na stole. Wstawił mleko do lodówki, włożył ciastka do szafki, wyjął z szuflady łyżeczkę i wziął jagodowy jogurt do swoich drobnych dłoni. Usiadł na kanapie i włączył telewizję.
- Masło orzechowe, chipsy paprykowe, ubezpieczenia na życie, proszek, Gackt, znowu proszek, Hyde, Gackt, telewizor plazmowy, Gackt, Miyavi, elektroniczny pies, Gackt, the GazettE, Gackt - mruczał pod nosem, przełączając po kanałach. W końcu zatrzymał się na jakimś programie muzycznym, gdzie uśmiechnięty od ucha do ucha blondwłosy wokalista jakiegoś zespołu opowiadał o nowym singlu. Shin zamieszał jogurt i zaczął wpatrywać się w ekran telewizora.
W pewnym momencie usłyszał skrzypnięcie drzwi. Drgnął, a łyżeczka wypadła mu z dłoni. Wstał i obszedł cały dom, szukając źródła dźwięku. Został mu tylko strych.
Nie lubił strychu, praktycznie nigdy tam nie wchodził. Zbyt dużo Hikari naopowiadała jemu i Hiromi strasznych historii w dzieciństwie, by teraz spokojnie mógł wejść na górę.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Stary miś, domek dla lalek jego sióstr, stos podręczników, chłopak siedzący w fotelu, jakieś roślinki...
Shin zamarł. Odwrócił lekko wzrok. W fotelu nikt nie siedział. Przywidziało mu się tylko. Tak, na pewno tylko mu się przywidziało.
Usiadł z powrotem na kanapie, uprzednio myjąc dokładnie łyżeczkę. Blondwłosy wokalista podbiegł do słodkiego gitarzysty i cmoknął go w policzek.
I w tym momencie wysiadły korki.
- A niech by to szlag trafił - westchnął Shin, wstając i biorąc latarkę. Kierunek - piwnica.
Zszedł spokojnie po schodach. Podszedł do bezpieczników. To, co zobaczył, wprawiło go w osłupienie. Wszystkie były po prostu wyrwane.
Usłyszał za plecami dziwny dźwięk. Jak gdyby ktoś stłukł szklankę. Policzył do dziesięciu i odwrócił się.
- Kto tu jest? - zapytał, kierując światło latarki na przeciwległą ścianę. Zobaczył coś, czego się nie spodziewał.
Na ścianie dużymi, czerwonymi znakami było napisane:
Pairing: Akiya&Shin, Tora&Akiya, wspomniane Isshi&Nao, Izumi&Shin
Dozwolone od: 16+
Gatunek tekstu: fantasy, AU, horror
Seria: "Hakkou Tsuki"
Ostrzeżenia: sceny przemocy, łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Fik z grozą na wyzwanie Kanako.
Zapamiętaj to, mały. Księżyc i ciemność to nie twoi przyjaciele, lecz moi. Wiesz, dlaczego? Dlatego, że ja jestem blaskiem Księżyca, który oświetla ciemność. Lecz dla ciebie nie jestem tym pięknym światłem. Ja jestem twoją śmiercią.
Hashidani Shin nie był nikim niezwykłym. Był zwyczajnym nauczycielem muzyki w najzwyklejszym liceum w Tokyo. Niczym się nie wyróżniał. Może jedynie tym, że uczennice robiły do niego maślane oczy, kiedy grał na koto. Tak, to było jedyne, czym potrafił zwrócić na siebie uwagę.
Kiedy pewnego wieczora mijał młodego chłopaka w długim, czarnym płaszczu z czerwonym podszyciem, nie spodziewał się, że ta noc będzie najgorszą w jego życiu.
- Pomóc w czymś? - zapytała sklepowa, kiedy Shin już kilka minut zastanawiał się, który jogurt kupić.
- Słucham? Nie, sam sobie poradzę - Shin uśmiechnął się lekko, wyciągając rękę po jogurt i chowając go do koszyka.
Doszedł do wniosku, że kupi jeszcze ciastka. Jutro miała przyjść do niego jego starsza siostra z córką, a potem pewnie wpadnie jeszcze młodsza z narzeczonym, więc tak z pustymi rękami ich nie przywita.
Wrodzona niezdarność sprawiła, że ciastka wypadły mu z dłoni. Chciał się po nie schylić, jednak ktoś go ubiegł.
Shin wpatrywał się przez chwilę we wściekle czerwone oczy chłopaka, który w tym momencie podawał mu jego ciasteczka.
- Proszę - powiedział chłopak spokojnym głosem i uśmiechnął się. Dlaczego pod wpływem tego uśmiechu Shinowi zakręciło się w głowie, tego nie wiedział.
- Dziękuję - szepnął spłoszony Shin i odwrócił się szybko, pakując ciastka do koszyka.
- Ładny - chłopak uśmiechnął się szerzej i oblizał usta. - Ciekawe, jaką ma grupę krwi.
Shin stanął przed drzwiami swojego domu. Usłyszał szmer za plecami. Odwrócił się, lecz nic nie zobaczył. Otworzył szybko drzwi i wszedł do środka. Poczuł lekki powiew wiatru.
- Przeciąg - mruknął pod nosem, zamykając drzwi na górny zamek.
Shin postawił zakupy na stole. Wstawił mleko do lodówki, włożył ciastka do szafki, wyjął z szuflady łyżeczkę i wziął jagodowy jogurt do swoich drobnych dłoni. Usiadł na kanapie i włączył telewizję.
- Masło orzechowe, chipsy paprykowe, ubezpieczenia na życie, proszek, Gackt, znowu proszek, Hyde, Gackt, telewizor plazmowy, Gackt, Miyavi, elektroniczny pies, Gackt, the GazettE, Gackt - mruczał pod nosem, przełączając po kanałach. W końcu zatrzymał się na jakimś programie muzycznym, gdzie uśmiechnięty od ucha do ucha blondwłosy wokalista jakiegoś zespołu opowiadał o nowym singlu. Shin zamieszał jogurt i zaczął wpatrywać się w ekran telewizora.
W pewnym momencie usłyszał skrzypnięcie drzwi. Drgnął, a łyżeczka wypadła mu z dłoni. Wstał i obszedł cały dom, szukając źródła dźwięku. Został mu tylko strych.
Nie lubił strychu, praktycznie nigdy tam nie wchodził. Zbyt dużo Hikari naopowiadała jemu i Hiromi strasznych historii w dzieciństwie, by teraz spokojnie mógł wejść na górę.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Stary miś, domek dla lalek jego sióstr, stos podręczników, chłopak siedzący w fotelu, jakieś roślinki...
Shin zamarł. Odwrócił lekko wzrok. W fotelu nikt nie siedział. Przywidziało mu się tylko. Tak, na pewno tylko mu się przywidziało.
Usiadł z powrotem na kanapie, uprzednio myjąc dokładnie łyżeczkę. Blondwłosy wokalista podbiegł do słodkiego gitarzysty i cmoknął go w policzek.
I w tym momencie wysiadły korki.
- A niech by to szlag trafił - westchnął Shin, wstając i biorąc latarkę. Kierunek - piwnica.
Zszedł spokojnie po schodach. Podszedł do bezpieczników. To, co zobaczył, wprawiło go w osłupienie. Wszystkie były po prostu wyrwane.
Usłyszał za plecami dziwny dźwięk. Jak gdyby ktoś stłukł szklankę. Policzył do dziesięciu i odwrócił się.
- Kto tu jest? - zapytał, kierując światło latarki na przeciwległą ścianę. Zobaczył coś, czego się nie spodziewał.
Na ścianie dużymi, czerwonymi znakami było napisane:
Witaj. Jesteś Hashidani, prawda? Miło mi Cię
poznać.
- Kto tu jest? - zapytał jeszcze raz Shin. Tym razem jego głos drżał.
Shin podskoczył, gdy ktoś położył mu dłonie na oczach.
- Zgadnij, kto? - rozległ się głos. Shin znał ten głos. To był głos tego chłopaka ze sklepu.
- Zostaw mnie! - zawołał Shin i zaczął uciekać. Usłyszał za sobą szyderczy śmiech.
Shin biegł co sił, próbując dobiec do drzwi wyjściowych. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy ujrzał przed nimi chłopaka, przed którym uciekał.
- Hashidani, ale czego ty się boisz? - zapytał chłopak, uśmiechając się szeroko i tym samym ukazując światu swoje kły. - Przecież nic nie chcę ci zrobić.
- Idź sobie! - krzyknął Shin, rzucając w wampira wazonem i uciekając do kuchni.
Shin wpadł do kuchni i oparł ręce na stole.
- Zmęczyłeś się? - zapytał wampir. Shin podniósł na niego wzrok. Wampir siedział na szafce i właśnie teraz przesuwał palcem po ostrzu noża kuchennego.
- Jak ty tu... Kim ty jesteś w ogóle? - zapytał Shin, cofając się w kierunku drzwi.
- Zapomniałem się przedstawić? Co za brak manier z mojej strony - wampir zeskoczył z szafki na podłogę. - Kazuhiro Akiya, miło mi cię poznać, Hashidani.
- Nie mów tak do mnie! - zawołał Shin, rzucając w wampira krzesłem. - Nie pozwolę, byś zabrał mi cząstkę duszy, którą jest moje imię!
- Ależ ja nie chcę zabrać ci cząstki duszy - odparł Akiya. - Chcę ją całą. I ciało też.
Wampir rzucił się na Shina, przygwożdżając go do ściany.
- Małe, drobne, kruche ciałko ślicznego Hashidaniego - mruknął Akiya, przesuwając ręką po ramieniu Shina. - Taki młody, a taki słaby. Taki młody, a tak bliski śmierci.
- Puść mnie! - zawołał Shin, próbując się wyrwać.
- Czy twoje zachowanie to odwaga, tchórzostwo czy głupota? - zastanawiał się Akiya. - Można interpretować to tak, że chcesz się bronić, więc się mnie nie boisz. Jednocześnie się mnie boisz, bo chcesz uciec. Ale Hashidani, młody głupcze, nie pokonasz mnie ani nie uciekniesz. Ponieważ ja jestem twoją śmiercią.
Shin poczuł, jak podłoga odrywa się od jego stóp i przez chwilę miał wrażenie, że leci. Nagle znalazł się na łóżku. A potem stracił przytomność, gdy ktoś mocno uderzył go w głowę.
- No budź się, mały - usłyszał szept wampira. Otworzył oczy. Ręce i nogi miał przywiązane do poręczy łóżka. Wampir siedział na nim okrakiem i patrzył mu prosto w oczy.
- Zejdź ze mnie - warknął Shin.
- Zostaw mnie, idź sobie, puść mnie, zejdź ze mnie. Za dużo mówisz - westchnął Akiya i pocałował go łapczywie.
Shin próbował coś powiedzieć, kiedy wampir się w końcu od niego odsunął, ale nie mógł. Tak, jakby coś paraliżowało go od środka.
- Widzę, że udało mi się w końcu cię uciszyć - szepnął Akiya, zgrabnymi palcami odpinając po kolei guziki od koszuli Shina. - Mam jednak nadzieję, że odebrało ci tylko mowę.
Wampir pochylił się nad Shinem i wbił mu kły w szyję. Shin zacisnął dłonie w pięści, by nie wrzasnąć z bólu.
- Grupa B. Taka jak moja - Akiya uśmiechnął się lekko, oblizując zakrwawione wargi.
Akiya puścił przycisk uruchamiający automatyczną sekretarkę. Wciąż trzymając martwego Shina na rękach, wszedł na strych i zasunął rolety w oknie.
- Zaczyna wschodzić Słońce, mały - szepnął Akiya, przesuwając ręką po ciele Shina, skrytym jedynie pod białym prześcieradłem. - Jakoś spodobało mi się twoje towarzystwo, Hashidani.
Wampir pochylił się nad Hashidanim i zatopił kły w jego szyi. Oderwał się od niego i przeciął swoją dłoń, wkrapiając kilka kropel krwi do ust Shina.
- Hashidani, wiemy, że jesteś w domu, otwórz drzwi! - Hiromi zaczęła uderzać w nie pięścią. - Makoto, no zróbże coś.
- Oczywiście, kochanie - Makoto cofnął się kilka kroków i rzucił z impetem na drzwi. Zawiasy puściły momentalnie, ponieważ były już i tak stare i zardzewiałe.
- Hashidani! - zawołała Hiromi. Zauważyła karteczkę leżącą na stole. Przeczytała ją.
Shin podskoczył, gdy ktoś położył mu dłonie na oczach.
- Zgadnij, kto? - rozległ się głos. Shin znał ten głos. To był głos tego chłopaka ze sklepu.
- Zostaw mnie! - zawołał Shin i zaczął uciekać. Usłyszał za sobą szyderczy śmiech.
Shin biegł co sił, próbując dobiec do drzwi wyjściowych. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy ujrzał przed nimi chłopaka, przed którym uciekał.
- Hashidani, ale czego ty się boisz? - zapytał chłopak, uśmiechając się szeroko i tym samym ukazując światu swoje kły. - Przecież nic nie chcę ci zrobić.
- Idź sobie! - krzyknął Shin, rzucając w wampira wazonem i uciekając do kuchni.
Shin wpadł do kuchni i oparł ręce na stole.
- Zmęczyłeś się? - zapytał wampir. Shin podniósł na niego wzrok. Wampir siedział na szafce i właśnie teraz przesuwał palcem po ostrzu noża kuchennego.
- Jak ty tu... Kim ty jesteś w ogóle? - zapytał Shin, cofając się w kierunku drzwi.
- Zapomniałem się przedstawić? Co za brak manier z mojej strony - wampir zeskoczył z szafki na podłogę. - Kazuhiro Akiya, miło mi cię poznać, Hashidani.
- Nie mów tak do mnie! - zawołał Shin, rzucając w wampira krzesłem. - Nie pozwolę, byś zabrał mi cząstkę duszy, którą jest moje imię!
- Ależ ja nie chcę zabrać ci cząstki duszy - odparł Akiya. - Chcę ją całą. I ciało też.
Wampir rzucił się na Shina, przygwożdżając go do ściany.
- Małe, drobne, kruche ciałko ślicznego Hashidaniego - mruknął Akiya, przesuwając ręką po ramieniu Shina. - Taki młody, a taki słaby. Taki młody, a tak bliski śmierci.
- Puść mnie! - zawołał Shin, próbując się wyrwać.
- Czy twoje zachowanie to odwaga, tchórzostwo czy głupota? - zastanawiał się Akiya. - Można interpretować to tak, że chcesz się bronić, więc się mnie nie boisz. Jednocześnie się mnie boisz, bo chcesz uciec. Ale Hashidani, młody głupcze, nie pokonasz mnie ani nie uciekniesz. Ponieważ ja jestem twoją śmiercią.
Shin poczuł, jak podłoga odrywa się od jego stóp i przez chwilę miał wrażenie, że leci. Nagle znalazł się na łóżku. A potem stracił przytomność, gdy ktoś mocno uderzył go w głowę.
- No budź się, mały - usłyszał szept wampira. Otworzył oczy. Ręce i nogi miał przywiązane do poręczy łóżka. Wampir siedział na nim okrakiem i patrzył mu prosto w oczy.
- Zejdź ze mnie - warknął Shin.
- Zostaw mnie, idź sobie, puść mnie, zejdź ze mnie. Za dużo mówisz - westchnął Akiya i pocałował go łapczywie.
Shin próbował coś powiedzieć, kiedy wampir się w końcu od niego odsunął, ale nie mógł. Tak, jakby coś paraliżowało go od środka.
- Widzę, że udało mi się w końcu cię uciszyć - szepnął Akiya, zgrabnymi palcami odpinając po kolei guziki od koszuli Shina. - Mam jednak nadzieję, że odebrało ci tylko mowę.
Wampir pochylił się nad Shinem i wbił mu kły w szyję. Shin zacisnął dłonie w pięści, by nie wrzasnąć z bólu.
- Grupa B. Taka jak moja - Akiya uśmiechnął się lekko, oblizując zakrwawione wargi.
* * *
- Cześć, Hashidani. Słuchaj, nie mogę dzisiaj do ciebie przyjść. Ale Hiromi pewnie przyjdzie z tym swoim Makoto. To do zobaczenia, otouto*.Akiya puścił przycisk uruchamiający automatyczną sekretarkę. Wciąż trzymając martwego Shina na rękach, wszedł na strych i zasunął rolety w oknie.
- Zaczyna wschodzić Słońce, mały - szepnął Akiya, przesuwając ręką po ciele Shina, skrytym jedynie pod białym prześcieradłem. - Jakoś spodobało mi się twoje towarzystwo, Hashidani.
Wampir pochylił się nad Hashidanim i zatopił kły w jego szyi. Oderwał się od niego i przeciął swoją dłoń, wkrapiając kilka kropel krwi do ust Shina.
- Hashidani, wiemy, że jesteś w domu, otwórz drzwi! - Hiromi zaczęła uderzać w nie pięścią. - Makoto, no zróbże coś.
- Oczywiście, kochanie - Makoto cofnął się kilka kroków i rzucił z impetem na drzwi. Zawiasy puściły momentalnie, ponieważ były już i tak stare i zardzewiałe.
- Hashidani! - zawołała Hiromi. Zauważyła karteczkę leżącą na stole. Przeczytała ją.
Jestem na strychu.
Przepraszam, ale nie mogłem otworzyć wam drzwi.
- Hashidani? - Hiromi otworzyła klapę w podłodze i rozejrzała się. Jej brat siedział w fotelu z zamkniętymi oczami.
- No witaj, imouto** - Hashidani uśmiechnął się lekko. - Wejdź, proszę.
- Skąd wiesz, że to ja, jeśli nie patrzysz? - zdziwiła się Hiromi, wchodząc na strych. Makoto wszedł tuż za nią.
- Ponieważ czuję twój zapach - odparł Hashidani, otwierając swoje szkarłatne oczy. - Poznajcie Akiyę. Stoi za wami.
- A ty mnie znowu zdradziłeś - mruknął czarnowłosy wampir, patrząc na Akiyę.
- A taka tam mała przygoda - zaśmiał się Akiya. - Musisz mnie bardziej pilnować, Amano.
- Ale chociaż Izumida ma kogoś do towarzystwa - zauważył blondyn, gładząc, prawdopodobnie, swoje koi*** po włosach.
- No mam - Izumida uśmiechnął się lekko, przyciągając Hashidaniego do siebie. - A ty, Shinohara, zabierz lepiej Yamadę na kolację, bo jakoś źle wygląda.
- Chodź, Yamiyo. Oni najwyraźniej chcą się nas pozbyć - stwierdził Shinohara, stawiając Yamadę na podłodze i ciągnąc go za rękę.
- Za tobą pójdę wszędzie, Shino - mruknął Yamada, zamykając za sobą drzwi.
- No witaj, imouto** - Hashidani uśmiechnął się lekko. - Wejdź, proszę.
- Skąd wiesz, że to ja, jeśli nie patrzysz? - zdziwiła się Hiromi, wchodząc na strych. Makoto wszedł tuż za nią.
- Ponieważ czuję twój zapach - odparł Hashidani, otwierając swoje szkarłatne oczy. - Poznajcie Akiyę. Stoi za wami.
* * *
- "Podwójne morderstwo w centrum miasta. Nauczyciel muzyki uznany za zaginionego. Brak narzędzia zbrodni." Jacy ludzie są głupi - stwierdził blondwłosy wampir, rzucając gazetę na stół. Brązowowłosy wampir, siedzący na jego kolanach, wtulił się w jego ramię.- A ty mnie znowu zdradziłeś - mruknął czarnowłosy wampir, patrząc na Akiyę.
- A taka tam mała przygoda - zaśmiał się Akiya. - Musisz mnie bardziej pilnować, Amano.
- Ale chociaż Izumida ma kogoś do towarzystwa - zauważył blondyn, gładząc, prawdopodobnie, swoje koi*** po włosach.
- No mam - Izumida uśmiechnął się lekko, przyciągając Hashidaniego do siebie. - A ty, Shinohara, zabierz lepiej Yamadę na kolację, bo jakoś źle wygląda.
- Chodź, Yamiyo. Oni najwyraźniej chcą się nas pozbyć - stwierdził Shinohara, stawiając Yamadę na podłodze i ciągnąc go za rękę.
- Za tobą pójdę wszędzie, Shino - mruknął Yamada, zamykając za sobą drzwi.
~*~The end~*~
*otouto - młodszy brat
**imouto - młodsza siostra
***koi - kochanek, kochanie
**imouto - młodsza siostra
***koi - kochanek, kochanie