Uniwersum: Genshin Impact
Pairing: Wriothesley&Neuvillette
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, dramat, soft angst
Seria: "Light&Ice"/"Sun&Wind"
Ostrzeżenia: spoilery do gry, headcanony, opis cierpienia fizycznego oraz psychicznego
Notka autorska: Zupełnie zapomniałam o ostatniej części. Typowe dla mnie. Anyway, enjoy.
Sigewinne drgnęła, słysząc pukanie do drzwi. Otworzyła je i wpuściła Neuvillette'a, jak tylko go zobaczyła.
- Monsieur Neuvillette, jak dobrze, że jesteś! - stwierdziła, biegnąc za nim po schodach. - Ale czekaj na mnie!
- Żyje? - spytał Neuvillette, schodząc z ostatniego stopnia.
- Co? Tak. Powiadomiłabym cię, jakby było inaczej - odparła Sigewinne.
- To dobrze - Neuvillette zatrzymał się przy łóżku Wriothesleya.
Lynette oparła się o barierkę i patrzyła, jak Emilie niesie tackę z miksturami. Wriothesley wyglądał tak źle, że pomyślała, iż dobrze zrobiła, zamykając swojego brata na klucz, bo miałby z tego niezdrową satysfakcję. Włosy przykleiły mu się do czoła, twarz miał nieco spuchniętą, a skórę zaczerwienioną i oddychał tak ciężko, że słyszała to nawet tutaj.
Neuvillette zdjął rękawiczkę i położył dłoń na policzku Wriothesleya. Emilie zdawała się nie zwracać uwagi na barwę jego skóry. Sigewinne tym bardziej. Pierwsza pewnie postanowiła nie zadawać zbędnych pytań, a druga zapewne wiedziała od dawna.
- Zimny jesteś, Neuvi - mruknął Wriothesley, brzmiąc, jakby jedną nogą był już w grobie.
- A ty masz gorączkę.
- I co?
- I szlaban na herbatę - powiedział Neuvillette stanowczo.
- Tylko?
- Jakbyś otworzył oczy, to byś zobaczył, że nie jesteśmy sami, więc ostrzegam, żebyś nie kontynuował swojej myśli - oznajmił Neuvillette.
- I tak wszyscy się domyślają - Wriothesley zaśmiał się słabo i zakaszlał.
- Cicho bądź, bo dostaniesz z pukawki - stwierdziła Sigewinne. - Pacjenci powinni wypoczywać, a nie żartować.
- A teraz proszę postarać się usiąść, bo musi pan wypić trzy mikstury - oznajmiła Emilie.
Wriothesley otworzył jedno oko.
- Aż trzy? Sigewinne poi mnie wodą od rana, a nawet nie jestem w stanie sam iść do toalety.
- Wymiotna, nawadniająca i wzmacniająca - wyliczyła Emilie. - Siada pan, czy nie?
Wriothesley podniósł wzrok na Lynette nadal stojącą przy barierce.
- Pomóż, bo powiem twojemu bratu, że włóczysz się sama po więzieniu - próbował zabrzmieć groźnie, ale jedynie zapluł się krwią.
- I na co ci to było? - Neuvillette westchnął ciężko. - Panienko Lynette, przyniesie panienka miskę? Będzie potrzebna.
Lynette jedynie kiwnęła głową i poszła na zaplecze. Oj, będzie musiała wziąć kolejną kąpiel po powrocie do domu...
* * *
- GDZIEŚ TY BYŁA?! - wrzasnął Lyney, kiedy tylko Lynette otworzyła drzwi. - CZEMU ŚMIERDZISZ MORZEM I KRWIĄ?!
- Spać - mruknęła Lynette, odsuwając go z drogi, po czym poszła do łazienki.
Musiała się najpierw porządnie wyszorować.
- Zignorowała mnie - powiedział Lyney, kompletnie w szoku. - Tak po prostu.
- Jak dla mnie typowa Lynette - stwierdził Freminet i ziewnął. - Chyba wrócę do spania.
- Ty idź, ja idę postrzelać do ptaków, dopóki nie pada - odparł Lyney, wychodząc na zewnątrz.
- Ej, zostaw te biedne gołębie! Lyney! - Freminet wybiegł za nim.
* * *
Wriothesley siedział w łóżku i czytał raport, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł wzrok. Neuvillette stał w progu i patrzył na niego zmęczonym wzrokiem.
- No co? - spytał Wriothesley, zirytowany panującą między nimi ciszą.
- Naprawdę? Nawet chwili bez pracy nie wytrzymasz?
- Nie mam swoich meluzyn, które wszystko za mnie załatwią - zauważył Wriothesley.
- Ale masz pracowników - odparł Neuvillette, siadając obok niego. - Jesteś tylko człowiekiem. Nie możesz się tak przepracowywać.
- No właśnie. I mam mniej czasu niż ty, panie smoku - mruknął Wriothesley. - Co tak patrzysz?
- Prawie umarłeś - powiedział Neuvillette cicho. - Masz umrzeć ze starości. Obiecałeś mi to.
- Nie jestem w stanie spełnić wszystkich moich obietnic - odparł Wriothesley, opierając się o jego ramię. - A co zrobisz potem?
- Jeszcze tego nie wiem.
- No, dzięki pewnej dziewczynce z Fatui i jej kociemu nosowi masz na to więcej czasu - Wriothesley zaśmiał się krótko. - Przepraszam, że cię zmartwiłem.
- Nic się nie stało.
- Ale serio mam szlaban na herbatę?
- Tak.
- Nawet ziołową, leczniczą i w ogóle?
- Tak.
- Na ciebie też?
- Wriothesley, ty teraz nie byłbyś w stanie uprawiać seksu nawet z meluzyną.
- ...co to za porównania w ogóle?
- Zasłyszane na targu.
- Nie powtarzaj wszystkiego, co mówią na targu!
- Przepraszam?
Wriothesley zaśmiał się słabo.
- Stary jesteś, ale głupi - stwierdził, roztrzepując mu włosy. - Złapaliście go chociaż?
- Truciciela? Tak - przyznał Neuvillette. - Ale jego motyw był mało adekwatny do tego, co próbował zrobić.
- Jaki motyw?
- Kazałeś mu sprzątać toalety.
- Prawie umarłem, bo kazałem komuś sprzątać kible?!
- Był skazany za masowe morderstwo, więc wątpię, że się ciebie boi.
- Każdy się mnie boi, a przynajmniej szanuje - prychnął Wriothesley.
- Jak widać nie każdy - Neuvillette wzruszył ramionami.
- A ty się boisz?
- Jestem smokiem, Wriothesley.
- A i tak jesteś na dole - mruknął Wriothesley, przymykając oczy. - Chyba czas iść spać.
- W takim razie muszę się chociaż przebrać - stwierdził Neuvillette, próbując wstać.
- Nie - Wriothesley złapał go w pasie. - Zostań.
- Nie zachowuj się jak dziecko - Neuvillette westchnął ciężko. - Wriothesley?
Wriothesley nie odpowiedział. Neuvillette trącił go w ramię. Ten jedynie chrapnął w odpowiedzi.
Żył. I to było w tym momencie najważniejsze.
Nawet jeśli Neuvillette miał w perspektywie spędzenie nocy w dziennym ubraniu i na wpół siedząco.
The end