Uniwersum: Fullmetal Alchemist: Brotherhood
Pairing: Edward Elric&Winry Rockbell, Alphonse Elric&May Chang, Roy Mustang&Riza Hawkeye
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, tragikomedia
Ostrzeżenia: sceny przemocy, headcanony
Notka autorska: Totalnie zapomniałam o dodawaniu tego fika. Xb
- Ed! - Alphonse podbiegł do niego, kiedy tylko zauważył go na szpitalnym korytarzu. - Co się dzieje, czemu się tu znalazłeś?
- Nic mi nie jest - odparł Edward. - Co najwyżej boli mnie noga i trochę ręce, bo zapomniałem, że nie noszę już rękawiczek.
- Rękawiczek? W co ty się znowu wpakowałeś, braciszku? - Alphonse westchnął ciężko. - Winry już wie?
- Jeszcze jej nic nie powiedziałem. Myślisz, że powinienem, skoro to nie ja jestem w szpitalu? - spytał Edward, spoglądając w sufit. - Już słyszę, jak się na mnie drze... I jak grozi mi kluczem francuskim...
- Możesz do niej zadzwonić i przy okazji opowiedzieć to nam - stwierdziła May, podchodząc do nich.
- No dobra, już dobra - Edward podszedł do telefonu. - I tak muszę jej powiedzieć, że dostarczyłem tę protezę Leissnerowi... Kurde, będę musiał mu oddać tę jego laskę. Ma któreś z was ochotę przejść się do tej gaduły?
- Ed - Al zmierzył go wzrokiem.
Winry odebrała po trzecim sygnale.
- Rockbell Auto-mail, Winry Rockbell-Elric przy telefonie, w czym mogę pomóc?
- Cześć, Winry - przywitał się Edward.
- Co znowu zmalowałeś? - spytała Winry, nawet się nie witając.
- Skąd pomysł, że coś zmalowałem?! - oburzył się Edward.
- Przecież słyszę po twoim głosie.
- Ja nic nie zmalowałem - odparł Edward. - Al i May cię pozdrawiają.
- O, spotkaliście się?
- Tak.
- Cudownie! To w jakie kłopoty znowu razem wpadliście?
- Nie wpadliśmy w żadne kłopoty! - Edward westchnął ciężko. - Znaczy, oni nie.
- Mówiłeś, że nic nie zmalowałeś!
- Jedynie uratowałem czyjeś życie - oznajmił Edward, jednocześnie nadal zirytowany, jak i dumny z siebie.
- Życie? - powtórzył Al.
- Opowiedz, co się dokładnie stało - stwierdziła stanowczo Winry.
- Przyjechałem do Centrali, ale padało i było jakieś zamieszanie. Miałem złe przeczucie, więc wziąłem od Leissnera jego laskę, zostawiłem mu tę protezę i poszedłem sprawdzić, co się dzieje.
- Ed! Nie jesteś już alchemikiem, nie możesz robić takich rzeczy! - oburzył się Al.
Edward jedynie zmierzył go wzrokiem.
- Słyszałam Ala i się z nim zgadzam - mruknęła Winry. - Nie możesz się narażać. Mamy dwójkę dzieci, chciałam ci tak delikatnie przypomnieć.
- Jeszcze nie, a i tak jesteś lżejsza od Mustanga - odparł Edward.
- Nie czepiaj się wagi kobiety w ciąż... Czekaj, co? - Winry brzmiała na zaskoczoną.
- Mustanga? W sensie, pułkownika Mustanga? - upewniła się May.
- Generała brygady - bezwolnie poprawił ją Edward, przypominając sobie, jak wrażliwy jest na tym punkcie jego (a niech straci i przyzna się do tego w myślach) przyjaciel. Nie musi tego mówić na głos.
- Co się stało z panem Mustangiem? - spytał Al, wyraźnie zmartwiony.
- Jakiś nawiedzony alchemik zamknął go w wodnej bańce i próbował utopić - wyjaśnił Edward. - Powiedzmy, że musiałem przywrócić mu oddech. Od tamtej pory jest nieprzytomny, ale żyje.
Zapadła chwilowa cisza.
- Pani Riza pewnie jest przerażona - Winry brzmiała na jeszcze bardziej zmartwioną. - Ale teraz oboje mają u ciebie dług.
- Oboje? - powtórzył Edward.
- Wierzysz w to, że pani Riza by przeżyła jego śmierć?
- Nie - Edward pokręcił głową. - Nie obrazisz się, jeśli zostanę tu dłużej?
- Dopóki nie będziesz siedział tam dwa miesiące, to możesz zostać. Daj mi znać, czy wszystko w porządku - stwierdziła Winry. - I pozdrów pana Mustanga, jak się obudzi.
- Pozdrowię. Trzymaj się, Winry - powiedział Edward.
- Ty też, Ed. Kocham cię, pa - powiedziała i rozłączyła się.
- Pa - Ed odwiesił słuchawkę, zastanawiając się, czy Winry kiedykolwiek poczeka na jego odpowiedź.
- Biedny pan Mustang - powiedział cicho Al. - May, przejdziesz się do pana Leissnera?
- Czemu ja? - spytała May.
- Chcę zostać tu z Edem - wyjaśnił Alphonse.
- A ja się nie martwię, tak?! - May nadęła policzki. - No dobrze, ale zaraz wrócę. I lepiej, żeby się obudził do mojego powrotu.
May wzięła laskę Leissnera i kartkę z adresem, po czym wyszła ze szpitala. Al odprowadził ją wzrokiem.
- Nie wróci tak szybko - stwierdził Edward, siadając na krześle. - Leissner to straszna gaduła.
- Pan Mustang też się tak szybko nie obudzi - odparł Alphonse. - A ty nie powinieneś być teraz sam.
- To ty się martwisz, nie ja.
- To czemu tu siedzisz?
- Bo... - Edward spuścił wzrok. - Sam nie wiem.
- Bo się martwisz.
- Nie?
- Tak.
- Alphonse.
Al zaśmiał się i spojrzał w sufit.
- Zostawiasz swoją ciężarną żonę na dłużej samą, prosisz przyjaciółkę o zaniesienie laski do faceta, który ci ją pożyczył, ale nie, ani trochę się nie martwisz - Alphonse trącił Edwarda w ramię. - Słabo ci wychodzi to udawanie twardego, braciszku.
Edward nic nie odpowiedział.