Uniwersum: Fullmetal Alchemist: Brotherhood
Pairing: Edward Elric&Winry Rockbell, Alphonse Elric&May Chang, Roy Mustang&Riza Hawkeye
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy, tragikomedia
Ostrzeżenia: sceny przemocy, headcanony
Notka autorska: MATKO, ZNOWU ZAPOMNIAŁAM. POWINNAM SOBIE USTAWIĆ PRZYPOMNIENIE CZY COŚ.
A nie, to ostatnia część. Nieważne. XD
Minęło kilka dni. Edward nie mógł się zebrać, żeby przyjść do szpitala po tym, jak pierwszy raz pozwolono mu zajrzeć do sali Mustanga.
Roy leżał w łóżku, wyglądając, jakby spał. Ale wszyscy dobrze wiedzieli, że to nie była prawda. Wiedzieli też, że może się nie obudzić.
Nadal był tak przeraźliwie zimny, jak wtedy. Jak gdyby nic nie było w stanie go ogrzać.
A porucznik Hawkeye wcale nie wyglądała, jakby przepłakała całą noc.
Dlatego Edward zastanawiał się, czy nie powinien wrócić do domu. Czy czekanie na to, by ktoś otworzył oczy, kiedy jest w dobrych rękach, miało jakikolwiek sens?
...
Nie no, on musi tam iść.
Kiedy w końcu znalazł się w szpitalu, od razu poszedł do sali, w której leżał Mustang. Stanął w progu i rozejrzał się. Kwiaty, które Falman przyniósł pierwszego dnia, zaczęły nieco więdnąć. Okulary Roya, które musiał nosić mimo przywrócenia mu wzroku przez doktora Marcoh, leżały obok wazonu.
A Roy dalej spał.
Edward westchnął, usiadł obok łóżka i oparł się o swoją cudem odzyskaną rękę.
- Nie za długa ta twoja drzemka, stary egoisto? - spytał Edward, mierząc wzrokiem uśpioną twarz Roya, po czym dźgnął go palcem w ramię. - Ej, generale brygady Mustang, mówię do ciebie. Masz się obudzić, takie są rozkazy. A zawsze mi powtarzałeś, że mam je wypełniać, nie?
Brak reakcji. W sumie czego się spodziewał?
- Ty serio jednak musisz mieć mózg, skoro ci tak długo nie działa - stwierdził Edward. - Pani porucznik się martwi, wiesz? Al się martwi, May się martwi, twoi przyjaciele się martwią... Winry się martwi, naprawdę chcesz martwić kobietę w ciąży? Mógłbyś już skończyć tę gierkę, bo nikomu się ona nie podoba.
Nadal brak reakcji. A czego on oczekiwał, kolejnego cudu?
- Mustang, do cholery - Edward potrząsnął nim za ramię, mając gdzieś, czy jakaś pielęgniarka go zaraz nie wyrzuci ze szpitala. - Budź się, bo to naprawdę nie jest śmieszne.
I wciąż nic.
...
Wziął głęboki wdech.
- Dobra, wygrałeś. Ty, Al, May, Winry, wszyscy wygraliście. Udało ci się sprawić, że ja też się martwię. Okej? Zadowolony? - Edward zaplótł ręce na klatce piersiowej. - Martwię się, dobra? Martwię się. Uratowałem ci życie, a ty nie chcesz go odzyskać. Może tak trzymajmy się zasady równowartej wymiany, co? Ja cię reanimuję, a ty się budzisz, a nie. Śpisz. Śpisz! Śpisz...
Roy się nie poruszył. Jedynie oddychał miarowo i nieco płytko.
- Jak chcesz. Ale przestań martwić biedną panią porucznik. I ja wiem, że oboje jesteście w armii i nie możecie się hajtnąć, ale mógłbyś jej się chociaż oświadczyć. Nikt nie musi wiedzieć o tym, że jesteście razem - Edward prychnął i podszedł do drzwi. - I tak wszyscy wiedzą, wiesz?
I wtedy usłyszał coś, co brzmiało jak przytaknięcie.
Odwrócił się. Roy otworzył swoje nieco zamglone oczy i patrzył na niego, z trudem utrzymując je otwarte.
- No i w końcu się kogoś posłuchałeś! - zawołał Edward, usiłując powstrzymać swój głos od drżenia, po czym pobiegł zawiadomić lekarzy.
I porucznik Hawkeye, oczywiście. Reszcie może powiedzieć o tym później.
* * *
Minęło dobre pół dnia, zanim pozwolono mu wejść do sali Mustanga. Ten siedział nieco zdezorientowany, próbując chyba doprowadzić swoje ręce do jakiegokolwiek użytku.
- Co, mięśnie stężały? - spytał Edward, opierając się o framugę.
Roy podniósł na niego wzrok.
- Stalowy? - głos Mustanga był zachrypnięty i nieco słaby.
- Jestem w szoku, że możesz sam usiąść - stwierdził Edward. - No chyba, że ci pomogli.
- Poprosiłem pielęgniarkę - odparł Roy. - Co tu robisz?
- Upewniam się, czy dotrzymasz swojej części wymiany - wyjaśnił Edward.
- Wymiany?
- Uratowałem ci życie - oznajmił Edward. - Zacznij używać kremu, bo usta masz strasznie spierzchnięte.
Roy najpierw zmarszczył się, analizując, co Edward dokładnie powiedział.
Potem zamrugał, orientując się, co to znaczyło.
Po czym potarł palcami skronie, chociaż podniesienie ręki zajęło mu dłużej, niż by tego chciał.
- Nawet nie będę pytał, co tam robiłeś - stwierdził Roy. - I nie mów do mnie w taki sposób.
- Nie jesteś już moim przełożonym, Mustang - przypomniał mu Edward, podchodząc do niego. - Będę robił, co będę chciał.
Roy jedynie mruknął coś w odpowiedzi.
- I nie zamartwiaj tak pani porucznik, proszę - powiedział Edward spokojnie, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Wiesz, ile przez ciebie przepłakała?
- ...podejrzewam - odparł Roy, brzmiąc, jakby bał się zobaczyć, w jakim stanie jest teraz Riza.
Przez niego.
Znowu.
- I nie pakuj się w kłopoty, kiedy pada, bo jesteś wtedy bezużyteczny - stwierdził Edward.
- A ty nadal jesteś niski.
- KOGO NAZYWASZ NISKIM, TY WAPNIAKU?! - Edward spojrzał mu prosto w oczy. - Mam sprawić, że znowu wylądujesz w śpiączce?!
I wtedy przypomniał sobie to ukłucie w sercu, kiedy zorientował się, że Roy nie oddycha.
I jak zobaczył go nieprzytomnego w szpitalu po raz pierwszy.
I jak kilkadziesiąt minut temu był pewien, że już się nie obudzi.
- Stalowy? - Roy zamarł, kiedy Edward po prostu go przytulił.
- Nie strasz nas tak więcej - powiedział cicho Edward Elric, zwany kiedyś Stalowym Alchemikiem.
I dopiero, gdy poczuł dłoń Roya Mustanga na swoich włosach, jego serce przestało tak niespokojnie bić.
...i spadł z krzesła, kiedy porucznik Riza Hawkeye nieco zbyt gwałtownie otworzyła drzwi do sali, przerywając tę jego chwilę słabości.
Ale nie miał jej tego za złe. Zastanawiał się jedynie, czy w ogóle zauważyła go siedzącego na podłodze, kiedy tym razem to ona przytuliła Roya w prawdopodobnie kilkakrotnie ciaśniejszym uścisku.
- Pani porucznik, jeszcze żyję, ale jak będzie mnie pani tak dusić, to może się to zmienić - Roy chyba próbował się zaśmiać, ale słabo mu to wyszło.
Edward wstał i otrzepał się. Teraz, kiedy wiedział, że jego przyjaciel jest już bezpieczny, mógł spokojnie wracać do żony i syna i czekać na narodziny córki. Miał przynajmniej taką nadzieję, że to będzie córka. Już i tak się bał, że jego syn go przerośnie. Przy córce to prawdopodobieństwo było niższe... Prawda?
The end