Pairing: Satoshi&Shougo, wspomniane Naoto&Shougo
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komediowy melodramat, czy co
Ostrzeżenia: delikatne sceny przemocy? XD
Notka autorska: Uwielbiam robić z Satoshiego niezrównoważonego psychicznie i musicie mi to wybaczyć. Enjoy~!
Kiedy Reika umawiał mnie i Koukiego na wywiad w NicoNico, nie protestowałem. Kolejne spotkanie, gdzie trzeba będzie trochę pogadać o nowych wydawnictwach. Nic nadzwyczajnego.
Gorzej, że okazało się, iż nie tylko nasz zespół został zaproszony.
DIV również.
I oczywiście Shougo i Satoshi musieli się zgłosić.
Nie mam nic przeciwko spędzaniu czasu z kolegami z zespołu. Nie mam nic przeciwko spędzaniu czasu z Shougo. Ale mam nieco inne podejście do Satoshiego.
W dużym skrócie, on mi się wydaje mocno podejrzany. Jakby miał odejść z zespołu, kiedy tylko coś przestanie mu się podobać.
Gorzej, że Shougo jest w niego kompletnie zapatrzony i nie widzi oznak tego, że z gościem jest coś nie tak.
- Hejka~! - przywitał się Kouki, przytulając jednego i drugiego. Satoshi wyglądał, jakby dostał udaru, Shougo jedynie się zaśmiał i odwzajemnił uścisk.
- Cześć, Naoto - powiedział, uśmiechając się lekko.
- Cześć - odpowiedziałem.
Satoshi nie powiedział nic. Ani do mnie, ani do Koukiego. Widziałem tylko, że jedyne, na czym był skupiony, to żeby nie złapać Shougo za rękę ani go nie objąć.
Zawsze możecie to wyjaśnić fanserwisem, stary, jeśli akurat przydybie was fotograf.
Naprawdę.
Wiem, co mówię.
Usiadłem obok Koukiego, który zajął miejsce przy Satoshim. Obok niego usiadł Shougo i wywiad połączony z audycją mógł się w końcu zacząć.
Usilnie próbowałem myśleć o tym, że byłem tego dnia umówiony z moją dziewczyną. Zmuszałem się do skupienia na tym, co mówił prowadzący i na jej kusej, zielonej sukience, którą ostatnio kupiła. I że pewnie założy do niej te zakolanówki z Totoro, jak zwykle.
Ale wiedziałem, że znowu przepadłem. Że po raz kolejny po spotkaniu z Shougo, po zobaczeniu jego uśmiechu i zapewne po pójściu z nim potem na piwo, kiedy wrócę do domu, złamię już któreś z rzędu niewinne, kobiece serce.
Z niego nie da się wyleczyć. Nawet po tylu latach.
- A więc teraz grasz w Dauto, Naoto? - spytał Shougo, zagadując mnie po wywiadzie. Nadal siedzieliśmy na swoich miejscach. I całe szczęście, bo pewnie moje myśli byłyby jeszcze bardziej chaotyczne niż teraz.
- Tak. Staram się, jak umiem, żeby stać się dobrym zastępstwem za Minase - uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Nie bądź zastępstwem, Naoto - Shougo wstał i przysunął swoje krzesło do blatu. - Bądź sobą. To ci najlepiej wychodzi.
Nie powinien tego mówić. Nie dlatego, że poczułem jednocześnie miłe i bolesne ukłucie w sercu. Tylko dlatego, że nie wiedziałem, iż Satoshi może się aż tak zmarszczyć.
- Wiesz, Shogo, nie chcę nic mówić, ale samo bycie sobą może mu czasem nie wystarczyć, prawda? - rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie, łapiąc tym razem Shougo za rękę i chyba trochę za mocno ją ściskając, bo mój przyjaciel z dzieciństwa ją wyszarpnął z oburzeniem na twarzy.
Ewentualnie wkurzyła go ta nieuzasadniona zazdrość.
- Uważaj, bo ty możesz właśnie zepsuć wszystko byciem sobą - powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć, co mówię. Kouki patrzył to na Satoshiego, to na mnie.
- Nie znasz Shogo, tak jak ja. Nikt tak dobrze go nie zna - Satoshi odsunął Koukiego, który zachwiał się lekko i zamrugał ze zdumienia.
- Wydaje ci się, że znasz Shougo lepiej ode mnie? - spytałem, mrużąc oczy. - Wiesz, ile mieliśmy lat, jak się poznaliśmy?
- Nie obchodzi mnie to - mruknął, zaciskając dłonie w pięści.
Czy on zamierza mnie uderzyć?
- SPOKÓJ! - zawołał Kouki, odpychając nas od siebie. - Nie mam pojęcia, o co wam chodzi, ale w tej chwili macie się opanować. Bo inaczej Reika nie wypuści cię z sali prób przez tydzień.
- Chobi tak samo - powiedział cicho Shougo. - Satoshi, przestań.
Ten cymbał jedynie spojrzał na niego i westchnął przeciągle.
- Niech wam będzie - prychnął, odwracając się i wyszedł.
- Satoshi, czekaj! - zawołał Shougo, wybiegając za nim.
Kouki nadal trzymał dłoń na moim ramieniu.
- O co tu, u licha, chodzi? - spytał.
- Shougo to mój były. I jak widać ktoś tu o tym wie i ma z tym niemały problem - wyjaśniłem.
- Ja pierniczę - Kouki pokręcił głową z niedowierzaniem. - Chociaż muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.
- Pod wrażeniem czego? - zdziwiłem się.
- Pierwszy raz widziałem, żeby wykrzesał z siebie tyle emocji naraz - wyjaśnił Kouki, na co parsknąłem śmiechem.
Po tym, jak pożegnaliśmy się z dziennikarzem, myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. Kouki poszedł jeszcze coś załatwić, a ja ruszyłem ku wyjściu.
A jednak coś mnie zaskoczyło. Satoshi stał przy ścianie i chyba na nas czekał.
- Shogo wyszedł zapalić. Nie chce mi się wdychać tej trucizny - oznajmił, choć o nic go nie pytałem.
Tak samo, jak nie kazałem mu złapać mnie za koszulę i rąbnąć mną o ścianę.
...moje plecy.
Chwila, co?!
- Co ty wyprawiasz? - spojrzałem na niego ze zdumieniem.
- Nie dzwoń, nie pisz, nie odzywaj się. Udawaj, że nie istniejesz - warknął.
- He?
- To, co słyszysz. Nie zbliżaj się do Shogo. On jest teraz mój i nigdy twój już nie będzie - wycedził przez zęby. - Jasne?
- Stary, mam dziewczynę. Uspokój się - nie okłamałem go. Naprawdę ją nadal miałem.
- Nie kochasz jej - oznajmił. A co on, wróżbita? Jasnowidz? - Niedługo z nią zerwiesz.
- Skąd taki pomysł? - zdziwiłem się.
- Słyszałem o tym, że zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki. Co, nudzą ci się, bo nie są jak mój ukochany? - ton jego głosu był naprawdę niepokojący.
- Bredzisz - stwierdziłem.
- Naoto? - Kouki podszedł do nas. Satoshi puścił mnie i poszedł.
Wygładziłem koszulę. Co to miało być?
- Nie można cię zostawić na pięć minut? - westchnął Kouki. - Czego znowu chciał?
- Ustalić warunki rozmawiania z Shougo - odparłem.
- Jakie warunki?
- Jest jeden: nie robić tego - wzruszyłem ramionami.
- Ale uświadomiłeś go, że jesteś zajęty?
- Tak.
Kouki uderzył się ręką w twarz.
- Chodź już, zanim gotów wrzucić cię do studzienki kanalizacyjnej czy coś - złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę samochodu.
Co za przygłupi imbecyl...
Ale w jednym miał rację. Nie kocham mojej dziewczyny.
Kocham Shogo. Cały czas, niezmiennie, od dziesięciu lat...
The end