Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 16 lipca 2015

Soundless

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, komedia?
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Fik napisany dla Kann na poprawę humoru.

Chisa wrócił do domu i odwiesił bluzę na stojak. Ściągając buty, zobaczył Chobiego stojącego w drzwiach sypialni z kubkiem herbaty w ręce.
 - Hej - rzucił krótko, ale nie otrzymał odpowiedzi. Spojrzał na Chobiego z lekkim zdziwieniem. - Coś się stało?
Chobi westchnął. Było w tym słychać takie cierpienie, jakby przynajmniej zdechły mu wszystkie koty.
Podał Chisie kubek z herbatą, podszedł do szafki i wyciągnął z niej notes i długopis. Nabazgrał coś na kartce i podstawił ją wokaliście pod nos. Chisa przeczytał wiadomość i zachichotał.
 - Więc nie możesz mówić? To co ty robiłeś, jak mnie nie było? - spojrzał na Chobiego, uśmiechając się złośliwie, przez co dostał notesem po głowie. - Au?
Chobi znowu coś napisał, marszcząc przy tym brwi, podał Chisie notes, usiadł z herbatą na łóżku i wbił wzrok w ścianę.
 - Czyli przeziębiłeś się i siadło ci na struny głosowe? Biedactwo - Chisa pogłaskał go po głowie. - Ale czemu się wkurzasz?
Chobi obrzucił go morderczym spojrzeniem.
 - Irytuje cię, że ja mogę mówić, a ty nie? - odpowiedziało mu kiwnięcie głową. - Zatem milczmy obaj.
Basista popatrzył na niego ze zdziwieniem.
 - No co? Ja mogę milczeć. Przecież nie musimy mówić, by się rozumieć, prawda? - Chisa uśmiechnął się promiennie, wziął długopis z szafki i napisał coś w notesie, po czym podał go Chobiemu.
To jak to się stało, że zaniemówiłeś?
Zostawiłem otwarte okno na noc. Rozszalała się burza i tak jakoś wyszło.
Nie zorientowałeś się, że zrobiło się zimno?
Jestem ciapą, pamiętasz? Mogłoby się nawet zrobić tak zimno, że zamroziłoby mi stopy, a i tak bym się nie zorientował.
Racja. Swoją drogą, u moich rodziców nie było burzy, a by się przydała. Straszna duchota, myślałem, że mama wybije dziurę w ścianie i każe tacie zamontować nowe okno, by móc je otworzyć.
Przed tą burzą to miałem ochotę wykąpać się w misce Nameko.
Trzeba było zrobić sobie chłodną kąpiel.
I pewnie przeziębiłbym sobie nerki z moim szczęściem. Wolę nie mówić, niż zwijać się na łóżku jak ciocia Chou, kiedy miała zapalenie nerek.
No, z twoim progiem bólu...
Obaj mamy próg bólu świnki morskiej, Sachi.
W zasadzie masz rację.
"Hiroki, zaparz mi herbatki, brzuszek mnie boli." I tak prawie codziennie.
Bo ja mam delikatny żołądek! I w ogóle jestem kruchym wokalistą, którego artystyczną duszę niszczy zło tego świata.
Sachi, co?
Nie wiem, chyba ten sposób komunikacji mi szkodzi.
Jakbym mówił, to by było lepiej.
Chisa westchnął przeciągle i napisał kolejną wiadomość w notesie. Basista odczytał ją i przytulił wokalistę do siebie. Cmoknął go w czubek głowy i przymknął oczy.
Nie muszę słyszeć twojego głosu, by słyszeć bicie serca, wiesz? A to mi wystarczy. Ważna jest dla mnie twoja obecność, a nie potok słów, moja ty gaduło.

The end

niedziela, 12 lipca 2015

Atsui

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 18+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: sceny erotyczne
Notka autorska: To wszystko przez Hitomiego i jego filmik. Przy tym shipie trochę ponosi mnie wyobraźnia. (Haha, trochę.)



Hitomi wszedł do pokoju hotelowego i podszedł do okna, aby je otworzyć. Było koszmarnie gorąco, a on był zmęczony i jedyne, czego teraz potrzebował, to chwila relaksu.
Nie zdziwił się wcale, gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi moment później. Wiedział, kto przyszedł. Tylko jedna osoba miała pozwolenie na wchodzenie do jego pokoju bez pukania.
Nie odwrócił się jednak, tylko wyszedł na balkon. Oparł się o barierkę i utkwił wzrok w zachodzącym słońcu.
Przeszedł go przyjemny dreszcz, gdy poczuł, jak ktoś obejmuje go w pasie i przytula się do niego.
 - W końcu ciepło, co nie, Hito-chan? - usłyszał głos Soana tuż przy uchu. Perkusista oparł głowę o jego ramię.
 - Chyba jednak trochę za ciepło - odparł Hitomi, głaszcząc Tomofumiego po dłoni. - Taki upał jest męczący.
 - Marudzisz - westchnął Soan, rozwiewając oddechem kosmyki włosów wokalisty. - Chodź lepiej do środka.
Soan złapał Hitomiego za rękę i wciągnął go do pomieszczenia.
 - Chętnie bym się położył - stwierdził Hitomi, biorąc tablet z szafki. - I nagrał filmik.
 - Filmik - Soan pokręcił głową. Hitomi i jego filmiki były trochę dla niego niepojęte.
Hitomi włączył kamerę, powiedział, że jest zmęczony i rzucił się na łóżko. Spojrzał na zniecierpliwionego Soana, który patrzył na niego z miną wątpiącą w ludzkość.
 - Oddaj - perkusista zabrał mu tablet w momencie, gdy już wrzucił filmik na Twittera. Położył urządzenie na szafce i pochylił się nad Hitomim. - Ja ci dam filmiki.
Pocałunek, który Soan złożył na jego ustach, przyprawił Hitomiego o dreszcze. Wplótł palce we włosy perkusisty i przyciągnął go bardziej do siebie. Nawet nie zauważył, kiedy jego biała koszula zsunęła się z jego ramion i znalazła się na podłodze, ani kiedy reszta części jego garderoby podzieliła jej los. Już nie mówiąc o tym, że nie tylko jego ubrania walały się po chwili po panelach.
Westchnął, kiedy dłonie Soana zsunęły się z jego bioder na uda. Rozchylił posłusznie nogi, na co perkusista tylko lubieżnie się uśmiechnął.
Tak, właśnie o taką formę relaksu mu chodziło. Uświadomił sobie to zwłaszcza w momencie, gdy jego palce zacisnęły się kurczowo na hotelowym prześcieradle.
 - Tak, w końcu jest ciepło - stwierdził Hitomi, gdy Soan opadł obok niego na poduszki. Głos nadal mu drżał. Chyba dawno nie było im tak dobrze.
 - A nie jest ci za gorąco? - spytał Tomofumi, któremu nadal trudno było uspokoić oddech.
 - Z tego powodu, co mi gorąco, to mógłbym się nawet spalić, a by mi to nie przeszkadzało - Hitomi wtulił się w Soana. - Tomofumi?
 - Hm?
 - Nie, nic. Zgaś światło - mruknął Hitomi, zamykając oczy. Soan pociągnął za łańcuszek od lampki i w pokoju zapanowała ciemność.
 - Dobranoc, Hito-chan - szepnął Soan, całując Hitomiego w czubek głowy.
 - Dobranoc - odpowiedział Hitomi, wsłuchując się w miarowe bicie serca ukochanego. Po chwili zasnął, jak gdyby ten dźwięk ukołysał go do snu.
The end

piątek, 10 lipca 2015

Always on your side

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans, okruchy życia
Ostrzeżenia: w zasadzie brak
Notka autorska: Może to trochę dziwne, że piosenka jednego zespołu daje natchnienie do napisania fanfika o innym, ale no, stało się. Poza tym, wow, pamiętałam w tym fiku o czymś takim jak Fatima.
A i to o chorobie Hitomiego to fakt, nie wymyśliłam tego.


Dobrze pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy wszedłeś do naszego studia. Wydawało mi się, że byłeś trochę zagubiony. Nigdy nie lubiłeś nowych sytuacji. Usiadłeś za perkusją, nagle nabierając spokoju i opanowania, wziąłeś pałeczki w ręce i zacząłeś grać. Z początku niepewnie, później jednak wszyscy czterej zostaliśmy wbici w fotele. Odłożyłeś pałeczki i spojrzałeś na nas z wyczekiwaniem. Shige zawołał, że przecież mówił, iż "będzie zarąbiście", Lay i Mizuha wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a ja próbowałem oderwać wzrok od twoich oczu. Ale nie mogłem.
Tomofumi... To imię odbijało się od moich myśli codziennie. Mimo, że cię przecież widywałem na próbach, mimo, że graliśmy razem koncerty i mimo, że spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, bo okazało się, iż świetnie się ze sobą dogadujemy, wciąż było mi mało. Za mało twojego uroczego uśmiechu, za mało twoich hipnotyzujących oczu, za mało twojego głębokiego, niskiego głosu, za mało twoich mięśni zarysowujących się pod materiałem szarej marynarki i za mało twojego pociesznego śmiechu.
To było jesienią 2003 roku. Rozchorowałem się wtedy, ale zbagatelizowałem sprawę. To ty jako pierwszy zauważyłeś, że coś jest naprawdę nie tak.
 - Proszę - podałeś mi kubek ciepłej herbaty. - Od kilku tygodni brzmisz, jakbyś miał wypluć płuca. Naprawdę uważasz, że nie powinieneś iść do lekarza? Co, Sanaka?
 - Daj spokój, Towa. Nic mi nie jest - odparłem, znowu kaszląc. Przyłożyłeś mi dłoń do czoła i westchnąłeś krótko.
 - Tak, zupełnie nic. A gorączkę masz strasznie wysoką tak w ramach panującej mody. Wracaj do domu i wykuruj się. Wróć, jak już dojdziesz do siebie.
 - Naprawdę, Towa, nic mi nie będzie - stwierdziłem, mierząc cię wzrokiem. Miałeś dwadzieścia jeden lat, a już sprawiałeś wrażenie osoby, z którą się nie dyskutuje. Ale ja się tak łatwo nie poddałem. Nie tego dnia. Kilka dni później - owszem.
 - Sanaka, idź do lekarza - spojrzałeś na mnie stanowczym wzrokiem. - Ledwo mówisz, ledwo chodzisz, ledwo widzisz. Idź do lekarza, chrzań trasę, zdrowie jest ważniejsze, Hitomi!
W tamtych czasach nazwanie mnie imieniem oznaczało, że jesteś na mnie wściekły.
 - Nic... - znów chciałem to powiedzieć. Że nic mi nie jest, że masz się nie martwić. Dostałem jednak gwałtownego, silnego ataku kaszlu. Objąłeś mnie w pasie i posadziłeś na krześle.
 - Sanaka? - w twoim głosie nagle wyczułem strach. - Sanaka, twoja ręka... Twoje usta... Na wszystkich bogów japońskich!
Wyciągnąłeś telefon i chyba zadzwoniłeś na pogotowie. Spojrzałem na swoją dłoń. Lśniła od czerwonej, świeżej krwi. Czułem jej metaliczny smak...
 - Hitomi - przytuliłeś mnie do siebie, zanim straciłem przytomność. Poczułem się bezpiecznie. To chyba właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że cię kocham.
Lekarze podejrzewali, że tego nie przeżyję. Zapalenie płuc było w bardzo zaawansowanym stadium. Siedziałeś przy mnie dniami i nocami. Nie odstępowałeś mnie na krok.
 - Idiota - usłyszałem pewnej nocy twój szept. Chyba myślałeś, że śpię. - Czy ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że mogłeś umrzeć? Jesteś moim przyjacielem. Nie przeżyłbym tego. Nie dałbym rady.
 - Towa - chciałem, by to zabrzmiało trochę czulej niż warknięcie psa, ale niestety gardło mi na to nie pozwoliło. Potrząsnąłeś głową, jakby chcąc odegnać złe myśli.
 - Nie odchodź. Nie teraz, gdy pokochałem cię jak brata - spojrzałeś na mnie zaszklonymi oczami. Westchnąłem. Twoje słowa powinny sprawić mi przyjemność, ale właśnie wtedy głos w mojej głowie zaczął coś krzyczeć o tym, że ten rodzaj miłości mi nie odpowiada. Chciałem czegoś więcej, chciałem ciebie.
Próbowałem wyznać ci miłość wiele razy. Pierwszy raz na urodzinach Shige w 2004, pamiętasz? Drugi raz, kiedy ogłosiliśmy rozpad. Trzeci, gdy zagraliśmy ostatni koncert jako Fatima. Czwarty, gdy graliśmy razem w projekcie. I tak dalej, i tak dalej. Ale wciąż nie potrafiłem. Ciągle głos grzązł mi w gardle, gdy tylko zaczynałem wypowiadać to krótkie zdanie. Pocieszałem się, sypiając z różnymi osobami tylko po to, by zapomnieć o tobie.
Ale o tobie nie da się tak po prostu zapomnieć. Nie dało się zapomnieć, kiedy dzwoniłeś prawie codziennie, by porozmawiać, gdy akurat mieliśmy wolne. Kiedy wyciągałeś mnie na piwo w najbardziej szary i pochmurny dzień, bo twierdziłeś, że jeśli pogoda nie może się rozweselić, to przynajmniej my powinniśmy. Kiedy spędzaliśmy razem urodziny któregoś z nas, upijając się i śpiewając jakieś pijackie piosenki. Nawiasem mówiąc, to chyba jedyne, czego robić nie powinieneś - śpiewać.
Jak można o kimś zapomnieć, gdy każdy miły gest, słowo, uśmiech, muśnięcie dłoni, spojrzenie przyprawia o falę gorąca? W starciu z tobą byłem niczym te wszystkie kobiety i zniewieściali mężczyźni zaciągani przeze mnie do łóżka. Ty nigdy nie byłeś zniewieściały. Czasem styliści próbowali cię przerobić na kobietę, ale to nie wychodziło.
I wtedy postanowiliśmy założyć nowy zespół. Nasz. Wspólny. Inny od Fatimy. Inny od wszystkiego.
 - Więc wracasz do prawdziwego imienia, Kanoma? - zapytałeś ze złośliwym uśmiechem. Nigdy nie przestałeś nazywać mnie naprzemiennie Sanaką i Hitomim, a bycie Kanomą w twoim mniemaniu zupełnie odpadało.
 - Tak - przyznałem. - A ty? Zostajesz przy Towie?
 - Nie, też chcę się odciąć od przeszłości - odparłeś. - Podoba mi się brzmienie słowa "soar" w angielskim. Fajnie by się to prezentowało jako przydomek.
 - To nie wygląda - stwierdziłem. - Trzeba to przerobić na coś bardziej japońskiego. "Soan" na przykład?
 - Może być. Nawet łatwiej mi to wymówić - uśmiechnąłeś się lekko.
Od tamtej pory się tak nazywasz. To ja ci nadałem to imię. Wyjątkowe i niepowtarzalne. Jak ty.
I znowu wróciłem do obserwowania cię na próbach i koncertach. Do śmiania się z tobą na planie teledysków, picia po godzinach, tulenia, gdy przychodziły cięższe chwile. Tak, potrafiłem się do ciebie przytulić. To było łatwiejsze od wyznania uczuć.
Wiedziałem o tobie już naprawdę dużo. Co lubisz, czego nie, na przykład truskawki uwielbiasz, zimy zaś nienawidzisz. Masz łaskotki, skłonności do tycia, często panikujesz bez powodu i lepiej z tobą nie dyskutować. Budzenie cię nie wchodzi w rachubę, o czym kiedyś boleśnie przekonał się Velo. Potrafiłem wymienić wszystkie twoje ulubione zespoły, filmy, książki, mangi, nawet czasopisma, które przeglądałeś od czasu do czasu. Wiedziałem, z kim się przyjaźnisz, kogo nie lubisz, a komu życzysz nadepnięcia bosą stopą na klocek lego. Umiałem cię rozśmieszyć, gdy miałeś zły humor, wzruszyć nowym tekstem, pocieszyć, gdy coś się stało.
Wszystko to wiedziałem, umiałem i potrafiłem. Więc dlaczego tak trudno było mi w końcu wyznać swoje uczucia? Miałem trzydzieści parę lat, a niektóre zachowania zostały mi chyba jeszcze od czasów podstawówki.
Nie spodziewałem się tego, że w końcu się zejdziemy. Że nareszcie ktoś nas popchnie na siebie i wyznamy sobie uczucia. A już na pewno, że będzie to takie dosłowne popchnięcie. Cierpliwość nigdy nie cechowała Zilla, a jak widać tym razem miarka się przebrała.
Pamiętam, jak leżeliśmy obok siebie na rozłożonej kanapie. W końcu dostałem to, czego pragnąłem od tylu lat. Moje największe marzenie się spełniło. A do mojej listy dołączył jeszcze jeden punkt - jesteś cholernie dobry w łóżku.
 - Ne, Hito-chan? - zacząłeś, bawiąc się niezapalonym papierosem. - Naprawdę tak długo się zbierałeś, by mi to powiedzieć?
 - Jakieś siedem, osiem lat - odparłem, wtulając się w twój nagi tors, wciąż jeszcze mokry od potu. - Nie rozmawiajmy o tym i tak mi strasznie głupio...
Odgarnąłeś mi włosy z twarzy i cmoknąłeś w policzek. Było w tym coś... Przepraszającego.
 - Gdybyś powiedział mi za pierwszym razem... - zacząłeś i zawahałeś się na chwilę. - Gdybyś to zrobił, najprawdopodobniej dostałbyś kosza.
Podniosłem na ciebie wzrok. Twoje spojrzenie mówiło wszystko - naprawdę tak by się stało.
 - I podejrzewam, że nawet gdybyś się na to zdobył rok temu, to również bym ci odmówił - westchnąłeś ciężko. - Dążę do tego, że czasem lepiej poczekać, bo jak za szybko wypijesz herbatę, to się poparzysz.
 - Ale jak za późno to zrobię, to wystygnie - zauważyłem.
 - Po prostu trzeba znaleźć odpowiedni moment, Hito-chan - uśmiechnąłeś się i pocałowałeś mnie czule.
Od tamtego dnia wiem również, jak smakują twoje pocałunki. Truskawkową gumą do żucia i nikotyną.
I tyle mi wystarczy.
The end