Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Nie, nie jestem jakąś zagorzałą fanką pierwszego składu Morana jak niektórzy, ale jakoś tak chciałam, żeby w chociaż jednym fiku o tym zespole był Zill. Tak po prostu. Bo go lubię.
Soan stał przed lustrem w łazience i mył zęby. Zastanawiał się, kogo w sumie teraz widzi. Perkusistę zespołu, który zawiesił działalność przez odejście gitarzysty, ot co. Wypłukał usta. Muszą znaleźć jakiegoś następcę Velo, bo sami z Hitomim i Zillem sobie rady nie dadzą.
Zill był jego przyjacielem, ale sama myśl o Hitomim naniosła mu uśmiech na usta. Tak, wokalista miał w sobie coś magnetyzującego, co przyciągało człowieka niemal natychmiast po poznaniu go. I zaskakujące były też jego dwa zupełnie inne oblicza. Jedno z nich Hitomi pokazywał na scenie - uwodzicielski, poruszający się z niebywałą gracją, seksowny facet, który miał wszystkie fanki na jedno skinienie smukłego palca. A potem schodził ze swojego haremowego królestwa i stawał się nagle speszonym, uroczym chłopcem, wciąż jednak zamkniętym w ciele dorosłego, atrakcyjnego mężczyzny.
Tomofumi westchnął przeciągle i wszedł pod prysznic. Kiedy tak w sumie zaczął zwracać na Hitomiego uwagę w innym sensie, niż na dobrego przyjaciela z zespołu? Znał go od ośmiu lat, a nigdy wcześniej nie wywoływał w nim tego dziwnego ciepła, gdy na niego patrzył. To się chyba zaczęło dopiero, jak Velo oznajmił, że odchodzi. Hitomi był wtedy przybity, bo myślał, że w końcu stworzył zespół, który nie będzie miał problemów z dogadaniem się ze sobą.
- Może to ja ciągnę za sobą jakąś klątwę? - Hitomi zamieszał łyżeczką herbatę z rumem. - Może ja nie powinienem być wokalistą?
- Nawet tak nie mów - Soan pokręcił głową i przytulił Hitomiego do siebie. Czuł, że wokalista zadrżał jakby z przestrachu, ale i tak go nie puścił. - Damy sobie radę, Hitomi. Znajdziemy kogoś na jego miejsce. Tylko potrzebujemy czasu.
- Może i masz rację - Soan miał wrażenie, że Hitomi waha się pomiędzy odepchnięciem go, a odwzajemnieniem uścisku. - Zazwyczaj panikujesz w takich sytuacjach...
- Ale teraz jesteś zbyt smutny - stwierdził Soan, a chwilę później poczuł, jak Hitomi go przytula.
Tak, to chyba było wtedy. To wtedy sobie uświadomił, że ten praktycznie niedostępny dla niego człowiek jest dla niego kimś ważniejszym od przyjaciela.
Wahał się. Naprawdę długo się zastanawiał, czy aby na pewno odczytał dobrze swoje uczucia. Ale teraz, wytarłszy włosy białym ręcznikiem, był już tego pewien. Kochał go. Tylko nie wiedział, jak do niego dotrzeć. Jak przedrzeć się przez tę barierę nieśmiałości i obojętności Hitomiego.
Tomofumi założył ciemnofioletową piżamę w kratę i wślizgnął się pod kołdrę. Może jak przestanie w końcu każdego wieczoru myśleć o wokaliście, to uda mu się wcześniej zasnąć. Ale to było niewykonalne w przypadku, gdy Hitomi był osobą "wchodzącą do głowy". Jak raz go pokochasz, to już ci z niej nie wylezie.
Soan leżał na kanapie w sali prób i zastanawiał się, czy kiedykolwiek uda im się znaleźć nowego gitarzystę. Ten, który dopiero co wyszedł, nawet nie potrafił dobrze ułożyć palców, a co dopiero zagrać coś porządnego.
- Czarno to widzę - mruknął Zill, mieszając jogurt z musli. - Widzę to tak czarno, że bardziej czarno się po prostu nie da.
- Jak ty zaczynasz wątpić, to chyba należy porzucić wszelką nadzieję - stwierdził Soan, a Hitomi tylko westchnął.
- To ja się będę zbierał - stwierdził, biorąc kurtkę z wieszaka. - Do jutra.
- Do jutra! - zawołał za nim Zill, a Soan mu pomachał. Hitomi uśmiechnął się delikatnie i wyszedł.
- Szczerze, Soan - zaczął Zill, chrupiąc musli. - Masz zamiar mu kiedyś powiedzieć?
Soan zakasłał. Co, jak to Zill się domyślił?
- O czym? - Tomofumi udawał zdziwionego.
- Że go kochasz, głuptasie - Saburou uśmiechnął się przyjaźnie.
- A ty masz zamiar powiedzieć? - rzucił Soan, na co Zill się speszył i odwrócił wzrok.
- Kiedy ja nie wiem, czy mój ukochany cokolwiek do mnie czuje - westchnął basista. - Ale ty Hitomiemu musisz.
- A myślisz, że ja wiem? - żachnął się Soan.
- Hitomi przynajmniej nie wskakuje do łóżka każdemu, kto mu się spodoba - Zill dokończył swoje musli i wyrzucił kubeczek do kosza. - Soan?
- Tak?
- Hitomi przyjechał samochodem, czy przyszedł pieszo?
- Nie wiem, a co?
- Spójrz - Zill wskazał na okno. Soan odwrócił się. Śnieżyca, która szalała na dworze, zmroziła mu krew w żyłach.
- Przecież pięć minut temu...
- Pięć minut temu delikatnie prószył śnieg z deszczem, tak. Ale teraz sytuacja wygląda inaczej. A on ma na sobie cienką kurtkę - zauważył Zill.
- Zostań tutaj, bo mi się jeszcze rozchorujesz, a przy twoim lichym zdrowiu, to nie będzie dobre - Soan wcisnął mu klucze od sali w dłoń. - Idę go poszukać.
- Tylko uważaj na siebie! - zawołał za nim Zill, kiedy wybiegał z sali.
Soan otworzył parasolkę i wybiegł na dwór. Wiatr hulał tak mocno, że druty od parasola wywijały się tak gwałtownie, jakby miały się połamać.
- Jak nie schował się w żadnym sklepie, to własnoręcznie go zabiję - mruknął Soan. - A potem ożywię i zaopiekuję się nim, bo przecież się przeziębi.
Perkusista przeszukał teren wokół budynku wytwórni, ale Hitomiego nie znalazł. Mając nadzieję, że wokalista jednak miał samochód, ewentualnie zdążył uciec przed śnieżycą, wsiadł do swojego auta i podążył do domu, bo wiatr wzmagał się na sile i Soan bał się, że i on się rozchoruje, jeśli zaraz nie znajdzie się w ciepłym mieszkaniu.
Wyszedł z samochodu i z trudem dostał się do klatki schodowej. Otworzył drzwi i wszedł do windy. Gdy z niej wyszedł, zobaczył coś, czego się nie spodziewał.
Na wycieraczce przed jego mieszkaniem siedział mokry od roztopionego śniegu Hitomi.