Uniwersum: Fullmetal Alchemist: Brotherhood
Pairing: Sig&Izumi Curtis, wspomniane Edward Elric&Winry Rockbell, Alphonse Elric&May Chang, Roy Mustang&Riza Hawkeye
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: fantasy
Seria: Military Dog and Stray Cat's Strange Friendship
Ostrzeżenia: headcanony
Notka autorska: Tak sobie pisałam o tych dzieciakach i pomyślałam "A co gdyby ktoś je spotkał?". A potem nagle sobie uświadomiłam, że w żadnym fiku nie pojawiła się Izumi, która jest jedną z moich ulubionych postaci. Uznałam to za skandal i tak oto z tych dwóch rozkmin powstał ten fik.
Przyjazd do Dublith był dla generał Olivier Miry Armstrong na rękę. Nie dość, że mogła załatwić sprawy służbowe, wykorzystując do tego swojego tchórzliwego brata, to jeszcze przy okazji miała okazję odwiedzić Izumi Curtis. Chciała zobaczyć, jak jej towarzyszka broni się miewa.
Kiedy tylko wysłała Alexa ze swoim oddziałem, by zrobili rozeznanie w sprawie ukrywającego się w mieście przestępcy, ruszyła z Milesem w stronę domu Curtisów. Była tu już kilka razy, więc pamiętała drogę.
- Ile razy mam powtarzać, że musicie zachować czujność?! - usłyszała głos Izumi i uśmiechnęła się pod nosem.
Dobrze myślała, że trafi tędy do celu.
- Jak myślisz, generale, kto tym razem wystawia cierpliwość pani Izumi na próbę? - spytał Miles.
- Zaraz się przekonamy - odparła Olivier, podchodząc do furtki.
Na podwórku zobaczyła piątkę dzieci w różnym wieku. Zamrugała. Naprawdę, było ich tam pięcioro. Najmłodsze miało jakieś pięć lat, był to chłopiec z roztrzepanymi blond włosami. Obok niego stała czarnowłosa dziewczynka, o rysach i kolorze skóry świadczących o xingejskim pochodzeniu przynajmniej jednego z jej rodziców. Była nieco starsza od blondwłosego chłopca i tylko trochę młodsza od drugiej z czarnowłosych dziewczynek, która wyglądała jednak na typową Amestryjkę. Najstarsze z dzieci było złotowłosym chłopcem, trzymającym w tej chwili rękę na ramieniu równie złotowłosej dziewczynki, młodszej od niego z góra dwa lata, ale raczej starszej od wyższej z czarnowłosych dziewczynek. Chłopiec miał na oko tak z 10-12 lat.
- Naprawdę, jesteście czasem tak lekkomyślni jak wasi rodzice - Izumi westchnęła, zaczesując siwy warkoczyk za ucho. - Zwłaszcza wy, głupi jak wasz ojciec.
Tu spojrzała na złotowłose rodzeństwo, po czym przeniosła wzrok na furtkę, zauważając Olivier i Miles.
- Och, Olivier - powiedziała dziwnie zaniepokojonym głosem. - Przywitajcie się, dzieciaki.
- Dzień dobry! - zakrzyknęły dzieci chórem, odwracając się do Olivier i Milesa.
- Co cię tu sprowadza? - spytała Izumi, opierając się o barierkę.
- Chciałam tylko odwiedzić starą przyjaciółkę - wyjaśniła Olivier. - Ale widzę, że jesteś nieco zajęta.
- Tak, Elricowie podesłali mi uczniów - przyznała Izumi. - Te najstarsze to ich dzieci, a ta mała z xingejskimi genami to córka Alphonse.
- A ta pozostała dwójka? - spytał Miles, bacznie obserwując brązowooką dziewczynkę i czarnookiego chłopca.
Gdzieś już widział te oczy.
- To... - zaczęła Izumi, ale w tym momencie podszedł do niej Sig i położył jej dłoń na ramieniu.
- To dzieci mojego kuzyna - oznajmił.
- Tak, dokładnie - Izumi uśmiechnęła się, kładąc dłoń na jego dłoni.
- Rozumiem - Olivier zmarszczyła brwi, obserwując najmłodszego chłopca.
Gdzie ona już widziała tę strukturę włosów?
- Może zostaniecie na obiad? - zaproponowała Izumi.
- Z przyjemnością - Olivier kiwnęła głową.
- Alex z wami jest? - spytał Sig, wpuszczając ich do środka.
- Jest na misji. Mogę mu zabrać jakieś resztki, jak coś zostanie - oznajmiła Olivier, idąc pewnym krokiem w kierunku drzwi.
- Rozumiem - Izumi odwróciła się do swoich uczniów. - Zbierajcie się, koniec na dziś. Idźcie umyć ręce i nakryjcie do stołu.
- Tak jest! - dzieci zasalutowały i pobiegły do domu.
- Twardą ręką ich trzymasz - stwierdziła Olivier, podając Milesowi kurtkę od munduru. Ten powiesił obie na wieszaku przy drzwiach.
- Jak muszę, to trzymam - Izumi uśmiechnęła się czule. - Nie mów im tego, bo się za bardzo rozleniwią, ale to pojętni uczniowie.
- Skoro tak mówisz - Olivier usiadła przy stole. - Nawet ten mały?
- Maes? Jest jeszcze za młody, by rozumieć tyle, co reszta, ale szybko się uczy - odparła Izumi. - Dzieciaki Elriców wrócą do domu po treningu, on i jego siostra tu zostaną. Kuzyn Siga tak zadecydował.
- Och, więc ten mały ma na imię Maes? - spytał Miles, patrząc na chłopca, który właśnie ledwie postawił dzbanek soku na stole. - Skąd taki pomysł na imię?
- Kuzyn takie nosi - wtrącił się Sig, nalewając Olivier zupy do miski. - Nazwał syna po sobie. Też uważam to za dziwne.
- Uhm - Olivier przyjrzała się uważnie dzieciakom. - Czyli te najstarsze to...
- Wendy i Edwin Elric - Wendy przedstawiła siebie i brata. - A kim pani jest?
- To pewnie ta przerażająca baba, co o niej tata opowiadał - odparł Edwin, siadając do stołu. - To prawda, że groziła mu pani wyrwaniem antenki?
- "Przerażająca baba"? - powtórzyła Olivier, czując, że jej powieka drga.
- Edwin, wpakujesz nas znowu w kłopoty! - oburzyła się Wendy.
- Ej, ostatnio nie wpakowałem nas, tylko mnie i Ning!
- Ale mi różnica... - mruknęła Ning, siorbiąc zupę.
Naprawdę wyglądała jak typowa Xingijka, jedynie oczy miała złote jak Alphonse.
Ach, ten geny Xerxejczyków...
- Ning, gdzie twoje maniery? - starsza z czarnowłosych dziewczynek rzuciła jej mordercze spojrzenie.
- W Xing siorbanie jest oznaką szacunku - oburzyła się Ning. - To oznacza, że mi smakuje. Poza tym, nie strofuj mnie, jestem księżniczką, Lizzie.
- Taka księżniczka, a pierwsza jesteś do taplania się w błocie, jak pada - prychnęła Lizzie.
- Lizzie, nie śmiej się ze mnie przy obcych!
- Ning Elric, nasza kuzynka - przedstawiła ją Wendy. - Specyficzna jest, ale wie pani, to te geny cioci May.
- Wendy! - oburzyła się Ning.
- Spokój! - Izumi pogroziła im palcem. - Nie możecie być spokojni jak Maes?
- To nie nasza wina, że jest taką flegmą - stwierdził Edwin, odkładając miskę do zlewu.
- Ej, odczep się od mojego brata - Lizzie mało nie rzuciła w niego łyżką.
- Bo co mi zrobisz, królewno Elizabeth?
- Nie nazywaj mnie tak!
- Twój tata ciągle cię tak nazywa.
- Ale to mój tata!
- POWIEDZIAŁAM, CISZA! - Izumi uderzyła dłońmi w stół.
Mały Maes aż podskoczył na krześle.
- Przepraszamy - mruknęły dzieci, spuszczając głowy.
- Ciekawe towarzystwo - stwierdziła Olivier, kiedy Sig nałożył jej gulaszu na talerz. - Elizabeth i Maes, tak?
Lizzie popatrzyła na nią tymi swoimi oczami w kolorze ciemnego bursztynu.
- Tak - przyznała. - Czemu akurat my?
- Jak brzmi wasze nazwisko? - spytała Olivier powoli.
- Hawkeye - odparła Lizzie.
Edwin zakrztusił się ziemniakami.
- Popularne nazwisko w moich stronach - Sig klepnął Edwina w plecy. - Lizzie, o czym rozmawialiśmy ostatnio?
- ...a. Sorry - Lizzie wróciła do jedzenia gulaszu, jak gdyby nie zdawała sobie sprawy, w czym leży problem.
- Ach tak - Olivier spojrzała na małego Maesa. - Maes Hawkeye. Cudowne połączenie. To z kim kapitan Riza Hawkeye ma te dzieci?
Tym razem to Wendy spojrzała na nią z przerażeniem. Jej błękitne oczy stały się niemal granatowe.
- Myślisz, że mój kuzyn może być spokrewniony z panią kapitan, kochanie? - zastanowił się Sig.
- Nie mam pojęcia, to twój kuzyn - odparła Izumi.
- Ale nic nigdy o tym nie wspominał. Może nie jest świadomy tego, że ją znamy?
- Zakładam mimo wszystko, że to zbieżność nazwisk - stwierdziła Izumi. - Edwin, zbierz talerze i zabierz wszystkich do pokoju.
Edwin spojrzał na Izumi stanowczym wzrokiem. W jego złotych oczach zalśniła jakaś niema prośba, której Olivier nie potrafiła rozszyfrować.
Wendy pomogła bratu posprzątać i zgarnęła młodsze dziewczynki ze sobą. Edwin wziął przysypiającego nieco Maesa na barana i wkrótce cała piątka opuściła kuchnię.
- Olivier, ta sprawa jest bardzo delikatna. Proszę cię, jako twoja przyjaciółka, nie drąż - powiedziała Izumi stanowczo. - Zdaję sobie sprawę, że jako generał masz swoje obowiązki, ale naprawdę. To nie chodzi tylko o zasady, tu chodzi o te dzieciaki i o to, że daliśmy słowo ich rodzicom.
- Naucz tę małą tak nie paplać - stwierdziła Olivier. - Bo jak na razie słabo jej wychodzi utrzymywanie sekretów.
- Czyli jeśli dobrze rozumiem, to naprawdę są dzieci pani kapitan Hawkeye? - spytał Miles.
- Oczywiście, że tak - Olivier prychnęła. - A teraz przefarbuj w umyśle włosy małego M a e s a na czarny. Kogo ci on przypomina, Miles?
Miles zamyślił się na chwilę, po czym zamrugał.
- Nie... - powiedział z niedowierzaniem.
- Tak! - Olivier zaśmiała się histerycznie. - Ten głupiec Mustang zapłodnił swoją podwładną! Dwa razy!
- Cóż, bajka z kuzynem nie wyszła tym razem - Sig westchnął ciężko.
- Olivier - powiedziała Izumi stanowczo.
- Słuchaj, chcesz to załatwić jak kobieta z kobietą? - spytała Olivier. - Ty wygrasz, to nic nikomu nie powiem, ale nie ukrywam, że szantażowania tym Mustanga nie mogę sobie odpuścić. Jak wygram, jutro wie o tym cała armia.
- Przyjmuję wyzwanie - oznajmiła Izumi, wstając od stołu. - Idziemy na zewnątrz.
- Cudownie - Olivier również wstała i poszła za nią na dwór.
- Pozabijają się, co nie? - Sig pomasował skronie palcami.
- Obawiam się, że tak - przyznał Miles. - Ma pan jakiś trunek? Potrzebuję się napić.
* * *
- No żebyś wracała z misji ze złamaną ręką, siostro? - Alex spojrzał na Olivier ze zmartwieniem.
Prócz wyżej wymienionego złamania, miała też rozciętą wargę i niezliczoną ilość siniaków, na całe szczęście nie na twarzy.
- Przynajmniej nikt nie będzie wiedział, że nie byłam z tobą u tego kryminalisty - stwierdziła Olivier.
- Pani Curtis to jednak potrafi być brutalna - przyznał Miles. - Swoją drogą, sir?
- Tak?
- Dałaś jej wygrać, sir?
- Tak - Olivier kiwnęła głową i zaraz tego pożałowała. Kark też miała nadwyrężony.
- Mogę wiedzieć, dlaczego? - spytał Miles.
- Wizja szantażowania Mustanga jest bardziej kusząca niż totalne rozwalenie mu kariery - wyjaśniła Olivier. - Poza tym, nie mogę tego samego zrobić kapitan Hawkeye. To zbyt silna i piękna kobieta, żebym mogła jakiemuś bezmózgowi być powodem jej krzywdy i to z mojej strony.
- To nie wyjaśnia, czemu pozwoliłaś pani Curtis wygrać, sir - stwierdził Miles.
- Żeby nie pomyślała, że jestem taka miękka - odparła Olivier. - Przystałabym na jej prośby i co? Co by ze mnie był za generał?
- Racja - zgodził się z nią Miles.
- Czekajcie, o czym wy rozmawiacie? - Alex spojrzał najpierw na Olivier, potem na Milesa.
- Nie interesuj się, Alex - mruknęła Olivier. - Najlepiej, jak zapomnisz o czymkolwiek, o czym rozmawialiśmy.
- Tak jest, pani generał - major Armstrong jej zasalutował.
- Kto ci pozwolił nazywać mnie per "pani"?!
- Przepraszam, siostro!
- Jesteśmy na służbie, Alex!
- Przepraszam!
Miles jedynie westchnął ciężko.
A mogli go zabić podczas ishvalskiej czystki...
The end