Uniwersum: Aoishiro
Pairing: Syouko&Migiwa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: spoilery do gry
Notka autorska: Ending XXXIII (Migiwa's good ending).
Patrząc na Osę przeskakującą z kamienia na kamień, doszłam do wniosku, że ta dziewczyna ani trochę się nie zmieniła.
Nawet teraz, już jako studentka, była uparta jak osioł, zawzięta i dążyła do celu.
Jak tylko powiedziała mi, że chce odwiedzić to sanktuarium na Urashimie, oczywiście ją tam zabrałam. Dobry seks to zawsze najlepszy argument.
Nadal w sumie bawi mnie trochę, jak Yasumin obserwuje nas z zazdrością. Sorry, młoda, miałaś kilka lat na poderwanie mojej ukochanej. Teraz moja kolej.
- Migiwa, pospiesz się - stwierdziła Osa, odwracając się do mnie. - Nadal nie umiesz pływać, a jak kamienie zaleje woda, to ja cię ze sobą ciągnąć nie będę.
- Oj tam, Osa, nie panikuj - zaśmiałam się, przeskakując na kolejny kamień.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce, było już ciemno. Urashima, na której przelano zdecydowanie zbyt dużo krwi, pozostała przez te lata niezamieszkana. A przynajmniej według moich informacji.
Osa szła obok mnie pewnym krokiem. Nadal wyglądała na niezadowoloną z powodu tempa, w którym tutaj przyszłyśmy. Prawdopodobnie chciała zdążyć przed zmrokiem.
- Czemu się tak guzdrałaś? - spytała w końcu.
- Nie mogłam się napatrzeć na twój tyłeczek - odparłam, a Osa posłała mi mordercze spojrzenie.
- Nie mogę czasem uwierzyć, że związałam się właśnie z tobą - stwierdziła, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Jedynie uśmiechnęłam się zawadiacko i szłam dalej. W końcu dotarłyśmy do domu rodu Nekata. W oknie paliło się słabe światło świecy.
Więc jednak ktoś tutaj był.
- Uważaj, Osa - wskazałam na okno. - Możemy nie być proszonymi gośćmi.
- Zdążyłam sama zauważyć, nie jestem ślepa - stwierdziła i poszła przodem. Ja, oglądając się w około, podążyłam za nią.
Osa zapukała do drzwi. Usłyszałam kroki i drzwi otworzyły się powoli.
Zamrugałam.
Czy to nie była ta dziwna dziewczynka, którą przed laty się opiekowałyśmy?
- Nami? - Osa jako pierwsza odzyskała zdolność myślenia.
- Syouko - Nami uśmiechnęła się lekko.
- Ty mówisz?! - zawołała Osa.
- Tak. Przypomniałam sobie, kim jestem - Nami wpuściła nas do środka. - Kurou, mamy gości.
W kominku palił się ogień, ale po żyrandolach z żarówkami nie było śladu. W fotelu siedziała ta sama onmyouji, która zabrała ze sobą Ame no Murakumo i kazała nie budzić "dziewczynki śpiącej w sanktuarium".
- Co one tu robią? - spytała... Kohaku? Chyba tak miała na imię.
Ale Nami nazwała ją "Kurou"...
- Bądź milsza, Kurou - Nami trąciła ją w ramię. - Zrób to dla mnie.
- Niech ci będzie - Kohaku zamknęła książkę, którą czytała w słabym świetle świecy, i położyła ją na stoliku.
- Jestem Oyasu - oznajmiła Nami. - Pozwoliłyśmy sobie zamieszkać w tym domu, skoro jego jedyny właściciel nie żyje.
- Prosiłam was, żebyście nie budziły tej dziewczynki, ale nie wpadłam na to, że obudzi się sama - wyjaśniła Kohaku. - Oyasu jest moją drogą przyjaciółką. Dziękuję za zaopiekowanie się nią.
- Ukochaną, Kurou - poprawiła ją Oyasu. - Syouko i jej towarzyszkę łączą takie same więzi.
- Skąd to wiesz? - Kohaku spojrzała na nią zaskoczona.
- Mam swoje sposoby - Oyasu uśmiechnęła się do nas. - Macie może ochotę na herbatę?
- Oczywiście - Osa kiwnęła głową. - Kim właściwie jesteś?
- Mówiłam, mam na imię Oyasu - dziewczyna minęła Osę i poszła w stronę kuchni. - Ale możecie mnie kojarzyć jako Yasuhime.
- Yasuhime?! - wypaliłam.
- A Kurou-sama jak widać jest kobietą - dodała Osa.
Zamrugałam.
Osa miała rację.
Kurou.
Kurou-sama.
- Myślałam, że masz na imię Kohaku - zauważyłam.
- To jest imię nadane mi przez brata - wyjaśniła Kohaku. - Nie musicie się przestawiać na Kurou. Właściwie, tylko Oyasu pozwalam tak na siebie mówić.
- Oczywiście - Yasuhime podeszła do Kohaku i cmoknęła ją w policzek. - Bo mnie kochasz.
- Bo cię kocham - Kohaku uśmiechnęła się nieco melancholijnie.
W tym momencie zgasła jedna ze świeczek i poczułam zapach dymu. Osa zdawała być się zrelaksowana. Jakby poczuła ulgę, że jednak nie zostawiłyśmy Nami na pewną śmierć.
Ja nie byłam aż taka pewna, czy powinnyśmy ufać tym dwóm kobietom. Obie były nieśmiertelne i niebezpieczne.
Ale po pięciu latach związku z dziewczyną odporną na miazmat, nie czułam się aż tak źle z tym, że jestem zmuszona darować im życie.
The End