Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Necessary Evil

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia
Notka autorska: Nie chciałam pisać więcej z tym shipem, bo ostatnio mam jakiś odchył, ale przywalili tą informacją o rozpadzie i no... Jakoś tak wyszło.


To nigdy nie jest proste. Podjęcie takiej decyzji tylko wydaje się banalne. Ale to jedynie złudzenie. Zwłaszcza, gdy pracuje się z ludźmi, których się kocha.
Satoshi i Shougo są dla mnie jak bracia. Ale kiedy z tym pierwszym co chwilę się sprzeczam, to co poradzę? Nie umiem cały czas chodzić zdenerwowany. Nie chcę stracić przyjaciela.
Ale niestety przez to muszę zniszczyć DIV. Przez to musieliśmy dzisiaj ogłosić rozpad. Cóż, bywa. Taka kolej rzeczy w tym zawodzie.
I w zasadzie przeżyłbym wszystko. Lina, Kohaku i innych kolegów z branży, którzy nie mogli uwierzyć w to, co zrobiliśmy. Fanki, które zasypują nas pytaniami i mailami pełnymi rozpaczy. Satoshiego i Shougo, którzy chodzą przybici jak nigdy. Ale wiesz, jednego jakoś nie mogę przetrawić.
Nie mogę sobie wybaczyć tego, że siedzisz na parapecie z głową opartą o szybę i przymkniętymi powiekami, pod którymi szklą się łzy. Nawet nie trzymasz kubka w dłoniach, na wszystkich bogów japońskich!
- Sachi? - podchodzę do ciebie spokojnie. Słyszę twój urywany oddech. Starasz się nie płakać. Bardzo się starasz. - Sachi...
Zatrzymujesz moją dłoń, którą chcę położyć na twoim ramieniu. Nie jest dobrze...
- Przepraszam - mówię cicho. - Nie chciałem tego. Chciałem odejść. To wy podjęliście...
- Bez was to nie to samo - stwierdzasz, machinalnie zaciskając palce na mojej dłoni. Sam już nie wiesz, co robić. Czy pozwolić mi się dotknąć, czy nie. - Zrobiliśmy to razem, Hiroki. Zabiliśmy DIV. Zabiliśmy nasz zespół.
- Sachi...
- Przestań powtarzać moje imię! - puszczasz mnie i prawie spadasz z parapetu. - W zasadzie to ja zabiłem. Razem z Shougo. Ale bez was to nie ma sensu. Nic nie ma sensu!
- Nie krzycz - mówię spokojnie. - Proszę.
- Bo ja już nie wiem, Hiroki - spuszczasz luźno nogi i wpatrujesz się w swoje stopy. - Boję się. Wszystko, co pokocham, prędzej czy później... Znika. NEXX też miało istnieć wiecznie. A w tym roku mija chyba pięć lat od rozpadu.
- Ale czego ty się boisz? Wiesz, w ilu ja zespołach już byłem? Chwila - łapię cię za ramiona. - Czy ty myślisz, że jeśli Chobi i Chisa się rozstaną, to Hiroki i Sachi kiedyś też?
Nie odpowiadasz. Nie musisz. Wiem swoje. Poza tym, to milczenie jest najlepszą definicją twoich uczuć.
Wzdycham ciężko i przytulam cię mocno. Głupi jesteś, wiesz? Ale tego nie powiem na głos.
- Sachi, ja kocham ciebie, nie Chisę. Nie bój się, nigdzie się nie wybieram - wczepiam palce w twoje włosy i przymykam oczy.
- Zostaniesz? - pytasz, a twój oddech owiewa mi ramię.
- Tak.
- Na zawsze?
- Nie popadajmy w przesadę - śmieję się pod nosem. - To nie głupie opowiadanie zdołowanej naszym rozpadem fanki.
- Co najwyżej na ciebie złej.
- Sachi!
Chyba cię uspokoiłem. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Ale śmiejesz się. Więc jest dobrze.
Musi być.
W końcu po złych rzeczach zawsze przychodzą te dobre, prawda?
The end

wtorek, 2 sierpnia 2016

Insomnia

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Bo Chisa naprawdę był w szpitalu. I naprawdę jadł cytrynowe rogaliki następnego dnia rano... XD

Tej nocy nie mogłem spać. W zasadzie nie wiem, dlaczego. Po prostu leżałem, patrząc w sufit przez bardzo długi czas, aż w końcu się poddałem.
Wstałem, poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie herbatę. Zaniosłem kubek do salonu i usiadłem na kanapie. Wziąłem pilota do ręki. Ciekawe, czy o tej godzinie w telewizji leci coś prócz porno?
Natrafiłem na powtórkę serialu, który kiedyś dawno temu oglądałem z babcią. Już zapomniałem, jaka główna bohaterka była brzydka. I wiecznie w ciąży...
 - Nie, Marie, nie dostaniesz od niego alimentów, bo w następnym odcinku zginie w wypadku samochodowym - mruknąłem, patrząc na protagonistkę machającą bezradnie rękami, bo facet ją zostawił. Ach, te opery mydlane. Mają pokazywać zwyczajne życie, ale mam wrażenie, że jakbym nawet ja był bohaterem jakiegoś serialu, to przedstawiałby on bardziej realne sytuacje.
Upiłem łyk herbaty i wpatrzyłem się w płaczącą Marie, która tuliła się do tej tam... Esmeraldy? Chyba tak jej było. Aczkolwiek mój mózg stwierdził, że nie po to kończył szkołę, by zapamiętywać jeszcze więcej szczegółów tego serialu i wyłączył zasilanie. W skrócie - zasnąłem.
Obudziłem się dosyć gwałtownie, gdy czyjeś palce zacisnęły się na moim ramieniu. Spojrzałem w twoje przerażone oczy i przebudziłem się zupełnie.
 - Sachi, co się dzieje? - spytałem zmartwiony, a ty zakasłałeś i oparłeś się o mnie.
 - Nie mogę przestać kaszleć - wyszeptałeś. Brakowało ci oddechu. - Hiroki...
 - Cicho, nie mów nic, bo pogorszysz sytuację - stwierdziłem, biorąc telefon ze stolika i wybierając numer. Po trzecim sygnale Shougo odebrał.
 - Chobi, jest trzecia w nocy, czy ty nie masz sumienia?
 - Przyjedź, jest źle - rzuciłem tylko. Chyba oprzytomniał, słysząc mój poważny ton.
 - Daj mi kwadrans - powiedział i rozłączył się.
Nie wiedziałem, czy mamy kwadrans. Ale czy zadzwoniłbym do Shougo, po taksówkę czy karetkę, to i tak zajęłoby to wszystkim mniej więcej tyle samo.
Opatuliłem cię kocem i zniosłem na dół. Trząsłeś się od kaszlu. Już nic nie mówiłeś. Nie dlatego, że ci tak kazałem. Nie mogłeś.
Shougo był w niedbale założonej koszulce i dresach. Ja sam w kraciastej piżamie nie prezentowałem się lepiej. Ale nie mieliśmy czasu.
Może gdybym nie został wyrwany ze snu, bardziej bym spanikował, nie zachował zimnej krwi... Teraz po prostu podałem cię pielęgniarkom, opadłem na krzesło w poczekalni i czekałem.
 - W porządku? - usłyszałem głos Shougo. Podniosłem wzrok. Gitarzysta stał przy ścianie, o którą opierał się ramieniem.
 - Nic nie jest w porządku, ale dzięki, że pytasz - odpowiedziałem. - Mogę zabić tego, kto stworzył astmę?
 - Nie wiem, czemu pierwsza na myśl przyszła mi Pandora, ale ona już nie żyje - odparł Shougo. - Ale zdajesz sobie sprawę, że będzie dobrze?
 - Pierwszy raz go widzę w takim stanie. Mam dosyć takich pierwszych razów - westchnąłem ciężko. - Ponad dwa lata, dasz wiarę?
 - Dam - Shougo roztrzepał mi włosy. - I założę się, że będą kolejne.
Uśmiechnąłem się i przymknąłem oczy. Czy jeśli zasnąłem w szpitalnej poczekalni, to dostanę odznakę ciapy stulecia?
Ale teraz jest już ranek. Nic ci nie jest, siedzisz po przeciwległej stronie stołu i jesz cytrynowe rogaliki.
I wszystko jest dobrze.
Dopóki twoja astma znowu nie da się nam we znaki.
The end