Zespół: UNiTE.
Pairing: Haku&Mio, w tle Lin&Sana, wspomniane Haku&Yukimi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: melancholia bohaterów
Notka autorska: Pomysł na to opowiadanie zrodził się w mojej głowie przez Haku, który po odejściu Yukimiego był tak załamany, że sam chciał porzucić zespół i nie zgadzał się na to, by ktokolwiek zastąpił jego przyjaciela. Dlatego właśnie na początek mamy fika z tym shipem, choć bardziej lubię Lin&Sana. Okej, to miłego czytania. Tylko ostrzegam, Mio może trochę... Irytować.
Kiedy Yukimi oznajmił, że odchodzi z zespołu przez powracający ciągle potworny ból pleców, nikt nie był zdziwiony. Haku często nosił go jak księżniczkę ze sceny do garderoby i z garderoby do samochodu, bo zdarzało się, że Yukimi nawet nie był w stanie iść.
I odszedł, zostawiając zespół bez perkusisty, a Haku z nienawistnym spojrzeniem, które rzucał w stronę wszystkich muzyków wspomagających, przychodzących na miejsce jego ukochanego.
Jednak tego, że basista przyjdzie kiedyś do sali prób, trzaśnie drzwiami i z pochmurną, jak nie grobową, miną rzuci się na kanapę, nikt nie przewidział.
- Haku? - Lin podszedł do niego i trącił go w ramię. - Co ci jest? Umarł ktoś?
Haku nie odpowiedział. Leżał tylko i wpatrywał się w bliżej niezlokalizowany punkt na ścianie.
- Yukimi odszedł - mruknął Haku.
- No już jakiś miesiąc temu - przypomniał mu Yui.
- Ode mnie odszedł. Stwierdził, że będzie mnie hamował w drodze do marzeń. I po prostu sobie poszedł - Haku westchnął i usiadł. - Zaczynamy tę próbę?
Mio spojrzał na niego z niedowierzaniem, tak jak zresztą Lin i Yui. Haku i Yukimi byli wprost parą idealną, zawsze stojącą murem za sobą i potrafiącą poświęcić dla siebie wszystko. Nikt nigdy nie pomyślał, że dojdzie do tego, iż stanie się coś takiego.
- Zaczynamy - przytaknął Mio i wstał. Był w sumie jedyną osobą, która nigdy tego związku nie pochwalała.
On sam chciał być na miejscu Yukimiego...
Depresja Haku ciągnęła się od kilku miesięcy i miała się dobrze. Basista był facetem, nie rozhisteryzowaną nastolatką. Nie chlipał więc po kątach, nie spał z misiem i nie oglądał łzawych melodramatów, jedząc lody prosto z pudełka.
Po prostu przestał się uśmiechać i topił smutki w kieliszku sake.
- Jestem beznadziejny - mruknął niezbyt wyraźnie Haku, gdy Mio holował go do mieszkania. - Prawda?
- Nie jesteś. Teraz tylko beznadziejnie pachniesz - Mio otworzył nogą drzwi od klatki schodowej, po czym zaprowadził Haku do windy. Nacisnął guzik z numerem i oparł się o ścianę.
- Mio?
- Tak?
- Miałeś kiedyś złamane serce? - zapytał Haku.
- Miałem. Wiele razy - odparł Mio, co było zgodne z prawdą. Pękało ono za każdym razem, gdy Haku całował Yukimiego, gdy perkusista rzucał się basiście w ramiona, gdy przyłapywał ich na seksie w garderobie...
W zasadzie gitarzysta przestał w końcu liczyć, na ile części rozpadło się już jego serce i ile zużył taśmy, by je posklejać.
Mio wyjął Haku klucze z kieszeni i otworzył drzwi do jego mieszkania. Zdjął mu buty, zaprowadził do sypialni i położył do łóżka.
- Pomóc ci się przebrać? - spytał Mio. Haku pokręcił głową.
- Wystarczy, że ściągniesz ze mnie wszystko, prócz bielizny.
Mio westchnął i lekko drżącymi palcami rozpiął Haku koszulę, zdjął ją i rzucił na podłogę. Tak samo skończyły spodnie basisty i jego skarpetki.
- Zaniosę to do łazienki - oznajmił Mio, przykrywając prawie nagiego Haku kołdrą.
Nie zapalił świateł, więc w całym domu było ciemno. I całe szczęście, bo chyba miał wypieki.
Kiedy Mio wrócił do sypialni, Haku już spał. Gitarzysta postawił na szafce aspirynę i szklankę wody. Stał przez chwilę w miejscu i patrzył na uśpione oblicze swojego przyjaciela.
A później pochylił się i musnął leciutko swoimi ustami jego wargi.
To była jego zapłata za opiekę. Zawsze tak robił. I tak jak zwykle, po prostu odwrócił się i wyszedł z domu basisty, zamykając drzwi na klucz. Jutro mu odda.
Tylko tym razem coś było inaczej.
- Co u licha? - Haku zamrugał. Nie spał, a ten delikatny gest ze strony Mio otrzeźwił go momentalnie.
Czy to kolejne z dziwactw gitarzysty, czy może oznaczało coś więcej?
Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.
Polecany post
Reklama vol 3
Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...
piątek, 29 stycznia 2016
wtorek, 12 stycznia 2016
Raison d'etre
Zespół: The Guzmania&Acme (ex.DIV)
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: pesymistyczne myśli bohatera
Notka autorska: Natchnął mnie tekst do "Answer", występ Daivu na "Battle Arena in Budokan" i nasze opowiadanie pisane z Kann. Na początku może być trochę drastycznie, przepraszam.
Czasem jedyne, czego pragniemy, to umrzeć. Rozpaść się na kawałki jak szklanka upuszczona na kafelki.
Stal przytknięta do nadgarstka, bezgłośne bicie serca, wstrzymany oddech, głucha cisza wokół nas.
Wystarczy jedno pociągnięcie, trochę siły i krew będzie spływać po naszej ręce jak wiosenny strumień wypływa z gór.
Ale wahamy się, odrzucamy nóż i chowamy twarz w dłoniach. Nie potrafimy się zabić, bo wciąż mamy pod powiekami obraz tych, których kochamy.
Podcięcie sobie żył oznacza upadek. Poddanie się prawu grawitacji. Ja nienawidzę upadać. Nie jestem słaby.
Tak sobie powtarzam od momentu, gdy usłyszałem brzdęk noża upadającego na podłogę. Że już nigdy więcej się nie przewrócę.
Minęło kilka dobrych lat. Skończyłem szkołę, zostałem basistą... A potem wokalistą, bo Reia odszedł i nie miał go kto zastąpić. A ty i Shougo doceniliście mój talent...
Do teraz uważam, że przesadziliście i przesadzacie do teraz. Gdzie mi tam do świetnego wokalisty?
Ale wiesz? Gdyby Reia nie odszedł, nie złapałbym za mikrofon. Nie zaśpiewałbym na tamtym koncercie i nie włączylibyście mnie do zespołu.
Nie poznałbym cię. Nie złapałbyś mnie za rękę. Nie objął ramieniem i nie powiedział, że się mną zaopiekujesz.
Jesteś moim powodem do życia, Chobi. Tylko nie puszczaj mojej dłoni, a wszystko będzie w porządku.
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, okruchy życia
Ostrzeżenia: pesymistyczne myśli bohatera
Notka autorska: Natchnął mnie tekst do "Answer", występ Daivu na "Battle Arena in Budokan" i nasze opowiadanie pisane z Kann. Na początku może być trochę drastycznie, przepraszam.
Czasem jedyne, czego pragniemy, to umrzeć. Rozpaść się na kawałki jak szklanka upuszczona na kafelki.
Stal przytknięta do nadgarstka, bezgłośne bicie serca, wstrzymany oddech, głucha cisza wokół nas.
Wystarczy jedno pociągnięcie, trochę siły i krew będzie spływać po naszej ręce jak wiosenny strumień wypływa z gór.
Ale wahamy się, odrzucamy nóż i chowamy twarz w dłoniach. Nie potrafimy się zabić, bo wciąż mamy pod powiekami obraz tych, których kochamy.
Podcięcie sobie żył oznacza upadek. Poddanie się prawu grawitacji. Ja nienawidzę upadać. Nie jestem słaby.
Tak sobie powtarzam od momentu, gdy usłyszałem brzdęk noża upadającego na podłogę. Że już nigdy więcej się nie przewrócę.
Minęło kilka dobrych lat. Skończyłem szkołę, zostałem basistą... A potem wokalistą, bo Reia odszedł i nie miał go kto zastąpić. A ty i Shougo doceniliście mój talent...
Do teraz uważam, że przesadziliście i przesadzacie do teraz. Gdzie mi tam do świetnego wokalisty?
Ale wiesz? Gdyby Reia nie odszedł, nie złapałbym za mikrofon. Nie zaśpiewałbym na tamtym koncercie i nie włączylibyście mnie do zespołu.
Nie poznałbym cię. Nie złapałbyś mnie za rękę. Nie objął ramieniem i nie powiedział, że się mną zaopiekujesz.
Jesteś moim powodem do życia, Chobi. Tylko nie puszczaj mojej dłoni, a wszystko będzie w porządku.
The end
Subskrybuj:
Posty (Atom)