Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 2 kwietnia 2015

Mimo wszystko

Zespół: DIV
Pairing: Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: To tak z okazji dzisiejszego dnia wstawiam fika, którego napisałam w tym tygodniu. Pisało mi się go świetnie, a Chobi jest według mnie idealnym narratorem. Podejrzewam, że więcej fików z tym shipem powstanie. Także, miłego czytania. :)
Ps. Dla niezorientowanych, Chisa ma urodziny~



Kiedy budzę się rano, ty jeszcze śpisz. Z twarzą wtuloną w poduszkę, praktycznie cały przykryty kołdrą, aż po czubek nosa. Całuję cię w czoło i wstaję, a ty tylko przekręcasz się nieco i mruczysz coś przez sen.
Zarzucam na siebie szlafrok i idę do kuchni. Wstawiam wodę i siadam na parapecie. Czekam.
Zalewam kawę, a ty stajesz akurat w drzwiach. Roztrzepany, zaspany i kompletnie nieogarnięty. Patrzysz, jak zalewam ci tę twoją zieloną herbatę z pigwą, którą pijesz codziennie rano. Uśmiechasz się. Siadasz na blacie, ja wracam na swój parapet i przez chwilę panuje cisza. Dopóki nie mrukniesz czegoś w stylu "I znowu poparzyłem sobie język.". Norma. Wtedy zaczynamy rozmawiać. Tak, jakby twoje marudzenie było sygnałem startowym.
Nasza rozmowa trwa do momentu, kiedy nie wypiję kawy do końca, nie zeskoczę z parapetu i nie pójdę odstawić kubka do zlewu. Wtedy milkniesz na chwilę, dopijając herbatę, stajesz obok mnie, stawiasz kubek obok mojego i zazwyczaj w jakiś sposób mi się psocisz. Potem uciekasz do sypialni, a ja cię gonię jak niesforne dziecko, które zaczepiło rodzica przy zmywaniu naczyń. Łapię cię wpół, gdy próbujesz zamknąć mi drzwi przed nosem i po krótkiej głupawce połączonej z zabawną szarpaniną, lądujesz pode mną na łóżku, chichocząc jak rasowe uke, którym nota bene jesteś.
Wciąż się śmiejąc, organizujemy sobie jakiś dziki bieg do łazienki. Zazwyczaj wygrywasz, chyba, że w nocy nie dałem ci spać. Wtedy po prostu daję ci fory. Musisz wygrać. Ja tak chcę. Uwielbiam bowiem, jak się śmiejesz, kiedy znowu wytykasz mi, że przegrałem. Uwielbiam twój śmiech.
Kiedy już obaj jesteśmy gotowi do wyjścia, nie braknie moich komentarzy na temat twojego ubioru, na co ty odgryzasz się zawsze tym samym, zawsze wytknięciem mi, jak grube są podeszwy w moich butach. Powinienem się do tego przyzwyczaić, ale i tak mnie to z lekka irytuje.
Idziemy na próbę. Jesteśmy pierwsi, reszta zawsze się spóźnia. Zazwyczaj to daje ci kolejne okazje do droczenia się ze mną, co najczęściej kończy się tym, że przeginasz. Ale jestem cierpliwy, udaję, że tego nie słyszę.
Na próbie zapominam, że się na ciebie skrycie gniewam. Dajesz z siebie wszystko, czasem nawet za dużo. Martwię się o ciebie, upominam cię, ale oczywiście mnie nie słuchasz. No bo po co?
Próba się kończy. Zbieramy swoje rzeczy i wracamy do domu. Jest chłodno, a tobie jak zwykle jest zimniej ode mnie. Ściągam kurtkę i zarzucam ci na ramiona. Martwisz się, że zmarznę. Odpowiadam, że przy tobie zawsze jest mi ciepło. Uśmiechasz się, a ja całuję cię lekko. Gniewałem się na ciebie? Kiedy?
Wracamy do domu, a na schodach coś oczywiście zaczyna być nie tak. Mówiłem, że masz się nie przemęczać? Jak zwykle dostajesz ataku, jak zwykle muszę cię wziąć na ręce i przenieść przez to jedno półpiętro do mieszkania. Jak zwykle uspokajasz mnie, że nic ci nie będzie i jak zwykle pijesz herbatę z przepraszającą miną. I znów się na ciebie gniewam, znów ci wyrzucam, że kiedyś się wykończysz. Spuszczasz głowę i wpatrujesz się ni to w swoje dłonie, ni to w kubek, ni to w stół. Nie wiem, na co patrzysz, nie wiem, czemu zamykasz oczy i nie wiem, czemu znów muszę ocierać ci policzki, kiedy zaczynasz płakać z bezsilności, gdy dociera do ciebie, że mam cholerną rację. Przytulam cię do siebie, a ty się uspokajasz, splatając swoje palce z moimi i mówiąc coś w stylu, że bicie mojego serca pozwala ci się wyciszyć. Jak zwykle, poetyckość w każdej dziedzinie.
Znów jest dobrze, gdy siadamy przed telewizorem i organizujemy sobie maraton anime, zajadając się pizzą i popijając piwo, które tak uwielbiasz. I gdy zmęczony zasypiasz z głową opartą na moim ramieniu, zapominam o wszystkim. O twojej złośliwości, o twoim zakręceniu na punkcie dużych piersi, o tym, że czasem starasz się nie poddawać się aż za bardzo. Odgarniam ci włosy z twarzy, co cię budzi i patrzysz na mnie z niezrozumieniem. Wyjaśniam, że czas iść spać. Kiwasz głową i idziesz do łazienki, zataczając się lekko na ścianę, może ze zmęczenia, a może jednak wypiłeś o jedno piwo za dużo.
Sprzątam bałagan, który zrobiliśmy i łapię cię, gdy potykasz się o próg łazienki, gdy z niej wychodzisz. Mruczysz pod nosem, że to raczej w moim stylu, a nie w twoim. Odprowadzam cię do sypialni i okrywam kołdrą.
Kiedy wracam, już śpisz, a przynajmniej udajesz. Gaszę światło i wślizguję się pod chłodną pościel. Obejmuję cię ramieniem w pasie i słyszę, jak chichoczesz cicho. Czyli jednak udawałeś. Łapiesz mnie za dłoń i tak zasypiasz. Trochę niewygodnie, ale czego się nie robi dla miłości? Bo mimo wszystko, mimo twoich wad i zbyt wygórowanych wymagań wobec siebie, kocham cię. Nad życie.
The end