Pairing: Shin&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Okej, co by tu powiedzieć... Sama nie wiem, czy ten fik jest dobry, zły, czy po prostu dziwny. Fakt faktem powstał i powinnam go w końcu tu zamieścić, bo się kisi.
Dedykacja dla Kann, która twierdzi, że ten fik nie jest ani dobry, ani zły, ani dziwny, tylko "aww". XD
- Shou-san? - usłyszał Shou, wybudzając się ze snu. - Co ty tu robisz tak wcześnie? I czemu śpisz?
Wokalista otworzył do końca oczy. Zobaczył Sachiko, sprzątaczkę, która opierała się o miotłę i patrzyła na niego ze zmartwieniem.
- Zasnąłem? - zdziwił się Shou, siadając na kanapie. Wszystko go bolało.
- Tak, zasnąłeś - przyznała Sachiko.
- To w takim razie chyba powinienem wrócić do domu - stwierdził Shou, wstając.
- To czemu przyszedłeś? - Sachiko spojrzała na niego lekko zdezorientowana.
- Chwila, Sachiko-san, która jest godzina? - zapytał Shou. Sachiko spojrzała na zegarek.
- Za jakiś kwadrans będzie siódma - odparła sprzątaczka. - A co?
- Siódma rano?
- Tak. Chcesz powiedzieć, Shou-san, że spałeś tu całą noc? - zdumiała się Sachiko.
- Jak widać - Shou westchnął przeciągle. - Do widzenia, Sachiko-san.
- Do zobaczenia - odpowiedziała sprzątaczka i zajęła się swoimi sprawami.
Shou wyjął z kieszeni pęk kluczy i otworzył zamek do klatki schodowej. Zaskakiwał go nadal fakt, że noc przespał w studio, bo chciał zostać trochę dłużej, by więcej zrobić i jakoś tak zasnął na kanapie. To było do niego niepodobne.
- Dzień dobry, Shou-sama! - do jeszcze niezbyt przytomnego umysłu Shou dotarło, że to chyba głos Shina. Odwrócił się. Tak, młodszy wokalista stał lekko zdezorientowany kilka kroków od niego, w jednej ręce trzymając worek ze śmieciami, a w drugiej chyba kubek z kawą.
- Cześć, Shin-kun - odpowiedział w końcu Shou.
Shin spojrzał na kawę, później na Shou, po czym podszedł do niego i włożył mu kubek do rąk.
- To ci się przyda - stwierdził, uśmiechnął się i zszedł po schodach.
- Dziękuję - mruknął wciąż nieprzytomny Shou, upijając łyk napoju i zastanawiając się, dlaczego młodszy wokalista biega wyrzucić śmieci z kawą w ręce. No cóż, każdy ma swoje przyzwyczajenia.
Drzwi od mieszkania zaskrzypiały, gdy Shou wszedł do środka. Miał wrażenie, że jest stanowczo za cicho. Miał tak w sumie od dwóch miesięcy. Saga go zostawił. Nie z jakiegoś konkretnego powodu, pewnego dnia po prostu odszedł.
Shou postawił kubek Shina na szafce nocnej i położył się na łóżku, otwierając mangę i szukając strony, na której skończył czytać. Nie mógł się jednak skupić. Im dłużej Sagi nie było, tym bardziej samotny się czuł. Potrzebował czyjejś bliskości, czyjejkolwiek.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Shou wyrwał się z zamyślenia i wstał powoli. Nadal wszystko go bolało, kanapa w studio była bardzo niewygodna. Otworzył drzwi i zobaczył za nimi Shina.
- Shou-sama, masz może jakiegoś mopa czy coś w tym stylu, bo ci z góry mi łazienkę za... Shou-sama, co się stało? - mina Shina zmieniła się ze speszonego uśmiechu na zmartwienie poziom ekspert. Podniósł rękę i otarł dłonią łzy, których Shou nawet nie zdążył zauważyć. - Czemu płaczesz, Shou?
- Nie wiem, chyba z niewyspania łzawią mi oczy - odparł Shou, dopiero po chwili orientując się, że Shin nie dodał do jego przydomka ani "san" ani "sama".
- To może się połóż? - poradził Shin. - Ale wiesz, zawsze, jak będziesz smutny, możesz wpaść do mnie na herbatę. Moje drzwi są dla ciebie otwarte o każdej porze dnia i nocy.
- Zapamiętam to - Shou zmusił się do lekkiego uśmiechu. - A jeśli chodzi o mopa, to zaraz przyniosę.
- Wziąłbym swój, ale ostatnio mi się połamał i zapomniałem kupić - odparł Shin, kiedy Shou podał mu mopa.
- Jak mop może się połamać? - zdziwił się Shou.
- Trzeba być mną - Shin zaśmiał się krótko. - Dziękuję, Shou-sama. Do zobaczenia!
Shou zamknął za nim drzwi, zauważając jeszcze, jak Shin potyka się na schodach.
* * *
Nie mógł zasnąć. Leżał w ciemności, patrząc otępiałym wzrokiem w sufit. Czuł się pusto. Cisza panująca wokół zdawała się go dusić. Po chwili w końcu zmorzył go sen.Siedział w studio. Nagle budynek zatrząsł się i runął. Shou ocknął się po chwili i ze zdziwieniem odkrył, że praktycznie nic mu nie jest. W budynku znajdowali się wszyscy z zespołów należących do PSC, prócz Rukiego i Keiyu, których zauważył stojących przed gruzami.
- Patrz, oni zginęli - oznajmił Kousuke, trącając stopą Hikaru.
- Wszyscy nie żyją - potwierdził wokalista Gazette, klepiąc po policzku Shina.
- Czyż to nie zabawne? - Keiyu zaśmiał się, przechodząc nad Byou.
- Ależ oczywiście - Ruki uśmiechnął się szyderczo, podnosząc Nao za koszulę.
- Czy on nie powinien dołączyć do reszty? - Keiyu wskazał na Shou, jednocześnie kopiąc wokalistę Borna w plecy.
- Zgadza się - Ruki wyciągnął nóż z kieszeni. - Chodź, Króliczku, będzie zabawa!
Shou zerwał się na równe nogi, przeskoczył nad Yuhrą i chciał wybiec z zawalonego budynku. Choć siedziby PSC już nie było, z dziwnego powodu zostały ściany, aczkolwiek niewidzialne, przez które jednak Ruki sobie swobodnie przechodził.
- Zamorduję cię, tak jak tamtych - Ruki zaśmiał się krótko i zamachnął się na Shou. Zanim jednak nóż go zranił...
...obudził się zlany potem. Znowu płakał, tym razem ze strachu. Wstał. Nie zwrócił uwagi na to, że było grubo po drugiej w nocy. Skierował swoje kroki na klatkę schodową, zamknął drzwi na klucz i szybko wbiegł na górę, przez co po chwili stał już przed mieszkaniem Shina i czekał, aż młodszy wokalista mu otworzy.
- Kogo tu niesie? - usłyszał głos zza drzwi. Po chwili otworzyły się one z impetem i stanął w nich Shin, który w tym momencie wyglądał, jakby zobaczył ducha. - Shou-sama?
- Śnił mi się koszmar - oznajmił Shou. - Zginąłeś w nim. Wszyscy zginęli. Tylko Ruki i Keiyu... Oni chcieli mnie zabić. Mogę wejść?
- Jasne, wchodź - Shin wpuścił Shou do środka. - Usiądź sobie w pokoju i rozgość się. Zaparzę jakiejś herbaty na uspokojenie.
Shou odprowadził Shina wzrokiem aż do kuchni. Młodszy wokalista nie wyglądał, jakby zbierał się do spania, miał na sobie nadal codzienne ubrania. Wrócił po chwili i postawił dwa kubki na stoliku.
- Shou, ty jesteś cały roztrzęsiony - znów brak przyrostka. Shin usiadł obok niego na kanapie. - Hej, to tylko sen, nic takiego się nie stało. Przecież obaj żyjemy, prawda?
- Ty nie widziałeś wszystkich przyjaciół i ukochanego martwych - odparł Shou, czując, jak zaczynają drżeć mu dłonie. - Oni wszyscy... Nawet ty... Każdy...
Shou drgnął, gdy Shin go do siebie przytulił.
- Spokojnie, Shou - powiedział cicho, głaszcząc go po głowie. - To jedynie zły sen.
- Ciepły jesteś - szepnął Shou, przymykając oczy. - I taki troskliwy. A myślałem, że w mojej obecności potrafisz się zachowywać tylko jak fanboy.
- Shou...? - Shin zamrugał, gdy ten położył się na jego kolanach.
- Wygodnie - mruknął Shou. - Tylko mi tu nie padnij z wrażeń, że się do ciebie tulę czy coś. Po prostu potrzebuję czyjejś bliskości...
- Rozumiem - Shin pokiwał głową. - W sumie to wolałbym, żeby Shindy tak tu teraz leżał. Aczkolwiek...
- Aczkolwiek co?
- Taka opcja też jest miła dla moich oczu - odparł Shin. - I dla duszy w sumie też. Ogólnie dla mnie.
- Shin?
- Tak?
Shou podniósł się i spojrzał mu w oczy.
- Wiesz, że ja nadal kocham Sakamoto, prawda?
- Wiem. Ja kocham Shindy'ego - Shin wzruszył ramionami i... pocałował go. - Co nie zmienia faktu, że mi się podobasz, Kazumasa.
- Akihide...
- No co? - Shin zaśmiał się, po czym zastygł na naprawdę krótką chwilę. - Wymówiłeś moje imię?
- Rzeczywiście - Shou sam się zdziwił tym faktem, po czym drgnął, gdy Shin objął jego ramiona oraz nogi i wziął go na ręce.
- Idziemy do sypialni, moje łóżko jest raczej wygodniejsze od tej kanapy - wyjaśnił Shin, uśmiechając się lekko.
- Silny jesteś - zauważył Shou z lekkim zdziwieniem, gdy Shin posadził go na łóżku.
- Czy ja ci wyglądam na bezbronne uke? - Shin pocałował lekko Shou. Ten pokręcił głową.
- Czasem, jak jesteś w trybie ultra-fanboya, to tak, ale nigdy indziej...
- Tak, tak - Shin odpiął ostatni guzik od piżamy Shou. - Ej, Kazuma?
- Tak?
- Co się stanie, kiedy obudzimy się rano? - zapytał Shin, patrząc na Shou z uwagą.
- Nic się nie stanie - odparł Shou, pozbawiając Shina koszuli. - Obaj na razie nikogo nie mamy, obaj jesteśmy zakochani w innych osobach. Myślę, że wszystko wróci do normy.
- Tak myślisz? - zapytał Shin, przewracając Shou na łóżko i pochylając się nad nim.
- Tak. Nie przejmuj się przyszłością, Akihide - Shou pogłaskał Shina po policzku. - I co, znowu zostałem zdegradowany do roli uke?
- Sam stwierdziłeś, że ja na nie nie wyglądam - Shin uśmiechnął się chytrze i przyciągnął Shou do namiętnego pocałunku.
* * *
Ciszę przerywało tylko tykanie zegara. Shou przytulił się do Shina, usiłując uspokoić oddech.- Zacząłem się zastanawiać, czemu nie przyszedłem tu wcześniej.
- A co, chcesz jeszcze raz? - Shin zaśmiał się i przeczesał palcami włosy Shou. - Słodko wyglądasz, jak jesteś taki roztrzepany.
- Dlaczego ja czuję się przy tobie bezpiecznie? - zapytał Shou, gdy Shin okrył ich szczelniej kołdrą.
- Nie wiem. Postaraj się zasnąć, bo jutro nie wstaniemy - Shin uśmiechnął się lekko, zamykając oczy.
- Tak w sumie, dlaczego nie spałeś?
- Moja bezsenność mnie odwiedziła - wyjaśnił Shin. - Czasem tak mam. A później jestem zombie na próbie.
- Myślisz, że teraz zaśniesz?
- Nie tylko ty czujesz się przy mnie bezpiecznie - stwierdził Shin. Chwilę później zmorzył go sen.
- Ciekawa sytuacja - Shou złapał prawą rękę Shina, którą młodszy wokalista go obejmował. - Obaj mamy takie delikatne dłonie...
Oczy Shou zamknęły się powoli i zasnął. Tym razem już żaden koszmar mu się nie przyśnił.
Obudził ich budzik Shina. Shou otworzył oczy i ze zdziwieniem odkrył, że przez całą noc spał, trzymając Shina za dłoń.
- Romantycznie - stwierdził Shin, rozplatając ich palce. - Chodź, zrobimy jakieś śniadanie. Najwyżej trochę się spóźnię.
Chwilę później przed Shou stała już miseczka ryżu i ciepła herbata.
- Chcesz jakieś warzywka, czy może wolisz śniadanie na słodko? - Shin uśmiechnął się promiennie.
- Może być na słodko - stwierdził, a Shin postawił na stole cynamon i cukier.
- Wsyp sobie, ile chcesz. Przysięgam, że dobre - Shin, wciąż się uśmiechając, polał swój ryż sosem, który zagrzał w garnuszku. - Aczkolwiek sos imbirowy lepszy.
- Rzeczywiście smaczne - przyznał Shou po spróbowaniu kulinarnych innowacji Shina. - Reno cię nie zabije, jak się spóźnisz?
- "Wiesz, Reno, Shou-sama potrzebował pomocy w uporaniu się ze swoimi uczuciami, wybacz spóźnienie" - zacytował swoją wymówkę Shin, siadając na przeciwko Shou.
- Smacznego~! - powiedzieli jednocześnie i zjedli śniadanie w ciszy.
Shou otworzył drzwi do swojego mieszkania, chwilę wcześniej żegnając się z Shinem. Tak, wszystko wróciło do normy.
Jakiś miesiąc później Shou usłyszał szczęk klucza w drzwiach. Wstał z kanapy i zobaczył Sagę, który jak gdyby nigdy nic powiesił swoją bluzę na wieszaku.
- Cześć - powiedział niby spokojnie, ale jednak było słychać, że się denerwuje. - Wiesz, ja... Tego... Nie, stanowczo mi nie wystarczą te dziewczyny podrywane na dyskotekach, ja potrzebuję ciebie. Nie ich.
Shou zamrugał. Tak, to wyznanie było typowo w stylu Sagi.
- To tego... - Saga podrapał się po głowie. - Em... Mam ci kupić czekoladki i kwiaty, czy po prostu wyjść i nie wracać?
Shou przechylił głowę. O czym on do niego mówi w ogóle?
- Sakamoto, czy ty naprawdę myślisz, że ja potrafiłbym cię wyrzucić na zbity pysk za drzwi? - Shou zrobił kilka kroków w jego stronę. - Poza tym, uwierz mi, ja też musiałem się jakoś pocieszyć po tym, jak mnie zostawiłeś.
- Ty? Byłeś do tego zdolny? - Saga zmarszczył brwi.
- Jak widać - Shou wzruszył ramionami.
- Jesteś niepoprawny - Saga westchnął ciężko.
- I kto to mówi? - prychnął Shou, będąc coraz bliżej Sagi.
- W sumie ja jestem gorszy... - Saga westchnął głęboko. Shou zamrugał z dezorientacją.
- Przyznałeś to?
- Tak jakby - Saga przygryzł dolną wargę. - To mam iść po te czekoladki?
- I po astry.
- Tak, wiem, pamiętam - Saga uśmiechnął się lekko, obejmując Shou ramieniem w pasie. - Brakowało mi ciebie trochę... Ale ty pewnie przepłakałeś nie jedną noc, co?
- W końcu nasi koledzy nie będą patrzeć na nas jak na seryjnych morderców - Shou pocałował lekko Sagę. - Ale mogłeś nie palić tuż przed przyjściem tutaj.
- Wiesz, jakie to było stresujące?! Dobrze, że nadal miałem klucze, bo byś mnie pewnie nie wpuścił - Saga zaśmiał się krótko, przytulając do siebie Shou. - Wiesz, Kazuma... Obiecuję, że cię już nigdy nie zostawię.
- I mam ci uwierzyć?
- Tak, bo mnie kochasz - Saga uśmiechnął się czule. - Prawda?
- Nawet w to nie wątp - Shou zamknął oczy.
Cisza zmieniła się w głos Sagi, który swoją ulubioną zapalniczką rozświetlił otaczającą go ciemność.
The end