Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

sobota, 26 października 2013

Przykro mi

Dobry wieczór.

Jest mi naprawdę przykro, ale musiałam wyłączyć komentarze, ponieważ jedna rzecz zaczęła mnie lekko irytować.

Mimo tego, że stworzyłam regulamin, nie zawarłam w nim tego, co irytuje mnie najbardziej, bo stwierdziłam, że wszyscy będą się mnie czepiać za to.

Długość fanfików.

Kiedyś oceniało się fika po jakości, treści i uczuciach, które wywoływał. Dzisiaj wystarczy, że fanfik będzie miał 1234567890 stron w Wordzie i wszyscy będą się nim zachwycać, mimo absurdalnej fabuły, wielu scen ze źle opisanym seksem, błędów ortograficznych, składniowych, interpunkcyjnych i logicznych oraz bohaterów na poziomie intelektualnym ameby.

Osobiście uważam, że to jest fanfik. Fanfik, zwykłe, głupie opowiadanie, pisane przez zwykłą, głupią autorkę. To nie jest wypracowanie szkolne czy maturalne, że trzeba zawrzeć dokładną ilość słów, by praca była uznana. To nie jest książka, która musi zawierać jednak trochę więcej treści. To jest coś, co czyta się na raz, śmieje się albo płacze i wyłącza kartę na przeglądarce.

Są różne rodzaje fanfików. Wśród nich znajdują się miniatury i drabble. Są one bardzo krótkie, o wiele krótsze od tych moich. Ludzie na różnych portalach czytają je na spokojnie i nikt nie czepia się, że to jest za krótkie, ale jak coś takiego ktoś (nie mówię tylko o mnie) wstawi na bloga, to od razu zostaje zrównany z ziemią, bo "to gówno jest za krótkie".

Jak mam napisać dłuższego fika, gdy wszystko, co przyszło mi do głowy, już w nim zawarłam? Mam lać wodę, walnąć opis seksu na dwie strony? Dać tysiąc pięćset głupich dialogów, typu "No chyba, kuźwa, twoja stara!"? Po co to?

To tyle z mojej strony. Regulamin też usunęłam, bo jeśli nie można już dodawać komentarzy, to nie jest on potrzebny.

Życzę dobrej nocy.

Adawinry Chou Kurineko

wtorek, 22 października 2013

Lukier

Zespół: Alice Nine, w tle ViViD i Anli Pollicino
Pairing: Saga&Shou, wspomniane Shin&Shindy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, romans, obyczajowy
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Z dedykacją dla Kann. ~~

 - I co jeszcze? - syknął Saga, gdy klucz od klatki schodowej złamał się w zamku.
Z nieba padał rzęsisty deszcz. Basista nie wziął ze sobą parasolki, więc w tym momencie był zupełnie mokry. Na dokładkę przed chwilą jakiś bardzo miły kierowca wjechał z impetem w wielką kałużę, przez co biała kurtka Sagi została przyozdobiona pięknymi brązowymi plamami z błota. Na czarnych spodniach aż tak tego widać nie było. A jeszcze wcześniej potknął się o jakiegoś psa, który wbiegł mu pod nogi, i z wdziękiem klapnął tyłkiem na chodnik. Także w tym momencie Saga miał ochotę wyć z wściekłości.
 - To Hiroto jest najbardziej ciapowaty w naszym zespole, nie ja - warknął, kopiąc w drzwi. Po chwili zobaczył, jak fragment jego klucza wypada z zamka, a w drzwiach klatki schodowej ukazał się lekko zdezorientowany Shin.
 - Dzień dobry, Saga-san. Sprawdzałem skrzynkę na listy, gdy cię zauważyłem - oznajmił, mierząc go wzrokiem z góry na dół. - Widzę, że już wiesz, jak to jest być mną. Tak więc, witaj w moim świecie.
 - Dzięki za otworzenie drzwi, Shin-kun - stwierdził Saga, mijając go. Tak naprawdę to miał dość tego irytującego dzieciaka. Ciągle plątał się za Shou i rzucał gwiazdkami, jak tylko go zobaczył. Że też Shindy mu pozwalał na takie zachowanie. Chociaż w sumie to niby Shin jest seme, powinien się zachowywać bardziej dorośle. Ale czego on wymaga od takich dzieci?
Gdy tylko Saga otworzył drzwi, w jego nozdrza uderzył przyjemny zapach dobiegający z kuchni. Gdy wszedł do wyżej wspomnianego pomieszczenia, zobaczył Shou biegającego w fartuszku, całego umorusanego mąką, z resztką ciasta na palcach. Na stole stały miski z ciastkami, tak jak i na wszystkich blatach i na parapecie.
 - Kazuma? Co ty robisz, na Buddę? - zapytał Saga, zapominając, że nadal ocieka wodą.
 - O, Sakamoto, jesteś - Shou uśmiechnął się promiennie, wyjmując kolejną porcję ciastek z piekarnika. - Zmokłeś?
 - Nie, to taka nowa moda, wiesz? Kolekcja wodna, wszystkie ubrania są mokre - prychnął Saga.
 - To ja ci zaparzę ciepłej herbatki, a ty się przebierz i przyjdź tutaj pomóc mi ozdabiać ciasteczka - Shou uśmiechnął się jeszcze bardziej promiennie, choć Saga myślał, że to jest możliwe tylko w przypadku Nao i Hiroto. Albo Tory, gdy mu Akiya przyśle SMS z informacją, że... Nieważne, stanowczo nie powinien przeglądać skrzynek odbiorczych kolegów, bo potem ma traumę.
 - Niech ci będzie - stwierdził Saga, po czym westchnął ciężko i poszedł poszukać suchych ubrań.
Gdy wrócił, Shou wyglądał już bardziej jak on, choć nadal miał na sobie fartuszek. Po dokładnym przyjrzeniu, Saga stwierdził, że te kropki na fartuszku to nie kropki, tylko biedronki. Uśmiechające się, na dokładkę.
I on się czepiał Shina, że jest dziecinny?
 - Jaki chcesz lukier? - zapytał Shou, sadzając Sagę przed górą ciastek. - Bo mam taki zwykły biały, ale też kupiłem czerwony, zielony, niebieski, fioletowy, żółty i taki z brokatem, patrz - tu wokalista wziął jedno ciastko i wycisnął na nie różowy, świecący lukier. W taki sposób powstała różowiutka, błyszcząca gwiazdka-ciastko.
 - Kazuma, słonko, słuchaj, mnie to naprawdę nie ba... - Saga nie dokończył, bo Shou wetknął mu w usta ciasteczko.
 - To jaki chcesz lukier? - zapytał Shou. Saga wskazał palcem na czerwony i zmierzył swoje koi wzrokiem. On miał dzisiaj bardzo dobry humor, czy może chciał taki mieć?
Po ozdobieniu kolorowymi lukrami połowy zrobionych przez wokalistę gwiazdek, misiów, kotków, piesków, księżyców, koniczynek, prosiaczków, pand, słoników, żabek i bodajże sówek, Saga zaczął się zastanawiać, co się stanie, kiedy któryś z lukrów się skończy. I po co w ogóle taka góra ciastek.
 - No i nie ma już tego z brokatem - oznajmił z lekkim smutkiem Shou, patrząc na puste opakowanie.
 - A jak nam nie starczy? - zapytał Saga, przerabiając kotka na Harry'ego Pottera.
 - To dorobię białego, cukier puder jeszcze mam - odparł Shou, biorąc do ręki niebieski lukier. - Pół dnia dzisiaj pada. Jakby niebo płakało.
 - Przez te humorki nieba mam brudną kurtkę, obity tyłek przez jakiegoś psa bojącego się burzy i złamany w pośpiechu klucz, więc niech szanowne aniołki kupią sobie górę lodów waniliowych i wyleczą swoją depresję - stwierdził Saga, smarując kotka żółtym lukrem.
 - Takie rzeczy to zdarzają się raczej Hiroto i Shinowi, nie tobie - zauważył Shou, kolorując słonika na niebiesko.
 - Coś cię trapi, prawda, Kazuma? - zapytał w końcu Saga. Shou spojrzał najpierw na niego, a później na zdjęcie wiszące na ścianie.
 - Coś mi się dzisiaj przypomniało, to wszystko - odparł Shou, wyjmując z miski misia. - I uważam, że lepiej będzie ten temat pominąć.
 - Ej, Kazuma?
 - Tak?
Saga wycisnął sobie na palec trochę niebieskiego lukru i tyknął Shou w nos.
 - Nie smuć się. Będzie dobrze - stwierdził, uśmiechając się lekko. - A te ciastka to po co tak w ogóle?
 - Shin znalazł jakieś foremki i zapytał, czy mi potrzebne. I jakoś tak postanowiłem je wypróbować - odparł Shou, po czym zaśmiał się krótko. Saga pokręcił głową z zażenowaniem.
 - Dobry powód nie jest zły, naprawdę. Zanieś mu jeszcze miskę tych ciastek, to chyba pod sufit podskoczy i będzie po nim biegał.
 - Sakamoto, nie rób z Shina jakiegoś psychofana - Shou próbował udawać groźnego, ale widać było, że powstrzymuje się od śmiechu.
 - Jak sobie życzysz - odparł Saga, patrząc na Shou. - Masz tu trochę lukru, wiesz?
 - Gdzie? - zdziwił się Shou. - Przecież wytarłem ten niebieski z nosa.
 - Tutaj - Saga przejechał palcem umoczonym w czerwonym lukrze po ustach Shou, po czym go pocałował. - Słodki ten lukier.
 - Masz zamiar poprawić mi humor jeszcze bardziej? - zapytał Shou, uśmiechając się promiennie.
 - Tak. Najwyżej Shin znowu będzie miał traumę, jak ja po esemesach Akiyi do Tory - Saga zaśmiał się i pociągnął Shou za rękę w kierunku drzwi. - Nie martw się, potem dokończymy dekorowanie ciasteczek. Ale chyba dobrze by było zamknąć drzwi, żeby twoje koty nie zlizały z tych ciastek lukru.
 - Najwyżej będą trochę głodne - Shou zachichotał cicho i zrobił to, co poradził mu Saga.
* * *
Shindy mruknął coś niewyraźnie przez sen, gdy obudził go telefon. Poszukał po omacku źródła uporczywego dźwięku i nacisnął zieloną słuchawkę.
 - Tak?
 - Shinya, gdzie są te stopery, co je ostatnio kupowałeś? Bo nie mogę za Chiny ich znaleźć.
Shindy tylko się roześmiał. Bycie sąsiadem Shou miało wiele zalet i tylko jedną wadę - wiecznie napalonego Sagę.

The end