Zespół: Buck-Tick, Rave, Moran, Kagrra, (wspomniany Daisuke z The Studs)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Dawno nie wrzucałam jrockowego fika, ale jak już pisałam w południe, zmarł Atsushi Sakurai. Nie słuchałam Buck-Tick, ale stwierdziłam ostatnio do Kann, że zacznę ich słuchać, jeśli nie poznam żadnego nowego zespołu. I to opowiadanie jest dla niego. Bo mimo wszystko jakoś tak mi smutno przez to, że odszedł ktoś, kto miał tak duży wpływ na japońską muzykę.
- Hej, hej. Budzimy się, Śpiący Królewiczu. Czas już iść.
Otworzył oczy, słysząc ten głos. Siedział przed nim nie kto inny jak Isshi. Obok zobaczył młodego chłopaka, może dwudziestoparoletniego.
- Isshi?
- Owszem.
- Gdzie jestem? - spytał, siadając.
- No, no, Atsushi, nieźle się pogniotłeś - Isshi złapał go za policzek i uszczypnął. - A odpowiadając na twoje pytanie, to jest chyba jakiś przedsionek czy coś takiego.
- Przedsionek? - powtórzył Atsushi. - Umarłem?
- Tak - Isshi kiwnął głową. - Przynajmniej dożyłeś pięćdziesiątki. Nie jak ja i Mikuru.
- Prawie sześćdziesiątki w sumie - sprecyzował Mikuru.
- Ale ja byłem na koncercie - Atsushi spojrzał za siebie, wciąż słysząc głosy przyjaciół i lekarzy. - Ale...
- Tak, wiem, ja też miałem mieć koncert - Isshi wstał i podał mu rękę. - To co, wracasz? Czy idziesz z nami?
- A mogę wrócić? - spytał Atsushi cicho jak na niego.
- Krwawienie do mózgu jest raczej dość obfite, więc wątpię, żebyś miał jakąkolwiek szansę - stwierdził Isshi. - Ale możesz spróbować.
Więc spróbował.
Ale to nic nie dało.
Głosy stawały się jedynie cichsze i cichsze.
- Wygląda na to, że muszę zostać z wami - Atsushi złapał dłoń Isshiego i wstał. - Swoją drogą, Mikuru-kun, przypomniałem sobie, skąd cię kojarzę. To dla ciebie wokalista Kizu napisał ten utwór.
Mikuru zamrugał.
- Miło z jego strony - stwierdził, nieco wzruszony.
- Hej, chłopaki, co tak długo was nie ma? - z bieli nagle wyłonił się pierwszy basista Morana, Zill. - O, Atsushi-san. Nie spodziewałem się ciebie tutaj tak szybko.
- Nikt nie jest wieczny - Isshi wzruszył ramionami. - Nawet jeśli śmierć to początek wieczności.
- W takim razie, chodźmy w jej stronę - stwierdził Atsushi.
- Nie ostrzeżesz go przed Daisuke oszukującym w karty? - spytał Mikuru, podchodząc do Zilla.
- Och, jest starszy niż my dwaj razem wzięci - Isshi machnął ręką, drugą obejmując ramiona Atsushiego. - Założę się, że wie.
Isshi puścił do Atsushiego oczko, na co ten się uśmiechnął.
I wszyscy rozpłynęli się w bieli.
The end