Pairing: Yue&Lime
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: okruchy życia
Ostrzeżenia: oparte na faktach, nawiązanie do młodzieńczej depresji jednego z bohaterów i jego nieudanej próby samobójczej
Notka autorska: Wolałabym, żeby to nie była prawda, ale to jest prawda. Informacja potwierdzona w jednym z wywiadów. Aczkolwiek starałam się napisać tego fanfika tak, by nie był zbyt dołujący, głównie ze względu na charakter tego muzyka.
Wszyscy mnie pytają, kiedy.
Kiedy, kiedy i kiedy.
To pytanie zaczyna mnie już irytować.
Kiedy się zakochałem? Nie wiem.
Wiem, kiedy się zorientowałem.
To było podczas tego wywiadu. Dowiedziałem się wtedy więcej, niż bym chciał.
A raczej chciałbym to wiedzieć. Ale dowiedzieć się tego w normalnych okolicznościach, a nie przez pytanie uśmiechniętej reporterki, której od razu zrzedła mina.
Poczułem się wtedy, jakby ktoś wbił mi szpikulec w serce. Jakbym nagle zanurzył się w wodzie.
Daleko od prawdy to właściwie nie odbiega.
Fale wspomnień docierały do mnie jedna po drugiej. Te wszystkie spojrzenia, delikatne uśmiechy, momenty, w których byłem pierwszą osobą, która biegła ci z pomocą, choć nawet nie wiedziałem, dlaczego.
Matoł. Pierwszorzędny matoł.
Podszedłem do ciebie po tym wywiadzie. Kręciło mi się w głowie, szumiało mi w uszach i zmarzły mi dłonie. Nadal czułem to kłucie w sercu.
Spytałem, dlaczego mi nie powiedziałeś. I czy to prawda, bo jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Zdziwiłeś się. Byłeś pewien, że wiem.
Reiki wiedział. Co do Kyonosuke, to nie mam pojęcia, bo w ogóle się na ten temat nie odezwał.
Byłem zły. Ale nie dlatego, że próbowałeś zrobić coś tak okropnego, tylko dlatego, że mi nie powiedziałeś. I wyjaśniłem ci to, tuląc cię do siebie, bo prawdopodobnie tego właśnie potrzebowałeś.
Ja tego potrzebowałem. A przynajmniej po to, żeby uświadomić sobie, że cię kocham.
Do dzisiaj nie wiem, kiedy się w tobie zakochałem. Ale tamtego dnia przyrzekłem, że będę cię chronić.
Nawet przed tobą samym.
* * *
Leżę obok ciebie. Patrzysz w sufit i nad czymś rozmyślasz.To jedyne momenty, kiedy można o coś cię spytać i uzyskać od ciebie najszczerszą odpowiedź, bez owijania w bawełnę. Bez tłumienia w sobie uczuć. Bez omijania niewygodnej prawdy.
Trzeba cię wyrwać z tego zamyślenia. Wtedy powiesz wszystko.
- Jak? - pytam.
Nie wiem, skąd wiesz, o co.
Ale ty zawsze wiesz.
Zwłaszcza, jeśli próbowało się uzyskać na jakieś pytanie odpowiedź tego samego dnia.
- Bo jestem kurduplem - odpowiadasz spokojnie. - Próbowałem zawiesić linę na gałęzi, ale nie mogłem dosięgnąć, więc się wkurzyłem i poszedłem do domu.
Mrugam.
- Naprawdę? - pytam.
- Tak - uśmiechasz się lekko. - Byłem głupim gówniarzem. Niepotrafiącym uszanować własnego życia. I jak mi ta durna lina spadła po raz któryś, to już sam nie wiedziałem, czy jestem bardziej wkurzony na siebie za swój idiotyczny pomysł, czy na tę linę, czy na mój wzrost, czy wszystko naraz.
- Czyli uratowało cię to, że jesteś uroczym niziołkiem? - przeczesuję między palcami twoje miękkie włosy.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to cię walnę - prawie na mnie warczysz, mówiąc to. - Poza tym, znowu wyrwałeś mnie z letargu i wyciągnąłeś ze mnie informacje o rzeczach, o których rozmawiać nie chcę!
- Bo ci wstyd?
- ...bo mi wstyd - przyznajesz, robiąc tę swoją nieco speszoną minę. Jak zawsze, kiedy naprawdę czegoś żałujesz i ci przez to głupio.
- Ale inaczej mi nie powiesz - stwierdzam, a ty wzdychasz cicho.
- Czemu cię to tak interesuje? To tylko przeszłość - mruczysz niezadowolony, wtulając się w moją puchatą, zimową piżamę.
- Ale twoja - mówię cicho, drapiąc cię po głowie. - A żeby chronić naszą przyszłość, muszę najpierw pokonać twoją przeszłość.
- Mhm... Najlepiej, jak przestaniesz drążyć - twój głos jest senny, ale nadal lekko nasączony ironią i złością. - I gadać te swoje cukierkowe pierdolety.
- Nie będę drążył - obiecuję. - I nie martw się. Nie pozwolę ci o niej jeszcze raz nawet pomyśleć.
Nie wiem, czy już śpisz, ale na to nie reagujesz, więc chyba tak.
Okrywam nas szczelniej kołdrą.
Słucham twojego miarowego oddechu.
I, przynajmniej mam taką nadzieję, znowu wszystko jest dobrze.
Wystarczy w to wierzyć.
The end