Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

czwartek, 28 maja 2020

I won't let you

Zespół: Kizu
Pairing: Yue&Lime
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: okruchy życia
Ostrzeżenia: oparte na faktach, nawiązanie do młodzieńczej depresji jednego z bohaterów i jego nieudanej próby samobójczej
Notka autorska: Wolałabym, żeby to nie była prawda, ale to jest prawda. Informacja potwierdzona w jednym z wywiadów. Aczkolwiek starałam się napisać tego fanfika tak, by nie był zbyt dołujący, głównie ze względu na charakter tego muzyka.


Wszyscy mnie pytają, kiedy.
Kiedy, kiedy i kiedy.
To pytanie zaczyna mnie już irytować.
Kiedy się zakochałem? Nie wiem.
Wiem, kiedy się zorientowałem.
To było podczas tego wywiadu. Dowiedziałem się wtedy więcej, niż bym chciał.
A raczej chciałbym to wiedzieć. Ale dowiedzieć się tego w normalnych okolicznościach, a nie przez pytanie uśmiechniętej reporterki, której od razu zrzedła mina.
Poczułem się wtedy, jakby ktoś wbił mi szpikulec w serce. Jakbym nagle zanurzył się w wodzie.
Daleko od prawdy to właściwie nie odbiega.
Fale wspomnień docierały do mnie jedna po drugiej. Te wszystkie spojrzenia, delikatne uśmiechy, momenty, w których byłem pierwszą osobą, która biegła ci z pomocą, choć nawet nie wiedziałem, dlaczego.
Matoł. Pierwszorzędny matoł.
Podszedłem do ciebie po tym wywiadzie. Kręciło mi się w głowie, szumiało mi w uszach i zmarzły mi dłonie. Nadal czułem to kłucie w sercu.
Spytałem, dlaczego mi nie powiedziałeś. I czy to prawda, bo jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Zdziwiłeś się. Byłeś pewien, że wiem.
Reiki wiedział. Co do Kyonosuke, to nie mam pojęcia, bo w ogóle się na ten temat nie odezwał.
Byłem zły. Ale nie dlatego, że próbowałeś zrobić coś tak okropnego, tylko dlatego, że mi nie powiedziałeś. I wyjaśniłem ci to, tuląc cię do siebie, bo prawdopodobnie tego właśnie potrzebowałeś.
Ja tego potrzebowałem. A przynajmniej po to, żeby uświadomić sobie, że cię kocham.
Do dzisiaj nie wiem, kiedy się w tobie zakochałem. Ale tamtego dnia przyrzekłem, że będę cię chronić.
Nawet przed tobą samym.
* * *
Leżę obok ciebie. Patrzysz w sufit i nad czymś rozmyślasz.
To jedyne momenty, kiedy można o coś cię spytać i uzyskać od ciebie najszczerszą odpowiedź, bez owijania w bawełnę. Bez tłumienia w sobie uczuć. Bez omijania niewygodnej prawdy.
Trzeba cię wyrwać z tego zamyślenia. Wtedy powiesz wszystko.
- Jak? - pytam.
Nie wiem, skąd wiesz, o co.
Ale ty zawsze wiesz.
Zwłaszcza, jeśli próbowało się uzyskać na jakieś pytanie odpowiedź tego samego dnia.
- Bo jestem kurduplem - odpowiadasz spokojnie. - Próbowałem zawiesić linę na gałęzi, ale nie mogłem dosięgnąć, więc się wkurzyłem i poszedłem do domu.
Mrugam.
- Naprawdę? - pytam.
- Tak - uśmiechasz się lekko. - Byłem głupim gówniarzem. Niepotrafiącym uszanować własnego życia. I jak mi ta durna lina spadła po raz któryś, to już sam nie wiedziałem, czy jestem bardziej wkurzony na siebie za swój idiotyczny pomysł, czy na tę linę, czy na mój wzrost, czy wszystko naraz.
- Czyli uratowało cię to, że jesteś uroczym niziołkiem? - przeczesuję między palcami twoje miękkie włosy.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to cię walnę - prawie na mnie warczysz, mówiąc to. - Poza tym, znowu wyrwałeś mnie z letargu i wyciągnąłeś ze mnie informacje o rzeczach, o których rozmawiać nie chcę!
- Bo ci wstyd?
- ...bo mi wstyd - przyznajesz, robiąc tę swoją nieco speszoną minę. Jak zawsze, kiedy naprawdę czegoś żałujesz i ci przez to głupio.
- Ale inaczej mi nie powiesz - stwierdzam, a ty wzdychasz cicho.
- Czemu cię to tak interesuje? To tylko przeszłość - mruczysz niezadowolony, wtulając się w moją puchatą, zimową piżamę.
- Ale twoja - mówię cicho, drapiąc cię po głowie. - A żeby chronić naszą przyszłość, muszę najpierw pokonać twoją przeszłość.
- Mhm... Najlepiej, jak przestaniesz drążyć - twój głos jest senny, ale nadal lekko nasączony ironią i złością. - I gadać te swoje cukierkowe pierdolety.
- Nie będę drążył - obiecuję. - I nie martw się. Nie pozwolę ci o niej jeszcze raz nawet pomyśleć.
Nie wiem, czy już śpisz, ale na to nie reagujesz, więc chyba tak.
Okrywam nas szczelniej kołdrą.
Słucham twojego miarowego oddechu.
I, przynajmniej mam taką nadzieję, znowu wszystko jest dobrze.
Wystarczy w to wierzyć.
The end

poniedziałek, 25 maja 2020

Scent of the Rain

Zespół: Kizu&Xaa-Xaa
Pairing: Lime&Kazuki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: alkohol
Notka autorska: Bo właściwie, czemu nie?

Mężczyźni nie powinni płakać.
Tego chce społeczeństwo i tego powinniśmy przestrzegać.
Nie płakać, kiedy dzieje się coś złego. Nie płakać, kiedy umiera bliska nam osoba. Nie płakać, kiedy mamy złamane serce.
Nie wolno nam.
I właściwie zazwyczaj o tym pamiętamy.
A później do tego dochodzi alkohol. I już zapominamy o wszystkich normach społecznych. O wszystkich zasadach działania współczesnego świata.
Kazuki siedział przyćmiony na wycieraczce przed drzwiami do mojego mieszkania. Z podkulonymi pod brodę kolanami, obejmując ramionami swoje nogi.
- Co tu robisz? - spytałem, składając parasol i jak zwykle przycinając sobie palec.
Norma.
Podniósł na mnie wzrok.
- Kazuki? - kucnąłem. Dziwnie było mi patrzeć na niego z góry, bo to on jest wysoki jak brzoza, a ja... No, nie należę do najwyższych osób.
Pachniał rumem i geosminą.
- Co się stało? - spytałem, kładąc dłoń na jego policzku.
Był zimny. Byłby pewnie ciepły od płaczu, gdyby wielkie, ciemne chmury nie sprowadziły na nas tego dnia potężnej ulewy. Ale zaczerwienione oczy Kazukiego zdradzały, że nie tylko deszcz je obmył.
- Kazu? - spojrzałem w jego czarne jak ta wieczna rozpacz, która się ciągle w nich kryła, oczy.
Tak bardzo były podobne do moich. Może właśnie dlatego rozumiałem go o wiele lepiej niż inni ludzie.
- Wstań. Wejdźmy do środka. Nie możesz ciągle tu siedzieć. Przeziębisz się - uśmiechnąłem się łagodnie.
Kazuki podniósł się, nadal milcząc. Ciszę przerwał szczęk zamka w drzwiach. Weszliśmy do mojego mieszkania. Psy od razu do mnie doskoczyły.
- Muszę je wyprowadzić - powiedziałem cicho.
Kazuki zerknął na mnie, wciąż nie zmieniając tej swojej zbolałej miny.
- Wybacz. Postaram się wrócić szybko. W sumie i tak długo nie pochodzimy, bo pada - stwierdziłem, zapinając Lemonowi i Fuu-chan smycze.
Od deszczu na drogach porobiły się wręcz wartkie potoki. Parasol wyginał się na wszystkie strony.
Będzie do wyrzucenia.
Wróciłem do domu i odpiąłem smycze moim psiakom. Od razu ruszyły do swoich posłań i zakopały się w koce.
Kazuki zasnął na kanapie. Jego ubrania wciąż były mokre.
- Przeziębisz się - westchnąłem ciężko.
Uchylił powieki. Czyli jednak nie spał.
- Powiesz mi, co się stało? - byłem już tym lekko zirytowany.
- Youhei... Znaczy, Roji. Zerwał ze mną - odparł Kazuki, wpatrując się w ścianę. - To boli, Raimu. Może jestem już za stary na to, żeby bolało. Ale i tak boli.
- Boli, bo jesteś pijany - odparłem, biorąc koc i okrywając Kazukiego. - Jak wytrzeźwiejesz, to przestanie.
- Bolało, jak jeszcze byłem trzeźwy - mruknął.
- Ale mniej. Alkohol tylko wzmacnia ten ból, bo przestajesz panować nad emocjami - pogłaskałem go po głowie i syknąłem.
Głupia rana.
Spojrzałem na swoją dłoń. Przez ten deszcz plaster rozmiękł i się odkleił. Krew, która jeszcze nie zdążyła skrzepnąć, znów zaczęła się sączyć.
Kazuki chyba też to obserwował. Ujął delikatnie moją dłoń i przesunął palcem wskazującym po ranie.
Znowu syknąłem. Co on wyprawia?
- Co robisz? - spytałem, patrząc, jak Kazuki rozsmarowuje sobie moją krew na palcach.
On chyba postradał zmysły już do reszty.
- Kazu? - położyłem mu drugą dłoń na policzku i uniosłem nieco jego głowę, by na mnie spojrzał.
Zrobił to, wciąż trzymając mnie za rękę.
On był kompletnie przemoczony. Ja byłem trochę.
Teraz obaj pachnieliśmy geosminą.
I w sumie nie wiem, dlaczego wysunąłem dłoń spomiędzy palców Kazukiego, by położyć ją na jego drugim policzku i go pocałować. W usta.
Może dlatego, że wyglądał jak taki zbity szczeniaczek, a ja jestem psiarzem?
A może dlatego, że to jeden z moich najlepszych przyjaciół i dzięki temu wiedziałem, że tego potrzebuje.
I może właśnie dlatego pomogłem mu zdjąć jego mokre ubrania i pozwoliłem mu zrobić to samo z moimi.
Był uległy. Bardzo uległy. Jakby już nic go nie obchodziło.
I nie wiedziałem, czy to przez alkohol, czy przez jego nastrój, czy przez jedno i drugie po trochu.
Wiedziałem jedynie, że przytulił się do mnie tuż po tym, jak na niego opadłem. Tak mocno, że prawie zabrakło mi tchu, którego i tak mi trochę brakowało.
A może obaj tego potrzebowaliśmy? Nie wiem.
Ale po raz pierwszy poczułem wtedy, że to naprawdę nie ma znaczenia, że on jest ode mnie wyższy o dwadzieścia centymetrów. I że jest starszy o trzy lata.
W łóżku wszystko się wyrównuje.
A w temacie psychiki wszyscy jesteśmy tacy sami.
Słabi jak kruche liście jesienią.
Zwłaszcza my dwaj.
Dla niektórych pewnie to będzie zaskoczenie, ale złamane serce naprawdę ani trochę nie zastanawia się, jakiej płci jest jego właściciel.
The end

poniedziałek, 11 maja 2020

For the first time I see the light

Zespół: Kizu
Pairing: Yue&Lime
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Czy ja znowu mam odchył na jakiś ship? Jak widać... XD


Właściwie, nigdy nikomu tego nie powiedziałem. Pomijając oczywiście rodzinę i te wszystkie osoby, którym to mówiłem, żeby zrobiły to, o co je prosiłem.
No, z tym proszeniem to też tak trochę przesada...
Fakt faktem, nie było ani jednej osoby, której bym to powiedział tak szczerze, z czystego serca... którego nie mam... właściwie moje serce jest brudne, jakby ktoś mi je wyrwał i wrzucił do kałuży...
...powinienem się zamknąć.
O czym to ja? A, tak. O tym, że nigdy nikomu tego nie powiedziałem. Oczywiście było kilka osób, zwłaszcza kobiet, które mnie do tego zmusiły. Miałem czasem dosyć ich marudzenia nad głową, jaki jestem nieczuły i zimny jak lód, bo nie wyznaję im miłości na każdym kroku, jak to robią partnerzy ich koleżanek i o bogowie, jakie to niemiłe i w ogóle wstyd, Takuya, wstyd i hańba.
Tak, tak. Tyle, że umawiałyście się z Raimu, drogie dziewczęta, nie z Takuyą. Chciałyście pieniędzy, sławy i czego nie tylko. Tymczasem dostałyście człowieka zmęczonego życiem, choć nawet do trzydziestki jeszcze nie dobił. Och nie, jak mi was nie żal.
Natsume chyba był wśród tych osób jedyny, który na to zasługiwał. Tylko on. Jeszcze były w sumie dwie kobiety, które rzeczywiście chciały Takuyi, a nie Raimu, więc w sumie też mógłbym im to powiedzieć, ale to nie jest takie proste...
Głównie dlatego, że to obdziera człowieka z jakiejś takiej... Sfery prywatności. Trzeba się uzewnętrznić, trzeba nagle mówić o swoich uczuciach, co jest strasznie niekomfortowe i za każdym razem mnie mdli i dłonie mi się trzęsą. Po co to komu? Wolę spędzić z kimś, kogo... darzę głębszym uczuciem więcej czasu, oprzeć się o jego ramię i czytać książkę, słuchając jego miarowego oddechu, bo, w przeciwieństwie do mnie, może zasnąć w każdych warunkach.
I co noc.
Chyba powinienem iść z tym moim nieregularnym schematem snu do lekarza.
Ale no. Przykryć go kocem, zaparzyć ulubionej herbaty, iść do sklepu po trzy rodzaje lodów i pozwolić spać jego kotce w naszym łóżku. To mogę zrobić. Ale takie uzewnętrznianie się... Obdzieranie z uczuciowej skóry... Nie, nie i jeszcze raz nie.
I w sumie może dlatego to mnie tak zdziwiło.
Fajerwerki wybuchały jedna po drugiej, przez co niebo rozświetliło się wszystkimi kolorami tęczy.
Zawsze w takich chwilach mrużyłem oczy, bo byłem wrażliwy na światło, odkąd pamiętam. Ale tym razem było inaczej. Tym razem w ogóle mi to nie przeszkadzało.
Jakbym po raz pierwszy widział światło.
Spojrzałem na ciebie. Stałeś obok i patrzyłeś z rozmarzeniem w stronę tego kolorowego widowiska. Miałem wrażenie, że wyglądałeś jeszcze piękniej niż zazwyczaj.
Dlaczego ty jesteś taki piekielnie przystojny?
Drgnąłeś ze zdziwienia, kiedy moje palce delikatnie dotknęły twoich. Spojrzałeś na mnie i przyjrzałeś mi się uważnie.
- Coś się stało, Takuya?
Pokręciłem głową.
- Nic się nie stało - odparłem, patrząc w twoje oczy, w których odbijał się blask coraz rzadziej wybuchających fajerwerków i bladej tarczy księżyca.
Była pełnia. Wszystko mogło się zdarzyć.
Ale nie miałem pojęcia, że aż coś tak... niespodziewanego. Co zaskoczy nawet mnie. A co dopiero ciebie?
- Na pewno? - spytałeś, jak zwykle martwiąc się na zapas. Przeczesałeś palcami moje włosy, przez co zmrużyłem oczy.
Fajerwerki zgasły. Księżyc został. Zajdzie dopiero za kilka godzin.
- Na pewno - odparłem cicho.
- To dlaczego się we mnie tak wpatrujesz, jakbyś czegoś ode mnie potrzebował? - spytałeś, uśmiechając się czule.
Chciałem powiedzieć, że to dlatego, iż taki przystojny jesteś.
Albo że uwielbiam ten twój nieziemski uśmiech.
Cokolwiek.
Cokolwiek, co powiedziałbym zarówno Natsume, tym dwóm miłym kobietom i całej tej zgrai głupiutkich fanek.
Więc dlaczego...
- Bo cię kocham - ...powiedziałem to?
Stałeś przez chwilę w bezruchu, jakby bojąc się oddychać.
Ja za to nie wiedziałem, co się właściwie stało.
Skąd...
Po co...
Na co...
Czemu...
Przestałem zastanawiać się nad głupotami, kiedy mnie pocałowałeś.
I miałem wrażenie, że tym razem ten pocałunek był jakiś inny. Jakby jednocześnie był nagrodą i podziękowaniem za to głupie wyznanie.
- Ja ciebie też - wyszeptałeś mi do ucha, rozwiewając mi swoim oddechem włosy.
Aż mnie dreszcz przeszedł po plecach.
Rób tak częściej, Yue, to mnie od siebie uzależnisz.
O ile już tego nie zrobiłeś.
The end