Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

niedziela, 29 marca 2020

Panorama

Zespół: Kizu
Pairing: Yue&Lime
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Tak, tak, kolejny fik, ostatnio mam wenę.


Para wodna unosiła się w powietrzu. Choć wciąż szkodliwa, nie śmierdziała nikotyną. Mimo to okno było otwarte. Głównie po to, by mógł spuścić nogi z parapetu.
Kiedyś spadnie w taki sposób. Może nawet i dzisiaj. Ale czuł się pusty w środku. Czuł się źle i chciał poobserwować świat z tej perspektywy.
Może dlatego, że jak był mały, to babcia go tak sadzała? I w jakiś dziwny sposób go to uspokajało, bo przypominało mu dzieciństwo i to, jak wpatrywał się w panoramę miasta, myśląc, że jak będzie dorosły, to przestanie być taki malutki i jako rosły i postawny mężczyzna jak jego ojciec, popatrzy z góry na tych wszystkich głupich ludzi, którzy już nawet wtedy go irytowali.
Ale natura nie jest sprawiedliwa i genów po ojcu nie odziedziczył żadnych. No, oprócz uporu maniaka, który ostatnio kazał mu siedzieć trzy noce nad tekstami i muzyką bez snu, jedynie z kubkiem kawy. Ewentualnie mocnej, zielonej herbaty.
Czy skończyło się to źle dla jego organizmu? Nie, wcale. To omdlenie na próbie się nie liczy, takie sytuacje zdarzają się często i każdemu...
...ale w sumie nie wszyscy martwią tym kolegów z zespołu. I swoje koi, które mówiło, że ma iść do cholery spać.
Z pominięciem przekleństwa, bo tego to używa tylko, jak się już naprawdę bardzo wkurzy.
Teraz też był wściekły, ale jednak zmartwienie wzięło górę. I mimo, iż Lime nie chciał tego przyznać i na pewno nikomu tego nie powie, to jednak w ramionach Yue czuje się bezpiecznie. I dlatego właśnie ani trochę nie protestował, kiedy ten podniósł go z podłogi i zaniósł na kanapę.
Nawet Kyonosuke się zmartwił. Kyonosuke! A Reiki, jak to Reiki, zareagował zbyt gwałtownie i ze zbyt dużym entuzjazmem spowodowanym chęcią niesienia pomocy.
Tak, to wszystko przez to, że jest upartym osiołkiem. I jego tata też był. Byle tylko nie skończył jak on.
Spojrzał w dół. Gdyby teraz spadł, to na bank by dołączył do ojca. Ale na razie jest bezpieczny. Dopóki się nie ześlizgnie.
- Takuya, co ty najlepszego wyprawiasz? - usłyszał głos za plecami i odwrócił się.
Yue nie lubił, jak Lime tak siadał. Zawsze miał czarne wizje, zakończone zazwyczaj widokiem Takuyi leżącego w kałuży krwi na chodniku.
- Nie panikuj - stwierdził Lime i zaciągnął się e-papierosem. Pachnąca cytrusami para wodna znów uniosła się w powietrzu.
- Zejdź stamtąd, to nie jest pierwsze piętro, żebyś mógł tak siadać - Yue westchnął cicho. - Takuya.
- No dobra, niech ci będzie - mruknął Lime, usiłując wtarabanić się z powrotem do mieszkania.
Co mu nie wyszło.
Bardzo mu nie wyszło.
Tak bardzo, że jakby go Yue nie złapał za tę jego koszulkę w kropki, to na bank serio by zleciał.
A tak to jedynie e-papieros skończył w taki sposób.
- No, wydaje mi się, że nie na tym polega rzucanie palenia - stwierdził Lime, patrząc, jak jego e-papieros rozbija się na chodniku na tysiąc kawałków. - Trzeba będzie to później pozbierać, bo to zaśmiecanie środowiska.
Yue nic nie odpowiedział, tylko zamaszystym ruchem wciągnął go do środka i postawił na podłodze. Zamknął okno z głuchym trzaskiem i spojrzał na Takuyę ze złością.
- Czy ty wiesz, co mogło się stać?! - spytał podniesionym głosem. - Mogłeś spaść!
- Ale żyję - Lime wzruszył ramionami i zamarł, kiedy Yue go przytulił. - ...Yue?
- Jesteś idiotą - mruknął Yue.
Lime zamyślił się na chwilę.
- Powinienem zacząć liczyć, ile razy mi w ciągu dnia to powtarzasz, bo w sumie dosyć często to robisz.
- Bo mnie nie słuchasz - Yue puścił go i westchnął. - No dobrze. To co tam robiłeś? Znowu?
- Myślałem - odparł Lime, zgodnie z prawdą zresztą.
- O czym?
- Zastanawiałem się, dlaczego, jak coś mi się dzieje, to ludzie nade mną skaczą - wyjaśnił Lime. - Nie lubię tego. Nie jestem aż tak niedołężny...
- Jesteś tylko człowiekiem - Yue położył mu dłonie na ramionach i usiadł w fotelu. - A ludzie potrzebują snu i przyjaciół.
- Ale...
- Nie ma "ale" - przerwał mu Yue. - Nie przemęczaj się tak, to nie będziesz nas martwić i nie będziemy musieli nad tobą skakać.
Lime westchnął ciężko i usiadł Yue na kolanach, wtulając się w niego.
- Masz kategorycznie za chude uda - mruknął, przymykając oczy.
- Czuję - odparł Yue, nieco złośliwie się uśmiechając.
Lime zamknął oczy i prawie przysnął, kiedy...
- ŻE CO SŁUCHAM?!
...uświadomił sobie, co ten zazwyczaj stroniący od kąśliwych uwag basista właściwie powiedział.
Ból egzystencjalny zniknął. Teraz pozostało jedynie zrzucić tej nocy Yue na dół i wszystko będzie w porządku.
The End

sobota, 28 marca 2020

Silent Sorrow

Zespół: Dadaroma&Xaa-Xaa
Pairing: Yoshiatsu&Kazuki, wspomniane Reiya&An
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: dramat
Ostrzeżenia: depresja, oparte na faktach
Notka autorska: Zainspirowane postem Yoshiatsu na temat rozpadu Dadaromy. Fragmenty tego posta podane są w cudzysłowie.

Wpatrywałem się w ekran komórki Reiyi długo. Bardzo długo.
Zamrugałem.
Ale...
- Idź do niego - Reiya opuścił rękę i schował telefon do kieszeni.
- Ja... Ja nic... - głos mi się załamał.
Nic nie wiedziałem, nic nie zauważyłem.
Pogrążony we własnym smutku, czekający tylko, aż to on mnie wyciągnie.
Więc dlaczego...
Role się odwróciły, tak?
- Nie wiem, czy potrafię... - usiadłem pod ścianą. - Nie umiem.
An westchnął i kucnął obok mnie.
- Szczerze mówiąc, nikt nie umie. Ale musisz spróbować - stwierdził. - A nawet jeśli nie wiesz, jak, to... Zapewne sama twoja obecność będzie wystarczająca.
- Byłem przy nim cały czas i nic nie zauważyłem! - zawołałem. - Więc co mam według was zrobić teraz, co?
"Były dni, kiedy moje zdrowie psychiczne było tak słabe, że wpływało na zdrowie fizyczne do tego stopnia, że myślałem, iż nie wydobędę z siebie głosu na pierwszej piosence."
- Ale nie krzycz na mnie - An położył mi dłoń na ramieniu. - Nie ma takiej potrzeby, by podnosić głos.
- Masz jakieś pomysły, Haru? - spytał Reiya. - Oprócz tego, że Kazu powinien iść do domu.
- Nie - Haru pokręcił głową. - Uważam, że to w tej sytuacji najlepsze rozwiązanie.
- Też tak myślę - Reiya wyciągnął papierosy z kieszeni i próbował jednego zapalić, ale mu to ani trochę nie wyszło. - A, no tak. Paliwo mi się w zapalniczce skończyło.
- I bardzo dobrze, dzień bez tych śmierdziuchów wytrzymasz - stwierdził An. Reiya tylko prychnął.
- Niby tak - zaczął, podchodząc do mnie i podając mi rękę. - Ale teraz chciałem jakoś dać ujście tej napiętej atmosferze.
Chwyciłem jego dłoń i dźwignąłem się z podłogi, po czym go przytuliłem. Pogłaskał mnie po głowie jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi.
- Idź - szepnął tylko i puścił mnie.
Zabrałem swoją torbę i poszedłem. Nie chciałem, konfrontacja z Yoshiatsu w tym momencie była ostatnim, czego potrzebowałem do życia.
Ale musiałem z nim porozmawiać. Musiałem się dowiedzieć wszystkiego. Musiałem wiedzieć, dlaczego grunt, który miałem pod stopami i o którym byłem przekonany, że jest twardą skałą, okazał się kruchym lodem.
Pewnie dlatego, że uwierzyłem, iż te blizny na ręce zasłonięte przez tatuaże to tylko ślad przeszłości.
W końcu "jego życie prywatne to gówno"...
* * *
Otworzyłem drzwi do mieszkania. Yoshiatsu stał w kuchni i, wesoło sobie nucąc, wsypywał właśnie herbaty do kubka.
- Kazu? - zdziwił się, gdy mnie zobaczył. - Co tu robisz? Myślałem, że macie próbę jeszcze przez dwie godziny.
- Reiya pozwolił mi szybciej wyjść - wyjaśniłem, stawiając torbę na podłodze.
Nadal nie wiedziałem, co mam zrobić. Jak w ogóle zacząć tę rozmowę.
- Reiya? Pozwolił ci wcześniej wyjść? - w jego głosie usłyszałem zmartwienie.
Odstawił kubek i położył mi dłoń na ramieniu.
- Coś się stało, Kazu? Masz doła? - spytał.
On naprawdę...
Ugh.
Przytuliłem go. Mocno. Tak mocno, że aż jęknął.
- Kazuki, połamiesz mi żebra - zaśmiał się krótko. - Co się stało, mi możesz wszystko...
- Ty mi powiedz - odparłem.
Czułem, jak się spina. Chyba się domyślił. Nigdy nie był głupi.
- ...widziałeś tego posta? - zapytał po chwili.
- Tak - przyznałem. Odsunąłem go od siebie, ale dłoni z ramion nie zabrałem.
- Wiedziałem, że w końcu do ciebie dotrze - westchnął cicho. - Nie przejmuj się, to tylko takie moje...
- Ale ja się przejmuję! - zacisnąłem palce na jego ramionach na tyle mocno, że syknął z bólu. - I będę się przejmował. To, że ja mam swoje zmartwienia, że mam siatkę blizn na psychice i że czasem naprawdę nie chce mi się egzystować na tym marnym świecie, nie oznacza, że ty nie możesz mi powiedzieć o swoich smutkach, na litość bogów!
Yoshiatsu patrzył na mnie przez chwilę, po czym zabrał moje dłonie ze swoich ramion i przytulił się do mnie.
- Co się dzieje, Yocchi? - spytałem, czując, że moja koszula robi się mokra. - Yocchi?
- Nie wiem - usłyszałem w odpowiedzi. - Naprawdę nie wiem...
- Zawsze tak miałeś?
- Tak...
- I ukrywałeś to?
- Tak...
- Wspaniale - pogłaskałem go po głowie. - I jeszcze zajmowałeś się mną i moimi kryzysami?
- Tak...
- Chcesz sobie popłakać?
- T-tak... - powiedział drżącym głosem Yoshiatsu, zaciskając palce na mojej koszuli.
Szlochał. Długo. Nawet, kiedy nogi już odmówiły nam współpracy i usiedliśmy na dywanie, płakał dalej.
A ja z własnego doświadczenia wiedziałem, że to nic nie da, jeśli ten wodospad zatrzymam. Bo się nie da.
Nawet nie wiem, kiedy się położyliśmy. Nawet nie wiem, kiedy do naszych zdołowanych umysłów dotarło, że leżymy i że dywan jest w sumie dostatecznie miękki.
A potem leżeliśmy jak takie dwie sieroty wśród zrzuconych w pośpiechu ubrań, głaszcząc tego drugiego i obiecując sobie nawzajem, że wszystko będzie w porządku.
Tyle, że nie wiem, czy którykolwiek z nas jeszcze w to wierzy.
The end

czwartek, 26 marca 2020

Citrus

Zespół: Lezard, Kizu
Pairing: Natsume&Sora, Natsume&Lime (jednostronne)
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: angst, h/c
Ostrzeżenia: niepokojące myśli głównego bohatera
Notka autorska: Ogólnie Natsume jest rozdarty i sam nie wie, czego chce. Przepraszam, miałam taki pomysł, głównie przez jego stary post na blogu w związku z tym, że Lime odchodzi z zespołu.



Siedzę w kawiarni. Sora patrzy na moje lody tak, jakby zamordowały mu rodzinę.
Nienawidzi cytrusów. Nie dlatego, że mu nie smakują. Alergii też nie ma. Ale kojarzą mu się z tobą. I wie, że mi też.
Sora ogólnie wie. Wie, że jest za wysoki i za szczupły, że ma zbyt piskliwy głos, zbyt słodkie usposobienie i zbyt pozytywne nastawienie do świata.
Wie, że nie jest tobą i nigdy ci nie dorówna.
Ale codziennie składam mu obietnicę, że się z ciebie kiedyś wyleczę. Że zapomnę ten dzień, w którym kompletnie pijanego przyprowadziłem cię do hotelowego pokoju i pomogłem ci się przebrać. Że zapomnę smak twoich ust, że zapomnę dotyk twoich dłoni i ten smutek w twoich oczach, tak często zakamuflowany złością.
Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek coś do mnie czułeś, czy może tylko potrzebowałeś drugiego człowieka, by się do niego przytulić, więc pozwoliłeś swojemu przyjacielowi z dzieciństwa się tobą zaopiekować. Zwłaszcza, gdy prawie straciłeś wzrok przez własny upór i lekkomyślność, a ja odchodziłem od zmysłów ze zmartwienia.
Bo ja nie potrzebowałem drugiej osoby. Potrzebowałem ciebie.
I przez te wszystkie miesiące miałem to, czego chciałem. A ty tylko siedziałeś wiecznie na parapecie, pisząc pełne żalu do świata teksty, które zupełnie nie pasowały do naszej pozytywnej muzyki.
Pewnie właśnie dlatego odszedłeś. Żeby móc w spokoju zatracać się w swoim smutku i nie słuchać naszego marudzenia, że mógłbyś choć raz napisać coś optymistycznego.
Sora potrafi. Sora jest kochany, pocieszny i słodki. Jest partnerem idealnym i zawsze można na nim polegać. To ten typ osoby, która rzuciłaby się za bliskimi w ogień bez zastanowienia. Chociaż trochę tsundere.
Ale ty jesteś moim narkotykiem. Wystarczy, że cię spotkam i muszę całym sobą powstrzymywać się od złożenia na twoich pełnych, idealnie skrojonych ustach czułego pocałunku. Tak jak wtedy, gdy twoje zamglone alkoholem oczy wpatrywały się we mnie, gdy siłowałem się z twoimi sznurówkami.
Wsiąkasz w człowieka jak cytrusowa trucizna, Misaki Takuya. A dokładniej, jesteś jak taki cyjanek o smaku limonki, zabierający mi oddech, gdy tylko cię widzę, nawet jedynie oczami wyobraźni.
- Zamów truskawkowe - rzuca Sora, biorąc pucharek z roztopionymi lodami. - Na te jak widać masz alergię.
- Racja - kiwam głową. Nie wpadłem na to, że lody o nazwie "Rajska Wyspa" będą miały smak cytryny i limonki.
I choćbym jakkolwiek próbował, nigdy się od ciebie nie uwolnię.
The end

środa, 25 marca 2020

Don't

Zespół: Dio -distraught overlord-/Black Line/G.L.A.M.S
Pairing: Mikaru&Syu
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Taki tam pokoncertowy fik.


- Zrób to jeszcze raz, a urwę ci tę rękę po samo ramię - Mikaru zacisnął palce na nadgarstku Yudaia, który jęknął z bólu.
- Spokojnie, Masaya - Syu próbował rozluźnić jego palce, ale Mikaru nie miał zamiaru puszczać gitarzysty. Od tego wybuchu zazdrości wręcz pozieleniały mu tęczówki.
- Niech Tetsuto sobie łapie za tyłek - Mikaru w końcu rozluźnił uścisk. Yudai wyrwał mu rękę i rozmasował sobie nadgarstek.
- Złapał. Riina stwierdziła, że go kopnie - odparł Tetsuto, pisząc ze swoją dziewczyną na telefonie. - Poza tym, czemu mnie? Juna niech łapie.
- Juna tu nie ma, Riiny też. A ja jestem i to widzę - wyjaśnił Mikaru. Syu parsknął śmiechem.
- Hipokryta - Futaba pacnął swoje koi w ramię. - Mam ci przypomnieć, kto w przeszłości flirtował z fankami na moich oczach?
- Flirtowałem, a nie łapałem za...
- Jednej wtuliłeś głowę w cycki, bo duże. A innej...
- Ej, kto by przegapił taką okazję?
- Masaya - warknął Syu. Mikaru westchnął.
- No dobra, dobra... A wy się nie śmiać! - Mikaru rzucił reszcie mordercze spojrzenie.
- Wybaczcie, ale kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo. Znowu - stwierdził Yudai. - Po raz który tym razem?
- Chyba piąty - odparł Tetsuto, chowając telefon do kieszeni. - W tym tygodniu.
- Raczej tego dnia - poprawił Yudai i zarobił z liścia w potylicę. - Au!
- Nie pogarszaj swojej sytuacji - Mikaru pogroził mu palcem. - I tak widzę cię po powrocie do Japonii na próbie o szóstej.
- O SZÓSTEJ?!
- Masz rację, za późno. Lepsza będzie piąta.
- Ale Mikaru...
- W takim razie czwarta - Mikaru poklepał go po ramieniu i wyszedł zapalić. Syu podreptał za nim.
- Naprawdę chce ci się tak wcześnie wstać tylko po to, by dać Yudaiowi karę? - spytał nieco zdziwiony.
- Oczywiście, że nie - Mikaru wyciągnął jednego papierosa z paczki. - Ale Yudai o tym nie wie.
Syu parsknął śmiechem i zabrał Mikaru papierosa.
- Ej, oddaj! - oburzył się Mikaru.
- Za chwilę - mruknął Syu, wspinając się na palcach, i pocałował go.
Mikaru przyciągnął Syu do siebie. Zdecydowanie wolał smak jego ust niż nikotyny.
I zdecydowanie Syu był bardziej od niej uzależniający.
The end