Blog zawiera treści o związkach męsko-męskich i damsko-damskich. Jeżeli nie lubisz yaoi i yuri, to naciśnij czerwony krzyżyk i nie czytaj, zamiast obrzucać mnie błotem. Dziękuję za uwagę.

Polecany post

Reklama vol 3

Zespół: Kalafina, Nightmare, Ganglion, Band-Maid, CLOWD, Broken by the Scream Pairing: Ni~ya&Hikaru, Wakana&Keiko, Sagara&Oni, ...

poniedziałek, 25 listopada 2019

Past and Present

Zespół: ViViD&Anli Pollicino
Pairing: Shin&Shindy
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: soft angst
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Jestem zniesmaczona i zdegustowana tym, co się stało z wokalistą, którego kiedyś tak bardzo podziwiałam. Dlatego właśnie powstało to.



Gdzie jesteś?
Siedzę w fotelu, patrząc smętnym wzrokiem na rozpuszczające się w kakao kolorowe pianki.
Jesteśmy razem już długo, prawda?
Przymykam oczy.
Zawsze się mną opiekowałeś. Traktowałeś jak najcenniejszy skarb. Mogłem czuć się przy tobie bezpiecznie. A teraz... Teraz sam nie wiem, jak mam interpretować twoje zachowanie.
Przychodzisz do domu późnym wieczorem, prawie że w nocy. Jesteś pijany. Znowu byłeś na mieście z przyjaciółmi, których nie kojarzę i których nie wiem, czy chcę w ogóle poznać.
Rzucasz niedbale torbę na krzesło, z którego spada. Zwróciłbym ci uwagę, ale twój upojony alkoholem umysł nie zarejestrował, co się stało, więc tylko bym cię zirytował. Nie mam ochoty podnosić tej torby, ale i tak to robię.
Wstawiam wodę na herbatę i wyciągam z szafki dwa kubki w motyle. Kupiliśmy je pewnego deszczowego dnia, gdy ukryliśmy się w sklepie przed ulewą. Biorę do ręki twój i zastanawiam się, czemu nie czuję nawet złości. Powinienem się przecież na ciebie wściec, prawda? Tymczasem ogarnęło mnie coś, co mogę nazwać emocjonalnym odrętwieniem.
Zaparzam dwie herbaty i stawiam je na stole. Dziękujesz mi, wpatrując się w falujący, gorący napój. Podświadomie chcę, byś spróbował się napić i się poparzył. Skąd w ogóle takie myśli pojawiają się w mojej głowie?
Pamiętam, jak pracowaliśmy razem nad dwiema piosenkami, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Ty stwierdziłeś, że pomożesz mi, a ja, że pomogę tobie. Myślę, że dobrze nam wyszła ta współpraca. Wtedy to było proste. Wtedy potrafiłeś się ze mną zgodzić. Teraz musisz postawić na swoim.
Skrawki wspomnień, drobnostki... Jak te kubki albo obserwowanie wspólnie burzy. Relacjonowanie sobie nawzajem akurat oglądanych anime. I to mroźne popołudnie, kiedy jedliśmy Pocky, czekając na resztę przy skrzyżowaniu. Było mi zimno w dłonie, więc dałeś mi swoje rękawiczki. Nadal je noszę, ty uważasz je teraz za zbyt babskie, by chcieć je z powrotem. Co ma, moim skromnym zdaniem, mało wspólnego z prawdą.
Lubię herbaty, dlatego kupowałeś mi ich swego czasu mnóstwo. Ale wszystkie pomału się kończą, a nowych nie ma.
Kiedyś nawet się w sumie nie kłóciliśmy, prawda? Czasem tylko coś się stało, następowała chwila spięcia, a ty stwierdzałeś, że czas dać sobie spokój. Przychodziłem potem do ciebie, siadałem z tobą przed telewizorem i znowu oglądaliśmy któryś z odmóżdżających seriali, gdzie bohaterowie zachowywali się jak wrzeszczące na siebie Vocaloidy. Teraz też się nie kłócimy. Ale rozmawiamy coraz mniej, bo najczęściej to ty mówisz, głównie o sobie. Odsuwasz się ode mnie i wszystkich naszych zwyczajów.
Coś się psuje. Nie wiem, co. Patrzę na twoje idealnie wypieszczone ciało, włosy, skórę, paznokcie i zamglony alkoholem wzrok i nie wiem.
Co się stało z facetem, w którym zakochałem się dekadę temu? Gdzie jest ten troskliwy, zabawny mężczyzna, rozśmieszający mnie i jednocześnie irytujący swoim uwielbieniem do Shou? Dlaczego teraz na krześle obok siedzi pragnący sławy i zapominający o swoim ukochanym egoista, który nawet nie potrafi zrobić zakupów, bo zanim wróci do domu, mijają wieki?
Łapiesz mnie za dłoń, posyłając mi jeden z tych swoich nieziemskich uśmiechów. Jestem w stanie ci to wszystko wybaczyć tu i teraz.
Ale tego, że tęsknię za starym Akihide, nic nie zmieni.
The end

piątek, 22 listopada 2019

Shallow Sleep II

Zespół: Belle, w tle Yusai
Pairing: Masato&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Ogólnie w dużym skrócie, shipowałam Masato z Amane, zanim zshipowałam go z Akiyą i tak jakoś dlatego mi to przyszło na myśl.


Lekarz właściwie nie powiedział Akiyi nic, czego by nie wiedział. Że to przez przemęczenie i przez zbyt małą ilość snu, to sam się domyślił. Masato czekał na niego za drzwiami. Siedział na krześle i grał w jakąś gierkę na komórkę.
- Nic mi nie jest - oznajmił Akiya, stając przed nim. Masato drgnął, wyrwany ze skupienia.
- To dobrze - perkusista uśmiechnął się i wstał, chowając telefon do kieszeni. - Myślisz, że ta sąsiadka przypilnowała twojego mieszkania?
- Traktuje mnie jak niesfornego wnuka, więc raczej tak - odparł Akiya i zachwiał się, ale Masato go złapał.
Jego dotyk był delikatny i miły. Ale mimo wszystko parzył. Jakby rozżarzone igły wbijały się w ciało Akiyi, mimo, że były ukryte w poduszce.
Jako, że trzeba było wymienić drzwi, Akiya musiał gdzieś spać. Haro, kiedy tylko się dowiedział, co się stało, od razu zaproponował mu nocleg, ale Masato stwierdził, że to on się zajmie basistą. Nawet, jeśli Akiya protestował. Nawet, jeśli Haro dobrze wiedział, czemu jego przyjaciel protestował i nawet, jeśli Masato wiedział to sam.
Akiya popatrzył na turkusową pigułkę, którą miał zażyć przed snem. Podobno miała działać szybko i długo. Siedział w piżamie, w futonie, w mieszkaniu Masato. Akiya westchnął i popił tabletkę wodą, po czym się wygodnie położył. Zamknął oczy i pozwolił swoim myślom odpłynąć. Zasnął dość szybko, ale...
Obudził się w środku nocy. Coś stuknęło za oknem. Nie wiedział, co. Nawet nie chciał wiedzieć.
Czuł się cholernie bezradny. Usiadł i spojrzał na ścianę.
I co? Znowu nie będzie spał?
Wziął kilka głębokich wdechów. Nie. To się nie dzieje.
Położył się z powrotem i zamknął oczy. Mimo tego, że czuł względny spokój, przez następną godzinę nie mógł zasnąć. Znowu.
Akiya zawył w poduszkę jak zbity pies, wstał i ruszył z salonu, w którym miał rozłożony futon, w kierunku sypialni Masato. Nie wiedział, po co. Ale może to go uspokoi...
Akiya stanął w progu sypialni i spojrzał na śpiącego Masato. Jasnobrązowe włosy perkusisty rozsypały się na poduszce, a ten oddychał miarowo i wyglądał tak spokojnie, że basista poczuł ukłucie w sercu.
Głupi Amane. Jak można zdradzić kogoś takiego? Jak można kłamać mu w żywe oczy przez kilka miesięcy? Jak można zranić kogoś tak bardzo, że odgradza się od wszystkich i wszystkiego? Jak? No jak? Kim trzeba być, żeby po tym wszystkim jeszcze zniknąć bez śladu?
Akiya usiadł przy futonie Masato i zastanawiał się, czy naprawdę chce go budzić. Ale Maminya obudził się sam, nieco zdezorientowany.
- Wakita? - zapytał, po czym przetarł oczy wierzchem dłoni. - Co się stało, czemu nie śpisz?
- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą Akiya i przytulił się do Masato. - Naprawdę nie wiem. Wziąłem leki, a i tak...
Był zmęczony. Był tak bardzo zmęczony. Więc czemu nie mógł spać? Dlaczego jego organizm nie chciał z nim współpracować?
Masato na chwilę zastygł, jakby nie wiedząc, co ma zrobić, po czym delikatnie objął Akiyę i pogłaskał go po głowie.
- Mam... głupi pomysł - powiedział jakby z trudem. - Zawsze... możesz spać... tutaj?
Akiya zmarszczył brwi. Co on gada?
- Tutaj?
- No, tu.
- Z tobą?
- ...tak?
- Żartujesz - Akiya odsunął się od Masato. - W co ty ze mną pogrywasz, co? Nie wystarczy ci, że już raz musiałem się pozbierać po tym, jak dałeś mi kosza? Chcesz mi teraz dać jakąś fałszywą nadzieję, żeby mnie uspokoić, czy co? Bo co? Bo źle się czuję? To teraz nagle...
- Przestań! - Masato złapał go za ramiona. - Przestań. Kocham cię, okej? Boję się głębszych uczuć przez to, co zrobił Rui... Amane... Jakkolwiek byś go nie nazwał... Ale chcę spróbować. Chciałem ci to powiedzieć dziś rano, ale zemdlałeś i... Przełożyłem to na jutro... Ale jak teraz zobaczyłem, w jakim jesteś stanie... Kładź się i nie marudź, czemu ja i mój brat zawsze takie tsundere musimy w sobie rozkochać?
Akiya zamrugał.
- Kochasz mnie?
- Tak. Położysz się, czy nie? - Masato wyglądał, jakby bardziej wolał uciec, niż pozwolić komuś na taką bliskość.
- Najpierw mi to udowodnij - stwierdził Akiya. - Skąd mam wiedzieć, że nie udajesz tylko po to, bym się zrelaksował?
- Och, daj spokój! - Masato położył mu dłonie na policzkach i pocałował go. Nieco ze złością, ale jednak czule.
I jak zwykle miał rację. W jego ramionach sen przyszedł szybko. Jak widać, czasem wystarczy jedynie obecność drugiej osoby, by wszystko było w porządku.
The end

czwartek, 21 listopada 2019

Shallow Sleep I

Zespół: Belle
Pairing: Masato&Akiya
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Trochę dziwnie było mi pisać o kimś noszącym to imię/przydomek, ponieważ po tylu latach przywykłam do innego Akiyi w moich opowiadaniach, ale jakoś dałam radę. ^^

Od zawsze miał bardzo płytki sen. Potrafiło go obudzić dosłownie wszystko, od legendarnej metalowej kulki turlającej się po panelach sąsiadów o drugiej w nocy, do faceta zbyt głośno zamykającego drzwi od samochodu na parkingu pod blokiem. A jak już się obudził, to bardzo długo nie mógł zasnąć i koniec końców zawsze stwierdzał, że trzeba czymś się zająć, bo przecież nie można cały czas leżeć i patrzeć w sufit z nadzieją, że się zaśnie.
Tak jak teraz.
Akiya przymknął oczy. Naprawdę? Obudziło go gruchanie gołębi za oknem?
Dajcie spokój.
Usiadł, odrzucając kołdrę i spojrzał na swój bas oparty o ścianę, a później przeniósł wzrok na zegarek.
Och, dopiero po trzeciej. Cudownie. Ma dużo czasu na to, żeby skomponować przynajmniej dwie piosenki.
I tak już nie zaśnie. Od pół godziny próbował i był tym już zmęczony. Uporczywe czekanie na to, aż sen w końcu nadejdzie jest uciążliwe i frustrujące. Zwłaszcza, że to nie była pierwsza taka sytuacja w tym tygodniu i jego organizm już nie funkcjonował zbyt dobrze. A i tak nie mógł zasnąć. A im bardziej próbował, tym bardziej irytował się, że nie może, przez co skakało mu ciśnienie i...
W dużym skrócie, błędne koło.
Poszedł do kuchni, zaparzył sobie herbatę i postawił garnek z ryżem na kuchence. Niech się gotuje, będzie na śniadanie. Dziś miał ochotę na onigiri z jakąś rybą.
Wrócił do pokoju i usiał przy biurku. Otworzył zeszyt do nut i zastanawiał się, w jaki sposób przelać całą swoją frustrację na swój głupi organizm.
Zapewne zrobi to za pomocą ballady. Tak, jakby podświadomie chciał sam siebie uśpić kolejną kompozycją.
Jednak tym razem okazało się to nie być takie proste. Ręka mu się nieco trzęsła, obraz mu się co jakiś czas rozmywał i miał wrażenie, że trochę kręci mu się w głowie. Do tego nie do końca mógł się skupić na swoim zadaniu.
Akiya stwierdził, że naprawdę musi być z nim źle, kiedy spalił ryż po raz drugi. Doszedł do wniosku, że samodzielne gotowanie tego dnia to kiepski pomysł i wstawił pokryty sadzą garnek do zmywarki.
O ile nie powinien go w ogóle od razu wyrzucić.
- Głupi organizm - mruknął pod nosem.
Ostatni raz coś takiego zdarzyło mu się jeszcze w Aube. Tyle, że wtedy mieli święty spokój, bo akurat wrócili z trasy i mógł odpocząć. A teraz, w Belle, pracują nad albumem i nie może sobie pozwolić na to, by opuścić jakiś dzień w studio, czy którąś próbę.
Akiya potarł skronie palcami. Jak zwykle za bardzo się wszystkim przejmuje. Powinien zwolnić, bo się jeszcze potknie i przewróci.
W tym momencie dotarło do niego, że dzwoni jego telefon. Poszedł więc do sypialni i podniósł komórkę z szafki nocnej. Wyświetlacz wesoło poinformował go, że dzwoni Masato.
Tak... Masato... Znany też jako perkusista ich zespołu oraz młodszy brat Yoshito i Eny z xTripx, choć ten drugi jest teraz w Dauto i przedstawia się swoim prawdziwym imieniem.
W głowie Akiyi Masato widniał podpisany jako "Człowiek, którego kochasz, ale który cię odrzucił, bo rany po tym, co odwalił jego były, są zbyt świeże".
Akiya westchnął i odebrał połączenie.
- Halo?
- Hej - przywitał się Masato. - Musiałem załatwić parę spraw na mieście przed próbą i będę przejeżdżał obok twojego domu za chwilę. Zgarnąć cię?
- Chętnie się z tobą zabiorę - Akiya uśmiechnął się lekko, czując jednocześnie radość i smutek, bo wiedział, że i tak nic z tego nie będzie. Masato wyjaśnił mu to dość stanowczo.
Aż za.
- W takim razie zaraz będę - oznajmił Masato. - Wakita?
- Tak? - Akiya przyzwyczaił się już, że i Yumehito i Masato go tak nazywają. Haro chyba jako jedyny tego nie używał, a przynajmniej rzadko.
- Masz dziwny głos. Coś się stało? - spytał Masato.
- Nie. A ty chyba nie prowadzisz znowu jedną ręką?
- Wziąłem cię na głośnik, mamo - Masato parsknął śmiechem. - Ale naprawdę mam wrażenie, że coś jest nie tak. Brzmisz, jakbyś był chory.
- Nie, tylko trochę... - zaczął Akiya i...
Właściwie nie wiedział, co chciał powiedzieć. Że trochę mu się kręci w głowie, czy że go trochę mdli?
Wiedział za to, że trochę za szybko znalazł się na podłodze. Ale jako, że przytomności nie da się stracić jedynie "trochę", to stracił ją kompletnie.
Akiya zamrugał. Słyszał jak przez mgłę hałas, ale nie mógł go ani rozpoznać, ani zlokalizować. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś chyba musiał uderzać w drzwi.
Było mu nadal słabo i niedobrze. Głowa go bolała, prawdopodobnie od rąbnięcia w podłogę. A jego była mówiła "Aki, kupmy dywan do kuchni", to nie, nie słuchał jej. A trzeba było słuchać Chou, to by teraz nie czuł się tak okropnie.
Głuche łupnięcie połączone z trzaskiem i brzdękiem. Nie miał siły sprawdzać, co się stało. Nie miał siły nawet otworzyć oczu. Miał za to wrażenie, że jeśli to zrobi, to zwymiotuje.
- Akiya! - usłyszał nagle i poczuł, jakby jego serce zrobiło fikołka.
...Masato?
- Na litość bogów...
Tupot stóp rozległ się w jego mieszkaniu. Poczuł, jak ktoś łapie go za ręce i nogi i je podnosi. Uchylił powieki.
Tak, Masato. Przestraszony na śmierć Masato. Z jednym rękawem od koszuli nieco przetartym i prawie że podartym.
- Żyję... - oznajmił Akiya, ale jego własny głos go przeraził. A raczej to, jaki był słaby.
- To dobrze - stwierdził Masato, puszczając jego ręce. - W przeciwieństwie do twoich drzwi. Zapłacę ci za nie. A teraz pojedziemy do szpitala. I bez dyskusji.
- Niech ci będzie... - mruknął Akiya, czując, jak Masato bierze go na ręce.
Gdyby tylko była jakakolwiek nadzieja... I gdyby nie czuł się tak okropnie... Byłoby to naprawdę bardzo miłe...

piątek, 15 listopada 2019

Music in my mind

Zespół: Moran
Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: romans, obyczaj
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Dawno ich nie było, nie?

Padało. Krople deszczu odbijały się jedna po drugiej od dachu przystanku, na którym siedzieliśmy.
Wypiliśmy niewiele. Ot tak, symbolicznie. Ale przecież żaden z nas nie wsiądzie za kierownicę po alkoholu, nawet w takiej znikomej ilości. W twoim wiecznie spanikowanym umyśle już pojawiła się wizja, jak rozbijamy się o drzewo.
- Marną muzykę tam mieli - odezwałeś się nagle.
- Marną?
- Przy większości piosenek nie dało się tańczyć - wyjaśniłeś, wzruszając ramionami.
Kiwnąłem głową. Właściwie to tylko tam jedliśmy i trochę piliśmy. Niby norma, ale skoro już gdzieś jest parkiet do tańca, to powinno się go wykorzystywać. Tylko jak to zrobić, gdy w głośnikach jedynie rap i dubstep?
- Możemy potańczyć tutaj - zaproponowałem. Spojrzałeś na mnie ze zdziwieniem.
- Tutaj?
- Tutaj.
- Bez muzyki?
- Zagra nam w naszych umysłach - podałem ci rękę. - Zatańczysz, Tomofumi?
- Oczywiście - uśmiechnąłeś się czule i złapałeś mnie za dłoń.
Jakim cudem już zdążyła ci zmarznąć? Ja wiem, że jesteś zmarzlakiem, ale i tak to zawsze dla mnie zagadka...
Ludzie na przeciwległym przystanku patrzyli na nas trochę zaskoczeni. Ale może uznali to za pijackie wybryki.
Tańczyliśmy tak, aż się nie zmęczyliśmy. Co z tego, że nasz autobus dawno odjechał? Przyjedzie następny, a czasem potrzeba w życiu trochę szaleństwa. Nawet jeśli moje jest już dostatecznie zwariowane, odkąd znam ciebie.
The end

sobota, 9 listopada 2019

Mirror II

Zespół: Dadaroma&Xaa-Xaa
Pairing: Yoshiatsu&Kazuki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: *patrzy na listę* Tak, delikatne samookaleczanie się i coś w rodzaju depresji to nadal powód do ostrzeżeń. Przepraszam. *rzuca listę za siebie*
Notka autorska: Druga część~


Yoshiatsu wyjął z trzęsących się dłoni Kazukiego klucze i otworzył drzwi. Nie cierpiał takiej powolności. Chociaż akurat Kazukiemu mógł to wybaczyć.
- Trzeba zrobić ci jakiejś ciepłej herbaty. Albo kawy - stwierdził Yoshiatsu, wchodząc do środka i rozkładając parasol, by wysechł.
- Ale to ty jesteś gościem... - zauważył Kazuki.
- Wprosiłem się - zauważył Yoshiatsu. - Poza tym, tak często u ciebie ostatnio bywam, że prawie, jakbym tu mieszkał. Idź po suche ciuchy, a ja zajmę się herbatą.
W tym momencie w przemoczonej torbie Kazukiego zaczął wibrować telefon.
- Reiyą też się zajmę - Yoshiatsu zabrał przyjacielowi torbę sprzed nosa. - Idź się przebrać, bo sam to zrobię.
- Niech ci będzie - Kazuki ruszył w stronę szafy.
Lustro wisiało naprzeciwko drzwi, więc pierwszym, co Kazuki zobaczył, wchodząc do łazienki, było jego własne odbicie. Krople deszczówki wciąż spływały na jego ramiona.
Zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Słyszał, jak Yoshiatsu rozmawia z Reiyą. Ale zauważył coś dziwnego. Drugi wokalista nigdy nie brzmiał tak poważnie.
- Nie, nie wiem, co mu strzeliło do głowy, żeby położyć się w tej kałuży - stwierdził Yoshiatsu. - Pojęcia nie mam. Nie, nie była aż tak głęboka, płytka może na dwa centymetry.
Kłamał. Pewnie po to, by nie martwić Reiyi. Albo nie chciał sam przed sobą przyznać, że ta kałuża naprawdę była w takim zagłębieniu, że spokojnie można by było się w niej utopić.
- Reiya, uspokój się - tym razem Kazuki ledwie go usłyszał. Yoshiatsu bowiem ściszył głos. - Co? Plaster? Tak, chyba jakiś miał, czemu pytasz?
Na chwilę zapadła cisza.
- Kazuki nie jest aż taki głupi, Reiya - Yoshiatsu był wyraźnie oburzony. - To nie jest jakiś piętnastoletni gówniarz, on ma prawie trzydzieści lat. Histeryzujesz. To jest...
Z każdym słowem mówił ciszej i oddalał się od drzwi łazienki. Co było dalej, Kazuki już nie usłyszał.
Spojrzał w lustro. Srebrna tafla odbijała jego zmęczone i wciąż mokre od deszczu oblicze.
Głupi? Gówniarz?
Ale przecież... On był... Aż tak głupi...
Rana z poranka szczypała.
Lustro było coraz bliżej.
I nagle...
TRZASK!
Pękło.
Nie wytrzymało kolejnego uderzenia. Wszystkie pęknięcia powstałe wcześniej poszerzyły się. Odłamki jeden za drugim spadały na półkę, podłogę i do umywalki.
Brzdęk, brzdęk, brzdęk.
Rama runęła z głuchym łoskotem, spadając z zardzewiałego gwoździa. Łupnęła o umywalkę, uszkadzając kruchą porcelanę i kran. Kilka kafelków również odpadło, rozbijając się o podłogę.
Krwi było tym razem o wiele więcej. Czy to dlatego, że uderzenie było silniejsze?
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Yoshiatsu stanął w progu, omiótł wzrokiem łazienkę, spojrzał prosto w oczy Kazukiego i odłożył telefon na szafkę.
- Postradałeś zmysły? - spytał w końcu, przenosząc wzrok na dłoń przyjaciela. Stał tak przez chwilę, po czym zaklął i uderzył pięścią w ścianę.
Kazuki tylko na niego patrzył. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł wykrztusić słowa. Krew spływała po jego dłoni na podłogę, ale nawet na to nie zwracał uwagi.
- Gdzie masz bandaże? - wycedził Yoshiatsu przez zęby. - No mów!
Kazuki wskazał mu szafkę przy drzwiach. Yoshiatsu, klnąc pod nosem, wyjął apteczkę i złapał przyjaciela za zdrową rękę.
- Co robisz?
- A jak myślisz? - warknął Yoshiatsu, ciągnąc go za sobą. - Jak myślisz, co robię?
Yoshiatsu posadził Kazukiego na łóżku.
- Ręka.
- Yocchi...
- DAJ TĘ ŁAPĘ! - wrzasnął Yoshiatsu, a Kazukiego aż przeszedł dreszcz, ale posłusznie podał przyjacielowi rękę do opatrzenia.
Yoshiatsu przemył ranę wodą utlenioną, położył gazik i obwiązał dłoń bandażem. Kazuki miał wrażenie, że palce nieco mu drżą.
- Już. Powiedz, jak za ciasno - stwierdził Yoshiatsu.
- Jest okej - odparł Kazuki.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał Yoshiatsu. - Co cię podkusiło, żeby walnąć łapskiem w lustro, co? Co ci strzeliło do łba?
- Nie wiem... - Kazuki starał się na niego nie patrzeć. Utkwił wzrok w swoich stopach.
- A ja cię broniłem przed Reiyą. Cholera, nie spodziewałem się, że ten nadopiekuńczy, starszy brat będzie miał rację - Yoshiatsu wyjął z kieszeni papierosy, ale gdy otworzył paczkę, okazało się, że jest pusta. - A, no tak, miałem kupić. Kuźwa mać.
Yoshiatsu rzucił pustym opakowaniem o ścianę.
- Kazuki, do cholery - Yoshiatsu złapał go za ramiona. - Co ci jest? Nie możesz tak robić. Kuźwa no, nie możesz. To lustro było już wcześniej popękane, ale myślałem, że to ze starości. Dlaczego to robisz? Spójrz na mnie i mi odpowiedz.
- Nie wiem... - Kazuki westchnął cicho. - Nie lubię... Nie cierpię siebie. Może to dlatego.
Yoshiatsu zmarszczył się nieco.
- No to w tym temacie kompletnie się różnimy, bo ja ciebie kocham - oznajmił, jak gdyby nigdy nic.
- Co? - Kazuki zamrugał i zastygł w bezruchu, gdy ciepłe usta Yoshiatsu dotknęły jego - nadal zmarzniętych i mokrych od deszczu.
Tak, to definitywnie nie był przypadek. Takie rzeczy nie zdarzają się bez powodu.
Za oknem wiatr rozsunął chmury, zza których wyjrzało słońce. Ciepłe promyki wpadły przez okno, oświetlając leżących nago pod białą pościelą wokalistów.
I pewnie by zostali jeszcze tak długo, gdyby nie oburzona sąsiadka, która przyszła powiadomić Kazukiego, że zalewa jej mieszkanie.
Cóż, są rzeczy, przez które zapomina się o całym świecie. Zwłaszcza o takich błahych sprawach jak to, że spadające lustro uszkodziło kran.
The end

piątek, 8 listopada 2019

Mirror I

Zespół: Dadaroma&Xaa-Xaa
Pairing: Yoshiatsu&Kazuki
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczajowy
Ostrzeżenia: *patrzy na listę* Czy delikatne samookaleczanie się i coś w rodzaju depresji to powód do ostrzeżeń? Chyba tak. Przepraszam. *rzuca listę za siebie*
Notka autorska: Jak wyżej. Ogólnie powiedzmy, że chciałam po prostu napisać coś takiego. Zainspirował mnie mój własny fik. Tyle, że tam Ryohei zrobił to przez przypadek, a tutaj... No właśnie.

Zwyczajne, stare lustro. Jeszcze takie z dodatkiem srebra. Trochę popękane, ale solidne. W obtłuczonej ramce, którą trzeba było sklejać już dziesiątki razy.
Właściwie to powinien dawno temu to lustro wyrzucić. Wcisnąć gdzieś między jakąś starą, zardzewiałą wannę a obsikaną przez psa kanapę. Nawet go nie kupił. Wisiało tu jeszcze od czasów poprzednich właścicieli mieszkania. Tyle, że gdy się tutaj wprowadził, było całe.
Rysy zaczęły pojawiać się później. Jedna po drugiej. I było ich coraz więcej i więcej. Głównie za jego sprawą.
Nawyk. Nawyk uderzania otwartą dłonią w lustro. Może właśnie dlatego ono wciąż tu wisiało? Takie z tworzywa sztucznego, wyprodukowanego w jednej z dzisiejszych fabryk, nie przetrwałoby nawet jednego uderzenia. Od razu spadłoby z gwoździa i rozbiło się na milion kawałków. A to? A to nawet nie drgnie. I tylko czasem trzeba z niego zmyć drobne krople krwi.
Solidne lustro. Dobre lustro. Tylko ta ramka trochę nijaka, chyba dorobiona o wiele później, wymieniona. Z czego była oryginalna? Ze złota, srebra, platyny? To raczej jest tylko pozłacana tombakiem miedź. Nie pasuje do srebrnej tafli, którą otacza.
W sumie sam nie wiedział, czy bardziej przypominał lustro, czy tę ramkę. Wpatrywał się w swoje własne, znienawidzone odbicie i nie wiedział, po co to robi. Jednocześnie uważał siebie za kogoś nic niewartego, a z drugiej wciąż chciał tutaj być. Być potrzebny, kochany, uwielbiany...
Uderzył dłonią w lustro. Słyszał bicie własnego serca, które teraz trzęsło się w jego klatce piersiowej z szybkością, z którą koliber trzepocze skrzydłami. Ten dźwięk zmieszał się z trzeszczącym szkłem pod jego palcami.
Kolejna rysa. Kolejne krople krwi. Norma. Kolegom z zespołu powie to, co zwykle. Że kroił warzywa, że kot sąsiadów, że ostra krawędź poręczy... Pośmieją się z niego, że taki z niego ciapciak. Tylko jego brat zmierzy go wzrokiem. I tyle. I tak wie, że nic więcej nie zdoła zrobić.
To tylko lustro. Zwyczajne, stare lustro. I siatka pęknięć na srebrnej tafli. Prawie taka sama jak na jego dłoni.
Plaster w kolorowe wzory przyklejony na ranę, która trochę szczypie. Nic wielkiego. Nie ma problemu. To tylko mała ranka. Nic wielkiego.
Czasem bywało lepiej. Głównie wtedy, kiedy była obok druga osoba. Kiedy ktoś się do niego uśmiechnął. Kiedy nie wracał do pustego mieszkania. Na trasie praktycznie nie odczuwał, że coś jest nie tak. Bo był potrzebny.
A tutaj? Czy komukolwiek zależy, by tu został? Powinien przestać o tym myśleć. Powinien już iść na próbę.
Ale tam będzie An. Widok tego wiecznie uśmiechniętego perkusisty będzie mu przypominał o tym, że Roji odszedł. Z zespołu, z jego życia... Zniknął. An będzie go drażnił, drażnił jak ostry zapach chemikaliów, kiedy wejdzie się do przemysłowego działu w supermarkecie.
Lubi Ana. An jest w porządku. Ale An zastąpił Rojiego w zespole. A każde zastępstwo Rojiego w jego życiu kończyło się kolejnymi rysami na srebrnej tafli lustra i wnętrzu jego dłoni.
Może gdyby nie żył w swoim świecie, zauważyłby, że od dobrej godziny deszcz wesoło bębni w żelazne parapety. Wziąłby wtedy parasol i nie szedłby teraz kompletnie przemoczony, z rękami w kieszeniach i z wielką chęcią zawrócenia do domu i pozostania tam do końca życia.
Lało jak z cebra. Czy pójście na próbę w takiej sytuacji ma w ogóle jakikolwiek sens? Jeszcze się rozchoruje, a Reiya znowu będzie się o niego martwił. Nie chce martwić Reiyi. Nie chce martwić nikogo. Ani Ana, ani Haru, a już zwłaszcza swojego brata.
Ale w sumie jak już wyszedł, to czy jest sens wracać do domu? To też zmartwi Reiyę, bo nie pojawi się na próbie.
Westchnął ciężko. Same problemy przez tę ulewę. Lubił deszcz. Utożsamiał się z deszczem. Ale w takich sytuacjach nieco go irytował.
O tym, jak bardzo się zamyślił, zorientował się w momencie, gdy wystraszył się zbyt szybko jadącego samochodu. Podskoczył z przestrachu, potknął się i wpadł w kałużę na trawniku. Głęboką kałużę. Właściwie to zastanawiał się, czy to ziemia tak przemokła, czy w tym miejscu było jakieś zapadlisko, bo woda praktycznie go zakryła.
Zamknął oczy. Nic nie słyszał, w trzech czwartych zanurzony w wodzie. Rozłożył ręce i stwierdził, że chyba tyle by było z jego pójścia na próbę.
I w sumie teraz na pewno się przeziębi. No cóż, czasem ciało też musi być chore, jak widać to nie tylko domena duszy.
Ale w tym momencie poczuł, jak czyjeś palce zaciskają się na jego ramieniu i ktoś wyciąga go z wody.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz?
Otworzył oczy. Lśniące od złości i zmartwienia, odbijające czerń parasola oczy Yoshiatsu świdrowały go na wskroś.
- Moknę - odparł Kazuki spokojnie. - Tylko tak... Ekstremalnie.
- A już myślałem, że chcesz się utopić w kałuży - Yoshiatsu wstał i pociągnął Kazukiego za sobą. Drugiemu wokaliście niezbyt chciało się zmuszać swoje nogi do współpracy, ale wiedział, że jakakolwiek dyskusja z jego przyjacielem nie ma sensu.
- Głęboka w sumie - mruknął Kazuki, patrząc na kałużę. - Jak ludzki smutek.
- O matko... - Yoshiatsu popatrzył w górę. - Bogowie, za co?
- Hm?
- Nic, nieważne. Chodź już - Yoshiatsu pociągnął go za rękę. - Musisz się przebrać, bo jak się przeziębisz, Reiya dostanie szału.
- Wolałbym, żeby ktoś inny się o mnie tak martwił - stwierdził Kazuki, drepcząc za Yoshiatsu.
Czarny parasol nad ich głowami odbijał deszcz padający z równie czarnych chmur. Woda chlupotała Kazukiemu w butach, kiedy zastanawiał się, co Yoshiatsu tak właściwie robił w tej okolicy. Ale wolał go nie pytać. Nie chciał znać prawdziwego powodu. Wolał myśleć, że to jakaś siła wyższa kazała mu wyciągnąć go z tej kałuży.

środa, 6 listopada 2019

I can hear

Zespół: DIV, w tle D=OUT
Pairing: Naoto&Shougo, Chobi&Chisa
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: nie wiem, jak to nazwać - zagrożenie życia?
Notka autorska: W jednej części "Listów do nocy i dni" było wspomniane, że Shougo przestraszył się o Chisę i to zainspirowało mnie do napisania tej miniaturki.



Siedzę pod ścianą. Chyba myślisz, że nic nie słyszę, ale ja słyszę doskonale. Ściany są cienkie. Mam dobry słuch.
Słyszę twój urywany oddech. Słyszę, jak przerzucasz przedmioty. Znowu zapomniałeś, gdzie położyłeś inhalator?
Może powinienem opowiedzieć o tym Chobiemu? Może obaj się wtedy ogarniecie. Zanim was zatłukę. Bo jak tak dalej pójdzie, to w końcu skończycie martwi, a ja będę stał nad waszymi ciałami, śmiejąc się jak opętany.
Słyszę łupnięcie i jakiś brzdęk. To już jest niepokojące. Bardzo niepokojące. Piszę tylko krótkiego smsa do Naoto, żeby się nie zdziwił, jeśli znowu będę potrzebował seksu na odprężenie przez ciebie, po czym idę do twojego pokoju.
Właściwie, to miałem zamiar cię zwyzywać. Że znowu się szamoczesz i że tak nie można i...
I nie wiem, co jeszcze chciałem zrobić. Ale nie wpadłem na to, że będę teraz stał w progu twojego pokoju, patrząc, jak praktycznie bez życia i z sinymi ustami leżysz na podłodze.
Cholera. Jasna.
Pewnie znowu będziesz mamrotać, że szpital ci niepotrzebny. Jak dobrze, że te wszystkie schowki na leki od zawsze masz takie same.
TYLKO PRZESTAŃ GUBIĆ TEN INHALATOR, BO NASTĘPNYM RAZEM CIĘ TĄ STRZYKAWKĄ ZADŹGAM.
Pytasz, co się stało. Też pytam, co się stało. Tuląc cię w ramionach, jak młodszego brata, który przed chwilą przyprawił mnie o zawał.
Głupi Chisa. Głupi, głupi, głupi Chisa. Idiota.
Chobi też jest idiotą.
Wszyscy jesteśmy.
Słyszę dźwięk przekręcanego klucza w zamku.
Naoto staje w progu twojego pokoju. Patrzy na zapłakanego mnie i na ciebie, spokojnie już oddychającego. Tylko wzdycha przeciągle i pyta, czy zabrać cię do szpitala.
Oczywiście twierdzisz, że nie.
Że wszystko jest w porządku.
Od kilku miesięcy tak twierdzisz.
A w sumie, to od zawsze.
Jedynie Chobi potrafił wyciągnąć z ciebie, co cię trapi.
...
...przysięgam, że kiedyś was za to wszystko utopię!
The end