Pairing: Soan&Hitomi
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj, romans
Ostrzeżenia: brak
Notka autorska: Dzisiaj jest DZIESIĄTA rocznica dnia, w którym zaczęłam słuchać japońskiej muzyki, więc macie prezent z tej okazji. XD
Każdy człowiek, idąc przez życie, słyszy o sobie wiele różnych opinii, często zupełnie odmiennych. Ja nie jestem wyjątkiem.
Jedni uważają mnie za człowieka o złotym sercu, który martwi się o fanów, jest pocieszny i kochany, chroni wszystkich za wszelką cenę i muchy by nie skrzywdził.
Inni zaś najchętniej posłaliby mnie do piekła za sam fakt, że oddycham. Nazywają mnie demonem, który zniszczył swój zespół i egoistą żerującym na śmierci swojego przyjaciela.
Kto tak naprawdę ma rację? Myślę, że obie te opinie spotykają się gdzieś pośrodku i w taki sposób powstaje prawdziwy ja, który każdego może potraktować jak cenny skarb albo szmatę do podłogi. Bo, może to być dla wszystkich zaskoczeniem, ja też jestem człowiekiem. Też czuję, myślę, jem, płaczę i uprawiam seks. Nie jestem jakimś wytworem nadprzyrodzonym. Po prostu żyję i popełniam błędy. Jak każdy.
Ale szczerze mówiąc, mało mnie obchodzą opinie innych. Zamykam więc laptopa, przeciągam się na krześle i patrzę w sufit, uśmiechając się lekko tajemniczo.
Po co mi oni, kiedy mam ciebie? Wiem, wiem. Brzmi to patetycznie i banalnie, jakby to nie były moje myśli, tylko durne opowiadanie pisane przez pierwszą grupę fanek. Kocham fanki, serio. Fanów też. Ale na bogów, niech nie uważają się za takich znawców naszych umysłów...
Zamykam oczy i widzę pod powiekami twój uśmiech. Jak wyprowadzasz Maa-kuna na spacer, a ja spoglądam na was przez okno, popijając poranną kawę i poprawiając okulary na nosie, by zaraz wziąć się do pracy. Jak krzątasz się po kuchni, gotując coś pysznego na obiad. Jak patrzysz na mnie ze zdziwieniem, kiedy trzeci dzień z rzędu sprzątam, bo ty już uważasz, że z tej podłogi można jeść. Guzik prawda, trzeba ją umyć raz jeszcze. Jak obserwujesz mnie, gdy postanawiam naprawić zmywarkę, co kończy się tym, że kopie mnie prąd i daję sobie spokój, a ty masz ubaw jeszcze przez długi, długi czas. I w końcu, jak zasypiasz obok mnie. Obserwujesz mnie, a ja bardzo dobrze zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie chcę ci psuć zabawy. Wolę, jak myślisz, że moje powieki nie są wcale uchylone i nie obserwują z uwagą, co za chwilę zrobisz.
Otwieram oczy, słysząc kroki za sobą. Stawiane z gracją, powoli, bez pośpiechu. Odchylam się na krześle i patrzę w te twoje smutne oczy, w których kryje się diabeł wcielony.
- Hej, Fumi - rzucasz krótko, żeby zaraz potem mnie pocałować, a ja stwierdzam, że nie powinienem przepuszczać takiej okazji.
I kiedy zasypiasz obok mnie po tym, jak przyprawiłem cię o parę chwil rozpustnej rozkoszy, stwierdzam, że naprawdę nic mi więcej do szczęścia nie trzeba.
No, może oprócz miseczki truskawek, kolorowego drinka i paczki papierosów.
The end